Historja krawca i karzełka

<<< Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Historja krawca i karzełka
Pochodzenie Nowe baśnie z 1001 nocy
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. ca. 1931
Druk „Grafia”
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Historja krawca i karzełka.

W pewnem małem miasteczku mieszkał krawiec wraz ze swą żoną.
Zamieszkiwali mały domek otoczony drzewami owocowemi i czuli się zawsze szczęśliwi.
Razu pewnego poszedł krawiec do swej pracowni, gdzie był warsztat i czeladnicy, aby wykończyć trudniejsze roboty i siedząc przy oknie, śpiewał wesoło.
Naraz przed jego oczami coś zaczęło tańczyć, skakać, śpiewać i grać na piszczałce i trąbkach.
Patrzy, a to mały karzełek, obchodzący podwórza, aby coś niecoś zarobić na życie.
Ucieszył się jego widokiem, bo postanowił zrobić żonie swej przyjemność i zaprowadził go do domku.
Może pójdziesz ze mną do domu? — zaproponował karzełkowi krawiec.
I owszem a co mi dacie na obiad? — zapytał.
— Będzie wspaniała ryba, dopiero co wydobyta dziś z rzeki, a lubisz zapewne ryby, mój panie?
— O, i bardzo, ale jem tylko rybę № 1.
— Dobrze, będziesz jadł, co się spodoba.
Przyszli do domu i zastali już trzy nakrycia na stole, żona bowiem krawca zdaleka już spostrzegła towarzyszącego mężowi karzełka, więc zrozumiała, że i on będzie jadł z nimi obiad.
Gdy podano ryby na półmisku, karzeł wskoczył bez ceremonji na stół i złapał największą z ryb podanych do obiadu.
Jadł bardzo łakomie i pchał tyle naraz do ust, że nie zauważył ości i zadławił się.
Zrozpaczeni małżonkowie stanęli nad nim i wszelkiemi sposobami starali się go uratować.
Nic nie pomogło, biedny karzeł już nie żył.
Co tu robić? Wszczął się lament. Bo naturalnie policja dowie się o tem i posądzi może o morderstwo.
Nareszcie krawiec wpadł na pewną myśl. Postanowił zanieść go wraz z żoną do pewnego lekarza niby dla porady i podrzucić go na schodach domu.
Jak powiedzieli, tak zrobili.
Krawiec wziął karła za głowę, żona za nogi i ponieśli.
Służąca lekarza, otworzywszy im drzwi nie zauważyła zmarłego, było już bowiem ciemno.
Otrzymawszy sztukę złota dla siebie za fatygę i drugą sztukę złota dla lekarza, jako zapłatę z góry, poszła wezwać swego pana do mniemanego chorego, a tymczasem krawiec wraz z żoną usadowili karła na schodach i czemprędzej umknęli.
Wyszedł wkrótce lekarz na schody aby wezwać hojnych pacjentów, a że było ciemno, nie zauważył zmarłego i potrąciwszy go nogą zrzucił na sam dół schodów.
Zdziwiony coby to było zeszedł ze służącą i przerażony zobaczył leżącego bez życia człowieka.
Rozpacz nim owładnęła, gdy pomyślał iż stał się przyczyną śmierci owego nieszczęśnika, a do rozpaczy przyłączyła się jeszcze obawa, co będzie, gdy się policja dowie o uśmierceniu... Napewno zostanie za zabójstwo powieszony.
Ale służąca poradziła mu inaczej rzecz całą urządzić. Nie trzeba się przyznawać, bo i po cóż życie tracić!
Pójdę, ustawię go pod murem i ucieknę...
Tak będzie najlepiej!
Ciemno było na dworze, nikt nie spostrzegł tych dwóch przesuwających się cieni ludzkich, przeszli więc szczęśliwie i pod murem jednego ogrodu ustawili karzełka. Poczem umknęli do domu.
Ogrodnik, do którego należał ów ogród, podpił sobie trochę, bo to były imieniny jednego z przyjaciół i wyruszył na nocny dozór ogrodu.
A że mu bardzo często strząsali bezkarnie owoce, zły był, gdy mu kto wszedł w drogę.
Właśnie chwiejąc się trochę od zbytniego picia szedł pod murem swej własności, gdy naraz spostrzegł, jakby zakradającą się do ogrodu postać.
— Biada mu! — krzyknął i całą siłą zaczął okładać biednego karzełka, uważając go za zakradającego się do smacznych czereśni, które w roku tym bardzo obrodziły.
Bił i bił bez pamięci, bo gorzałka odebrała mu rozum i nie zauważył nawet, że bezwładny trup leżał dawno na ziemi.
Zmęczony biciem i obezwładniony przez wódkę upadł wkrótce na ziemię i ułożywszy się tuż przy nieruchomym karzełku, usnął natychmiast i począł silnie chrapać.
Ranek zaświtał, on spał jeszcze, a gdy nadeszli ludzie i rozbudzili, z przerażeniem zobaczył zabitego przez siebie, jak mniemał, człowieka.
Przyznał się, że po pijanemu to zrobił i zaprowadzony został przed sąd.
Za pijaństwo nadmierne i zabójstwo skazany został na śmierć przez powieszenie.
Założono mu już stryczek na szyję chciano wprowadzić na szubienicę, gdy ktoś biegnąc zdaleka i rozpychając tłumy dla ciekawości zgromadzone, rękami i krzykiem wstrzymać egzekucję rozkazał.
To lekarz, dowiedziawszy się o mającej się wykonać karze śmierci przybiegł do szubienicy, wołając że ogrodnik nie winien, że on to przez nieuwagę zrzucił nieszczęśliwego ze schodów i spowodował śmierć natychmiastową.
Zaprowadzono go więc przed sędziów i ci kazali uwolnić ogrodnika a powiesić owego lekarza.
Tłum ciekawych zebrał się znowu przed szubienicą, oczekując wykonania wyroku, gdy naraz w chwili, kiedy już lekarzowi kładziono stryczek na szyję, nadbiegł krawiec, wołając z daleka, żeby nie zabijano niewinnego, że to on właśnie zostawił go na schodach lekarza, bojąc się odpowiedzialności i kłopotu z pochowaniem zadławionego ością karzełka.
Sprawa ta wydała się tak dziwną, że doszła do uszu samego cesarza.
Wezwano wszystkich skazańców przed oblicze cesarskie i jednocześnie wniesiono zmarłego.
Wysłuchawszy całej historji, cesarz kazał lekarzowi wyjąć ość z gardła zadławionego, gdy tego dokonał, karzeł podniósł się i wesoło tańczyć począł i skakać.
Zostawiono go na dworze cesarskim, wszystkich zaś interesowanych w tej sprawie obdarzono hojnie i rozpuszczono do domów.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.