Huculszczyzna: Gorgany i Czarnohora/Sztuka huculska

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Huculszczyzna
Podtytuł Gorgany i Czarnohora
Pochodzenie Cuda Polski
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegner
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia Św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań
Ilustrator wielu autorów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ PIĄTY
SZTUKA HUCULSKA

W duszy Huculszczyzny dawne nie umarły jeszcze echa, choć sędziwsze są niezrównanie od zbójnickiej karjery Dobosza. Odzywają się one w lecie i w zimie, ale różnie odpowiada im dusza huculska. W lecie — wrażliwa na daleki poszept bujnych, wolnych czasów — tęsknotę za niemi rozprasza i koi w podniecającej, nieraz burzliwej nawet pracy na połoninach lub na darabach, unoszonych szalonym wartem rzek, w zimie zato, gdy z ostatniemi promieniami słońca mrok natychmiast wypełza z ciemnej kniei puszcz i rozłogami gór stacza się w kotliny, ta tęsknota niewypowiedziana innego żąda oddźwięku — wspomnień, marzeń, podświadomych odruchów duszy. Sąsiad-Rusin śpiewać pocznie w takiej chwili, aby zagłuszyć „dokuczne“ wspominki, jakgdyby wyrzuty sumienia, to znów niby głosy nieznane, judzące. Hucuł śpiewa niekiedy, lecz przy obrzędach najczęściej lub na zabawie. Śpiewać dla samego siebie, grać na skrzypcach lub na cymbałach w samotności — nie umie i nie sprawia mu to przyjemności. Toteż Huculszczyzna nie miała nigdy sławnych grajków, jak owi teorbaniści ukraińscy — hetman Mazepa, a w czasach nowszych — Widortowie. Hucuł zatem w pieśni samotnej lub muzyce nie szuka pociechy i ukojenia. Zagra on chyba na fujarce i to — na połoninie, przy watrze, lub w drodze dalekiej, zadmie w trembitę na płaju, aby oznajmić całemu światu, że żyje, raduje się lub tęskni, a wtedy uczyni to tak, aby góry i puszcze głośnem odpowiedziały mu echem: „Hau — słyszy-y-ymy!“ Dusza jednak ludzka żąda wyrażenia swych uczuć w jakiejkolwiek formie i z tej to potrzeby bije źródło każdej sztuki — od najbardziej pierwotnych rysunków, ostrzem kamienia wydrapanych na ścianach jaskiń, do najbardziej uduchowionych rzeźb, obrazów i natchnionych utworów poetyckich. Obudzona w tym kierunku dusza przechodzi szybko od zmysłowych wrażeń do zamknięcia ich w formie, jeszcze głębiej działającej na zmysły. Niewiadomo, kiedy Huculi po raz pierwszy poczuli potrzebę cieszenia swego wzroku i dusz sztuką — najprostszą narazie — wycinaniem jakiegoś obrazu na desce jaworowej lub wypalaniem coraz to zawilszych rysunków na wyrobach łyżkarskich i bednarskich, czem do dziś poszczycić się mogą Kosmacz i Riczka, gdzie z rąk Iwana Hrymaluka i innych majstrów wyszło mnóstwo pięknych „bokłahów, bariwoczek, berbenyć“, czerpaków, dwojaków do soli, „wypisanych“ sztancami, wypalającemi bogaty i artystycznie skomponowany ornament. Potrzeba zdobienia nietylko przedmiotów codziennego użytku, ale nawet ścian, belek i desek na pułapie, nadproży, półek, drzwi, okiennic, bram i furtek — obudziła się na Huculszczyźnie zapewne bardzo wcześnie, chociaż najdawniejsze okazy ich sztuki nie zachowały się wcale, a to z tego powodu, że materjałem ich było drewno, tak łatwa ulegające gniciu i zniszczeniu przez ogień, który na Huculszczyźnie szalał zbyt często i do tego z niezwykłą siłą. Żeby to zrozumieć, dość przypomnieć sobie napady opryszków i wojsk swawolnych, akty zemsty i wojny. Sztuka jednak rozwijała się niepowstrzymanie, wyrażając się w coraz to wyższej i estetyczniejszej formie. Doskonali się więc i urozmaica rzeźbienie i inkrustowanie różnych przedmiotów, zdobienie odzieży, broni, siodeł, a nawet upiększanie takich przedmiotów, jak radło pługa i jarzmo wołów, jak drzewce kosy, wrzeciono i kołowrotek. Rozwija się technika snycerstwa, mosiężnictwa, ceramiki i haftu.
Rzeźba w drzewie i jej dalsze doskonalenie, możliwe dla lekkiej ręki Hucuła, nie utrudzonego mozolną pracą przy pługu, rozwinęło się prawie wyłącznie w gęściej zaludnionej części Beskidu Huculskiego, a więc tam, gdzie pod naciskiem wypadków powstało chociaż luźniejsze, niż w jakiejkolwiek innej miejscowości Polski, w każdym jednak razie życie gromadne, a więc tam, gdzie potworzyły się większe skupienia ludzkie, pojawił się stały popyt w nich i — rynek. Ogniskami stosowanej sztuki huculskiej stały się Jaworów, Riczka, Krzyworównia, Żabie, w mniejszym stopniu — Brustury i Prokurawa. Dokoła tych wsi na łagodnych zboczach gór zielenią się kwieciste łąki; w okolicach Jaworowa, w paśmie Ihrca z jego największym szczytem Czarnym Gruniem, ciemnieją bory z wesołemi plamami drzew liściastych. W okolicach Riczki, chociaż przedsiębiorcy Żydzi w pień wycięli lasy bukowe, drzewem tem zamierzając zwalczyć węgiel kamienny, jako coraz bardziej rozpowszechniający się i niepożądany dla nich materjał opałowy, — zielono i słonecznie! Z płaskich szczytów pobliskich wzrok poi się piękną panoramą grzbietów lesistych, szafirowych wąwozów głębokich i biegnących na ich dnie srebrnych wartów rzek. W tych to wsiach znajduje się ośrodek ludowej sztuki huculskiej. Powstał on dokoła chat wielkich mistrzów z łaski Bożej. W Jaworowie rozpoczął bowiem swoją artystyczną działalność sławny „stocznyk“ — artysta — zmarły już snycerz Jur Szkryblak, który pozostawił po sobie pamiątki w muzeach, w zbiorach prywatnych i w ozdobach cerkwi jaworowskiej. Jur pierwszy porzucił pierwotne, niedoskonałe narzędzia rzeźbiarskie, jak kozik i „szkibla“, i zastosował tokarkę. Wytoczone przedmioty rzeźbił później lub wykładał kawałkami drzewa innej barwy albo metalem. Jako rzeźbiarz cerkiewny, słynął w Krzyworówni Andrij Diaczuk-Derejuk, a rzeźbione przezeń trójramienne świeczniki i krzyże można oglądać po cerkwiach huculskich. Jednakże co do wytworności kompozycji, harmonji i barwy rysunku na pierwszem miejscu stoi syn Jura — Wasyl, a jego wyroby, jak talerze obrzędowe, świeczniki kościelne z jaworu, inkrustowanego cisem, gruszką i mosiądzem, pastorał metropolity i inne arcydzieła nie mają sobie nic równego. Do współzawodnictwa z Wasylem Szkryblakiem i jego braćmi wystąpił w Riczce Mehedeniuk, który swych wyrobów nie zdobił rzeźbą, lecz ornamentem z różnobarwnych paciorków. Snycerstwo ozdobne i mosiężnictwo w dalszym ciągu najintensywniej rozwija się w Jaworowie, gdzie istnieje szereg warsztatów, opartych na tradycji, przechowanej w kilku rodach huculskich. Gdzieniegdzie po chatach „czeledź“ tka „liżnyki“ i „kowerce“ — puszyste koce wełniane o doskonale dobranych barwach,
...„bokłah“ i „czutura“...
kożusznicy szyją zdobne keptary, a artyści-rymarze, wyrabiają „taszki“, „tabiwki“, rzemienie, pasy, siodła i inne przedmioty ze skóry, zdobionej metalem, paciorkami lub wytłaczanym rysunkiem. W Jaworowie, Riczce, Brusturach, Krzyworówni, Żabiu, Jasienowie liczni snycerze i mosiężnicy wyrabiają toporki, laski-kełefy, fajki, krzyże, igielniki, zgardy — z mosiądzu i bronzu, pięknie cyzelowane, a nieraz, szczególnie w zastosowaniu do pierścionków, kolczyków i innych ozdób kobiecych, „napuszczane“ emalją. W niektórych przedmiotach z drzewa rzeźbionego widać wyraźny wpływ baroku cerkiewnego, w innych znów — wpływy włoskie i dalmatyńskie.
..zdobne baryłki,...
Sztuka huculska we wszystkich swych przejawach pozostaje jeszcze mało zbadaną, więc na miejscu tu będzie zwrócić uwagę na pewną ciekawą postać, która mogła w w. XVII wywrzeć wpływ na zamiłowanie Hucułów do rzeźby artystycznej, chociażby miało się ono objawić jako naśladownictwo. Oto Krasiccy we włościach swoich przemyskich mieli wielkiego mistrza-rzeźbiarza, chociaż w aktach figuruje on bez nazwiska. Był to jakiś „Janko“, którego Krasiccy pożyczali znakomitszym sąsiadom.
...misterna „trijcia“...
Ów zagadkowy mistrz rzeźbił w drzewie, rogu i metalu, zdobił pałace i świątynie, więc mógł sztukę swoją zaszczepić na halickiej ziemi, skąd przeszłaby ona i na Pokucie. — W głównych motywach ornamentyka huculska nie odbiega od zasadniczych wzorów słowiańskich, jakie wykryto na przedmiotach z wykopalisk w przedhistorycznej osadzie słowiańskiej w Opolu. To samo zauważyć da się co do kształtu i rysunków na kolczykach i pierścieniach, jak też toporków-czekanów i harpuna, który nad Czeremoszem przechował pierwotną formę tego narzędzia rybackiego i w razie potrzeby — straszliwej broni przeciwko napastnikowi. Nieskończoną, zda się,
...„pisane“ paskiwnyki...
jest pomysłowość huculskich mistrzów w wykorzystaniu pierwowzorów słowiańskich lub przemyconych tu z zachodu i wschodu, a jednak we wszystkich prawie daje się wykryć moment emocjonalny i przedewszystkiem wspólny zapewne różnym ludom pasterskim i myśliwskim, co, być może, pozostało w ich duszach po wojowniczych pra-przodkach — Dakach. Moment ten wyczuć można w tradycyjnem drzewku życia, wazonie, z którego ono wyrasta, w ptaszkach, lwach, wężach, w słońcu, w magicznej siódemce — sześciopromiennej rozetce z wypukłym ośrodkiem, odpowiadającem siódmemu promieniowi, — motywy znowu sprzed kilku tysięcy lat przed naszą erą; wreszcie emocje religijne — szukanie i uznanie Boga, a więc znowu słońce w różnych kształtach — od swastyki — do kwiatka, orzeł i nakoniec — krzyż bizantyński, tak bardzo zresztą podobny do uproszczonej, stylizowanej jodły, i drugi — szeroki, krótki, znany rzeźbiarzom Babylonu, Asyrji i Egiptu. Nawet w barwach, używanych przez tkaczy huculskich, występuje moment emocjonalny — dążenie i tęsknota do słońca i złota, w barwie czerwonej i żółtej, wyrażających nieśmiertelny łańcuch bytu. „Borszcz, czyli czerwień, i chlib“ — widzą Huculi w pobudkach życiowych, a stąd przechodzą do następnej formuły: „krew i złoto“, bo przez krew odradza się człowiek w młodem potomstwie, na wojnie zaś zdobywa złoto, kolorem zbliżone do chleba huculskiego — kukurydzy, o ziarnach, dających obfity plon. Inne barwy, skojarzone zawsze ze zjawiskami przyrody, używane tu są również, bo przecież piękna tęcza — „wesełycia“ pokazuje pełną gamę barw czerwonej, żółtej, niebieskiej i fjoletowej — krwi, ognia, chleba, złota, nieba i — tęsknoty. Barwa żółta uosabia twórczą siłę słońca — boga, chleb i bogactwo; zielona — poryw, marzenia, nadzieje młodości, czerwona — męskość, krew, ogień, miłość i związaną z nią nieśmiertelność w następnych pokoleniach; niebieska — oznacza przestrzeń wdal, wzwyż i wgłąb, a więc tajemnicę niezbadaną nieba, otchłanie wód i dum człowieczych; fioletowa barwa — to wiek dojrzały, to dzień dogasający, to — mgiełka, w której skradają się już czarni gońcy nocy i... śmierci.
Hucuł, przez nikogo nie nauczony, w głębi duszy wrażliwy na otaczające go piękno, grozę lub smętek rodzimej natury, posłyszał te echa dawnych emocyj, wspólnych wszystkim ludom. Szukali tkacze huculscy barwników w roślinach i ziemi. Burak, „żowtyło“, „zanowit“ i „łyść“, różne gliny, węgiel, sadza i inne źródła naturalne dostarczały tkaczom czystych i trwałych farb. Malarstwo jednak nie rozkwitło na Huculszczyźnie. Obrazy na szkle przywędrowały tu — zdaje się — z Bukowiny, a może nawet od Słowian południowych, zapewne nawet nie bezpośrednio, tylko przez Kijów, jak to miało miejsce w Rosji środkowej i północnej a także na Ukrainie zadnieprzańskiej. Malowidła na drzewie — nieraz stare bardzo — zdradzają wpływ, jeżeli nie bezpośredni nawet udział malarzy pieczerskich i atoskich, gdyż ich dostawą trudnił się zapewne skit Maniawski, z Atosem i Ławrą kijowską związany ściśle.
Wszystko, co wytwarza sztuka huculska, jest niezmiernie estetyczne, głęboko pomyślane i co najcenniejsze — posiada styl swoisty. W nim zamknął Hucuł dumy swoje, marzenia i uczucia, swoją krew, słońce, drzewa i rośliny piękne i czarowne, złocisty i płodny owoc kukurydzy — karmicielki. Jakżeż wielka i niepowetowana byłaby strata, gdyby zanikła sztuka huculska lub się zniekształciła a w treści swej i poziomie chylić się poczęła ku upadkowi! Niestety, zjawiły się już pierwsze tego zwiastuny — nieuczciwe pośrednictwo, konkurencyjne, tandetne wyroby żydowskie i złe materjały, dostarczane przez nich chałupnikom, wreszcie narzucenie Hucułom — obcego im kilimkarstwa.
Niebezpieczeństwo to postanowiło usunąć Towarzystwo Przyjaciół Huculszczyzny — organizacja poważna, nie rozpraszająca się na rzeczy błahe, drugorzędne i nie porywająca się na projekty niewykonalne, co gaszą ducha i budzą zwiątpienie. Walkę o czystość sztuki huculskiej w terenie powierzono najlepszym znawcom i szczerym miłośnikom tego kraju i ludu. Dom jednego z takich patronów Huculszczyzny pułkownika Norberta Okołowicza poznać można po tem, że wszystko tam jest zbudowane, urządzone i ozdobione według najsurowszych tradycyj regjonalnych. Ciągły tam ruch Hucułów: jedni przynoszą rzeźby i „pisane“ wypalankami naczynia bednarskie, drudzy — wyroby mosiężne i żelazne, inni dźwigają liżnyki barwne i szerokie „kowerce“, aby wysłano je na sprzedaż do muzeów i zbiorów osób prywatnych; stąd dostają dobrą wełnę, farby do barwienia przędzy, narzędzia rzeźbiarskie i snycerskie, drut, blachę i paciorki do wykładanek, do „żyrowania“ i „wpuskania“ w drzewo, różne zapasowe części krosen, tokarek i metal do odlewów, aby skrzynie, baryłki, berbenycie, rakwy, bokłahy, siodła, bartki toporków, kełefy, krzyże, łańcuchy, kolczyki, pierścionki „pysarie“ były „mudriszcze“ — piękniej i jeszcze bardziej wymyślnie, by liżnyki biły świeżością trwałych barw jakby wziętych z nieskalanej palety tęczy.
Piękne rzeczy wiszą na ścianach kleci i komory w tej „chacie“, wiele tam dobra stoi na podłodze, leży na półkach i skrzyniach! Wszystko — wyborowe, prawdziwie huculskie, mogące zdobić szlachetnie wnętrze każdego domu lub odpowiadające swemu przeznaczeniu — podniesienia powabu kobiety i powagi gazdy. O tem mówią z cienkiego lnu i dobrej skóry zrobione i niefałszowaną wełną haftowane — koszule, keptary, gugle i serdaki, starannie tkane zapaski, różne wymyślne wstawki w „proszytie, sznurok, chrestyki, płetinky, cyrki“ i inne ściegi; tabiwki, noże, fajki, laski i toporki, pistolety staroświeckie, noszone obecnie w rzadkich tylko okazjach, jak też szerokie rzemienie z prochownicami i łaszkami, krytemi mosiężną blachą lub nabijanemi błyszczącemi gwoździami. Zresztą te części wojowniczego stroju huculskiego od dziada przechodzą do wnuka, jako najdroższa pamiątka w fioletową mgłę odchodzącej przeszłości i jako oznaka gazdowskiego rodu. Zgromadzono tam też wyroby garncarskie — naczynia o malowaniu zielonem i żółtem, kafle do pieców i lichtarze, ale te przedmioty, chociaż nieraz bardzo starannie i artystycznie wykonane, przywożą tu z podgórza — z Kosowa i Pistynia, gdzie powstał przemysł ceramiczny, importowany tu z głębi Polski i z rdzenną Huculszczyzną nie związany organicznie, gdyż wymaga techniki — malarskiej — z nieznanych powodów zupełnie obcej duchowi i twórczości tego kraju.
Garncarstwo, szczególnie zdobnictwo garncarskie, stały się przedmiotem gruntownych badań i dociekań. Istotnie przygodny nawet turysta-laik staje w zdumieniu przed bogactwem ornamentacji. Próżnoby szukać na Pokuciu dwu kafli, jednakowo „pisanych“! Znane tu są imiona ceramików znamienitych: Kowalski, Baranowski, Bachmiński, Koszak, Tymiak... Jak wogóle w sztuce ludowej, nie znoszą oni pustych płaszczyzn tła i zapełniają je rysunkiem lub ornamentem, rozplanowanym z głębokiem poczuciem umiaru, zrozumieniem architektoniki zdobionego przedmiotu, artystycznym smakiem i uległością prawom estetyki. Gwiazdy, koła, trójkąty, kwadraty, romby, krzyże, kłosy, koniki, rozety z aureolą wokół, kwiaty w doniczkach, bukiety, liście, pięknie ułożone łodygi roślin, jelenie, kozły, ptaki, na kaflach zaś — powozy, myśliwi, wojskowi, jeźdźcy, gajowi, bibosze... ale! nikt nie wyliczy wszystkiego, co zdobi garncarskie wyroby majstrów pokuckich, którzy ostrym rylcem stalowym snują cienkie, koronkowe kontury wizji rysunkowej. Poczęści z nastroju, poczęści z tradycji pochodzą barwy majoliki miejscowej — ciemno- lub złocistożółta, brunatna, czarna, niebieska i zielona, pogłębione i stonowane kratkowaniem lub kreskowaniem gęstszem czy rzadszem. T. Seweryn w swojej rozprawie o pokuckiej majolice ludowej, z całą sumiennością naukową ugruntowawszy swój pogląd tak pisze: „Zaliczanie wyrobów artystycznych pokuckiej ceramiki do sztuki huculskiej jest nieporozumieniem i nieścisłością. Gromadka polskich garncarzy godnie reprezentuje kulturę pochodzenia swego na południowo-wschodnich rubieżach Polski, boć zazębianie się wpływów wschodu i południa z zachodem w dziedzinie domowych przemysłów nie obywa się bez ich współudziału — praca naszych kresowych garncarzy stanowi chlubny dokument żywotności naszego ludu, który nawet na polskich etnograficznych wyspach Pokucia nietylko nie zatracił swoich odrębności plemiennych, ale nawet i swoistym charakterem pracy artystycznej istotnie wyróżnia się na tle pięknej, plemiennej, prawdziwej huculskiej sztuki.“ Garncarstwo pokuckie nosi jednak na sobie ślady wpływów południowego Siedmiogrodu, zaniesionych tu wraz z nowem osadnictwem Wołochów w w. XVIII-ym, wpływów włoskich, docierających również przez Siedmiogród, w postaci zmodyfikowanych „piatti di pompa“ — talerzy do zdobienia ścian; odcisnęła tu swoje ślady Słowaczyzna i, jak twierdzą niektórzy etnografowie, — Europa Zachodnia. Jednocześnie — a to właśnie najsilniej przemawia do serca — istnieją zarysowujące się w pomroce wieków zarośnięte już doszczętnie ścieżki,
Krzyż procesyjny
doprowadzające do kultury rzymskiej, — tej, co to w zdobytych prowincjach stała się źródłem ożywczem dla przeróżnych rzemiosł i sztuk. Istnieją, podobno, jakieś paralele pomiędzy naszą ceramiką pokucką, a niektóremi regjonalnemi ośrodkami garncarstwa we Francji.
W każdym razie majolika artystyczna nie jest dziełem rdzennych Hucułów, naogół obojętnych dla sztuki malarskiej, która właśnie w tej dziedzinie gra wielką rolę.
Jedynym przejawem malarskich uzdolnień ludzi „Wierchowiny“ są pisanki — jajka wielkanocne, malowane przez kobiety. Wymagają one pracy żmudnej i cierpliwej, noszą jednak cechy wrodzonego Hucułom poczucia piękna, umiaru w barwie i szlachetności w rysunku, czem szczególnie odznaczają się pisanki z Kosmacza, Kosowa, Riczki, Jaworowa i Żabia.
Niezawodnie zaciekawią przyszłych badaczy hafty,
„Trijcia”
zdobiące koszule Hucułek i Hucułów i, jak drogie kamienie, jarzące się na bieli płótna. Są tam przeważnie motywy geometryczne, wykonane w barwach wiśniowej, zielonej i szafirowej z nieznacznemi iskrami żółtego i ceglastego koloru. Niemal nigdy nie można spotkać powtórzenia rysunku i zabarwienia. Człowiek, długo przebywający na Wschodzie, mimowoli dopatrzy się tu wpływu niezmiernie poważnej sztuki orjentalnej, skrzepłej w rygoryzmie formy. Różne wieloboki, gwiazdy, romby, koła, krzyże, rozety, meandry, linje faliste i proste — wszystko to przypomina wzory pospolite na kobiercach tekińskich, armeńskich, dagestańskich, bucharskich, smyrneńskich i perskich, i mimowoli rodzi się domysł, czy to nie wiek XVII-ty, gdy nawała turecka biła w mury Polski, dał początek tym cudnym haftom huculskim, albo czy nie doszły tu możne wpływy wschodnie za pośrednictwem przedsiębiorczych kupców ormiańskich, którzy wieźli z Bałkanów i z Armenji kobierce, adamaszki, pasy tkane dla możnej szlachty polskiej i ruskiej? Czy wreszcie — rygorystyczna sztuka Islamu nie zaciążyła na twórczości artystów huculskich, powstrzymując ich od tematów ze świata istot żywych, — zwierząt i człowieka? W każdym bądź razie hafty kobiet huculskich stoją na bardzo wysokim poziomie sztuki ludowej. W tych barwnych pentaklach na melancholijnem, poważnem tle, zamknęły one marzycielską duszę swoją, wybujałe poczucie piękna i wrącą w sercu potężną, gotową zerwać się namiętność. Dziwne to zaprawdę zjawisko, że w kurnych chatach góralskich, rozsianych po zboczach gór, samotnych i nie szukających więzi z szerokim światem, w którym rwie i huczy rozpętane, do pędu maszyn coraz bardziej podobne życie, — wybuchnął tak samoistny, doskonały i pełen natchnienia poryw do artyzmu. Zrodził się zapewme jak te rzeki burzliwe, na wierchach zielonych, gdzie Hucuł staje w obliczu słońca i nieba, gdzie czuje wielką tajemnicę bytu i niejasną tęsknotę za czemś niedoścignionem, co zmusza człowieka gór wyrazić w pięknych rysunkach rzeźb,
Mistrz
barwach i kształtach swoich wyrobów artystycznych i w porywających opowieściach, gdy to każdy wypadek i zjawisko, działające na wyobraźnię i uczucie, przeistacza się w tragiczną lub sentymentalną balladę epicką. Wtedy każdy Hucuł, podniecony jej jasną lub tajemną treścią, staje się natchnionym bardem swych wierchów, borów, rozczołyn i płajów, skąd echo ukryte podszeptuje mu nowe strofy — to pogodne lub groźne, to znów kipiące namiętnością żywiołu. Ta wyobraźnia, podsycana pięknem lub grozą, ciszą tajemniczą i szalonem rozpasaniem potęg natury znaleźć i wyczuć można nietylko w piosenkach, układanych przez łeginiów, młodych i starych gazdów, pastuchów, drwalów i orylów, lecz i w opowieściach poetyckich, zdumiewających swym rytmem i wyrazistością umiejętnie dobieranych słów, a nawet, podobno, w kolendach. Jednak niezawodnie najbardziej silnie wyraża się ten pęd i zdolność do ujęcia bezpośrednich wrażeń w baśniach i opowiadaniach. Tu nic już nie wstrzymuje bujnej, nieokiełzanej fantazji Hucuła. Mówiące zwierzęta, drzewa zaczarowane, niebywale daleko posunięte bohaterstwo, nadanie ludziom cech półbogów, jakgdyby z nieznanego jeszcze Olimpu jakiejś pierwotnej mitologji zstępujących na ziemię Wierchowiny, wszelkie moce „czarne“, echa kultów, czczących siły przyrody i uosobiających je w istotach ludzkich — wszystkie te przebogate pierwiastki poetyckiej wyobraźni, te barwy i odcienie, wchłaniane przez dusze, czułe na piękno swej ziemi ojczystej i żądne wstrząsów mocnych, rzucają się w oczy człowiekowi o odmiennej kulturze nizinnej, jak oślepiający zygzak błyskawicy, jak strasznie wyrazisty ślad wiatru halnego.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.