Duchy i zjawy/Rozdział IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Duchy i zjawy
Podtytuł Wykład popularny z dziedziny medjumizmu i badań psychicznych
Wydawca Wydawnictwo Księgarni F. Korna
Data wyd. 1924
Druk Zakłady Graficzne „Gloria“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ IV.
Ektoplazma i jej przejawy. Zjawy. Powstawanie zjaw niezależnie od ektoplazmy.

Najciekawsze bezwzględnie są zjawiska t. zw. kompletnej materjalizacji t. j. kiedy powstają fragmenty postaci ludzkich lub też całkowite, poruszające się, chodzące i mówiące postacie, „duchy“, jak chcą spirytyści. Najnowsze jednak badania ustaliły, że w wielu wypadkach formowanie się tych postaci może być wytłomaczonem bez uczestnictwa sił zaświata.
Stało się to dzięki „odkryciu“ t. zw. ektoplazmy. Ektoplazma, czy jak nazywają niemieccy uczeni „teleplazma“, jest to formacja kształtu obłoku lub gazu, wydzielająca się podczas seansu z medjum.
Bezwzględnie zasługa przeprowadzenia jaknajszczegółowszych badań nad pomienioną ektoplazmą przypada niemieckiemu uczonemu dr. Schrenck Notzingowi, który seansując przez długi szereg lat w domu rzeźbiarki p. Bisson w Paryżu z medjum Evą Carriere — poczynił szereg spostrzeżeń, opublikowanych w słynnym dziele p. t. „Materialisations phenomäne“ (Fenomeny materjalizacyi).
Na zasadzie danych Schrenck Notzinga a również własnych spostrzeżeń, dalsze wywody w tej materji poczynili francuski uczony dr. Geley oraz p. inż. Piotr Lebiedziński[1] o czem mówić będę poniżej.
Więc powiedziałem, że skonstatowano, iż podczas transu z medyum wydziela się owa gazowego kształtu ektoplazma.
Aby przekonać się, iż ektoplazma ta nie może być jakąś substancją sztucznie wypuszczaną z ust przez medjum, na twarz tegoż nakładano gęstą wualkę, tem nie mniej ektoplazma przedostawała się.

№ 3. Duńskie medjum Einer Nielsen. Z ust jego wydziela się ektoplazma (dr. Schrenck Notzing Materialisations Phenomäne).

Ektoplazma najczęściej wydziela się z ust medjum, lecz może się również wydzielać ze wszystkich części jego ciała — więc piersi, karku, szyi, rąk, nóg ect.
Wygląd ma najprzeróżniejszy: czasem długiego wąskiego paska, jakby języka, to znów jakby splątanych sznurów. Również i wielkość ektoplazmy bywa różna, czasem pokrywa ona całe medjum jak by płaszczem lub chustą.
Barwy jest najczęściej białej, czasem szarej a nawet czarnej.
Substancja ta nader ruchliwa, przypomina jakby pełzanie gadu; podnosi się, opada, pełza po kolanach, piersiach i plecach medjum.
Ektoplazma jest jakby nierozerwalnie złączona z istotą medjum: każde niespodziewane dotknięcie jej przez element obcy np. uczestnika seansu (o ile nie dzieje się to za wiedzą medjum) powoduje u medjum bolesne odczucie, a może nawet wywołać boleści i konwulsje. Tak np. gdy jeden z uczestników sądząc, że ma z oszustwem do czynienia schwycił raptownie substancję ręką, a ektoplazma rozwiała się jak mgła, lecz za to rozległ się przeraźliwy krzyk medjum: wiło się ono w konwulsyach i tą nieudaną próbę zdemaskowania przypłaciło długotrwałą chorobą.
Również silne światło (seanse odbywają się przy czerwonem oświetleniu) zapalone raptownie powoduje znikanie substancji oraz bolesne uczucia u medjum. Natomiast o ile medjum jest przygotowane, nawet wybuch światła magnezjowego, przy fotografowaniu, nie powoduje znikania ektoplazmy.
Na zasadzie tego, słusznie wnioskuje dr. Geley („O zjawiskach ideoplastji“), że substancja ta posiada jakby instynkt, przypominający instynkt samozachowawczy; posiada jakby podejrzliwość zwierzęcia, którego jedynym ratunkiem i środkiem obrony jest ucieczka — powrót do organizmu medjum.
Czem jest istotnie owa „ektoplazma“? P. inż Lebiedziński podczas jednego z seansów, za zgodą medjum, oddzielił część ektoplazmy i zebrał do porcelanowego zamkniętego naczynia. Po otwarciu tego naczynia ukazał się kawałek 10 milimetrowej wielkości, wyglądający jak piana z jajka, biało żółtawego koloru.
Uczyniona w następstwie analiza skonstatowała, iż ektoplazma składa się z różnego rodzaju komórek organicznych, śluzu, a nawet zawiera komórki z jądrami takie, jakie posiada organizm żywy.
Taką jest ektoplazma w pierwszym stadjum, w pierwotnym, że się tak wyrażę, swym stanie.
Lecz teraz dopiero zaczynają się „dziwy!“
Ektoplazma przybiera w następstwie najprzeróżniejsze kształty.
Mogą się z niej formować palce, ręce, nogi, głowy i całkowite postacie!
Substancja ma bezpośrednią skłonność do organizacji — nie pozostaje długo bezkształtną: nierzadko już w masie widać zarodki przyszłych formacji.
Dr. Geley[2] pisze: „twory są różne — widziałem palce, cudownie modelowane z paznokietkami, doskonałe ręce, posiadające kosteczki, stawy, łokieć — widziałem żywą głowę, czułem doskonale kości czaszki, pod gęstym włosem, patrzałem na twarze — żywe oblicza — oblicza ludzkie“.
Uczestnicy seansów (prof. Schrenck Notzing, prof. Richet, Chevreuil i inni) konstatują, że ręce sformowane z ektoplazmy nie różnią się niczem od rąk żywego człowieka.
Poruszają się, ujmują przedmioty.
W dotknięciu są one czasem zimne i wilgotne, czasem zaś suche i gorące.
Oprócz rąk formują się głowy: początkowo jako niejasny kontur, następnie wyłaniają się co raz bardziej, w końcu oddzielają się od medjum i niczem się nie różnią od głowy żywego człowieka.
Dr. Geley tak opisuje swe wrażenia z pewnego seansu, na którym ukazała się podobna głowa: „wyciągam rękę, przesuwam po bujnych gęstych włosach, dotykam kości czaszki — są twarde i mocne... mgnienie oka i już wszystko znikło!“
Głowy te w niczem nie są podobne do medjum. O ile medjum jest kobietą — pojawiają się wąsate i brodate głowy męskie, naodwrót przy medjach męskich częstokroć pojawiają się główki kobiece.
Nakoniec ukazują się całe postacie!

№ 2. Medjum Eva Carriere. Obok niej zjawa (dr. Schrenck Notzing Materialisations Phenomäne).

Najbardziej może miarodajnym w tym względzie był seans z Evą Carriere. Eva Carriere znajdowała się wówczas za kotarą całkiem nago, co wyklucza chyba wszelką możliwość oszustwa. Poświęciła się ona była w tym wypadku dla nauki. Tem nie mniej powstała koło niej zjawa mężczyzny o znakomicie zarysowanej głowie, ubranego w rodzaj płaszcza, starannie zapiętego na guziki.
Na fotografji, która została z tego zjawiska dokonaną, widać Evę C. wspólnie z widmem, co zdaje się jest dowodem absolutnie wystarczającym. (patrz rys.)
(Na fotografji zostały zaretuszowane zbyt drastyczne szczegóły).
Zresztą aby uniknąć możliwych złudzeń podczas doświadczeń ustawiono ni mniej ni więcej tylko pięć aparatów, rozstawionych w najprzeróżniejszych miejscach pokoju (jeden z nich znajdował się za kotarą), przy wybuchu światła magnetyzowego dawały one identyczne zdjęcia.

Pokój seansowy wyglądał w tym wypadku jak przedstawione jest na załączonym na następnej stronicy rysunku.
Pokój seansowy.


Objaśnienie znaków.

A — część pokoju, oddzielona kotarą, za którą siedzi medjum.
B — medjum.
C, D — kontrolerzy.
O — uczestnicy.
E, F, G — aparaty fotograficzne.

Podobne zjawy chodzą po pokoju i mówią.
Przedstawiają się one nawet jako dusze osób umarłych.
Tak fantom który pojawiał się na seansach Evy C., przedstawiał się jako Aleksander Bisson[3], mąż opiekunki Ewy C. pani M. Bisson i był do niego wybitnie podobny.
Zaznaczyć należy że pani Bisson absolutnie „spirytystką“ nie była, a wyjaśnienie tego, podam w rozdziale „o ideoplastji“.
Istnienie więc ektoplazmy tłomaczyłoby nam bardzo wiele!
Tłomaczyłoby nam ono wszystko, odrzucając kompletnie na bok teorje spirytystyczne, teorje uczestnictwa duchów umarłych, gdyby...
Gdyby...
1. Gdybyśmy przedewszystkiem widzieli czem jest owa ektoplazma i na zasadzie jakich praw działa.[4]
2. Gdyby widma i zjawy nie ukazywały się i nie powstawały zgoła od ektoplazmy niezależnie.
Niejednokrotnie osobiście będąc na różnych seansach obserwowałem, iż medjum nie było uspione, nie znajdowało się w transie — tem nie mniej objawy miały miejsce.
Więcej jeszcze, niejednokrotnie obserwowałem, że medjum i uczestnicy nie zdążyli jeszcze w pokoju sensowym zająć swych miejsc — a już rozpoczynały się zjawiska.
Często medjum, kompletnie nieuspione, samo zwracało uwagę na objawy mówiąc „o znowu coś z nami siedzi“, „coś pomiędzy nami stoi“ i samo bało się porządnie rzekomych „duchów“.
Szereg podobnych faktów został niezbicie stwierdzony i zadokumentowany za pomocą zdjęć fotograficznych[5] przez p. Lebiedzińskiego.
Seanse odbywały się przy czerwonym świetle, medjum zaś kontrolowano specjalnie.
Umieszczano więc medjum (Stanisławę P.) albo na kanapie wszystkim widocznej, prócz tego ręce, nogi i szyję medjum wiązano wstążkami, które przylakowywano do ściany. Również przylakowywano pasmo włosów.
Tem nie mniej zjawy powstawały samorzutnie, chodziły po pokoju, były wszystkim widoczne. Na prośbę jednego z uczestników zjawa stanęła na poduszce, postawionej na sztorc. Gdyby zjawa ta była czemś materjalnem, posiadała jakikolwiek ciężar — poduszka musiałaby choć nieco się ugiąć. Tymczasem fotografja nie wykazała najmniejszego na poduszce zagięcia, najlżejszej fałdy.
W innych wypadkach medjum zamykano w siatce drucianej. Ze względu iż pokój był oświetlony, widocznem ono było przez siatkę znakomicie.
Zjawy jednak pojawiały się, rozmawiały z uczestnikami seansu, chodziły z nimi pod rękę.
Zjawy zasiadały wspólnie z uczestnikami seansów przy stole, na prośby ich przynosiły żądane przedmioty.
Na jednej z załączonych fotografji (patrz rys.) stoi zjawa znakomicie zmaterjalizowana, obok opieczętowanej siatki, w której znajduje się wszystkim widoczne medjum.
Niejednokrotnie pojawiło się parę zjaw naraz (medjum znajdowało się w tych samych warunkach kontroli) kłóciły się one między sobą, a nawet ostrzegały uczestników: — „to przyszedł zły duch“.
Był nawet wypadek (u znanej w Warszawie spirytystki p. M. Wodzińskiej), że jedna zjawa wyrzuciła drugą z pokoju, gdy ta zbytnio poczęła dokuczać obecnym.
Na załączonych fotografjach zjawy przybrane są w prześcieradła, zwykle podczas moich odczytów zadawano mi pytanie: dla czego?
Odpowiedź prosta: albo zjawy same ukazują się przybrane w coś w rodzaju prześcieradeł lub całunów śmiertelnych, albo też ponieważ kompletna materjalizacja należy do najcięższych i najrzadszych objawów, materjalizują się zaś znacznie prędzej części ciała ludzkiego np. głowy, sami uczestnicy pragnąc mieć złudzenie, że mają z żywym człowiekiem do czynienia, proszą zjawę: „ubierz się w prześcieradło“, „ukaż się nam“ — co też zwykle ma miejsce.
Czasami materjalizacja jest tak niekompletna, że ukazuje się coś na kształt postaci ludzkiej, zakończone zamiast głowy kulą.
W kołach, w których seanse są odbywane systematycznie, przeważnie przybywa jedna i ta sama zjawa. Ponieważ zjawa taka nietylko przedstawia się sama uczestnikom jako dusza zmarłego, lecz na żądanie usiłuje dać dowody swej tożsamości np. podpisuje się, lub cytuje fakty ze swego życia — spirytyści uważają to za niezbity dowód istnienia duchów. To też w każdym kółku spirytystycznym jest jeden jakby duch opiekuńczy, zwykle krewny lub blizki przyjaciel, któregoś z uczestników. On to de facto kieruje seansem, oświeca i poucza zebranych. Duch taki przyprowadza inne duchy, przedstawia je obecnym, chroni ich od złośliwości „złych duchów“.
„Duchy“ takie pojawiają się niejednokrotnie przez szereg miesięcy i lat — najlepszym tu chyba przykładem cytowana przezemnie zjawa Katy King.
Również medja mają częstokroć swego ducha opiekuńczego, którego zwykle nazywają „duchem kontrolującym“ — „esprit controleur“.
Opiekuje on się czule medjum, oznajmia zebranym kiedy jest zmęczonem, kiedy należy przerwać doświadczenia etc. Duch taki sam magnetyzuje medjum, aby wpadło w głębszy trans, a gdy pragnie zakończyć seans budzi medjum.
Jest to jakby rodzaj dwojnika (double) medjum.
Np. Stanisława Tomczykówna stale miała „małą Stasię“ — 12 letnią dziewczynkę, Stanisława P. zaś ma „małą Zosię“.
Oprócz zjaw ludzkich na seansach obserwowano zjawy potworów i zwierząt.
Na seansach z Frankiem Kluskim częstokroć pojawiał się drapieżny ptak, przypominający orła. Również zjawiało się dziwaczne stworzenie, coś pośredniego pomiędzy małpą a człowiekiem, ciało jego pokryte było włosem, ręce nadzwyczaj długie.
Juliusz Potocki w „Revue Metapsychique“ pisze, iż potwór ten był niezwykle łagodny, a wydawał się nawet bardzo wzruszony.
Brał ręce obecnych i lizał je. Ponieważ ukazywał się często, uczestnicy seansów przezwali go „Pithecantrop’em“.
Na seansie dn. 20 listopada 1920 r. jeden z uczestników poczuł jego uwłosioną głowę, spoczywającą na swojem ramieniu i opierającą się o policzek. Głowa miała szorstkie włosy, a stworzenie posiadało specyficzny zapach — zapach zmoczonego psa.
Dziwoląg ten, „pithecantrop“, gdy wyciągnięto do niego rękę, lizał ją — język był szeroki i gorący.
Również w Warszawie na seansach u pp. B. pojawiało się widmo psa a jeden z uczestników, francuz, p. Ap. twierdził, że poznaje w nim swego ulubionego dobermana, który przed paru miesiącami zakończył swój „żywot“ doczesny.








  1. Oprócz wymienionych wielkie zasługi w tej dziedzinie położyli i prof. K. Richet, Morselli, Encamara, Oliver Lodge, Sigdwick, Grünewald, Crawford i inni.
  2. Również Libański str. 116. „Tajemnice Zjawisk Spirytystycznych.“
  3. Aleksander Bisson, znany francuski autor dramatyczny zajmował się za życia gorąco sprawami zjawisk nadnormalnych. Równie gorąco poświęcała się tej dziedzinie żona jego p. M. Bisson, rzeźbiarka, która w wychowance swej Evie Carriere odnalazła zdolności medjalne. Eva Carriere jest bezwzględnie jednym z najlepszych medjów materjalizacyjnych.
  4. t. j. podczas jakiego stanu psychicznego powstaje — dotychczas tylko wiemy, że pojawia się ona u medjów pogrążonych w trans.
  5. Przezrocza, poczynione z tych fotografji, demonstrowałem na moich odczytach w sali Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie w październiku i listopadzie 1923 r. Niektóre z nich były reprodukowane w „Revue Metapsychique“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.