<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Dorośli w domu
Pochodzenie Prawidła życia
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Naukowa T-wa Wydawniczego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DOROŚLI W DOMU

W domu, oprócz mamy i ojca, bywa służąca, kucharka, czasem niania albo panienka, nauczycielka albo guwerner.
Niełatwo zrozumieć odrazu i wiedzieć, jak sobie z tem wszystkiem poradzić. Tylu ludzi trzeba poznać, żeby nie mieć przykrości.
Trzeba powiedzieć otwarcie, że czasem rodzice pozwalają i mniej robią uwag, czasem naprawdę za często słyszy się:
— Nie można, nie wolno, nie rusz, nie rób, nie tak, nie teraz.
Albo:
— Idź, weź, baw się, jedz, śpij.
Jednemu łatwo się słuchać, drugiemu trudno. Spokojnemu łatwiej, niespokojny się gniewa.
Mówi:
— Męczą, nudzą, spokoju nie dają, krępują, wtrącają się.
A dorośli:
— Nie słucha się, niegrzeczny, łobuz.
Wtedy właśnie przychodzą (jak powiedział chłopiec):
„Przeciwne myśli“.
To znaczy, że chce się sprzeciwiać. Więc dorośli mówią:
— Uparty, psotnik, krnąbrny, szkodnik.
Ale mamie, a jeszcze bardziej ojcu trzeba ustąpić. Zwykle ojciec bywa surowszy, chociaż niezawsze. — Czy tak, czy inaczej, każdy przynajmniej wie, że mama i ojciec mają prawo kazać i zabronić.
Do mamy i ojca trudno mieć żal długo. Nie można powiedzieć, że się ich nie kocha.
Więc prawie każdy się stara, a jeśli trzeba, przyzna się do winy i przeprosi. — Nawet wtedy przeprosi, gdy niezupełnie przyznaje słuszność.
Czasem babcia jest zanadto pobłażliwa, i łatwiej się sprzeciwić. Ale potem żal babci. I niebezpiecznie, gdy zniecierpliwiona, poskarży się mamie albo ojcu.
Jeżeli z dorosłym bratem albo siostrą zacząć, najczęściej zbije...
A tu się jeszcze przyłącza ze skargą służąca. Czy naprawdę wszystkich zawsze trzeba się słuchać, i każdy zawsze i we wszystkiem ma prawo się wtrącać?
Znałem służące, które mówiły:
— Wolę służyć, gdzie są dzieci, — weselej.
Ale częściej mówią:
— Za żadne skarby nie pójdę tam, gdzie są dzieci.
I przyznać trzeba, że tu służąca ma więcej pracy, bo kto sprząta, froteruje zalaną, porysowaną podłogę?
Kucharka śpieszy się, żeby obiad ugotować w porę, albo jest pranie; a tu się kręcą w kuchni, więc wygania.
Jeżeli chłopiec niespokojny, i ciasno mu w domu i niema co robić, bardzo często zaczyna się wojna ze służbą i opieką domową. — Zaczyna się często od głupstwa: powie coś w gniewie, albo służąca krzyknie brzydkiem słowem — i już dalej i dalej.
Żalą się rodzice.
— Niegrzeczny dla służby, na złość robi panience. Nikt nie chce u nas być.
Rodzice zniecierpliwieni, raz gniewają się na chłopca, a raz na służące. Niezawsze wiedzą dokładnie, jak było. A wtedy większa jeszcze złość.
Raz wróciła dziewczynka rozżalona:
— Koleżanka poprosiła do siebie. Zadzwoniłam, powiedziałam dzień dobry i pytam się, czy jest w domu. A służąca zatrzasnęła drzwi przed nosem i coś za drzwiami wykrzykiwała.
Rozumie się, że bywa także inaczej. Nietylko jest zgoda, ale przyjaźń. Są bajki i wspólne przechadzki i podarki i fundy. — Wesołe i życzliwe. Znam przypadki, gdy dzieci nauczyły służącę czytać, listy piszą do rodziny na wsi, do narzeczonego w wojsku.
Raz nawet ojciec był bardzo nerwowy, a jeśli chciał bić chłopca, służąca broniła:
— Co pan od niego chce? Nie pozwolę bić.
Wolała, żeby się gniewał na nią. — Rozmaicie bywa.
Ale w „Prawidłach życia“ muszę więcej pisać o tem, co złe, żeby każdy pomyślał, jak naprawić.
Więc krótko wspomnę, że najczęściej panuje zgoda, gdy w domu jest nauczycielka albo panienka do dzieci. No, muszą być czasem spory. Bo pamiętać należy, że łatwiej być mamą, niż wychowawczynią.
Jeżeli mama pozwoli, a stanie się coś złego, na mamę nie będą się gniewali. Jeżeli mamie coś przykrego się stało, dzieci wiedzą, dlaczego smutna, a o wychowawczyni myślą, że się złości.
Jeżeli mama każe, częściej się posłuchają. — Więc akurat tyle bywa gniewu, ile być musi między ludźmi, którzy zawsze są razem. — Ale się lubią i nie pamiętają długo urazy.
Ale bywa, że dzieci są niedobre i dokuczają. Znam przypadek, gdy chłopiec kłamał, że panienka go bije, a to była nieprawda. Albo robił na złość i groził, że się mamie poskarży.
I znam przypadki inne, gdy dzieci bardzo cierpią, ale się wstydzą albo boją się powiedzieć rodzicom.
Czytałem w gazecie, że zagranicą był bardzo bogaty hrabia. Umarła mu żona, więc ze zmartwienia ciągle podróżował. A w pałacu zostawił dwóch chłopców pod opieką guwernera. — Guwerner bił i groził chłopcom, w zimie oblewał ich wodą i bez ubrania zamykał na noc w komórce. — Dopiero kiedy jeden umarł z tej męczarni, drugi napisał w tajemnicy do ojca. — Dopiero była sprawa, guwerner poszedł do więzienia; ale już zapóźno.
Prawidło życia głosi:
— Nigdy nie należy ukrywać przed rodzicami. — Czasem młodemu się zdaje, że bezbronny i bezradny, a rada łatwo by się znalazła, gdyby rodzice wiedzieli.
Czasem dziecku się zdaje, że ono też winne. To nic: rodzice przebaczą, pomogą. Jeśli nawet niema rodziców, można poskarżyć się cioci, wujowi, babci, nawet policji, gdyby nie było nikogo.
Przykro o tem pisać tym, którym dobrze, bo otoczeni ludźmi życzliwymi. Ale cóż? Niech wiedzą, wówczas nie będą się dąsali na własne drobne zmartwienia...
Różni są ludzie na świecie: i dorośli i młodzi i mali. Różne są i ciocie i wujowie. I dorośli goście.
Są ciocie miłe i niemiłe. Wogóle dorośli, zupełnie jak rówieśnicy, dzielą się na tych, których się lubi i nie lubi.
Jeden przywita się tylko i potem z mamą rozmawia; czasem nawet przykro, że nie zwraca uwagi. Inny powie jakiś żart nieudany albo zada pytanie, na które nie zawsze ma się ochotę odpowiedzieć.
— A czy to lubisz, a czy to robisz, a czy chcesz? Czasem przyniesie prezent. Dorosłym zdaje się, że dzieci są łakome i chciwe. Nie. Jeśli się kogo nie lubi, to i podarek jego nieprzyjemny.
Gorzej, gdy się wtrącają, i robią uwagi. — A już najgorsze pieszczoty i pocałunki. Albo tak rękę mocno poda, że boli, albo całuje mokro, albo sadza na kolana. — Jakiem prawem?
Z niepokojem zbliżasz się do dorosłych gości, nigdy niewiadomo co spotka.
Ogólne prawidło życia mówi, że dla dorosłych powinno się być uprzejmym, a dla gości grzecznym. Ale oni powinni być uprzejmi i nie sprawiać przykrości.
Raz znajomy ojca chwycił chłopca na ręce i powiedział z rozmachem:
— Wrzucę cię do wody. (przechodzili przez most)
Tak się to stało odrazu, że chłopiec krzyknął i rozpłakał się. — Zaczęli się śmiać i zawstydzać:
— Taki duży i taki niemądry. Tchórz!
A ten pan zamiast się przyznać i przeprosić i nie przypominać, potem za każdym razem jeszcze zaczepiał:
— Cześć! marynarzu. — Witaj, bohaterze.
Wstrętny!
Są tacy, którym sprawia przyjemność, gdy rozłoszczą. Inni starają się przypodobać. A wogóle często niewiadomo, z czego się śmieją.
Raz w salonie siedziało liczne towarzystwo, a chłopcu kazali częstować czekoladkami. — Owszem, przyjemnie poczęstować, ale czemś swojem i jednego i tego, kogo się lubi. — Ale trudno: kazali. — A chłopiec poślizgnął się, mało się nie przewrócił. — Przestraszył się. — Przecież mógł wysypać czekoladki. — Zaczęli się śmiać i żartować.
Są goście, dla których trzeba być wyjątkowo grzecznym. Jakiś przyjaciel ojca, ktoś, który przyjechał zdaleka albo wyjeżdża na długo. Tu jeszcze więcej trzeba się starać, to gorsze nawet niż egzamin. Uczą deklamować i śpiewać przy gościach. Ach, jak czasem przykro.
Czasem gość nieznajomy przychodzi z dzieckiem, i mówią:
— Idźcie się bawić.
Nie zawsze można na zawołanie.
Dorośli wiedzą, jak z kim rozmawiać, z kim trzeba się krępować, z kim można być swobodnym. Wiedzą, jak zacząć rozmowę choć niebardzo chce się rozmawiać. (A początek zawsze najtrudniejszy.)
I dorośli nie wstydzą się tak, jak dzieci. Nie pilnują ich, nie gniewają się, gdy coś powiedzą albo zrobią, jak nie trzeba. I mogą wybrać, z kim chcą się poznajomić.
Wygląda tak, że z młodszym każdy ma prawo zacząć rozmowę, choćby znał go mało albo nie znał wcale.
I ja tak dawniej myślałem, a nauczył mnie rozumu mały chłopiec; jestem mu wdzięczny.
Byłem lekarzem wojskowym. Oddział nasz stał w małem miasteczku. — Przed domem bawił się ten mały. — Przechodząc powiedziałem:
— Dzień dobry.
— Dlaczego nie odpowiadasz? — gniewnie zapytała się matka.
— Ja jego nie znam wcale, — odparł chłopiec.
Od tej pory jestem już ostrożny.
Kochany czytelniku! Wiem, że masz przykrości, że dorośli lekceważą i obrażają. Wiem, że nie ufasz, że bojąc się głośno powiedzieć, czujesz, że między dorosłymi też są ludzie zaczepni, niegrzeczni i źle wychowani. Ale musisz przyznać, że są i rozumni, przyjemni, nie zarozumiali. I za niegrzeczność jednych nie mogą odpowiadać drudzy.
Więc proszę, jeżeli żyjesz w zgodzie, wytłomacz i przekonaj kolegów, że powinni być grzeczni i życzliwi dla służby i dla opieki domowej. — Znam wiele panienek, które muszą pracować, bo biedne. Wiem, że wolą pracować w biurze i w sklepie, wolą szyć, jedna sprzedaje w budce papierosy, — a nie chcą iść do dzieci. Mówią, że dzieci są niedobre. — Wiem, że tak nie jest. — A to mnie bardziej jeszcze smuci, bo tak mówią dobre służące i dobre freblanki.
— Nie mogę sobie poradzić, — mówią.
I wygląda, że tylko ludzie gburliwi, złośnicy i źli mogą być z młodymi.
Dużo ciężkich, trudnych, dorosłych myśli przychodzi do głowy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.