Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/57

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 57. Nowy wielki wezyr
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

57.
Nowy wielki wezyr.

Nazajutrz po dniu, w którym Achmed Koeprili znikł na wieczne czasy, Kara Mustafa ukazał się w seraju i polecił jednemu z wyższych urzędników pałacowych, ażeby doń sprowadził tego oficera warty serajowej, który w nocy unosił firanki lektyki.
Gdy oficer ujrzał pałacowego urzędnika, domyślił się zaraz o co chodziło.
— Kto cię przysyła? — zapytał.
— Chodź za mną, a sam zobaczysz, — odpowiedział urzędnik.
Oficęr poszedł za urzędnikiem do pokoju, w którym spostrzegł ambitnego wezyra, stojącego nieruchomo, z surową twarzą.
Gdy urzędnik seraju odszedł Kara Mustafa nie mówiąc ani słowa, przystąpił do oficera i podał mu czerwony, jedwabny sznurek.
Straszny, niemy wyrok był wyrzeczony!
Oficer wiedział co znaczyło i z głębokim ukłonem przyjął straszny podarunek.
Gdyby do następnego rana z pomocą tego sznura nie odebrał sobie życia, musiałby ponieść śmierć hańbiącą z ręki kata.
Schował sznur do kieszeni mundura i nic nie mówiąc wyszedł z pokoju do którego zaraz potem wszedł urzędnik serajowy.
— Zawołaj do mnie kata seraju! — rozkazał wezyr.
Kara Mustafa chciał widocznie władztwo swoje rozpocząć szeregiem krwawych egzekucyi, aby dać powód, że silną dłonią trzymać będzie ster rządu.
Postrach miał wzbudzić dlań uszanowanie.
Taki sposób nadawnia sobie powagi był dość zwyczajnym na dowrze Mahomeda IV.
Postrachem tylko, nie dobrocią i wdzięcznością, wysoki dostojnik mógł wymódz dla siebie bezwarunkowe posłuszeństwo.
Kara Mustafa wiedział o tem najlepiej z własnego doświadczenia.
Niepomiernie wysoki, herkulesowej budowy, pół nagi Murzyn wszedł do pokoju i upadł przed wezyrem na ziemię.
Był to Hussein, czarny kat seraju.
Kara Mustafa spojrzał ze szczególnem zadowoleniem na klęczącego, który przywykł ślepo i niewolniczo wykonywać otrzymane rozkazy.
— Osadzisz w lochu serajowym eunuchów których ci wymienię, Husseinie, — rozkazał wrezyr, — mają pozostać pod najściślejszem zamknięciem, dopóki nie otrzymasz rozkazu wypuszczenia ich na wolność.
— Hussein spełni twą wolę, dostojny baszo, — odpowiedział kat, dotykając głową do podłogi.
Kara Mustafa wymienił katowi tych eunuchów, którzy w nocy nieśli lektykę i wrzucili Achmeda do morza.
W chwilę potem osadzono ich w okropnym lochu w podziemiach seraju, ażeby więcej nie ujrzeli światła dziennego.
Uwolniwszy kata seraju, Kara Mustafa poszedł do wewnętrznych pokoi i czekał, aż go sułtan wezwie do siebie.
— Co robi Achmed? — zapytał padyszach.
— Głosy ludzkie zamilkły o nim, potężny władco, i milczą jak morze, odpowiedział Kara Mustafa z głębokim ukłonem.
— Przywdziejesz oznaki jego godności, Mustafo, — rzekł sułtan, — sądzę, że się będziesz wystrzegał i nie pój dziesz w ślady twojego poprzednika.
— Rozkaz twój, władco władców, wyśle mnie na plac boju, — odpowiedział nowy wielki wezyr, — będę się starał znaleźć tam odpowiednie pole do oddania ci ważnych usług! Państwo twoje musi wzrosnąć! Rozszerzyć się muszą jego granice i objąć sobą nowe krainy! Zatknę chorągiew z półksiężycem w Warszawie, Wiedniu i Wenecyi, a imię twoje sława głosić będzie we wszystkich krajach świata!
— Propozycya twoja podoba mi się, Mustafo! Biada ci jednak, jeśli się skończy na czczej obietnicy! — rzekł Mahomed, — oddam w twe ręce nadzwyczajne siły, ale ich użyj na powiększenie mojej monarchii.
— Wojna z Polską już się zaczęła, najpotężniejszy władco. Podczas gdy ja jeszcze bawię w Stambule, tam może już toczy się walka, która z winy mojego poprzednika niepomyślnie wypadnie. Tej jednak straty nie można mnie przypisywać! Powetuję ją i naprawię tysiąckrotnie gdyż ożywia mnie odwaga, oraz wiara w Ałłaha i jego wielkiego proroka.
— A więc dziś zaraz udajesz się do wojska?
— Jeszcze czas krótki zabawię w Stambule, aby liczbę twoich wojowników podwoić, najpotężniejszy władco, — odpowiedział Mustafa, — tylko na czele potężnej armii mogę wykonać zamierzone plany! Wojska twoje będą niezwyciężone. Choćby Polacy teraz odnieśli zwycięstwo, to wyjdzie ono na ich szkodę, gdyż łudzić się będą, że dalsze zwycięstwa przyjdą im równie łatwo!
— Nie zapominaj Mustafo, że Polska ma wodza, którego sława szybko wzrosła! — rzekł sułtan.
— Mówisz o marszałku Sobieskim, potężny władco... nie lękam się go. Zwyciężę go i upokorzę. Sława jego jest wielka, ale tem większą będzie twoja, gdy mi się uda go pokonać i u stóp twoich złożyć koronę Polski, abyś ją włożył na głowę twego wazala. Ja sam z nowemi pułkami pośpieszę na plac boju i ręczę głową, potężny władco, że nie długo poczekasz na wieść o zwycięstwie!
— Powiększy to twoją władzę i dostojeństwo, Mustafo! Idź i spełń, co mi przyrzekłeś, pierwszy baszo mojego państwa, w którego ręce powierzam największe siły.
Kara Mustafa skłonił się głęboko sułtanowi i wyszedł z pokoju.
Cel jego był osiągnięty. Ujął sobie chciwego podbojów sułtana.
Nowy wezyr w przedsieniach pałacu przyjął hołdy innych wezyrów i urzędników dworskich, a następnie udał się do swoich pokoi, ażeby poczynić potrzebne zarządzenie, celem utworzenia nowych pułków.
Wysłał kuryerów do wszystkich gubernatorów. ażeby ludzi zdolnych do broni przysyłali coprędzej do Stambułu.
Noc już zapadła, gdy nowy wielki wezyr ukończył swoje pierwsze prace i opuszczał seraj, wracając do swego pałacu.
Gdy Kara Mustafa przechodził przez wyłożone marmurem a oświetlone blaskiem księżyca podwórze, przyboczna warta sułtańska padała przed nim na kolana.
Trzy bramy cesarskiego pałacu otworzyły się szybko jedna po drugiej na skinienie dostojnika, który w swych rękach miał życie wszystkich.
Kara Mustafa przeszedł przez bramy, które się zaraz zanim zamknęły.
Księżyc oświecał jasno szeroką ulicę i wysokie mury, otaczające pałace i ogrody sułtana.
Wielki wezyr uszedł kawałek drogi pod murem.
W pewnej odległości znajdowała się w murze szeroka nisza.
Miała ona z mocy dawnych tradycyi szczególne przeznaczenie: można ją było nazwać niszą wisielców.
Żaden z mieszkańców Stambułu nie przeszedł tamtędy, nie oddawszy pokłonu jak przed poświęcanem miejscem.
Kara Mustafa przechodząc koło niszy, spojrzał na nią.
Na silnym wbitym w mur haku wisiał nieruchomo człowiek.
Księżyc jasno oświecał jego postać.
Wielki wezyr zbliżył się i przypatrzył się wisielcowi.
Twarz jego przebiegł wyraz zadowolenia.
Powieszonym był oficer straży pałacowej.
Gdy noc zapadła, spełnił on zapadły wyrok i na otrzymanym od Mustafy czerwonym sznurze śmierć sobie zadał.
Nisza wisielców otrzymała nowego mieszkańca.
Dopiero po upływie dwudziestu czterech godzin kawasom wolno było zdjąć i pochować ciało na cmentarzu zamiejskim.
Kara Mustafa przekonał się, że jego rozkaz ze straszną punktualnością został spełniony.
Panował... wielką i straszną była jego potęga.
Ale i jego życie także zależało tylko od humoru sułtana.
Nowy wielki wezyr nie obawiał się jednak padyszacha.
Stanąwszy na czele przywiązanej do siebie potężnej armii, mógł lepiej zabezpieczyć swą władzę niż jego poprzednik.
A jednakże był ktoś potężniejszy niż sułtan i wielki wezyr, ktoś co trzymał wszystkie nici w swych rękach i panował nawet nad nowym najwyższym dostojnikiem.
Tym jednym był Allaraba.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.