[295]AKT PIĄTY
[297]POMORZE
WĘDROWIEC / FILEMON / BAUCYDA
WĘDROWIEC
O lipy stare, mroczne,
witam was po raz drugi —
pod wami dziś odpocznę
po wędrówce długiej.
Tak — ta sama zagroda,
która mnie przytuliła,
gdy mórz wzburzona woda
na brzeg mnie wyrzuciła.
Co też z gospodarzami?
żyje pobożna para?
już wtedy przed latami
przygarbiona, stara —
Zacni ludzie! w tęsknocie
do was idę; witajcie!
szczęśliwego w swej cnocie
zmierzchu zażywajcie.
BAUCYDA
(staruszka zgrzybiała)
Cicho, przechodniu sercu miły,
cicho! — śpi zacny mój małżonek;
sen długi krzepi starca siły
na pracowity, krótki dzionek.
WĘDROWIEC
Tyżeś to matko sercu miła?
korzę się tobie w dzięce zbożnej,
[298]
Tyś mnie do życia przywróciła,
ty i małżonek twój pobożny.
Wasze to serca cud sprawiły,
ożyłem w waszych serc obronie.
(wchodzi Filemon)
Tyżeś Filemon sercu miły,
coś morskie przemógł dla mnie tonie?
Waszego ognia płomień pilny,
waszego dzwonka srebrne bicie,
z toni wyrwały mnie mogilnej
i wam zawdzięczam życie.
Nad bezgraniczne idę morze,
piach ucałować, złożyć modły;
0 niezbadane drogi boże,
które mnie w cichy dom wasz wwiodły.
(zmierza ku brzegowi)
FILEMON
(do Baucydy)
W ogródku naszym pod lipami
posiłek przyładź jak należy;
on się zatrwoży widziadłami
i oczom nie uwierzy.
(do wędrowca)
(przy nim stanąwszy)
Pomnisz tu morską toń wzburzoną?
— fala za falą się przelewa — —
a oto ogród założono,
grzędy i kwiaty, krzewy, drzewa.
Starcem już byłem, słabe ciało
mogłożby sprostać pracy takiej? —
w miarę jak sił mych ubywało,
morze zmieniało szlaki.
[299]
Przyszli mędrkowie, śmiała czeladź —
kopali rowy, tamy, jazy —
zdołali morze z piachów przelać,
posłuszne na ich rozkazy.
Dziś lasy tu zieleniejące —
łąki, ogrody, wsie, spowiły — —
Lecz już zachodzi, synu, słońce,
chodź na posiłek, gościu miły.
Tam w zorzy żagle się czerwienią,
— dołem spływają nocne mroki —
jak ptaki umykają cieniom,
do gniazd mkną — tam, gdzie port głęboki.
I tak cofnięty, zagubiony,
modry pas morza w mgle się mieni —
jak okiem sięgnąć w obie strony
krąg zaludnionej przestrzeni.
(podeszli do stola pod lipami)
(zasiedli we troje do wieczerzy)
BAUCYDA
Dlaczego milczysz, gościu miły?
nietknięte mleko i razowiec.
FILEMON
Te zmiany tak go zadziwiły!
Ty lubisz mówić, opowiedz —
BAUCYDA
Dziwy się, wielkie dziwy, działy;
do dziś mnie straszą lęki —
bo to i ten wypadek cały
z szatańskiej był poręki.
FILEMON
Że brzeg darował i mieliznę —
cesarza winić niepodobna;
[300]
herold ogłosił darowiznę
wszem wszystkim, każdemu zosobna.
Tu niedaleko mej zagrody
pierwsze na tamy bito pale;
namioty, domki —!— wnet ogrody
i pałac z piachów wzrósł wspaniale.
BAUCYDA
W dzień się tłum ludzi krząta z wrzawą,
niewiele pociech z ich mordęgi —
aż w nocy ognie błysły krwawo,
nazajutrz wał się piętrzy tęgi.
Ofiary straszne, któż policzy?!
nocami krzyki, wycia szału!
morzeni w dal płynie błysk zwodniczy!
rano już wody lśnią kanału.
Bezbożnik! Boga nie ma w duszy!
pożąda naszej ojcowizny;
potęgą władzy swej się puszy
i chce nas zaprząc do pańszczyzny.
FILEMON
Przecież zalecał nam zamianę
na folwark zacny i obszerny —
BAUCYDA
Te wodne lądy zakłamane!
Trwajmy na straży domu wiernej!
FILEMON
Ostatni promień słońca kona,
więc na modlitwy iść nam trzeba,
oddzwonić ave, wznieść ramiona,
z ufnością skarbić łaski nieba.