Dwie sieroty/Tom V/XXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwie sieroty |
Podtytuł | Dorożka № 13 |
Wydawca | J. Terpiński |
Data wyd. | 1899-1900 |
Druk | J. Terpiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Fiacre Nº 13 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Młody doktór zachwiał się pod tym ciosem.
Ta którą kocha, była córką mordercy córką człowieka na śmierć skazanego.
Pani Monestier zmieniła widocznie nazwisko aby uniknąć ogólnej pogardy.
Po chwili odzyskawszy cokolwiek spokoju:
— Mówiłeś mi — zapytał że wierzysz w niewinność Pawła Leroyer?
— Najzupełniej! — powtarzam ci to raz jeszcze.
— Czy akt oskarżenia nie wymienia żadnych wspólników?
— Żadnych. Mechanik sam tylko jest posądzony o morderstwo. Ciemne i zawikłane strony tego procesu, naprowadzają mnie na domysł że jakaś fatalność nieubłagana sprowadziła Pawła Leroyer na miejsce zbrodni, dostarczając tym sposobem pozornych tylko dowodów. Odpokutował za zbrodnię spełnioną przez innego.
— A więc istotnie podjąłbyś się tej sprawy gdyby ją wznowiono?
— Mówiłem ci; najchętniej... z prawdziwą radością. A ponieważ jestem przekonany o słuszności moich zapatrywań, broniłbym sprawy zgodnie z moim sumieniem i wygrałbym ją na pewno.
— Czy ta sprawa jest drukowaną w rocznikach sądowych?
— Bez wątpienia. Było to w swoim czasie głośne morderstwo.
— Powiedz mi gdziebym te roczniki mógł nabyć?
— Wątpię abyś je dostać mógł teraz. Wydanie musi być wyczerpane. Jeżeli chcesz, chętnie ci moim egzemplarzem służyć będę.
— Skorzystam z twojej propozycji i zabiorę go dziś do domu.
Dalszy ciąg rozmowy obu przyjaciół, przerwało wejście pana Marcelego Bigand.
— Przepraszam za opóźnienie — rzekł wchodząc ale nie moja w tem wina. Pamiętam dobrze że były podwójne klucze do pawilonu tyle czasu szukałem i jednego z nich w żaden sposób znaleść niemogę. Niech więc panowie choć tymczasem ten jeden zabiorą.
I podając klucz zwrócił się do Edmunda.
— Radziłbym panu — rzekł, panie doktorze kazać przewietrzyć pokoje, za nim pan tam wprowadzisz tę chorą, niezaszkodziłoby i w piecu przepalić.
— Dziękuję za dobrą radę — rzekł Edmund, załatwię się z tem jutro.
— Panie Rigand — zagadnął Henryk, nie życzę sobie ażeby służba pałacowa wiedziała o tem że pawilon mojego ojca oddaję na czas jakiś do użytku mojemu przyjacielowi.
— Zastosuję się do pańskich życzeń — odrzekł intendent i pożegnał obecnych niskim ukłonem.
Edmund również zabierał się do wyjścia.
— Już idziesz? — zapytał Henryk.
— Idę, mój przyjacielu, wszak sądzę że niedługo do ciebie powrócę, a wówczas może będę ci miał wiele... bardzo wiele do powiedzenia.
— Czy aby rzeczy przyjemnych dla ciebie?
∗
∗ ∗ |
Za powrotem do domu Edmund, o jednej tylko myślał rzeczy, niemógł oswoić się z tem że jego ukochana Berta była córką, mordercy, córką człowieka straconego na rusztowaniu.
Pomimo wielkiej miłości dla dziewczyny, sprawiało mu to przykrość niewypowiedzianą.
Pocieszał się w prawdzie zdaniem młodego adwokata, zdaniem opartym na głębokiem przekonaniu, że skazany był tylko nieszczęsną ofiarą.
W tych myślach pogrążony, zaszedł do swego mieszkania, gdzie zastał oczekującego na siebie Ireneusza.
Nie wspominając mu nic o broszurce zabranej od Henryka, ani o podejrzeniu jakie się do jego serca wkradło, oddał mu klucze od pawilonu, nadmieniając że przed wprowadzeniem tam Berty należałoby nieco uprzątnąć mieszkanie.
— Czyś pan już zawiadomił o tem co zaszło swojego stryja? — zapytał Moulin.
— Dotąd nie jeszcze; lecz mam nadzieję że zjawi się on tu u mnie lada chwilę, gdyby się zaś opóźniał, będę u niego jutro rano.
Niezadługo, ukazał się Piotr Loriot.
Za pierwszym wejrzeniem wyczytał na twarzy synowca radość i zadowolenie.
— Przysiągłbym żeście już wynaleźli dziewczynę — zawołał. Co? wszak się nie mylę?
— Na szczęście nie mylisz się stryju?
— A jakimżeście ją wykryli sposobem?
— Zaraz ci to opowiem: siądź i posłuchaj.
— Brawo! — zawołał Piotr Loriot gdy Edmund skończył opowiadanie. Sprawa poprowadzona znakomicie. Nie trzeba tylko teraz zatrzymywać się w połowie drogi. Cóż zamierzacie czynić dalej?
Doktór w kilku słowach opowiedział o nowym planie jaki wykonać miano nazajutrz.
Piotr Loriot zatarł ręce wesoło.
— Jak dotąd — rzekł, widzę że nic nie zaniedbaliście moi przyjaciele. Kto wie jednakże czy nie stanie wam na przeszkodzie teraz wzniesiona poprzednio przezemnie skarga do prefektury. Policja równie tak jak wy, odnaleść może dziewczę i rozpoczną się wtedy przykre śledztwa i niepokoje. Mogą nawet wykryć że i kradzież paltota była zmyśloną. Trzebaby koniecznie zabrać Bertę ze szpitala i tak ją ukryć, żeby jej nikt wynaleść nie zdołał.
— O tem właśnie myślimy, mój stryju i chcieliśmy się właśnie prosić o pomoc.
— Chętnie zrobię wszystko. Cóż takiego?
— Czybyś nie zechciał przewieść panny Berty swoją dorożką do ustronnego domu?
— Moją dorożką? — zawołał. Zły projekt!.. Macie zamiar ukryć dziewczynę tak przed policją, jak i przed jej nieprzyjaciółmi. W razie dalszego śledztwa, powołać mnie mogą do indagacji i wykryje się wtedy, że nasze sprawy łączą się razem.
— Ależ mój stryju, niepozwolimy na to by Bertę odnalazła policja.
— W takim razie zgoda! — Myślcie tylko o tem aby przy brzegu nie utonąć. Wypadnie mi chyba udać na ten czas że was wcale nie znam i pomimo wszystko popierać moją sprawę w prefekturze. Ja szukam złodzieja który zabrał mi paltot, wy zaś szukacie kobiety.
— Jeżeli agenci rozpoczną polowanie — wtrącił Ireneusz, ja zobowiązuję się wyprowadzić ich w pole.
— Dobrze, dobrze! — Ale projekt wasz przewiezienia chorej w dorożce, wcale mi się niepodoba.
— Jakże więc temu zaradzić.
— Potrzeba do tego jakiego prywatnego ekwipażu, bez numeru.
— To niepodobna! — nieznam nikogo takiego z resztą użyty ku temu woźnica, zdradziłby nas niezawodnie.
— W takim razie jeszcze jeden pozostaje nam środek...
— Jaki? — mów prędzej stryju.
— Przewieść ją na zwykłym wózku wieśniaczym.
— Jak też można robić taką propozycję mój stryju?.. zawołał z oburzeniem Edmund, wszak wiesz że dziewczyna jest między życiem a śmiercią!
— Nie widzę w tem nic niebezpiecznego, nic... nic coby jej stan zdrowia pogorszyć mogło i mimo twojego oburzenia, obstaję przy swoim. Można bardzo wygodnie na wiązkach słomy ułożyć materace i przewieść ją jak w łóżku.
— Znakomity projekt!.. zawołał Ireneusz. Tym sposobem zatracilibyśmy za sobą ślad wszelki; myślano by że pannę Bertę wywozi się na wieś. Ale zkąd wziąść taki wózka?
— To już rzecz moja; nie troszczcie się o to. Wszystko będzie urządzone z całą przebiegłością i sprytem. Upewniam was że nie wystąpię w moim dorożkarskim ubraniu. Ustroję się odpowiednio do okoliczności. Będę wieśniakiem w każdym calu, takim jakiego tylko okolice Paryża dostarczyć są w stanie.
— Ha! ha! mój stryju, zaśmiał Edmund, nowe w tobie odkrywam zdolności. Nigdy nie przypuszczałem że nam tak wybornie poradzisz.
— Widzisz mój chłopcze, że nienależy wątpić o moich przymiotach, doświadczenie nauczyło mnie rozumu. Ale wracajmy do rzeczy. O której godzinie każecie mi się stawić przed szpitalem?
— O pierwszej w południe.
— Zgoda; będę punktualnie. Do widzenia moi kochani. Trzeba jechać trochę na miasto.
Ireneusz tak jak dnia poprzedniego nocował u Edmunda.
Młody doktór nie kładł się spać wcale. Czytanie wziętej od Henryka broszury zajęło mu noc całą.
O piątej nad ranem, zbudził Moulina.
— Musimy przed wszystkiem wybrać się na Uniwerstytecką ulicę — rzekł do niego. Trzeba przewietrzyć mieszkanie, zanieść trochę bielizny i innych potrzebnych rzeczy.
— Wszystko to dobrze — odparł. Ireneusz, ale kto chorej doglądać, będzie? Ja pomimo chęci nie mogę jej poświęcić całego czasu.
— Myślałem już o tem — odparł Edmund. Moja służąca jest bardzo poczciwą kobietą i co rzadko się zdarza w ich klasie, nie lubiąca plotek. Zabierzemy ją z sobą by nam dopomogła przyrządzić wszystko i pozostawimy ją na miejscu Przez ten czas wezmę inną kobietę, do moich posług domowych.
W pół godziny potem, całe towarzystwo wysiadło z dorożki obładowane pakunkami.
Edmund, który już po kilkakrotnie z Henrykiem zwiedzał ten ustronny pawilon, niepotrzebował zasięgać informacji. Do zagłębionej w murze bramy, klucz włożył i wprowadził Ireneusza do pięknego ogrodu zacienionego staremi drzewami, na których żółkniejące już liście zwieszały się melancholijnie ku ziemi.
— Ależ to prawdziwie książęce ustronie — zawołał Moulin. Panna Berta będzie tu jak gdyby w królewskim pałacu.
— Aby tylko żyła! — wyszepnął doktór z wytchnieniem.