Józki, Jaśki i Franki/Rozdział trzeci

<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Józki, Jaśki i Franki
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1911
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ TRZECI.
Nieudana próba. — Pan zatrąbił, pan zatrąbił. — Pamiętnik
chłopca i podpis z zakrętasem.

Kiedy zaproponowano chłopcom pisanie pamiętników i zapowiedziano, że tym, którzy je pisać zechcą, wydane zostaną kajety, — wielu znalazło się chętnych.
— Ja chcę pisać, proszę pana. — I ja. — I ja także.
Zaczynało wielu, nie wszyscy jednak umieli; a ci nawet, którzy umieli, — pisali parę dni, potem im się nudziło — i przestawali.
Zanim kto kajet otrzyma, musi na kartce opowiedzieć na próbę, jak spędził dzień jeden.
Oto nieudana próba Antosia:
„Jak rano wstałem, pan zatrąbił i zmówiłem pacierz, potem pan zatrąbił i zjadłem śniadanie, potem pan zatrąbił i poszliśmy do kąpieli, potem pan zatrąbił i był obiad, i pan zatrąbił i poszliśmy do lasu“.
— Idź głupi, — zgromił go kolega — pan ci nie da kajetu. Nic nie piszesz tylko: pan zatrąbił, pan zatrąbił.
— A jak mam pisać?
— Jak nie wiesz, to nie pisz, a na pośmiewisko się nie narażaj, widzisz.
Potem chłopcy najbardziej się wystrzegali, żeby w pamiętniku nie było za dużo: pan zatrąbił.
Wielu chłopców pisać zaczynało. Franek Przybylski, Chabelski Zygmunt, Karaśkiewicz, Fabisiak, Piechowicz, Gryczyński Czesio, Olek Suwiński, — ale ten został burmistrzem, ów kapitanem okrętu, trzeci sędzią lub prezesem jednego z licznych towarzystw, — i do końca dotrwali tylko: Troszkiewicz i Łęgowski.
Zamieszczę tu kilka urywków pamiętnika dla tych chłopców, którzyby chcieli kiedyś też pisać, — by ich ustrzedz od zbyt częstego i fatalnego: „pan zatrąbił,“ — co, jak wiadomo, naraża autora na pośmiewisko.
Wybieram, rzecz jasna urywki najciekawsze.

*

Mój pamiętnik. Wrażenia z pobytu na kolonii w Wilhelmówce.
Pierwszy dzień na wsi tak spędziłem.
Wyjechaliśmy z Warszawy we czwartek o godzinie 6 po południu. Jechaliśmy koleją do Goworowa, a potem szliśmy, a młodsi jechali na furach. W Wilhelmówce pan ustawił nas w pary, i posadził na ławki, żebyśmy zawsze tak siedzieli i rozdano kolacyę. Po kolacyi pan zaprowadził nas na górę do sypialni. Grupa A i B śpią na dole, a grupy C i D śpią na pierwszem piętrze. Grupa E śpi na różnych salach, bo są tylko cztery sypialnie. W każdej grupie jest 30 chłopców. Na sali pan pokazywał każdemu z nas łóżko, dla mnie wybrał także jedno łóżko i położyłem się, a pan chodził po sali i mówił, czego nie wolno robić i jak kto ma zmartwienie, żeby przyszedł do pana. Potem nie mogłem zasnąć, ale zasnąłem.
Na drugi dzień umyłem się, ubrałem, posłałem łóżko i poszliśmy na werandę. Po paru minutach, kiedy się już wszyscy zebrali, klękliśmy przed ołtarzem, który jest na werandzie i zmówiliśmy pacierz a potem śpiewaliśmy: Kiedy ranne wstają zorze. Potem dyżurni rozdali chleb i mleko. Po śniadaniu pan ustawił nas w pary i pokazywał granice kolonii, dokąd wolno się bawić i chodzić. Po obiedzie poszliśmy do lasu, ale dziewczynki nie przyszły, bo od nich jest dalej, więc się bały że będzie deszcz.
Potem graliśmy w palanta, a po kolacyi umyłem nogi i jak już wszyscy leżeli, pan opowiedział historyę trzech łóżek, kto na nich spał przedtem.
I to jest próba mojego pamiętnika.

Sobota.

Dziś byliśmy w kąpieli. Później, jak kto umie pływać, będzie się mógł kąpać koło łazienki, żeby mógł pływać.
Potem razem z Wojdakiem robiliśmy domki z piasku i mosty zwodzone, ale chłopcy nam przeszkadzali i psuli, więc przyglądaliśmy się jak robią inni.
Po obiedzie grałem w warcaby, ale chłopcy zaczęli krzyczeć, że chodźcie, bo pan puszcza ogromnego latawca. Pan A. puścił go wysoko i świetnie szedł, bo był duży wiatr, a potem puszczaliśmy pocztę do latawca, ale deszcz zaczął padać więc go pan ściągnął, żeby płótno nie rozmokło.
Potem na werandzie był sąd na chłopca, że męczył żabę.

Niedziela.

Dziś jest niedziela. Ołtarz był ładnie ubrany i ławki były poustawiane; zaraz przyszła Zofiówka i widziałem się z Helenką.
Potem przyjechał ksiądz i odprawił mszę, i dziewczynki jadły u nas drugie śniadanie.
Po obiedzie poszliśmy z podwieczorkiem do lasu, i pan opowiadał nam bajki, jedną śmieszną, a drugą o królewiczu, i czytałem książkę.
Po śniadaniu p. B. ma z nami śpiewy, i nauczyłem się piosenki:

Dni wiosenne zawitały
Słonko jasne, piękne świeci.
Skowroneczek ptaszek mały
Z ciepłych krajów do nas leci.
Za skowronkiem, mości panie
Przylatujesz, mój bocianie,
A za boćkiem jaskółeczka,
Za jaskółką kukułeczka.
I słowiczek ulubiony
Spiesznie ciągnie w nasze strony.

Potem była kąpiel a po obiedzie zbierałem gałęzie i zaczęliśmy budować szałas, który pierwszy raz w życiu robię, więc udał się niebardzo.

*

Po śniadaniu były śpiewy, a potem pan poszedł z nami do lasu i stawiał stopnie ze sprawowania i pytał się komu tu jest dobrze i komu źle. Potem nazbieraliśmy dużo gałęzi i zbudowaliśmy szałas, który się udał.
Potem znów byliśmy w lesie i jedna dziewczynka, którą nazywają Kropeleczka, ładnie deklamowała.
Po podwieczorku grałem w palanta i zarobiłem dwie mety, a potem położyłem się, żeby trochę odpocząć, ale zasnąłem i tak mocno spałem, że nie słyszałem trąbki na kolacyę, lecz się obudziłem i jeszcze zdążyłem.

*

Po obiedzie, który się składał z zupy, kaszy z pieczenią i chleba, dostałem łopatę i robiliśmy z Ligaszewskim wały przy szałasie.
Po deszczu było w lesie dużo grzybów, ja znalazłem dwa prawdziwe i trzy maślaki, i w lesie jeden chłopiec zginął, ale się znalazł. A potem rozmawialiśmy o wypadkach.
Wczoraj zapomniałem napisać, że były sztuki magiczne i dwa grosze zamieniły się na czterdzieści groszy.
Tak spędziłem dzień wczorajszy.

*

Nauczyłem się dużo ładnych piosnek i taką:

Ja tratwę z liści zrobię,
Zobaczysz śliczną rzecz.
Popłyniem z wodą sobie,
Aż het daleko precz.

Wczoraj była wielka zabawa w Zofiówce i teatr. Roztworzyła się kurtyna i była matka chora i miała trzy córki. Przyszedł starzec prosić o gościnność, i one go zapytały, jak uzdrowić matkę i staruszek kazał przynieść wody z lasu.

W drugim akcie przyszły dwie córki do lasu, ale potwór je przestraszył i uciekły. Potem przyszła trzecia córka i koło niej aniołowie. Potwór wyszedł z wody i powiedział: nie dam ci wody, dopóki nie zostaniesz moją żoną. Ona się zgodziła, wzięła wody i poszła do domu.
W trzecim akcie przychodzi królewicz i chce się żenić z tą córką. Bo ten potwór w lesie to był zaczarowany królewicz.

*

Dużo jeszcze ciekawych rzeczy mieściło się w pamiętniku, a na ostatniej stronicy było starannie napisane:
„Koniec całego kajetu, zapisanego pamiętnikiem, co robiłem na kolonii, co widziałem i co słyszałem“.
I podpis autora z wielkim zakrętasem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.