<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Duchy i zjawy
Podtytuł Wykład popularny z dziedziny medjumizmu i badań psychicznych
Wydawca Wydawnictwo Księgarni F. Korna
Data wyd. 1924
Druk Zakłady Graficzne „Gloria“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


BIBLJOTEKA WIEDZY TAJEMNEJ
ST. A. WOTOWSKI
DUCHY i ZJAWY
WYKŁAD POPULARNY Z DZIEDZINY
MEDJUMIZMU I BADAŃ PSYCHICZNYCH
Z ILUSTRACJAMI
PORTRETEM AUTORA.
WYDAWNICTWO KSIĘGARNI F. KORNA
W WARSZAWIE  ◈◈  MARSZAŁKOWSKA 65.



Zakł. Graf. „Gloria“ Warszawa, Solna 9.


ST. A. WOTOWSKI






WSTĘP.
Ktokolwiek rzeczy te uważać będzie za nieprawdopodobne — pozostaw go przy jego zdaniu. Lecz niech nie staje on na przeszkodzie poznania prawdy.
Bławatska („Izys Odsłoniona”)


Badanie fenomenów, nie dających się objaśnić na zasadzie znanych praw natury, t. zw. zjawisk nad-przyrodzonych, właściwie zaś badanie zjawisk psychicznych, stało się w dobie dzisiejszej rzeczą niezwykle modną.
Lecz o ile do niedawna każdy ktokolwiek ośmielał się rzucać nowe światło na nieznane dziedziny ducha spotykał się z zarzutem szarlataneryi, w najlepszym zaś razie był uważany za rodzaj nieszkodliwego warjata, o tyle obecnie stosunek się zmienia...
Nad sprawami, które zostały udowodnione i których prawda bije jarzącem światłem w oczy, trudno przejść do porządku dziennego za pomocą prostego wznoszenia ramionami... To też dziś tych, co nie zważając na drwiny, szli trzymając wysoko prawdy pochodnię czci się i uwielbia.
Najlepszym tego chyba przykładem znakomity nasz uczony Julian Ochorowicz, którym się obecnie zachwyca i niemal co drugie słowo „cytuje“, a któremu tyle kamieni kładziono pod nogi za życia...
Że istnieją więc nieznane i niezbadane siły głęboko w psychice ludzkiej ukryte tego nie neguje nikt chyba...
A ktoby to czynił ślepym by był...[1]
Polsce w badaniu zjawisk psychicznych wypadło miejsce zaszczytne i niemal przodujące.
Dość tu wspomnieć, że Międzynarodowy II Kongres Badań Psychicznych odbył się w Sierpniu 1923 r. w Warszawie, że zaszczycili go swą obecnością tacy potentaci nauki, jak dr. Gelley, Mackenzie, Schrenk-Notzing i inni i że referaty polskich uczonych np. p. Piotra Lebiedzińskiego (o ideoplastyce) pozyskały aplauz powszechny.
Lecz nie dosyć na tem.
Jeśli chodzi o stronę eksperymentalną polskie medya cieszą się zasłużoną sławą a jeśli chodzi o stosunek procentowy, to bodajże na Polskę przypada najpoczesniejsza liczba „medyów“.
Pozwolę tu sobie mimochodem zauważyć, że tłomaczy się to dość prosto.
Jak wykazały najnowsze badania, osławione czarownice i czarownicy średniowiecza nie byli niczem innem jak znakomitemi „medyami“, słynne zaś ich cuda i „czarnoksięstwa“ nazwanoby w dobie dzisiejszej bardzo zwykle „zdolnościami medyalnemi“.
To też w tych państwach, gdzie prześladowanie „czarnoksiężników“ było najpotężniejsze np. w Hiszpanji — medyów nieomal nie spotyka się kompletnie.
W Polsce nie było Inkwizycji. W Polsce walka z czarownictwem nie przybrała masowego charakteru, jak to miało miejsce na Zachodzie; zdarzały się coprawda w Polsce przeróżne „wiedźm palenia“ i „dyabelskich sług“ procesy — lecz jako pojedyńcze oderwane fakta a nie w system zorganizowany przybrane prześladowanie. Temu też zawdzięczamy, że mamy dziś Guzików, Kluskich, Fronczków, Tomczykówny, Stanisławy P. ect.
Jaki zaś pożytek medya przynoszą nauce nie potrzebuję tu bliżej uzasadniać — zresztą ten temat na swoim miejscu poruszę...
W niniejszej więc mojej pracy pragnę czytelnika zapoznać ze zdobyczami współczesnej wiedzy w zakresie badań psychicznych, kładąc specyalnie nacisk na fenomeny t. zw. materyalizacyjne.
Starając się również zachować jaknajwiększy objektywizm zadaniem mojem będzie wyłuszczyć jakie wysiłki czynione są obecnie celem naukowego i logicznego wytłomaczenia pomienionych zjawisk.
Aby się uchronić od wszelkich możliwych zarzutów, szerzenia zaś materjalizmu przedewszystkiem, kategorycznie tu zaznaczam, że jedynem możliwem stanowiskiem przy badaniu zjawisk psychicznych jest stanowisko zajęte przez Międzynarodowy II Kongres, który kategorycznie zaznaczył, że badanie zjawisk psychicznych, jako badanie naukowe, nie może w żadnym razie być łączone i stawiane w ścisłym związku ze sprawami religji i moralności. Nie ma ono z religją i moralnością nic wspólnego.
Można być głęboko wierzącym człowiekiem, a tem nie mniej uznawać, że istnieje cały szereg przejawów w psychice ludzkiej dotychczas nieznanych i niezbadanych...
Są to dwa światy odrębne!
Takim jest mój punkt widzenia i w tym sensie pragnę z czytelnikiem rozmawiać.

St. A. Wotowski.






ŹRÓDŁA.

Aksakow: Aninizm i spiritizm
C. Bozzano: Les Phénomènes de Hantise 1920 r.
W. Crookes: Recherches sur les phénomenes du spiritualisme (tłom. z angielskiego)
D. D. Home: Révélations sur ma vie surnaturelle Paryż 1863 r.
C. Flamarion: La Mort et son Mystêre 2t.
G. Delanne: Les Apparitions matérialisées 2 t. Paryż 1911 r.
O. Lodge: Raymond (tłom. z ang.) Paryż
S. Frondoni-Lacombe: Merveilleux Phénomenes de l’au de lá
F. W. H. Myers: La Personalitè Humaine Paryż 1920 r.
D. Maxvell: Les Phénomenes Psychiques
Des Mousseaux: Les haut phénomenes de la magie Paryż 1864 r.
Allan Kardec: L’Evangile selon le spiritisme Le livre des esprits Paryż 1863 r.
dr. bar. v. Schrenck-Notzing: Materialisations Phenomäne (nowe wydanie Monachium 1923 r.)
Hans Freimarck: Erotismus und Ocultismus
Papus: Traité methodique des sciences ocultes.
A. B. C. illustré de o’ccultisme
dr. J. Ochorowicz: Zjawiska medjumiczne 2t.
dr. S. Breyer: Z pogranicza zaświatów. Kraków
K. Flamarion: Zagadnienia duszy
Dr. Laponi: Hipnotyzm i spirytyzm
Ks. M. Nitecki: Zjawiska spirytystyczne w świetle nauki i objawienia 1920 r.
Biuletyn Polskiego Tow. Badań Psychicznych Nr. 1 Styczeń 1922
J. Jankowski: Zjawiska Psychiczne i ich badanie.
dr. F. Habdank: Z zaświatów.
Z tajnych dziedzin ducha.
Karta z zamkniętej księgi bytu.
Rewelacye Grzegorza VII Papieża.
M. Maeterlinck: Śmierć.
A. Niemojewski: Dawność a Mickiewicz.
D. Stark: Spirytyzm.
inż. E. Libański: Tajemnice zjawisk spirytystycznych Lwów 1922 r.
Natalja Jastrzębska: Zjawiska spirytyzmu.
M. Domańska: Dziwy życia.
Kirchner: Potęga spirytyzmu.
Bötcher: Problemat życia pozagrobowego.
Dr. A. Brofferio: Czy będziemy żyli po śmierci.
Rybkowski: Spirytyzm.
Leon Denis: Na co życie.
Sedir: Wtajemniczenia.





ROZDZIAŁ I.
Domy nawiedzane.

Wiara w duchy jest tak starą jak starym jest świat!
Opowiadania o strachach i upiorach należą do najbardziej popularnych tematów, to też szereg poetów i pisarzy czerpał z źródła tego natchnienie. Dość tu będzie chyba wspomnieć o epoce romantyzmu, wraz z genialnym, jej przedstawicielem na gruncie polskim, Adamem Mickiewiczem, w którego balladach rusałki, topielce i widziadła występują raz po raz.
Legendy zwykle głoszą, że w starych pałacach, zamczyskach, domach, ukazują się ich poprzedni właściciele lub mieszkańcy w postaci widzialnej celem zamanifestowanie swej obecności żyjącym.
Domy takie określane bywają jako „domy nawiedzane“, domy w których „straszy“.
W Warszawie również istniały i istnieją lokale, którym fama przypisuje odwiedziny straszliwych gości z zaświatów. Jeśli zajrzymy do ksiąg jednego z dziejopisów naszej stolicy (Przyborowski, Wilkoński ect.) odnajdziemy opowiadania o domu na Solnej, gdzie mieścił się warsztat szewcki a w nim miała się noc w noc pojawiać amazonka konno. Ponoć jeden z czeladników, odważnego ducha, nie zląkł się tych opowiadań i postanowił w warsztacie zanocować.
O północy, godzinie duchów, miała mu się ukazać upiorna amazonka. Gdy w przerażeniu począł się cofać, najechała ona na niego swym rumakiem, koń się wspiął i kopytem uderzył go w czoło.
Czeladnik zemdlał... a rano odnaleźli go koledzy na pół obumarłego ze strachu...
Na czole zaś jego najwyraźniej widniał ślad uderzenia podkową...
Również w jednym z domów na Lesznie dziać się miały historye niesamowite. Mieściła się tam kiedyś loża masońska. Otóż około roku 1870 poczęły się tam odbywać systematyczne zebrania widziadeł... jak głosiły opowieści, zmarłych masonów pomienionej loży.
Zapalały się w pustych pokojach światła, widać było poruszające się postacie, dochodził szmer podniesionych głosów, przesuwanych sprzętów i mebli...
Gdy któryś śmiałek odważył się zamieszkać w nawiedzonym domostwie, został on podobno przez upiora zwyczajnie wyrzucony za drzwi; „duch“ zagroził, że w razie powtórzenia się niewczesnej ciekawości... będzie ukarany śmiercią... za chęć przeniknięcia tajemnic...
Podobnych opowieści mógł bym cytować tysiące — wszak nie dalej jak w roku ubiegłym zajmowała się Warszawa sensacyą nie lada... tajemniczą „czarną damą“, która miała dzień w dzień ukazywać się w najwytworniejszych cukierniach stolicy... aby następnie ztamtąd dążyć na Powązki i tam rozwiewać się jak obłok pośród cmentarnych grobów!
Historyjki takie opowiadane we wszystkich krajach i we wszystkich czasach a budzące w słuchaczach zimne dreszczyki poczęły, interesować uczonych.
Zajęli się więc zbieraniem i systematyzowaniem podobnych opowieści w pierwszym rzędzie uwzględniając te wypadki gdy „duch“ miał dawać niezbite dowody swej tożsamości, lub też powiadamiać żyjących o faktach jemu wyłącznie wiadomych.
Najbardziej może charakterystycznym w tym względzie jest opis ukazania się widma niejakiego Sylvain’a Marechal’a, który odnajdujemy w książce G. Delann’a p. t. „Apparitions matérialisées des vivants et des morts“ (t. II). Sylvain Marechal był za życia człowiekiem wysoce ekscentrycznym i pozującym na ateusza. Jako taki zaprzeczał on istnieniu nietylko Stwórcy Najwyższego, lecz rozumie się i życia pozagrobowego.
Gdy mówiono mu o śmierci, zwykł był na to odpowiadać kiepskim dystychem, własnego układu:

Dormons jusqu’au bon temps
Nous dormirons longtemps.

co miało oznaczać, iż nie wierzy on w nieśmiertelność duszy.
Lecz, że każdy umrzeć musi i dla Sylvain’a Marechal’a wybiła godzina wiecznego spoczynku. Gdy leżał w agonii, a koło łóżka jego znajdowała się żona wraz z blizką przyjaciółką p. Defour, Marechal na chwilę otworzył oczy, z wielkim trudem wyszeptał słowa „jest tam tysiąc...“ poczem nie dokończywszy zdania — wyzionął ducha. Następnego wieczoru p. Defour leżała w łóżku. Nie zdążyła jeszcze zagasić, palącej się na nocnym stoliku lampy, gdy usłyszała lekki skrzyp drzwi. Spojrzała, Sylvain Marechal stał pośrodku pokoju tak, jak wyglądał za życia, stał zlekka uśmiechnięty.
— Droga pani — przemówił — przyszedłem dokończyć wczorajszego zdania.
Chciałbym mianowicie, żeby pani poinformowała moją żonę, że w skrytce w mojem biurku znajduje się tysiąc pięćset franków. Nie chciałbym, aby te pieniądze wpadły w obce ręce!
Pani Defour więcej zadziwiona, niż przerażona ukazaniem się widziadła, zapytała:
— Więc kochany ateuszu, widzę że uwierzył pan w nieśmiertelność duszy?
Na to Sylvain Marechal potrząsnął smutnie głową i raz jeszcze powtórzył swój dystych.

Dormons jusqu’au bon temps
Nous dormirons longtemps.

Poczem znikł.
Wówczas strach ogarnął p. Defour. Wyskoczyła szybko z łóżka, chcąc biedz jaknajspieszniej do swej przyjaciółki. Lecz w tejże samej chwili pani Marechal blada i zmieniona wpadła do jej pokoju.
„Przed chwilą widziałam nieboszczyka!“ zawołały jednocześnie obydwie kobiety i poczęły sobie opowiadać szczegóły ukazania się im zjawy. Szczegóły były identyczne.
Jaknajśpieszniej udały się do biurka i po długich poszukiwaniach, gdyż za życia Marechal’a istnienie skrytki było im całkowicie nieznane odnalazły tajemne schowanko, a w nim tysiąc pięćset franków w złocie!
Wypadek frapujący.
Również słynny rosyjski spirytysta Aksakow w swej książce „Animizm i Spirytyzm“, cytuje wypadki iż przybywał zmarły i wskazywał przyjacielowi miejsce w którem były ukryte ważne papiery.
Brak tych dokumentów silnie kompromitował nieboszczyka, ukazanie się więc jego było jakby rodzajem pośmiertnej rehabilitacji.
W innych znów wypadkach przybywała matka celem opiekowania się małoletniem swem dzieckiem.
Kapitan statku zmarły, przed kilkudziesięciu laty, ukazywał się załodze podczas burzy, aby ją uprzedzić o rafach podwodnych i grożącem niebezpieczeństwie.
Nie zawsze jednak zjawy miały taki łagodny, że się tak wyrażę, przyjacielski charakter. W większości wypadków przytomni twierdzili, że pojawienie się ducha miało jakby wyłącznie na celu „nastraszenie“, przerażenie żyjących.
Specyalnie da się powiedzieć o widziadłach ukazujących się w starych domostwach i zamczyskach. Przeważnie miały fantomy wygląd straszliwy, a częstokroć towarzyszyły im objawy przykre i ponure jako to brzęki łańcuchów, jęki, hałasy ect.
Jak już wspomniałem, wszystkie takie fakty poczęli skrzętnie notować uczeni. Tak uczony włoski Ernest Bozzano, który przez długie lata studyował zjawiska „nawiedzenia“ zebrał ni mniej ni więcej tylko 532 wypadki tego rodzaju, stwierdzone i poparte dowodami.
Znaczna część tych faktów była zbadana i opisana w raportach Londyńskiego Tow. Badań Psychicznych.
Na zasadzie spostrzeżeń E. Bozzano (les Phénomènes de hantise), Mejers’a i innych wynikałoby, że realność objawów nawiedzenia nie ulega żadnej wątpliwości.
Widma więc czasami bywały widywane przez szereg tygodni, miesięcy i lat. F. W. H. Myers cytuje wypadek, że widmo kobiety ukazywało się przez 8 lat z rzędu; w pierwszych latach było ono tak dobrze zmateryalizowane, że sprawiało wrażenie osoby żyjącej, w następnych zaś latach stawało się coraz bardziej mglistem, wreszcie znikło. Fotografia stwierdziła podobieństwo widma do osoby, która w tym domu przed laty zamieszkiwała.
W innym wypadku przez 9 lat z rzędu ukazywało się widmo w stroju księdza w miejscu, gdzie kiedyś było jakoby dokonane morderstwo.
Skoro się jednak uznaje zjawiska nawiedzenia, za coś realnego, należy dać nam odpowiednie wyjaśnienie, chociażby mniej więcej prawdopodobną hypotezę.
Hipotez takich mamy aż cztery... niestety wszystkie one nie są wystarczające. Hipotezy te w swym artykule „Zjawiska w domach nawiedzanych“ (Biuletyn Polskiego Tow. Badań Psychicznych Nr. 1) wylicza p. inż. Lebiedziński w następujący sposób:
I. Według Pr. Podmore’a zjawiska nawiedzenia są pochodzenia telepatycznego. Osoby, które znały wypadki jakie w danem miejscu zaszły mogły same je odtwarzać jako medya, albo też, myśląc o tych wypadkach, przesyłać telepatycznie ich obraz zdaleka.
II. Hipoteza Myersa przypuszcza zgodnie z poglądem okultystów i teozofów, że wszystkie wypadki świata utrwalają się w ośrodku niemateryalnym wszechświata jako „klisze astralne“ okultystów lub ślady w „akazie“ teozofów i że skutkiem tego mogą być wyczuwane i odtwarzane przez niektórych ludzi.
III. Hipoteza spirystyczna: widma są ujawnieniem się duchów ludzi zmarłych.
IV. Hipoteza A. d’Assier przypisuje zjawiska w domach nawiedzanych, wytworzonym przez ludzi umierających sobowtorom, które powstały przed ich śmiercią i pozostały przez jakiś czas po śmierci.
Wszystkie te hipotezy, jak widać od pierwszego rzutu oka, są nadzwyczaj mgliste i de facto nic nam nie tłomaczą.
To też zupełnie słusznie dalej w swym artykule pisze p. Lebiedziński: „Przyznać się musimy, że brak nam jeszcze danych dla stworzenia jakiejkolwiek hipotezy, uwzględniającej wszystkie zjawiska jakie w domach nawiedzonych zachodzą.
Przyczynia się do tego okoliczność, że zjawiska nawiedzenia, jako samorzutne i najczęściej nieoczekiwane, były po większej części obserwowane przygodnie. Przeważająca część wypadków, zebranych i opisanych przez Bozzano i innych badaczów, opiera się nie na ich własnych obserwacjach, lecz na zeznaniach świadków i na protokułach policyjnych i sądowych.
Wiadomości te były sprawdzane post factum, po upływie kilku a nawet kilkudziesięciu lat. Oczywiście, że tego rodzaju świadectwa spóźnione, chociażby najbardziej wiarogodne, nie mogą dać tej pewności i takich wskazówek, jak współczesne, pochodzące od ludzi znających nowoczesne metody badań psychicznych“.
Pan inż. Lebiedziński ma jaknajwiększą słuszność. Wypadki dotychczas skrzętnie notowane nie opierały się nieomal nigdy na bezpośrednich obserwacjach!
Za to bezpośrednie obserwacje częstokroć mówiły zgoła co innego.
A więc w tych wypadkach kiedy starano się zaobserwować rzekomo mające się ukazywać zjawy albo nie było nic zgoła. Po jednym z moich odczytów, zwrócił się do mnie muzyk p. G. zamieszkały przy ulicy Topiel, prosząc o udanie się z nim do jego mieszkania w którem „straszyło“. Przesiedziałem tam z nim wspólnie trzy noce ale niestety... nic mi się nie udało widzieć ani słyszeć. Widocznie duchy dostały „tremy“ i nie chciały się popisywać przed nowym uczestnikiem — albo też ustalono, że jeden z domowników jest „medjum“, i posiada właściwości, których sam nawet nie podejrzewał i że dzięki temu objawy zachodzą.
Również w bardzo znanym wypadku „strachów“ przy ulicy Kruczej, gdzie nieznośny duch wyprawiał krzyki i hałasy w biały dzień, bardzo szybko skonstatowano, że przyczyną wszystkiego była służąca, obdarzona wybitnemi zdolnościami medjalnemi.[2]
Mocno mylnem jest również zdanie że objawy w „domach nawiedzanych“ występują wówczas z całą wyrazistością, gdy na miejsce przybędzie „medjum“.
Istotnie jest tak przeważnie. Ale dlaczego? Bynajmniej nie dla tego występują objawy, że na miejsce przybyło „medjum“ — lecz właśnie dla tego że na miejscu znajduje się medjum i że objawy te zgoła nie zachodzą w samym domu „nawiedzonym“, ale właśnie wyłącznie na skutek obecności medjum wystąpiły, jako objawy związane z osobą medjum, nie zaś z danym domem.
O ile „medjum“ oddali się objawy ustaną zaś te same objawy powtórzą się w innym lokalu, gdzie „medyzm“ seansować będzie.
Jak widzimy więc nie mamy dotychczas dowodu istotnego realności istnienia objawów w domach nawiedzanych.
Nawet takie fakty, jak cytowany przezemnie wypadek ukazania się ducha Sylvain’a Marechal’a może mieć również zgoła inne wyjaśnienie.
Postarał się to zresztą zrobić słynny okultysta Eliphas Levi[3], który pisze: „Bynajmniej nie kwestjonuję prawdziwości opowiadania pani Marechal i p. Defour.
Lecz przejęte ostatniemi słowy umierającego, będąc w stanie wyjątkowego nerwowego podrażnienia... mogły one wprost odgadnąć ostatnią jego wolę.
Widzenie ich mogło być jakby rodzajem snu na jawie połączonego z jasnowidzeniem. Mamy w tym wypadku bardzo ciekawy objaw kolektywnej i jednoczesnej halucynacyi, połączonej z odgadywaniem myśli... lecz po za tem nic coby przemawiało na korzyść widziadeł pozagrobowych“.
Tak twierdzi Eliphas Levi.
Zaraz tu zrobić muszę jedno zastrzeżenie. Eliphas Levi bynajmniej nie był przeciwnikiem życia pozagrobowego — przeciwnie jak wszyscy okultyści gorąco wierzył w nieśmiertelność duszy, oraz w to, że nasze bytowania doczesne jest tylko jakby jedną sekundą w naszem bytowaniu w wszechświecie.
Nie wierzył on tylko w ukazywanie się duchów, twierdząc, iż duch ludzki jest, jako taki, zbyt szlachetnym i wzniosłym, by miał posuwać się do udawania „strachów“ w opuszczonych domostwach i zamczyskach.
O stanowisku Eliphasa Levi w stosunku do zjawisk t. zw. spirytystycznych na innem miejscu powiem.
Jak widzimy więc z powyższego, niema żadnego konkretnego dowodu, aby w wypadkach „nawiedzenia“ działały istotnie widma umarłych.
Być może zachodzą częstokroć wypadki znacznie przewyższające dotychczasowe pojmowanie ludzkie, lecz również być bardzo może, że będą one z czasem wyjaśnione, jako działanie nieznanych nam jeszcze sił psychicznych.
Bynajmniej więc nie kwestjonując ani życia pozagrobowego, ani też realności dziejących się w niektórych domach „nawiedzanych“ objawów, podkreślić muszę, że niema żadnych na to dowodów, aby w tym wypadku pojawiali się nam istotnie umarli.





ROZDZIAŁ II.
Historya rozwoju t. zw. ruchu Spirytystycznego. Allan Kardec. Spirytyzm a medjumizm.

Jeżeli zacząłem ten krótki szkic od zjawisk t. zw. „nawiedzenia“ jest to właśnie dla tego że z tych to objawów powstał kierunek zwany „spirytystycznym“. Mianowicie około 1848 r. w domu niejakich Foksów, północno-amerykańskich kolonistów poczęło „straszyć“.
Rozlegały się tajemnicze pukania, stuki i hałasy.
Lecz jedna z córek Foksa, Katy Foks nie była bojaźliwą niewiastą. Zamiast przestraszyć się „duchów“ i uciec, poczęła na stukania odpowiadać stukaniem i ku swojemu zdumieniu na każde stuknięcie otrzymywała natychmiastową odpowiedź.
Widząc, że ma ona z siłą inteligentną do czynienia, ułożyła Katy Foks cały alfabet i tą drogą poczęła porozumiewać się z „duchami“ (tak np. litera A jedno stuknięcie, B dwa, C trzy i t. d.)
Za pomocą tego systemu dowiedziano się, że „stukającym“ jest „duch“ niejakiego Karola Ryana, kupca, zamordowanego w tym domu przed pięciu laty. Poczęto kopać w piwnicy i znaleziono w niej rzeczywiście szkielet a dalsze poszukiwania ustaliły całkowitą autentyczność faktów, podanych przez „stukającego ducha“.
Nie potrzebuję chyba dodawać jaką spowodowało to sensacyę! Lecz jest to dopiero początek. Rodzina Foksów udoskonaliła swe sposoby porozumiewania się z siłą niewidzialną, używając w tym celu stolika, nogi którego wystukiwały odpowiedzi na każde postawione pytanie i poczęła seansować publicznie.
Seanse te spowodowały taką wrzawę, że rząd poczuł się w obowiązku wydelegowania specjalnej komisji do zbadania opisanych zjawisk.
Jakoż przybyła komisya państwowa i po najdokładniejszem zbadaniu fenomenów oświadczyła... że nic z nich nie rozumie, ale, że również skonstatować nie może w żadnym razie podstępu.
Moment ten był przełomowym!
Świadomość iż za pomocą stolików wirujących można się porozumiewać ze światem niewidzialnym, spowodowała całą rewolucyę.
To też szybko i z żywiołową siłą „seanse ze stolikami“ rozpowszechniły się nie tylko w Ameryce, ale i w Europie, a około 1850 r. nie było szanującego się salonu, w którymby podobne „doświadczenia“ z zapałem nie były uprawiane.
A na seansach ze stołami działy się istotnie dziwy nadzwyczajne.
Gdy tylko nad stołami tworzono łańcuchy i kładziono na nie ręce — stoły ożywały. Chodziły, odpowiadały na postawione pytania, unosiły się do góry, czasem znów stawały się maleńkie stoliczki tak ciężkie, iż paru ludzi nie mogło ich podnieść do góry. Zacytuję przykład.
W roku 1853 kilku studentów w Heidelbergu[4] zapragnęło urządzić seans. Ponieważ stolika odpowiedniego nie było, użyli oni do doświadczenia drewniany manekin, stojący w pracowni jednego z kolegów. Położyli nań ręce i oczekiwali, co dalej się stanie. I rzeczywiście pod wpływem ich rąk powstał ów tajemniczy „fluid“ (jak go wówczas zwano) ożywiający martwe drewniane przedmioty. Manekin powstał, począł chodzić po pokoju, a w odpowiedzi na złośliwy żart jednego ze studentów, jął bić i gonić uczestników.
Studenci przerażeni, uciekli, unosząc jako pamiątkę „doświadczenia“ porządne guzy i siniaki.
Komentarze są tu zbyteczne!
Fakty więc niezwykłych objawów zachodzących podczas seansów z wirującemi stolikami — były skonstatowane i zaprzeczyć się nie dawały.
Był to krok pierwszy.
Lecz zaraz nastąpił moment jeszcze bardziej oszałamiający. Odkryto „medja“.[5]
Stwierdzono mianowicie, iż w obecności pewnych osób dzieją się właśnie wszystkie te objawy anormalne i tajemnicze.
Gdy „medjum“ takie zapadało w trans, rozpoczynały się fenomeny, ukazywały się światełka, niewidzialne dłonie dotykały uczestników seansu, pojawiały się twarze a nawet całkowite postacie, pozornie od medjum niezależne. Dzięki więc owym medjom, doświadczenia ze stolikami stawały się dziecinną zabawą. Po co porozumiewać się z tajemniczemi zjawami za pomocą skomplikowanego alfabetu, skoro obecnie na seanse przybywał we własnej postaci „duch“, stawał się widzialnym, chodził, poruszał się, rozmawiał.
O ile jest tu mowa o historycznym rozwoju t. zw. „spirytyzmu“ lub badań psychicznych, trudno jest pominąć milczeniem doświadczenia słynnego Crookes’a, które były ostatecznym a definitywnie przekonywającym argumentem, że ukazujące się na seansach „duchy“ — kompletne materyalizacye — nie jakąś halucynacyą lub szalbierczą sztuczką — lecz czemś zupełnie realnem i konkretnem.
Genialny fizyk angielski Wiliam Crookes przez lat trzy (1871-1874) wspólnie z fizykiem Varley’em, seansował z medjum: panią Cook. Przez cały ten okres czasu na seansach ukazywała się zjawa, która twierdziła, iż zwie się Katy King. Katy King nie tylko rozmawiała z uczestnikami seansu, lecz pozwalała się jaknajszczegółowiej oglądać, pozwalała odcinać kawałki z swej sukni, loki swych włosów.
Po upływie lat trzech zjawa Katy King oświadczyła na jednym z seansów że przybyła po raz ostatni. Owe trzy lata w czasie których się ukazywała były jej pokutą na ziemi, oczyściła ona obecnie całkowicie i musi się pożegnać z uczestnikami.
Medjum, pani Cook, błagała z płaczem, by Katy King nie opuszczała jej. Daremnie! Zjawa pożegnała się ze wszystkimi i znikła... na zawsze!
Pomijając już samo sensacyjne pożegnanie się Katy King, dowody zebrane przez Crookes’a w czasie trzyletnich jego badań są tak przekonywujące, że wątpliwości podlegać nie mogą. Crookes nie tylko jaknajszczegółowiej ustalił, że Katy King była istnością zgoła odmienną od medyum zarówno co do wyglądu zewnętrznego, wzrostu, wagi ciała ect. lecz również sfotografował ją około 40 razy — a na niektórych fotografjach medyum pani Cook i Katy King są znakomicie jednocześnie widoczne.
O realności więc pomienionych objawów nie ma potrzeby dyskutować, ani też kopii w ich obronie kruszyć, tak są one powszechnie znane i uznane. Lecz tu zaraz zachodzi pytanie, jak one zostały skomentowane?
Przedewszystkiem więc na widownię wystąpił spirytyzm.
Spirytyzm zgodnie ze swym źródło słowem spirytus oznacza zjawiska, w których występują siły bezcielesne.
Poczęto więc głosić, że skoro na seansach działają siły od medjum zgoła niezależne, skoro ukazują się zjawy niczem do medyum nie podobne, których inteligencya przewyższa częstokroć inteligencję medyum (zjawy mówiły językami medjum nieznanemi), skoro te zjawy przedstawiają się same jako osoby zmarłe, które żyły na ziemi — nic innego nie może tu być, jak istotne ukazywanie się duchów, jak odwiedziny zmarłych składane nam żywym. Twierdzono dalej, że sposobem tym został ustalony bezspornie fakt życia pozagrobowego, fakt nieśmiertelności ducha — a że medja nie są niczem innem jak rodzajem aparatu telegraficznego, dającego nam możność komunikowania się ze światem umarłych.
Jeśli dodać do tego jeszcze t. zw. „medja rewelacyjne“ — teorya spirytystyczna tłomaczyłaby wszystkie zjawiska bardzo zachęcająco.
Medja bowiem podzielić można na: medya materyalizacyjne[6] t. j. takie przy których powstają fenomeny, jak światła, dotyki, dźwięki, zjawy ect.
Medja rewelacyjne[7] t. j. takie za pomocą których otrzymujemy komunikaty z za światów, przez usta których w transie, jak one twierdzą, przemawiają duchy.
Otóż pojawienie się tej drugiej kategoryi medjów, medyów rewelacyjnych było nie tylko potwierdzeniem spirytystycznych teoryi, lecz i spowodowało skrystalizowanie się spirytyzmu w rodzaj filozoficzno religijnego systemu.
Około 1856 roku pojawia się nowy apostoł, Hippolit Rivail, inaczej przezywający się Allanem Kardekiem i głosi, że pod wpływem ducha, mieniącego się początkowo Zefirem, następnie zaś duchem Prawdy, w niektórych zaś wypadkach z nakazu samego Jezusa Chrystusa, napisał księgi, będące nowem objawieniem, że księgi te i filozoficzne prawdy w nich zawarte, tłomaczą to co istotnie z człowiekiem po śmierci się dzieje.
Księgi te Allana Kardeka są: Le livre des esprits, L’evangile selon le spiritisme, Le livre des mediums.
Teorye głoszone przez Kardeka nie były czemś nowem. Była to stara teorya metampsychozy[8] tylko wyszlachetniona i wysubtelniona. Kardek był wyznawcą reinkarnacyi t. j. uczył, że dusze ludzkie przechodzą przez szereg wcieleń (w postaci ludzkiej) na ziemi dopóki nie dojdą do kompletnego oczyszczenia.
Jest to jakby szereg klas przez które przechodzi uczeń, aby osiągnąć doskonałość, a ma być to równocześnie wyrównaniem niesprawiedliwości światowej. Kto dużo zgrzeszył w jednym swym wcieleniu temu daną jest możność naprawienia zła w następnej swej reinkarnacyi.[9]
Kardek posiadł setki tysięcy zwolenników.
Były między niemi nazwiska takie jak Dumasa, George Sand, Wiktora Hugo.
Fichte nazwał jego „Księgę Duchów“ kanoniczną księgą spirytyzmu, a Flamarion określał go jako uosobienie zdrowego ludzkiego rozsądku.
Spirytyzm od tej chwili stawał się czemś więcej niż badaniem zjawisk „ukazywania się“ duchów — stawał się rodzajem wszechświatowej religii.
Lecz rozpoczyna się ruch przeciwny.
Tezom spirytystów przeciwstawia się szkoła „medyumicznego“ badania zjawisk wspomnianych. Szkoła ta którą by można nazwać pozytywistyczną w stosunku do spirytystycznych teoryi, twierdzi, że nie potrzeba aż uczestnictwa sił z zaświata: duchów umarłych, aby wytłomaczyć szereg zjawisk, które znacznie prościej, naukowo i logicznie wytłomaczyć się dają.
Przedewszystkiem więc sam Crookes który przez lat trzy obcował z rzekomym duchem Katy King, bynajmniej nie był zwolennikiem spirytyzmu, bynajmniej mimo kategorycznych „zaświatowych“ rewelacyi nie twierdził, że zjawisko Katy King jest duchem. Przeciwnie zaznacza on bodaj pierwszy, że większość obserwowanych fenomenów może być rezultatem działania nieznanych sił psychicznych, rozdwajania się osobowości medyum ect.
Wybitnym przedstawicielem tego kierunku był rodak nasz, niedawno zmarły dr. Julian Ochorowicz. W dziele swem „Zjawiska medyumiczne“ wykazywał Ochorowicz istnienie dotychczas nieznanych i niezbadanych sił zaprzeczających prawom natury, które jednak nic wspólnego z duchami nie mają.
W tym kierunku idą obecnie ostatnie wysiłki wiedzy a doświadczenia dr. K. Richeta, dr. Gelley’a, dr. Schrenck Notzinga i innych poczyniły w ciemnościach olbrzymie wyłomy. Na tem stanowisku stał Międzynarodowy II Kongres Badań Psychicznych, który odbył się w sierpniu 1923 r. w Warszawie i w tym kierunku idą dociekania Polskiego Towarzystwa Badań Psychicznych.
Że istnieje cały ogrom sił w psychice ludzkiej do tej pory zupełnie nieznanych, temu zaprzeczyć się nie da — również zaprzeczyć się nie da, że siły te wytwarzają fenomeny zgoła przeciwne wszelkim dotychczas znanym i uznanym twierdzeniom.
Kto by temu przeczył postąpił by tak, jak ów członek Akademii francuskiej, o którym opowiada Flammarion.[10]
Na posiedzeniu Akademii des sciences demonstrował pewien fizyk gramofon Edisona. Gdy po ukończeniu wykładu aparat począł przemawiać, zerwał się ze swego miejsca pewien starszy członek Akademii, rzucił się na zastępcę Edisona; chwycił go za gardło i zawołał „Łotrze! czy myślisz że damy się oszukać sprytnemu brzuchomówcy!“.
Działo się to 11 marca 1878 r. a akademikiem tym był Monsieur Bouilland, który nigdy nie dał się przekonać, że gramofon sam mówić i grać potrafi i zmarł w tem przekonaniu, że gramofon jest tylko... sprytnem brzuchomówstwem.
Kto by więc zaprzeczał istnieniu zjawisk nadnormalnych postępował by tak, jak akademik Bouilland.
Lecz o ile śmieszna i niedorzeczna jest uparta niewiara o tyle również niebezpieczną jest zbyt pochopna wiara.
Tym co nie wiedząc dokładnie z jaką kategorją zjawisk mają do czynienia zbyt pośpiesznie i bez należytego krytycyzmu wyciągają wnioski, przytrafić się może przygoda podobna do tej, o której pisze Fontenelle w swej „Histoire des Oracles“.
W roku 1593 rozniosła się wieść, że pewnemu chłopcu wypadł ząb przedni, a natomiast odrósł złoty. Szereg uczonych począł o „cudzie“ tym wypisywać traktaty i kłócić się wzajemnie o pochodzenie cudownego zęba.
W końcu ktoś zaproponował, aby udać się na miejsce i owego chłopca wraz z jego zębem obejrzeć.
I cóż się okazało. — Po przybyciu na miejsce, skonstatowano, że ząb dla tego był złoty, gdyż otoczono ząb zepsuty złotą blaszką (dentystyki wówczas nie znano).
A tymczasem uczeni zdążyli już byli napisać o tym fakcie szereg traktatów, udowadniających jak na dłoni nadprzyrodzoną naturę cudownego zęba! Te dwie przezemnie zacytowane anegdoty, najlepiej chyba ilustrują zarówno niewiarę jako też zbyt pochopną wiarę! Ileż cudów pozornych odnalazło już całkowite i kompletne wytłomaczenie![11]
Przystępując więc do badania zjawisk chwilowo umysłowi ludzkiemu niedostępnych zawsze i stale zachować musimy jeden warunek:

całkowity objektywizm!

Bynajmniej nie twierdzę, że życia pozagrobowego nie ma!
Nie twierdzę, że nie mogą się ukazywać na ziemi dusze osób zmarłych!
Ale na to by ukazywały się duchy nie mam żadnego dotychczas przekonywującego dowodu!
Natomiast twierdzę, że wiele zjawisk obserwowanych na seansach daje się wytłomaczyć zgoła inną drogą!





ROZDZIAŁ III.
Seanse. Medja. Oświetlenie. Kontrola. Zjawiska.

W jaki sposób i gdzie możemy badać objawy, zaprzeczające wszelkim dotychczas znanym prawom natury?
Odpowiedź prosta i ogólnie znana — na seansach medjumicznych; a dla zademonstrowania się objawów niezbędną jest obecność medjum.
Medjum jest zwykle określane, jako osobnik posiadający specjalne właściwości duchowe — dzięki którym mają miejsce zjawiska niezwykłe.
Dr. M. Breyer[12] twierdzi, iż zdolności medjalne posiadamy wszyscy, lecz w różnym stopniu; mogą one być kształcone i rozwijane; przez nadużycia można je utracić. Stan, w którym siły te występują na jaw, nazywamy transem — jest to głęboki okres snu hypnotycznego.
Jak się właściwie zapatrywać należy na medja i zdolności medjalne?
Ogólnie utartem jest mniemanie, że medja są rodzajem osób nienormalnych, nieszczęśników, upośledzonych od natury, zdolności zaś medjalne czemś, do czego człowiek szanujący się i pragnący być branym na serjo przyznawać się nie powinien.
Walkę temu przesądowi wypowiedziało Polskie Towarzystwo Badań Psychicznych, które pierwsze wystąpiło z twierdzeniem, że zdolności medjalne nie są czemś strasznem, a cennym darem natury, który kultywować i rozwijać należy.
Jak istnieją zdolności twórcze poetyckie, literackie i malarskie, tak istnieją zdolności medjalne.
Zresztą im dalej zagłębiamy się w badania zjawisk psychicznych, tem bardziej poczyna zacierać się granica pomiędzy t. zw. natchnieniem a zdolnościami medjalnemi.[13]
Czy geniusze, improwizujący w chwilach wysokiego natchnienia, czy poeci — głoszący proroczo o tem co stać się ma — nie byli de facto jasnowidzami, a więc medjami, że wymienię Swedenborga, Poe’go, Stirnera, Lytton Bulwer’a oraz naszą wielką trójcę: Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego!
Różnice bledną i nikną!
Stare przesądy jednak w dalszym ciągu i to nawet w sferach naukowych żyją!
Kiedy Polskie Tow. Badań Psychicznych wystąpiło na Międzynarodowym II Kongresie ze swym postulatem uznania zdolności medjalnych za cenny dar natury, Kongres zawahał się położyć na to swe accepit, obawiając się krytyki i komentarzy!
O ile jednak uznajemy, że medja przynoszą niespożyte zasługi w dziedzinie badań psychicznych, o ile zgadzamy się, że dzięki nim rozjaśnia się mrok, kryjący wiele pozornie nierozwiązalnych zagadek, to winniśmy z odkrytem czołem uznać całą zasługę tych zdolności dla nauki i nie bać się położyć pod niem swego podpisu!
Bezwzględnie najsłynniejszym z dotychczas znanych medjów był amerykanin Home nazywany nie jednokrotnie współczesnym Cagliostro.
Daniel Dunglas Home (ur. 1833 w Edimbourg, następnie naturalizowany w Ameryce), dawał najpotężniejsze z dotychczas znanych objawów.
Słyszano tajemniczą muzykę, kwiaty padały na obecnych, na życzenie niewidzialne dłonie przynosiły żądane przedmioty, ukazywały się twarze, postacie. Home seansował przeważnie przy świetle: niejednokrotnie fotografowano go unoszącego się, wraz z krzesłem, w powietrzu — kreślił on wówczas ołówkiem znaki na suficie aby obecni mogli się przekonać, że nie ulegli halucynacji. Sam lubił mawiać o sobie, że ma na swe zawołanie szeregi duchów, które mu doradzają, jak w życiu czynić i postępować winien.
Karjera Homa należy do niezwykłych. Był on zażyłym przyjacielem Cesarza Napoleona III, na dworze którego seansował często, oraz niemal powinowatym Aleksandra II Cesarza Rosyi, gdyż ożenił się w 1858 r. w Petersburgu ze skuzynowaną z cesarskim dworem hrabianką Kuszelew-Bezborodko. Sam Aleksander II miał ponoć ułatwić małżeństwo.
Pozostawił po sobie Home rodzaj pamiętników zatytułowanych „Revelations sur ma vie Surnaturelle“ (Paris 1863 r.), w których szczegółowo opisuje swe sukcesy oraz zjawiska przez siebie wyprodukowane, tłomacząc je naturalnie w myśl panującej podówczas spirytystycznej teorji — uczestnictwem duchów.
Z całego szeregu: innych medjów najgłówniejszemi były:[14]
Miss Cook medjum Crookesa, o którym już wspominałem (Katy King)
Dr. med. Slade, amerykanin, podczas seansów którego, przy świetle dziennem, pojawiały się zjawy.
Baron Güldenstubbe, który zamykał w szkatułę papier i ołówek, klucz od szkatułki oddawał obecnym, a gdy po chwili otwierano szkatułkę znajdowano tam zapisany papier.
Eusapia Palladino, włoszka, medjum prof. Bozzano, Lombrosa, która swego czasu seansowała z dr. Ochorowiczem w Warszawie i wywołała całą burzę zarzutów o oszustwo. W następstwie skonstatowanem jednak zostało, że większość obserwowanych objawów z Eusapią Palladino była prawdziwą.[15]
Eva Carriere, medjum dr. Schrenck-Notzinga, której zawdzięczamy większość spostrzeżeń nad „ektoplazmą“. Pozatem cały szereg mniej znanych medjów jako to: anglik William Eligton, szwed Einer Nielsen, Willy S., niemka Marya Volhart, angielka p. Piper ect. ect.
Z polskich medjów najbardziej znanemi są: Schneider.
Stanisława Tomczykówna (medjum Ochorowicza) obecnie p. Fielding, żona sekretarza angielskiego Tow. Badań Psychicznych — Society for physical recherches.
Stanisława P. — która przez dłuższy czas seansowała z dr. Schrenck-Notzingiem i w którego książce, „Materialisations Phänomäne“ jest umieszczony szereg jej fotografji. Stefanja B. — bardzo popularne przed wojną w Warszawie, medjum.
Franek Kluski — pod pseudonimem tym ukrywa się znany w Warszawie poeta i literat. Seanse Kluskiego, które odbywają się w ściśle intymnem kółku są tem ciekawsze, że zjawy pojawiają się samorzutnie przy świetle. Prócz zjaw ludzkich ukazują się zjawy zwierzęce. P. Kluski seansował w Metapsychicznym Instytucie w Paryżu.
Inż. Frączak — niezwykle silne objawy materjalizacyjne.

№ 4. JAN GUZIK.

Jan Guzik medjum materjalizacyjne.
Seansował parokrotnie w Inst. Met. w Paryżu. Osobistość bardzo popularna w Warszawie.
Również wymienić tu należy choć, na osobnem miejscu, p. Stefana Ossowieckiego, znanego szeroko w Warszawie ze zdolności jasnowidzenia oraz rozdwajania osobowości.
Z polskich medjów rewelacyjnych najbardziej znanemi są:
p. Jadwiga Domańska, długoletnia sekretarka dr. Ochorowicza, przez usta której przemawia obecnie rzekomy jego duch. P. Domańska prócz tego zajmuje się literaturą. Ostatnio były drukowane w Kurjerze Czerwonym „Dziwy Życia“ jej pióra.
p. Marja Czernigiewicz (rewelacye Grzegorza VIII, dr. Ochorowicza i innych).
p-na Zofia Rajchman, przez usta której w transie, przemawiali najsłynniejsi nasi poeci.

∗                    ∗

Po tym krótkim przeglądzie najbardziej znanych zagranicznych i polskich medjów, przystąpię do opisu warunków w jakich seanse naukowe się odbywają i odbywać powinny.
Oświetlenie — seanse mogą się odbywać zarówno po ciemku jako też przy świetle.
Zrozumiałą jest rzeczą, że bardziej pożądane są seanse przy świetle, jako gwarantujące kompletną prawdziwość objawów, oraz chroniące przed wszelkim złudzeniem.
Nie należy jednak z tego wyciągać wniosku, aby seansowanie po ciemku było ułatwianiem medjum oszustwa. Warunki oświetlenia są to — przyzwyczajenia medjum. O ile medjum od początku przyzwyczajano do seansowania przy świetle — będzie ono przy świetle dawało znakomite objawy.
O ile zaś medjum przyzwyczaiło się do ciemności, ciemność będzie nieodzownym warunkiem, jak camera obscura dla kliszy.
Aczkolwiek mają miejsce seanse i przy dziennem świetle, w większości wypadków seansuje się przy czerwonem oświetleniu, medjum zaś umieszczone jest za kotarą.

Kontrola:

1) O ile seans odbywa się przy świetle i medjum umieszczone jest za kotarą, badana jest przed seansem jaknajszczegółowiej część pokoju za kotarą, krzesło zaś stawiane jest zwykłe drewniane, aby w niem nie można było ukryć żadnego przedmiotu. Przed seansem medjum zwykle przebiera się i nakłada, w obecności uczestników, obcisły trykot, który zostaje z tyłu zasznurowany i zaplombowany. Medjum, Eva Carriere, poświęcała się nawet tak dalece, że seansowała ...nago. Badane są również włosy, uszy i jama ustna jaknajszczegółowiej.
Częstokroć jeszcze prócz tego przywiązują medjum za ręce i nogi do krzesła.
Po seansie zarówno przestrzeń za kotarą jako też medjum, krzesło, całość plomb i wiązań jaknajszczegółowiej jest badana powtórnie.
2) O ile seans odbywa się po ciemku — na seansach zwykłych ręce medjum są trzymane przez sąsiadów, również kontrolowane są nogi.
Na seansach ścisłych, naukowych, to jednak nie wystarcza. Ręce i nogi medjum są przywiązywane do rąk i nóg sąsiadów, niejednokrotnie zaś (np. podczas seansów Guzika w Instytucie Metampsychicznym w Paryżu) wszyscy uczestnicy byli połączeni stalowym łańcuszkiem wraz z medjum.
Prócz tego, czasami koło medjum, ustawiają specjalne aparaty, które w razie powstawania medjum z miejsca etc. — sygnalizują te ruchy obecnym.
Nakoniec, w wielu wypadkach, zarówno podczas seansów po ciemku, jako też przy oświetleniu, medjum umieszczane jest w klatce lub siatce, którą, zbędnem dodawać zamyka się starannie, a nawet w paru miejscach pieczętuje. W innych wypadkach medjum jest zawiązywane w worek, aż po szyję.

∗                    ∗

Co się tyczy podziału różnorodnej ilości zjawisk obserwowanych na seansach, to obecnie niezwykle modnym jest ich podział na t. zw. zjawiska kinetyczne, telekinetyczne i teleplastyczne.
Ponieważ jednak podział ten jest dość sztuczny i nie zupełnie zrozumiały[16] wolę tu przeprowadzić bardziej popularny podział mianowicie:
1. na zjawiska materjalizacyjne — kiedy materjalizują się części ciała ludzkiego, a więc ręce, nogi, głowy, w końcu całe postacie.
2. na pozostałe objawy, polegające na wrażeniach, świetlnych, cieplnych, słuchowych, dźwiękowych etc.[17]
O pierwszej grupie mówić będę w następnych rozdziałach szczegółowo. Co zaś się tyczy drugiej grupy, to wyliczę z niej najbardziej ciekawe zjawiska.
Ukazywanie się światełek — które mogą mieć najprzeróżniejsze kształty. Niejednokrotnie podczas seansów obserwowano całe masy świetlanych punkcików, które poruszały się z błyskawiczną szybkością, aby następnie zniknąć lub połączyć się w jedną dużą świetlną kulę. Towarzyszył temu specyficzny zapach, jakby utleniania się fosforu.
Lewitacye t. j. unoszenie się w górę, bez żadnej widocznej przyczyny, ciężkich przedmiotów, nie dotykanych przez medjum, np. stołów, krzeseł etc., częstokroć medjum razem z krzesłem (np. Home).
Drugą odmianą będzie unoszenie się przedmiotów, dotykanych przez medjum. Wówczas ręce medjum działają jakby magnes przyciągający (t. zw. sztywne promienie Ochorowicza).
Stuki, hałasy, muzyka, rozlegające się podczas seansu. Stuki i hałasy mogą być czasem tak potężne, jak uderzenia gromu. Czasem zaś odzywa się stukanie celem porozumienia się z uczestnikami. Wówczas uczestnicy odpowiadają, a siła niewidzialna wypukuje swe żądania np. „ściemnić światło!“ albo żąda zmiany w usadowieniu uczestników. Czasem nawet wyprasza niektórych gości z pokoju, jako niepożądanych. Muzyka rozlega się i wówczas, gdy żadnego instrumentu w pokoju niema.[18]
Dotyki, pocałunki, uszczypnięcia, uderzenia mogą czasem następować bez materjalizacji t. j. być spowodowane przez niewidzialne usta i ręce.
Zapachy, zmiany temperatury, które powstają bez żadnej przyczyny np. uczucie dotkliwego zimna lub gorąca. Powstają zapachy np. woń fijołków w lokalu, w którym kwiatów niema.
Szepty i głosy rozlegają się w pokoju, aczkolwiek materjalizacja nie nastąpiła. Czasem toczone są nawet jakby rozmowy paru niewidzialnych osób. Głosy przechodzą w przeraźliwy krzyk, lub wiodą między sobą kłótnie.
Pismo, rysunki — ołówek sam porusza się powodowany niewidzialną dłonią i pisze całe komunikaty, rzekomo, z zaświatów (porównaj opis seansów medjum bar. Guldenstubbe). W ten sam sposób otrzymujemy rysunki lub pismo na maszynie.
Odciski — częstokroć na seansach specjalnie przyszykowuje się glinę i parafinę (umieszczając ją przeważnie w zamkniętej klatce). Po seansie, w glinie lub parafinie, odnajdujemy jaknajwyraźniejsze odciski twarzy, stóp i rąk.
Również na kliszach otrzymujemy najprzeróżniejsze ślady, niektóre z nich naśladują różne przedmioty. Ma to być t. zw. fotografja myśli. Zmiany w wadze ciał — np. czasem maleńkie stoliczki stają się tak ciężkie, że para ludzi nie może ich podnieść do góry.
Działania chemiczne: rozkład kwasów, soli tlenów, etc. skutkiem działania z odległości rąk medjum.
Aporty, które są bodajże jednym z najbardziej ciekawych zjawisk. Aport, polega nietylko na przeniesieniu przez siłę niewidzialną przedmiotu z jednego miejsca na drugie w tym samym pokoju, np. książki z szafy na biurko, lecz najciekawsze są właśnie aporty, kiedy przedmiot zostaje przeniesiony z innego miejsca do zamkniętego pokoju, w którym się odbywa seans. Tłomaczy się do zwykle tak zwaną dematerjalizacją i rematerjalizacją t. j. że dany przedmiot pod wpływem działania siły niewidzialnej dematerjalizuje się t. j. rozkłada na atomy, w tym stanie przenika przez ciało twarde np. ścianę, aby następnie rematerjalizować się t. j. zebrać się ze swych cząstek składowych i ukazać w tej formie w jakiej znamy go zwykle.
Był wypadek, że w opisany sposób został przeniesiony do zamkniętego pokoju ni mniej ni więcej tylko... kanarek z klatki, a więc stworzenie żywe!
Musiała jednak biedakowi owa dematerjalizacja i rematerjalizacja nie pójść na zdrowie, gdyż w parę dni później zdechł! — Proces rematerjalizacji bywał niejednokrotnie obserwowany jaknajszczegółowiej.
Pojawia się na ręku medjum jakby obłok, z obłoku tego zarysowują się stopniowo niewyraźne kontury, poczynają się one coraz bardziej wzmacniać, aż w końcu ukazuje się przedmiot normalny.
Do tej pory nie robiono jeszcze obserwacji nad dematerjalizowaniem się przedmiotów — wielka szkoda, gdyż proces ten byłby pouczającym, jak również, robiąc doświadczenia z dematerjalizacyą, należałoby wypróbować wpływ przegród.
Do ciekawych należą również i te aporty, kiedy na uczestników seansu spadają kwiaty lub przedmioty, których przedtem w lokalu absolutnie nie było.
W ścisłym związku z tem są i te wypadki kiedy samo medjum dematerjalizuje się lub dematerjalizują się na nim będące przedmioty np. sznury któremi medjum jest związane, lub medjum wychodzi z zawiązanego worka, zamkniętej klatki, siatki etc. (Słynne przenikanie przez ściany indyjskich fakirów).





ROZDZIAŁ IV.
Ektoplazma i jej przejawy. Zjawy. Powstawanie zjaw niezależnie od ektoplazmy.

Najciekawsze bezwzględnie są zjawiska t. zw. kompletnej materjalizacji t. j. kiedy powstają fragmenty postaci ludzkich lub też całkowite, poruszające się, chodzące i mówiące postacie, „duchy“, jak chcą spirytyści. Najnowsze jednak badania ustaliły, że w wielu wypadkach formowanie się tych postaci może być wytłomaczonem bez uczestnictwa sił zaświata.
Stało się to dzięki „odkryciu“ t. zw. ektoplazmy. Ektoplazma, czy jak nazywają niemieccy uczeni „teleplazma“, jest to formacja kształtu obłoku lub gazu, wydzielająca się podczas seansu z medjum.
Bezwzględnie zasługa przeprowadzenia jaknajszczegółowszych badań nad pomienioną ektoplazmą przypada niemieckiemu uczonemu dr. Schrenck Notzingowi, który seansując przez długi szereg lat w domu rzeźbiarki p. Bisson w Paryżu z medjum Evą Carriere — poczynił szereg spostrzeżeń, opublikowanych w słynnym dziele p. t. „Materialisations phenomäne“ (Fenomeny materjalizacyi).
Na zasadzie danych Schrenck Notzinga a również własnych spostrzeżeń, dalsze wywody w tej materji poczynili francuski uczony dr. Geley oraz p. inż. Piotr Lebiedziński[19] o czem mówić będę poniżej.
Więc powiedziałem, że skonstatowano, iż podczas transu z medyum wydziela się owa gazowego kształtu ektoplazma.
Aby przekonać się, iż ektoplazma ta nie może być jakąś substancją sztucznie wypuszczaną z ust przez medjum, na twarz tegoż nakładano gęstą wualkę, tem nie mniej ektoplazma przedostawała się.

№ 3. Duńskie medjum Einer Nielsen. Z ust jego wydziela się ektoplazma (dr. Schrenck Notzing Materialisations Phenomäne).

Ektoplazma najczęściej wydziela się z ust medjum, lecz może się również wydzielać ze wszystkich części jego ciała — więc piersi, karku, szyi, rąk, nóg ect.
Wygląd ma najprzeróżniejszy: czasem długiego wąskiego paska, jakby języka, to znów jakby splątanych sznurów. Również i wielkość ektoplazmy bywa różna, czasem pokrywa ona całe medjum jak by płaszczem lub chustą.
Barwy jest najczęściej białej, czasem szarej a nawet czarnej.
Substancja ta nader ruchliwa, przypomina jakby pełzanie gadu; podnosi się, opada, pełza po kolanach, piersiach i plecach medjum.
Ektoplazma jest jakby nierozerwalnie złączona z istotą medjum: każde niespodziewane dotknięcie jej przez element obcy np. uczestnika seansu (o ile nie dzieje się to za wiedzą medjum) powoduje u medjum bolesne odczucie, a może nawet wywołać boleści i konwulsje. Tak np. gdy jeden z uczestników sądząc, że ma z oszustwem do czynienia schwycił raptownie substancję ręką, a ektoplazma rozwiała się jak mgła, lecz za to rozległ się przeraźliwy krzyk medjum: wiło się ono w konwulsyach i tą nieudaną próbę zdemaskowania przypłaciło długotrwałą chorobą.
Również silne światło (seanse odbywają się przy czerwonem oświetleniu) zapalone raptownie powoduje znikanie substancji oraz bolesne uczucia u medjum. Natomiast o ile medjum jest przygotowane, nawet wybuch światła magnezjowego, przy fotografowaniu, nie powoduje znikania ektoplazmy.
Na zasadzie tego, słusznie wnioskuje dr. Geley („O zjawiskach ideoplastji“), że substancja ta posiada jakby instynkt, przypominający instynkt samozachowawczy; posiada jakby podejrzliwość zwierzęcia, którego jedynym ratunkiem i środkiem obrony jest ucieczka — powrót do organizmu medjum.
Czem jest istotnie owa „ektoplazma“? P. inż Lebiedziński podczas jednego z seansów, za zgodą medjum, oddzielił część ektoplazmy i zebrał do porcelanowego zamkniętego naczynia. Po otwarciu tego naczynia ukazał się kawałek 10 milimetrowej wielkości, wyglądający jak piana z jajka, biało żółtawego koloru.
Uczyniona w następstwie analiza skonstatowała, iż ektoplazma składa się z różnego rodzaju komórek organicznych, śluzu, a nawet zawiera komórki z jądrami takie, jakie posiada organizm żywy.
Taką jest ektoplazma w pierwszym stadjum, w pierwotnym, że się tak wyrażę, swym stanie.
Lecz teraz dopiero zaczynają się „dziwy!“
Ektoplazma przybiera w następstwie najprzeróżniejsze kształty.
Mogą się z niej formować palce, ręce, nogi, głowy i całkowite postacie!
Substancja ma bezpośrednią skłonność do organizacji — nie pozostaje długo bezkształtną: nierzadko już w masie widać zarodki przyszłych formacji.
Dr. Geley[20] pisze: „twory są różne — widziałem palce, cudownie modelowane z paznokietkami, doskonałe ręce, posiadające kosteczki, stawy, łokieć — widziałem żywą głowę, czułem doskonale kości czaszki, pod gęstym włosem, patrzałem na twarze — żywe oblicza — oblicza ludzkie“.
Uczestnicy seansów (prof. Schrenck Notzing, prof. Richet, Chevreuil i inni) konstatują, że ręce sformowane z ektoplazmy nie różnią się niczem od rąk żywego człowieka.
Poruszają się, ujmują przedmioty.
W dotknięciu są one czasem zimne i wilgotne, czasem zaś suche i gorące.
Oprócz rąk formują się głowy: początkowo jako niejasny kontur, następnie wyłaniają się co raz bardziej, w końcu oddzielają się od medjum i niczem się nie różnią od głowy żywego człowieka.
Dr. Geley tak opisuje swe wrażenia z pewnego seansu, na którym ukazała się podobna głowa: „wyciągam rękę, przesuwam po bujnych gęstych włosach, dotykam kości czaszki — są twarde i mocne... mgnienie oka i już wszystko znikło!“
Głowy te w niczem nie są podobne do medjum. O ile medjum jest kobietą — pojawiają się wąsate i brodate głowy męskie, naodwrót przy medjach męskich częstokroć pojawiają się główki kobiece.
Nakoniec ukazują się całe postacie!

№ 2. Medjum Eva Carriere. Obok niej zjawa (dr. Schrenck Notzing Materialisations Phenomäne).

Najbardziej może miarodajnym w tym względzie był seans z Evą Carriere. Eva Carriere znajdowała się wówczas za kotarą całkiem nago, co wyklucza chyba wszelką możliwość oszustwa. Poświęciła się ona była w tym wypadku dla nauki. Tem nie mniej powstała koło niej zjawa mężczyzny o znakomicie zarysowanej głowie, ubranego w rodzaj płaszcza, starannie zapiętego na guziki.
Na fotografji, która została z tego zjawiska dokonaną, widać Evę C. wspólnie z widmem, co zdaje się jest dowodem absolutnie wystarczającym. (patrz rys.)
(Na fotografji zostały zaretuszowane zbyt drastyczne szczegóły).
Zresztą aby uniknąć możliwych złudzeń podczas doświadczeń ustawiono ni mniej ni więcej tylko pięć aparatów, rozstawionych w najprzeróżniejszych miejscach pokoju (jeden z nich znajdował się za kotarą), przy wybuchu światła magnetyzowego dawały one identyczne zdjęcia.

Pokój seansowy wyglądał w tym wypadku jak przedstawione jest na załączonym na następnej stronicy rysunku.
Pokój seansowy.


Objaśnienie znaków.

A — część pokoju, oddzielona kotarą, za którą siedzi medjum.
B — medjum.
C, D — kontrolerzy.
O — uczestnicy.
E, F, G — aparaty fotograficzne.

Podobne zjawy chodzą po pokoju i mówią.
Przedstawiają się one nawet jako dusze osób umarłych.
Tak fantom który pojawiał się na seansach Evy C., przedstawiał się jako Aleksander Bisson[21], mąż opiekunki Ewy C. pani M. Bisson i był do niego wybitnie podobny.
Zaznaczyć należy że pani Bisson absolutnie „spirytystką“ nie była, a wyjaśnienie tego, podam w rozdziale „o ideoplastji“.
Istnienie więc ektoplazmy tłomaczyłoby nam bardzo wiele!
Tłomaczyłoby nam ono wszystko, odrzucając kompletnie na bok teorje spirytystyczne, teorje uczestnictwa duchów umarłych, gdyby...
Gdyby...
1. Gdybyśmy przedewszystkiem widzieli czem jest owa ektoplazma i na zasadzie jakich praw działa.[22]
2. Gdyby widma i zjawy nie ukazywały się i nie powstawały zgoła od ektoplazmy niezależnie.
Niejednokrotnie osobiście będąc na różnych seansach obserwowałem, iż medjum nie było uspione, nie znajdowało się w transie — tem nie mniej objawy miały miejsce.
Więcej jeszcze, niejednokrotnie obserwowałem, że medjum i uczestnicy nie zdążyli jeszcze w pokoju sensowym zająć swych miejsc — a już rozpoczynały się zjawiska.
Często medjum, kompletnie nieuspione, samo zwracało uwagę na objawy mówiąc „o znowu coś z nami siedzi“, „coś pomiędzy nami stoi“ i samo bało się porządnie rzekomych „duchów“.
Szereg podobnych faktów został niezbicie stwierdzony i zadokumentowany za pomocą zdjęć fotograficznych[23] przez p. Lebiedzińskiego.
Seanse odbywały się przy czerwonym świetle, medjum zaś kontrolowano specjalnie.
Umieszczano więc medjum (Stanisławę P.) albo na kanapie wszystkim widocznej, prócz tego ręce, nogi i szyję medjum wiązano wstążkami, które przylakowywano do ściany. Również przylakowywano pasmo włosów.
Tem nie mniej zjawy powstawały samorzutnie, chodziły po pokoju, były wszystkim widoczne. Na prośbę jednego z uczestników zjawa stanęła na poduszce, postawionej na sztorc. Gdyby zjawa ta była czemś materjalnem, posiadała jakikolwiek ciężar — poduszka musiałaby choć nieco się ugiąć. Tymczasem fotografja nie wykazała najmniejszego na poduszce zagięcia, najlżejszej fałdy.
W innych wypadkach medjum zamykano w siatce drucianej. Ze względu iż pokój był oświetlony, widocznem ono było przez siatkę znakomicie.
Zjawy jednak pojawiały się, rozmawiały z uczestnikami seansu, chodziły z nimi pod rękę.
Zjawy zasiadały wspólnie z uczestnikami seansów przy stole, na prośby ich przynosiły żądane przedmioty.
Na jednej z załączonych fotografji (patrz rys.) stoi zjawa znakomicie zmaterjalizowana, obok opieczętowanej siatki, w której znajduje się wszystkim widoczne medjum.
Niejednokrotnie pojawiło się parę zjaw naraz (medjum znajdowało się w tych samych warunkach kontroli) kłóciły się one między sobą, a nawet ostrzegały uczestników: — „to przyszedł zły duch“.
Był nawet wypadek (u znanej w Warszawie spirytystki p. M. Wodzińskiej), że jedna zjawa wyrzuciła drugą z pokoju, gdy ta zbytnio poczęła dokuczać obecnym.
Na załączonych fotografjach zjawy przybrane są w prześcieradła, zwykle podczas moich odczytów zadawano mi pytanie: dla czego?
Odpowiedź prosta: albo zjawy same ukazują się przybrane w coś w rodzaju prześcieradeł lub całunów śmiertelnych, albo też ponieważ kompletna materjalizacja należy do najcięższych i najrzadszych objawów, materjalizują się zaś znacznie prędzej części ciała ludzkiego np. głowy, sami uczestnicy pragnąc mieć złudzenie, że mają z żywym człowiekiem do czynienia, proszą zjawę: „ubierz się w prześcieradło“, „ukaż się nam“ — co też zwykle ma miejsce.
Czasami materjalizacja jest tak niekompletna, że ukazuje się coś na kształt postaci ludzkiej, zakończone zamiast głowy kulą.
W kołach, w których seanse są odbywane systematycznie, przeważnie przybywa jedna i ta sama zjawa. Ponieważ zjawa taka nietylko przedstawia się sama uczestnikom jako dusza zmarłego, lecz na żądanie usiłuje dać dowody swej tożsamości np. podpisuje się, lub cytuje fakty ze swego życia — spirytyści uważają to za niezbity dowód istnienia duchów. To też w każdym kółku spirytystycznym jest jeden jakby duch opiekuńczy, zwykle krewny lub blizki przyjaciel, któregoś z uczestników. On to de facto kieruje seansem, oświeca i poucza zebranych. Duch taki przyprowadza inne duchy, przedstawia je obecnym, chroni ich od złośliwości „złych duchów“.
„Duchy“ takie pojawiają się niejednokrotnie przez szereg miesięcy i lat — najlepszym tu chyba przykładem cytowana przezemnie zjawa Katy King.
Również medja mają częstokroć swego ducha opiekuńczego, którego zwykle nazywają „duchem kontrolującym“ — „esprit controleur“.
Opiekuje on się czule medjum, oznajmia zebranym kiedy jest zmęczonem, kiedy należy przerwać doświadczenia etc. Duch taki sam magnetyzuje medjum, aby wpadło w głębszy trans, a gdy pragnie zakończyć seans budzi medjum.
Jest to jakby rodzaj dwojnika (double) medjum.
Np. Stanisława Tomczykówna stale miała „małą Stasię“ — 12 letnią dziewczynkę, Stanisława P. zaś ma „małą Zosię“.
Oprócz zjaw ludzkich na seansach obserwowano zjawy potworów i zwierząt.
Na seansach z Frankiem Kluskim częstokroć pojawiał się drapieżny ptak, przypominający orła. Również zjawiało się dziwaczne stworzenie, coś pośredniego pomiędzy małpą a człowiekiem, ciało jego pokryte było włosem, ręce nadzwyczaj długie.
Juliusz Potocki w „Revue Metapsychique“ pisze, iż potwór ten był niezwykle łagodny, a wydawał się nawet bardzo wzruszony.
Brał ręce obecnych i lizał je. Ponieważ ukazywał się często, uczestnicy seansów przezwali go „Pithecantrop’em“.
Na seansie dn. 20 listopada 1920 r. jeden z uczestników poczuł jego uwłosioną głowę, spoczywającą na swojem ramieniu i opierającą się o policzek. Głowa miała szorstkie włosy, a stworzenie posiadało specyficzny zapach — zapach zmoczonego psa.
Dziwoląg ten, „pithecantrop“, gdy wyciągnięto do niego rękę, lizał ją — język był szeroki i gorący.
Również w Warszawie na seansach u pp. B. pojawiało się widmo psa a jeden z uczestników, francuz, p. Ap. twierdził, że poznaje w nim swego ulubionego dobermana, który przed paru miesiącami zakończył swój „żywot“ doczesny.





ROZDZIAŁ V.
Co duchy mówią. Medja rewelacyjne. Jak się duchy zachowują. Objawy złe i brutalne.

Niejednokrotnie wspominałem, że rzekome duchy zasiadają wspólnie z uczestnikami seansów i rozmawiają z niemi.
Każdemu momentalnie nasuwa się pytanie co duchy mówią?
Niestety odpowiedź nie może wypaść zadawalająco. W większości wypadków zjawy mówią rzeczy oklepane i płytkie, jak wyraził się ktoś złośliwie „plotą same głupstwa“.
Zwykle skoro pojawi się zjawa, starają się obecni ustalić kim ona jest — przeważnie jednak przedstawia się sama.
Możnaby to uważać za dowód, że istotnie przybył duch, lecz niestety identyfikacja odbywa się w warunkach, nasuwających wielkie wątpliwości, szczególniej, o ile rzecz się ma w kółkach spirytystycznych.
Ukazuje się więc zjawa, jak twierdzą spirytyści duch. Wszyscy są podenerwowani, podnieceni. „Duch“ powoli zbliża się do jednego z uczestników. Ten wzruszony mówi: „to ty Zygmuncie!“ — „to ty ojcze!“ — gdyż zdaje mu się, że ustalił podobieństwo — a rzeczą jest zrozumiałą, że jak ktoś kogoś chce koniecznie zobaczyć, to w końcu go ujrzy.
Na to „duch“ mu zwykle odpowiada „tak, to ja“ — i sprawa jest załatwiona!
Spirytystom bowiem chodzi nie tyle o naukowe badanie, co o obecność „ducha“ — bowiem spirytyzm jest wiarą a priori, która pragnie nie analizy, lecz „duchów“ — wszystko jedno w jakich warunkach się one pojawią.
W innych wypadkach „duch“ przedstawia się za osobistość historyczną (Napoleona, Kościuszkę, Mickiewicza etc.) —
Następnie rozpoczyna się rozmowa. Naturalnie stawiane jest przedewszystkiem pytanie: co z nami się dzieje po śmierci?
Na to zjawy dają odpowiedzi niejasne i wykrętne. Albo mówią, że zabronionem jest im o tem opowiadać, albo też, że gdyby nawet powiedziały, to żyjący nie byliby w stanie tego pojąć; w najlepszym wypadku mówią, że po tamtej stronie — szczęśliwość jest tak wielka, iż gdyby ludzie się o tem dowiedzieli, nikt nie chciałby pozostać tu, na tym padole płaczu i paskarstwa!
Na dalsze, bliższe pytania — „duchy“ odpowiadają ogólnikami, lub nie mówią nic!
Jak widzimy więc, te seansowe rewelacje widm, są bardzo mało przekonywującym argumentem, iż istotnie przybywają do nas umarli.
Niejednokrotnie robiono próbę uproszenia rzekomego ducha, by celem ustalenia, że jest istotnie duchem, zechciał nam, żyjącym, powiedzieć coś takiego, co jest ludziom absolutnie nieznane np. odkrył prawa działania jakiejś nowej siły, lub ułatwił nowy wynalazek.
Rewelacja podobna „ducha“, byłaby rzeczą zupełnie wystarczającą dla przekonania nas, że naprawdę z istotami nadprzyrodnemi mamy do czynienia. Jedna taka rewelacja, jak słusznie zauważył dr. Schrenck Notzing, sprowadziłaby cały przewrót w stosunkach świata, znaczyłaby więcej aniżeli wszystkie dotychczas znane wynalazki!
Niestety żadna ze zjaw tego uczynić nie mogła!
Gorzej jeszcze! wiele zjaw nie mogło przytoczyć szczegółów ze swego życia na ziemi!

∗                    ∗

Znacznie większy materjał o życiu pozagrobowem dają nam medja rewelacyjne.
Jak wspominałem już medja rewelacyjne są to takie osoby, przez które, gdy znajdują się w transie, przemawia jakiś „duch“. Są to jakby aparaty odbiorcze komunikatów zaświata.
Medja rewelacyjne były i będą imponującym zjawiskiem... ale tylko istnienia zdolności nadnormalnych!
Możnaby zacytować szereg faktów uderzających.
Tak około 1873 r. chłopiec dość tępy, o elementarnem przygotowaniu, niejaki James nieomal nie umiejący czytać i pisać — dokończył powieści słynnego autora angielskiego K. Dickensa p. t. „Tajemnica Edwina Drouda“. Znakomity Dickens zmarł i pozostawił swój utwór zaledwie napisany do połowy.
Otóż James, jakoby pod wpływem „ducha“ Dickensa, pisze pozostałe rozdziały i cała krytyka literacka uznała, że nie różni się dokończenie niczem od prawdziwego stylu i sposobu pisania Dickensa.
Ostatnio w Anglji przez usta medjum rewelacyjnego począł przemawiać „duch“ słynnego poety Oskara Wilde’a.
Nie musi być biednemu Wilde’owi dobrze w zaświatach, gdyż skarży się on, że obecnie przebywa w takich ciemnościach, iż więzienie, w którem był osadzony za życia (Wilde odsiadywał karę 2 l. więzienia) — wydaje mu się w porównaniu ideałem.
U nas ostatnio przez usta pp. Domańskiej i Czernigiewicz poczęli przemawiać: dr. Ochorowicz, dr. Abramowicz i dr. Encausse-Papus.
Komunikaty otrzymane podczas powyższych seansów zostały zebrane i wydane przez dr. Franciszka Habdanka. Odnajdujemy je w jego książkach: „Z tajnych dziedzin ducha“, „Karta z zamkniętej księgi bytu“, oraz w ostatnio wydanej, świetnie napisanej pracy „Z zaświatów“, będącej poniekąd syntezą dwóch poprzednich, oraz zawierającą usiłowanie rozwiązania problemów życia pozagrobowego.
Dr. Habdank bynajmniej nie twierdzi, aby manifestująca się przez usta pp. Domańskiej i Czernigiewicz osobowość była istotnie duchem zmarłego dr. Ochorowicza. Podkreśla, to nawet, dodając wszędzie — „rzekomy duch“. Dr. Habdank zaznacza jedynie, że zarówno sam sposób ujmowania przedmiotu, jako też wyrażania myśli, nie różni się niczem od sposobu w jaki, w rzeczy samej, dr. Ochorowicz wypowiadał się za życia.
Rewelacje rzekomego „ducha“ dr. Ochorowicza są niezwykle interesujące.
Rzekomy jego „duch“ opisuje swoje ostatnie chwile na ziemi, uczucia jakich doznawał podczas konania, następnie opisuje odłączanie się ducha od ciała.
O ile więc śmierć następuje raptownie — duch odłącza się trudniej — o ile śmierć poprzedzona była przewlekłą chorobą — duch odłącza się łatwiej. Zmuszony jest jednak w obu wypadkach przebywać na ziemi aż do swego pogrzebu i asystować ceremoniom pogrzebowym, co rzeczą przyjemną nie jest[24].
Duch w zaświatach zatrzymuje cechy charakterystyczne, które mu były właściwe za życia na ziemi.
Czasami jest to nawet komiczne. Rzekomy „duch“ prof. Wszechnicy Warszawskiej Edwarda Abramowicza przez usta medjum p. Domańskiej tak kreśli swe wrażenia: „noszę się po Królestwie Niebieskim z przeróżnemi kłopotami: to chcę sięgnąć do notatnika — to przejrzeć plan wykładów... Spieszę się pytając: zdążę czy nie zdążę?“[25]
Odnajdujemy również informacje i co do sfer, w których obecnie przebywają „duchy“.
Słynny okultysta francuski dr. Encausse Papus, niedawno zmarły, przez usta medjum daje takie określenie: „w połączeniu i ponad widzialnym światem, w którym żyjecie, jest Świat Niewidzialny będący jednocześnie celem i ośrodkiem dążności pierwszego: jest to ów świat niewidzialny, zaludniony wszystkiem tem, co stanowi duszę świata widzialnego — świat, który wprowadza go na ścieżki dalszego, ów Świat — Dziecię, którego kroki i zamysły rozpraszałyby się inaczej w pogoni za barwnemi motylami i kwiatami spotykanemi na tych drogach“.
Określenie to jest bardzo ładne — ale nieco mgliste!
Niestety i tu muszę zrobić uwagę, że po za piękną formą i wielu głębokiemi myślami, w komunikatach „z zaświatów“ nie odnajdujemy nic takiego, co było by nam kompletnie nieznanem i przemawiało na korzyść manifestowania się istotnego duchów.
Rzekomy duch dr. Ochorowicza nie dał również kompletnie przekonywującego dowodu swego pozagrobowego życia!

∗                    ∗

Bodajże najbardziej sensacyjny jest opis seansów z medjum rewelacyjnem miss Piper, który odnajdujemy w książce Maeterlincka (p. t. „Śmierć“[26]). Nosi tytuł „Mrs Piper’s Hodgson Controle“ i wielu momentami przypomina rewelacje rzekomego „ducha“ dr. Ochorowicza.
Doktór Hodgson był sekretarzem amerykańskiej gałęzi S.P.R. — Society for Psychical Research i w ciągu długich lat poświęcił się badaniu medjum, Mrs. Piper, pracując z nią trzy razy na tydzień. Zapewniał on nieraz Mrs Piper, że gdy odwiedzi ją po śmierci, to ponieważ ma więcej doświadczenia niż inne duchy, seanse przybiorą lepszy obrót.
I rzeczywiście po zgonie, manifestuje się natychmiast. Przez usta medjum, pani Piper, rozmawia ze swym przyjacielem Williamem James’em, starając się za wszelką cenę dać mu dowód tożsamości.
Czy przypominasz sobie Williamie — mówi — że będąc na wsi u tego a tego bawiliśmy się z dziećmi w takie to a takie gry? —
„Istotnie, Hodgsonie, przypominam sobie“ — „Dobry to dowód, nieprawdaż, Williamie?“ „Doskonały, Hodgsonie!“ I tak dalej bez końca. Czasami jakiś bardziej znaczący wypadek, który wydaje się przekraczać zwykłe przenoszenie myśli podświadomych. Mowa np. o nieudanem małżeństwie Hodgsona, które było otoczone zawsze wielką tajemnicą, nawet dla najbliższych przyjaciół. — „Czy przypominasz sobie Williamie doktorkę z New-Jorku, członkinię naszego towarzystwa?“ — „Nie, nie przypominam sobie, ale o co chodzi?“ — „Jej mąż, jak się zdaje, nazywał się Blair“ — „Czy nie chcesz mówić o pani Blair-Thaw?“ — „Właśnie, a więc zapytaj się pan Thaw, czy na jednym obiedzie nie mówiłem z nią o pewnej pannie?“.
James pisze do pani Thaw, która odpowiada, że istotnie, piętnaście lat temu Hodgson mówił z nią o pewnej pannie, o którą napróżno się starał!
Fakt istotnie niezwykły! Lecz słuchajmy dalej. Jednego razu za życia Hodgsona, gdy towarzystwo S. P. R. którego był sekretarzem miało niedobór, jakiś bezimienny ofiarodawca przysłał summę konieczną na zaspokojenie potrzeb. Na ziemi Hodgson nie wiedział kto był ofiarodawcą: lecz po śmierci odkrywa go śród obecnych, mówi do niego i dziękuje publicznie. Kiedyindziej Hodgson, jak zresztą wszystkie duchy, skarży się na nadzwyczajne trudności, jakich doznaje, wyrażając swe myśli przez obcy organizm „Jestem — mówi on — jakby niewidomy, który szuka swego kapelusza“.
Lecz gdy William James stawia mu wreszcie pytanie: „Hodgsonie, co masz nam do powiedzenia o innem życiu?“ zmarły daje odpowiedzi wymijające i poczyna szukać wybiegów: „To nie fantazja nieokreślona, lecz rzeczywistość“ odpowiada. „Hodsonie“, nalega pani James, „czy żyjecie jak my, jak ludzie?“ — „Co ona mówi?“ zapytuje duch, udając, iż nie zrozumiał — „Czy żyjecie jak my?“ powtarza William James — „Czy macie ubrania, domy?“ dodaje żona — „Tak, tak, domy, ale nie ubrania. Nie, to jest niedorzeczne! Zaczekajcie chwile, muszę odejść“.
I tu seans urywa się.
Aby choć nieco wyświetlić, bądź co bądź, niezwykłe komunikaty rzekomego ducha Hodgsona — Maeterlinck podaje fakt stwierdzony przez Sir Oliwera Lodge’a.
Sir Oliver Lodge wręczył Mrs Piper złoty zegarek, przysłany mu przez jednego z wujów, a który należał do innego wuja, zmarłego przed dwunastu laty. Otrzymawszy zegarek Mrs Piper (rzekomo przy pomocy ducha) po pewnym upływie czasu wyjawia mnóstwo szczegółów, tyczących się zmarłego wuja, a które wydarzyły się przeszło sześdziesiąt lat temu, a więc były zupełnie nieznane Sir Oliverowi Lodge’owi. Wkrótce potem żyjący wuj potwierdza listownie dokładność tych wszystkich szczegółów, o których zupełnie zapomniał, a które odżyły w jego pamięci, dzięki objawieniom medjum.
Maeterlinck opatruje zarówno ten fakt, jako też wypadek Mrs Thaw komentarzem, że w tym razie granice najrozleglejszej telepatji zostały jawnie przekroczone.
Bezwzględnie tak... ale jest to znowu tylko dowód rozciągłości t. zw. zdolności nadnormalnych, doświadczenie bowiem Sir Lodge’a z zegarkiem bynajmniej nie potwierdza uczestnictwa ducha w wypadku Mrs Thaw, lecz przeciwnie osłabia je i obala.


∗                    ∗

Pragnąc czytelnika poinformować o tem, co duchy mówią, o życiu pozagrobowem, odbiegłem nieco od tematu, pisząc o medjach rewelacyjnych.
Rewelacje tą drogą otrzymane nie mają nic wspólnego z tem, co zmaterjalizowane zjawy, widzialne na seansie mówią.
Widma te mówią nam znacznie mniej i przeważnie w zgoła innej formie: Dla czego? o tem później powiem (patrz rozdz. „O ideoplastyce“).
Obecnie przejdę do opisu, jak rzekome duchy na seansach się zachowują.
Objawy nie zawsze są miłe i rozkoszne. Czasem zjawy porządnie maltretują uczestników.
Specjalnie znane są z tego duchy, pojawiające się na seansach Jana Guzika.[27] Duchy drapią, szczypią, rzucają ciężkiemi przedmiotami, czasem znów usposobione są zgoła niepoważnie i figlarno-lubieżnie: zalecają się we wcale niedwuznaczny sposób do obecnych pań[28].
Zjawy Guzika nie mają respektu i dla dygnitarzy. Kiedy przed wojną seansował Guzik na dworze cesarza rosyjskiego Mikołaja II — duchy w tak niemiłosierny sposób tłukły i biły wielkich książąt i ministrów, że ci wychodzili z seansów posiniaczeni.
Może się to działo przez patryotyzm, dla tego, że były to... „polskie duchy“, bowiem, o ile wiem, ostatnio podczas seansów Guzika w Paryżu w „Institut International Metapsychique“ — „duchy“ zachowały się całkowicie correct — snać przez szacunek dla aliantów.
Fakty objawów przykrych i brutalnych komentowane są przez spirytystów w ten sposób, że przybywają zarówno dobre jak i złe duchy. Ma to być zależnem od nastroju uczestników. O ile nastrój jest podniosły — przybywają duchy dobre — o ile zaś towarzystwo składa się z niedowiarków, lub w obec objawów zachowuje się niepoważnie — duchy złe przejawiają swą siłę. Dla tego też, spirytyści, przystępują do seansu b. uroczyście i częstokroć rozpoczynają go wspólną modlitwą.
Istotnie zjawy widzialne na seansach są niejednokrotnie nadziemskiej piękności.

№ 1. Rysunek malarza James’a Tissot’a przedstawiający zjawy, które ukazały mu się na seansie dn. 20 maja 1875 r.

Bodajże do najpiękniejszych zaliczyć należy zjawisko, zaobserwowane na seansie dn. 20 maja 1875 r. a opisane przez malarza James’a Tissot’a.
Na seansie tym ukazały się na raz dwie zjawy: młodej kobiety, wielkiej piękności, o niezwykle uduchowionym wyrazie twarzy, oraz mężczyzny, z wyglądu araba, o poważnem i myślącem obliczu.
Mężczyzna jakby opiekował się kobietą; w ręku zaś trzymał kulę, rzucającą niebieskawe światło — dzięki czemu zjawisko było dokładnie widoczne.
W postaci zjawy kobiecej rozpoznał Tissot osobę zmarłą, za życia niezwykle mu blizką i drogą.
Gdy witał ją ze wzruszeniem, podeszła doń i na jego czole złożyła trzykrotny pocałunek.
Następnie zjawisko znikło. Uwiecznił je Tissot w swym rysunku, który jest reprodukowany w „Traité methodique des sciences occultes“ Papusa (patrz rysunek).
Jak widzimy, niejednokrotnie pojawiają się zjawy niezwykłej piękności, często na seansach obserwowano widma zakonnic, które błogosławiły zebranych krzyżem.
Lecz również pojawiają się i siły złe, maltretujące nietylko uczestników seansu, ale i samo medjum.
W książce Delanne’a[29] zanotowany jest szczegół, że gdy znane medjum, Eusapia Palladino, chciała w pewnym momencie przerwać seans z powodu zmęczenia — siła niewidzialna poczęła temu przeczyć, początkowo uderzeniami pięści niewidzialnej w stół (działo się to przy pełnem świetle), a gdy Eusapia mimo to trwała przy swym zamiarze, dłoń niewidzialna... wymierzyła jej dwa potężne policzki.
Innym razem w 1901 r. podczas seansów w Villa Minerva we Włoszech, Eusapia Palladino, gdy po seansie znajdowała się poza obrębem kotary, naraz została pochwycona przez dwie, wysuwające się z za kotary, doskonale widoczne męskie ręce. Działo się to równie przy pełnem świetle. Medjum się broni, krzyczy — nic nie pomaga. Tajemnicze ręce wciągają Eusapię za kotarę i tam się dopiero dematerjalizują, znikają.
Delanne podkreśla ten fakt jako, niezwykle charakterystyczny. Medjum było rozbudzone, nie w transie i walczyły tu ze sobą dwie wole: wola medjum i wola siły tajemniczej.
W „Revue Metapsychique“ (4-VI 23) dr. Schwab z Berlina pisze, iż medjum jego, Marja Volhardt, ulega jakby stałemu prześladowaniu sił niewidzialnych. Podczas seansu padają na nią niewiadomego pochodzenia kamienie, ciskane są ciężkie, znajdujące się w pokoju przedmioty. Boi się ona, dosłownie, seansować, gdyż objawy zagrażają jej zdrowiu i niejednokrotnie wychodziła z doświadczeń poraniona.
Komunikaty, jakie otrzymuje z zaświatów, są na pół ironicznego na pół grożącego charakteru.
Dodać należy, że Marja Volhardt liczy lat z górą piędziesiąt.
Jak te objawy rozumieć należy?
Komentarze są tu bardzo różnorodne. Spirytyści więc, jak już wspominałem, mówią o „złych duchach“.

№ 5. Upiorna ręka spoczywa na szyi medjum.

Motywują oni to tem, że na seanse w takich wypadkach przybywają istności niższego rzędu t. zw. elementary lub elementale t. j. duchy, które nie są obdarzone inteligencją. Mogą to być w niektórych wypadkach „refleksy astralne zwierząt“. Z tego powodu na seansach mają się pojawiać gryzące i drapiące potwory.
Inni uczeni idą dalej jeszcze.
Twierdzą oni, że seanse są szatańską zabawą; że zjawy, które nam się ukazują nie są niczem innem, jak demonami, które ucieleśniają się celem oszukania nas, wciągnięcia w zło, przybywają na naszą zgubę.
Ksiądz Marjan Nitecki, w swej wysoce interesującej książce „Zjawiska spirytystyczne w świetle nauki i objawienia“, wprost wypowiada zdanie, że sprawcą zjawisk na seansach może być szatan jedynie.
Opiera się ks. Nitecki na orzeczeniu Ojca św. Benedykta XV z dn. 27 kwietnia 1917 r., który zabronił wiernym uczestniczenia zarówno biernego jak i czynnego w seansach spirytystycznych.
Twierdzi ks. Nitecki, że seanse nie są niczem innem jak dawną nekromancją t. j. wywoływaniem zmarłych, surowo zabronionem jeszcze żydom przez Mojżesza i że widma, które się ukazują, są demonami przybywającemi, by nas usidlić.
O ile przyjąć teorję spirytystyczną duchów, to mogłyby spostrzeżenia ks. Niteckiego być bardzo trafne!
Zresztą ks. Nitecki nie jest bynajmniej odosobniony.
W ten sam mniej więcej sposób wypowiadają się uczeni Cahagnet i Du Potet. Również demonolog ubiegłego stulecia, katolicki pisarz, Des Mousseaux, w swych dziełach „Moeurs et pratiques des démons“, „Les hauts phenomenes de la magie“ ect. uważa „moce piekielne“ za przyczynę zjawisk t. zw. spirytystycznych.
Muszę tu podkreślić, że wszyscy okultyści, niezależnie od ich stosunku do religji, są zaciekłymi wrogami seansów.
Aczkolwiek okultyści są również spirytystami, gdyż wierzą w duchy i w byt pozagrobowy, jednak pomiędzy okultystami a spirytystami, w ścisłem znaczeniu tego wyrazu, zachodzą olbrzymie różnice.
Mag okultysta, wierzy, że za pomocą zaklęć i specjalnego rytuału, można ducha wywołać (nekromancja w ścisłem znaczeniu tego słowa).
Lecz gdy duch się zjawi, dzięki posiadanej władzy i zaklęciom panuje mag nad nim.
Do spirytystów zaś, powiadają okultyści, na ich seanse, przybywają duchy dowolnie — medjum bowiem nie panuje, jak mag nad widziadłem, a jest jego bezwolnym instrumentem, zabawką[30].
Dla tego też (wywodzą z tąd wniosek okultyści), nigdy uczestnicy nie wiedzą z jaką siłą mają do czynienia. Są oni, jak igrające dzieci, na beczce napełnionej prochem.
Ktokolwiek dba o swe zdrowie i rozum nie powinien uczestniczyć w takich doświadczeniach.
Jeśli zaś, dodają okultyści, uda im się na ziemię ściągnąć „ducha dobrego“ to popełniają zbrodnię — gdyż przeszkadzają mu w jego duchowym rozwoju (Eliphas Lewi, H. P. Bławatska).
Że istotnie dziać się mogą rzeczy „o których się filozofom nie śniło“ — nietylko nie przeczę, ale jako curiosum, zacytuję przykład, zaczerpnięty z książki Hansa Freimarka „Okultyzm a erotyzm“.
W osiemdziesiątych latach ubiegłego stulecia cieszył się znacznym rozgłosem w Niemczech muzyk Reimers. Udał się on z koncertami do Londynu. Podówczas w Londynie kwitł spirytyzm, to też wkrótce wciągnięto Reimersa do seansującego kółka. Reimers początkowo był usposobiony nader sceptycznie i zbytnio nie przejmował się widzianemi objawami.
Tak było do czasu... dopóki na jednym z seansów z medjum miss Firmin, nie ukazała się nieziemskiej piękności zjawa, która oświadczyła, że nazywa się Bertie, że żyła w XVI wieku i podówczas była damą dworu królowej angielskiej.
Odtąd zaczyna się tragedja Reimersa!
Zakochuje się on w „duchu“ Bertie beznadziejnie! a duch jakby odpowiada mu wzajemnością.
Na każdym seansie, na którym znajduje się Reimers (z różnemi medjami) — przybywa Bertie, całuje go, pieści, udziela rad i wskazówek.
Gdy zbliża się okres świąt Bożego Narodzenia Reimers staluje u jubilera złoty krzyżyk i podczas seansu doręcza go zjawie. Duch przyjmuje łaskawie prezent i znika — lecz gdy Reimers po seansie kładzie się do łóżka, zostaje on obsypany (aport) całą masą fiołków.
Odtąd zawiązuje się jakby prawidłowy stosunek.
Reimers twierdzi, że duch Bertie jest stale i ciągle przy nim, specjalnie zaś w nocy, materjalizuje się i występuje jako żywa, bardzo namiętna kobieta, mającą wszelkie fantazje, zachcianki i upodobania prawdziwej kobiety.
Więcej jeszcze — duch jest zazdrosny o Reimersa: o ile ten uprawia jakiś zgoła niewinny nawet flircik — robi mu sceny zazdrości!
Wszystko to brzmi jak z bajki! Faktem jest jednak, że finał był smutny. Zmarł Reimers nie w domu obłąkananych, jakby się tego można było spodziewać, ale zmarł... z fizycznego wyczerpania... z powodu ekscesów płciowych.
Wszystko to przypomina scenę średniowiecznego seksualnego opętania, scenę incubizmu. Demonolog tłomaczył by to tem, że demon (incubus) przybrał na się postać kobiety (Bertie), aby za pomocą stosunku erotycznego zgubić Reimersa.
O ile „duchy“ naprawdę istnieją, teorje demonologów i spirytystów o przybywaniu i udziale w seansach „mocy piekielnych“ — mogłyby być brane pod rachubę. Natomiast, ja osobiście, nie zatrzymuję się nad krytyką pomienionych poglądów ze względu, iż w dalszym ciągu będę się starał wyjaśnić większość obserwowanych zjawisk zgoła innym sposobem[31].





ROZDZIAŁ VI.
Próby wytłomaczenia zjawisk. Hipoteza ideoplastyki.

Jak z poprzednich rozdziałów wynika, istnieje cały szereg zjawisk tajemniczych, nie dających się wytłomaczyć na podstawie znanych nam praw natury. Usiłowania jednak wyjaśnienia tych zjawisk są czynione i to zasadniczo w dwóch odmiennych kierunkach.
Mamy więc przedewszystkiem teorję spirytystyczną.
Na pierwszy rzut oka tłomaczy ona pozornie wszystko i z tego względu jest pociągająca.
Ma jednak wielkie swoje ale, gdyż a priori przyjmuje istnienie czegoś (duchów), co jeszcze bynajmniej udowodnionem nie zostało. Z tego względu właśnie, jest spirytyzm rodzajem raczej wiary, a nie nauki, gdyż każe nam ślepo wierzyć, zamiast iść w kierunku ścisłego uzasadnienia. Pozatem, zawsze każdego myślącego człowieka razić będzie sam sposób ukazywania się duchów. Wystarcza bowiem zapłacić medjum określoną kwotę... i każdy przeciętny jegomość ma możność konferowania z Napoleonem, Dantem, Słowackiem ect. — istnościami, które jednak za życia z byle kim, na pewno, zadawać by się nie chciały. Również zawsze razić będą błazeńskie figle, płatane przez pseudo duchy na seansach, oraz przeróżne głupstwa, które w większości wypadków „widma“ wygadują.
Dlatego też najnowsze usiłowania zbadania w mowie będących fenomenów poszły zgoła w innym kierunku.
Jak już nadmieniałem na samym wstępie „medjumistyczny“ kierunek tłomaczy je jako przejawy sił psychicznych, bliżej nam jeszcze nieznanych i nieokreślonych — ale sił, tkwiących w samym organizmie ludzkim, nie mających ze sferami „zaświatów“ nic wspólnego.
W niektórych wypadkach udało się nawet skonstatować te siły. Sztywne promienie Ochorowicza tłomaczą lewitacje — unoszenie się w górę — przedmiotów, dotkniętych przez medjum.
Dalszem usiłowaniem wytłomaczenia sprawy powstawania widm i zjaw jest hipoteza ideoplastyki.
Inż. Piotr Lebiedziński, Prezes Polskiego Tow. Badań Psychicznych, w sprawozdaniu swem na Kongresie w Kopenhadze, oraz na Międzynarodowym II Kongresie w Warszawie, uzasadnił, że większość zjawisk medjumistycznych daje się objaśnić t. zw. ideoplastyką.
Hipoteza p. Lebiedzińskiego jest ze wszystkich dotychczas znanych hipotez najbardziej logiczną i naukowo uzasadnioną.
Ideoplastykę można określić jako zdolność realizowania przez medja idei, tkwiących w ich podświadomości.
Ideoplastja jest jakby modelowaniem przez medjum wszelkich zjawisk, urzeczywistnieniem ich wyobrażeń i stoi w ścisłym związku z t. zw. „ektoplazmą“.
Z „ektoplazmy“ tej medjum podświadomie formuje wszelakie kształty — jest medjum w tym wypadku artystą — jakby rzeźbiarzem, który z gliny lepi i tworzy dowolnie figury.
Ta tylko różnica zachodzi, że nie czyni tego medjum sposobem fizycznym lecz psychicznym.
Z tego punktu widzenia medjum, będąc pogrążone w trans, reprodukuje albo obrazy, tkwiące w jego podświadomości, albo też takie, które zostały mu poddane, przez uczestników.
Jeżeli uczestnicy gorąco sobie życzą ujrzeć jakąś postać historyczną np. ks. Józefa Poniatowskiego — zwykle ten im się ukazuje. Nie będzie to jednak duch a lecz obraz wytworzony przez medjum.
Przytacza p. Lebiedziński znakomity przykład: mianowicie: będąc na seansach z różnemi medjami, czterokrotnie widział rzekomego „ducha“ ks. Józefa Poniatowskiego i za każdym razem „duch“ ks. Józefa wyglądał inaczej. Niema tu nic dziwnego, gdyż każde medjum reprodukowało go różnie — tak jak sobie wyobrażało.
Dlatego też medjum Eva C. — „pokazywała“ widmo Aleksandra Bissona, który tkwił w jej pamięci, lub obrazy przypominające, formą rzeźby (pani Bisson była rzeźbiarką).
Z tąd pochodzi, że na seansach niejednokrotnie ukazują się zjawy, „rzekome duchy“, ludzi żyjących.
Na seansie z Evą C. obserwowano główkę widmo kobiece — która była identyczna z żyjącą (wówczas) artystką paryską Monną Delzą.
Stało się to dlatego, że medjum przed seansem oglądało ilustrowane pismo „Miroir“ gdzie znajdował się portret artystki i podczas seansu reprodukowało go podświadomie.
W identycznych warunkach, również pod wpływem ilustracji, ukazały się widma żyjących: prezydenta Wilsona i króla bułgarskiego Ferdynanda.
Dalej jeszcze: były wypadki, że medja poczynały dawać pewne kategorje zjawisk, wtedy dopiero, gdy dowiadywały się, że są one produkowane przez inne medja.

№ 6. Medjum p. Stanisława Popielska. Z jej ust wydziela się ektoplazma w postaci długiego paska (języka).

Np. Stanisława P. nie produkowała figurek ludzkich. Dopiero gdy pewien uczestnik, opowiedział jej jak wygląda to u Evy C. i u Stanisławy T. — na seansie ukazała się świetnie modelowana figura ludzka z ektoplazmy.
Ponieważ w ten sposób powstałe widma mówią — w tem co one mówią, odbija się inteligencja medjum. Oto wytłomaczenie dla czego rzekome „duchy“ plotą tyle głupstw. Inteligencja ich odpowiada ścisłe inteligencji medjum — gdyż właściwie przez ich usta przemawiają podświadomie wiadomości medjum. To też relacje jaką tą drogą otrzymujemy o bycie zagrobowym i „zaświatach“ są całkowicie zależne od rozwoju umysłowego medjum.
Ideoplastykę podzielić można na:
I. Ideoplastję psychiki: kiedy medjum w transie naśladuje psychikę, mowę, styl, sposób zachowania danego osobnika. Tu zaliczyć należy medja rewelacyjne (rewelacje rzekomego „ducha“ dr. Ochorowicza).
II. Ideoplastykę materji: kiedy medjum ma zdolność przerabiania i przetwarzania materji (części ciała, twarze, postacie ect).
III. Ideoplastykę energji: kiedy wytwarza się wszelakiego rodzaju energja (zjawiska świetlne, cieplne, dźwiękowe a więc: stuki, hałasy, przesuwanie się ciężkich przedmiotów ect).
Ideoplastyka może być mikst, np. może nastąpić połączenie ideoplastyki psychicznej z ideoplastyką materji; będziemy mieli wówczas najbardziej typowy przykład „mówiącego ducha“.
Hipoteza ideoplastyki uderza potężnym taranem w spirytystyczne teorje. Z tego punktu widzenia wszystkie „cuda“ zjaw odnajdują wytłumaczenie. Dotychczas np. uważano, że o ile przybędzie na seans „duch“, przedstawi się obecnym jako znany im wspólnie zmarły człowiek, a na dowód tożsamości da swój podpis, który się okaże identycznym — będzie to niezbitym argumentem na obecność nieboszczyka nie ulegającą żadnej kwestji. Hipoteza ideoplastyki nam odpowie, że nie jest to żaden dowód. Medjum mogło wytworzyć sposobem wskazanym zjawę i obdzielić ją odpowiednią psychiką, mogło jednocześnie, będąc obdarzone darem jasnowidzenia, odczytać w myślach[32] obecnych podpis, który oni pamiętają i wyreprodukować go!
Wniosek jest zdaje się zupełnie logiczny!
A że uczestnicy zwykle pragną ujrzeć osobę zmarłą znaną sobie, lub postać historyczną — pragnienie ich zostaje urzeczywistnione — w sposób jaki poznaliśmy. Poddaje mu się podświadomie medjum i wykonywuje, po swojemu. To też „duchy“ nietylko przedstawiają się z imienia i nazwiska, ale starają dawać dowody prawdziwości swego istnienia.
Nie znamy dotychczas granic do jakich rozpościera się potęga twórcza ideoplastyki.
Mamy tylko liczne dowody, że może ona stwarzać zjawiska fizyczne, psychiczne i chemiczne, zaprzeczające dotychczas znanym prawom natury.
Tłomacząc nam, w jaki sposób wiele zjawisk medjumistycznych może być robione, nie tłomaczy nam jednak ideoplastja wszystkiego.
Nie tłomaczy telepatji, jasnowidzenia, przewidywania przyszłości — nie tłomaczy tych wypadków, kiedy zjawy powstają od medjum niezależnie.
Krok jednak naprzód został uczyniony olbrzymi!
To co dziś jest hypotezą — stać się może za lat parę aksiomatem.
A że ze wszystkich dotychczasowych supozycji i przypuszczeń, hipoteza ideoplastji jest najprostszą i najbardziej dostępna umysłowi ludzkiemu, — temu się chyba zaprzeczyć nie da.
Przeczyć temu tylko ten będzie, kto pragnie za wszelką cenę mieć „duchy“ na seansach.
Lecz taki, niech raz na zawsze zapomni, o naukowych dociekaniach!





ROZDZIAŁ VII.
Oszustwa medjów.

Zwykle przeciwko prawdziwości zjawisk psychicznych wysuwany jest zarzut, że są one produkowane przez medja, te zaś oszukują, a kto raz został przyłapany na oszustwie — temu zasadniczo wierzyć nie można.
Zdanie to jest niezmiernie powierzchowne.
Że wiele medjów zostało przyłapanych na oszustwie — temu nie zaprzecza nikt. Sławną Eusapię Palladino schwytano za rękę, gdy ją nieznacznie uwolniła z łańcucha, by sięgnąć po trąbkę. Medjum Ellington miało poczernione palce, po rzekomo samodzielnej grze harmonijki, ponieważ tak naznaczono instrument przed seansem, dla przekonania się o prawdziwości objawów.
Podobnie udowodniono oszustwo w Berlinie słynnej z aportów Annie Rothe. Gdy niespodzianie komisarz policji dokonał przy niej rewizji (na działalność jej zwróciły uwagę władze) znaleziono w fałdach spódnicy ukryte kwiaty, róże i fijołki. Usprawiedliwiała się ona przed sądem tem... że nagłe wystąpienie policji sprawiło materjalizację kwiatów.
Najbardziej może sensacyjnem było zdemaskowanie amerykańskiego medjum Bastjana przez Austryjackiego arcyksięcia Jana w Wiedniu.
Bastjan popisywał się w obecności figur dworskich. Arcyksiąże Jan postanowił go zdemaskować i urządził „pułapkę“. Za firankami drzwi, w których ukazywały się zmaterjalizowane zjawy, umieścił rodzaj żaluzji, która za pociągnięciem sznura opadała, zagradzając „duchowi“ odwrót.
O oznaczonej godzinie byli wszyscy na swych miejscach.
Bastjan zapadł w trans i rozpoczęły się zjawiska. Rozsunęła się czarna materja, za którą siedział; wyłaniały się z niej blade oblicza: to jakiejś kobiety, to następnie twarz męska, dalej rzymski żołnierz, wreszcie wyszła cała postać w bieli. Wtedy opadła żaluzja; widmo napróżno usiłowało wydostać się. Arcyksiąże Jan schwycił tajemniczą postać, a był to sam Bastjan, śmiertelnie blady. Był tylko w skarpetkach, zresztą miał przy sobie całe ubranie. Frak z kamizelką wystawał mu z pod pach, a do spodni u góry przytwierdzony był kawałek kaszmirowej materji.
Tak się odbyło zdemaskowanie Bastjana.
Również obecnie prasa poczęła głosić, że medjum Jan Guzik został w Paryżu przyłapany na oszustwie i że wszystkie zjawiska wykonywał... nogą, którą sprytnie uwalniał z kontroli.
Więc medja oszukują! Temu nie zaprzecza nikt! Lecz cóż z tego?
Z faktu tego nie można wyprowadzać żadnego konkretnego wniosku!
W tej mierze, jako odpowiedź, pozwolę sobie zacytować ustęp z wzmiankowanej przezemnie książki ks. Niteckiego. Czynię to dla tego, że ks. Nitecki w żadnym razie o stronniczość ani też o naciąganie faktów posądzonym być nie może. Szan. autor „Zjawisk spirytystycznych“ pisze na str. 41.
„Wprawdzie zasada prawna opiewa: qui semel mendax, semper mendax. (Kto raz skłamał temu się nie wierzy). Ma ona w stosunkach moralnych wielkie zastosowanie, należy jednak niezbyt obficie nią szafować, gdy chodzi o rozbiór zjawisk spirytystycznych, bo inaczej przeoczy się wiele rzeczy ważnych... te same medja, które publiczność przyłapuje na podstępie w pewnych chwilach, w innych najjawniej zdobywają się na czynności niewytłomaczone prawami natury. — Włoszka Eusapia skompromitowała się na publicznem przedstawieniu w Warszawie podstępem ze spódnicą swą, sztucznie się wydymającą i ułatwiającą jej jakąś akcję, która miała uchodzić, w programie, za niezwykłą. Ależ to samo medjum, w tem że mieście, wobec areopagu stołecznych powag naukowych: Ochorowicza, Prusa (Głowackiego), Matuszewskiego etc. i przy ich ścisłej kontroli dokonało szeregu zjawisk istotnie niezwykłych.“
Tyle ks. Nitecki.[33]
Rzeczą jest zupełnie zrozumiałą, że medja nie tylko oszukują, ale oszukiwać muszą.
Skoro medjum występuje za pieniądze, czerpiąc z tego źródła utrzymania — a czuje, że nie jest w stanie dać prawdziwych objawów, dopomaga sobie sztuką. Inaczej uczestnicy seansu wyszliby rozczarowani, medjum straciłoby klijentelę, przestano by je zapraszać.
Jest to pierwsza przyczyna zkąd wypływają oszukańcze manewry medjów. Lecz ztąd jedynie morał się wywodzi, by bardzo sceptycznie zapatrywać się na medja seansujące dla zarobku codziennie, a nawet po parę razy dziennie. Wiemy, jak każdy istotny seans wyczerpuje medjum. Co by się z niem stało, gdyby seansując bez przerwy, dawało prawdziwe objawy?
Odpowiedź łatwa — jak również łatwa uwaga, że seans na którym nie zastosowano jaknajściślejszych warunków kontroli — nie jest naukowym seansem.
O warunkach kontroli wspominałem, wobec czego powtarzać się nie będę. Pokreślę tylko, że właśnie przy tych warunkach zjawiska powstawały, a warunki te wykluczały wszelką możliwość oszustwa.
Ten sam Guzik, któremu obecnie zarzucane są szalbiercze machinacje, seansował parę miesięcy temu również w Paryżu w Instytucie Międzynarodowym Metapsychicznym i wówczas przy b. ostrej kontroli, objawy uznano za nieulegające żadnej wątpliwości.
Dalej — ileż było takich medjów, których uczciwość nigdy kwestyonowaną nie była. Naprzykład, niemożliwem jest zaprzeczać rzeczywistości Katie King, sobowtóra miss Cook, którego czyny i gesty badał i surowo kontrolował człowiek taki, jak William Crookes.
Dostatecznie więc chyba jest jasnem, że nawet skonstatowane fakty oszustwa nie mogą dyskredytować samej sprawy badań psychicznych — więcej jeszcze — nie mogą kompletnie dyskwalifikować nawet tych medjów, które po szeregu prawdziwych objawów na oszustwie przyłapane zostały. Wyjątek naturalnie tu stanowić będą te medja, które zawodowo oszukiwały — a więc nie były medjami, lecz szarlatanami.
Tak się sprawa przedstawia.
O ile chodzi o dalsze wywody, to uważam, że odnośne naukowe towarzystwa winny swą opieką otoczyć wybitne medja, by nie były one zmuszone seansować za pieniądze, dla zarobku. Seanse takie bowiem działają deprawująco a nawet są prostą drogą do zatracania zdolności medjalnych.
Jak nie każdy artysta może tworzyć lub improwizować o dowolnej godzinie, tak i medjum nie może zawsze dawać objawów. Tymczasem publiczność „duchów“ żąda! Żyć trzeba! A więc? —
Taką jest geneza szalbierstw medjów!





ZAKOŃCZENIE.

W niniejszej pracy starałem się czytelnikowi uprzystępnić wyniki najnowszych badań w dziedzinie zjawisk psychicznych.
Może zadanie moje spełniłem, nie narażając się na zarzut, iż jestem materjalistą.
Powtarzam bowiem raz jeszcze: naukowe badanie w żadnym razie nie może zatrącać spraw wiary i religji. Wszak można powiedzieć: jestem człowiekiem szczerze wierzącym; jako taki mocno jestem przekonany o istnieniu życia pozagrobowego: tem nie mniej nie wierzę, by na seanse do nas przybywały „duchy“, nie mam na to dowodów.
Natomiast mam dowody, że większość zaobserwowanych zjawisk zgoła inną drogą wyjaśnić się daje.
A rozwarcie zasłony, uchylenie choćby rąbka tajemnicy, może spowodować większy przewrót w stosunkach świata, niż wszystkie dotychczas znane wynalazki!
Dla tego też, każdy, ktokolwiek poświęca się badaniu zjawisk chwilowo umysłowi ludzkiemu niedostępnych, przyjąć winien za hasło — dewizę — słynnego francuskiego astronoma Kamila Flamariona:

SZUKAJMY!






  1. Coprawda po jednym z moich odczytów M. Dąbrowski, pisujący w „Rzeczypospolitej“ wystąpił z krytyką nietyle zjadliwą co niedorzeczną a której końcowym wywodem było zaprzeczenie wszelkiej możliwości zjawisk psychicznych. Szanownego p. Dąbrowskiego najwyżej upraszać mogę o przeczytanie paru elementarnych broszurek z pomienionej dziedziny, gdyż swoją „fachową“ krytyką ośmiesza tylko... samego siebie.
    Również z przykrością stwierdzić muszę że p. Dąbrowski spał smacznie na moim odczycie lub też nic z niego nie zrozumiał gdyż jego wywody są naiwno dziecinne i wykazują zarówno kompletną ignorancję, jak brak najprymitywniejszych wiadomości w danym zakresie. Lecz podobno nie których krytyków „fachowych“ nie obowiązuje znajomość przedmiotu.
  2. Zwykle w takich wypadkach celem przekonania się kto posiada zdolności medjalne zbiera się wszystkich domowników do jednego pokoju a następnie eliminuje się ich stopniowo, obserwując siłę i przejawy zjawisk w zależności od obecności lub nieobecności danego osobnika.
    Ponieważ zjawiska medjumiczne przeważnie najsilniej występują w czasie t. zw. „transu“ a więc snu, bardzo ważnem i celowem jest obserwować sen osób oraz przejawy jakie podczas tegoż mają miejsce, w wypadkach t. zw. „nawiedzenia“.
    W ten to właśnie sposób ustalono właściwości medyalne większości obecnych „medjów“. O znanym Janie Guziku opowiadają, że gdy był jeszcze zwykłym robotnikiem — garbarzem i nie śniła mu się jego karjera „wywoływacza duchów“, a po pracy zasypiał, działy się u niego w mieszkaniu takie awantury i hałasy, że najbliżsi domownicy nie wyłączając żony w przerażeniu uciekali i odmawiali dalszego zamieszkiwania z nim pod jednym dachem.
  3. Eliphas Levi ur. 1809—1875. Istotne jego nazwisko brzmiało Abbé Alphonse Louis Constant; był on ex księdzem. Pozostawił po sobie cały ogrom dzieł treści hermetycznej, z których najbardziej jest znanym „Dogme et Rituel de la haute magie“. Uczniem Eliphasa Levi był niedawno zmarły dr. Encausse-Papus.
  4. Des Mousseaux: Moeurs et pratiques des demons. Ks. Nitecki. Zjawiska spirytyzmu str. 16.
  5. Medjum z łacińska znaczy: pośrednik. Medjum w transie zatraca swoją wolę i osobowość, jest pośrednikiem operujących przezeń sił niewidzialnych.
  6. W literaturze odnośnej dzielą medya inaczej na: mechaniczne (materyalizacyjne) i intuicyjne (rewelacyjne).
  7. O medjach rewelacyjnych obszernie w następnych rozdziałach.
  8. Metampsychoza było to wierzenie ludów starożytnych że po zgonie duch ludzki wchodzi w zwierzęta (psa, kota, orła ect.) i w tej postaci żyje na ziemi.
  9. Ta bardzo obecnie modna teorya reinkarnacji została potężnie skrytykowana przez niektórych okultystów. Powiadają oni tak: jeżeli wierzymy że na seanse może przybyć duch zmarłego to co się stanie w tym wypadku: dajmy na to że żył Piotr i umarł. Dusza Piotra wcieliła się w Jana. To jeżeli na seans przybędzie dusza nieżyjącego Piotra, znajdująca się w ciele żyjącego Jana, to zapytujemy się co w tej chwili z żyjącym Janem się stanie?
    Winien on albo umrzeć momentalnie albo też zapaść w sen kataleptyczny (Papus: Traite methodique des sciences ocultes).
  10. Kamil Flammarion. Zagadnienia duszy str. 5.
  11. Np. do XVIII w. nie wierzono w bicie serca i krążenie krwi.
  12. Dr. Breyer. Z pogranicza zaświatów str. 40.
  13. Porównaj A. Niemojewski: „Dawność“ a Mickiewicz.
  14. Za najciekawsze bywają uważane medja materyalizacyjne, dla tego też są one przeważnie w literaturze wyszczególniane.
  15. Patrz Delanne: Apparitions t. II. Opis seansów w Villa Minerva.
  16. Podział ten opiera się na rozróżnianiu zjawisk, które powstają dzięki t. zw. ektoplazmie (o czem w rozdziale następnym) i takim, które ukazują się od ektoplazmy niezależnie. Ponieważ jednak nie znamy dokładnie całej rozciągłości działania ektoplazmy — trudno się na ten podział zgodzić. Ci sami, którzy proponują ten podział (np. inż. Libański) powiadają następnie, że lewitacje (grupa telekinetyczna), powstają na skutek działania ektoplazmy.
  17. W istocie i w tym wypadku mamy do czynienia z materjalizacją siły niewidzialnej, lecz materjalizacja ta jest niewidoczną dla naszego wzroku.
  18. Pan inż. Lebiedziński, przeprowadzając w „Biuletynie Pol. Tow. Badań Psychicznych“ klasyfikację zjawisk psychicznych, dzieli je na cztery grupy.
    1. Zjawiska dotyczące zmian psychicznego i fizycznego stanu człowieka (ekstaza, uniesienie, stany hipnozy, transu ect.)
    2. Zjawiska nadnormalnej wrażliwości organizmu (telepatia, jasnowidzenie ect.)
    3. Zjawiska nadnormalnego oddziaływania psychiki ludzkiej na własny organizm (zjawiska rozdwajania się, wytwarzania sobowtórów t. j. materjalizacje ect.)
    4. Zjawiska, dotyczące nadnormalnego działania organizmu ludzkiego na materję i energję po za organizmem własnym.
    Tę ostatnią grupę, która odpowiada mojej grupie drugiej, dzieli p. Lebiedziński na:
    a) działanie na organizm innych ludzi (hipnoza)
    b) działanie na materję nieożywioną (dematerjalizacja i rematerjalizacja)
    c) zjawiska energetyczne (ruchowe, dźwiękowe, cieplne, świetlne, promieniowane, niewidzialne, zjawiska elektryczne i magnetyczne etc.)
  19. Oprócz wymienionych wielkie zasługi w tej dziedzinie położyli i prof. K. Richet, Morselli, Encamara, Oliver Lodge, Sigdwick, Grünewald, Crawford i inni.
  20. Również Libański str. 116. „Tajemnice Zjawisk Spirytystycznych.“
  21. Aleksander Bisson, znany francuski autor dramatyczny zajmował się za życia gorąco sprawami zjawisk nadnormalnych. Równie gorąco poświęcała się tej dziedzinie żona jego p. M. Bisson, rzeźbiarka, która w wychowance swej Evie Carriere odnalazła zdolności medjalne. Eva Carriere jest bezwzględnie jednym z najlepszych medjów materjalizacyjnych.
  22. t. j. podczas jakiego stanu psychicznego powstaje — dotychczas tylko wiemy, że pojawia się ona u medjów pogrążonych w trans.
  23. Przezrocza, poczynione z tych fotografji, demonstrowałem na moich odczytach w sali Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie w październiku i listopadzie 1923 r. Niektóre z nich były reprodukowane w „Revue Metapsychique“.
  24. Z zaświatów str. 117.
  25. i b. str. 97.
  26. Szczegóły w książce Maeterlincka są zaczerpnięte z książki sir Oliwera Lodge’a: The Survival of Man, oraz protokułów Society for Psychical Research (S.P.R.) — angielskiego Tow. Bad. Psychicznych.
  27. O Guziku patrz rozdział „Oszustwa medjów“.
  28. Spowodowało to nawet złośliwy żart Flamariona, który twierdzi, że kompletna ciemność, panująca na niektórych seansach, skłania tam obecnych panów do figlarnego usposobienia... co następnie kładzionem jest na rachunek „duchów“.
  29. Apparitions des vivans et des morts t. II str. 230 i nast.
  30. Eliphas Lewi pisze, że słynne medjum Home nigdy nie chciał seansować w jego obecności. Gdy razu pewnego przyniesiono Eliphasowi Lewi trzy kabalistyczne znaki, napisane przez ducha na seansie z Homem — odcyfrował on je jako podpis demonów zniszczenia i ciemności.
  31. Również przypadek Reimersa objaśnić można zgoła innym sposobem. Jest to istotnie typowy przekład t. zw. średniowiecznego opętania. Polegało ono na niezwykle silnych halucynacjach, połączonych z emocjami płciowemi. Niejednokrotnie w średniowieczu skarżyły się kobiety, że gwałci je szatan... obecni nie widzieli jednak nikogo. Tem nie mniej osoby podległe halucynacji — doznawały odpowiednich wrażeń i ze swej strony odbywały akt normalnie. Z tąd mogło dojść do kompletnego wyczerpania płciowego.
  32. Że jest to możliwem, dowodzą tego doświadczenia Schermana. Schermana wprowadzono do galerji obrazów, napisy pozasłaniano. Scherman z największą łatwością nietylko odczytywał podpisy, ale i odtwarzał je. Były identyczne z prawdziwemi.
  33. Cóż na to p. Dąbrowski, który tak kategorycznie twierdzi, że skoro raz się medjum przyłapało na oszustwie, to wierzyć mu nie można?





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.