Dramat gminny polski
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Dramat gminny polski | |
Podtytuł | Kolęda | |
Pochodzenie | Wisła, 1887, T.1, z.1-2 | |
Redaktor | Artur Gruszecki | |
Wydawca | Artur Gruszecki | |
Data wyd. | 1887 | |
Druk | Bracia Jeżyńscy | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Pod sławną Kalwaryą Zebrzydowską, po lewej stronie gościńca, prowadzącego z Krakowa do Zatora, leży wieś Sosnowice (parafia Pobiedr). W dzień św. Szczepana (drugi dzień B. Narodzenia) wieczór zaczynają tu chodzić z szopką i kolędować, odgrywając głównie niżej podany obraz dramatyczny, osnuty na tle Bożego Narodzenia. Obraz ten nazywają „kolędą” a przedstawiających „kolędnikami.”
Zwyczaj przedstawiania „kolędy” istnieje w Sosnowicach od lat przeszło dwudziestu, a pochodzi z sąsiedniej wsi Przytkowic, więcej ku Kalwaryi posuniętej. Z rękopisu przytkowskiego odpisał „kolędę” Franciszek Walo, Sosnowianin, jeden z inicyatorów tego zwyczaju w Sosnowicach. Autorem pierwowzoru ma być przytkowski organista, nazwiskiem Fajkisz, który przed kilkudziesięciu laty odebrał sobie życie. Nauczył on Przytkowian tej sztuki, oni też przez długi czas dzierżyli monopol w tym względzie, chodząc z kolędą nie tylko po swojej wsi, ale także po sąsiednich, głównie po dworach. Musiała się ta sztuka podobać, a przedwszystkiem opłacać, skoro wnet Sosnowianie przyswoili sobie ten zwyczaj i udoskonalili swym sprytem i lepszym smakiem. Sami się chwalą, że lepiej kolędują, niż Przytkowianie. „Przytkowianie niepieknie kolędują, bo to i prędko i bez porządku — tak ino zbywają” — powiadają.
Przedstawianie kolędy nie uzyskało jednak w Sosnowicach zupełnego prawa obywatelstwa czyli raczej nie upowszechniło się tak, jak było powinno. Co roku chodzą z szopką i śpiewają kolędy, lecz nie co roku odgrywają „kolędę.” Bywały lata, kiedy nic o „kolędzie” nie było słychać. Być może dla tego, że ci, którzy byli inicyatorami tejże, pożenili się, zostali gospodarzami, spoważnieli. Dopiero przed niedawnym czasem dziarscy chłopacy sosnowiccy zapomniany zwyczaj wprowadzili w życie, rękopis „kolędy,” spoczywający u Franciszka Wala, owego pierwszego kolędnika, wydobyli z pyłu i zaczęli się uczyć „kolędować.”
Pierwszym był Wicek Felczyk (Antos), jeden z najinteligentniejszych i najpoważniejszych parobków we wsi. Umiejąc dobrze czytać i pisać, mając dużo sprytu i światowego obycia, wziął całą rzecz w swe ręce. Naprzód dużą i piękną zrobił „sopę,” a potem przygarnąwszy do siebie kilku żwawszych chłopaków, zaczął ich uczyć „kolędy.”
Poszło bardzo dobrze; pierwszy występ zrobił nawet nadzwyczaj korzystne wrażenie. Dziewczęta, mianowicie dworskie, — bo we dworze przedewszystkiem chcieli się kolędnicy pokazać — jeszcze pół roku z zachwytem opowiadały sobie o nich, przytaczając na pamięć pojedyncze wiersze kolędy, a przez drugie pół roku cieszyły się na „przyszły św. Szczepan.”
Już to znać kolędników, jak idą przez wieś, bo to idą z muzyką i wesołym gwarem, otoczeni zgrają dużą wiejskich wyrostków. Naprzód idzie muzyka, zamówiona najczęściej z Przytkowic, składająca się z basów, „dwojga skrzypiec,” trąby, i klarynetu, albo przynajmniej ze skrzypców, trąby, trąbki i fletu. Za muzyką dwóch rosłych parobków niesie „sopę,” a w końcu idą kolędnicy odpowiednio przebrani. Sędzia ubrany „z pańska” w surducie a raczej ciepłym paltocie,[1] bo to zima; sędzia nie śmie być młodzieniaszkiem, a więc ta rola przypada ipso jure poważnemu Wickowi Felczykowi, który występuje takim, jakim jest, z ogoloną twarzą, w której widać powagę i pewną surowość, oraz w ubraniu swojem zwykłem. Idzie stary sędziwy Józef, słuszny, z długą siwą brodą, oparty na dużym kiju, od starości pochylony naprzód — doskonały ten typ stwarza dziarski Galosik Pietrek, jeden z najbardziej zuchowatych parobków we wsi (dziś już żonaty). Zarzucićby mu można chyba to, że, niezgodnie z powagą wieku, Józef ten błyska często z maski oczyma na ładne dziewuchy, przypatrujące się widowisku.
Obok Józefa idzie Marya, otulona chuściną, drżąca od zimna; rola ta przypada parobkowi młodszemu, mającemu delikatniejszą twarz, do kobiecej podobną i łagodny głos. Marya w odpowiedniem miejscu kolędy zrzuca chusty i staje się Aniołem.
Wreszcie trzej pasterze betlejemscy, przebrani po góralsku w guniach szarych, „kierpcach” i okrągłych kapeluszach. Dlaczego pasterze betlejemscy pokazują się w stroju naszych górali, tłomaczy się pojęciami ludu tutejszego (nietylko samych Sosnowian), który górali naszych uważa za pasterzy, a w ogóle za ludzi bardzo głupich i nieokrzesanych;[2] sądzą więc Sosnowianie, że najlepiej przedstawią pasterzy betlejemskich, gdy się przebiorą za górali. Pasterze betlejemscy są wcale tacy, jak nasi górale, a raczej tacy, jak sobie Sosnowianie górali przedstawiają: mówią po góralsku, a przedewszystkiem z ich rozmowy i zachowania się przebija naiwność taka, jaką właśnie Sosnowianie przypisują góralom. To są górale ci sami, o których codzień mówią i których codzień wyśmiewają. Z tego nieco później wysnuję wniosek, odnoszący się do genezy podanej przezemnie kolędy.
Kolędowanie odbywa się w ten sposób, że naprzód przedstawia się dramat kolędny. Naprzód więc wchodzą do izby kolędnicy (aktorzy), i zajmują jej środek, potem niosący szopę, którą stawia się zazwyczaj na uboczu na ławce lub stoliku, wreszcie muzykanci, którzy siadają gdzieś w rogu izby, aby na dany znak zagrać do tańca. Po przedstawieniu dramatu zrzucają niektórzy kolędnicy przebranie i dają znak muzyce, aby grała. Zaczyna się pospolicie od krakowiaka lub ulubionego „trambla.” Naprzód Józef, przedzierzgnąwszy się w młodego i dziarskiego chłopca, w skok sunie po gospodarską córkę, za nim inni wybierają sobie dziewuchy. Tańczy ledwie kilka par, nie dlatego, że w izbie ciasno, lecz że to taniec popisowy; a pomiędzy kolędnikami znajdują się zwykle najlepsi „tanecnicy.” Pohulawszy trochę stają przed szopą i kolędują ładnej Marysi lub Jagnysi, córce gospodarzy domu, trzeba bowiem nadmienić, że kolędnicy idą przedewszystkiem do tych chałup, gdzie są dziewuchy. Jedynaczce a bogatej starają się jak najpiękniej za kolędować.
Z śpiewanych pospolicie kolęd przytaczam:
1. Jes ci tu Jagnysia pikná i urodna,
trzeba jej zakolędować, bo jes tego godná (bis).
2. Nadobna Jagnysia
páwicki pásała,
oj! páwicki pásała,
piórecka zbiérała.
A co uzbierała
przed matusie niesła,
a matusia jéj za to
chustecke na lato.
3. Stoi konik na podwórcu, lelijá,
a cóz ty más moja Jagnyś jedyna?
Trzewicki mám trzewicki mám, mój miły!
od ciebie to, mój Jasieniu jedyny!
Jest to zwyczajem, że, jeżeli dziedzic jest w domu, idą naprzód z kolędą do dworu. Dzieje się to nie tylko przez uszanowanie dla „pana,” lecz także przez serdeczną wdzięczność za jego wielką i łaskawość dla kolędników. Tu śpiewają przy szopce poważne kościelne kolędy j. t. W żłobie leży, Pasterze bieżeli; potem udarowawszy ich, pozwala im „pan” iść do czeladnej zakolędować dziewuchom dworskim, zabawić się przy muzyce. Zabawa odbywa się tu żywo ale przystojnie, państwo przypatrują się jej i płacą za każdy taniec do basów. Po hulance odbywa się tz. „sprzedawanie sadu.”
Zwyczaj to ciekawy. Dziewuchy dworskie, albo zwykle jedna najładniejsza — wiesza choinkę, ubraną w łakocie i świecidełka, u powały w czeladnej a potem ją sprzedaje kolędnikom. Po długim komicznym targu, który prowadzić musi dowcipny kupiec, dziewucha otrzymuje zgodzoną sumę tj. kilka świstków papieru wyobrażających banknoty („stówki”) i obietnice „litkupu”[3], który ma nastąpić przy pierwszej sposobności. Potem obrywają kolędnicy drzewko z wiszących łakoci. Tak odbywa się zwyczaj „kolędy.”
Cechami niżej podanej kolędy są: prostota, naiwność, swoboda, świeżość; w akcyi znać pośpiech wielki oraz brak przestanków, wywołanych zmianą miejsca lub czasu, w ogólnym rysunku — pewną dorywczość, co wszystko składa się na bardzo pierwotną całość. Aleć to dramat chłopski, gminny, utwór dziecięcej fantazyi i twardego, niegiętkiego umysłu.
Najbardziej jednak wpada w oko owo upraszczanie przedstawienia, objawiające się w użyciu jak najmniejszej ilości osób a posunięte aż do ignorancyi koniecznej odrębności pojedynczych ról. Osoba, która, przemówiwszy słów parę, powinna zniknąć widzom z oczu — zostaje na scenie i gra drugą rolę, wymagającą zupełnie innego stroju i innej charakteryzacyi.
Widzieć to można i z rękopisu kolędy. Nazwiskiem Dameta objęte są dwie role: woźnego rzymskiego i górala czyli pasterza. Sędzia przed objęciem swego urzędu przemawia w imieniu kolędników do widzów, pouczając ich o znaczeniu uroczystości B. Narodzenia i przygotowując do przedstawienia. Marya — jak powiedziałem wyżej — zrzuca z siebie chusty i objawia się pasterzom jako anioł.
Nie razi to, że sędzia przed objęciem swego urzędu przemawia w imieniu kolędników do widzów (prolog); ale zdziwić się można, że woźny, zwołujący ludność do konskrypcyi, miasto usunąć się po spełnieniu swej roli, podbiega do sędziego i zapisuje się jako góral — to jeszcze dziwniejsze, że już jako woźny w góralskim występuje stroju.
Miary prostoty w przedstawieniu dopełnia w ostatniej scenie dramatu przystawienie szopki, wyobrażającej stajenkę, w której się Chrystus narodził. Co się powinno dziać na scenie, dzieje się w szopce. Jedna część osób występuje w szopce, druga przed szopką na scenie. Dziwny tu tworzy kontrast stary, słuszny Józef, stojący przed szopką, z maleńką drewnianą nieruchomą figurką Maryi w szopce. Jest to objaw prostoty ale zarazem bardzo zręczny sposób ominięcia trudności w przedstawieniu takiej sceny. Kolędnikom, odgrywającym sztukę „gdzie się trafi,” trudno inaczej wywiązać się z zadania. Musieliby chyba jakiś namiot, wy obrażający stajenkę, nosić z sobą, aby módz zaspokoić wymagania wybredniejszych widzów. Ale ludziom wiejskim to wystarcza, a kolędnikom tak najdogodniej.
Jakiekolwiekby nam się nasuwały podejrzenia co do genezy tego dramatu, uznać go musimy za gminny, a nazwać naszym, swojskim. Powiedziałem wyżej, że cechami jego są: prostota, naiwność, swoboda i świeżość. W przedstawieniu objawia się to samo, z czego wynika, że treść i forma tego dramatu — jeżeli ktoś nie uwierzy, że to płód chłopskiego ducha — odpowiadają już nie upodobaniu, ale dążności i idei ludowej. Lud uważa już ten utwór za swój ożyli, jak gdyby on był jego autorem. Zresztą mniejsza o to. Napisał go jakiś Fajkisz, a kto on był, w to nie wchodźmy, dość że napisał rzecz nawskroś narodową; a jeżeli odpisał z jakiegoś starego rękopisu polskiego, tem lepiej, bo będzie ten obraz kolędny pierwiastkiem, źródłem dramatu polskiego, choć i w pierwszym razie za wzór tegoż uważać go trzeba.
Charakterystyka górali wedle oryginalnych miejscowych pojęć (zajmująca większą część kolędy) wskazuje na to, że utwór ten jest nie tylko naszym, polskim, lecz nawet miejscowym, że autor jego, jeżeli go napisał sam Fajkisz — i jeżeli, sądząc po nazwisku, za obcego uważać go będziemy, znał doskonale lud tutejszy, nawet pod względem jego pojęć.
Koloryt całego utworu jest tak dalece gminny, że, gdyby który z wykształceńszych chłopów, np. Franciszek Piszczek w Sosnowicach, prawiący na pogrzebach kazania, niby ksiądz jaki lub przemawiający do nowożeńców w sposób chłopsko-uczony, napisał utwór na temat B. Narodzenia, stworzyłby go z pewnością w pokrewnym duchu.
Początek utworu, w którym występuje sędzia rzymski, gdzie mowa o cesarzu rzymskim Auguście, o „regiestrach,” o „mandacie cesarskim”, nakazującym konskrypcyę ludności, o „trybucie”, składanym sędziemu, bynajmniej nie wskazuje na uczonego jakiegoś autora, znającego dobrze historyą rzymską. Chłop, znający dobrze kantyczki i pieśni kościelne, w których o tem wszyskiem jest mowa, a jeszcze bardziej organista, mógł taką rzecz łatwo stworzyć.
P. Grzegorzewski, literat, znalazł podobną kolędę w Słowacyi, tak dalece nawet podobną do naszej, że niektóre wyrażenia zgadzają się z sobą; z tego wyprowadza on wniosek co do duchowego oddziaływania na siebie dwu pokrewnych ludów. — Jabym sądził, że, jeżeli Fajkisz z pochodzenia był Słowakiem, i znał słowacką kolędę (pewnie nie na pamięć), pierwowzorem naszej kolędy jest słowacka. Napisana przez człowieka pochodzącego z ludu, który z krwi i ducha jest bratem ludu polskiego, napisana pod wpływem miejscowych stosunków, przeszła w krew i kość naszego ludu. Uznać ją więc można i w tym razie za naszą polską, bo pisał ją Słowak pod wpływem polskich stosunków i pojęć.
W niżej podanym tekście kolędy, który wypisałem z rękopisu Franciszka Wala, uwidocznić musiałem przerwy sceniczne, choć ich w rękopisie nie znalazłem. W rękopisie, jak w przedstawieniu kolędy, nieprzerwana ciągłość panuje od początku do końca. Zastosowałem w tekście gwarę sosnowicką, którą przemawiają sosnowiccy kolędnicy, z wyjątkiem odrębnej mowy górali, naznaczonej wyraźnie w rękopisie.
KOLĘDA.
OSOBY:
Prolog.
Sędzia.
Ma sie to tu rozpocąć sprawa — słyście najmilsi! —
Akt I.
SCENA I.
Dameta (woźny) woła.
Ilo! ilo! posłuchájcie! Panowie! to wołanie moje! swą osobą stawił się! imie własne wpisywać! Sędzia.
Słyseliście rozumem mandat Pana mego, Dameta (woźny).
Zaráz panosku ucenię, zaráz wołać bedę (woła)
Posłuchaj wselki cowiek! jak wielki, tak mały! Sędzia.
Owóz są te regiestra, tylko sie wpisywać,
SCENA II.
Dameta (góral).
Dejze wazmości dobry dzień! A ućciwe paniątko, Sędzia.
Jak ci chłopie na imie? Dameta.
Mospanie, Dameta. Sędzia.
Más zapłacić césarzowi monetę. Dameta.
Co wazmość mówi: kobiétę? Sędzia.
Nie kobiétę — tylko monetę! Dameta.
Nie kijem go, ale drewnem! Sędzia.
Nic praw chłopie, oddej gros swego pogłownego. Dameta.
Bie jacy panosku, naści gros jak co ućciwego. Sędzia.
Idź prec, gdy cie odprawili, Dameta.
Bie jacy panosku, za co? za mój gros? Kuba.
Já piéniędzy ni mám na płat, mości Panie. Sędzia.
A co mi na tem! posukaj, nim ci co zostanie, Kuba.
Bie jacy wypasę wazności krówke jak co ućciwego. Sędzia.
A kto cie prosi, byś mi pás, kędy já mám krowy. Kuba.
Bie jacy panosku, más gros a zaráz gotowy. Sędzia.
Siła ta más dzieci, chłopie, albo celadzi do zápisu? Kuba.
Bie jacy panosku, je ledwie ośmioro: (rachuje na palcach)
parobka, dwie dziéwki i dzieci pięcioro. Sędzia.
Tak más siła dzieci, chłopie i celadzi! Kuba.
A cóz wazności na tem? zádne nic nie wadzi. Sędzia.
Nę más chłopie selązek a idź prec! Kuba.
Bóg zapłać mości panie! (oddala się w podskokach).
SCENA III.
(Poważnym krokiem zbliża się do sędziego stary Józef.
Bądź zdrów Panie łaskawy na wiecór scęśliwy! Sędzia.
A cegóz potrzebuje ten cłowiek sędziwy? Józef.
Cesarskim mandat słysał w którem rozkazano, Sędzia.
Co macie za imię albo jak wás zowią? Józef.
Z rodu Dawidowego, imię Józof dano Sędzia.
No juzem wás wpisáł, juz mozecie wiedzieć, Józef.
Bóg zapłać, mości panie! i my téz pójdziemy, Marya.
O mój miły Józofie! cóz teraz pocniemy? Józef.
Nie frasuj sie Maryja! miéj w porozumieniu, Dameta (czyli woźny odpowiada[4]).
Mieśca (miejsca) tu u nás nima, bo mi zakázano, Maryja.
A mój miły Józofie, cóz teráz pocniemy? Józef.
Jako widzę, Panienko, Pán Bóg nás dotyka, Koniec Aktu pierwszego.
Akt II.
(Teraz górale legają a annioł śpiewa[4]).
Anioł (śpiewa).
Glorya suma deo inexelxys et interapax bone wolontatys. Matys.
Hullala marchy![6] za bydłem buwej! jak sie skryły! Co ty to Kuba rozumis, co to takowego, Kuba.
Bie jacy, moze sie to tsa bedzie Damety spytać, bo to cłowiek z łaciny, Dameta.
Ej śpijcie, śpijcie a nie rozmawiájcie! Matys.
Owoli go bracia macie, ze śpiéwá! Kuba.
Ej śpij! śpij! niek ci sie nie mazy! (nie marzy) Dameta.
Ej śpijcie drabowie a nie rozmawiajcie, Aniół.
Gloryja suma Deo inexelxys et interapax Kuba.
Bie bracia! Koło mnie tu coś mignęło, Dameta.
I koło mnie baw; Bóg wié co to będzie, Matys.
To mi dziw! to mi dziw! iz wy nie wsyścy mi wiezycie, Dameta.
Dalibóg ci to práwda! já téz to słysáł, ze sie miało na ten cas coś dziwnego zrodzić, Kuba.
Moze ci sie w nocy co przyśniło? Dameta.
Albo to tu nowina dopiéro na świecie! Matys.
Dyć mie to tak zdjeło, jaz mie głowa boli, Kuba.
Moiściewy! jak on umze, cóz cenić bydziemy? Dameta.
Bydzie mu ta jacy srogi ból, toli jesce ziéwá, Matys (pijany).
Ej! co dobra, jaz po gębie páli. Kuba.
A musi óna dobrá być, kiej ją Matys kfáli (chwali). Matys (śpiéwa).
Zonko moja! zonko! zebyś ty wiedziała, Dameta.
Toć juz sobie Matysek podpiuł, kie ón śpiéwá sobie, a jak psydzie do cego, to sie dobze bijmy! Aniół.
Gloryja suma deo inexelxys et interapax Matys.
Słyście bracia! ze juz po tseci ráz śpiéwá, Kuba.
Bie jacy Dameta wstań! Bóg wié, co to będzie, Aniół (śpiéwa).
Chwała bądź Bogu na wysokiem niebie Dameta.
Co za pán! co za pán! co ón nám tak śpiéwá; Aniół.
Posłuchájcie pastérze! z pilnościom słuchájcie! Kuba, Matys i Dameta (razem mówić mają)[4].
Dziękujemy ci, haniele, coś nám go zwiastówáł, (teraz sam) Kuba
Bie bracia! pójdźmy jino, kady haniół káze! (Idą ku szopce).
SCENA II.
Kuba.
Owoli go tu mácie w téj cárnéj odziezy! Józef.
Oto lezy we złobie. Kuba.
Bie jacy panosku, a któz go tam połozył? Józef.
Sám sie tak unizył, jakoby cłek w małéj osobie, Dameta.
Toć go tsa psywitać, tsa było darówać, Matys.
Nietaki on to Pán, jak nasi byli psodkowie, aby miał co potsebówać, Dameta.
Kwardy buł. Matys.
A le ty takim nie bydzies. Dameta.
Já ubogi Dameta, nálichsá chłopina, cośmy sie na halu (hali) psy tsodzie bawili, Kuba.
Já ubogi pastusek, ze wsystkich nájmizerniejsy, (Śpiéwa).
Pásáł já se owiecki psy dolinie, psy dolinie, Matys.
Weź ino ty Kuba gęzle[8] i zagraj! niek Dameta skáce Dameta.
Ej! nie skocę walca, bolą mnie golenie. Matys.
Ej cyt! cyt! prostaku! zgoi ci sie podciesienie (?); Dameta.
Ej! z kiemze? cy sám bede skákáł? (Tańcują oba)[4]. Matys.
Za ućciwością wasą prosę o wybacenie, (Śpiéwają i tańcują razem gorale)[4].
Zagzmiała, runeła w Betlejem ziemia, Kuba.
O tózem wás uciesył, ostáńcie[9] łaskawi! Marya.
O scęśliwi pastérze i nader ścęśliwi! Józef.
Z przywitaniá wasego wielce sie ciesemy Uwaga: Kuba, Matys i Dameta wychodzą do pola i śpiéwają[4].
Juz pokfálmy (pochwalmy), juz pokfálmy Króla tego niebieskiego, AMEN.
|
- ↑ Paltoty od niedawnego czasu weszły w modę na wsi, szczególniej u młodych.
- ↑ Por. Karol Mátyás: Górale a mieszkańcy miast w pojęciu Sosnowianów (Przegląd lit. i art. Kraków 1883). O góralach śpiewają:
Gorále, gorále, gorále, salase!
lepse nase pola, niżli wase lase (y);
bo po nasych polach pszenisia się rodzi,
a po wasych lasak trzysta wilków chodzi. - ↑ Jest to pewna drobna kwota pieniędzy lub pewna ilość trunku, którą sprzedający wymawia sobie u kupującego a którą potem wspólnie przepijają.
- ↑ 4,0 4,1 4,2 4,3 4,4 4,5 Tak w rękopisie.
- ↑ Nocleg.
- ↑ Woła na owce, które pasie.
- ↑ Praktykarz, guślarz.
- ↑ Skrzypki pastérskie zwane „ochtábką.”
- ↑ W rękopisie: zostajcie.