Hiszpanija i Afryka/Afryka/XXVII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Afryka |
Wydawca | S. Orgelbrand |
Data wyd. | 1849 |
Druk | S. Orgelbrand |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Leon Rogalski |
Tytuł orygin. | Le Véloce, ou Tanger, Alger et Tunis |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz cały dzień mieliśmy należycie zajęty.
Zrana mieliśmy zwiedzić kaplicę Świętego Ludwika i zwaliska Kartaginy. Wieczorem zaś był bal u konsula.
O siódmej rano, czekał nas powóz u bram miasta. Powoził nim maltańczyk, biegnący przy koniach jak hiszpański zagal.
Wyjechawszy z Tunis uderzył nasze oczy piękny khabbah, czyli mauzoleum, uchodzące za grobowiec ostatniego z Abenceragów.
Wysiadłem z powozu i ostrzem noża wyryłem na jego murze nazwisko Chateaubrianda.
Właśnie w okolice miasta Tunis schroniła się część maurów wygnanych z Hiszpanii, którą ciągle uważają za raj utracony. Rodzina arabska mieszkająca w Solenian, miasteczku odległem o siedm do ośmiu mil od Tunis, dotąd przechowuje klucz od swojego domu w Grenadzie.
Nic bardziéj niewdzięcznego i niezdrowszego jak przechadzka po za murami miasta Tunis: miasto wybiega na zewnątrz w ropiejących rynsztokach, brudnych i cuchnących; jest to niby wielki wrzód, wyrosły na ciele miasta mającego sto tysięcy mieszkańców, zamiast na ciele jednego człowieka.
Na uwagi czynione władzom, co do potrzeby oczyszczenia miasta z tych cuchnących kloak, odpowiedziano nam, że właśnie strzegą się tego, gdyż te wyziewy chronią miasto od morowéj zarazy. Być może ale my czem prędzéj umykaliśmy w pole. Pole to jest prawie puste, bo nikt nie będąc pewnym własności swojej, nie dba o nią; a nie bezpłodność ale despotyzm czyni ziemię nie żyzną.
Gdzie niegdzie, wpośród tych stepów zjawia się oliwne drzewo, ale i to zwykle stare i prawie bezowocne. Tam wcale nie sadzą drzew, ale ich jednak nie niszczą: zniszczenie bowiem jest dziełem czasu, który sam to dzieło wykonywa.
Po trzech kwandransach jazdy, przybyliśmy do maurytańskiéj kawiarni, gdzie zatrzymaliśmy się. Maurytańska kawiarnia przedstawia zawsze miły przedmiot do poezyi i malarstwa, jeżeli jest drzewo na równinie, kawiarnia o nie się opiera a opiera z tak miłem zaniedbaniem i tworzy z drzewem grupy tak szczęśliwie obfitującą w cień, w ciemną zieloność i nieprzezroczystą białość, ludzie w niej zamieszkali rozmawiają z przechodniami w tak malowniczej postawie; żebrak tam tak dobrze jest udrapowany w swoje łachmany, a jeździec tak dumnie siedzi na swoim wierzchowcu, że obraz jest natychmiast gotów i że zapytywaliśmy siebie dla czego religia zabrania malować obrazy ludzi w kraju gdzie obraz człowieka zdaje się bydź tak doskonałym obrazem Boga.
Zatrzymaliśmy się aby się napić kawy, bo w Afryce po dwadzieścia razy na dzień piją kawę i nie ma w tém żadnéj nieprzyzwoitości.
Karawana składała się tylko z Alexandra, Desbarolles’a, Chancel’a, Maquet’a i mnie. Na ten raz nie mogliśmy wyrwać Giraud’a i Boulangera z ulic miasta Tunis, a mieliśmy zejść się z niemi dopiero na pokładzie Montezumy, ponieważ kapitan Cumes d’Ornara prosił nas abyśmy wrócili morzem i byli na śniadaniu na jego okręcie.
Wypiwszy kawę, ruszyliśmy w dalszą drogę piechotą, ze strzelbami na ramionach. Okolica tu zaczynała być malowniczą, bruzdy ziemi mieszały się z kamieniami, wzgórza powstałe z gruzów budowli garbiły pole, wielkie poprzerywane wodociągi wyglądały nakształt olbrzymich posągów którym zazdrosna ręka pokruszyła głowy i tułuby. Nie widzieliśmy miasta ale czuliśmy że jesteśmy w pośród jego zwalisk.
Przebacz mi pani, że czynię wycieczkę do starożytności, lecz sądzę zaprawdę, że mianoby mi za złe, gdybym przybywając na tę starożytną ziemię, nie wspomniał choć kilka słów o obu Kartaginach, gdybym choć pół głosem, nie wymówił imion Annibala i Śtego Ludwika.
Kartago, rozumie się stara, tyryjska lub fenicyjska, Kartago Annibala, współzawodnica i nieprzyjaciołka Rzymu, równie jak każde znakomite miasto, ma dwa początki: historyczny i bajeczny, to jest: początek jaki jéj nadali archeologowie i początek jaki jéj nadał Wirgiliusz.
Rozumie się że początek archeologów, czyli prawdziwy, jest ciemny, niepewny, zatracony w nocy czasu w któréj nauka przyświeca jedynie jako poranna zorza.
Rozumie się również, że początek bajeczny jest jasny, dokładny przypuszczalny, a co zgoła nie psuje rzeczy, zarazem i poetyczny.
Kartago historyczne miała założyć osada tyryjska, wygnana ze swojéj ojczyzny, na 1059 lat przed Jezusem Chrystusem. Nadano jéj fenicyjską nazwę Kartha-Haddah, albo nowe miasto. Późniéj, Grecy poznawszy ją, nazwali ją Karchedon, a Rzymianie Kartago.
Delenda Carthago starego Katoną, stało się politycznym axiomatem.
Lecz oprócz téj pierwszéj zatkniętéj żerdzi, oprócz tego kamienia węgielnego, to tylko wiemy o Kartaginie, co nam powiedzieli grek Herodot i sycylijczyk Diodor.
23* Kartago zaś Didony połyskuje światłem.
Didona, córka Belusa, króla Tyru, miała po śmierci ojca, panować wspólnie ze swoim bratem Pigmalionem. Pigmalion opanowuje tron, przywłaszcza sobie najwyższą władzę, przebija sztyletem Sicheusza, męża swojéj siostry, który jako najwyższy kapłan Herkulesa, posiadał niezmierne bogactwa, i pragnie sam przyswoić je sobie. Lecz Didona uprzedza go, ładuje na okręt skarby nieboszczyka, i w towarzystwie kilku znakomitszych obywateli królestwa oraz wiernego sobie wojska wpływa do Cypru, stamtąd zaś ku Afryce i wysiada na ląd w Utyce, tyryjskiéj kolonii, tam mieszkańcy przyjmują ją jako siostrę i królowę i sprzedają jéj przestrzeń ziemi jaką zdoła nakryć skóra byka, w miejscu, które się jéj najlepiéj podoba.
Po zawarciu umowy, Dido każe zabijać jak największego byka, kraje jego skórę na jak najwęższe rzemyki, i za pomocą tego podstępu, zakreśla w połowie nad brzegiem jeziora, w połowie zaś nad brzegiem morza, obszerną przestrzeń która staje się kolebką nowego, Kartha-Haddah.
Nieszczęściem dla poezyi, a może i dla historyi, pomiędzy założeniem tego miasta przez archeologów, a założeniem go przez Wirgiljusza, zachodzi 200 lat różnicy, ponieważ archeologowie odnoszą ten wypadek do roku 1052 przed Chrystusem, a zaś Wirgiliusz tylko do roku 882.
Prawda że Appien mą sposób przyznania słuszności każdemu. Według niego, Dido znalazła Kartaginę już zbudowaną i nadała jedynie temu miastu nowy blask, przez przysporzenie mu nowego cyrkułu, który przybrał nazwę Byrsa.
Byrsa po grecku znaczy skóra; podanie więc o byku opowiedziane przez Wirgiliusza w tych dwóch wierszach:
Mrecatiqae solum facfi de nomine Byrsam
Tarnino quantum possent circumdare tergo.
W chwili gdy Kartago zbudowano, a Didona królowała, przybywa tam, według Wirgilego, Eneasz i zaczynają się miłostki zbiega z piękną Elizą, miłostki wiodące za sobą niewdzięczność i śmierć.
Dido zabija się na stosie wzniesionym w miejscu gdzie dzisiaj znajduje się przylądek Kartago, i umiera mając wzrok utkwiony w okręcie unoszącym jéj niewiernego kochanką, a zarazem przepowiada przyszłe współzawodnictwo Kartaginy z Rzymem.
Justynian, naznacza inny powód śmierci Didony. Według niego Jarbas, król Gelulów, narodu ościennego nowéj osadzie, uderzony pięknością Tyrianki, pragnie ją poślubić, lecz dostaje odmowę. Grozi więc wzrastającéj osadzie, i na czele wojska idzie przeciw miastu Kartha-Haddad. Dido widzi że wybierać musi między upadkiem narodu swojego, albo między boleśném zaślubieniem człowieka którego nie cierpi. Zapisała imię swoje w liczbie założycielek miasta, to dosyć dla niéj stawy; kochała, to dosyć dla niéj szczęścia: postanawia zatem umrzeć, umrzeć młoda i piękna; prosi Jarbasa o zwłokę aby modłami przebłagała cienie pierwszego swojego małżonka, i po upływie terminu, wstępuje na przygotowany z jéj rozkazu stos, wydobywa sztylet ukryty pod suknią i przebija się.
Córa Belusa miała prawdziwe imie Eliza, Dido zaś był to tylko epitet. Dido — znaczy błąkająca się, a podróże pięknéj Elizy dostatecznie usprawiedliwiły tę nazwę.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa, pierwiastkowa Kartago, Kartago tyryjska rozciągała się od jeziora Tunis do salin Sukara, stamtąd do przylądka Kamar, od przylądka Kamar do przylądka Kartago, stąd znowu do Guletty, a z Guletty do wskazanego przez nas punktu wyjścia, to jest do miejsca na którém obecnie znajdują się studnie.
Powoli to miasto rozszerzało się, lecz w jaki sposób wzrost jego następował, nie wiadomo nikomu. Kartagińskie księgi traktujące o pierwotnych czasach punickiej potęgi, wpadły wprawdzie w ręce Rzymian, po zdobycie Kartaginy; lecz rzymianie głęboko gardzący wszystkiem co od nich nie pochodziło, pozostawili te księgi Massynissie królowi Numidów. W spadku księgi te dostały się Hiemsalowi 2-mu, który panował w Numidii na 105 lat przed Chrystusem. Nakoniec, Sallustyusz pretor Afrykański, znajduje one w ośm lat późniéj, zbierając materyały do swojéj Wojny Jugurty, każe je sobie tłómaczyć, robi z nich kilka wyciągów o kraju, o pokoleniu na nim zamieszkałem i rzuca je jako nieużyteczne.
I odtąd księgi te zaginęły.
Oto wszystko co wiemy o Kartaginie.
Kartago zaczyna mieć rzeczywiste miejsce w historyi na 546 lat przed Jezusem Chrystusem, to jest za czasów Cyrusa. Zawiera traktat z Cyrenaiką, w sześć lat późniéj przymierzy się z Etruskami. Potem następuje panowanie Malchusa, jego porażka w Sardynii, jego wygnanie, powrót do Kartgaginy, lecz już jéj nieprzyjazny, bo Malchus oblega Kartaginę i zdobywa.
W roku 524 Malchus upada wpośród tyrańskiego zamachu, następuje po nim wielki Mayon, silna łodyga która wypuści z siebie jedenaście silnych odrośli, co ucywilizują i powiększą Kartaginę, o któréj podbój napróżno kusi się Kambyzes, bo Fenicyanie przypominają sobie że Kartagińczycy są ich braćmi i odmawiają dostawy okrętów nierozsądnemu zdobywcy, na którego oczekuje simum, o którego upominają się piaski.
Do roku 509 Rzym i Kartago, że tak powiem nie wiedzą o sobie; każde z nich wzrasta na przeciwnym brzegu morza Śródziemnego, a cień jednego nie sięga drugiego.
W 509 roku, pierwszym rzeczypospospolitéj rzymskiéj dwie te monarchie zawierają pomiędzy sobą traktat handlowy. W Polybiuszu znaleść go można dosłownie przechowanym mimo dwóch tysięcy czterystu lat upłynionych.
Nic w Galii, nic w Liguryi, Marsylia zamyka do nich wrota dla Kartaginy: córa Focyi zazdrości córze Tyru.
W rzeczy saméj Kartago jest już doświadczone w zwiedzaniu innych krain; wreszcie wezbrała massą ludności którą rozsypać potrzebuje po świecie. Hannon wypływa w sześćdziesiąt okrętów; towarzyszy mu trzydzieści tysięcy libio-fenicyjskich osadników. Mają budować miasta wzdłuż afrykańskiego brzegu, od słupów Herkulesa aż do Cerny, równie od tych słupów odległéj jak one od Kartaginy, co przekona że Hannon podróżował aż do przylądka Białego i może nawet aż do Senegalu.
Nie dosyć na tem, jednocześnie bowiem wypływa druga wyprawa, pod wodzą Imileona, brata Hannona. Przy słupach Herkulesa obie wyprawy rozłączają się, Hannon płynie ku południowi, Imileon ku północy, zwiedza brzegi Hiszpanii i Galii, poznaje kanał la Manche i przybywa do wysp Kaniteridów, dzisiejszych Serlingów, leżących w południowo zachodniéj stronie Anglii.
Cóż czyni Rzym w tym czasie? walczy z Porseną, bije się o szczupłą swoję zagrodę. Ktoby wtedy powiedział był Kartagińczykom, że kiedyś Rzymianie pługiem sprują ich stolicę, byłby ich mocno zadziwił.
Odkrywszy świat zachodni, Kartagińczycy zakładają tam swój handel. W dziesięć lat po podróży Imileona, mają flottę na Bałtyku; i nieustraszeni kupcy żądają bursztynu od brzegów Szwecyi i Skandynawii, bo Sycylijski nie sądzą być ani tak pięknym ani tyle obfitym.
Bo też Sycylia jest i będzie dla nich złowrogą. Tam to w dniu bitwy pod Salaminą, porażeni na głowę, ż6 powiemy z Diodorem Sycylijskim, tracą trzykroć sto tysięcy ludzi w poległych i jeńcach, gdyż dwakroć sto tysięcy jeńców idzie pracować nad upiększeniem Agrygentu i Syrakuzy. Diodor dodaje, iż przez sześćdziesiąt lat późniéj Kartagińczycy nie zaczepiali Sycylii; łatwo bardzo pojąć dla czego.
A jednak Sycylia nęci ich, jak każdy nieszczęsny cel nęci miasta albo ludzi od Boga potępionych.
W 396 roku, Kartagińczycy oblegają Syrakuzę, a morową zarazę i wycieczkę opłacają kosztem stu pięćdziesięciu tysięcy ludzi.
Taka wojna trwa przeszło lat sto. Nakoniec Rzym ze swojéj strony wzrastający podobnie jak Kartago, w Messynie spotyka swą wzpółzawodnicę. A tak zwarte z sobą dwa olbrzymy nie puszczają się aż jeden obala drugiego.
Powiedzmy jaką była podówczas Kartago.
Kartago rozciągała się od ołtarzy Filenów aż do przylądka Herkulesa, to jest od wielkiéj Syrty aż do wysp kanaryjskich; granicę jej południową stanowił łańcuch gór Atlasu.
Powiedzieliśmy jak Hannon rozsiał jéj osady po brzegu Oceanu. Powiedzmy teraz, jak na morzu Sródziemnem rozszerzyła się po nad wielką Syrtą.
Wspomnieliśmy o zwadach Kartaginy z Cyrenaiką; Kartagińczycy umówili się z Cyrenejczykami iż dwóch Cyrenejskich młodzian uda się do Kartaginy, a tego samego dnia i o téj saméj godzinie dwóch drugich wyruszy z Kartaginy do Cyrenaiki i tam gdzie Kartagińczycy spotkają się z Cyrenejczykami, oznaczone będą granice każdego państwa.
Czteréj wysłańcy spotkali się u wielkiéj Syrty; lecz że Karatgińczycy dokładali nadzwyczajnéj pilności, przeto Kartago miała za sobą wszelkie korzyści układu. Wynikło stąd że Cyrenejezycy oskarżyli Kartagińczyków o podejście, utrzymując że ci ostatni wyjechali wcześniej niż w oznaczonym dniu i godzinie. Kartagińczycy przysięgali pod utratą głów, że jak najskrupulatniéj dopełnili warunków umowy. Nie uwierzymy, odrzekli Cyrenejczycy, aż pozwolicie pogrzebać się w miejscu na którém stojemy, bo ludzie zdolni do takiego poświęcenia, niezdolni są kłamać.
— Pogrzebajcie nas, odpowiedzieli Kartagińczykowie.
Pogrzebano więc ich tam żywcem, a na grobowym ich kamieniu oznaczona została granica.
Kartagińczycy nie uważali grobowca za rzecz dostateczną i wznieśli na nim dwa ołtarze.
Dwaj bracia nazywali się Filenami, ołtarze więc nazwano Arae Philenorum.
Tak więc, na stałym lądzie, Kartagina rozciągała się od wielkiéj Syrty aż do zachodniego krańca Maroku. Posiadała Sardynią dostarczającą jéj żywności, wyspy Balearskie dostarczające jéj procarzy, wyspy Ceranitów i Lotofagów dostarczające jéj majtków. Posiadała część Hiszpanii, zapewne Betykę. Posiadała część Sycylii, nakoniec posiadała morze, po którém przechadzały się jej okręty i na którem królowała od czasu abdykacyi Tyru.
Rzymianie ze swojéj strony, posiadali całą Italię od Milano aż do Regium, to jest od Mediolanu, do Reggio.
Któż się powstrzyma w zdobywczym swoim biegu, czy Rzym, co wyszedł z murów Romulusa i podbił Latiurn, Etruryą, Samnium, Campanią, Lukanią i Brutium? czy téż Kartago, co przeskoczywszy skórzane granice nowego miasta, podbiła na zachodzie, Maurytanią i Tingitanią, na wschodzie zaś małą i wielką Syrtę; na morzu Sardynią, Balearskie wyspy i część Sycylii?
Oto dwie jedyne monarchie zachodu. Czy świat będzie Kartagiński czy Rzymski? Oto pytanie.
Na chwilę świat mniemał, że na to pytanie odpowiedziały Trebia, Kanny i Trasimena. I tak byłoby rzeczywiście, gdyby Annibal na swojéj drodze nie spotkał był Kapuy.
Świat się omylił; bo Zama dopiero postanowiła o przyszłości.
Przyszłość wyrzekła na korzyść Rzymian.
Powiedzieliśmy wyżéj że Kartago była faktem, Rzym zaś tylko urojeniem.
Dwa więc współzawodniczące ludy, mocno się nienawidziły, tak mocno iż Kartago znikła z powierzchni ziemi.
Płomień przebiegł po niéj; siedm kroć sto tysięcy jéj mieszkańców rozproszyło się, a okropne przekleństwa miotano na każdego ktoby się ośmielił podnieść Kartago z jéj gruzów.
A jednak w 15 lat późniéj, Caius Gracchus usiłował podźwignąć przeklęte miasto; zawiódł tam pewną osadę i przyszły grod z góry już nazwał Junonia. Ale ziemia sama już tam była przeklęta, a najsmutniejsze przepowiednie odwróciły go od tego przedsięwzięcia. Wiatr skruszył dzidę pierwszego żołnierza; trąba powietrzna rozproszyła wnętrzności ofiar leżące już na ołtarzu i wyrzuciła je po za palissady. Nakoniec wilcy zębami te palissady powyrywali i unieśli je do lasów z których wyszli.
Ostatnia ta przepowiednia tém straszniejszą była, że za dni naszych wilka bynajmniej w Afryce nie znają.
We 43 lat późniéj, Marius szukał schronienia na zwaliskach Kartaginy.
A jednak w jakiś czas potem (bo data z pewnością niewiadoma) inna rzymska osada przybyła żądać gościnności u zwalisk które widziały ucieczkę syna Kornelii, które patrzyły na błąkającego się wuja Cezary. Lecz osada ta szanowała przeklęty obręb, i według wszelkiego prawdopodobieństwa, zajęła miejsce od przylądka Kartago do Sidi Rahael.
Tę to drugą Kartaginę we czterysta siedmdziesiąt lat późniéj zdobyć miał Gensik, ów mściciel Annibala, który z kolei, obiegł Rzym i nie spotkał w drodze Kapuy.
Każda Kartago trwać miała ośm wieków.
Kartago punicką zniszczył Scypion Emilian. Kartago rzymską zniszczył Hassan Gassanida. A ta razą zniszczył na dobre, bo nikt więcéj nie pomyślił o jéj wzniesieniu.