Jego Eminencya kardynał Albin Dunajewski książę biskup krakowski
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Jego Eminencya kardynał Albin Dunajewski książę biskup krakowski | |
Wydawca | nakładem Klasztoru oo. Kapucynów w Krakowie | |
Data wyd. | 1891 | |
Druk | Drukarnia „Czasu” Fr. Kluczyckiego i Spółki | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
|
Jeden z najznakomitszych dzisiejszych Biskupów Ks. Perraud, Biskup Audun, Chalon i Macon, Członek Akademii Nauk Francuskiéj w dziele swojem (świeżo w r. 1890 wydanem p. t.: „Le Second centenaire et le jubilé de la B. Marguerite Marie“ na str. 164), mówiąc o przyczynieniu się dawnéj Polski do zaprowadzenia uroczystości Serca Jezusowego, powiada: „Droga, pełna sławy i chwały Polsko, któréj istnienie wielkim głosem Bossuet zapowiadał światu jako konieczne dla Kościoła „necéssaire á l’Eglise“, a którą potęgi dzisiejsze zda się umyślnie pomijają milczeniem i niepamięcią, o! jakżeż wiele mogłabyś uczynić teraz dla utrzymania równowagi i pokoju Europy, gdyby części twoje rozszarpane na nowo zjednoczone zostały. Utworzyłabyś naród potężny, któryby kazał siebie poważać, — naród zdolny do podniesienia donośnego głosu w radzie Europy. Niestety, nikczemnie opuszczona dzisiaj jesteś przez wszystkich, z wyjątkiem tylko małéj liczby wiernych przyjaciół Twoich, uwielbiających Cię zawsze i współubolewających nad Tobą, bezsilnych jednak w dopomożeniu Tobie“.
Lecz nietylko Bossuet, ale i sama Stolica Apostolska przez nieomylne usta Papieża Klemensa XIII. świadectwo dała wyraźne o potrzebie dla niezależności Kościoła niepodległéj Polski[1];
téj Polski, która bądź co bądź niepoślednie oddała posługi Kościołowi, chociażby tylko przez nawrócenie pogańskiéj Litwy, przez zjednoczenie z Kościołem schyzmatyckiéj Rusi i powstrzymanie najścia na Europę tureckiéj i tatarskiéj dziczy, uwieńczone w końcu wiekopomną przez Sobieskiego obroną Wiednia;
téj Polski, która jedynym w dziejach świata przykładem obrała sobie najuroczystszym obrzędem za Królowę swoją — Przenajświetszą Matkę Bożą (1656 r. 1 Kwietnia);
téj Polski, która przez cały czas X-wiekowego swego bytu zawsze była wierna Kościołowi, i znowu jedynym w dziejach świata wyjątkiem, nigdy — nigdy nie zrywała stosunków ze Stolicą Apostolską, czem żaden naród poszczycić się nie może;
téj wreszcie Polski, która wydała tylu Świętych, błogosławionych, która krwią męczenników tak była oblana i przesiąkła, że aż jeden wielki Papież Syxtus V. do Polaków proszących o relikwie, powiedział: O Polacy, wasza ziemia jest waszą relikwią; przynieście mi téj ziemi waszéj, ja ją ścisnę w garści, a z niéj popłynie krew waszych Męczenników.
Upadek nawet polityczny Polski, zda się przez Opatrzność na to tylko był dopuszczony, żeby przez nastałe wskutek tego prześladowania i męczeństwa, wydobyć na jaw niczem niespożytą potęgę, piękność i wzniosłość duszy ludzkiéj i jeszcze bardziéj i jeszcze ściśléj cały naród zjednoczyć z Kościołem. Jakoż w Polsce, zwłaszcza w części zostającéj pod zaborem moskiewskim, wyrazy Polak i katolik, stały się tam już synonimami, mającemi jedno i tosamo znaczenie. Jakoż w miarę prześladowania a prześladowania bezprzykładnego w dziejach świata, a może właśnie wskutek tego prześladowania, gdy tysiące kościołów i klasztorów burzą, znieważają i znoszą, żywe kościoły w sercach wiernych obrońców wiary — Polaków, coraz bardziéj, prawie bez liczby jaśnieją najwyższéj pobożności, świątobliwości, ofiary i męczeństwa aureolą, jak nigdy za najpomyślniejszych dawnych czasów. Dosyć tu tylko wspomnieć wspaniały poczet samych dostojnych naszych Biskupów ostatniemi czasy: Woronicza, Dunina, Wolickiego, Przyłuskiego, Gutkowskiego, Skórkowskiego, Wojtarowicza, Hołowińskiego, Borowskiego, Łubieńskiego, Kalińskiego, Fiałkowskiego, Felińskiego, Krasińskiego, Rzewuskiego, Wnorowskiego, Wołonczewskiego, Bereśniewicza, Nowodworskiego, Kossowskiego, Hryniewickiego, Morawskiego i t. d. i Kardynałów Ledóchowskiego i Czackiego — będących zaiste nietylko chlubą polskiego narodu, lecz i ozdobą Kościoła. Same najznakomitsze historyczne rodziny polskie poświęcają Bogu na służbę synów swoich, świadczą o rozwoju w Polsce na najwyższą skalę życia religijnego. Wspomnijmy niektórych: Książe Radziwiłł, Benedyktyn; Książe Puzyna, Biskup; Hrabia Potulicki, prałat; Książe Sapieha, kleryk; Książe Czartoryski, kleryk; Hrabia Łubieński, Redemptorysta; Hrabia Komorowski, ksiądz; Hrabia Mycielski, Jezuita; Hrabia Badeni, Jezuita; Hrabia Leszczyński Prokop, Kapucyn; Hrabia Szembek, kleryk; Hrabia Szeptycki, kleryk; Hrabia Tyszkiewicz, ksiądz. Wymieniliśmy tylko znakomitsze imiona, bo inaczéj i końca wyliczeńby nie było, gdybyśmy zwłaszcza jeszcze chcieli przytoczyć imiona zakonnic nawet tylko z pierwszych rodzin polskich.
O ludzie polskim cóż i mówić? Obecnie jest to już tylko wyłącznie jedyny na świecie, całkiem jednolity lud katolicki, tak dalece, że niemasz ani jednego między włościanami innowiercy. A i ci nawet z Unitów, którzy batogami i bagnetami zostali zmuszeni do nienawistnéj im schyzmy, jedynie tylko postrachem tychże bagnetów i batogów utrzymywani są w schyzmie.
Wszystko to świadczy, że prześladowanie okrutne pod wielu względami gorsze i zgubniejsze od Neronowych, ze względu zwłaszcza na wzbroniony najsurowiej ze Stolicą Apostolską stosunek swobodny, nie na zgubę, nie na zniszczenie Kościoła w Polsce, a przez to i saméj Polski, lecz właśnie na odrodzenie nasze Pan Bóg dopuścił, a nas owszem, bynajmniéj nie opuścił, jak przecie nie opuścił był Kościoła, dopuszczając nań zaraz przy jego ustanowieniu trzy wieki trwającego prześladowania. A gdy Pan Bóg z nami, któż przeciw nam. Si Deus pro nobis, quis contra nos (Rom. VIII, 31). Słowa te podziśdzień złotemi głoskami jaśniejąc nad bramą wchodową do Zamku Krakowskiego dawnych Królów Polskich, strzegą sumienia narodu polskiego i niepłonną go żywią nadzieją. Cóż bowiem po tem, że nas świat opuścił (Byście byli ze świata, tedyby świat co swego jest, miłował, Jan XV, 19), gdy Pan Bóg z nami i Namiestnik Chrystusowy za nami. Świeży dowód życzliwości i przychylności dla narodu polskiego Ojca Świętego nominacya na Kardynała naszego Księcia Biskupa Krakowskiego. W téj bowiem nominacyi, cały naród polski łaską i pamięcią dobrotliwą Ojca Świętego pocieszony, uczczony i podniesiony został. Chwała Kościoła okryła i uwieńczyła Polskę chwałą Swoją. Jakoż nie ma słów w mowie ludzkiéj na wypowiedzenie tych uczuć uszczęśliwienia, radości i dziękczynienia, z jakiem przyjętą została wiadomość o téj nominacyi w całéj Polsce. Z głębi więc serca wszystkich na całéj przestrzeni starożytnéj Polski, łącznie jak ufamy i z naszymi Świętymi w niebie, wzniósł się głos jeden w jednéj wspólnéj do Boga za Ojcem Świętym najczulszéj, najrzewniejszéj — błagalnéj modlitwie:
Oremus pro Pontifice nostro Leone. Dominus conservet eum et vivicet eum, et Beatum faciat eum in terra, et non tradet eum in animam inimicorum eius.
Módlmy się za Papieża naszego Leona. Niech Go Pan Bóg zachowuje i ożywia Go, i niech Go ubłogosławi na ziemi, i niech Go niepodaje w ręce nieprzyjaciół Jego.
Że zaś w téj nominacyi na Kardynała naszego Najdostojniejszego Księcia Biskupa była widoczna ręka Boża, poświadczy samo pobieżne wspomnienie życia Jego.
Starożytna szlachecka rodzina Dunajewskich herbu Sas, za polskich czasów w Województwie Podolskiem, posiadała rodowe dobra ziemskie. — Rodzice Księcia Kardynała Szymon i Antonina z Błażowskich, znani byli powszechnie najzaszczytniéj ze staropolskiéj gościnności, prawości i niezwykłéj pobożności. Jakoż zaledwie Pan Bóg obdarzył ich synem, dzisiejszym Księciem Kardynałem, urodzonym dnia 1 Marca 1817 r. w Stanisławowie, bogobojna matka, gdy dziecko niebezpiecznie zachorowało, złożyła je u stóp ołtarza przed cudownym obrazem Matki Bożéj w Kochawinie (w powiecie Stryjskim), poświęcając i oddając je w opiekę Matki naszéj Niebieskiéj. O jakże musiała być gorąca modlitwa pobożnéj i świątobliwéj matki i oczywiście musiała być wysłuchana, kiedy dziecię cudownie uzdrowione, z czasem okryte kardynalską purpurą, wyniesione zostało na najwyższego dostojnika w Kościele!
Nauki początkowe Książę Kardynał pobierał w Sączu, i już wtedy widoczna była z nim łaska Boża i błogosławieństwo Boże nad nim spoczywało, kiedy nietylko zjednał był sobie przyjaźń i miłość kolegów, którzy do dziś dnia z rozrzewnieniem wspominają czasy szkolne z nim razem przebyte, lecz i przez nauczycieli stawiany był za wzór innym uczniom, a rodzice dzieciom swym zalecali, aby starali się zawiązać z Dunajewskim bliższe stosunki i korzystali z jego towarzystwa. Przeszedłszy następnie do Uniwersytetu Lwowskiego na wydział prawny, odznaczał się wśród młodzieży uniwersyteckiéj, co rzecz jest nader rzadka, wielką pobożnością, troskliwie pielęgnując w sercu swojem zaszczepione przez bogobojną matkę zasady religijne.
Po ukończeniu uniwersytetu, jako skończony prawnik, dał się poznać ze swych niepospolitych zdolności, nieskazitelnej prawości, odwagi cywilnéj, energii i najgorętszéj, płomiennéj miłości Ojczyzny. Te jego przymioty postawiły go wkrótce na czele związku patryotycznego, a następnie zaprowadziły do więzienia, w którym przez lat 8 zostawał (4 lata we Lwowie, a 4 drugie w Szpicbergu okuty w kajdanach). W więzieniu, w samotnéj ciszy rozkwitło wewnętrzne życie jego duszy, dojrzała głęboka znajomość serca ludzkiego; umarły dla świata, miał tam jedyną sposobność uważniej się zastanowić nad życiem i wyższem w wieczności przeznaczeniem człowieka — odprawiając w ten sposób nie 8-dniowe zwyczajne, lecz 8-letnie rekolekcye.
Po wyjściu z więzienia jakby z grobu, do nowego odrodzony wrócił życia, różne przechodząc koleje. Był w Trybunale Krakowskim do czasu nastałéj tu reakcyi, która go jako patryotę usunęła z zajmowanéj posady. Był Dyrektorem Drukarni Czasu. W końcu hrabia Adam Potocki, jeden z najznakomitszych patryotów polskich, sam przedtem więzień stanu, skazany nawet na śmierć, oceniając niezwykłe przymioty umysłu i serca Dunajewskiego, zatrzymał go przy sobie w charakterze sekretarza do wspólnéj narodowéj pracy, która ich związała wspólnem najwyższem zaufaniem i najściślejszą przyjaźnią.
Dom Potockich, jako jeden z największych w Polsce domów magnackich, główny wówczas punkt centralny arystokracyi polskiéj, zbliżył Dunajewskiego ze wszystkiemi znaczniejszemi osobistościami. Wyższe uniwersyteckie wykształcenie, zmysł praktyczny, umysł przenikliwy, badawczy, a przytem prawy charakter, otwierały przed nim szerokie pole do pożytecznéj dla Ojczyzny działalności i do najwyższych dostojeństw. Nader zaś miłe towarzyskie usposobienie, ujmująca powierzchowność, anielska dobroć serca, szlachetna staropolska otwartość, łatwość w pożyciu z ludźmi, jednały mu powszechną życzliwość i wróżyły pomyślność, dobra tego świata i szczęście ziemskie. Był już nawet zaręczony i miał zająć bardzo poważne i zaszczytne stanowisko, — aliści przez śmierć narzeczonéj, wszystko na raz zostało przecięte. Widoki ziemskie się zamknęły — wszakże na to, aby mu do niebieskich łask otworzyć podwoje. Pan Bóg powołał go sobie na wyłączną służbę swoją świętą. Zrazu pragnął wstąpić do zakonu i w tym celu radził się swego spowiednika i przyjaciela ks. Kajsiewicza. Ks. Kajsiewicz atoli, chociaż sam zakonnik, odpisał mu wręcz, że ma inne powołanie i że go niezawodnie czeka inne od Boga przeznaczenie. Zostaniesz Biskupem, — proroczym duchem natchniony pisał — i na tem stanowisku jeszcze większe, aniżeli w zakonie będziesz miał pole do ofiar i poświęceń dla Boga i posług dla Ojczyzny.
O biskupstwie, Dunajewski bynajmniéj nie myślał, pragnął tylko pełne miłości serce swe oddać całkowicie Bogu i w całopalnéj poświęcić się ofierze; mając wszakże zdanie tak świątobliwego swego przyjaciela i spowiednika za głos Boży, poddał się mu i wstąpił w Krakowie do Seminaryum. Zaledwie atoli w 1861 r. został wyświęcony na księdza, aż tu zaraz poczęły się sprawdzać przepowiednie ks. Kajsiewicza. Wszyscy, co tylko byli w Krakowie pobożniejsi, skupili się przy nim, szukając u niego duchownéj porady, wyższych natchnień, nawet pomocy i protekcyi.
Żywa wiara, głębokie przejęcie się ważnością powołania świętego, najwyższa świątobliwość, czułość serdeczna i nadto szczególniejsze dary łaski, któremi Pan Bóg wybrawszy go sobie przeobficie uposażył i ubłogosławił, czyniły go zdolnym, że wszystkim i we wszystkiem umiał dogodzić. Był on w tym czasie gwiazdką promienną, co świeciła nad Krakowem, rosą niebieską, która orzeźwiała zwiędłe serca, ręką Opatrzności, która goiła rany duszy i ocierała łzy, wspierała biednych i nieszczęśliwych. Nadto przyjazne stosunki z Potockimi, odznaczającymi się tradycyjną hojnością i szczodrobliwością, i ze wszystkiemi znakomitszemi osobistościami, dawały mu możność, jeśli sam nie był w stanie, wyjednania dla potrzebujących wszystkiego, czegoby potrzebowali. Sam doznawszy przez 8-letnie srogie więzienie wiele bolesnych cierpień i dotkliwych udręczeń, odczuwał w swem najczulszem sercu cierpienia innych; sam przebywszy drogi krzyżowe, znał dobrze te drogi życia cierniste, żeby mógł innych po nich do nieba prowadzić. — Jednem słowem, był on w owym czasie w Krakowie prawdziwym aniołem opiekuńczym dla wszystkich, co potrzebowali pomocy materyalnéj i duchowéj, i przewodnictwa do wyższéj doskonałości. Bóg mu sam wystarczał i nikogo nie potrzebował, o nic się nie starał i niczego nie szukał; niepomierną obarczony pracą, szukał tylko i wzdychał do samotności dla swobodniejszéj i gorętszéj kontemplacyjnéj modlitwy, w któréj skupiało się całe jego życie. Pomimo to jednak, imię jego jako świątobliwego kapłana, jako doskonałego spowiednika i natchnionego kaznodziei, lotem błyskawicy rozniosło się daleko i stało się głośnem w całéj Polsce; i w najdalszych zakątkach Litwy i Ukrainy wiedziano o nim. Jakoż, gdy w owym czasie ks. Feliński został Arcybiskupem Warszawskim, niezwłocznie zaprosił do siebie ks. Dunajewskiego i zamianował go Rektorem Seminaryum. Po wywiezieniu atoli Arcybiskupa Felińskiego na wygnanie, rząd moskiewski z tygrysią wściekłością rzucił się na Kościół i wszczął okrutne drapieżne prześladowanie, pozamykał naraz w nocy wszystkie klasztory w Warszawie; zastępcę Arcybiskupa Felińskiego, Nominata Biskupa Rzewuskiego, wywiózł w głąb Rosyi do Astrachanu nad morze Kaspijskie, i wszystkich księży, co tylko odznaczali się pobożnością i wyższością, wysłał na wygnanie. Ksiądz Dunajewski, prawie cudem ocalał. Ostrzeżony wczas przez patryotów, pokryjomu uciekł z Warszawy, w chwili właśnie, kiedy wysłani siepacze mieli go aresztować. Zaocznie więc tylko był sądzony, skazany na śmierć i in efigie powieszony.
Po powrocie do Krakowa, ks. Dunajewski zamieszkał w skromnej celce klasztoru Kapucynów; odżyło było snadż w jego sercu dawne pragnienie zostania zakonnikiem, lecz Pan Bóg, jak to ks. Kajsiewicz przepowiedział, inne mu przeznaczenie gotował i dla godnego spełnienia tego przyszłego wielkiego przeznaczenia, zapoznał go wpierw z wszelkiemi rodzajami prac kapłańskich. I tak był on wikaryuszem przy ustronnym wiejskim kościółku w Rudawie, kapelanem, Administratorem Probostwa przy kościele Najśw. Maryi Panny na Piasku (przy którym znajduje się jeden z najdawniejszych w Polsce cudowny obraz Matki Bożej, a który, zostawszy Biskupem, ukoronował), nauczycielem religii w szkołach (u Wizytek i na pensyi Panny Górskiej), spowiednikiem Zakonnic, egzaminatorem kandydatów na proboszczów, Radcą Sądu Dyecezalnego, wreszcie jak wspomnieliśmy Rektorem Seminaryum i w końcu przez Ojca Św. Piusa IX, zaszczycony godnością Prałata. Nadto jeszcze jako Tercyarz Ś. O. Franciszka, przejął się duchem tego wielkiego Świętego i chociaż musiał żyć na świecie, żył jednak jako prawdziwy zakonnik. Celką jego klasztorną, było serce jego Bogu poświęcone. Pan Bóg Opatrznością swą świętą tak jego życiem kierował, żeby wszystkiego sam doświadczył, żeby był mężem doświadczenia i ze wszystkiem się dokładnie obeznał, mając zostać we wszystkiem dla wszystkich przewodnikiem i najszczytniejszym wzorem. I oto, kiedy usunięty, zapomniany, nieomal w ukryciu zostawał jako kapelan Wizytek, naraz najniespodziewaniej (21 Kwietnia 1879 r.) powołany został do zajęcia Katedry Biskupiéj Krakowskiej. Katedra Krakowska, Stolica Św. Stanisława i tylu sławnych Biskupów i Kardynałów, miejsce koronacyj dawnych królów Polskich i ich grobów, dawniéj jedna z najobszerniejszych, najznaczniejszych i najznakomitszych, w tym smutnym i opłakanym czasie doszła pod każdym a każdym względem do najwyższego stopnia poniżenia i upośledzenia; dosyć powiedzieć, że przez 44 lat pozbawioną nawet była Biskupa swego.
Dzień ingresu 8 Czerwca 1879 r. Ks. Dunajewskiego na Stolicę Biskupią, na zawsze zostanie wiekopomnym dniem odrodzenia się Biskupstwa Krakowskiego, a dziwnym Opatrznościowym zbiegiem okoliczności — stało się to właśnie w ośmsetną rocznicę męczeństwa Św. Stanisława, Biskupa Krakowskiego.
Oto słowa, któremi przy wstąpieniu swojem na Stolicę, powstawszy z tronu i wzniósłszy ręce swoje w stronę kaplicy Św. Stanisława, mowę swą głosem wzruszonym, rzewnym i natchnionym zakończył:
„O Święty Stanisławie, Patronie nasz, Patronie ziemi Polskiej, wielki i świętobliwy wzorze mój, błogosław mnie na téj Stolicy, którą sam zajmowałeś, błogosław mi i wspieraj mnie Twoją pomocą, wyjednaj mi łaskę Bożą, odwagę i męstwo niezłomne, abym godnie sprawował rządy zleconej mi owczarni. Jakeś wskrzesił z grobu Piotrowina, tak wskrześ o Święty Stanisławie, wskrześ w sercach naszych miłość dla Chrystusa Pana; a jako członki twoje rozsiekane zrosły się napowrót, tak niechaj ten bolesny rozdział Ojczyzny naszéj ustąpi, abyśmy wszyscy zjednoczeni w Bogu miłością wzajemną, zróść się mogli w jednę całość ku chwale Boga Najwyższego, pod opieką naszéj Królowéj Niebieskiéj, Najświętszéj Maryi Panny.“
O ile poniżenie, upośledzenie Katedry Krakowskiéj było wielkie, o tyle przez wybranego Opatrznością świętą naszego Najczcigodniejszego Biskupa w nader krótkim czasie odrodzenie i podniesienie jej było równie wielkie, i tak dalece wielkie, że nietylko w Polsce Biskupstwo Krakowskie wzniosło się nad wszystkie inne Biskupstwa na szczyt najwznioślejszy, lecz jak obaczymy zaraz, chyba nie wiele i w całym śniecie znajdzie się obecnie Biskupstw, któreby pod względem rozwoju życia religijnego dorównać Krakowskiemu mogły. Wszystko to było dziełem szczęśliwego Dunajewskiego, a było dlatego, bo z Nim była wyraźna łaska Boża i błogosławieństwo Boże i opieka Matki Bożéj; widocznie Opatrzność Święta wspierała Go i dopomagała Mu we wszystkiem, jako swemu wybranemu.
Przekształcenia zaś tego dokonał Ks. Biskup z wielką rozwagą i roztropnością, oględnością i wyrozumiałością, korzystając przezornie z każdéj pomyślnéj okoliczności, stopniowo, powoli, łagodnie, lecz niemniéj wytrwale i stanowczo, głównie zaś przez to, że wyzuwszy się w całopalnéj ofierze z osobistości swojéj dla wszystkich we wszystkiem, sam był wzorem i z wytkniętéj sobie raz drogi bez względu na wszystko niczem niezachwiany, nie dał się nigdy nikomu sprowadzić. Co nie jest, jakby się zdawało rzeczą łatwą, bo nigdzie nie braknie takich ludzi, którzy zamiast iść za swoim Pasterzem i słuchać głosu jego, chcieliby raczéj, każdy po swojemu, Pasterzem kierować.
Owóż jak słońce wschodzące, promienne, wszystko oświeca, ogrzewa, ożywia i wszystkiemu wzrost daje, tak nasz Dostojny Pasterz swoją świątobliwością, gorliwością, mądrością chrześciańską i najczulszą miłością wszystkich oświecił, obudził z uśpienia, z obojętności na rzeczy święte pociągnął do Boga, ożywił i do poświęcenia się, do ofiar zapalił, dzielną i wprawną ręką wszystko uporządkował i wzorowo wszystko w swéj Dyecezyi urządził — niepomijając najdrobniejszego szczegółu.
Przedstawić chociaż pobieżnie całą działalność naszego Najdostojniejszego Pasterza i wykazać całą doniosłość téj działalności, zliczyć wszystkie dobrodziejstwa jakie spłynęły na Dyecezyę za Jego rządów, nie jest rzeczą łatwą i co do nas, nie jesteśmy w możności temu zadaniu w zupełności podołać, przytoczymy tylko w ogólnym poglądzie niektóre główniejsze sprawy. I tak:
Ludność Krakowa (bez Podgórza) w ogóle wynosi około 70.000, z tych 53.096 katolików. Na to — kościołów 42, kaplic publicznych 12, razem domów Bożych 54. Klasztorów męzkich 17, żeńskich 22, razem 39 klasztorów. Księży świeckich 66, księży zakonników 129, razem księży 195, kleryków 63, zakonników 349, zakonnic 563, wszystkich w Krakowie poświęconych Bogu osób 1.170. Stosunkowo do ludności 53.096 sądzimy, że dzisiaj nie wiele znajdzie się miast w Europie, z takim objawem jak w Krakowie życia religijnego, a o którym powyższe cyfry wymownie świadczą.
Wszystko to zjednało naszemu Najdostojniejszemu i Najczcigodniejszemu Pasterzowi Ojcowską łaskę u Najwyższego Pasterza Ojca Świętego Leona XIII, szczególniejsze względy pobożnego Cesarza, cześć i uwielbienie prawdziwych katolików i ukoronowane zostało godnością Kardynalską — jako zapowiedzią, jako zadatkiem, godzi się ufać po najdłuższem daj Boże życiu — nagrody wiecznéj w niebie.
Jakoż, jak wpierw zostawszy Biskupem, a późniéj Księciem, tak teraz Kardynałem, w niczem się nie odmienił nasz Najdroższy Pasterz. Zawsze ten sam, jakim był przy wyświęceniu na kapłana. Godności te chyba tylko bardziéj uwydatniły Jego wielkie przymioty i wydobyły na jaw w całéj pełni wzniosłość Jego duszy, obok najwznioślejszéj chrześciańskiéj pokory, tak, że w miarę wywyższenia, tem bardziéj, tem jaśniéj zaświeciły Jego cnoty — łagodności, dobroci, uprzejmości, najgorętszéj Apostolskiéj żarliwości religijnéj, najczulszego synowskiego przywiązania do Ojca Świętego i najserdeczniejszéj miłości Ojczyzny. Jakoż, w całym wyrazie Jego twarzy, w całem ułożeniu, postawie i wejrzeniu, widać jakby odblask niebios, — ubłogosławienie otoczone majestatem powagi i spokoju, tego spokoju, jakiego świat dać nie może, a tylko sam Pan Bóg obdarza swoich najmilszych wybranych, i téj anielskiéj słodyczy, która tylko na obliczu idealnéj dobroci gości i roztacza wokoło siebie skarby miłości niebieskiéj.
Kardynał nasz bowiem zaiste ze wszech miar należy do tych uprzywilejowanych łaską Boską i duchowo wysoko wykształconych ludzi, o których możnaby powiedzieć to samo, co sam o sobie powiedział Paweł Święty: Żyję już nie ja, ale Chrystus we mnie żyje; bo żyje nie dla siebie, ale dla Chrystusa w całopalnéj Ofierze, miłością bez granic, miłością wieczną — żyje.
O. Laurenty,
|
Prowincyał OO. Kapucynów.
|
L.S.
est temu lat sześćdziesiąt, kiedy jako prawy syn Ojczyzny poszedłeś walczyć orężem za Jéj wolność, a gdy walka ta pożądanego nie odniosła skutku, powróciłeś do ogniska domowego i podjąłeś pracę w innym kierunku, pragnąc przez nią stać się godnym nazwiska znakomitych Twoich przodków i zarazem wzorem dla Twego potomstwa.
W Twoim czcigodnym domu gromadziłeś wszystko, co się garnęło do nauki i sztuki. Tam to powstał zawiązek niejednéj naukowéj pracy, tam dojrzała niejedna zacna myśl, a kiedy Towarzystwo Naukowe, oderwane od zgermanizowanego na krótki czas Uniwersytetu Jagiellońskiego, było bez przytułku, Tyś mu go udzielił i podtrzymałeś Instytucyę, z któréj w szczęśliwszych czasach powstała Akademia Umiejętności.
Twojéj opiece i pieczołowitości Kraków zawdzięcza utrzymanie i odnowienie wielu drogocennych zabytków z świetnéj jego przeszłości. Tyś to uratował od zagłady sławny obraz Kulmbacha w kościele N. P. Maryi; Tyś się przyczynił do odbudowania spalonego kościoła OO. Dominikanów, jak również do utrzymania wielu drogich pamiątek królewskiego Zamku na Wawelu i pałacu w Łobzowie, kiedy te starożytne budowle przekształcano na cele wojskowe; Tyś pod niejednym względem dokładał starania, aby miasto odzyskało na własność planty, bramę Floryańską i wieżę ratuszową; Tyś czuwał nad restauracyą wielu dzieł sztuki, znajdujących się w kościele katedralnym na Wawelu; Tyś się zajmował odnowieniem sławnego dzieła Wita Stwosza wielkiego ołtarza w kościele N. Panny Maryi, a w ostatnich czasach niespożyte położyłeś zasługi przy pięknéj restauracyi prezbiteryum tegoż kościoła.
Z szczérą téż wdzięcznością i głęboką czcią wspomina Kraków Twoje imię, Ekscelencyo, a Rada tego miasta w uznaniu wielkich zasług, jakie około niego położyłeś, jednomyślną uchwałą, powziętą w dniu 6 Maja 1890 roku, udzieliła Ci
W Krakowie, dnia 6 Maja 1890 r.
- ↑ Klemens XIII. w breve z 10 Kwietnia 1767 r. pisze: Dolemus maxime in tantum adduci periculum Polonici regni statum et formam, cum qua ipsius Catholicae religionis incolumitas coniuncta est et integritas. — Oto słowa jednego z najznakomitszych tego wieku myślicieli Ks. Wentury, generała Teatynów. „Ani świat, ani Kościół nie zazna pokoju, aż krwawa zbrodnia rozdarcia Polski będzie naprawiona“. (Jełowicki, Listy duchowne, str. 180).