Hiszpanija i Afryka/Hiszpanija/XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hiszpanija
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1849
Druk S. Orgelbrand
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leon Rogalski
Tytuł orygin. Impressions de voyage : de Paris à Cadix
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XI.
Toledo, 23 Października wieczorem.

Dzień zaczął się szarawo, osłaniając słońce płaszczem chmur, który zdawało się, że dla zrobienia nam honoru, pożyczony jest od nieba pięknéj naszéj Francyi; cieszę się z tego na stronie: przy podobnej pogodzie sądzę że Eskuryal powinien bydź widziany.
Na zakręcie ulicy, spostrzegliśmy pomnik grobowy; godny wprawdzie człowieka, który wybrał sobie pustynię na stolicę, a grobowiec na pałac.
Wiesz, pani, nieprawdaż, jakim sposobem Eskuryal zbudowany został? Jednego dnia, działo się to w początkach roku 1559, Filip, oblegając Saint-Quentin, przymuszony był zwrócić na kościół świętego Wawrzyńca bateryę, która wielkie szkody przyczyniała biednemu kościołowi. Filip zląkł się żeby święty nie rozgniewał się patrząc na podobne obejście się z swoim domem, i uczynił ślub zbudować mu inny pod-temże wezwaniem, daleko bogatszy i daleko większy od tego, jaki burzył. Po zdobyciu Saint-Quentin, chciał nawet zrobić więcéj niżeli obiecał, i włożył na architekta swojego Juan-Bautista, osobliwszy obowiązek nadania pomnikowi swemu kształtu kraty do pieczenia.
Wbrew zwyczajowi, Filip II dotrzymał tą razą więcej niżeli obiecał.
Niepodobna wyobrazić sobie jak ponure i surowe Eskuryal przedstawia widowisko. Pomnik z granitu, zbudowany na górze granitowéj, zdaje się bydź igraszką przyrodzenia, która z daleka przedstawia obraz zbliżający się do rzeczywistości. Ale tutaj nie jest wcale złudzenie optyczne; kiedy się zbliżyliśmy, kiedyśmy zmierzyli maleńkość człowieka, w obliczu téj massy olbrzymiéj, widzimy rozwartą bramę, która zamyka się za tobą; natenczas, chociażbyś mimojazdem tylko zwiedzał pomnik ponury, chociażbyś pewnym był wolności swojéj, raz wszedłszy, zadrżysz, jak gdybyś wyjśdż już ztąd nie miał.
Kto nigdy zrozumieć nie mógł niespokojnego charakteru Filipa II, ten widząc Eskuryal, poweźmie dokładne wyobrażenie o ponurym majestacie syna Karola V.
Nic zatém nie daje wyobrażenia o Eskuryalu, ani Windsor w Anglii, ani Peterhoff w Rossyi, ani Wersal we Francyi. Eskuryal z niczém porównany bydź nie może, tylko z sobą samym; jest to myśl wykuta w kamieniu, jest to płód człowieka i epoki ukształconéj, podług jego woli, przez tegoż człowieka, w czasie godzin bezsenności, jakiéj go nabawiało słońce nigdy niezachodzące nad jego państwami.
Nikt nie powie że Eskuryal piękny. Nie podziwiamy tego co jest straszne; drżemy tylko przed niem. Sam Filip, gdy mu architekt wręczył tysiąc kluczów od pomnika wymarzonego w nieubłaganéj jego wyobraźni, zadrżeć musiał dotknąwszy się ich.
Pierwsza myśl jaka nasuwa się umysłowi, jest ta, że Eskuryal niezbudowany zwyczajnym sposobem, ale wykuty w skale granitu. Czy spuszczałeś się kiedy do jakiej kopalni z przekonaniem że cała góra ciąży nad tobą? No, uczucie jakiego się doświadcza wchodząc do Eskuryalu, jest do tego podobne.
Żeby wejśdź do wszelkich pomników, idziemy w górę; żeby wejśdź do tego, spuszczamy się w dół. Filip niechciał mamić siebie samego; żyjący zagrzebał się w swoim grobie: była to tradycyą familijna.
Jest wszystko w Eskuryalu: pałac, kaplica, klasztor, groby.
Kaplica prześlicznie wydaje się: jedyne to jest urocze miejsce w pomniku, gdzie oddychamy.
Podpierają ją cztery filary czworoboczne, każdy sto dwanaście stóp objętości.
Wchodzimy do ołtarza po dziewiętnastu stopniach marmurowych. Ozdobą ołtarza jest szereg pięknych obrazów, przedstawiających historyę Chrystusa, podtrzymywany i podzielony kolumnami porządku doryckiego.
Kolumny porządku doryckiego, najzimniejszego ze wszystkich porządków, jedynemi są jakich architekt użył do ornamentów gmachu.
Ołtarz ten błyszczy i lśni się przy świetle olbrzymiego pająka, zawieszonego u sklepienia, i który gorejąc bez ustanku, odbija jakby blaszki z konchy perłowéj żyłki granitu.
Po prawéj i lewéj stronie ołtarza, na wysokości blisko piętnaście stóp, są dwie wielkie równoległe framugi, wykute w czworobok: po lewéj jest grób Karola Piątego, po prawéj grób Filipa. Fundator myślił bez wątpienia, że grób ojca jego i jego własny, jedynie godne są wydostać się z królewskiego Podridero.
Obok Filipa II, klęczącego i modlącego się, klęczą i modlą się, książę Don Carlos i dwie królowe, które poślubił jednę po drugiéj.
Z dołu przeczytać można napis, wyryty złotemi literami:
„Filip II, król wszech Hiszpanij, Sycylii i Jerozolimy, spoczywa w tym grobie, który, za życia, zbudował sobie samemu.
„Spoczywają pospołu z nim, dwie jego małżonki: Elżbieta i Marya, i pierworodny syn Don Carlos“.
Tak więc nieubłagany ojciec, jako król chrześcijański, chciał żeby śmierć pojednała go z synem.
Na lewo, jakeśmy powiedzieli, jest grób Karola V, klęczącego podobnie jak syn; otaczają go takie osoby klęczące, które poznać można i przeczytać nazwiska w następującym napisie:
„Karolowi V, królowi Rzymian, cesarzowi najjaśniejszemu, królowi Jerozolimskiemu, arcy-księciu Austryi: syn jego Filip.
„Spoczywają pospołu z nim, Elżbieta, jego małżonka, i Marya, jego córka, cesarzowa, tudzież Eleonora i Marya, jego siostry; jedna królowa Francuzka, druga królowa Węgierska“.
Wszystkie te posągi są z bronzu wyzłacanego, wysokiego stylu i przedziwnego effektu. Zwłaszcza dwóch monarchów, w płaszczach z herbem, nacechowane są okazałą surowością.
Odwróciwszy się od ołtarza, znajdujemy się naprzeciw kapituły. Tu, nie szukaj pani, zalotnych ornamentów z epoki Odrodzenia, ani malowniczej rzeźby z piętnastego wieku. Nie, stalla, zamiast rozwijać się, jak w Burgos, w prześliczne kwiaty lub cudne ramy, odpowiadają surowości powszechnéj; proste listwy, zimne linije, są jedynemi ich ozdobami.
Ta nieugięta i milcząca wola, co poddała pod przepis potężnéj węgielnicy drzewo i granat, cięży nad tobą skoro tylko wnijdziesz do tego kościoła. Wszystkie kościoły świata, udzielają ci nadzieję w zamian modlitwy: kaplica w Eskuryalu poświęcona jest Bogu zemsty, Chrystusowi sądu ostatecznego Michała Anioła. Módl się, jeżeli chcesz, ale kaplica pozostanie bez echa; jak gdyby więzienie świętej Inkwizycyi.
Dwie rzeczy szkodzą żałobnej harmonii tego kościoła: dwie ambony, podobne do latarni, zaprowadzone przez Ferdynanda VII, i malowidło na sklepieniu, wykonane z rozkazu Karola II.
Rzecz osobliwsza, że kiedy wola wytrwała, potężna, granityczna, objawi się przez jakie dzieło nacechowane całą barwą jéj geniuszu, nie można pozostawić tego dzieła w zupełności, jako pomnika nietykalnego i świętego. Przychodzi człowiek wiekami, typowy utwór swojego czasu, odblask epoki całkowitéj; pozostawia pomnik, który da poznać geniusz jego wszystkim następnym pokoleniom. No, inny człowiek następuje po nim, ubogiego i lichego umysłu, który znieść nie może wzniosłego smutku, jakim karmił się jego poprzednik, i który przychodzi, prowadząc z sobą bazgracza albo blacharza za rękę, i mówi jednemu: „To wszystko jest zanadto smutne, wszystko zanadto ponure, wszystko zanadto żałobne dla mnie, biednéj głowy lekkomyślnéj i niedołężnéj; odmaluj mi cokolwiek przyjemnego na tych murach“; a drugiemu: „Przygotuj mi cóś powabnego do tych wschodów“.
Bazgracz i blacharz, weseli, biorą się do roboty i znieważają nazawsze dzieło, które upiększyć mniemali.
Niech Pan Bóg odpuści panu Andrieux, co przerobił Nikomeda. Niech Pan Bóg przebaczy królowi Karolowi II, który poprawił Eskuryal.
Jeżeli więc, pani, odwiedzisz kiedy Eskuryal, chciéj ograniczyć ciekawość swoję do trzech rzeczy: do kaplicy, do Podridero i do pokoju, gdzie umarł Filip; reszta osłabiłaby tylko pierwotne twoje uczucia. Potężne wrażenie tak rządkiem jest w życiu; otwiera, w drżeniu, jakie w nas obudzą, jak nowy horyzont oczom naszym, że nie cofnął bym się nigdy przed wrażeniem głębokiem, chociażby mig zalało smutkiem i strachem jak Eskuryal.
Podridero, jest to Saint-Denis Madryckie, sklep gdzie są złożone popioły królów. Jest to pewny rodzaj Panteonu odzianego jaspisem, porfirem i innym kosztownym marmurem, ale nie ma uroczystego majestatu grobów w Saint-Denis, na których ostatnim stopniu ostatni król umarły, oczekuje swojego następcy. Proch umarły dopomina się prochu żyjącego.
Pokój gdzie umarł Filip II, jest ten, w którym przepędził trzy ostatnie lata życia swojego, podagrą przykuty do krzesła. Z alkowy jego wychodziło wązkie okienko na wielki ołtarz w kaplicy; tym sposobem nie wstając, nie opuszczając łóżka, był obecny świętéj ofierze mszy: ministrowie przychodzili pracować z nim w tym małym pokoiku, i pokazują jeszcze deseczkę drewnianą, która oparta na kolanach króla i tego kogo dopuszczał do pracowitéj swojéj obecności, służyła do pracy i do podpisywania.
Przy murze stoi wielkie krzesło, na które, gdy wychodził z łóżka, przenoszono Filipa II; nareszcie przy wielkiém krześle stoją taborety letni i zimowy, na które, stosownie do pory roku, król wyciągał chorą nogę.
Taborety podobne są do siedzeń bez poręczy (pliants); jeden z sitowia, drugi z koziej wełny; na obu ślad potężnéj stopy, która przez lat czterdzieści gniotła pół świata, pozostał widoczny i niemal grożący.
Teraz, pani, zabłąkaj się na chwilę w korytarzach bez końca, po których prowadzić cię będzie ociemniały pełen wesołości, jeżeli chcesz czuwając mieć sen taki, jaki Karol Nodier opowiada w osobliwszéj swojéj Smarra. Uczujesz wtedy ten wązki rów kamienny bez ustanku zbliżający się do ciebie, uczujesz że pierś twoja ściśnięta jest pomiędzy murami granitu, sklepieniem granitu, ziemią z granitu, uczujesz potrzebę dnia, powietrza, słońca, a wszystko to znajdziesz wszedłszy na kopułę, zkąd ujrzysz pomnik pod nogami swojemi, a Madryt na horyzoncie.
Ale, pani, opuszczając Eskuryal, jednéj rzeczy z pomiędzy wszystkich żałować będziesz. To jest pięknych zakonników Zurbaran’a i Murillo, w długich habitach, z głowami ogolonemi. Eskuryal bez zakonników jest dziwną niedorzecznością, któréj zdaje się że nic wytłumaczyć nie zdoła. Rewolucya zniosła zakonników, powiedzą ci. Czyliż rewolucye dochodzą aż do Eskuryalu? Czyliż Eskuryal do ziemi należy? Czyliż Eskuryal jest z tego świata? Wypędźcie zakonników z reszty Hiszpanii, panowie filozofowie, panowie progressiści, panowie układacze konstytucyj, ale, w imię nieba, zróbcie wyjątek dla Eskuryalu, jak my zrobiliśmy wyjątek dla Trappistów i Wielkiéj Kartuzyi.
Dopóki byliśmy w Eskuryalu, nie pomyśliliśmy o śniadaniu, tak pomnik fatalny piersi nam przygniatał; ale gdyśmy ztąd wyszli, głód powrócił nam wraz z życiem.
Udaliśmy się więc ku parador pana Calisto Burguillos. Gospodyni nasza czekała we drzwiach.
Jadłospis mało jest rozmaity w Hiszpanii. Były do naszego rozporządzenia kotlety, kartofle i sałata. Jak widzicie był to ten sam stół co i wczora, z dodatkiem zieleniny.
Ale zielenina w Hiszpanii nie inny sprawiła skutek tylko głęboki żal, ponieważ oliwa i ocet hiszpańskie, tak są dalekie od naszych obyczajów kuchennych, że wyzywam Francuza, jakkolwiek byłby wielkim amatorem sałaty, rapontyku, cykoryi, żeby odważył się skosztować jednéj lub drugiéj z tych zielenin, tak smakowitych wszakże, skoro je zmięszają z jednym z dwóch płynów, o których wspomnieliśmy.
Wówczas to, pani, przyszła mi po raz piérwszy wzniosła myśl, o przyprawieniu sałaty bez oliwy i bez octu.
Zaiste, gdybym był najmniejszym spekulantem, byłaby to dla mnie piękna sposobność do starania się o patent wynalazku, a otrzymawszy taki patent, zrobienia majątku używając patentu w Hiszpanii, i wywożąc go do Włoch. Ale, niestety! wiesz pani, duch handlu zapomniany był w godzinę mojego chrztu, a podobnie jak wieszczki zazdrośne, które prześladują książąt lub księżniczki Perraulta, nieszczęśliwy duch, nie tylko nie opiekuje się mną, ale mnie prześladuje.
Powiem więc szczerze i po prostu moim spółbraciom podróżnym, jak się robi sałata bez octu i oliwy, poprzestając zamiast tytułu spanoszonego spekulanta, na tytule dobroczyńcy rodzaju ludzkiego.
Robi się sałata bez oliwy i octu, z jajami świeżemi i cytryną.
Taka przyprawa, okropnie zajęła pana Calisto Burguillos, który zdawał się tak wielce interessować się tą rzeczą, że wyrwałem salaterkę z rąk Giraud, w chwili kiedy po trzeci raz do niéj wracał, i kazałem zanieść ostatnie listki żyjące naszemu gospodarzowi.
Przydałem do tego ułamek omletu, przyrządzonego na mój sposób.
Zapomniałem już o téj przesyłce, gdy schodząc na dół, zastałem pana Calisto czekającego na mnie w progu drzwi swoich, i trzymającego po szklance w obu rękach, i worek z winem pod pachą.
Ofiarował mi val de penas braterstwa. W rzeczy saméj, pan Calisto Burguillos, zrobił mi honor biorąc mnie za kucharza dobrego domu, co przybył do Madrytu z powodu uroczystości hiszpańskich.
Zostawiłem go więc w tym błędzie, który mig kładł daleko wyżéj w jego przekonaniu, niżeli gdybym mu powiedział że jestem autorem Muszkieterów albo Hrabiego Monte-Christo.
Czas naglił, było południe, i o godzinie siódméj czekano na nas z wielkim obiadem, który mnie wyprawiała kolonija francuzka.
Eh! mój Boże! tak, pani, cóż chcesz? nasi ziomkowie zawsze już są tacy: za granicą częstują nas, przyjmują, uściskają, u nas zaś gryzą i nas szarpią ostremi zębami. Obca ziemia jest to potomność. Przebywszy granicę, umieramy. Już nie my, ale nasz cień odbiera dowody sympatyi, podnoszące się na każdym kroku po drodze; i winienem powiedzieć, mój sławny cień przyjmowany tu jest w taki sposób, że mu biedne ciało moje zazdrościć musi.
Bo jest jedna rzecz, o któréj pani nie domyślasz się, i o któréj ja także nie domyślałem się. Jestem więcéj znany i może popularniejszy w Madrycie, niżeli we Francyi. Hiszpanom zdaje się że znajdują we mnie, a kiedy mówię we mnie, to, rozumiesz pani, chcę powiedzieć w moich dziełach, cóś kastylijskiego co im przyjemnie serce głaszcze. Jest to taka prawda, że wprzód niż zostałem kawalerem Legii-Honorowéj we Francyi, byłem komandorem orderu Izabelli katolickiéj w Hiszpanii. Obca ziemia wzięła inicyatywę przed moim krajem.
Nie wątpię, pani, że za moim powrotem drogo mi każą opłacić wszelkie grzeczności, jakich tu jestem przedmiotem. Ale przynajmniéj, z tego co myślą o mnie dobrego w Hiszpanii, wiem prawie co myślić będą o mnie po mojéj śmierci.
Zaraz po moim przybyciu, najszczersza serdeczność zawiązała się pomiędzy artystami hiszpańskiemi a nami. La Vega nosi moję wstążkę Legii Honorowéj, a ja wstęgę Izabelli katolickiéj, zdjętą z szyi Madrazo. Codzień, Breton, Scribe hiszpański, i Rihera, co nosi wielkie imię w malarstwie i godny jest tego imienia, przepędzają wieczór z nami. Foyer teatru del Principe, gdzie się zbierają wszyscy najznakomitsi artyści Madrytu, otworzyli dla nas Don Carlos de la Torrei Romeo, dwaj artyści dramatyczni najcelniejsi w całéj Hiszpanii. Każdego dnia, jeden z nich oddaje się do naszego rozporządzenia jako cicerone, a przed nim wszystko się otwiera: galerye obrazów, muzea artylleryi, parki i pałace królewskie.
Powiedzieć także trzeba, że cała ambassada wspiera życzenia nasze, jak tylko może najlepiéj. Pan Bresson, którego Jéj Królewska Mość mianowała księciem świętéj Izabelli i grandem Hiszpańskim, najlepszy jest dla nas; i przed trzema dniami wyprawił dla nas, w prześlicznym swoim pałacu rout prawdziwie królewski.
No, wracając do paragrafu co otworzył niniejszy ustęp, czekała nas o godzinie siódméj w Madrycie kolonija francuzka, wyprawiająca dla nas obiad na sto osób, którego był gospodarzem brat walecznego półkownika Camond, jeden z najznakomitszych negocyantów Madrytu.
Była to także uczta królewska. Strauss, jeden z naszych spółbiesiadników przygotował dla nas niespodziankę. Przy końcu obiadu, weszła cała jego orkiestra; przedziwna orkiestra, przy któréj od tygodnia tańcowali królowie i królowe, jak zwyczajni pasterze i zwyczajne pasterki; i aż do północy grzmiała walcami, kontradansami i na wiwaty, jak umieją jedynie wykonywać to Niemcy.
O północy pożegnaliśmy się z sobą; wypalono w ciągu pięciu godzin cygarów za pięćset franków. Ma się rozumieć że jakkolwiek okadzony byłem dymem hawanny, zgoła nie miałem udziału w tej konsumpcyi.
Nie wiem, pani, co mię czeka za powrotem do Francyi; nie wiem do jakich zapasów nieznanych wplątany będę; nie wiem jaka nowa hydra o siedmiu głowach podniesie się jeszcze przeciwko mnie; ale to wiem, że powrócę do Francyi, z sercem tyle napełnionem wdzięcznością dla przeszłości, że rozleje się pogardą na wszelką obrazę w przyszłości.
Trzecia godzina rano, pani; za dwie godziny wyjeżdżam z Madrytu, żebym nigdy może do niego nie wrócił. Ubolewaj nademną, pani; pozostawiam tutaj dwanaście dni z najszczęśliwszych w mojém życiu, a pani, co mię znasz, wiesz że szczęśliwe moje dni są rzadkie.
A więc, żegnam Madryt, miasto gościnne, żegnam, szczere przyjaźnie od wczora, a które jednak będą wiecznemi; żegnam was oczy axamitne, dla których Byron stał się niewierny pięknościom angielskim; żegnam was śliczne rączki machające wachlarzem zwinnym i brzęczącym; żegnam nóżki, z których najpospolitsze wdziały by pantofelek Kopciuszka, albo nawet pani, pantofelek jeszcze mniejszy, i który ja jeden tylko znam.
Kiedy mówię ja jeden, mylę się, ponieważ pani wiesz że nie mam tajemnic dla ciebie.
Ale, kiedy onegdaj byłem na pożegnaniu u księcia Montpensier, raczył mi powiedziéć że na jego prośbę królowa Jejmość Hiszpańska mianowała mnie kommandorem orderu Karola III; a powróciwszy, przed dwoma godzinami, znalazłem krzyż i gwiazdę księcia d’Ossuna, który prosił, abym je przyjął na pamiątkę.
Widzisz pani, że mam słuszny powód żałować Madrytu.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Leon Rogalski.