Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/91
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras |
Podtytuł | Romans Historyczny |
Rozdział | 91. Jedwabny sznurek |
Wydawca | A. Paryski |
Data wyd. | 1919 |
Miejsce wyd. | Toledo |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Niesłychana ambicya Kara Mustafy, pięcie się jego do najwyższej władzy, oddały go zupełnie, jak widzieliśmy, w ręce indyjskiego kapłana, owego strasznego człowieka, który wyzyskiwał tylko wezyra do swoich celów.
Gdy wywrócenie kaiku nie doprowadziła Mustafy do jego celu, Allaraba przybył do jego pałacu.
— Nie zwlekaj potężny i mądry baszo, — rzekł do wielkiego wezyra, który go przyjął we wspaniale przybranej komnacie, — stań na czele pułków. Śpieszę do ciebie, bo straszne niebezpieczeństwo wisi nad twoją głową, które możesz odwrócić opuszczając Stambuł na czele wojska i wyruszając w pochód.
Wiadomo ci, że pułki już po części opuściły Stambuł, kapłanie, — odpowiedział Kara Mustafa, — słudzy moi przygotowali już do drogi moje namioty, skarby i harem. Mogę w każdej chwili wyruszyć do pułków.
— Więc uczyń to wielki baszo! Stojąc na czele wojska staniesz się potężnym i nikt się nie poważy podnieść ręki na ciebie! Gdy będziesz na czele niezwalczonej armii i odniesiesz zwycięztwo, będziesz mógł zasiąść na tronie sułtana, gdyż pułki będą cię ubóstwiały, — mówił Allaraba dalej, — ja sam z mojemi namiotami towarzyszyć ci będę w, twoim zwycięzkim pochodzie, ażeby być zawsze blisko ciebie i módz odpowiadać na twe pytania.
— Pod Adryanopolem odbędę przegląd wojska, i spodziewam się zastać cię tam, kapłanie, — odpowiedział Kara Mustafa.
Tej samej nocy jeszcze z licznym orszakiem opuścił miasto, w towarzystwie długiego szeregu swych sług i niewolników, koni i lektyk, namiotów i kosztowności.
Był on tak dalece przekonany, że odniesie zwycięztwo, że lekceważył potęgę książąt chrześciańskich, z którymi stanąć miał do boju. W duchu chciwy Mustafa zagarniał już wszystkie skarby i bogactwa swych nieprzyjaciół i widział się wchodzącego w bramy Wiednia jako zwycięzca.
Sułtan Mohamed IV nakłoniony został przez swego wielkiego Wezyra do przedsięwzięcia tej wojny. Był to władca słaby, bez popędów wojowniczych, oddany nad miarę zmysłowym uciechom i myśliwstwu i nie lubiany przez naród. Planowi Kara Mustafy strącenia go z tronu sprzyjały zatem okoliczności, byleby tylko stanął na czele wojowniczych janczarów. W tym celu starał on się pozyskać sułtana dla swoich wojowniczych planów, zapewniając go, że przez tę wojnę nietylko naród sobie pozyska, ale nadto uczonych w prawie, którzy mu byli niechętni, upokorzy, a janczarów, których się lękał, bo już kilku jego przeciwników z tronu strącili i zamordowali, będzie mógł rozwiązać lub zreorganizować.
Oprócz tego przedstawił mu Kara Mustafa, że z powodu wojny może rozpisać sursat, powszechny podatek pogłówny, który przyniesie niesłychane sumy.
Podobnymi środkami Mustafa pozyskał także dla projektu wojny sułtańską matkę, która miała największy wpływ na swego syna i naczelnika duchowieństwa. Najgłówniejszą zaś rzeczą było, że janczarowie domagali się wojny i że nie śmiano opierać się ich woli.
Układy z Austryą zostały zerwane, gdy hrabia Caprava odrzucił propozycye tureckie jako niepodobne do przyjęcia.
Przy drzwiach seraju wywieszono znak wojny, ogon koński, i niezliczone pułki tureckie wyruszyły w pole pewne zwycięstwa, ponieważ jeszcze nigdy nie widziano zgromadzonej tak licznej armii.
Kara Mustafa wiedział dobrze, że ma wrogów na dworze sułtana. On, który, jak widzieliśmy, stracił i zamordował poprzedniego wielkiego wezyra, ażeby stanąć u steru, nie mógł nie wiedzieć, że i inni mieli zamiar postąpić z nim tak samo.
Zawistni zasłaniali się sułtanką matką i donosili jej różne rzeczy na Kara Mustafę a ona z trwogą o syna śpieszyła z tem do niego.
Sułtan przyjął swą matkę sam w małym wspaniale przybranym salonie i zauważył zaraz, że była bardzo wzburzona.
Przystąpiła ona do syna i uklękła przed nim.
— Jeszcze wszystko jest w twych rękach, sułtanie, — rzekła, — jeszcze możesz od swej głowy odwrócić niebezpieczeństwo, którem Kara Mustafa ci zagraża, stając na czele janczarów, na których polegać nie można, a którzy trzymają z nim, bo ich chce prowadzić na wojnę.
— Czegóż się obawiasz, Walido? — zapytał sułtan, zapraszając matkę, aby usiadła na sofie.
— Obawiam się najstraszliwszych następstw, drżę o ciebie, sułtanie, — odpowiedziała sułtanka matka, — Kara Mustafa czycha na twoje życie i tron.
Sułtan przeląkł się.
— Zkądżeś przyszła do tego przypuszczenia, Walido? — zapytał.
— Nie ufaj Mustafie, sułtanie! Przewrócenie kaiku było jego dziełem! Wierni słudzy mi to donieśli! Kara Mustafa chciał cię utopić! Ale Ałłach pokrzyżował jego zbrodnicze plany i ocalił cię, ażebym nie umarła z żalu.
— Czy mówisz prawdę, Walido?
— Nie wątp o prawdzie moich słów. Któż bardziej czci i kocha cię nademnie?... Ja drżę o ciebie.
— I sądzisz, że to sam Kara Mustafa wywrócił kaik?
— Było to jego dziełem, sułtanie! Nie wahaj się ani chwili dłużej, ocal się od niebezpieczeństwa, które ci grozi! Zabij go, usuń i postaw seraskiera Ibrahima na jego miejscu! Jeszcze jest czas!
W duszy drżącego o swe życie sułtana rzuconem było ziarno podejrzenia. Uwierzył słowom swojej matki.
— Jeśli nie usuniesz niebezpiecznego, chciwego krwi, ambitnego Mustafy, sułtanie, — mówiła dalej, — to nie będę miała spokojnej chwili! Drżę o ciebie, bo znam jego plany! Pokrzyżuj je, jeszcze jest czas, jeszcze masz moc to uczynić! Poślij mu wyrok śmierci, nim opuści Stambuł i stanie na czele wojska!
— Dobrze! Pójdę za twą radą, Walido! Przyślij tu seraskiera, dam mu rozkazy, — oświadczył sułtan.
— Dziękuję ci na klęczkach za to postanowienie, sułtanie! Uwolnij się od zdrajcy! Dopiero po jego śmierci będę spokojną!
Sułtanka matka wyszła do przedpokoju i dała rozkaz zawołania seraskiera. Następnie powróciła do pokoju sułtana, którego obawa wzrastała coraz bardziej.
— Zdecydowałem się, — rzekł, — uwolnię się od wielkiego wezyra! Rozkaz mój doścignie go za godzinę i nie będzie miał czasu na dalsze knucie zbrodniczych planów. Moje ramię dosięgnie go i obali, nim się spostrzeże co mu grozi!
— Wtenczas dopiero będziesz mógł być spokojnym sułtanie, — odpowiedziała sułtanka matka.
Ibrahim, wezyr wojny, wszedł do pokoju.
Wezwałeś mnie, najpotężniejszy władco, — rzekł, — słuchani i staję przed tobą.
— Wiem, że tobie zaufać mogę, Ibrahimie, — przemówił do niego sułtan, — zbliż się! Mam ci dać rozkaz!
— Mów władco władców! Ibrahim doznaje twojej łaski i dziękuje za to Ałłachowi!
— Chcę cię posłać w ważnej misyi do Kara Mustafy, Ibrahimie. Udaj się natychmiast do jego pałacu.
— W jego pałacu już go nie ma, najpotężniejszy władco, — odpowiedział seraskier.
— Kara Mustafy nie ma w pałacu? — zapytał sułtan.
— Nie ma, najpotężniejszy władco! Wielki wezyr jeszcze w nocy opuścił Stambuł ze swym orszakiem i udał się do armii.
Sułtanka matka przelękła się.
— Już zapóźno! — szepnęła blednąc.
Na sułtanie także ta wiadomość wywarła przykre wrażenie. Twarz jego zachmurzyła się.
— Nie zmienia to mych postanowień, — rzekł, — owszem bardziej mnie w nich utwierdza. Weź ten czerwony jedwabny sznurek, seraskierze.
— Czy go przeznaczasz dla swojego sługi, najpotężniejszy władco — zapytał Ibrahim?.
Znał on jak wszyscy znaczenie takiego sznurka. Był to wyrok śmierci. Kto go otrzymał, winien był najdalej nazajutrz przed wschodem słońca nieodwołalnie odebrać sobie życie. Uważano to jeszcze za rodzaj szczególnej łaski i względności, że skazany był uwolniony od hańby stracenia przez kata.
— Nie dla ciebie on przeznaczony, Ibrahimie, — odpowiedział sułtan, — masz go zabrać i wręczyć wielkiemu wezyrowi Kara Mustafie natychmiast, gdziekolwiek go spotkasz.
Seraskier przeląkł się. Wielki wezyr był zgubiony. Wpadł w niełaskę.
— Staniesz za niego na czele pułków, — mówił sułtan dalej. — twój ojciec Ibrahimie, służył mi wiernie, wiem, że i ty będziesz mi wierny. Wojny już odwołać nie można. Poprowadzisz moją armię do zwycięzstwa!
— Jak mam ci dziękować za twoją. łaskę, najpotężniejszy władco? — rzekł seraskier.
— Przez ścisłe wykonanie moich rozkazów, Ibrahimie.
Wezyr wziął czerwony jedwabny sznurek, który na znak poddania się woli sułtana pocałował.
— Jeżeli mnie kiedy dostanie się dar taki, władco władców, nie zawaham się ani chwili spełnić twój niemy rozkaz.
Następnie wyszedł.
— Daj Boże, żeby twój wysłaniec nie przybył zapóźno, sułtanie, — rzekła sułtanka matka do syna, — Kara Mustafa jest już przy wojsku. Radabym życie sobie odebrać, żem o dzień wcześniej z tą prośbą nie przyszła, gdyż rozkaz twój byłby zastał wielkiego wezyra jeszcze w Stambule!
— I tak go dosięgnie, walido, — odpowiedział sułtan, — Ibrahim mu doręczy jedwabny sznurek.
— A jeżeli go nie użyje, sułtanie? Cóż wtedy? Stoi na czele janczarów!
— Nie poważy się oprzeć mej woli!
— Ja drżę, najjaśniejszy panie...
— Jutro lub pojutrze wszystko się rozstrzygnie, — zakończył sułtan rozmowę, — Ibrahim go dogoni i prześle nam wiadomość o wykonaniu wyroku. Bądź bez obawy, Walido! Jedwabny sznurek go doścignie, a on się nie poważy go odrzucić!