Hans Alienus/Część II/IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Verner von Heidenstam
Tytuł Hans Alienus
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1924
Druk Poznań, Drukarnia Zjednoczenia Młodzieży
Miejsce wyd. Lwów, Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. Hans Alienus
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX.
LIRA.

Ziemia zasnęła, a w ogrodzie nieśmiertelnych, rozwarły różowe kielichy wieczorne chmury. W szarawych już falach morza migotało odbicie gwiazdy wieczornej, a pogłos dalekiego chóru szedł po wodzie.
Hans Alienus zszedł pomiędzy skały wybrzeża, rozciekawiony i pociągnięty śpiewem. Kamienie mokre były, a okrywały je sinawe muszle i długa trawa morska, pozostawiona przez odpływ. Czekał tu nań otwarty statek, z masztem w wieńcu z oleandrowych gałęzi, o żaglu jedwabnym, koloru purpury. Wzdłuż obu burtów stały szeregi biało ubranych kobiet z rozpuszczonemi włosami. Śpiewały z nut, trzymanych w dłoni. Na dziobie widniała głowa Zeusa z Otrikoli, zwrócona ku statkowi, przysłoniona tkaniną, przez którą jednak przeświecały rysy twarzy. Na ławie u steru leżał mały przedmiot, również owinięty.
— Dokądże mnie wiedziecie? — spytał Hans Alienus.
Nie przestając śpiewać, wskazały skromne kobiety ku zachodowi, gdzie leżała Hellada i Rzym.
Ujrzawszy to, wstąpił wraz z Tuklatem na statek, podszedł do głowy Zeusa i objął ją oburącz. Palce jego wyczuły poprzez zasłonę rysy bóstwa i doznał zaraz uczucia głębokiego ukoju.
Pod wpływem niedostrzegalnego wiatru, który nie marszczył powierzchni wody, a wypełnił jedwabny żagiel, ruszył statek od brzegu ku dalekiej roztoczy. Posejdon igrał w pianie steru, podłożywszy pod kark trójząb swój, a kosmatą pierś jego różowił zachód. Również kosmate trytony wychylały głowy ponad burty, robiły miny i towarzyszyły śpiewowi niewiast, dmąc w lśniące perłowo muszle, których tony przypominały chrypliwe wabienie jelenia. Ponad Patmos, gdzie właśnie polował Apolo na dziki, łyskały żółte błyski. Gwiazda wieczorna wywabiła tymczasem niezliczoną świtę gwiazdek, przezierających się w morzu, tak że statek sunął jakby przestworzem uzmysłowionej wiekuistości.
W tej chwili łzy popłynęły z oczu bezdomnego wędrowca i uczuł pragnienie wyznania swego natchnienia słowami, któreby zachowały dalekim wiekom tę czarowną noc, pozwoliły przeżywać ciągle na nowo najlżejszą zmianę w twarzy Posejdona i każde drgnienie fali na roztoczy morza.
— O czemuż nie posiadam poetyckiego ducha? — zawołał. — Apolo zajęty polowaniem nie wysłucha mnie z braku czasu!
Stojąca najbliżej kobieta wskazała mu przedmiot osłonięty, leżący na sterniczej ławie.
— Tam spoczywa lira poezji! — powiedziała. — Ale nie zabacz zostawić osłony na strunach podczas grania, inaczej utracą one cały dźwięk swój.
Hans Alienus chwycił osłonioną lirę i jął leżącym obok plektronem uderzać w struny. Czuł, że krew mu uderza do twarzy i tętni w skroniach, jak podczas choroby. Krajobraz przyjął dlań zaraz dostojniejszą postać, mógł patrzyć we wszystko, jakby było ze szkła, i przeczuwał myśl twórczą tam, gdzie przed chwilą dostrzegał jeno mokre skały i chybotliwe fale. Drżący i wyczerpany opadł wkońcu na ławę i nie wiedział, że został wysłuchany przez ducha liry, że niewiasty śpiewać przestały, nadsłuchując słów jego i spoglądając w noc jego oczyma.
Zbudził się, zdumiony oklaskami oraz właściwością liry, zerwał osłonę i jął bacznie oglądać instrument. Przytem wszczął z niewiastami spór na temat różnych rodzajów poezji. Rogi liry były nadwerężone, skutkiem używania, zaś na obciągniętym skórą szyldkretowem pokryciu, widniały wypisane imiona greckiemi głoskami: Homera, Pindara, Safony i innych wiele.
— Pieśń twą — powiedziała surowo niewiasta — zacząłeś od słów:
O Zeusie, rozrzutniku, napełniłeś purpurowem winem morze, ale nie zdolen jesteś wskrzesić dnia, co przeminął. Mrok się czyni wokół...
— Nie jestem zadowolony — odparł — ze słów: Mrok się czyni wokół... Są one prostackie i płytkie, należy je tedy opuścić, by nie psuły całości. Przypominają śmieszny brzęk oderwanych tonów, które przypadkiem uderzył muzyk, po skończeniu utworu.
Niewiasta rzekła surowo:
— Pierwszy wiersz o Zeusie rozrzutniku skradłeś bezwiednie Homerowi, drugi o morzu, Pindarowi, trzeci zaś i czwarty, o przeminionym dniu, Safonie. Wreszcie ostatnie słowa, które psują całość, to twój własny twór.
Spostrzegł Hans Alienus, że nietylko nie zmusił słuchaczek, by patrzyły na noc jego oczyma, ale sam patrzył na nią oczyma cudzemi, jął tedy ponownie oglądać lirę i przez kilka godzin roztrząsał ze skromnemi niewiastami metody wytwarzania poezji prawdziwej.
Gdy znowu uderzył w struny, nie miały one dźwięku i nie wróciło mu poprzednie upojenie. Bożyszcza morskie igrały, jak poprzednio, w pianie steru, on, nie dostrzegając ich, patrzył przez burtę w toń, a na kolanach jego leżała bezgłosa lira.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Verner von Heidenstam i tłumacza: Franciszek Mirandola.