Dwie sieroty/Tom II/XIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIX.

Na podwórzu więzienia świętej Pelagji, Jan-Czwartek z rozkoszą spożywał śniadanie Ireneusza Moulin, zasilając nim swój wygłodzony żołądek.
Dwie szklanki wina dozwolone więziennemi przepisami wzmocniły siły, i pobudziły humor rzezimieszka. Przyrzekł uroczyście, iż wywzajemniając się mechanikowi, zajmie się niezwłocznie jego interesem i jaknajlepiej go poprowadzi.
— Zaczekaj pan tu na mnie, rzekł do Ireneusza, pójdę po posłańca, i wrócę z nim razem.
Podwórze było niewielkie, Jan wkrótce spotkał tego, którego szukał.
— Dzień dobry Eugenjuszu, rzekł do owego handlarza teatralnemi biletami. Zechciej wyświadczyć przysługę jednemu „z naszych“ poczciwych chłopców, który ci za to ofiaruje luidora.
— Najchętniej! Z natury, jestem usłużnym, a cóż dopiero gdy sprawa poparła złotą, monetą. O cóż tu chodzi?
— Pójdź zemną do ogrzewalni, porozmawiamy swobodnie.
Izba przeznaczona do ogrzewania się dla więźniów, była to duża wygodna sala, z dębowemi do ścian poprzytwierdzanemi ławami. Na środku stał piec olbrzymi, otoczony zamkniętą na klucz kratą, do której wolny przystęp mieli tylko strażnicy.
Ciepły dzień jednak, nie sprowadził natenczas tu jeszcze nikogo. Jan zatem, a wraz z nim Moulin i Eugenjusz zasiedli w kącie do narady.
— Oto towarzysz o którym ci mówiłem, rzekł Czwartek wskazując Moulin’a.
— Przyjemnie mi, że mogę koledze być użytecznym, odparł Eugenjusz zwracając się do mechanika. Podobałeś mi się, wolę usłużyć tobie, niż innemu.
— Dziękuję, odparł Ireneusz z uśmiechem podając mu rękę, którą, tamten serdecznie uścisnął.
— Kiedy wychodzisz ztąd? zapytał Jan-Czwartek.
— Za trzy dni. — Rano czy w wieczór?
— Rano... Ale dla czego o to mnie pytasz?
— Chcę bowiem ażebyś zabrał z sobą list i klucz dla doręczenia pewnej osobie.
— Dobrze... i cóż dalej?
— Odniesiesz ten list do wskazanego domu...
— Zgoda!... A więcej?
— Nic więcej... Oto wszystko czego od ciebie na teraz żądamy, dodał Moulin.
— Jeszcze słowo... zaczął Jan-Czwartek. Skoro pomyślnie załatwisz to polecenie, staraj się jakimkolwiek bądź sposobem przesłać nam tu paczkę tytuniu, co będzie znakiem żeś się dobrze sprawił.
— Bądź spokojny, odrzekł Eugenjusz. Oddam list i przyślę wam tytuń. Niewiem czy wiesz kolego dodał, zwracając się do Moulin’a, że ja tu się dostałem za kontrawencję, a nie za złodziejstwo?
— Wiem, że jesteś dobrym chłopcem, odparł mechanik, i dla tego z ufnością ci powiem, że od pomyślnego załatwienia tej przesyłki zależy spokój i szczęście bardzo nieszczęśliwej kobiety wraz z córką!... Zaniesiesz im więcej niż majątek, bo spokój i honor ich nazwiska. Spełnisz czyn zacny, szlachetny!...
— Dziękuję za położone we mnie zaufanie, odrzekł Eugenjusz. Teraz nie przyjmę już ofiarowanego mi przez was luidora. Nie chcę zapłaty za taką przysługę... I ja też potrafię zrobić coś uczciwego, nie żadając za to wynagrodzenia.
Ireneusz nalegał na przyjęcie obiecanego luidora, Eugenjusz obstawał przy swojem.
— Nie mówmy o tem proszę... wyrzekł nakoniec bo to nadaremnie. Jestem uparty jak muł... Zresztą, skoro się spotkamy kiedy na świecie co może nastąpić, zaprosisz mnie pan na śniadanie.
— Rachuj na to... zawołał mechanik. Obiecuję od dnia tego znakomite jedzenie!... Dwanaście tuzinów ostryg, i wina tyle ile wypijesz!...
— Zgoda! odrzekł Eugenjusz. Trzeba pomyśleć teraz o przechowaniu powierzonych mi przedmiotów bo wszak wiadomo, że tak przy wyjściu jak i przy wejściu rewidują nas tu nicponie. Nie można więc dać się złapać, byłby to wstyd nielada!
— Wszystko byłoby stracone! zawołał z obawą Moulin.
— Czy duży jest ten klucz?
— Przeciwnie bardzo mały, noszę go obecnie w kołnierzu mojego palta.
— Dobrze! — i ja tak zrobię; list zaś zaszyję w pasku od spodni. Dasz mi pan to wszystko pojutrze wieczorem by nas nie spotkano na rozmowie dnia tego gdy będę wychodził. Mogliby powziąść ztąd podejrzenia, i skrupulatnie mnie rewidować.
— Obiecujesz więc załatwić mi wszystko? pytał niedowierzająco Ireneusz.
— Natychmiast po wyjściu z więzienia, przyrzekam!
— Dziękuję ci!... W wilję dnia będziesz miał doręczone wszystko.
Od owej chwili Jan-Czwartek stał się nierozłącznym towarzyszem Moulin’a, jadał razem z nim obiad, tak jak i śniadanie, z różnicą, że porcje teraz bywały podwójne zatem pożywniejsze.
W sypialni, los także połączył ich obu. Łóżka ich niemal stykały się z sobą.
— Zaręczasz mi więc za uczciwość tego człowieka, pytał Jana-Mechanik.
— Jak za siebie! odparł rzezimieszek.
Dziwnie zaiste brzmiało to zapewnienie w ustach człowieka uwięzionego za złodziejstwo. Ireneusz był jednak wprawnym fizjonomistą wyczytał z twarzy Jana, że jego słowa nie zawierały w sobie zdrady ani podejścia.
Czwartek zasnął wkrótce. Moulin wszakże spać nie mógł. Układał w myślach treść listu, w jakim najkrócej rad był wypowiedzieć wszystko co mu na sercu leżało. Nazajutrz wstawszy bardzo rano. poszedł do więziennego sklepiku dla zakupienia papieru, piór i atramentu, a umieściwszy się w pustej ogrzewalni, ukląkł przy bocznej ławce i zaczął list pisać drobnym, ścisłym, charakterem.
Podajemy go jako niezbędny dokument w dalszym biegu naszego opowiadania.

„ŁASKAWA PANI“.

„Zamknięty w więzieniu siedzę do obecnej chwili nie wiedząc o przyczynie mego zaaresztowania. Domyślam się tylko, iż chodzi tu o przestępstwo do jakiego nie poczuwam się wcale, nie mając zwyczaju mięszania się w nienależące do mnie sprawy.
„Od czasu rozstania się z panią na cmentarzu, przemyśliwałem nad sposobami przesłania Jej listu, i dziś zaledwie zdarzyła mi się ku temu sposobność. Pragnąłem uspokoić panią co do siebie i dać Jej możność do rozpoczęcia dzieła rehabilitacji zmarłego, bez mojego współdziałania.

Bruljon listu o jakim pani wspominałem, a który mieści bardzo ważne dla nas szczegóły, a oraz i nazwisko piszącej go osoby, ten list jest w moim mieszkaniu, gdzie żadnej jeszcze niedokonano rewizji, ponieważ nie wyjawiłem mojego adresu. Znajdziesz go pani z prawej strony, w szufladzie mojego biurka, stojącego w sypialni. Klucz przez zapomnienie, pozostawiłem w zamku. Ów szacowny tyle dla nas dokument, umieściłem w błękitnej kopercie, czerwonym lakiem zapieczętowanej. Zamiast adresu nakreśliłem na niej wspólne nasze hasło:
„SPRAWIEDLIWOŚĆ“.

„Potrzeba zatem łaskawa pani zabrać do siebie ten papier jaknajprędzej, również i pieniądze jakie znajdują, się w tej samej szufladzie ponieważ przy badaniu jakie nastąpi lada chwila, będę zmuszony wyjawić adres mojego mieszkania. Zarządzą tam poszukiwania. Nie życzył bym sobie ażeby ten mały kapitalik jaki posiadam dostał się w obce ręce, lub został opieczętowany. Tyle bowiem byłoby potem formalności do spełnienia, że zabrałoby mi to czas tak drogi dla nas na daremne bieganie. Lepiej zatem usunąć to, co usuniętem być może.
„Jednocześnie z tym listem przesyłam pani klucz od mego mieszkania, które się znajduje na Placu Królewskim. Numer domu 24, łatwy do zapamiętania, ponieważ pani mieszkałaś tam kiedyś.
„Wchodzi się głównemi wschodami, na czwarte piętro, a potem skręcić trzeba na prawo.
„Wybierz się pani koniecznie tego samego wieczora w którym list odbierzesz. Nie pytaj o nic odźwiernej, gdyż to kobieta ciekawa i gadatliwa. Idź śmiało, wprost do mieszkania. Na wypadek gdyby odźwierna panią zapytała do kogo idziesz, powiedz, że do pani Langlois, utrzymującej szwalnię bielizny, na trzecim piętrze.
„Bramy domu nie zamykają, przed godziną dziesiątą, wieczorem.
„Uzbrój się pani zatem w niezbędną odwagę, jakiej cel tej wycieczki dodać ci powinien.

„Przy pomocy Bożej mam nadzieję, wkrótce będę u pani, i wspólnie weźmiemy się do dzieła, jakiemu poświęcić życie jestem gotów.
„A teraz żegnając Cię kochana pani, zostaję z synowskim przywiązaniem
Ireneusz Moulin.
P. S. Nie wyjawiaj pani nikomu mojego adresu.

Po nakreśleniu tego listu, zadowolony z siebie mechanik przeczytał go raz jeszcze a uznawszy, że był jasno, treściwie napisany wsunął go w kopertę i zakleił. i położył adres:

„ Wielmożna Pani“.
MONESTIER
Ulica Notre-dame des Champs Mr 19.

Jednocześnie posłyszał zbliżające się kroki a zaledwie zdołał schować list do kieszeni, Jan-Czwartek ukazał się we drzwiach.
— To ty?... zawołał uspokajając się Moulin. Właśnie skończyłem mój list.
— To dobrze... Widzę, że ostro bierzesz się do tej sprawy.
— Wolę ukończyć nie zwlekając. Będę spokojniejszym czując list w kieszeni. Pomyśl, że chodzi tu o szczęście i honor dwóch osieroconych kobiet?
— A twój list wróci im to wszystko?
— Doda otuchy, i nadziei. Będą oczekiwały cierpliwie na moje uwolnienie.
— Liczysz więc na to, że cię uwolnią?
— Jestem tego pewny. Nic nie mam na sumieniu... nic najzupełniej.
— To jeszcze nie dowód...
Ireneusz przypomniał sobie biednego Pawła Leroyer.
— To prawda!... wyszepnął z westchnieniem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.