Hrabina Charny (1928)/Tom IV/Epilog III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hrabina Charny |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928-1929 |
Druk | Wł. Łazarski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Comtesse de Charny |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom IV Cały tekst |
Indeks stron |
Pitoux byłby może głębiej rozważał nad tem, co mu powiedział Raynal, gdyby nie był spostrzegł zdaleka Katarzyny, nadbiegającej z dzieckiem na ręku.
Odkąd wiedziano, że, według wszelkiego prawdopodobieństwa, ciotka Aniela umarła z głodu i zimna, gotowość sąsiadów do oddania jej ostatniej posługi, zmniejszyła się cokolwiek.
Katarzyna przybywała więc w samą porę. Oświadczyła, że ponieważ uważa się już za żonę Pitoux, do niej należy oddać ostatnią posługę ciotce Anieli, i uczyniła to z takiem uszanowaniem, jak przed osiemnastu miesiącami, gdy podobną usługę matce swej oddawała.
Pitoux miał iść zamówić pogrzeb, oznaczony na trzeci dzień, gdyż, z powodu nagłej śmierci, ciołka Aniela mogła być pochowana dopiero po czterdziestu ośmiu godzinach.
Należało tylko porozumieć się z merem, stolarzem i grabarzem; obrzędy religijne były zniesione, tak co do pogrzebów jak i co do ślubów.
— Mój drogi — rzekła Katarzyna w chwili, gdy Pitoux brał kapelusz, aby iść do pana Longpre, czy nie wypadałoby, po tem, co zaszło, opóźnić o parę dni nasze połączenie?...
— Jak zechcesz; panno Katarzyno — odpowiedział Pitoux.
— Czyż nie będzie się to wydawać dziwne, abyś tego samego dnia, w którym pochowasz ciotkę, dopełniał aktu, tak ważnego, jak małżeństwo?
— W istocie, ważne to bardzo dla mnie — rzekł Pitoux — ponieważ idzie tu o moje szczęście!
— A więc, mój drogi, poradź się pana Longpre, a on ci powie, co uczynić.
— Dobrze, panno Katarzyno.
— Zresztą, mogłoby to przynieść nam nieszczęście, gdybyśmy się tak, przy świeżym grobie...
— O! — zawołał Pitoux — z chwilą, gdy zostanę twoim mężem, nie obawiam się już żadnego nieszczęścia.
— Drogi Pitoux — rzekła Katarzyna, podając mu rękę — odłóżmy do poniedziałku... Jak widzisz, chcę połączyć, o ile można, twoje życzenie z przyzwoitością.
— Dwa dni, panno Katarzyno, to bardzo długo!
— Lecz... — wtrąciła Katarzyna — skoro się czekało lat pięć...
— Wiele wypadków zajść może w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin — powiedział Pitoux.
— Ja cię kochać z pewnością nie przestanę, mój drogi Piioux, a ponieważ, jak utrzymujesz, jest to jedyna rzecz, której się obawiasz.
— Jedyna!... oh! tak, panno Katarzyno!
— A więc w takim razie, Izydorku?...
— Co, mamo? — odrzekło dziecię.
— Powiedz tacie Pitoux: „Nie bój się, tato Pitoux; mama bardzo cię kocha i kochać cię będzie zawsze!“
Dziecko powtórzyło swoim czułym głosikiem:
— Nie bój się, tato Pitoux, mama kocha cię bardzo i kochać cię będzie zawsze!
Na takie zapewnienie, Pitoux nie robił już więcej trudności, aby iść do pana Longpre. Powrócił po godzinie, załatwiwszy wszystko; pogrzeb i ślub zapłacone zostały zgóry.
Za resztę pienięazy kupił trochę drzewa i żywności na dwa dni.
Czas już było, by drzewo nadeszło. W tem biednem domostwie, gdzie wiatr dostawał się ze wszystkich stron, łatwo można było umrzeć z zimna. Pitoux, wróciwszy, zastał Katarzynę na wpół zmarzniętą.
Małżeństwo podług życzenia Katarzyny, odłożone zostało do poniedziałku. Przez dwa dni i dwie noce Katarzyna i Pitoux nie rozłączyli się ani na chwilę. Spędzili je, czuwając przy zmarłej.
Mimo ognia, który Pitoux ciągle utrzymywał na kominie, wiatr ostry i mroźny przejmował członki, a Pitoux mówił sobie, żet jeżeli ciotka Aniela nie umarła z głodu, mogła bardzo łatwo umrzeć z zimna.
Przyszła nareszcie chwila wyprowadzenia ciała; droga krótka była do przebycia; dom ciotki Anieli przytykał prawie do cmentarza.
Całe Pleux i część miasta odprowadziły nieboszczkę na ostatni spoczynek. Pitoux i Katarzyna postępowali za trumną.
Po skończonym obrzędzie, Pitoux podziękował obecnym w imieniu zmarłej i swojem; pokropił święconą wodą grób starej panny, poczem każdy, jak zazwyczaj, przedefilował przed młodym człowiekiem.
Zostawszy sam z Katarzyną, Pitoux obejrzał się w stronę, gdzie ją zostawił. Katarzyny nie było przy nim; klęczała z Izydorem przy grobie, na którym w czterech rogach zasadzone były cyprysy. Grób to był matki Billot. Te cztery cyprysy zasadził tutaj Pitoux, wyszukawszy je w lesie.
Nie chciał przeszkadzać Katarzynie w jej pobożnem zajęciu; ale, myśląc, że po skończonej modlitwie będzie jej bardzo zimno, pobiegł do domu w zamiarze rozpalenia ognia na kominie.
Na nieszczęście, zapas drzewa był wyczerpany.
Pitoux podrapał się w ucho. Reszta jego pieniędzy, jak sobie przypominamy, rozeszła się na zapas chleba i opału.
Pitoux spojrzał dokoła siebie, szukając, jaki sprzęt możnaby poświęcić potrzebie chwili.
Było tylko łóżko, dzieża i fotel ciotki Anieli. Dzieża i łóżko, nie mając wielkiej wartości, mogły być jeszcze użyte, ale fotel tak był straszliwie rozbity, że oddawna już nikt, prócz ciotki Anieli, nie śmiał na nim usiąść.
Fotel więc został skazany. Pitoux oparł kolano na safianie zczerniałym od starości, chwycił oburącz jednę z poręczy i przyciągnął do siebie. Za trzeciem pociągnięciem poręcz ustąpiła.
Fotel, jak gdyby uczuł ból przy utracie tego członka, wydał dziwną skargę. Gdyby Pitoux był przesądnym, byłby myślał, że dusza ciotki Anieli zamkniętą była w fotelu.
Ale Pitoux miał tylko jeden przesąd na święcie; była nim miłość dla Katarzyny. Fotel przeznaczony był dla ogrzania Katarzyny i choćby był wylał tyle krwi i wypuścił tyle skarg, co zaczarowane drzewa w lesie Tassa, niemniej byłby rozbity na kawałki. Pitoux schwycił więc drugą poręcz, równie silnie, jak pierwszą i z takim samym wysiłkiem wyrwał ją ze szkieletu, w trzech częściach rozebranego Fotel wydał tenże sam dźwięk dziwny, metaliczny. Pitoux nie zważał na to; chwycił za jedną nogę ten mebel okaleczony, uniósł go nad głową i, by dokończyć zniszczenia, uderzył nim całą siłą o podłogę. Tym razem fotel rozbił się na dwoje i... ku wielkiemu zdumieniu Ludwika, przez otwartą ranę wyzionął, nie fale krwi, lecz fale złota.
Czytelnicy przypominają sobie, że skoro tylko ciotka Aniela zebrała dwadzieścia cztery liwrów w srebrze, zmieniała je na luidora i chowała go do fotela.
Pitoux stanął osłupiały, drżący ze zdumienia, oszalały z radości.
Pierwszym jego popędem było biec do Katarzyny i małego Izydora, przyprowadzić ich oboje i pokazać im skarb, który odkrył.
Ale myśl straszna go przytrzymała.
Czy Katarzyna, wiedząc o jego bogactwie zechce zostać jego żoną?
Potrząsnął głową.
— Nie — rzekł, odmówiłaby mi pewno.
Pozostał chwilę nieruchomy, namyślając się, co czynić. W końcu uśmiech przebiegł mu na ustach; Zapewne znalazł sposób wyjście z kłopotu, w jaki wprawiło go to niespodziane bogactwo. Pozbierał luidory z ziemi, porozcinał skórę na fotelu i przeszukał starannie wszystkie zakątki.
Wszędzie napchane były luidory.
Pitoux przeliczył wszystkie. Było ich tysiąc pięćset pięćdziesiąt; Pitoux posiadał więc tysiąc pięćset pięćdziesiąt luidorów, czyli trzydzieści siedem tysięcy dwieście liwrów, a że luidor w owej epoce był wielkiej wartości, Pitoux stawał się posiadaczem miljona trzech kroć dwudziestu sześciu tysięcy franków!
Pitoux zaczął od napychania wszystkich kieszeni ludorami, poczem, wytrząsnąwszy gwałtownie każdą część fotelu, ułożył z niego stos na kominie, skrzesał ognia i drżącą ręką podpalił stary mebel.
Czas już było na to!.. Katarzyna i mały Izydorek powracali, drżący od zimna.
Pitoux przycisnął dziecko do serca, ucałował skostniałe ręce Katarzyny i wyszedł, powiedziawszy:
— Muszę iść w ważnym interesie; ogrzejcie się i czekajcie na mnie.
— Gdzież idzie tata Piitoux? — zapytał Izydor.
— Nie wiem, — odpowiedziała Katarzyna — ale skoro biegnie tak prędko, to zapewne nie myśli o sobie, lecz o tobie, lub, o mnie.