Don Garcja z Nawary/Akt czwarty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Molier
Tytuł Don Garcja z Nawary
Podtytuł Czyli zazdrosny książę
komedja heroiczna w 5 aktach
Pochodzenie Dzieła / Tom drugi
Wydawca Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska«
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom drugi
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT CZWARTY.
SCENA PIERWSZA.
DONA ELWIRA, DON ALWAR.

DONA ELWIRA:
Przestań, Alwarze, porzuć daremne wyrazy,
Któremi chciałbyś zatrzeć pamięć tej obrazy;
Takiej rany w mem sercu nic już nie uleczy,
I próżne są starania oddane tej pieczy.
Mniema, iż mnie udaną pokorą rozbroi;
Nie, nie: zbytnio nadużył już dobroci mojej;
I wszystkie żale, które twe chęci usłużne
Niosą w jego imieniu, wierzaj mi, są próżne.
DON ALWAR:
Pani, litość nań patrzeć. Nigdy jeszcze pono
Niczyja dusza tak się nie czuła skruszoną,
I gdybyś mogła widzieć go w takiej godzinie,
Z pewnością zapomniałabyś o jego winie.
Wszakże książę jest w wieku, w którym zbyt pochopnie
Dusza gwałtownych uczuć zbiega wszystkie stopnie,
I w którym krew, co wrzącym płomieniem wybucha,
Nie zwykła roztropności głosom dawać ucha.
Don Lope, wszelkie tropiąc skwapliwie pogłoski,
Podsunął panu swemu te krzywdzące wnioski;
Wieść dość mętna, co, wkradłszy się niepostrzeżenie,
Uprzedziła hrabiego sekretne zjawienie,
Obwiniła i ciebie, pani, że, z swej strony,
Popierałaś ów przyjazd, przed księciem tajony.
Książę uwierzył wieści: stąd gniew ten zajadły,

Stąd słowa, co z ust jego tak niebacznie padły.
Lecz dzisiaj już zawrócił na szaleństwa drodze,
Poznał, pani, jak bardzo cię ukrzywdził srodze,
I, pędząc precz oszczercę, chce ci, pani, dowieść,
Jak cierpi, iż mógł wierzyć w tę niecną opowieść.
DONA ELWIRA:
Hm, zbyt rychło uwierzył coś w niewinność moją;
Tak łatwo podejrzenia rany się nie goją:
Powiedz mu, że na wiarę gdy chce się tak silić,
Niech się nie spieszy zbytnio, by się nie omylić.
DON ALWAR:
Księżniczko...
DONA ELWIRA:
Don Alwarze, nie ciągnijmy dłużej
Rozmowy, co zarazem drażni mnie i nuży,
Do współczucia niewoląc, zaiste nie w porę,
Me serce, co od innych zgryzot dość jest chore.
Ach, tak; cięższe strapienia dziś noszę w swem łonie,
I wieść o mej dostojnej przyjaciółki zgonie
Tak wyłączne do mojej żałości ma prawo,
Ze nie chcę jej zamącać żadną inną sprawą.
DON ALWAR:
Wieść ta może okazać się fałszywą jeszcze;
Wyroki zaś twe, pani, księciu tak złowieszcze...
DONA ELWIRA:
Jakąbądź go zgryzotą te wyroki ranią,
Zawsze mniejszą jest ona, niż zasłużył na nią.


SCENA DRUGA.
DONA ELWIRA, ELIZA.

ELIZA:
Czekałam aż odejdzie, pani, by ci wieści
Przynieść, co może będą pociechą w boleści,

Albowiem się domyślać mam ważne przyczyny.
Iż wnet coś usłyszymy o losach hrabiny.
Przybył tu rycerz jakiś: z czem, mówić się wzbrania
przez swych ludzi żąda twego posłuchania.
DONA ELWIRA:
Niechaj więc stanie tutaj, choćby w tej godzinie.
ELIZA:
Lecz on chce być przyjętym przez panią jedynie;
przez swojego giermka żąda nieodbicie,
Aby sam na sam z tobą mógł widzieć się skrycie.
DONA ELWIRA:
Niech i tak będzie; musi mieć powody swoje;
Spraw, by w ukryciu dostał się na me pokoje.
Ha, jak mi pilno ujrzeć już tego człowieka;
O nieba! radość-li mnie, czy też smutek czeka?


SCENA TRZECIA.
DON PEDRO, ELIZA.

ELIZA:
Gdzież więc...
DON PEDRO:
Czy mnie przyżywasz pani najłaskawiej ?
ELIZA:
Gdzież się ukrywa pan twój?
DON PEDRO: W pobliżu tu bawi.
Czy mam go przyprowadzić?
ELIZA: Tak jest, niechaj spieszy;
Powiedz, że swem przybyciem mą panią ucieszy,
I że go żadne ludzkie oko nie dośledzi.
Sama. Nie wiem, co na dnie całej tajemnicy siedzi,
czemu nieznajomy ów pragnie tak skrycie..
Otóż i on sam,


SCENA CZWARTA.
DONA INEZ przebrana za mężczyznę, ELIZA.

ELIZA:
Panie, na wasze przybycie
Już wszystko... Lecz co widzę? Pani!... w jakiej dobie.
DONA INEZ:
Nie chciej dony Inezy widzieć w mej osobie
I pozwól, bym w boleści pogrążona świeżej,
Własny zgon opłakała wprzódy jak należy.
Dzięki temu podejściu, cudem niesłychanym,
Uszłam pościgu krewnych, związanych z tyranem;
Przez ten podstęp, me serce uniknąć zdołało
Małżeństwa, co mu śmiercią było i zakałą;
I dziś, dzięki pogłosce tej i w szacie męskiej,
Mogę kryć się, czekając katów moich klęski,
I chroniąc się ich pomsty, co w pogoni srogiej
Mogłaby wam na głowę ściągnąć moje wrogi.
ELIZA
Przy ludziach me zdumienie wszystkoby zdradziło.
Lecz spiesz, hrabino, aby nowiną tak miłą
I widokiem, co w świeże powaby cię stroi,
Pocieszyć srogą żałość biednej pani mojej.
Oczekuje cię sam a: wszystko zarządzone,
By nikt zbyteczny kroków nie zwrócił w tę stronę.


SCENA PIĄTA.
DON ALWAR, ELIZA.

ELIZA:
Lecz cóż to! Wszak don Alwar...
DON ALWAR: Książę śle mnie oto,
Abyś się zlitowała nad jego zgryzotą.
O życie idzie; żalów jego nie ukoim
Jeśli, piękna Elizo, wprędce wpływem swoim,
Posłuchania... Lecz oto sam tutaj przybywa.


SCENA SZÓSTA.
DON GARCJA, DON ALWAR, ELIZA.

DON GARCJA:
Ach niechaj cię poruszy ma boleść straszliwa,
Elizo; chciej dopomóc biednej mojej duszy,
Rzuconej dziś na pastwę okrutnych katuszy.
ELIZA:
Na ową boleść, książę, co serce twe tłoczy,
Inaczej patrzą moje niż mej pani oczy;
Lecz tak już jest u ludzi, że, niebios wyrokiem,
Każdy na świat spogląda własnym jeno wzrokiem:
Gdy zatem ona bierze do serca tak żywo
Twą zazdrość, iż jej zbrodnią zdaje się straszliwą,
Jabym, na miejscu księcia, uległa w tym względzie
I starała hamować się w swoim zapędzie.
To pewna, że kochanek dobrą kroczy drogą,
Biorąc czucia, co miłej podobać się mogą,
I sto usług mniej sprawi, niż poddanie takie
Co każe wierzyć w dwojga serc bicie jednakie;
Takie związki najsilniej jednoczą, to pewne;
I to najmilszem, co nam zdaje się pokrewne.
DON GARCJA:
Wiem o tem; lecz, niestety, mocniejsze tu prawa
Sprawiają, iż zamiarom serce w poprzek stawa;
I, mimo wszelkich starań, wciąż srożą się we mnie
Burze, którym opierać silę się daremnie.
Jakkolwiek ta niewdzięczna równie jak zuchwała,
W rywala obecności płomień mój zdeptała,
I sama okazała mu czułości tyle,
Że wspomnienie to duszę mą nęka co chwilę,
Lecz, żem dał ucho wieści, oszczerczej w połowie,
Mniemając iż w tej rzeczy ona była w zmowie,
Zbyt wielki czułbym ciężar, gdybym, tej godziny,
Miał się rozstać z księżniczką z uczuciem mej winy.
Tak, chcę, jeżeli czeka nas owo zerwanie,

By jej dziełem jedynie było co się stanie:
I tłómacząc się z mojej niewczesnej żywości,
Chcę niewdzięczność jej odrzeć z pozorów słuszności.
ELIZA:
Pozwól wprzód, książę, by jej wzburzenie ucichło,
I nie staraj się widzieć z księżniczką zbyt rychło.
DON GARCJA:
Ach, daj mi ją oglądać, jeśliś mi życzliwą;
To łaska, której dusza ma nazbyt jest chciwą;
I nie odejdę póty, póki z ust jej o tem...
ELIZA:
Książę, racz mnie posłuchać, odłóż to na potem.
DON GARCJA:
Nie, nie, muszę oglądać ją jeszcze w tej dobie.
ELIZA na stronie.
Trzeba go stąd oddalić w jakimbądź sposobie;
Niech więc księżniczka sama wstępu mu zabroni.
Do don Garcji:
Zaczekaj zatem, książę; wraz pospieszam do niej.
DON GARCJA:
Powiedz jej, że wygnanie stało się już karą
Tego, co serce moje zatruwał niewiarą;
Że don Lope...


SCENA SIÓDMA.
DON GARCJA, DON ALWAR.

DON GARCJA spoglądając w drzwi, które Eliza
zostawiła uchylone. O Nieba! com ujrzał w tej chwili!
Czy mnie zmysły nie łudzą! Czy mnie wzrok nie myli?
Ach, nie! niedoli mojej to świadek zbyt wierny!
To kres ostatni mojej męczarni bezmiernej!
Oto cios, co przeczucia me spełnił złowieszcze!
I kiedy podejrzenia czułem w piersiach dreszcze,

To snać niebiosy same zbyt wyraźnym głosem
Wróżyły to, co dzisiaj stało się mym losem.
DON ALWAR:
Coś ujrzał, panie, co cię tak srodze porusza?
DON GARCJA:
Coś, czego nie jest zdolną pojąc moja dusza;
Żadna przyrody wściekłość, żaden wybryk losu
Nie mogłyby mi zadać tak strasznego ciosu.
Skończone... los mój cały... wiara moja... prysły.
DON ALWAR:
Panie, staraj się zebrać choć na chwilę zmysły.
DON GARCJA:
Widziałem... Boże!
DON ALWAR:
Panie!... silę się daremnie...
DON GARCJA:
Ja tego nie przeżyję; dech zamiera we mnie.
DON ALWAR:
Lecz cóż mogło...
DON GARCJA:
Ha! pytasz?... To już cios ostatni,
Jestem złamany; zginąć mi przyjdzie w tej matni:
Mężczyzna... nim wymówię, serce z bólu skona!
Mężczyznę... tam... Elwira tuliła w ramiona!
DON ALWAR:
Panie, cnota księżniczki cień myśli zbyt śmiałej...
DON GARCJA:
Ha! nie przecz temu, na co me oczy patrzały,
Don Alwarze: zniweczyć wszak niema sposobu
Widoku, co mnie będzie ścigał aż do grobu.
DON ALWAR:
Panie, zdarza się czasem, iż prawdy ni cienia
Niema w tem, co nam zmysłów stręczą urojenia,
Uwierzyć, by ta dusza, cnoty niepośledniej,
Mogła się...

DON GARCJA:
Don Alwarze, dosyć mi tych bredni;
W takiej chwili mnie żadna rada nie ukoi,
I nie chcę innych rajców prócz wściekłości swojej.
DON ALWAR na stronie:
Trzeba ustąpić jego furji zbyt gwałtownej.
DON GARCJA:
To cios nad siły moje, straszny, niewymowny!
Lecz trzeba zbadać kto to, i skarać tą ręką...
Ona. Zdołasz-li, serce, zawładnąć swą męką?


SCENA ÓSMA.
DONA ELWIRA, DON GARCJA, DON ALWAR.

DONA ELWIRA:
I czegóż żądasz, książę? po zniewadze swojej
W jakich błaganiach jeszcze śmiesz szukać ostoi?
Z jakąż nadzieją tutaj przybywasz zwodniczą
I co jeszcze obwieścić mi twe usta życzą?
DON GARCJA:
Że wszystkie najczarniejszych występków przykłady
Bledną wobec obrazu twej nikczemnej zdrady;
Że ani Bóg na niebie, ni z piekieł szatani
Gorszego nie wydali potwora od pani.
DONA ELWIRA:
Ha, skruchy spodziewałam się posłyszeć słowa,
Lecz, widzę, co innego zwiastuje ta mowa.
DON GARCJA:
Tak jest, i pewnie panią nie mało zaskoczy,
Ze w twych ramionach zdrajcę dostrzegły me oczy,
Ze, przez drzwi uchylone, dał mi los złowrogi
Świadomość mojej nędzy, a twej hańby srogiej.
Czy to szczęsny kochanek tak rychło powrócił,
Lub inny rywal chwilę tęsknoty ukrócił?
O nieba! dajcie memu sercu dosyć siły,

By go na miejscu takie ciosy nie dobiły!
A ty! rumieniec wstydu niech ci spłoni lica,
Że już zdrad twoich wyszła na jaw tajemnica.
Oto, czemu niepewność żyła w sercu mojem,
Oto, co je karmiło ciągłym niepokojem,
Czemu, jadem posądzeń zawczasu zatruty,
Niewiary na mą głowę ściągałem zarzuty,
I mimo twą w obłudy sztuce biegłość całą,
Me serce złem przeczuciem oddawna już drżało.
Lecz nie sądź, pani, iż me uczucia zdeptane
Spokojnie zniosą z rąk twych tę haniebną ranę;
Wiem, że miłość swą wolą rządzi się jedynie;
Że równie bez rozkazu rodzi się jak ginie;
Że do serca gwałt żaden drogi nie otwiera,
Bo swego samo pana, kędy chce, obiera;
Toteż, nie miałbym prawa do najmniejszej skargi,
Gdyby niezmienną prawdę głosiły twe wargi,
Wówczas, choćbym w uczuciach swych doznał odprawy,
Na losbym się mógł tylko skarżyć niełaskawy.
Lecz wzajemności łudzić mnie pozorem zwodnym,
Aby później oszukać podstępem niegodnym,
Dla takiej zdrady niema pomsty zbyt surowej,
I gniew mój się na wszystko ważyć dziś gotowy.
Tak, wszystkiego się lękaj po takiej zniewadze,
Bo nad mem uniesieniem straciłem już władzę;
Ze wszystkich stron zdradzona, zdeptana niegodnie
Miłość moja poszuka pomsty za tę zbrodnię;
Pragnieniu zemsty wszystko w tej chwili poświęcę,
A potem mąk mych koniec znajdę w własnej ręce.
DONA ELWIRA:
Czy dość długo cierpliwość ma była powolną,
I czy teraz, z kolei, mnie przemówić wolno?
DON GARCJA:
Jakież wykręty znajdziesz, ty, co bez sumienia...
DONA ELWIRA:
Jeśli masz jeszcze, książę, coś do powiedzenia,

Możesz jeszcze dorzucić; zamilkną z ochotą;
Jeśli nie, ja znów, książę, proszą ciebie o to
Byś mnie zechciał przez chwilą wysłuchać w cichości.
DON GARCJA:
Słucham tedy. O Boże! daj mi cierpliwości.
DONA ELWIRA:
Powściągam gniew swój, aby, bez słusznej urazy,
Odpowiedzieć na twoje szalone wyrazy.
DON GARCJA:
Bo widzisz pani dobrze...
DONA ELWIRA: Ja słuchałam pana
Dopókiś zechciał: pragną więc też być słuchana.
Podziwiam moje losy, i chyba na ziemi
Nie było nic, co równać mogłoby się z niemi;
Nic, coby było równie niepojęte, dziwne,.
I wręcz wszystkim rozumu prawidłom przeciwne.
Oto kochanek, który, niczem niezrażony,
Sili się, by, czem może, zranić mnie z swej strony;
Co, przy miłości która rzekomo nim włada,
Najmniejszego szacunku dla mnie nie posiada,
Co nie raczy mieć względu dla mnie chociaż tyle,
Iżby chciał o godności mej pomnieć na chwilą,
I, na tą chwilą bodaj, wahać się z wyborem
Pomiędzy moją hańbą, a mylnym pozorem.
Tak, patrzę...
Don Garcja okazuje chęć przerwania jej.
Proszę, książę, zechciej być cierpliwy.
Patrzą na los mój bardzo, bardzo nieszczęśliwy,
Ze ten, który mnie kocha i który z ochotą,
Choćby świat cały rzucał na mą sławą błoto,
Mego obrońcy winienby pochwycić prawo,
Ten najsrożej się znęca nad mą czcią i sławą;
Nie uroni przed światem sposobności cienia,
By mnie krzywdzić przez swoje niskie podejrzenia;
Ba, więcej! od posądzeń do wybuchów skory,
Do najsroższych jest zniewag gotów każdej pory.

Miast czynić jak kochanek, co, nad wszystko w świecie,
Lęka się krzywdę zrobić wielbionej kobiecie,
Co skarży się łagodnie i ze czcią nieśmiałą
Stara się przejrzeć, co mu niejasnem się zdało,
On, w posądzeń swych szale nie zważając na nic,
W zniewagach swych ostatnich już dochodzi granic.
Lecz nie chcę dzisiaj patrzeć z sercem nieugiętem
Na szaleństwo, co winno mnie przejąć dlań wstrętem,
I, w dobroci mej, daję mu sposób, co zmienia
Nową obrazę w środek do jego zbawienia.
Ten, którym właśnie zniosła, twój wybuch zuchwały,
Wynikł z tego, co oczy twe cudem ujrzały:
Temu coś widział, przeczyć ja zgoła nie myślę,
I nie dziw, że zbudziło troskę w twym umyśle.
DON GARCJA:
A czyż nie...
DONA ELWIRA:
Jeszcze chwilkę wysłuchaj z spokojem,
A dowiesz się niezwłocznie o wyroku moim.
Wraz ujrzym, jakim losy nasze pójdą biegiem.
Stoisz oto, mój książę, nad przepaści brzegiem;
I wedle tego jaki twój wybór dziś będzie,
Lub cię głębiej w nią strąci, lub z niej wydobędzie.
Jeśli, mimo powodów słusznego zdziwienia,
Zdołasz się wszelakiego wyrzec podejrzenia,
I nie zażądasz innych prób, niż słowo moje,
By uśmierzyć swej duszy próżne niepokoje;
Jeśli, n a mej jedynie polegając wierze,
Uznasz niewinność moją pokornie i szczerze,
I depcąc tę nieufność co duszą twą włada,
Uwierzysz w to, co serce ci moje powiada,
Ta uległość, to korne poddanie swych myśli,
Pamięć minionych zbrodni w mej duszy wykreśli;
Cofnę natychmiast wyrok ów, który w tej dobie
W słusznym gniewie wyrzekłam, książę, przeciw tobie,
I, gdy mi wolno będzie szukać kiedy związków,

Nie depcąc urodzenia swego obowiązków,
Me serce, twą ufnością ujęte, gotowo
Miłości twej dać w zakład przyrzeczenia słowo.
Lecz, niechaj książę teraz dobrze słuchać raczy:
Jeśli tak mało dla cię ta ofiara znaczy,
Iż zawahasz się, w nowej zazdrością wybuchu,
Poświęcić mi jad zwątpień co zlągł się w twym duchu,
Jeśli ci za ufności nie starczy ostoję
Ani krwi mej dostojność, ani słowo moje,
Jeśli niewiara owa, co w sercu twem gości,
Zażąda jawnych oznak mojej niewinności,
I zmusi mnie, bym dała świadectwo niezbite,
Żeś niesłusznie znieważył bezbronną kobietę,
Gotowam na to: wyrok twój będzie spełniony;
Lecz nic więcej nie żądaj już, książę, z mej strony,
Praw twych do mnie tem samem zrzekasz się na zawsze,
I gotowam tu złożyć przysięgi najkrwawsze,
Że, jakiebądź mi losy na ziemi pisane,
Raczej śmierć ponieść zdołam, niż twoją zostanę.
Otom ci nakreśliła jasno drogi obie:
Teraz możesz wybierać w którym chcesz sposobie.
DON GARCJA:
Wielkie nieba! czyż były na świecie przykłady
Tak chytrego podejścia i tak niecnej zdrady?
Wszystkie piekielnych kunsztów najczarniejsze złości
Czemże są wobec takiej szpetnej przewrotności?
Ha, czyż kto znalazł sposób, aby czyjeś serce
W straszliwszej, okrutniejszej pogrążyć rozterce?
Och, jak ty dobrze umiesz używać w potrzebie
Tej słabości bezmiernej, jaką mam dla ciebie;
Jak umiesz na swą korzyść zwracać czucie owo,
Co z twych zdradzieckich oczu wciąż czerpie moc nową!
Nie mając już wykrętów, zaczyna się sprzeczki,
W łaskawem przebaczeniu szuka się ucieczki.
Z swej udanej słodyczy ukułaś zabawkę,
By zająć mnie nią w chwili gdym wykrył twą sprawkę;

Swym misternym wyborem i serca ofiarą
Pragniesz zasłonić zdrajcę przed pomstą i karą;
Tak, pragniesz mnie odciągnąć przez sztuczki tak grube
Od światła co przynosi ci niechybną zgubę;
I dusza twoja, biorąc niewinności maskę,
Godzi się wyjaśnienia udzielić mi łaskę,
Pod warunkiem, na który — o to właśnie chodzi —
Mniemasz, iż serce moje nigdy się nie zgodzi.
Lecz w tej sprawie zawiedzie twoją ufność ono:
I owszem, racz wystąpić z tą słynną obroną
Chcą wiedzieć, jakim cudem, jakiem kłamstwem śmiałem
Zdołasz usprawiedliwić to, na co patrzałem.
DONA ELWIRA:
Pomnij więc, że, kierując w ten sposób tą sprawą,
Na zawsze do Elwiry serca tracisz prawo.
DON GARCJA:
Zgoda: wszystko przyjmują; po tem co się stało,
Strata ta dla mych uczuć stanowi dość mało.
DONA ELWIRA:
Pożałujesz, że zmuszasz mnie do tego środka.
DON GARCJA:
Nie, nie, twa sztuczka z godną się odprawą spotka.
To mnieby należało przestrzec panią raczej,
Że innemu tu dola żałosna się znaczy,
I bądź pewna, że zdrajca, kimkolwiek jest zgoła,
Życia przed mą wściekłością ocalić nie zdoła.
DONA ELWIRA:
Nie! dość już tej słabości! zbyt długo już muszą
Dumie swojej zadawać tak ciężkie katusze:
Zostawmy niewdzięcznika: i, w szału godzinie,
Skoro sam pragnie ginąć, pozwolmy, mech ginie.
Elizo! do don Garcji: Ujrzy książę to, czego wymaga;
Lecz przysięgam: to twoja ostatnia zniewaga.


SCENA DZIEWIĄTA.
DONA ELWIRA, DON GARCJA, ELIZA,
DON ALWAR.

DONA ELWIRA do Elizy:
Idź i wróć tu natychmiast z tą drogą istotą...
Spiesz, rozumiesz m nie: powiedz, że proszę ją o to.
DON GARCJA:
I ja zdołam...
DONA ELWIRA: Twój wyrok zostanie spełniony.
ELIZA na stronie, odchodząc:
Oto nowy szaleństwa dowód z jego strony.
DONA ELWIRA:
Staraj się jeno, książę, by w tak cnym zapale
Aż do końca się gniew twój utrzymał wytrwale;
A zwłaszcza pomnij dobrze, kosztem ceny jakiej
Zgodziłeś się okupić te prawdy oznaki.


SCENA DZIESIĄTA.
DONA ELWIRA, DON GARCJA, DONA INEZ
w męskiem przebraniu, DON ALWAR, ELIZA.

DONA ELWIRA do don Garcji, wskazując mu
donę Inez:
Oto masz tu przed sobą przedmiot, Bogu dzięki,
Co źródłem twoich szaleństw, a mojej udręki.
Czy jeszcze teraz zazdrość twoja się odważy
Przeczyć, że donę Inez poznaje w tej twarzy?
DON GARCJA:
O nieba!
DONA ELWIRA: Zaś, jeżeli wściekłości twej siła
Nawet wzroku twojego użytek zmąciła,
Innych oczu poradzić się będzie najprościej,
Które ci nie zostawią żadnej wątpliwości.
Śmierć jej podstępem była jeno, co ją chroni

Od niecnych prześladowców wytrwałej pogoni;
I, pod takiem przebraniem, od pościgu zdala,
Odzyskaną swobodą cieszyć się pozwala.
Do dony Inez.
Wybacz, hrabino, jeśli, udręczona srodze,
Zdradzam twe tajemnice i ufność zawodzę:
Ale zuchwalstwo księcia, istotnie bez granic,
Czynom moim swobody nie zostawia na nic,
I ma cześć, posądzeniem ustawnem ścigana,
Wciąż musi świadectw szukać dla oczu tyrana.
Uścisk nasz, pochwycony przez niego ukradkiem,
Tysiącznych zniewag dla mnie stał się dziś zadatkiem.
Do don Garcji:
Tak, oto jest przyczyna twej wściekłości całej,
Oto dowód, którego żądałeś, zuchwały!
Niechaj więc przemoc twoja tryumfem się poi,
Ze otrzymałeś światło wedle woli swojej;
Lecz wiedz, że w sercu mojem odtąd już na zawsze
Zniewagi tej pociski utkwiły najkrwawsze,
I że, jeśli naruszę kiedy ślub mój święty,
Niechaj mnie wiecznie ściga gniew niebios zawzięty,
Niech od piorunu w proch się rozsypie ma głowa,
Gdybym kiedy wysłuchać cię była gotowa!
Chodź, hrabino, uchodźmy z tych miejsc, gdzie, jak zmora,
Ciąży na nas spojrzenie wściekłego potwora;
Uchodźmy, i na wieki trzymajmy się zdała
Od poczwary, co wszystko jadem swoim kala,
I w modlitwie do niebios skupmy wszystkie siły,
Aby nas z ręki jego rychło wyzwoliły.
DONA INEZ:
Książe, twoje krzywdzące posądzenie padło
Na nieskalane cnoty niewieściej zwierciadło.


SCENA JEDENASTA.
DON GARCJA, DON ALWAR.

DON GARCJA:
Jakże żałosna jasność owładła mym wzrokiem,
Zanurzając me zmysły w zdrętwieniu głębokiem,
I zostawiając mojej udręczonej duszy
Jeno smutną świadomość wieczystej katuszy.
Ach, don Alwarze, słuszną była twoja rada,
Lecz snać piekieł mnie samych opętała zdrada,
I snać ich wolą było, w tej straszliwej dobie,
Bym najcięższego wroga odnalazł sam w sobie.
Cóż mi z tego, zaprawdę, iż mej duszy wnętrze
Miłości przepełniają żary najgorętsze,
Jeśli ciągłem szaleństwem, co szczęście me grzebie,
Zdołam jeno nienawiść jej ściągnąć na siebie?
Trzeba, trzeba mi pomścić moim słusznym zgonem
Tę zniewagę spełnioną w zapędzie szalonym.
I cóż mi pozostaje zresztą w tej godzinie?
Straciłem to, dla czego żyć chciałem jedynie;
Jeśli mogłem się wyrzec całej swej nadziei,
Czemużbym nie miał życia wyrzec się z kolei?
DON ALWAR:
Panie...
DON GARCJA:
Nie, don Alwarze, mówiłbyś daremnie:
Postanowienia tego nic nie wzruszy we mnie.
Lecz trzeba, bym krwi własnej wylewając strugi,
Oddał księżniczce jakieś wspaniałe usługi;
W tej szlachetnej pobudce pragnę szukać zatem
Sposobów, jak mam chlubnie rozstać się z tym światem;
Czynem potężnym sprawić, aby moją panią
Żal zdjął za mną choć trochę, gdy już legnę za mą,
I aby pomyślała, widząc się pomszczoną:
„Nazbyt gwałtowna miłość strawiła to łono“.
Trzeba, aby w tej chwili ma pomsta skrzydlata,

Cios śmiertelny wraziła w piersi Moregata,
I by ten czyn, co godny jest zaiste męża,
Ziścił się, nim Kastylia dobędzie oręża.
W ten sposób, co podwójnie chęć moją rozpala,
Zdołam wydrzeć tę chwałę nadziejom rywala.
DON ALWAR:
Gdybyś tego dokonał, książę, wówczas, myślę,
Że pamięć krzywd-by zbladła w księżniczki umyśle;
Lecz narażać się...
DON GARCJA: Dalej! Wkrótce świat zobaczy,
Do czego zdolnem serce w nadmiarze rozpaczy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Molier i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.