Frytjof (Tegnér, tłum. Wiernikowski)/Pieśń XXII
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Frytjof | |
Wydawca | nakład tłumacza | |
Data wyd. | 1861 | |
Druk | Jozafat Ohryzko | |
Miejsce wyd. | Petersburg | |
Tłumacz | Jan Wiernikowski | |
Tytuł orygin. | Frithiofs saga | |
Źródło | skany na commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Na tyng, na tyng! — Z wicią posłańce
Z pagórków w doliny biegą.
Umarł król Ryng — kraju mieszkańce
Obiorą pana nowego.
Zatem ze ściany bond miecz zdejmuje.
Barwa broni jasnośniada;
Po ostrzu palcem ciągnie — probuje
I »dobrze kąsa« powiada.
Chłopcy z dziecinną patrzą roskoszą
Na błysczącą miecza sztabę;
Chwyta się jeden — potem dwaj wznoszą —
Siły jednego za słabe.
Córa ojcowską czyści przyłbicę;
Przyłbica jak żar jaśnieje,
Dziewczę w niej widzi swe młode lice,
Widzi i niechcąc kraśnieje.
Ojciec podnosi puklerz potężny —
Krąg to słońca krwią osuty;
Chwałaż ci! chwała! mężu orężny,
Mężu z żelaza ukuty,
Ojczyzny sczęście z twego wykwita
Swobodnego bondzie łona:
Na wojnie — tyś jej moc niepożyta!
W pokoju — myśl doświadczona!
Kupią się tłumy — słychać chrzęst broni
I tarcz o tarcze dzwonienie.
W odkrytem polu niebios sklepienie
Mężów namiotem swym słoni.
Na radnym głazie Frytjof poważnie
Stoi — a przy nim, dzieciątko
Na lud dokoła patrzy odważnie —
Małe normandzkie książątko.
Po zgromadzeniu szmer się rozszerzy:
»Królewic jescze tak mały! —
Ani mu w pole wywieść rycerzy,
Ani uświęcić uchwały!« —
A Frytjof wznosząc na tarczy dziecię,
Według praojców zwyczaju,
Woła: »Nowego króla widzicie,
Normany, nadzieję kraju!
»Patrzcie: Odyna krew! — co za czoło!
Jaki blask w jego urodzie!
Jemu na tarczy równie wesoło,
Jak rybie wesoło w wodzie!
»Przysięgam — kraj wasz od wrogów bronić
Mieczem i włócznią wsławioną;
A gdy król wzbuja, skroń mu osłonić
Ojcowską złotą koroną!
»Forsecie, synu Baldera święty!
Przyjm moje klątwy niezdradne!
Jeśli je złamię, niechaj przeklęty
W głąb ziemi żywcem zapadnę!« —
A dziecię z tarczy pogląda śmiało
Jak konung z tronu świetnego.
Oczy orlęcia gdy tkwią nad skałą,
Nie śmielej ku słońcu biegą.
Ale zadługo ciągnie się rada —
Nuży się młodziuchne plemię,
I bystro na dół z tarczy swej spada
Królewskim skokiem na ziemię.
Tu głos się zewsząd wzmaga swobodny:
»My, lud północny, Normany!
Robim cię królem — bądź-że podobny
Do Rynga, synu obrany!
»Zanim urośniesz — rządy krainy
W ręku Frytjofa złożone...
Jarle Frytjofie! piękną dzieciny
Matkę ci dajem za żonę.« —
W górę brwi Frytjof wznosi zmarsczone
I rzecze: »Męże krainy!
Dziś obiór króla — nie zaręczyny,
Wynajdę sobie sam żonę!
»Natchnienie czynu tam Niebo da mnie,
Gdzie zgasła świątynia sławna,
Gdzie moje Norny czekają na mnie
O, i czekają oddawna!
»Pierwej mi z niemi spotkać się trzeba —
Niech myśli moje poznają
Te bóstwa groźne, co w środku nieba
Pod Igdrazylem mieszkają![1]
»Jasnowłosego Boga gniew srogi
Dotąd spokojność mą kłóci:
On wydarł sercu memu skarb drogi
On tylko jemu go wróci.« —
Rzekłszy całuje dziecięcia skronie,
Na nic się zgoła nie żali —
I przez wrzosiste odchodzi błonie
I w ciemnej znika oddali. —