Hrabina Charny (1928)/Tom IV/Rozdział XXXII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXXII.
OD POŁUDNIA DO TRZECIEJ.

W ciągu kilkunastu minut rozeszła się wieść, że król opuścił zamek, i że udał się do Zgromadzenia z prośbą o schronienie.
Trudno wypowiedzieć, jakie wrażenie wywarła ta wiadomość, nawet na najbardziej zdecydowanych rojalistów. Król, który przyrzekł umierać na swem królewskiem stanowisku, opuścił je, i przechodził do nieprzyjaciół, oddawał się im bez walki! Gwardja narodowa uznała się za zwolnioną od przysięgi, i rozeszła się na wszystkie strony.
Część szlachty poszła za jej przykładem, uważając, że niema racji narażać się na śmierć za sprawę, która sama uznaje się za upadłą.
Zostali tylko Szwajcarzy, milczący niewolnicy regulaminu.
Z wierzchołka tarasu pawilonu Flory i przez okna galerji Luwru, widziano nadciągające te przedmieścia bohaterskie, którym żadna armja nigdy się nie oparła, i które w jednym dniu zburzyły Bastylję, fortecę o fundamentach liczących całe cztery wieki istnienia.
Powstańcy mieli plan, sądzili, że król jest w zamku i chcieli go ze wszystkich stron otoczyć.
Około dwustu Szwajcarów uszykowanych do boju, stało na placu Karuzelu.
Powstańcy szli prosto na nich i w chwili, gdy Szwajcarzy spuszczali karabiny, aby dać ognia, odsłonili swoje armaty i pierwsi wystrzelili.
Żołnierze wypalili również, lecz cofnęli się natychmiast do Tuilleries, zostawiając na placu około trzydziestu zabitych i rannych.
Wtedy powstańcy, mając na czele marsylczyków, rzucili się na Tuilleries i zajęli dwa podwórza: królewskie, na którem leżało tylu umarłych, oraz dworzec książąt, dotykający pawilonu flory i wybrzeża.
Billot chciał walczyć tam, gdzie poległ Pitoux; miał jeszcze trochę nadziei, że biedny chłopak rannym był tylko i że mógłby mu oddać tę samą przysługę, jakiej doznał był od niego na Polu Marsowem.
Wszedł więc jeden z pierwszych na podwórze główne.
Nagle uczuł się pociągniętym z tyłu. Odwrócił się, sądząc, iż ma do czynienia z nieprzyjacielem, lecz wydał zaraz okrzyk radości.
Był to Pitoux! Pitoux, pokryty krwią od stóp do głowy, lecz zdrów i cały.
W chwili, gdy zobaczył zniżające się lufy Szwajcarów, krzyknął jak mówiliśmy: „Na ziemię“ i sam dał przykład niestety towarzysze nie mieli czasu z dobrej rady skorzystać.
Pitoux czuł się literalnie zagrzebanym pod trupami. Nurzał się on w ciepłym płynie, spływającym ze wszystkich stron.
Pomimo bardzo przykrego położenia, Pitoux postanowił nie pisnąć ani słowa i czekać stosownej chwili, aby dać znak życia.
Czekał godzinę; każda minuta zdawała mu się godziną.
Nakoniec uważał, że czas już nadszedł, gdy posłyszał okrzyki zwycięstwa towarzyszów, a pośród tych krzyków głos Billota, który go przywoływał. Jan Encelades pogrzebany pod Etną, wstrząsnął wtedy warstwę pokrywających go trupów, podniósł się, spostrzegł Billota w pierwszym szeregu i pobiegł przycisnąć go do serca.
Pitoux, Billot i marsylczycy idąc ciągle naprzód, dostali się do przedsionka, gdzie zastali ów mur bagnetów Szwajcarskich.
Szwajcarzy rozpoczęli wtedy swój heroiczny odwrót, a cofając się krok za krokiem, ze stopnia na stopień, zostawiając na każdym schodzie współtowarzyszów zabitych, wycofali się powoli. Wieczorem znaleziono osiemdziesiąt trupów na schodach.
Nagle w pokojach i na korytarzach pałacu rozległ się głos:
„Król nakazuje Szwajcarom zaprzestać ognia“.
Była druga po południu.
Otóż, co zaszło w Zgromadzeniu i co wywołało rozkaz zaprzestania ognia ogłoszony w Tuilleries, rozkaz mający podwójną korzyść: zmniejszał bowiem rozjątrzenie zwycięzców i osłaniał honor zwyciężonych.
W chwili gdy zamykano drzwi Zgromadzenia Umiarkowanych, królowa dojrzawszy piki, bagnety i sztaby żelaza wymierzone w Oliviera de Charny, z krzykiem rzuciła się ku drzwiom; lecz pociągnięta przez otaczających w głąb sali i wiedziona instynktem macierzyńskim, który jej nakazywał iść przedewszystkiem za swojem dziecięciem, weszła za królem do Zgromadzenia.
Tam czekała ją wielka radość, spostrzegła syna siedzącego na biurku prezesa. Człowiek który go przyniósł, potrząsał tryumfująco czerwoną czapką nad głową dziecięcia i krzyczał radośnie:
— Ocaliłem syna moim panom! Niech żyje Delfin!
Widząc syna ocalonym, królowa sercem zwróciła się do kochanka.
— Panowie!... rzekła, jeden z mych najwaleczniejszych oficerów, jeden z mych sług najwierniejszych, został za temi drzwiami w niebezpieczeństwie śmierci; proszę was o pomoc dla niego.
Pięciu czy sześciu deputowanych rzuciło się na te słowa.
Król, królowa, rodzina królewska i osoby towarzyszące im, zbliżyły się i zajęły krzesła przeznaczone dla ministrów.
Zgromadzenie przyjęło ich stojąc, nie dla zadość uczynienia etykiecie, lecz przez poszanowanie należne nieszczęściu.
Król, nim zasiadł, dał znak ręką, że mówić pragnie.
Milczenie zaległo salę.
— Przyszedłem tu, rzekł, aby przeszkodzić wielkiej zbrodni, zdaje mi się, iż tylko pośród was mogę być bezpiecznym.
— Najjaśniejszy panie!... odpowiedział przewodniczący Vergniaud, możecie ufać zapewnieniu Zgromadzenia narodowego, którego członkowie przysięgli umrzeć w obronie narodu i władzy konstytucyjnej.
Zaledwie król usiadł, rozległy się straszne wystrzały; gwardja narodowa i powstańcy strzelali z tarasu Umiarkowanych do oficera i Szwajcarów, eskortujących rodzinę królewską.
Jeden z oficerów gwardji, wpadł też do sali krzycząc:
— Szwajcarzy! Szwajcarzy! jesteśmy wyparci!
Zgromadzenie sądziło przez chwilę, że Szwajcarzy, odparli powstańców i zbliżali się, aby zabrać swego króla, gdyż w owej chwili Ludwik XVI więcej był królem Szwajcarów, niż Francuzów.
Jakby za poruszeniem niewidzialnej sprężyny, wszyscy powstali: reprezentanci narodu, spektatorowie gwardziści, sekretarze, każdy wyciągając rękę wołał:
— Cokolwiek nastąpi, przysięgamy żyć i umierać wolnymi!
Król i królowa, nie mając żadnego w tej przysiędze udziału, pozostali siedzący. Ten okrzyk wydany przez trzy tysiące piersi, przeszedł jak huragan nad ich głowami.
Pomyłka nie trwała długo, lecz chwila zapału była prawdziwie wzniosłą.
W kwadrans później inne się krzyki rozległy.
— Zamek opanowany! powstańcy idą na Zgromadzenie, aby zamordować króla.
Natenczas ci sami ludzie, którzy w nienawiści do monarchji dopiero co zaprzysięgli żyć i umierać wolnymi, podnieśli się z tem samem uniesieniem i z tą samą jednością poprzysiągł bronić króla od śmierci!
W tejże chwili wzywano, w imieniu Zgromadzenia, kapitana Szwajcarów Durlera do złożenia broni.
— Służę królowi, a nie Zgromadzeniu... odpowiedział, gdzie jest rozkaz królewski?
Mandatarjusze Zgromadzenia nie mieli rozkazu na piśmie Otrzymałem dowództwo od króla... odpowiedział Durler, tylko królowi je złożę.
Zabrano go prawie gwałtem do Zgromadzenia. Był czarnym od prochu, czerwonym od krwi.
— Najjaśniejszy Panie!... rzekł, żądają, abym złożył broń, czy to rozkaz Waszą} królewskiej mości?...
— Tak!... odpowiedział Ludwik XVI, oddajcie broń gwardji narodowej, nie chcę, aby ginęli tacy dzielni, jak wy, ludzie.
Durler spuścił głowę, westchnął i wyszedł. Lecz przy drzwiach oświadczył, że będzie posłusznym dopiero wtedy, gdy otrzyma rozkaz na piśmie.
Król wziął wtedy papier i napisał:
„Rozkazuję Szwajcarom złożyć broń i udać się do koszar.
Ten to rozkaz ogłaszano w pokojach, korytarzach i na schodach Tuileries.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.