Don Garcja z Nawary/Akt drugi

<<< Dane tekstu >>>
Autor Molier
Tytuł Don Garcja z Nawary
Podtytuł Czyli zazdrosny książę
komedja heroiczna w 5 aktach
Pochodzenie Dzieła / Tom drugi
Wydawca Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska«
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom drugi
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT DRUGI.
SCENA PIERWSZA.
ELIZA, DON LOPE.

ELIZA: Bądź co bądź, to że książę wstąpił na tę drogę,
Temu, wyznaję, nazbyt dziwić się nie mogę;
Że dusza, którą miłość namiętna rozpala,
Może dręczyć się troską o swego rywala,
Że obawy nurtują wciąż ją nieustanne,
To ani zbyt szczególne, ani zbyt naganne:
Co mnie dziwi, don Lope, to to, że, jak słyszę,
Tyś twórcą tej zazdrości którą książę dysze,
Że ty ją w nim podsycasz i że twoją sprawą
Sieć posądzeń, co ciągłą dręczy go obawą.
Powtarzam więc, don Lope, nie dziwię się wcale,
Gdy serce kochające brnie w podejrzeń szale,
Lecz, nie kochając, kalać się zazdrości jadem,
To nowość, której jesteś ty pierwszym przykładem.
DON LOPE:
Być może, iż ten sposób zadziwiłby wielu,
Lecz każdy szuka drogi do własnego celu;
I, zdeptany przez ciebie w tkliwszem przedsięwzięciu,
Chcę choć rolę dworaka dobrze grać przy księciu.
ELIZA:
Lecz czy wiesz, że, on przegra z kretesem swą rolę,
Jeśli go będziesz trzymał w tem obłędnem kole?
DON LOPE: I czegóż nam, urocza Elizo, przystoi
Szukać u możnych, jeśli nie korzyści swojej ?
Któż widział kiedy w świecie, aby dworak prawy

Ganił swych panów błędy lub zdrożne zabawy,
I pytał, czy pochlebstwem swojem im zaszkodzi,
Byle jemu los w zamian uśmiechnął się słodziej?
Cobądź czyni, ich laskę jeno ma na celu;
Do niej dobić się stara śród łaknących wielu;
Któż zaś do łaski owej ma dotrzeć najprościej,
Jak nie ten, co pochlebia każdej ich słabości,
Kto ślepym chwalcą wszystkich ich zachceń się stawa,
W niczem sobie do krytyk nie przyznając prawa:
Oto sposób, by zyskać wraz mir i podziękę.
Rozsądne rady rzadko bywają na rękę,
I powiernik, co zwierzeń pańskich nie pochwala,
Wnet od ufności jego spostrzeże się zdala.
Słowem, do łaski pańskiej jeden wiedzie mostek:
To jest, korzystać z wszystkich dostojnych słabostek,
Schlebiać błędom, i nigdy, by w najlżejszy sposób,
Nie zdradzić się z przyganą dla ich ważnych osób.
ELIZA:
Tak; jakiś czas zwyciężać te zasady mogą;
Lecz nieraz już odmienną rzeczy poszły drogą;
I, mimo wszelkie sztuczki i podszepty chytre,
Błysk światła może wniknąć w głowę strojną w mitrę,
I przedstawiając jasno pochlebców zasługi,
Pomścić krzywdy, zrządzone przez czas nazbyt długi.
Bądź co bądź, co do tego wątpliwości niema,
Iż zbyt dobitnie swoje tłómaczysz systema,
I że, zdradzone księciu, te wzniosłe pobudki
Łask jego pozbawiłyby cię w czas dość krótki.
DON LOPE:
Mógłbym poprostu zaprzeć, gdyby ktoś za zbrodnię
Chciał wziąć słowa, rzucone może zbyt swobodnie;
Lecz dyskrecję Elizy zbyt wysoko cenię,
Bym się obawiał o to poufne zwierzenie.
Cóż rzekłem wreszcie, czego świat nie wie bezemnie?
Co w tem jest, coby trzeba ukrywać tajemnie?
Bywają, prawda, smutne upadku przykłady

Tam, kędy ktoś chytrości ima się lub zdrady,
Lecz o cóż mam się lękać ja, że w każdej porze,
O dobro mego pana troskam się i trwożę,
I że, razem z nim, lubię rozstrząsać namiętnie
Podejrzenia, któremi myśl karmi zbyt chętnie?
On tem żyje: toż moich starań cel jedyny,
Aby dla jego obaw wyszukać przyczyny,
I znaleść choćby nawet pozory zwodnicze
Czegoś, z czem mógłbym spieszyć przed pańskie oblicze;
Gdy zaś nowiną jakąś, sprawiwszy się dzielnie,
Mogę spokojność jego ugodzić śmiertelnie,
Jakiż on łaskaw na mnie! jakże bez wahania
Umysł jego nieszczęsna truciznę pochłania,
I dziękuje mi za nią, jakgdybym w tej chwili
Radosną wieścią jakąś głaskał go najmilej.
Lecz otóż i mój rywal: zostawiam was razem,
Bo, choć łask twych przestałem łudzić się obrazem,
Zbyt przykroby mi było, gdybym był zmuszony
Patrzeć, jak on dowody ich czerpie z twej strony;
Wolę zatem oszczędzić sobie tej przykrości.
ELIZA:
Zapewne, że, tak czyniąc, postąpisz najprościej.


SCENA DRUGA.
DON ALWAR, ELIZA.

DON ALWAR:
Wreszcie przyszła wiadomość, iż sam król Nawary
Godzi się poprzeć wszelkie książęcia zamiary,
I że znacznym posiłkiem wspomóc się nie wzbrania
Tej wyprawy, do której księcia miłość skłania.
Dziwem przejmuje szybkość, z jaką się sposobi
Huf rycerski... Lecz oto....


SCENA TRZECIA.
DON GARCJA, ELIZA, DON ALWAR.

DON GARCJA: Co księżniczka robi?
ELIZA:
List pisze, mości książę; tak mniemam przynajmniej.
Zaraz się jej o księcia przybyciu oznajmi,
DON GARCJA:
Zaczekam tu, aż skończy.


SCENA CZWARTA.

DON GARCJA sam: Widoku jej bliski,
Czuję w mem sercu cierpień straszliwych pociski,
I naprzemian obawa, wściekłość i zwątpienie
Całe me ciało nagle przyprawia o drżenie.
Strzeż się, książę, w tych sprawach zbyt łacno nas może
Obłęd ślepych podejrzeń zewieść na bezdroże;
Strzeż się, aby twój umysł, przyćmiony obawą,
Twych omamionych zmysłów nie stał się zabawą;
Wezwij swą bystrość sądu i, z całym spokojem,
Sprawdź, czyli jest grunt pewny w posądzeniu twojem;
Nie odrzucaj nic zgoła, lecz strzeż się zarazem
Zamącić prawdę z góry powziętym obrazem;
Powściągnij dzikich szałów wybuchy jałowe
I odczytaj uważnie tę listu połowę.
Ach, czegóżby me serce, dreczone zbyt długo,
Nie oddało z ochotą za połówkę drugą?
Lecz co mówię! wystarczy to co trzymam w dłoni,
I patrząc na mą nędzę, trudno wątpić o niej.

„Jakbądż twój rywal, książę...
„Bardziej niż jego strzec się...

„I szał, co przyszłość naszą...
„Największą jest zaporą...

„Szczerze jestem płomieniom...
„Najwyższem szczęściem miłość...
„Dumę w mem sercu budzi...
„Lecz wstrętnym mi jest z swoją...

„Chciej więc zapałom swoim...
„Niech ich lot do rozsądku...
„Gdy serce me szczęśliwym...
„Czemuż, uparty książę...

Tak, wobec tego wszelkie wątpliwości gasną;
I serce jej i ręka zdradziły się jasno;
I, aby jej uczucia poznać w całej pełni,
To, co mam tutaj w ręku, starczy najzupełniej.
Bądź co bądź, trzeba działać ostrożnie i w ciszy:
Ukryjmy przed niewierną gniew co w sercu dyszy,
I nie zdradzając naszych podejrzeń przyczyny,
Próbujmy z ust jej własnych schwycić dowód winy.
Idzie: ha, czucia moje, zgińcie w mojem łonie,
Niech nic nie zdradzi ognia co w mem wnętrzu płonie.


SCENA PIĄTA.
DONA ELWIRA, DON GARCJA.

DONA ELWIRA:
Wszak sam książę zgodziłeś się zaczekać nieco?
DON GARCJA cicho na stronie:
Ha! Jak zręcznie ukrywa...
DONA ELWIRA: Wieści szczęsne lecą
Że król-ojciec pochwala, książę, twe zamiary,

By koronę nam wrócić i gród nasz prastary;
Dobra ta wieść radości sprawiła mi wiele.
DON GARCJA:
Wierz mi pani, że radość tę wraz z tobą dzielę;
Jednak...
DONA ELWIRA:
Tyran niełatwo odeprze swą władzą
Pioruny, co nad jego głową się gromadzą;
I śmiem żywić nadzieję, że taż sama siła,
Co mnie od gwałtu jego raz już ocaliła,
I z tych murów, wydartych jego własnej dłoni,
Uczyniła mi pancerz od jego pogoni,
Zdoła, całej Leony kończąc podbój krwawy,
Raz wtóry wyjść zwycięsko z rycerskiej zabawy.
DON GARCJA:
Wnet obaczym, czy skutek odpowie ochocie.
Lecz, jeśli laska, mówmy o innym przedmiocie.
Czy wolno mi zapytać cię, księżniczko miła,
Kogoś dotąd swem pismem obdarzyć raczyła,
Odkąd los cię w tych murach skazał na mieszkanie?
DONA ELWIRA:
Zkądże ta nagła troska i owo pytanie?
DON GARCJA:
Ot, czasem taka dziwna ciekawość przychodzi.
DONA ELWIRA:
Zwykle ciekawość taka z zazdrości się rodzi.
DON GARCJA:
Niesłusznie w tem zazdrości spostrzegasz oznaki;
Wszak twój zakaz mnie chroni od słabości takiej.
DONA ELWIRA:
Nie chcę więc znać twych przyczyn, ani pytam o nie
Dwa razy do hrabianki pisałam w Leonie,
Jak również do markiza Ludwika dwa razy.
Czy zadość chęciom twoim czynią te wyrazy?
DON GARCJA:
Do nikogo już więcej pani nie pisała?

DONA ELWIRA:
Nie; i nie wiem co znaczy ta mowa zbyt śmiała.
DON GARCJA:
Jeśli łaska, chciej pani być bardziej ostrożna;
Nieraz, z braku pamięci, fałsz popełnić moźna.
DONA ELWIRA:
Nie, książę, w takich rzeczach pamięć mnie nie myli.
DON GARCJA:
Zatem świadomie, pani, skłamałaś w tej chwili.
DONA ELWIRA:
Książę!
DON GARCJA:
Pani!
DONA ELWIRA:
Nie! dziś już wszystkie węzły prysły!
Powiedz mi, książę, czy ty postradałeś zmysły?
DON GARCJA:
Postradałem je, pani, w ów dzień nieszczęśliwy,
Gdym z ócz twych wypił kielich trucizny zdradliwej
I zaślepiony twoją obłudną słodyczą,
Za głos twych uczuć wziąłem chimerę zwodniczą.
DONA ELWIRA:
Lecz jakaż cię z mej strony dziś spotyka zdrada?
DON GARCJA:
Wiem, że obłudy sztuką nieźle pani włada;
Lecz próżno niech nie sili się twoja wymowa.
Rzuć okiem na to pismo: kto kreślił te słowa?
Nie widząc nawet reszty, zbyt łatwo odgadnę,
Do kogo się odnoszą te słówka układne.
DONA ELWIRA:
To jest zatem przyczyna twej całej udręki?
DON GARCJA:
Nie rumienisz się, widząc pismo własnej ręki?
DONA ELWIRA:
Nie zwykł się ten rumienić, na kim niema winy.

DON GARCJA:
Prawda, niewinność cierpi tutaj bez przyczyny!
Zatem, własnego listu zaprzesz się, zuchwała?
DONA ELWIRA:
Czemuż mam się zapierać, gdym ja go pisała?
DON GARCJA:
I to wiele, iż pani, głosząc to otwarcie,
Własne swe pismo raczysz poznać na tej karcie;
Lecz w zamian, mogę ręczyć, list ten, bez wątpienia,
Odnosi się do kogoś zgoła bez znaczenia,
Lub też te czułe słowa, jestem tego pewny,
Do przyjaciółki były pisane lub krewnej.
DONA ELWIRA:
Nie, do kochanka były pisane te słowa,
Któremu serce oddać jam była gotowa.
DON GARCJA:
I ja mogłem, niewierna...!
DONA ELWIRA: Przestań, niegodziwy,
Nie pomnażaj szaleństwem zniewagi straszliwej.
Jakbądź pana postępków mych sędzią nie czynię,
I sobie z nich rachunek winnam jest jedynie,
Dla twej kary tem większej, oczyścić się godzę
Z zarzutów, które dumę mą ranią tak srodze.
Dowiesz się całej prawdy, nie wątp o tem, panie;
Woli twojej bez zwłoki tu się zadość stanie.
Mam dowody pod ręką; chęć się twoja spełni,
Niewinność ma za chwilę błyśnie w całej pełni;
I chcę, twój głos za sędzię biorąc w tej potrzebie,
Abyś w niej, książę, wyrok wydał sam na siebie.
DON GARCJA:
Trudno pojąć, co pani tą mową niejasną...
DONA ELWIRA:
Wkrótce zrozumiesz, książę, na swą szkodę własną.
Elizo!


SCENA SZÓSTA.
DON GARCJA, DONA ELWIRA, ELIZA.

ELIZA: Słucham panią.
DONA ELWIRA do don Garcji. Uważ dobrze sobie,
Czy próbują cię podejść w jakimbądź sposobie;
Czy jedno drgnienie oka, lub znak z mojej strony,
Stara się ją nakłonić do mojej obrony.
Do Elizy: Bilet, który przed chwilą ma ręka skreśliła,
Odpowiadaj mi prędko, gdzieś go zostawiła?
ELIZA: Pani, otwarcie przyznać się do winy wolę.
Nie wiem, jak się to stało, lecz został na stole!
I właśnie mi mówiono (to na niego patrzy),
Że don Lope, do mego pokoju się wkradłszy,
Zwyczajem swym, z którego nikt go nie uleczy,
Znalazł ten list, szperając pośród moich rzeczy.
Chciał go zabrać, lecz razem Lenora list chwyta,
Aby z rąk mu go wydrzeć, nim jeszcze przeczyta;
I wkońcu taki obrót wzięło starcie owo,
Że każde pozostało z papieru połową;
Zaś don Lope, ucieczką ratując się skorą,
Z połówką listu uszedł przed mą Leonorą.
DONA ELWIRA:
Czy masz przy sobie drugą.
ELIZA: Oto mam ją w dłoni.
DONA ELWIRA:
Daj więc. Do don Garcji: Zaraz zobaczym, kto wstydem się spłoni.
Złóż książę te połowy, masz: daję ci prawo
Odczytać je, lecz głośno; i jam tez ciekawą:
DON GARCJA:
Do księcia Garcji. Nieba!
DONA ELWIRA: Czytaj książę dalej,
Uśmierz ciekawość, która serce twe tak pali.

DON GARCJA czyta:

„Jakbądź twój rywal, książę, dziś cię niepokoi,
„Bardziej niż jego, strzec się winieneś sam siebie:
„I szał, co przyszłość naszą własną ręką grzebie,
„Największą jest zaporą dla miłości twojej.

„Szczerze jestem płomieniom don Garcji wzajemną,
„Najwyższem szczęściem miłość jego mnie napawa,
„Dumę w mem sercu budzi czynów jego sława,
„Lecz wstrętnym mi jest z swoją zazdrością daremną.

„Chciej więc zapałom swoim inną nadać postać,
„Niech ich lot do rozsądku prawideł się nagnie:
„ Gdy serce me szczęśliwym uczynić cię pragnie,
„Czemuż, uparty książę, sam nim nie chcesz zostać?“

DONA ELWIRA:
I cóż powiadasz, książę?
DON GARCJA: Powiadam, że cały
Na ten widok bez zmysłów stoję osłupiały;
Żem cię mą skargą, pani, obraził niegodnie
I że niema dość ciężkich kar za taką zbrodnię.
DONA ELWIRA:
Wystarczy. Wiedz, że, jeśli zgodziłam się na to,
Byś ten list poznał, z wstydu własnego zatratą,
To, aby się go zaprzeć jeno, i sto razy
Przekreślić to, co mówią te tkliwe wyrazy.
Książę, żegnam.
DON GARCJA: Księżniczko! Gdzie pani ucieka...?
DONA ELWIRA:
Tam, gdzie od wstrętnych szaleństw mogę być daleka.
DON GARCJA:
Ach, pani, chciej litować się nieszczęsnej doli
Kochanka, co obraził cię mimo swej woli,

I który, choć na gniew twój zasłużył w tej mierze,
Winniejszym byłby, trwając zbyt dufnie w swej wierze.
Bo wreszcie, o miłości czyż mówić ma prawo,
U kogo się nadzieja nie mięsza z obawą?
I czy mogłabyś wierzyć że kocham cię jeszcze,
Gdybym nie zadrżał, widząc to pismo złowieszcze;
Gdybym się nie był ugiął tym ciosem rażony,
Co wszystkie me pragnienia niweczył z twej strony.
Powiedz, pani, ty sama, czy, w tej strasznej dobie,
Każdyby nie postąpił w tym samym sposobie,
I czy, wobec dowodu co wszelkie wahanie
Usuwał, mogłem wierzyć...
DONA ELWIRA: Tak jest; mogłeś, panie;
Wyznanie uczuć moich wszakże ci najprościej
Starczyło za wskazówkę w każdej wątpliwości:
Mogłeś więc być bez obaw; i ktokolwiek inny
Wbrew wszystkiemuby wierzył w mój płomień niewinny.
DON GARCJA:
Im mniej w wartości naszej praw do szczęścia leży,
Tem trudniej dusza w szczęście tak cenne uwierzy;
Niepewnością przejmuje ją los zbyt łaskawy,
I łatwo nam zostawia furtkę do obawy.
Ja, łaski twojej czując się niegodnym, pani,
Mimo słów twych, nie śmiałem zbyt polegać na niej;
Mniemałem, iż, gdy bawisz tutaj w mocy mojej,
Łaskawość okazywać ci dla mnie przystoi,
I że, kryjąc swą niechęć na czas tej niewoli...
DONA ELWIRA:
I ja mogłabym zniżyć się do takiej roli!
W własnych oczach się stoczyć do takiej niesławy!
Kierować się pobudką nikczemnej obawy,
Zdradzać własne uczucia i, z lęku przed panem,
Pokrywać swoją niechęć pociągiem udanym!
Więc tak małobym dbała o honor, o cnotę!
I książę śmiesz mi w oczy rzucać tę podłotę!
Dowiedz się, że to serce zniżać się nie umie,

Że przed niczem nie ugnie się w hardej swej dumie,
I jeśli, w swej omyłce, aż tyle ci dało
Znaków łaski, ach, której w art jesteś zbyt mało,
Potrafi ci okazać, wbrew potędze twojej,
Nienawiść, w którą odtąd na wieki się zbroi,
I dowieść ci, w zuchwałym łamiąc cię zapędzie,
Że nikczemnem nie było nigdy i nie będzie.
DON GARCJA:
Ach, zbłądziłem, wyznaję; bronić się nie silę:
O łaskę jeno, pani, do stóp twych się chylę;
Błagam cię o nią, w imię miłości tak czułej,
Jaką niczyje wdzięki serca nie okuły.
A Jeśli gniewu twego nic zmiękczyć nie zdoła,
Jeśli już przebaczenia niema dla mnie zgoła,
Jeśli nic miłość moja u ciebie nie wskóra,
Ani zgryzoty mojej straszliwa tortura,
Niechaj, kończąc dni moje, cios morderczej broni
Od zbyt smutnego losu mnie wreszcie uchroni.
Tak, nie sądź, iż, do gniewu dawszy ci przyczynę,
Mógłbym w niełasce twojej żyć bodaj godzinę.
Każda chwila, kąsając mnie żądłem zatrutem,
Serce moje udręcza straszliwym wyrzutem,
I tysiąc sępów, w sztuki szarpiących me ciało,
Przy tej boleści niczemby mi się wydało.
Rozkaż, pani, a ślepy posłuch znajdziesz we mnie;
Jeśli o przebaczenie błagam cię daremnie,
Ten miecz natychmiast, sztychem co nawskróś przenika,
W twoich oczach przeszyje serce nieszczęśnika;
Owo zdradzieckie serce, którego porywy
Obraziły łask twoich płomień dobrotliwy,
Zbyt szczęśliwe, gdy cios ten, kładąc kres katuszy,
Razem pamięć mej zbrodni zatrze w twojej duszy,
I jeśli, po mym zgonie, nie zostawi cienia
Na twej nikłej pamięci mego uwielbienia.
Oto łaska, o którą błaga serce owo.

DONA ELWIRA:
Książe! okrutny książe!
DON GARCJA: Rzeknij, pani, słowo.
DONA ELWIRA:
Żądasz zatem, by dobroć ma niewyczerpana
Zniewagę po zniewadze cierpiała od pana?
DON GARCJA:
Nie może być zniewagą co z miłości płynie,
I prawo do odpustu tkwi już w samej winie.
DONA ELWIRA:
Nie, takiego szaleństwa miłość nie tłómaczy.
DON GARCJA:
Cała jej siła w takich wybuchach się znaczy;
I, im szczerszą jest miłość, tem trudniej się zbroi...
DONA ELWIRA:
Przestań, książe, wart jesteś nienawiści mojej.
DON GARCJA:
Nienawidzisz mnie, pani?
DONA ELWIRA: Chciałabym najszczerzej,
Ale drżę, że nie w mojej już mocy to leży,
I że gniew mój, o który ten występek woła,
Tak daleko mej pomsty posunąć nie zdoła.
DON GARCJA:
Niech więc się gniewu twego poszepty ukoją.
Skorom śmiercią jest gotów zmazać zbrodnię swoją;
Wydaj wyrok, a zgon mój wraz będziesz oglądać.
DONA ELWIRA:
Nie mogąc znienawidzić, możnaż śmierci żądać?
DON GARCJA:
Ja jednak żyć nie mogę, pani, póki od niej
Nie uzyskam odpustu swojej ciężkiej zbrodni.
Osądź więc; wskaż mi śmierci lub zbawienia drogę.
DONA ELWIRA:
Niestety! wiesz zbyt dobrze, jak osądzić mogę.
Czyż można słabość swoją zdradzić oczywiściej,
Jak rzec, iż się niezdolną jest do nienawiści?

DON GARCJA:
Ach, pani! wolnoż wierzyć mi, że te oznaki...
DONA ELWIRA:
Zostaw mnie, książę; wstydzą się słabości takiej.
DON GARCJA sam:
Wreszcie...


SCENA SIÓDMA.
DON GARCJA, DON LOPE.

DON LOPE: Przynoszę sekret, co ma wszelkie prawo
Twą miłość, książę, przejąć zbyt słuszną obawą.
DON GARCJA:
Nie mów mi o obawach, ani o sekrecie,
Dziś, gdy jestem człowiekiem najszczęśliwszym w świecie!
Po tem, na co me oczy patrzały w tej chwili,
Żadne już podejrzenie mych uczuć nie zmyli,
I dobroć mego bóstwa, zaprawdą bez granic,
Sprawiła, iż w tej mierze ucha nie mam na nic:
Zostaw to.
DON LOPE: Swięte mi są, panie, twoje chęci:
Dobro twoje jedynie zawsze mam w pamięci.
Mniemałem, iż ten sekret, świeżo pochwycony,
Wart był, abyś mu ucha przychylił z twej strony;
Lecz, skoro każesz abym rzucił troski owe,
powiem ci przeto, panie, by zmienić rozmową,
Ze, na wieść o ciągnących posiłkach z Kastylji,
Leona, jak mąż jeden, powstała w tej chwili,
I, krusząc swe okowy, szlachta i lud cały,
Na wieść o prawym królu, pospiesza na wały.
DON GARCJA:
Sądzą, że, przy Kastylji, i Nawary syny
Zdołają uszczknąć jakieś zwycięstwa wawrzyny,
I że nasz hufiec również potrafi, u kata,
Wzbudzić niejaki postrach w sercu Moregata.
Lecz o jakimś sekrecie wspomniałeś przed chwilką?
Powiedz, cóż to takiego?

DON LOPE: Ja, panie? Nic, tylko...
DON GARCJA:
Powiedz zatem swój sekret; bo, chociaż nie stoję...
DON LOPE:
Książe, nazbyt wyraźnie brzmiały słowa twoje;
I gdy przestrogi moje tracą posłuch chętny,
Wierzaj, panie, że odtąd nie będę natrętny.
DON GARCJA:
Nie, nie, żądam rzecz całą usłyszeć bez zwłoki.
DON LOPE:
Prawem dla mnie najświętszem są księcia wyroki.
Lecz to miejsce zwierzeniom tej treści nie sprzyja;
Mogłaby snadnie podejść nas ciekawość czyja..
Pójdźmy więc, bym rzecz całą przedstawił, a książe
Zagadkę w niej ukrytą sam sobie rozwiąże.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Molier i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.