Idealna kochanka
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Idealna kochanka | |
Pochodzenie | Podręczniki miłości | |
Wydawca | Księgarnia Ludwika Fiszera | |
Data wyd. | 1923 | |
Druk | Grapow i Mazurkiewicz | |
Miejsce wyd. | Łódź | |
Tłumacz | Marceli Tarnowski | |
Tytuł orygin. | Lehrbücher der Liebe: Die vollkommene Geliebte | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Drukiem Grapowa i Mazurkiewicza w Łodzi
|
W czasach królewskich królów posiadał król żonę, a prócz tego drugą, którą w dowód czci lub może dlatego, że była nią istotnie, zwano władczynią, metresą. Gdy się królowie stali nieco słabsi, mieli żonę i metresy. Gdy się w okresie mieszczańskiego średniowiecza stali zupełnie łebscy, mieli najczęściej tylko żonę, a metresy mieli, jak wszystko inne, mieszczanie. W pierwszym okresie nie mówi się o metresie pana, w drugim pisze się przeciw niej i przeciw niemu pamflety. W okresie mieszczańskim, gdy każdy paryżanin z dochodami uważał się za zobowiązanego do posiadania metresy, usiłowali wszyscy beletryści stanu metres, szczególnie kwitnącego za drugiego Cesarstwa, dać zjawisku temu wyraz literacki w nowelach, powieściach, artykułach. Ci beletryści byli naogół mieszczuchami, dowcip ich polegał na wywracaniu oczu, byli zuchami przed dziurką od klucza, hulakami podczas trzech dni świątecznych w roku. W średniowieczu upadła tedy nieco metresa wraz ze swymi historykami.
Agnes Sorel, Diana de Poitiers, Gabrjela d’Estrées, Madame de Montespan, — bez tych dam byliby królowie, ich przyjaciele, tylko królami. Może dlatego jedynie mogli znieść swój absolutyzm, że stawali pod berłem kobiety, pod jej korekturą, jej dobrocią, miłością, urodą, wspaniałomyślnością, wielkodusznością. Czego nie posiadała lub posiadała bardzo rzadko kobieta poślubiona z jakichkolwiek względów konwencjonalnych czy politycznych. Ale — jakkolwiek były one czarujące — nie będziemy odwijali mumij historji z ich więzów. Kokota X, która jest metresą dyrektora banku Y, może się wprawdzie w chwilach słabości uważać za Dianę de Poitiers, ale z pewnością bankier Y nie uważa się za Franciszka I. Jego ambicja sięga wyżej i nazywa się Pierpont Morgan.
Albertus Magnus wylicza w jednym z rozdziałów swej Historji naturalnej istoty, które się nienawidzą; zapomniał o dwu: mężatka i metresa. Jest to jak biblijna historja stworzenia bez Adama i Ewy.
Choćby była piękna jak Ninon, mężatka uważa ją za brzydką, pozbawioną wdzięku, bezwstydną. Choćby była mądra jak Aspazja lub Madame de Sevigné, w mniemaniu żony nie ma ona za grosz rozumu, jest głupia, nudna i płytka. Choćby nosiła się z godnością królowej, mężatka powie, że ma ona w sobie coś ordynarnego, kokociego.
Jeśli żonę mieszczańską mąż zdradza, czyni ona porównanie, pod jakiemi to względami stoi niżej od swej rywalki. Rekruci przy zaciągu doznają znacznie surowszego przeglądu. Bardzo rzadkim jest wypadek, aby kobieta nie znalazła fizycznej lub moralnej przyczyny swego porzucenia, lecz jeszcze rzadszem jest, aby nie uczyniła z tego mężowi gorzkiego wyrzutu. Ostatecznie powiada sobie: dawniej nie robił sobie przecież nic z tego, a naraz uważa moje nogi za zbyt grube. Gdy się raz pewna kobieta przekonała, że w czemś przynajmniej bez próżności przewyższała od natury swą rywalkę, rzekła do tej swojej byłej przyjaciółki: „Moja kochana, gdybym mogła przewidzieć, że mój mąż zakocha się w najbrzydszych zębach...“
Próbowano różnych systemów do zaprowadzenia porządku w ogromnej rozmaitości kochanek. Rozróżniano: kochanki, które kochają twe pieniądze tak samo jak ciebie. Takie, które twe pieniądze kochają więcej, niż ciebie. Takie, które kochają cię tylko dla twoich pieniędzy. Takie, które kochają cię bardziej dla ciebie, niż dla twoich pieniędzy, uwzględniając jednak bardzo mocno i pieniądze. Ze średniego pojęcia, koło którego się mniej lub bardziej obraca miłość kochanek, poznać można wiek, który ustalił dany podział. Nie można powiedzieć, aby ten podział sięgał szczególnie w głąb. Ale, te sięga on tak głęboko, jak na to pozwala głębia tego towarzystwa.
Biegłość dobrej kochanki polega na doświadczeniu, że mężczyzna często męczy się miłością, gdy kobieta co najwyżej męczy się kochankiem. Żony zdobywają to doświadczenie dopiero w małżeństwie i zdobywają je wtedy, gdy już im służyć nie może. Małżonki są zdania, że powinny swego męża o każdej porze w jakiś sposób zajmować miłością, choćby to miało na tem tylko polegać, że nazywają go „słodkim mężusiem“. Właśnie przed tą plagą ucieka często mężczyzna do dyskretnego zachowania się kochanki, która zna dobrze uderzenia dzwonu miłości i nie wypełnia pauz ceremonjami, mającemi dowodzić miłości.
Kobieta zakochana jest niewolnicą, która każe ukochanemu nosić swoje kajdany. Musi on jednak wyczuwać ich wagę jako wagę, nie jako ciężar. Atlecie wystąpiłby pot przerażenia na czoło, gdyby mu kazano nieść maleńką filiżankę do kawy. Wiele kobiet sądzi, że siedemnaście małych, źle osznurowanych paczuszek, które dają swemu galantowi do noszenia, są więzami miłości. Większość małżonek uważa się za niezbędne do szczęścia męża, — jest to najpewniejsza droga do unieszczęśliwienia go i stracenia dla kochanki, która wie, że mężczyzna bynajmniej nie potrzebuje jej do swego szczęścia, ale uważa to tylko za przyjemne w rzadkich chwilach.
O czem małżonka wie rzadko, a dobra kochanka zawsze, to: że serce i marzenia niszczą miłość, a nie zmysły. Zmysły są posłuszne prawom życia i zawsze są naturalne. Ale usposobienie, serce, tak zwane uczucie z jego iluzjami i złudzeniami przynosi ze sobą okrucieństwo, rozpustę, rozkład, ba, prowadzi nawet do perwersji zmysłów. Wszelka perwersja pochodzi od sentymentalnych marzeń lub okrutnych rozmyślań.
Mężczyzna ma pewny dowód miłości w oddaniu się kobiety. Ale jaki dowód miłości mężczyzny ma kobieta? Gdzie jest kamień probierczy przysięganej jej miłości? Ma tylko bardzo niepewne i lotne dowody moralne. Dlatego waha się. Kochanka bierze jako pewny dowód miłości pieniądze, — czyż nie ma racji w czasach, gdy pieniądz jest miernikiem wartości wszelkich rzeczy? Że mężczyzna jako kochanek pięknej kobiety zastępuje jej męża, to nie jest jeszcze dowodem jego miłości do tej kobiety, lecz co najwyżej, że jego władze zmysłowe działają sprawnie. Trzeba więc czegoś więcej, niż tej zupełnie oczywistej czynności, do której na stu mężczyzn dziewięćdziesięciu dziewięciu jest gotowych, a sześćdziesięciu zdolnych. Owo dzisiejsze więcej jest to konto w banku, jeśli się zważy, jak wielkie są usiłowania mężczyzn do zdobycia sobie konta w banku.
Tylko metresa wybiera sobie mężczyznę z racjonalnych względów. Inne kobiety nie są za swój wybór odpowiedzialne, a wybraniec nie ma najmniejszej racji do szczycenia się z wyboru: w kobiecie tworzą tajemne instynkty potrzebę miłości, która w odpowiedniej chwili spada na tego, kto się nawinie. Każde uczucie zmysłowe staje się w pewnej chwili dojrzałości samo przez się tem, co się — aby mu piękne miano nadać — zowie miłością, a z tego może skorzystać zarówno idjota jak genjusz. Inaczej dzieje się u metresy: nie jest ona nigdy ofiarą swych zmysłów, choć bywa czasem ofiarą swego rozsądku.
Kobieta, która zna tylko swego męża, sądzi, że zna miłość, nie zna zaś nawet swego męża — i traci go dla kochanki, gdyż wymaga od niego więcej wiadomości, niż on może jej dać. Kiedy kobieta czuje chęć przebudzenia się w sobie, wówczas staje się łagodniejsza, mężczyzna zaś okrutniejszy, czyli: każde z nich kształci się wedle swych specyficznych skłonności. Mężczyzna jest egoistą, zazdrosnym o szczęście, które daje.
Kobieta jest bierna, zadowolona ze szczęścia, które odczuwa. Po rozkoszy kobieta jest wdzięczna, mężczyzna — wrogi. Jakże ma się kobieta tego wszystkiego dowiedzieć od jednego jedynego mężczyzny? Nie wie przecież nawet, co jest właściwością jej tylko męża, a co mężczyzny wogóle. Doskonała kochanka wie to. Możnaby powiedzieć, że kobieta zamężna obchodzi przy pierwszym kochanku swój debiut w miłości.
Po sześciu miesiącach febrycznego oczekiwania i namiętnych pożądań pan Menalk jest wreszcie szczęśliwy: pani Lu oddała mu się. „Czy zobaczymy się jutro?“, pyta przy pożegnaniu pan Menalk, pełen obawy, że nie. Pani Lu odpowiada, że dopiero w przyszłym tygodniu jest wolna. „Oh!“ wzdycha Menalk boleśnie, aby ukryć poza tem westchnienie ulgi. Kochanka idealna nie dopuszcza wcale do tego przymusowego pytania, gdyż wie ona, co wie. A przyjaciel jej nie potrzebuje ukrywać radosnego „Bogu dzięki!“ poza rozpaczliwem „Oh!“. Pani Lu, pogrążona jeszcze zupełnie w kłamstwie, ma wszelkie dane po temu, aby zazdrościć kochance swego męża jej uczciwego, czystego i porządnego życia miłosnego.
Kobieta, która jest żoną, musi — lub powinna przynajmniej wedle dobrych obyczajów — nauczyć się od jednego mężczyzny tego, czego inna kobieta, która jest kochanką, uczy się od jednego po drugim, a przy trzecim już posiada (gdyż mężczyźni są bardzo prości). Nadto żona uczy się tego wśród utrudniających okoliczności ciągłego współżycia z jedynym ukochanym, a przynajmniej zaślubionym mężczyzną. Wiele jednak znosi miłość, lecz zadomowienia nie znosi. Słowa miłości są dzikie, złe, słodkie, okrutne, czułe, lecz większość kobiet przyswaja je sobie na użytek domowy, rozpoczynając każde zdanie od „najdroższy“, lub „skarbie mój“, lub „ukochany“, — a czegoś podobnego nie zniesie najsilniejsza nawet miłość. Większość kobiet zapomina, że w bardzo rzadkich tylko wypadkach sprawia mężczyźnie przyjemność rozmowa z kobietą „potem“, powiada Windelband. A jeśli wówczas zaczyna ona zgoła od „mój słodki“, ucieka mężczyzna ze wstydu o tysiąc mil od kobiety, nawet jeśli pozornie pozostaje na miejscu.
„Mój mąż jest dla mnie obcy“, powiada kobieta do kochanka, który przypuszcza, że musi się śmiać z męża, do czego nie zawsze ma słuszne powody. Istnieją bowiem kobiety, które potrafią wspaniale zdradzać kochanka z mężem, — takie małżeństwa są najszczęśliwsze. Co najdziwniejsza, uszło to uwagi dramaturgów, którzy ciągle jeszcze sądzą, że mogą swój przepych dramatyczny osiągnąć dzięki zazdrości, podczas gdy zazdrość stała się znacznie rzadsza, aniżeli się przypuszcza w kołach pisarzy dramatycznych. Mężczyzna dzisiejszy nie jest już tak pyszny, jak mąż rycerski dawnych czasów, a przecież zazdrość mężczyzny była niczem innem, jak obrażoną dumą, podobnie jak zazdrość kobiety krzykiem niezaspokojonych zmysłów. Serce nie ma z tem nic wspólnego.
Kobieta zamężna dochodzi do świadomości, gdy staje się kochanką innego mężczyzny, — oznacza to oczywiście co innego, niż metresa innego mężczyzny, gdyż trzeba metresie pozostawić jej właściwości, do których należy pieniądz, bardzo subtelna komplikacja, lecz w każdym razie nie sprzedaż, za jaką ją uważa oburzona bardzo uczciwa kobieta, gdy z najwyższą pogardą mówi: „za pieniądze“. Przed większością par narzeczeńskich ukrywa się starannie wyrachowane sprawy pieniężne między starszymi zainteresowanymi, ale sprawy te istnieją jednak. Ostatecznie... I nie badajmy zbyt dokładnie interesowności miłości w przeważnych przypadkach zawierania małżeństw. Jeśli więc tu jak i tam pieniądz odnośnie do czasu ma jednakową wartość, możemy go jako wspólny mianownik ominąć. Większa różnica jest tylko w rzeczach drugorzędnych.
W czasach demokracji pieniądza upływa życie metresy pod mało podniecającemi formami, co umniejsza konieczność jej specjalnej dzielności, jej talentu, a przez to w pewnej mierze ułatwia całe jej położenie. Dziś dzieje się tak, że całą ambicją mężczyzny bogatego jest odbić mniej bogatemu jego kochankę, ofiarując jej więcej pieniędzy. Ofiarowanie pieniędzy stało się dla pewnego typu dzisiejszych mężczyzn jedyną formą okazywania miłości. Chce on posiadać tę kobietę, o której wiadomo, że X tak się na nią wykosztował. Chce on triumfować nad X’em. Może drogą okrężną chce przez drożej opłaconą kochankę podnieść swój kredyt. Kobieta jest środkiem: to ułatwiło znakomicie ich zawód kobietom, żyjącym z miłości, żyjąc dla miłości. Dlatego też wśród kobiet tych spotyka się coraz rzadziej takie, któreby osobiście miały jakieś znaczenie.
Kobieta oszczędza z najwyższą troskliwością przez dwa dziesiątki lat skarb i wydaje go potem jednego dnia do ostatniego grosza. Potem nie znajduje już nic, jak ofiarować się ciągle na nowo i trwonić to, co jest już roztrwonione. Idealna kochanka wie, że w oddaniu swem nie ofiaruje największego skarbu świata, którą to dziwną wiarę mają, inne kobiety, co czyni je tak pięknemi, tak szpeci zaś te, którym tego brak.
Metresie przychodzi to łatwo, gdyż zawsze jest ona pogrążona w miłości, żyjąc z niej. Żonie znacznie jest trudniej zapominać o miłości w miłości, i tak oto wyradza się jej miłość w sympatję, przyjaźń, czułość, małpowanie i żałosną parodję namiętności. W czem dopomaga żonie i to, że ma ona zawsze wzgląd na przyszłość, podczas gdy kochanka jest cała teraźniejszością i musi nią być, aby opanować siebie. Uczciwa kobieta w najkrytyczniejszym momencie swego fałszywego kroku powie kochankowi drżącemi ustami: „jestem uczciwą kobietą, nie zapominaj o tem nigdy...“ A potem jeszcze, że uczyniła straszliwą ofiarę.
Rozpusta, którą jest jakoby wypełnione życie nieuczciwych kobiet, jest tylko błędnem mniemaniem innych kobiet, gdy są jeszcze nieuświadomione lub krótko — powiedzmy dwa lata — zamężne. Zatem uczciwe. Jeśli pozostają niemi, a małżeństwo przeciąga się do ósmego, dziesiątego roku, wówczas utracą one wszystkie złudzenia i staną się rozpustne.
Słyszy się często, jak kobiety, które wolą żyć w ciągłej odmianie jako kochanki, niż w trwałem małżeństwie, nazywane bywają „bezwstydnemi osobami“. Jest to jednak nieodpowiednie określenie. Ponieważ uczucie wstydu płciowego u kobiety — nie u dziewczyny — jest kwestją oświetlenia, tedy właśnie kochanka nie powinna się obawiać światła, gdyż jest ładna. A owe oburzające się kobiety, nawet gdy są zupełnie szczelnie ubrane, nie bardzo się cieszą, gdy na nie pada światło, — jak wielkim jest zatem wstyd wobec myśli, że światło mogłoby zabłysnąć wobec ich rajskiego stanu! Owa złość, ujawniająca się w tej obelżywej nazwie, pochodzi z mimowolnego wprawdzie, ale zgoła niestosownego porównania dwóch ciał kobiecych przy silnem oświetleniu. To absurdalne porównanie robi tylko brzydka kobieta, a że wypada ono tak bardzo na jej niekorzyść, oburza się na piękną kobietę. Usiłuje ona piękność jej pozbawić wartości względami moralnemi, aby odwracając uwagę od własnej brzydoty, zwrócić ją na własną czystość obyczajów: „Ona nie jest piękna, gdyż jest bezwstydna, ja nie jestem brzydka, gdyż jestem cnotliwa“, powiada przewodnicząca związku cnoty.
Idealna kochanka wie: im mniej mówi się w miłości, tem lepiej się zrozumie. Im uciążliwszą się ją czyni, tem cięższą staje się do zniesienia. Kobiety, które się zbyt długo ociągają, zanim się rzucą w ramiona mężczyzny, są to kobiety, które się tak samo długo ociągają, zanim się z ramion mężczyzny zechcą usunąć, powiada Ludwik Uhland. Nie trzeba powiększać przez rzeczy zbyteczne i tak istniejącego zawsze konfliktu między sercem a zmysłami, gdyż grozi to zburzeniem tego, co jest w tem z miłości, przez ckliwość i nudne kłamstwa.
Przyjmijmy, że jakaś kobieta jest nawet istotnie samą cnotą — cnota jest najczęściej przypadkiem temperamentu, powiada Schiller —, wówczas będzie ona o tyle mądra, aby nie dawać tego każdemu poznać, lub co gorsza podkreślać to. W przeciwnym razie zbyt bliską jest myśl, że to raczej nie było dotąd niebezpieczeństwa, któreby tę cnotę wypróbowało, a stąd do wniosku, że niebezpieczeństwo to nigdy nie nastanie, jest już tylko maleńki krok, którego się nie robi, aby się móc zgiąć w ukłonie komplementu. Wierność względem pierwszego mężczyzny jest często tylko lenistwem kobiety, jest słabością jej odczuwania, które wyobraża sobie wieczność w domniemanej miłości do tego mężczyzny. A to, co prze kobietę od jednej miłości do drugiej, jest często wielką siłą uczucia.
Menelaos nie mógł zapomnieć Heleny, jakkolwiek dobitnie zwracał mu Odysseusz uwagę na starą Penelopę, która go dzień i noc zamęczała swą zazdrością o owe dziesięć lat, których potrzebował na powrót do domu, podczas gdy przeprawa całej armji greckiej do Troi trwała tylko sześć miesięcy. Jakież historje miłosne musiał opowiadać starej damie, aby się usprawiedliwić z owych siedmiu lat, spędzonych u Kalypso! „Wszystko, co jej opowiadam“, mówił, „tka ona na tapecie, — jakimże fanfaronem wydam się przyszłym pokoleniom, kochany Menelaosie! A twoja Helena napewno też nie odmłodniała“. Temu jednak zaprzeczył Atryda wobec boskiego pochodzenia Heleny. Przy tem, jak wyznawał płaczliwie, był on naturą erotyczną. Udali się zatem w drogę, aby szukać Heleny, która dawno już nie bawiła u swego Parysa i jego następców. Znaleźli ją w Memfisie, jako zwierzchnią kapłankę Anubisa, czy też większego jeszcze boga, otoczoną najwyższemi zaszczytami, promieniejącą pięknością, a Menelaos wylewał łzy, błagając ją, aby wróciła z nim do Sparty dzielić znowu tron ojców. Na to jednak odparła Helena: „Dla twego i mego honoru zostanę tu, Menelaosie. Kobiety spartańskie są bardzo cnotliwe i na mój widok zasłonią swe oblicza, a matki pokazywać mię będą dzieciom, jak dziewkę uliczną. Nie posiadam, jak siostra Klytemnestra, powagi wielkiej zbrodni, aby zwiększyć swą sławę. Tu, w kraju, którego bogowie beczą, ryczą, miauczą, jestem światłem i życiem i pięknością, i wszystko leży przede mną w prochu, a stuletni arcykapłan, który sądzi, że mię kocha — nie bądź zazdrosny, Meni, — rzuciłby na mój rozkaz wszystkie mumje bogów i królów do Nilu. Przez niego panuję nad Memfisem, a przez Memfis nad Egiptem. A do Taygetu wróciłabym poto chyba tylko, aby być obrzuconą kamieniami przez dzieci lacedemońskie. Czegóż płaczesz zatem? Boże mój, tyle łez o uśmiech kobiety“.
Elegancka kokota należy do trzech rzeczy, które uczciwą kobietę najbardziej podniecają: czyż przyczyną tego nie jest tajemna zazdrość? Pozostałe dwie rzeczy, to rozmowa polityczna i stolik gry. Pierwsze winnoby odpowiadać potrzebie niby uszlachetnionej plotki, drugie pobudzać wrodzoną skłonność do oszustwa.
Niechęć rozsądnych dziewcząt do małżeństwa i rodziny wzrasta. Zdaje się, jakoby zrozumiały one wreszcie, że przez małżeństwo i macierzyństwo spełniają tylko zadanie społeczne, a dla państwa mają znaczenie jedynie w swych zdegenerowanych, na podobieństwo męża stworzonych egzemplarzach. Tylko miłość dwojga małżonków może uratować małżeństwo od śmieszności: jak częstym jest dziś ten ratunek? Kobieta chce mieć automobil. Zamiast napisać do fabryki, aby go jej podarowano, robi coś o wiele jeszcze dziwniejszego: wychodzi za bogatego mężczyznę. Stąd małżeństwo i dzieci. Zrozumiałe jest, że rozsądne dziewczęta wyrzekają się uczynienia zupełnie prywatnych spraw swej miłości jawnemi i koncesjowanemi przez państwo. Znoszą chętniej jako kochanki obmowy uczciwych kobiet, niż jako żony jarzmo małżeństwa, które omijają kontraktowo dozwoloną zdradą małżeńską.