Dwadzieścia lat później/Tom II/Rozdział XLVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwadzieścia lat później |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Vingt ans après |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Po upływie dziesięciu minut nadszedł Aramis. Uszczęśliwiony rzucił się na szyję swoich przyjaciół.
— Bracia moi! wolni jesteście nareszcie! wolni bez mojej pomocy! nic więc dla was uczynić nie mogłem, pomimo wszelkich wysiłków!...
— Nie trap się tak, przyjacielu drogi. Co się odwlecze, nie uciecze. Jeżeli nie mogłeś teraz, przyjdzie czas na to.
— Jednakże byłem dobrze przygotowany, na wszystko — rzekł Aramis. — Sześćdziesięciu ludzi otrzymałem od koadjutora; dwudziestu strzeże muru parku, tyluż drogi z Reuil do Saint-Germain, a reszta rozproszona w zaroślach. Dzięki tym rozporządzeniom strategicznym przejąłem dwie depesze Mazariniego do królowej.
Mazarini nadstawił uszu.
— Lecz mam nadzieję — rzekł d‘Artagnan — iż z całą względnością odesłałeś je panu kardynałowi?
— A! zapewne!... — zaśmiał się Aramis — właśnie też z nim zażywałbym tyle grzeczności! W jednej z tych depesz, oświadcza kardynał królowej, że skarb pusty a Jej wysokość nie ma wcale pieniędzy; w drugiej zawiadamia, że więźniów swych do Melun przeniesie, gdyż Reuil nie wydaje mu się dość pewną miejscowością. Pojmujesz, że ten ostatni list natchnął mnie nadzieją. Stanąłem na czatach z moimi ludźmi i czekałem na ukazanie się wasze; liczyłem na nie, nie wcześniej jak jutro rano; nie sądziłem, aby uwolnienie wasze obeszło się bez utarczki. Dziś wolni jesteście, wolni bez walki, tem lepiej! Jakim sposobem wymknęliście się temu tchórzowi Mazariniemu? Musiał on wam dopiec nielada.
— Nie za bardzo — odparł d‘Artagnan.
— Doprawdy!
— Co więcej, powiem nawet, że zasłużył na naszą pochwałę.
— Niepodobna!
— Monsiniorze — przemówił d‘Artagnan, nie będąc w stanie panować dłużej nad sobą — pozwól niech ci przedstawię pana kawalera d‘Herblay; który, jak słyszałeś, pragnie złożyć swoje pełne szacunku powinszowania Waszej eminencji.
I usunął się na bok, odsłaniając zawstydzonego kardynała pełnym zdziwienia oczom Aramisa.
— O! o!... — wykrzyknął tenże — kardynał? Piękna zdobycz! Hola! przyjaciele! koni! koni!
Nadbiegło kilku jeźdźców.
— Panie hrabio! panie hrabio!... — wołał głos młody, świeży, na który Athos zadrżał.
— Raul! Raul!... — wykrzyknął hrabia de la Fére.
Młodzieniec zapomniał na chwilę o względach przynależnych: rzucił się w ojcowskie ramiona.
— Patrz, panie kardynale, czyżby to nie szkoda była rozdzielać ze sobą ludzi, którzy się tak, jak my, kochają! Panowie — przemówił Aramis do jeźdźców, których coraz więcej napływało — panowie, otoczcie Jego Eminencję, aby mu cześć przynależną oddać: zgadza się on sprawić nam przyjemność swojem towarzystwem; spodziewam się, iż za ten zaszczyt potraficie mu się odwdzięczyć. Porthosię, nie spuszczaj zoczu Jego Eminencji. Dalej, w drogę!...
— A dokąd?... — zapytał Porthos.
— Do ciebie, do Pierrefonds, drogi przyjacielu; piękny twój zamek godzien jest ofiarować Jego Eminencji swoją magnacką gościnność.
— Jedźmy, monsiniorze, będziesz przyjęty tak, jak książę, którym być nie przestałeś.
— Książę upadły — płaczliwie rzekł Mazarini.
— Wojna ma swoje prawa, monsiniorze — rzekł Athos — lecz bądź przekonany, iż nie nadużyjemy ich bynajmniej.
— Użyjemy ich tylko — odezwał się d‘Artagnan.
Resztę nocy pędzili zdobywcy z tą samą, co niegdyś nezmordowaną szybkością; Mazarini, zamyślony i ponury, brał udział bezwiednie prawie w tym wyścigu jakoby widm zaświatowych; w Emernoville eskorta została; czterej przyjaciele zaś, zmieniwszy tylko konie, pędzili z nowym zapałem, eskortując pana Mazariniego.
W południe byli już we wjazdowej alei zamku Porthosa.
— Czterech nas jest — rzekł d‘Artagnan do towarzyszy — będziemy się zmieniali w pilnowaniu kardynała, a każdy z nas trzy godziny przy nim będzie.
Athos zbada zamek, który należy wzmocnić na wypadek oblężenia, Porthos czuwać będzie nad zaopatrzeniem go w żywność, Aramis zaś obejmie dowództwo nad załogą; czyli Athos będzie głównym inżynierem, Porthos dostawcą ogólnym, a Aramis komendantem placu.
Tymczasowo osadzono Mazariniego w najpiękniejszej części zamku.
— Panowie — rzekł on po ukończonej instalacji — przypuszczam, iż nie zamierzacie długo mnie tu trzymać w ukryciu?
— Bynajmniej, monsiniorze, a nawet wprost przeciwnie, mamy zamiar ogłosić niebawem, iż cię tu trzymamy.
— To zostaniecie oblężeni.
— Liczymy na to.
— I cóż wtedy zrobicie?
— Będziemy się bronili. Ale przed bitwą milczkiem przewieziemy monsiniora do innego zamku pana du Vallon, a on ma trzy takich, jak ten. Nie chcemy narażać Waszej Eminencji na niebezpieczeństwa wojny.
— Co robić — odezwał się Mazarini — widzę, iż jestem zmuszony poddać się.
— Przed oblężeniem?
— Tak, być może, iż lepiej będzie wejść w układy.
— A! monsiniorze, co do warunków, przekonasz się jak mało wymagający jesteśmy.
— Jakież to warunki, ciekawy jestem?
— Monsiniorze — odezwał się Athos — dla siebie ne mam; żadnych, lecz dla Francji mam ich aż nadto wiele. Wyłączam się zatem, i ustępuję głosu panu kawalerowi d‘Herblay.
I, złożywszy ukłon, Athos cofnął się i stanął wsparty o kominek.
— Mów zatem, kawalerze d‘Herblay — rzekł kardynał. — Cóż mi powiesz? Tylko bez czczej gadaniny, bez dwuznaczników. Krótko i węzłowato.
— Ja, monsiniorze, gram w odkryte karty. Mam w kieszeni program warunków, jakie przedwczoraj w Saint-Germain przedstawiła ci, munsiniorze, deputacja, do której należałem. Najsampierw uszanujmy prawa starożytne; żądania zanoszone, według programu, muszą być wysłuchane.
— Dalej żądam, monsiniorze, aby Normandję i pięćset tysięcy liwrów dano pani de Longueville wraz z pełna i bezwarunkową amnestję. Żądam, aby Jego Wysokość król raczył być ojcem chrzestnym syna, którego powiła świeżo; nakoniec, abyś monsiniorze, dopełniwszy ceremonji chrztu tego, udał się do naszego Ojca Świętego papieża dla złożenia mu swojej czołobitności.
— To znaczy, abym zrzekł się stanowiska ministra, opuścił Francję i skazał się na wygnanie?
— Żądam, monsiniorze, abyś za pierwszym wakansem został papieżem, zastrzegając sobie natenczas możność domagania się u Waszej Eminencji, udzielenia odpustów dla mnie i moich przyjaciół.
Mazarini dziwnie jakoś wykrzywił usta.
— A pan?... — zapytał d‘Artagnana.
— Ja, monsiniorze?... — odparł gaskończyk — zgadzam się co do joty, ze zdaniem kawalera d‘Herblay, prócz warunku ostatniego, co do którego różnię się z nim najzupełniej.
— Dalekim będąc od tego, abyś monsiniorze, Francję opuszczał, żądam, abyś został w Paryżu; zamiast papieżem, chcę, abyś pozostał nadal pierwszym ministrem, gdyż monsinior jest wielkim politykiem. Postaram się nawet, o ile ode mnie zależeć będzie, abyś nad całą Frondą wziął górę; lecz pod warunkiem, iż pamiętać będziesz, Eminencjo, o wiernych sługach królewskich, i że komuś, kogo ja wskażę, oddasz pierwszą kompanję muszkieterów. A teraz ty, du Vallon?
— Tak, na ciebie kolej, panie — odezwał się Mazarini.
— Ja — rzekł Porthos — chciałbym, aby pan kardynał, dla uczczenia mego domu, który udzielił mu schronienia, zechciał łaskawie, przez pamięć na to zdarzenie, podnieść ziemie moje do godności baronostwa, z przyrzeczeniem oznaki rycerskiej dla jednego z moich przyjaciół, za pierwszą promocją, jaką Jej Królewska Mość wyznaczy.
— O ile mi się wydaje, wszystko to bardzo niedobrze się składa, moi panowie, — odparł Mazarini — bo, gdy zadowolę jednych, drugich nieuniknienie obrażę. Jeżeli zostanę w Paryżu, nie mogę jechać do Rzymu, gdy mam być papieżem, temsamem przestaję być ministrem, a godność tę złożywszy, nie mogę pana d‘Artagnana uczynić naczelnym wodzem muszkieterów, a pana du Vallon baronem.
— To prawda — odezwał się Aramis — a jako stanowiący mniejszość, cofam propozycję moją, dotyczącą podnóży do Rzymu oraz dymisji monsiniora.
— Więc zostaję nadal ministrem?... — odezwał się Mazarini.
— Zostajesz mim nieodwołalnie, monsiniorze? — rzekł d‘Artagnan — Francja cię potrzebuje!...
— A ja odstępuję od roszczeń moich — wtrącił Aramis. — Jego Eminencja zostanie pierwszym ministrem, a nawet ulubieńcem Jej Królewskiej Mości, jeśli zgodzi się na to, czego dla siebie wymagamy.
— Zajmujcie się sobą, panowie, a Francję pozostawcie, niechaj ułoży się że mną, jak będzie uważała za stosowne — rzekł Mazarini.
— O! co nie, to nie!... Oto jest! monsiniorze — rzekł Aramis — traktat, przedstawiony przez deputację frondystów; zechciej Eminencjo odczytać go i rozważyć.
— Znam go.
— Podpiszesz go zatem.
— Zważcie, panowie, że podpis, położony w okolicznościach takich, w jakich się znajdujemy obecnie, mógłby być uważany za wymuszony.
— Ale ty, monsiniorze, powiesz, iż dany był dobrowolnie.
— Jakżeż teraz niepokoić się muszą w Reuil i w Saint-Germain!... — mówił Aramis — jak tam jeden drugiego pytać musi, gdzie kardynał, co się z ministrem stało, gdzie się podział ulubieniec?... Jak tam po wszystkich kątach szukają! ile tam komentarzy a jeżeli Fronda dowiedziała się o zniknięciu monsiniora, o! to musi tryumfować!...
— Okropnie!... — wyszeptał Mazarini.
— Podpisz więc traktat, monsiniorze — mówił Aramis.
— A jeśli ja podpiszę, a królowa odmówi potwierdzenia?
— Ja podejmuję się jechać do królowej — odezwał się d‘Artagnan — i potwierdzenie otrzymać. Wiem o rzeczach dość ciekawych. Naprzykład skarb w cieplarni — to może wpłynie na królową.
— Dość już, dość! mój panie — wyszeptał kardynał. — Gdzie jest traktat?...
— Tutaj — rzekł Aramis.
— Widzisz, monsiniorze, iż jesteśmy wspaniałomyślni — przemówił d‘Artagnan — gdyż z pomocą tej tajemnicy wielu rzeczy dokazać byśmy mogli.
— A zatem podpisz, Eminencjo — rzekł Aramis, podając mu pióro.
Podniósł się Mazarini, chwilę przechadzał się, zamyślony więcej, niż przybity. Naraz, zatrzymując się nagle:
— A gdy już podpiszę, panowie, jakaż będzie moja, gwarancja?
— Moje słowo honoru, panie — odezwał się Athos.
Mazarini zadrżał, obejrzał się na hrabiego de la Fére, wpatrzył się chwilę w to szlachetne i prawe oblicze, a biorąc pióro do ręki:
— To mi wystarcza, panie hrabio — rzekł.
I podpisał.
— A teraz, panie d‘Artagnan — dodał — przygotuj się w podróż do Saint-Germain, aby zawieźć list mój do królowej.