Fin-de-siècle’istka/Przeobrażenie pierwsze/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Fin-de-siècle’istka |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Księgarnia Polska W. Połonieckiego |
Data wyd. | 1904 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Wyobraź sobie, co się stało. Ułożyliśmy wszyscy jechać w sobotę do Marcelina rano, aby zobaczyć wschód słońca. Pojedziemy konno. Rak konie już zamówił, te same co przeszłej niedzieli. Wszyscy nasi już zamówieni, przyjdą jutro do nas na kolacyę. Nie kładziemy się spać, tylko czekamy wszyscy razem do rana, siadamy na koń i machamy do Marcelina. Raka wyprawię naprzód z prowiantami. Babcia i dziadzio przyjadą później z Nabuchodonozorem. Fajfra jutro uwiadomię, a może wolisz innego, to mi napisz i przyślij przez Basię, jak będzie szła do miasta. Całuję cię po miliony razy.
Proszę mi wybaczyć, że tak późno nudzę cię jeszcze moją osobą, ale sądzę, iż dzisiejsze nasze nieporozumienie jest tylko chwilowe i pani zlitujesz się nademną, gdyż jestem bardzo nieszczęśliwy!... Powróciwszy do domu, próbowałem się uczyć, ale musiałem coprędzej zamknąć książkę, gdyż zamiast liter, widziałem przed memi oczami Twoje, pani, oczy i słyszałem twój cudny głos, który brzmi mi w uszach jak śpiew anielski. Jedyną moją myślą i pragnieniem jest oddychanie tem co ty powietrzem, życie obok Ciebie i patrzenie na Twoją postać!... Niestety, czuję i wiem, że jestem dla ciebie niczem, choć chwilami mógłbym myśleć, że żywisz dla mnie gorętsze i lepsze uczucia. W głowie mi się mąci. Pani Heleno,... miej litość nademną!
Granicami tego świata, twoich ramion dwoje!
Oto co jest obecnie dewizą mego życia! Pod stopy twoje składam serce moje, to serce, które dla ciebie jedynie żyje i bije. Kocham Cię!...
Zechciej pani przyjąć zapewnienie mego głębokiego szacunku i poważania, z jakim zostaję.
P. S. Będę przechodził koło okien pani punkt o północy. Daj mi dowód twej łaski i daj mi dowód, że się na mnie nie gniewasz! Jeżeli okno twej sypialni będzie oświetlone, to znaczy, iż mam prawo czuć się szczęśliwym. Zechciej pani przyjąć zapewnienie mego szacunku, z jakim zostaję
Mam honor donieść, iż szanowny profesor Oksiński zdecydował się na wybór obrazów, mających być przedstawionemi w d. 28 b. m. na scenie teatru Wielkiego na dochód dobroczynny. Role przypadające sz. pani w udziale, są:
1-o. Piękność w obrazie „Piękność, Miłosierdzie i Bogactwo wspomagające Niedolę“.
2-o. Prawdy w obrazie „Tryumf Prawdy“.
Pierwsza próba w niedzielę po południu, na scenie teatru Wielkiego.
O przybycie punktualne najuprzejmiej upraszamy.
Zechciej pani przyjąć wyrazy poważania.
Helena nie otworzyła nawet czwartego listu. Był od szwaczki, lecz teraz nie troszczyła się już o nic. W perspektywie miała wycieczkę do Wilanowa i żywe obrazy, które w umyśle jej przedstawiały cały szereg nadzwyczajnych przyjemności.
Przeciągnęła się rozkosznie. Życie w tej chwili wydało się jej wesołe — obraz Borna, Heglowej szarzał i zapadał w cienie. Wreszcie wzruszyła ramionami i zgasiła lampę.
Leżała chwilę w milczeniu i starała się znów powrócić do poprzedniego usposobienia, lecz owo miękie rozrzewnienie znikło a natomiast wspomnienie Heglowej a nawet po części Borna zaczęło w niej budzić lekkie uczucie niesmaku...
Nagle przypomniała sobie list Fajfra. Porzuciła go na łóżku. Należało go zniszczyć, Świeżawski mógł powrócić lada chwila, nie należało mu dawać broni w rękę, gdyż dotychczas wojowała właśnie głównie swą nieskazitelnością.
Potarła szybko zapałkę i porwawszy z kołdry list, przytknęła go do płomyka. Ostrożnie, odchylając muślin firanek, trzymała w ręku płonący papier, który jaskrawym blaskiem napełnił sypialnię. W tej samej chwili wybiła w jadalni dwunasta. Helena przypomniała sobie post scriptum Fajfra i parsknęła śmiechem. Wysoko podniosła obnażoną rękę z płonącym papierem i skierowała ją ku oknu. Migocące światło oblało ją całą, jak łuną purpurową o złotych odblaskach.
Nagle zgasło i Helena, śmiejąc się ciągle, rzuciła na podłogę czarne i zwęglone szmaty papieru, które opadły powoli na dywan, jak trupy żałobnych motyli.