Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz)/Część druga/Późna noc

<<< Dane tekstu >>>
Autor Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł Faust
Wydawca Franciszek Foltin
Data wyd. 1926
Druk Franciszek Foltin
Miejsce wyd. Wadowice
Tłumacz Emil Zegadłowicz
Tytuł orygin. Faust
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 1
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 2
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PÓŹNA NOC

FAUST  /  STRAŻNIK LINCEUSZ  /
MEFISTOFELES  /  HARNASIE

STRAŻNIK LINCEUSZ
(na warcie)
(śpiewa)

Hej! oczy widzące, wy oczy sokole,
strażnicze, bezsenne powieki!
Na wieży, na czatach w dal patrzę — a wdole
i wgórze kraj wielki, daleki.

I księżyc i gwiazdy i lasy i łany,
rzek wstęgi, srebrzystość ich fali —
urodę wieczystą wzrok chłonie pijany —
sam siebie pokochał w tej dali.

Niejedno widziały szczęśliwe źrenice,
choć różnie w tem życiu bywało:
świat piękny i piękne strażnika stanice —
pieśń jego jest życia pochwałą!

(tu kończy się śpiew strażnika)
(chwila ciszy)

Cóż za straszliwa zjawa z mroków się wyłania
i rozrość się radości wysokiej zabrania?!
Z najgęstszej nocy, skrytej pośród lip konarów,
rośnie łuna! Snop iskier! Płomienie pożarów!
To chata przygarbiona, mchem porosła płonie!
Któż pobieży z pomocą ku szybkiej obronie?
Zacni starzy! Tak dbali i strzegli ogniska,
aż tu znagła nieszczęście czyha na nich zbliska.
Krwawa pożoga! Dobytek się pali!

Oby się oni chociaż z ognia zratowali!
Straszne piekło szaleje! Zajęły się drzewa —
płoną suche gałęzie — gęsta skier ulewa!
Wielkim słupem wyrasta rozchwiane ziskrzenie!
Błysk! — To lipa zetlana runęła w płomienie!
Czemuż ja tak dokładnie wszystko widzieć zdolę —
po raz pierwszy przeklinam źrenice sokole.
Na kaplicę zżagwione gałęzie spadają —
dach, ściany jak pochodnia w jasnym ogniu stają!
Płomienie liżą korę — chytre — posuwiste —
od stóp po czuby gorzą lipy płomieniste.
— Dom, kaplica już gasną w kurzawie ogniowej!
Lipy pod niebo rosną! Zgon lip purpurowy!

(dłaga przerwa)
(śpiew)

Radowały się me oczy,
czemże radość, czemże trwanie;
zguba poprzez mroki kroczy
nad wyognione otchłanie.

FAUST
(wchodzi na taras)
(w stronę pomorza patrzący)

Na blankach pieśń żałosna jęczy;
dźwięk pusty, głuchy, nierychliwy;
żali się strażnik. — I mnie dręczy
mój rozkaz niecierpliwy.
Niechajże lipy pożar zrzeże,
niech padną w płomieni czerwoność —
na miejscu ich postawię wieżę,
by patrzeć w nieskończoność!

Staruszkom zapewniłem mienie,
dom piękny i wygodny;
winni być wdzięczni nieskończenie
i w ciszy sobie żyć pogodnej.

MEFISTOFELES I HARNASIE
(zdołu)

Biegniemy — aż nam tchu brak! — Panie,
podziało się niespodziewanie!
Pukamy raz, pukamy drugi —
nikt nie otwiera przez czas długi;
trzęsiemy drzwiami — — znów pukamy —
szast-prast wypadły zgnite bramy.
My w krzyk i groźby! — czeladź głucha —
ani to patrzy, ani słucha.
Tak chwilę trwamy w wielkiej ciszy!
— kto nie chce słyszeć, ten nie słyszy.
Więc złość nas bierze! Do obucha!
Słabiutcy wyzionęli ducha
ze strachu; nie kwilili wiele —
ledwo się duch tam trzymał w ciele.
Jakiś się obcy nam nawinął,
brał się do bitki — także zginął.
Nieszczęście chce, że węgle z pieca
w tym rozgardjaszu rozsypano;
wraz się w siennikach pożar wznieca
i z silą wręcz niespodziewaną,
zagarnął chatę wraz z lipami:
nagrobny stos z trzema trupami.

FAUST

Źli słudzy, głusi, wyrodni!
Zamiany chciałem, nie zbrodni;
przeklinam wasze szaleństwo —
czynom i wam — przekleństwo!

CHÓR

Stara piosnka, dobrze znana:
słuchaj sługo swego pana!
Jemu zgarniasz, dlań się czubisz:
mienie iracisz, siebie gubisz!

(wychodzą)
FAUST
(na tarasie)

Gwiazdy błyskają przez dymu rozchwieje;
pożar dogasa, ogień mży i tleje;
wiatr chłodny powiał — dreszczem mnie przejmuje —
swąd spalenizny od zgliszczy się snuje.
Rozkaz pochopny, pochopne spełnienie! —

W mrokach się włóczą przyczajone cienie...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Johann Wolfgang von Goethe i tłumacza: Emil Zegadłowicz.