Hrabina Charny (1928)/Tom IV/Rozdział XLVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XLVIII.
DWUDZIESTY PIERWSZY WRZEŚNIA.

Dnia 21-go września, o dwunastej, nim dowiedziano się w Paryżu o odniesionym w przeddzień przez Dumourieza zwycięstwie, które ocaliło Francję, drzwi sali Maneżu się otwarły i weszło powoli, uroczyście siedmiuset czterdziestu dziewięciu członków nowego Zgromadzenia rzucających badawcze na siebie wejrzenie.
Z tych siedmiuset czterdziestu dziewięciu członków, dwustu wchodziło w skład poprzedniego Zgromadzenia.
Konwencja Narodowa została wybrana pod wrażeniem wypadków wrześniowych; można było więc sądzić, że będzie to Zgromadzenie reakcyjne.
Obrano nawet kilku ze szlachty; myśl z gruntu demokratyczna powołała do głosowania służących; niektórzy z nich podali nazwiska swoich panów.
Ogół zresztą tego nowego ciała stanowili mieszczanie: lekarze, adwokaci, profesorowie, księża, literaci, dziennikarze, kupcy. Umysł tej masy był niespokojny i chwiejący się; pięciuset przynajmniej członków nie należało ani do Żyrondystów, ani do Góry; wypadki miały dopiero postanowić jakie miejsce zajmą w Zgromadzeniu.
Ale wszystko to zgodne było w podwójnej nienawiści; w nienawiści przeciwko dniom wrześniowym i przeciwko deputacji Paryża, prawie w całości powstałej z Gminy, która stworzyła te dni straszliwe.
Możnaby powiedzieć, że krew przelana płynęła strumieniem przez salę i oddzielała stu Górali od reszty Zgromadzenia. Środek nawet, jak gdyby chcąc usunąć się od czerwonego strumienia, skłaniał się ku prawicy. Bo też Góra — przypomnijmy sobie ludzi i odnieśmy ich do wypadków. — Góra przedstawiła groźny widok. Była to, jakeśmy już powiedzieli, w niższych rzędach, cała Gmina; ponad Gminą sławny komitet nadzorczy, co rzeź urządził; następnie trzej ludzie straszliwi: Robespierre, Danton i Marat.
Wszyscy byli wstrętni; to też każdy spojrzawszy na tę grupę, musiał się odwrócić, ale jakkolwiek krótkie było jego wejrzenie, musiał wyczytać wyryty na tych twarzach dzień drugiego września! Cofał się każdy z przerażeniem przed tą nową głową Meduzy.
Oto trzej ludzie, których Żyrondyści oskarżali o dążenia do dyktatury.
Oni obwiniali ze swej strony Żyrondystów, o federalizm.
Dwaj jeszcze inni ludzie, związani z naszem opowiadaniem, a różniący się przekonaniami, siedzieli na dwóch przeciwnych sobie krańcach zgromadzenia, byli to: Billot i Gilbert; Gilbert na krańcu prawym, pomiędzy Lanjuinals i Kersaint; Billot na krańcu lewym, pomiędzy Thuriotem i Couthonem.
Członkowie byłego Zgromadzenia Prawodawczego ukartowali Konwencję i przyszli oddać swą władzę w ręce swoich następców.
Pétion obrany został prezesem. Condorcet, Brissot. Rabaut-Saint-Etienne, Vergniaud, Camus i Lasource, ‘Sekretarzami: pięciu z pomiędzy nich było Żyrondystami.
Konwencja caa, wyjąwszy może trzydziestu lub czterdziestu członków, chciała rzeczypospolitej; Żyrondyści postanowili na zebraniu u pani Roland, że nie dopuszczą dyskusji nad zmianą rządu, chyba w swoim czasie i miejscu, to jest wówczas, kiedy zdołają opanować komisję wykonawczą i komisję prawodawczą.
Ale dwudziestego września, właśnie w dniu bitwy pod Valmy, inni walczący wydali bitwę. inaczej zupełnie rozstrzygającą!
Saint-Just, Lequinio, Panis, Billaud-Varennes, Collot-d’Herbois i kilku innych członków przyszłego Zgromadzenia, obiadowało w Palais Royal, i ci zadecydowali, że nazajutrz zaraz, wyraz rzeczpospolita, będzie rzuconym na nieprzyjaciół.
— Jeśli go podejmą, powiedział Saint-Just, są zgubieni, bo ten wyraz;, my pierwsi wymówimy; jeśli go usuną, będą również zgubieni, bo, sprzeciwiając się tej żądzy ludu, zostaną pochłonięci przez niepopularność, jaką nagromadzimy na ich głowy.
Collot-d‘Herbois podjął się postawić wniosek. To też zaledwie Franciszek Neulchateau złożył władzę dawnego Zgromadzenia w ręce nowego, zaraz Collot-d’Herbois zażądał głosu i otrzymał takowy.
— Obywatele reprezentanci!... — powiedział wszedłszy na trybunę — stawiam wniosek: ażeby pierwszem postanowieniem Zgromadzenia, które się zebrało, było: zniesienie władzy królewskiej.
Na te słowa, ogólny oklask rozniósł się po sali i z trybun.
Dwóch tylko powstało oponujących, dwóch dobrze znanych republikanów: Barrere i Quinette. Żądali oni, aby zaczekano na wolę ludu.
— Na wolę ludu, a to poco?... — zawołał pewien ubogi pleban wiejski, poco się naradzać, kiedy wszyscy zgadzają się na jedno?
Źyrondyści poczuli cios, jaki im zadano; musieli płynąć pod sterem Góry.
Zredagujemy uchwalę zaraz na sesji, krzyknął ze swego miejsca Ducos, przyjaciel i uczeń Vergniauda. — Uchwała nie potrzebuje być braną pod rozwagę. Po dziesiątym sierpnia, powodem naszej uchwały, znoszącej władzę królewską, będą dzieje poprzedniego porządku.
A zatem równowaga została przywróconą; Góra zażądała zniesienia władzy królewskie}, Żyrondyści żądali ustanowienia rzeczpospolitej.
Rzeczpospolita nie została uchwalona, ale jednogłośnie okrzyknięta. Rzucano się w przyszłość, aby uciec od teraźniejszości.
Proklamowanie rzeczpospolitej odpowiadało olbrzymiej potrzebie narodowej; było to uświęcenie długiej walki, którą lud podtrzymywał.
Możnaby powiedzieć, że zrzucono z piersi każdego obywatela ciężar, tak wszyscy oddychali swobodnie. Godziny złudzenia były krótkie, ale świetne; sądzono, że ustanowiono rzeczpospolitą, gdy tymczasem uświęcono tylko rewolucję.
Prawdziwi republikanie, ci, którzy chcieli rzeczpospolitej, wolnej od zbrodni, ci, którzy nazajutrz mieli się potknąć o triumwirat złożony z Dantona, Robespierra i Marata, słowem Żyrondyści, nie posiadali się z radości Rzeczpospolita była spełnieniem życzeń ich najgorętszych. Francja była Atenami pod Franciszkiem I-szym i Ludwikiem XIV-tym; z nimi miała stać się Spartą!
Było to marzenie piękne i wzniosłe.
To też wieczorem zebrali się na uczcie u ministra Rolanda. Tam znajdował się: Vergniaud, Guodet, Louvet, Pétion, Royet-Fontrede, Barbaroux, Gensonne, Grangeneuve, Condorcet, — współbiesiadnicy, którzy za rok mieli się zebrać na ucztę, inną, aniżeli ta — w tej chwili jednak, każdy, odwrócony od jutra, zamykał oczy na przyszłość.
Myśl ich przybrała formy i ciało; tak młoda rzeczpospolita, uzbrojona w kask i pikę wyskakiwała jak Minerwa; cóż mogli żądać więcej? Podczas tych dwóch godzin jakie trwała ta uroczysta wieczerza, zamieniano szczytne myśli, po za któremi przebijały wzniosłe poświęcenia; ludzie ci mówili o swojem życiu, jak o rzeczy, która nie należała do nich, ale była własnością narodu!
A w oczach tych wszystkich ludzi, któż był wodzem przyszłości? Kto głównym autorem, przyszłym kierownikiem młodej rzeczypospolitej?
Vergniaud.
Przy końcu obiadu napełnił on szklankę i powstał:
— Przyjaciele! rzekł, wznoszę toast.
Wszyscy powstali również.
— Za trwałość rzeczpospolitej!
— Za trwałość rzeczpospolitej! — powtórzyli wszyscy.
Miał ponieść szklankę do ust:
— Zaczekaj! — zawołała pani Roland.
Miała u boku świeżą różę, zaledwie co rozwiniętą, tak jak nowa era, w którą wchodzono; wzięła ją, i niby Atenka w czarze Peryklesa, umaczała w szklance Vergniauda.
Vergniaud, uśmiechnął się smutnie, wypróżnił szklankę i, pochylając się do ucha Barbaroux, powiedział.
— Lękam się, aby ta wielka dusza nie myliła się jednakże. Nie listki róży ale raczej gałązki cyprysu trzebaby umaczać dzisiejszego wieczora w naszem winie. Pijąc na cześć rzeczpospolitej której nogi pływają we krwi wrześniowej Bóg wie, czy nie pijemy za śmierć naszą!... Ale mniejsza o to! — dodał, spoglądając ku niebu, choćby to wino miało być krwią moją, wypiłbym je za dobro ogółu.
— Niech żyje rzeczpospolita! powtórzyli chórem biesiadnicy...
W chwili gdy Vergniaud wznosił ten toast, a biesiadnicy odpowiadali okrzykami: „Niech żyje rzeczpospolita“, zabębniono naprzeciw Temple, gdzie zapanowało milczenie.
Wtedy w pokojach swoich, których okna były roztwarte, król i królowa mogli usłyszeć gwardzistę, jak głosem silnym i donośnym ogłaszał zniesienie władzy królewskiej i ustanowienie rzeczpospolitej.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.