[268]
A) Eneida.
(Księga I—VI. Wędrówka Trojan do Lacyum). W siódmym roku tułaczej swej żeglugi Eneasz z towarzyszami, jakich miał na siedmiu ocalonych okrętach, za sprawą gniewnej Junony zostaje z Sycylii zapędzony ku brzegom libijskim w Afryce. Wenus, opiekujące się Eneaszem, zanosi za nim prośby do Jowisza, który odkrywa jej świetne losy jego potomków w Italii i pozwala jej pokierować krokami ulubieńca. Za jej pomocą okryty mgłą wchodzi Eneasz z wiernym Achatesem do Kartaginy, gdzie odnajduje towarzyszów swoich i zostaje przez królowę Dydonę gościnnie przyjęty. Wenus, chcąc pozyskać całkowicie serce Dydony dla Eneasza, posyła syna swego, Kupidyna, [269]by w duszy królowej miłość ku bohaterowi trojańskiemu podniecił. Na życzenie Dydony Eneasz opowiada (w księdze II) dzieje zburzenia Troi, poczynając od historyi konia drewnianego, w którym ukryci byli rycerze greccy. Tu się mieści epizod o śmierci kapłana Laokoona, który owego konia ośmielił się ranić pociskiem:
Padł los na Laokona, by wołu w ofiarze
Wielkiego przed Neptuna powalił ołtarze.
Wtem od wyspy Tenedu po morskiej głębinie
(Drżę jeszcze, gdy to mówię) para wężów płynie;
Oba w kręgach ogromnych czołg ku brzegom wiodą;
Pierś ich tkwi pośród wody, krwawy pysk nad wodą,
A ogon w mnóstwo kłębów za nimi zwinięty
Pławił się przez spokojne słonych wód odmęty.
Krzyk powstaje, skłócone morze piany ciska.
Wchodzą na ląd: krew z ogniem z oczu ich wytryska,
A sycząc ozorami liżą paszczę srogą.
Uciekamy wybledli; oni prostą drogą
Na Laokona skręty wymierzyli swoje,
I najpierwej spotkawszy dzieci jego dwoje,
Wpadli na nie obadwa, w kłęby opasali
I drobne ciała nędznych okropnie skąsali.
Bieży z mieczem na pomoc ojciec żalem zdjęty,
Wnet i jego krępują straszliwemi pety;
Dwakroć ciało ściśnięte i barki i szyja,
Dwakroć gad hardym karkiem nad głowę się wzbija
Czarnym jadem okryty i posoką zlany,
Oburącz targa z siebie dręczące kajdany;
A wyciśnięte bólem okropne jęczenia
Do gwiaździstego niebios dochodzą sklepienia:
Podobnie zbiegły cielec od ołtarzy ryczy,
Gdy z grzbietu strąci chybny topór ofiarniczy.
Wtem czołg swój ku świątyni obróciwszy gady,
Uciekają i w zamku kryją się Pallady.
Tu nowa trwoga w drżące przeciska się łona.
Wszyscy za grzech skaranym mienią Laokona,
Który na święte drzewo dłoń swoją wymierzył
I zbrodniczym pociskiem w bok konia uderzył.
Cały gmin błagać bóstwo domaga się w zgodzie,
Wiedźmy konia — wołają — i umieśćmy w grodziegrodzie.
(Franciszek Wężyk).
Gdy konia wprowadzono do Troi, Grecy, którzy udali tylko odjazd, wracają i dostawszy się do miasta, wypuszczają rycerzy z wnętrza owego konia i szerzą spustoszenie. Eneasz, przestrzeżony we śnie przez Hektora, zabiera na barki swe starego ojca, Anchizesa, i wraz z synkiem Askuniuszem uchodzi z płonącego grodu, a sam wraca po zabłąkaną małżonkę Kreuzę, której cień tylko oznajmia mu, że już tu jej na ziemi nie znajdzie. Resztki Trojan poddają się kierownictwu Eneasza i opuszczają kraj ojczysty. Jadą do Tracyi, na wyspę Delos i Kretę, gdzie we śnie bogowie każą mu udać się do Italii. Żegluga do Epiru, potem do Sycylii, odrzucenie okrętów przez burzę na brzegi Afryki wypełniają dalsze opowiadanie Eneasza. W księdze IV opowiada poeta walkę rodzącej się w sercu Dydony miłości ze ślubem dochowania wiary zmarłemu małżonkowi. Królowa zwierza się ze swych niepokojów siostrze swej Annie: [270]
Anno, siostro, bezsenność dręczyła mię do dnia.
Jakiegoż w moje progi puściłam przychodnia!
Jaki w nim wdzięk z powagą, jak pierś nie zna trwogi,
Niepłonnie go być mienisz pokrewnionym z bogi.
Jak wywierał na niego Wyrok[1] siły swoje!
Jak wzruszające litość opowiadał boje!
Gdybym sobie już była stale nie przysięgła,
Abym w małżeńskie jarzmo z nikim się nie wprzęgła,
Gdyby nie wstręt do związków z żałosnej przyczyny:
Ten tylko byłby godnym wciągnąć mnie do winy.
Wyznam przed tobą, siostro, po przeciętej parze,
Gdy bratnia ręka zlała krwią męża ołtarze[2]
Ten jeden w moich zmysłach czułość wzbudzić umiał,
Ten dawne wskrzesić ognie, które żal przytłumiał.
Ale niech się wprzód ziemia podemną zawali,
Niech na mnie Jowisz piorun ognisty zapali,
I między blade strąci Erebu straszydła,
Niżeli święte wstydu przestąpię prawidła!
Tamten, co pierwsze moje skłonności ku sobie
Jak w życiu miał jedyne, tak niech ma i w grobie“.
Rzekłszy, łzy na swe łono upuszcza obficie.
Na to Anna: „O, siostro, droższa mi nad życie!
Czemu tęsknotą nikniesz w samym wieku kwiecie?
Bez dziatek, bez największej rozkoszy na świecie?
Co stad za korzyść mają popioły i cienie?
Alboż nie dosyć długie twoje udręczenie?
Wzgardziłaś zalotników potęgą i skarby
I w Tyrze i możnego w Afryce Hyarby;
Do libijskich cię królów skłonność nie prowadzi,
Ale nie gardź miłością, która serce radzi.
Zastanów się z uwagą, jakie masz sąsiady:
Tu krążą wyuzdanych Numidów gromady,
Stąd nas Getulów srogich krainy obległy...
Pomnij, że brat zawzięty gotuje nachody
I pragnie z ziemią zrównać wznoszące się grody.
Wierzę, iż bogów łaska, przychylność Junony
Trojański zastęp w nasze przypławiła strony.
O, siostro! wprędce będziesz oglądać radośnie,
Jak się państwo rozszerzy, jak twe miasto wzrośnie,
Jeśli przez to małżeństwo, na pożytki wieczne,
Trojany z Fenikami połączysz waleczne.
Tylko ty błagaj bogów, a czyń uczty hojne,
Znajdą się przewlec odjazd pozory przystojne...“
Większą po tej rozmowie ognie wzięły żywość,
Wzmagały się nadzieje...
[271]
Bije owce dwulatki, prosząc o sprzyjanie
Junony, o małżeństwach mającej staranie.
Albo czyni obchody przed obecne bóstwa
Na ołtarzach stłuszczonych od ofiary mnóstwa.
Z otwartej piersi bydląt wyrwane jelita
Zważa drgające jeszcze — i o losy pyta.
O, błędne wieszczków zdanie! cóż palone wonie,
Cóż ofiary, ołtarze pomogą Dydonie?
Gore i sercu rana dojmuje niezgojna.
Po wszystkich miasta stronach biega bezspokojna,
Tak mniej obaczny łowiec, gdy pierzchliwej łani
Bok polotnem a tkwiącem żeleźcem zarani,
Ta ucieka po górach, ucieka po lesie,
Ale wszędy zabójczą strzałę z sobą niesie.
To wiodąc Eneasza okazywać rada,
Jak liczne jej dostatki, jak można osada;
To zaczyna coś mówić i miesza się z mową;
To po uczcie obiednej ucztę daje nową.
Chce jeszcze wojną Troi mieć pojone zmysły,
Od ust jego jej wszystkie wzruszenia zawisły.
Po rozejściu, gdy księżyc blask wydaje ciemny
I gwiazdy nachylone radzą sen przyjemny,
Dom się jej zdaje pustym; przejęta żałobą
Słyszy nieprzytomnego i widzi przed sobą;
Albo Askanijusza na swem łonie pieści,
Że się w nim żywy ojca wizerunek mieści.
Nie zbroi portu, wszczętych nie podnosi wieży,
Nie dogląda wojennej ćwiczenia młodzieży:
Próżno stoją machiny wzniesione pod chmury,
Zaniedbane są twierdze i grożące mury.
(Stanisław Trembecki).
I Eneasz odpłacił wzajemnością miłość Dydony, lecz Jowisz na prośby Hyarby, króla Getulów, pragnącego poślubić założycielkę Kartaginy, wysyła do bohatera trojańskiego Merkuryusza, by go skłonić do opuszczenia Afryki i pożeglowania ku Italii. Eneasz puszcza się w nocy na morze. Dydona, w rozpaczy miotając nań przekleństwa, życie sobie odbiera na stosie przygotowanym we własnym swym pałacu:
Widząc królowa, skoro blade wstało zorze,
Że pełnym żaglem flota wychodzi na morze,
Gdy i brzegi i porty bez majtków obaczy,
Trzykroć ozdobne piersi uderza w rozpaczy
I śliczny włos targając: „Ach! pójdzież ten zbrodzień!
I tak się państwu memu urąga przychodzień!
Nie dorwież się do broni lud po całem mieście?
Nic zepchnież naw do wody? Idźcie, ogień nieście!
Rozpościerajcie żagle, napierajcie wiosły...
Co mówię? Jakież mnie to szaleństwa uniosły?
Czy teraz czyn bezbożny przeraża Dydonę?
[272]
A nie przerażał, kiedyś dawała koronę!...
Taż-to wiara, pobożność! Onże bogi Troje,
On ojca zgrzybiałego wziął na barki swoje!
Nie mogłam go rozszarpać? w morskie cisnąć wały?
Wyrżnąć Trojan i zniszczyć ich ród pozostały?
Nie mogłam w samym Julu[3] żelaza zakrwawić?
Pociąć w sztuki? i z członków ojcu ucztę sprawić?...
Lecz bitwy los niepewny... Próżna dla mnie trwogo!
Odważywszy się na śmierć, możnaż się bać kogo?
Zniszczyłabym okręty, z ogniem na nie wbiegła,
Lud z ojcem, z synem zniosła — i sama poległa.
Słońce! którego oku jawne wszystkie rzeczy,
I ty, Juno! mająca me troski na pieczy!
Ostatniego Dydony słuchajcie westchnienia:
Jeżeli kiedy zbrodzień do portu zawinie
I ten konieczny wyrok Jowisza nie minie;
Niech się przynajmniej z mężnym ludem bronią ścina,
Niech żebrze wsparcia, tułacz, oderwan od syna,
Niech widzi pogrzeb sprosny Trojan ległych w boju,
A gdy kark poda w jarzmo twardego pokoju,
Niech się nie cieszy długo ni życiem, ni tronem,
Lecz na piasku niegrzebny prędkim padnie zgonem.
Tak życzę, niech się zdrajcy bezbożnemu dzieje;
Ten ostatni głos wznoszę, nim duszę wyleję.
Wy zaś, Kartagińczycy, ród i przyszłe plemię
Ścigajcie; te mnie dary przyślijcie pod ziemię:
Niech żaden mir nie przerwie ludów zawziętości,
Powstań kiedy, mścicielu jaki, z moich kości!
Byś ogniem i żelazem niszczył ród niemiły
Teraz, potem, jak tylko pozwolą wam siły,
Niech brzegom będą brzegi, morza morzom sprzeczne,
Broń broni; wy i wnuki toczcie walki wieczne“...
....................
Okropnem przedsięwzięciem zdziczała Dydona
Krwawym powłócząc wzrokiem i sine znamiona
Na drżących mając licach, blizką śmiercią blada,
Wewnątrz domu szalona śpiesznym krokiem wpada,
Wstępuje na wierzch stosu i tam nieszczęśliwa,
Nie na to przeznaczony miecz z pochwy dobywa...
A gdy szaty trojańskie...
Ujrzała, łez i westchnień przytłumić nie może.
Przyciska je, wydając te ostatnie głosy:
„Słodkie zabytki! póki bóg szczęścił i losy!
Weźcie ten duch i zrzućcie ze mnie ciężar srogi.
Żyłam, jaką dał Wyrok, dokonałam drogi;
[273]
I dziś z wielkiem imieniem wstąpię w kraj ponury.
Wzniosłam gród wiekopomny, widziałam swe mury;
Ukarałam na bracie z małżonkiem czyn krwawy,
Szczęsna, ach nadto szczęsna! gdyby tylko nawy
Trojańskie nie przybyły w tę krainę!...
Niechaj z morza Dardańczyk widzi blask płomieni
I niesie z sobą straszne śmierci mej widziadła!“
Rzekła; w tych słowach widzą przytomni, iż padła;
Krwią ręce zabroczone, miecz kurzy się zlany.
Żałobnemi krzykami brzmią wysokie ściany;
Rozległa się wieść smutna po wzruszonem mieście;
Po domach żale, płacze, kwilenia niewieście,
Powietrze napełnione przeciągłemi jęki,
Właśnie jakgdyby padał z nieprzyjaciół ręki
Kartagi lub dawnego Tyru mur zdobyty,
A i ludzkie i boskie zajął pożar szczyty.
Śpieszy Anna, żałosną wieścią przerażona,
Drze lice i razami nie oszczędza łona,
Wzywając konającej mową nadaremną:
„Ten był zamysł twój, siostro, ten podstęp przedemną!
W tym celu wzniosłaś ołtarz, miałaś stos zapalić!
Na cóż się opuszczona będę najprzód żalić?
Czy, żeś nie dała w śmierci towarzyszyć sobie?
Ach, w jednej chwili jeden cios zgubiłby obie!
Sama stawiałam, sama czyniłam wezwanie
Bogów, bym cię znalazła w tak okropnym stanie!
Mnie i siebie i naród i starszyznę razem
I miasto twoje, siostro, niszczysz tem żelazem.
Dajcie mi czystej wody, na lany wyleję
I schwycę usty ducha, jeśli jeszcze tleje“.
Tak płacze, na wierzch weszła i ująwszy w dłonie
Konającą tuliła siostrę na swem łonie
I ocierała szatą krew, która ją broczy.
Ta siliła się podnieść ociężałe oczy,
Znowu mdleje; pierś rana głęboko rozdarła;
Potrzykroć się podniosła i na ręce wsparła,
Trzykroć padła na łoże i zbłąkanym wzrokiem
Szukała światła, jękła nad światła widokiem.
(Fr. Ks. Dmochowski).
Opuściwszy Kartaginę, Eneasz znów zostaje zapędzony do Sycylii, gdzie uprzejmie przyjęty, obchodzi rocznicę śmierci ojca, czyniąc ofiarę na grobie jego i wydając igrzyska. Wtem Trojanki podpalają swoje okręty; cztery z nich spłonęło. Eneasz przestrzeżony we śnie przez ojca, pozostawia kobiety i starców niedołężnych w Sycylii, a sam z wyborem mężów do Italii pośpiesza. Przybywszy do Kum zasięga wieszczby u Sybilli o przyszłości, w jej towarzystwie schodzi do świata podziemnego, gdzie na widok jego Dydona szybko ucieka, a Anchizes przepowiada mu przyszłe losy Albańczyków i Rzymian, a między innemi wielbi Marcella, syna Oktawii, zmarłego w wieku młodzieńczym. Ze świata podziemnego powraca przez bramę z kości słoniowej do swych towarzyszy, opuszcza Kumy i udaje się do Kajety. [274] (Księga VII-XII. Walki Trojan w Italji). Eneasz przybija szczęśliwie przy ujściu Tybru do morza w kraju, którego królem był Latyn; do króla tego wysyła posłów z podarunkami i prośbą, ażeby mógł założyć miasto. Latyn zgadza się i oddaje dobrowolnie córkę swoją Lawinię za żonę Eneaszowi. Tymczasem Junona, niechętnem patrząc okiem na powodzenie Trojan, wywołuje dla zmącenia pokoju jędzę z piekieł, która najprzód Amatę, żonę Latyna, potem Turnusa, króla Rutulów, gniewem przeciw Trojanom zapala. Z powodu zabicia obłaskawionego jelenia przez młodzież trojańską, powstała między Latynami a Rutulami utarczka, od której Latyn zdala się trzymał, chociaż Amata i Turnus wciągnąć go do niej chcieli. Turnus nakłania sąsiedzkie plemiona do pomagania sobie w powstałej stąd wojnie; Eneasz również stara się pozyskać sprzymierzeńców i dostaje pomoc od Ewandra, który uszedłszy z Arkadyi, osiadł był nad brzegami Tybru. Na prośbę żony swojej, Wenery, Wulkan sporządza dla Eneasza broń, wśród której zwracał szczególniej uwagę puklerz, gdzie były wyrażone przyszłe czyny potomków bohatera trojańskiego. W czasie jego nieobecności Turnus napiera na Trojańczyków, a ci wysyłają Nizusa i Euryala do Eneasza, ażeby na ratunek powracał. Piękny ten ustęp malujący męstwo i poświęcenie dwu przyjaciół przytaczamy (księga IX):
Bramy strzegł Nizus, plemię Hirtaka rycerza,
Który, rzucając Idę, płodną mutkęmatkę zwierza,
Poszedł za Eneaszem, nowej szukać chwały;
Zręczny w miotaniu dzidy i w ciskaniu strzały.
Z nim był Euryal, wpośród młodzi tej wyprawy,
Nikt go nie przeszedł w kształcie twarzy i postawy.
Młodość mu brodę miękkim kryla jeszcze puchem.
Czułym przyjaźni obaj złączeni łańcuchem,
Razem biegli na boje, i razem w tej chwili,
Obaj do straży bramy przeznaczeni byli.
„Czyli bóg jaki — Nizus rzekł do Euryala —
„Podwaja we mnie męstwo, i serce rozpala?
„Czyli człowiek swą żądzę przeistacza w boga?
„Nie wiem, lecz duszą miota niespokojność sroga,
„I bitwę, lub wielkiego co przedsięwziąć wzywa.
„Widzisz, jak pyszny Rutul bezpiecznie spoczywa;
„Rzadkie migają światła... po ucztach weseli
„I winem upojeni głęboko usnęli.
„Cichość panuje... Słuchaj, jakie mam zamysły,
„Losy nasze od wodza powrotu zawiały.
„Posłów wyprawić radzą. Niech więc w tej potrzebie
„Nagrodę mego czynu zapewnią dla ciebie,
„Dla mnie dość chwały... Idę... W uboczu tej góry
„Znajdę drogę, wiodącą pod Pallanckie mury“.
Takiej mowy Euryal słucha z zadumieniem,
I wnet mu serce chwały zagore płomieniem.
„Co — rzecze — mnie wspólnictwa zazdrościsz twej sławy,
„Broniąc, bym dzielił twojej przypadki wyprawy?
„Wśród walk owych, gruzami co okryły Troję,
„Nie te uczucia ojciec wpajał w serce moje.
„Nie te mi dawał Ofelt, w bojach sławny, rady,
„Ani wraz z tobą idąc w Eneasza ślady,
„Mogłem nieść słabą duszę... Tak, Nizie wspaniały,
„To serce gardzi życiem, goreje do chwały,
[275]
„I śmierć nie może sądzić zapłatą zbyt drogą
„Tych laurów, za któremi śmiałą dążysz nogą“.
„Nie — rzekł Nizus — znane mi twe męstwo niezłomne.
„Oby tak Jowisz, wsparłszy zamiary ogromne,
„Zwycięzcą mnie powrócił na twe łono miłe.
„Lecz jeśli (widzisz groźną niebezpieczeństw siłę)
„Jeśli mi tu przeznaczyć kres zdało się bogu;
„Przeżyj mnie, jeszcze stoisz w samym życia progu.
„Ty wrócisz ziemi Niza, odzyskawszy, zwłoki;
„Lub gdyby tego nawet wzbroniłyć wyroki,
„Cień mój próżnym grobowcem zbłagasz, Euryalu.
„Zważ, w jakim serce matki pogrążyłbyś żalu,
„Matki, co sama z tobą żegluje i wojnę
„Przekłada nad mury Acesta spokojne“.
„Nie, nic mnie nie odmieni, daremne twe rady,
„Rzecz przedsięwzięta, śpieszmy, idę w twoje ślady“.
Rzekł: budzi nowe straże... ci przy bramie stają,
Oni się śpiesznym krokiem do króla udają.
Ze snu natenczas znużono stworzenia,
Piły po trudach słodki napój zapomnienia.
Sami wodzowie Trojan, bezsenni w tej chwili,
O ważnych sprawach stanu troskliwie radzili.
Na długich wsparci włóczniach, w zbroje przyodziani,
Stali w środku obozu, dzielni, lecz stroskani,
Kogo wysłać do króla, jakiego być zdania?
Wtem Nizus z Euryalem proszą wysłuchania,
Ogłaszają rzecz wielką i ważne układy.
Jul pierwszy dwóch przyjaciół wprowadza do rady:
„Męże — rzekł Nizus — wielkie zamierzamy sprawy,
„Niechaj wam młodość nasza nie czyni obawy,
„Rutulów sytych wina uśpił sen głęboki,
„Ognie pogasły, dymy wstępują w obłoki.
„Znamy miejsca wycieczki; przy nadmorskiej bramie
„Na dwie się kręte ścieżki wielka droga łamie.
„I jeśli się wam, męże, myśl podoba nasza,
„W murach Pallanckich pójdziem szukać Eneasza;
„A posławszy Latynów mnogie w piekło trupy,
„Wrócimy, niosąc laury i zwycięskie łupy.
„Ni zbłądzić możem. Nieraz wychodząc na łowy,
„Widzieliśmy pod górą Pallanckie budowy,
„Bieg rzeki doskonale znajomy nam cały“.
Wtem powstał Alet, w latach i radzie dojrzały.
„Bogowie — rzekł — pod których Troja jest opieką,
„Jeszcześmy od zupełnej zagłady daleko,
„Gdy takim młodzież nasza jest duchem natchniona“.
To mówiąc bohaterów przyciskał do łona,
I łzy czułego starca zrosiły ich twarze.
„Jakież nagrody waszej zrównają ofiarze?
[276]
„Jakiej godniście chwały? Najpiękniejszą przecie
„Już teraz w gruncie serca swego znajdujecie.
„A Eneasz, i wierny dziedzic jego chęci,
„Nigdy tak wielkich zasług nie zmażą w pamięci“.
— „Tak przysięgam na nieba! — Askaniusz powie:
„Świadkiem mi ogień Westy i Troi bogowie!
„Że to wszystko, czem kiedy władnąć będę w stanie,
„Powrotu mego ojca nagrodą zostanie.
„I fortuną i władzą z wami się podzielę.
„Szukajcie Eneasza, dzielni przyjaciele!
„Przy nim was nie dosięgną złego losu groty...
„Dwa dam drogie naczynia misternej roboty,
„Które zdobył, Aryzbie gdy narzucił pęta;
„Dwa trójnogi, i złota dwa wielkie talenta;
„I czaszę starożytną, drogi dar Dydony.
„To mało; lecz gdy Latyn będzie ukorzony;
„Zwycięzcy, kiedy łupów będziem czynić działy:
„Wiesz, na jak dzielnym koniu siedział Turnus śmiały,
„Tego, i hełm z purpurą, i puklerz, i zbroję,
„Wyłączam od podziału, Nizie, te są twoje.
„Dwunastu jeńców, z bronią, pójdzie w twą niewolę:
„Twojem będzie Latyna urodzajne pole.
„Ty zaś, co do mnie zbliża wiek młodości świeży,
„Już całe moje serce do ciebie należy,
„I jakikolwiek obrót wezmą moje sprawy,
„Ni żyć bez ciebie mogę, ani szukać sławy.
„W pokoju, w wojnie, w tobie moje zaufanie —
„I rada i życzenie złożonem zostanie“.
„Nigdy — wzruszony na to Euryal odpowie —
„Czy szczęście, czy nieszczęście nadarzą bogowie,
„Nie stanę się niegodnym tak wielkiej ofiary.
„Lecz jest dar milszy dla mnie, niż te wszystkie dary.
„Jestem synem: Z Pryama dawnego plemienia
„Mam matkę, towarzyszkę mego przeznaczenia:
„Ani ją ziemia Troi zatrzymała żyzna,
„Ani nowa wśród murów Acesta ojczyzna.
„Tę dziś, gdy serce szukać przypadków mnie skłania;
„Zostawiam niewiadomą, i bez pożegnania.
„Świadczę się twą prawicą, i świętością nocy,
„Że oprzeć się łzom matki nie miałbym dziś mocy.
„Pocieszaj więc jej żale, wspieraj opuszczoną,
„Niechaj tę pewność niosę w niebezpieczeństw łono.
„Nic mię strwożyć nie zdoła z tą miłą nadzieją“.
Julus przyrzeka Euryalowi zaopiekować się jego matką jakby własną i odpasawszy miecz piękny od swego boku daje go młodzieńcowi, Nizus otrzymuje na ramiona lwią skórę od jednego z wodzów, a przyłbicę od drugiego. Pożegnani przez Trojan w cieniu nocy dążą przez obóz Latynów i srogą w nim rzeź sprawiają, poczynając od wieszczbiarza Ramneta. Już opuścili obozowisko:
[277]
Wyszli obaj: tymczasem z Latyna stolicy
Oddział wyboru jazdy przebywał te pola,
I pysznemu Turnowi niósł odpowiedź króla.
Trzemset w pancerzach Wolscens przewodniczył śmiały.
Już widzą twierdze miasta i obozu wały,
Gdy blizko dwóch idących manowcem ubocznym
Ujrzeli... świt już walczył z cieniem nocy mrocznym.
Promień ranny od świetnej odbity zdobyczy
Wydał młodych rycerzy. „Nie mylę się — krzyczy —
„Widzę kogoś...“ Skąd, ludzie, czemu uzbrojeni?
„Gdzież dążycie — rzekł Wolscens — wpośród nocnych cieni?“
Nic mu na to nie rzekli, ale śpiesząc kroku,
Lasów i zbawczej nocy szukają pomroku.
Wtem w zakrętne manowce jazda się rozbiega
Tu i owdzie; i wszystkie ucieczki zalega.
Las był czarny, najeżon cierniami i krzaki,
Mylne go w mnóstwie ścieżek przerzynały szlaki.
Błąd radzi różne drogi, waha każdym krokiem.
Idzie Euryal gęstwią w milczeniu głębokiem
Wpośród zarośli, łupów ciężarem ugięty,
Wikła się w zgubnych ścieżek omylne zakręty.
Nizus przebył. Już wierzchu tych wzgórków dopada,
Gdzie się wtedy Latyna bujne pasły stada,
Później widziały Rzymu osadę przemożną.
Stanął i Euryala gdy szuka napróżno,
„Nieszczęsny — krzyknął — w którąż udałeś się stronę?
„Gdziem cię stracił? którędy poniosęć obronę?“
Wnet nazad w ciemnych lasów rzuca się pustynię,
Szuka śladów, i błądzi po głuchej gęstwinie.
Słyszy już tentent koni, słyszy zgiełk rycerzy,
I wnet o uszy jego smutny wrzask uderzy.
Zbłąkanego dróg mnóstwem i ciemnotą nocy
Postrzega Euryala w nieprzyjaciół mocy.
Tłumem otoczon, walczy, lecz słabą już dłonią...
Jakąż go siłą wyrwie? jaką zbawi bronią?
Cóż pocznie? czy sam wpadnie wpośród obcej rzeszy
I w chlubnych ranach zgonu godzinę przyśpieszy?
Lecz jego dzielna wstrząsa już dzidą prawica:
A patrząc w miłą zorzę, która noc oświéca,
Bóstwo — rzekł — które zdobisz święte niebios kraje,
„Córo Latony, której hołd przynoszą gaje,
„Wspomóż w niebezpieczeństwie, i wspieraj zamiary;
„Jeśli ci nieraz Hirtak święcił liczne dary,
„Jeślim sam leśne łupy wieszał u twych progów;
„Pozwól, abym rozproszył tę nawałę wrogów,
„I moich strzał w powietrzu chciej kierować lotem“...
Rzekł, i wyrzucił dzidę całym siły miotem.
Leci pocisk, i świszczy wśród nocnego mroku,
[278]
I w Sulmona uwięza, i łamie się w boku;
On pada, a krwi z piersi rzygając strumienie,
W długich wymiotach traci wnętrzności i tchnienie.
Patrzą wszyscy zdziwieni; a Nizus bez trwogi
Wznosi w górę, i znowu grot wymierza srogi,
Gdy ci drżą zaniemiali, Taga obie skronie
Ostra włócznia przebija, i wśród mózgu tonie.
Sroży się Wolscens: sprawca klęsk mu nieznajomy,
Nie wie, na którą stronę zwrócić zemsty gromy.
Twoja śmierć, rzecze, stratę mi obu nagrodzi“.
Rzekł i już mieczem w piersi Euryala godzi.
Na taki widok rozpacz duszę Niza miota,
Na nic mu się już lasów nie przyda ciemnota:
Ani tylu boleści może przenieść razem...
„Mnie — woła — mnie, Latyni, przeszyjcie żelazem!
„Jam przewinił... Niestety, ten młodzieniec miły
„Nie miał ani odwagi, ani tyle siły.
„Jego zbrodnią jedyną ... (bóg mi świadkiem wieczny!)
„Był zapał w nieszczęśliwej przyjaźni stateczny!“
Tak mówił, ale włócznia już uderza mściwa,
I białe Euryala piersi wpół rozrywa:
Krew broczy piękne członki, głowa nachylona
Cieniem śmierci okryta spada na ramiona.
Tak się schyla deszczami i burzą mak zgięty,
Tak więdnieje kwiat złoty lemieszem podcięty!
Nizus rzuca się zjadły, na Wolscensa zmierza,
Wolscensa tylko szuka, na niego uderza.
Próżno go towarzyszów zgraja otaczała,
Nizus wywija mieczem, jak piorun nim działa:
Aż w gębie, którą Rutul, wołając, otwiera,
Miecz pogrąża, i ginąc, życie mu wydziera.
Sam zaś na zimne pada Euryala zwłoki,
I sławne życie zmienia w spoczynek głęboki.
Święta przyjaciół paro, jeśli moje pienia
Późnych prawnuków będą czytać pokolenia;
Dopóki pobożnego Eneasza plemię
Schyloną w swojej władzy trzymać będzie ziemię;
Póki Kapitol będzie przybytkiem zwycięstwa;
Nie zaginie pamiątka waszych cnót i męstwa.
(Euzebiusz Słowacki).
Turnus uderza na Trojan z całą mocą, lecz od większej siły odparty, cofa się do swoich. Tymczasem powraca Eneasz z 30 okrętami i wobec wrogów wojsko posiłkowe wysadza na brzegi. Rutulowie starają się nieprzyjaciela od lądu odeprzeć; z obu stron powstaje straszna klęska, w której Pallas, syn Ewandra, wielu położywszy trupem, sam ginie z ręki Turnusa. Eneasz z żalu nad tak wielką stratą wielu Rutulów zabija na ofiarę za przyjaciela. Junona, lękając się o los Turnusa, uprowadza go tajnie z pola walki. Dla pogrzebania trupów następuje zawieszenie broni na dni 12. Poczem Latyn, nie mogąc żadnych otrzymać posiłków do prowadzenia dalszej wojny, doradza prosić Eneasza o zgodę. Ale Eneasz z wojskiem dwiema drogami pośpiesza do oblężenia [279]miasta Laurentu; Turnus rozdzieliwszy podobnież swe wojsko na dwie części zachodzi mu drogę. Wszczyna się żwawa utarczka jazdy; w niej ginie dzielna Kamilla z plemienia Wolsków (księga XI):
Wtem wpada amazonka, gdzie te boje wrzały,
Z nagą piersią Kamilla, w ostre zbrojna strzały.
To lekkie ciska groty, puklerzem okryta,
To silną dłonią topór niestrudzona chwyta;
Dzwoni na niej łuk złoty i zbroja Dyany.
Gdy ją znów nieprzyjaciel odpiera zebrany,
Zwraca się, strzały miota, stawia dumne czoło.
Mężne ją towarzyszki otaczają wkoło:
Tullę, silną Tarpeję, Larynę ma z sobą,
Dziewice, jej orszaku będące ozdobą...
Kto pierwssypierwszy, kto ostatni padł grotami twemi?
Dziewico, ilu mężów usłałaś po ziemi?...
I tu mężów Troi dziewica obala,
Ile rzuca pocisków. — Ornit leci zdala,
Myśliwiec kryty zbroją dziką i ponurą,
Odziany na ramionach zdartą z wołu skórą;
Paszcza wilka ogromna nasroża mu czoło
I groźnie błyszczącemi świeci kłami wkoło,
A kolczastą buławę w silnej ręce dźwiga.
Ten na koniu japiskim[4] przeciwników ściga
I walczących wysoką postawą przechodzi.
Zwalczywszy jego rotę, Kamilla nań godzi,
Przebija i nad ległym tak rzecze rycerzem:
„Czy sądziłeś, Tyrreńcze[5], że gonisz za zwierzem?
Patrz! oto dumę twoją starł oręż niewieści!
Idź i te twoim ojcom nieś do piekieł wieści,
Żeś przecie nie bez chwały padł Kamilli grotem“.
Wnet Butes i Orsyloch szybkim pędzą lotem.
Ogromni z ciał Trojanie. Dziewica straszliwa
Lecącego Butesa wprzód włócznia przeszywa,
Między zbroją i hełmem świszczący cios wbija,
Gdzie odkryta z puklerza naga błyszczy szyja.
Biegnąc kołem unika Orsylocha broni,
Lecz zabiegłszy mu z tyłu goniącego goni.
Nadaremnie ją błagał, wściekła, bez litości,
Nurza w nim ciężki topór przez tarczę i kości,
A ciepły mózg wypłynął z wrzącej krwi potokiem.
Rzuca się, lecz wnet staje zlękły jej widokiem.
Widząc, że go ucieczka z tej walki nie zbawi,
Że zajadłej królowej oporu nie stawi,
Uczony snuć wykrętów, temi rzecze słowy:
„Co za chwała na koniu toczyć bój Marsowy?
[280]
Porzuć właściwą trwożnym ochronę nikczemną
I pieszo równą siłą potykaj się ze mną;
Ujrzymy, żądzę chwały kto przypłaci zgonem“.
Ta gniewna, rozjuszona i z bijącem łonem
Konia swego natychmiast towarzyszce daje
I pieszo z gołym mieczem, z samą tarczą staje.
On sądząc, że podejściem dni swoje ocalił,
Spiął rumaka i bystrym pędem się oddalił.
„Taka-ż to śmiałość twoja, Ligurze[6] nadęty!
Próżno się zbogaciłeś w ojczyste wykręty!“...
Ognistą, lekką stopą rumaka dosiada,
Bodzie go, puszcza cugle, leci zemstą wrząca,
Broczy ziemię krwią zdrajcy i w piekła go wtrąca.
Tak za lotnym gołębiem pomiędzy obłoki,
Puszcza się krwawy jastrząb z wyniosłej opoki,
Chwyta go w krzywe szpony, rozrywa, a z góry
Krew w drobnych spada kroplach z wyrwanemi pióry...
Tarchon[7] wpada z rumakiem w pierzchające szyki,
Upomina, do walki zwraca wojowniki,
Każdego po imieniu woła i duch krzepi.
„Nędzni! zawsze będziecie i gnuśni i ślepi.
Jakaż to podła trwoga w sercach waszych wzrasta;
Tłumy wasze rozprasza, kto? jedna niewiasta?
A do czegoż ten oręż, te w ręku pociski?
Dążycie do biesiadą zastawionych stołów,
Lubicie, gdy z ust wieszcza wróżba was szczęśliwa
W świętych gajach do tłustej ofiary przyzywa!“...
Wtedy należny Parkom[8] Aruns z włócznią w dłoni
Z bacznem okiem zdaleka za Kamillą goni;
Czeka, aż zapalona wpadnie między zgraje,
Nadbiega i w milczeniu na przesmyku staje.
Gdy ta mężnie uchodzi z nieprzyjaciół tłoku,
Ten szybkie zwraca konie, czai się na boku,
Wszystkie drogi przegląda, zawsze jest na straży,
Okrąża i niemylną zdrajca włócznię waży.
Wtem Chloreus, Cybeli niegdyś kapłan w Troi,
Błyska oczom Kamilli we frygijskiej zbroi,
Leci spienionym koniem, a czapraka skóra
Świeci się złotą łuską najeżoną w pióra.
Sam w brunatnej purpurze jeździec okazały...
Łuk mu dzwoni na barkach, hełm na głowie złoty.
Wtedy błyszczące płaszcza szkarłatnego sploty
Zwijał w bogate węzły, pod płaszczem brzęczący
Lśnił się pancerz szkarłatem i złotem płynący.
[281]
Tego, zbroją trojańską chcąc piersi otoczyć
I w zdobytych bogactwach na pole wyskoczyć,
Niewieścią drogich łupów żądzą pałająca,
Ślepo ściga Kamilla, jednego z tysiąca.
Wtenczas w pomyślnej chwili cios wypuszcza srogi.
I tak z chytrej zasadzki wzywa Aruns bogi:
„Pierwszy z niebian, Sorakty[9] boskiej stróżu, Febie!
Tyś jest celem czci naszej, jeżeli dla ciebie
Ofiarne paląc stosy, pełni świętej wiary,
Bez szkody przez ogniste przebiegamy żary:
Daj obmyć naszą hańbę siłą tej prawicy!
Nie żądam ja tryumfu z poległej dziewicy,
Ni żadnych po niej łupów, niech mi inne sprawy,
Inne czyny, wszechmocny, dadzą wieniec sławy.
Lecz byleby mym grotem padł ten piorun srogi,
Już bez chwały w ojczyste nie powrócę progi“.
Skończył. Część jego modłów doszła uszu Feba,
Część rozproszył wiatrami po przestrzeniach nieba.
Pozwolił mu utopić miecz w Kamilli łonie,
Ale nie dał w ojczyste powrócić ustronie.
Wiatry wyrok poniosły... Gdy więc z silnej ręki
Pchnięta włócznia w powietrzu przykre dała dźwięki,
Wszystkich Wolsków wejrzenia na królowę padły.
Na świst srogi niepomna, ni na cios zajadły,
Uczuła go, aż włócznia w nagiej piersi jękła,
I zdrojem krwi dziewiczej obficie przesiękła.
Zlękłe ją towarzyszki otaczają wkoło
I wspierają swej pani chwiejące się czoło.
Ta z piersi pocisk dłonią wyrywa omdlałą,
Lecz ostrze krwią zakrzepłe aż w głębi zostało.
Upada konająca; gasną jej powieki
I purpurowe usta blednieją na wieki.
Wtedy na pół umarła rówienniczkę swoję
Powierną, z którą wszystkie podzielała znoje,
Przyzywa i tak rzecze: „Akko ukochana!
Tracę siły, śmiertelna obala mię rana
I wokoło grobowym świat czernieje cieniem;
Zostaw mię i do Turna bież z tem ostrzeżeniem:
Niech śpieszy i Trojanom do bram wstępu broni.
Żegnam cię!“ Z temi słowy lejc upuszcza z dłoni,
I z konia mimowoli spływając upada;
Już się na zimne piersi skłania szyja blada,
Oręż ręka upuszcza, dusza oburzona
Ucieka z smutnym jękiem w krainy Plutona.
(Fr. Kowalski). [282]
Rutulowie cofają się do miasta; Eneasz postępuje za nimi, lecz zbliżająca się noc nie pozwoliła stoczyć potyczki. Nazajutrz Turnus oświadcza chęć pojedynku z Eneaszem, na co tenże się zgadza, lecz za sprawą Junony umowa zostaje przez Latynów zerwana i znów rozpoczyna się walka wojsk, w której Eneasz odbiera ranę; nie tracąc jednak odwagi do bitwy zachęca. Nakoniec następuje osobista walka Eneasza z Turnusem. Eneasz, spostrzegłszy na Turnusie zbroję zabitego Pallasa, żalem nad poległym przyjacielem i gniewem ku zabójcy uniesiony, piersi jego mieczem przeszywa. Na tem zwycięstwie Trojan, odniesionem nad największym ich w Italii wrogiem, kończy się poemat.
(Całkowitych przekładów Eneidy mamy cztery: Jędrzeja Kochanowskiego 1590, Franciszka Ksawerego Dmochowskiego 1809, drugie wydanie 1830, Jacka Przybylskiego 1811, Franciszka Wężyka, dokonany między 1804 a 1827, ale wydany dopiero w 1878. Częściowo tłómaczyli: Marcin Molski, ks. Jakubowski, Euzebiusz Słowacki, Fr. Salezy Dmochowski, Franciszek Kowalski, Jan Pawlikowski w „Przeglądzie Akademickim” 1881, K. Ehrenberg w „Ateneum“ 1888, gdzie też mieści się rozprawka krytyczna tegoż autora „O polskich przekładach Eneidy“.
|