Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/061

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 60. Przywrócenie jurysdykcyi i praw katolickiemu duchowieństwu — Skargi różnowierców na sejmach 1597—1609.

Wśród pstrokatej rzeszy różnowierczej rej wodzili deputaci skonfederowanych miast pruskich Gdańska, Torunia, Elbląga, Malborga i „innych mniejszych“, które wobec rozpoczętej za króla Batorego, spotęgowanej za Zygmunta III, reakcyi katolickiej jeszcze ściślej złączył wspólny interes religijny. Sami nietolerantni, bo Lutrzy np. nie cierpieli obok siebie Kalwinów, Lutrzy i Kalwini nie znosili Aryanów, a wszyscy nie cierpieli i nie znosili Katolików, zwłaszcza zaś Jezuitów, domagali się, aby status quo z czasów Zygmunta Augusta, mianowicie od edyktu tolerancyjnego z r. 1558, pozostał nietknięty i zasłaniali się wszyscy konfederacyą warszawską 1573, miasta zaś pruskie, osobnemi jeszcze przywilejami, nadanemi od Zygmunta Augusta, Batorego, a nawet samego Zygmunta III, które w swych miejskich archiwach bardzo troskliwie przechowali.
Jakież to przywileje?
Zygmunt August pod d. 22 grud. 1558 nadał Toruniowi, a podobnej treści rok przedtem Gdańskowi, przywilej łaciński: „Pozwalamy senatowi i ludowi miasta naszego Torunia wolne opowiadanie słowa bożego przez ich kaznodziei, byle uczeni byli i w sprawowaniu służby bożej (in sacris) wyćwiczeni. Pozwalamy też na swobodne administrowanie i używanie wieczerzy pańskiej pod dwiema postaciami dla wszystkich płci obojej i wszelakiego stanu ludzi, którzyby tego sakramentu w ten sposób używać chcieli, odtąd aż do przyszłego sejmu, albo synodu powszechnego lub narodowego“[1]. Zaznaczam, że to przywilej tymczasowy, „do przyszłego sejmu“, a więc do 1562 r. prawomocny, bo do synodu narodowego nie przyszło nigdy, różnowiercy jednak rozciągnęli go nietylko do miast pruskich, ale do wszystkich miast królewskich i to bez terminu, na zawsze, i nazwali „edyktem tolerancyjnym“.
Król Stefan, zatwierdzając ryczałtem przywileje miastom pruskim 2 września 1576 r., pisze: „Przedewszystkiem religię augsburskiego wyznania, wszystkie i poszczególne kościoły i klasztory wewnątrz i zewnątrz miasta, tak jak ich teraz używają, nie przeszkadzając w innych (kościołach i klasztorach) czci bożej zwyczajem św. rzymskiego Kościoła, zachowujemy w całości i od wszelkich jakich bądź ludzi napaści i uciążliwości bronić będziemy“[2].
Zygmunt III, jeszcze jako elekt polski, przez pełnomocników swych, podkanclerzego szwedz. Henryka Spaare i nadw. marszałka, Eryka Brahe, niemieckim dokumentem przez tychże panów 22 sierp. 1587 r. w Warszawie podpisanym, zagwarantował miastom pruskim Gdańskowi, Toruniowi, Elblągowi i „innym mniejszym z niemi połączonym“, zupełną wolność religijną i spokojne posiadanie kościołów i co do nich należy[3].
Zostawszy królem, zatwierdził Toruniowi 11 stycz. 1588, a tak samo innym pruskim miastom ich przywileje. „...Żeby zaś religii augsburskiego wyznania, tak w mieście, jak po za miastem, na przedmieściach i po wsiach, w jego okręgu i jurisdykcyi będących, swobodne było wyznawanie (libera professio fiat) w kościołach, klasztorach, szpitalach, w których używaniu i posiadaniu miasto dotąd spokojnie zostawało, i ażeby nikomu dla religii przykrości albo trudności nie wyrządzano, niniejszym naszym listem zastrzegamy i wszystkich w swobodnem używaniu religii augsburskiego wyznania, równie jak w posiadaniu kościołów, klasztorów i domów zachowamy i przeciw jakichkolwiek ludzi napaściom i uciążliwościom chronić i bronić będziemy“[4].
Oto przywileje. Przeciw edyktowi tolerancyjnemu Zygmunta Augusta 1558, który właściwie na 4 lata tylko był dany, protestowali nuncyusz Mantuato i biskupi, równie jak przeciw faktycznemu zniesieniu jurisdykcyi duchownej przez odjęcie jej pomocy brachii saeculcins, na sejmie 1562 r., protestował Commendone z biskupami i upominał króla do cofnięcia tego dekretu. Jakoż król, napierany przez nich, odwołał go przywilejem, a raczej mandatem z d. 20 paźdz. 1568 r. do wszystkich urzędów królewskich, aby brachio saeculari przychodzili w pomoc jurisdykcyi biskupiej[5], roku zaś następnego wydał drugi mandat, nakazujący urzędom królewskim i miejskim, kościoły i ich majątki contra mentem fundatorum alienowane, oddać biskupom jako kolatorom, gdyż oni przysięgą są obowiązani „praw i dóbr kościelnych nie alienować, alienowane odebrać i bronić“[6].
Przeciw przywilejowi Zygmunta III z r. 1588 zaprotestował najprzód wspomniany wyżej synod 1589, domagając się od króla (desiderata Cleri, punt I) rewindykacyi kościołów, dóbr i sreber kościelnych z rąk heretyckich przywłaścicieli, a potem biskup kujawski, Rozdrażewski, który gruntownemi wywody wymógł na królu mandat z d. 9 paźdz. 1592 do wojewodów, starostów, dzierżawców królewszczyzn, nakazujący, „aby się w urząd biskupi i jurisdykcyą biskupa wtrącać i mieszać me ważyli“, ale owszem dopomogli, „iżby biskupi urząd swój i jurisdykcyę swobodnie i bez niczyjej przeszkody wykonywać mogli“[7]. Na sejmie 1595 r. podobny dekret wydał król względem kościoła Panny Maryi w Gdańsku.
Co do jurisdykcyi biskupiej, to wyraźnego dekretu na jej przywrócenie nie było właściwie potrzeba, skoro formalnego jej zniesienia nie było, tylko via facti, tj. że urzęda miejskie i starostowie na mocy uchwały sejmu 1562 odmawiali egzekutywy wyrokom biskupim. Wystarczyło więc tymże urzędom i starostom polecić, aby na wezwanie biskupów pomoc brachii saecularis dawali. Uczynił to Zygmunt August mandatami 1568 i 1569 r. Zygmunt zaś III potwierdził je tylko i rozkazał urzędom świeckim wykonać ściśle. One zaś, w miarę jak na starostwa i urzęda miejskie dostawali się gorliwi katolicy, czyniły to same z siebie chętnie. Jestże to nietolerancya, prześladowanie?
Jakież to były gruntowne wywody, któremi biskup Rozdrażewski króla do dekretu 1592 w sprawie rewindykacyi nieprawnie zabranych kościołów nakłonił? Myślę, że te: To, co było aktem samowoli, przemocy, gwałtu, z krzywdą prawowitego posiedziciela i naruszeniem praw osoby trzeciej, tego usprawiedliwić, ulegalizować nie może żaden przywilej królewski, żadne prawo sejmowe. Otóż kościoły, klasztory, szpitale, szkoły i ich fundacye zakładali Katolicy dla Katolików i dla kultu katolickiego, były więc własnością ludzi katolickiego wyznania i nią powinny na zawsze pozostać. Dyssydenci rzadko gdzie budowali sobie nowe zbory, szkoły, szpitale, jeno przemocą albo podstępem via facti zabierali je Katolikom i wypędziwszy z nich katolicką księżą i kult katolicki, wprowadzali swych ministrów i kult heretycki. Było to więc przywłaszczanie cudzej własności, akt przeciwny 7-mu przykazaniu, którego żadna ludzka powaga, ani przywilej usprawiedliwić nie jest w stanie.
Dyssydenccy dziedzice miast i wsi i kolatorowie probostw zasłaniali się w tych gwałtach prawem patronatu. Najniesłuszniej, ono bowiem przysługiwało im, jak długo pozostawali Katolikami, a posiadali je jako przywilej od Kościoła kat., fundatorom katolickim i ich katolickim sukcesorom nadany. Ale w miastach królewskich, w starostwach i królewszczyznach, ale w dobrach duchownych, gdzie prawo patronatu dzierżył król katolik, biskup lub prałat katolik, nawet ta osłona nie mogła mieć miejsca. Tembardziej opactwa i klasztory, te z katolickiej pobożności powstały i dla katolickiej ascezy przeznaczone, jakiemże prawem zheretyczali synowie fundatorów, albo magistratury miast wypędzać z nich mogli prawowitych właścicieli zakonnych i zabierać je na swoje cele? Był to gwałt rażący. Res clamat domino suo; dopominały się te zabrane kościoły i klasztory prawowitych panów swoich, a więc Katolików. Dlatego też już Zygmunt August dekretami z 1568 i 1569 przywrócił de facto jurisdykcyę biskupów i do ich rąk oddać kazał urzędom zabrane nieprawnie przez różnowierców kościoły i ich majątki, tylko że dekrety te nie zostały wykonane. Tembardziej Zygmunt III, pan pobożny, a w prawie i kazuistyce biegły, rozumiał słuszność wywodów biskupa doskonale, więc przywilej 1588 pruskim miastom dany, uznał milcząco za nieważny i odwołał go dekretem 1592, sejm zaś uczynił to samo uchwałą 1595. Więc biskupi Rozdrażewski, Kostka, Tylicki i inni zabrali się do rewindykacyi kościołów i klasztorów i tego, co do nich należało. Napotkawszy na opór, wzywali pomocy brachii saecularis, a gdy ta zawiodła, udawali się po nią do króla. Ten wysyłał swych komisarzy, którzy, zbadawszy rzecz na miejscu, przysądzali własność nieprawnie zabraną prawowitym właścicielom, Katolikom. Inde irae, krzyki, żale, skargi, gravamina różnowierców.
Była jeszcze inna tych skarg przyczyna. Zaprzeczyć się nie da, że w miarę, jak katolicyzm odradzał się, głównie, ale nie wyłącznie Jezuitów pracą, w miastach i na prowincyi, w miarę tego w społeczeństwie katolickiem wzrastała odraza, pogarda dla herezyi, objawiała go przedewszystkiem młodzież i plebs miejska po swojemu, i ta znajdowała pewną przyjemność i uciechę w wyrządzaniu psot różnowiercom. Oni czynili to samo przedtem stokroć gorzej Katolikom. Za Zygmunta Augusta, n. p. w takiem Wilnie ksiądz z Panem Bogiem nie mógł iść publicznie do chorego dla insultów heretyckich, a w Gdańsku, Toruniu, Elblągu luterski magistrat zabronił surowo publicznego obnoszenia najśw. Sakramentu do chorych lub w procesyi, i publicznych pogrzebów katolickich i po dziś dzień w Gdańsku trwa ten zakaz. W języku różnowierców nazywało się to „wolnością religijną“. Ale teraz, za Zygmunta III, studenckie i pospolite psoty, jak wytłuczenie szyb w zborze, insultowanie pastora, podnosili dyssydenci do rangi „prześladowania religijnego“.
Nie zapominajmy i o tem, że katolicyzm w Polsce był religią państwową, panującą, bo w XVI i XVII wieku bezwyznaniowego państwa nie znano. Otóż ta państwowa, panująca religia gnębiona, uciskana przez lat 50 przez herezye, teraz czując się dzięki pobożności króla, energii biskupów i kleru na siłach, brała i naturalnym biegiem rzeczy brać musiała odwet za doznane upokorzenia, a rażący przykład nietolerancyi religijnej dawały właśnie luterskie Prusy, luterska Szwecya i Dania, prezbiteryańska Anglia, w których Katolikom ani jednego kościoła, ani jednej szkółki nie pozostawiono, od wszelkich urzędów odsądzano, z kraju wypędzano, lub na więzienie i na śmierć skazywano. Na to polscy dyssydenci zamykali oczy, a o kilka zborów krzyczeli w niebogłosy, że im się krzywda dzieje.
Po bezowocnych synodach w Toruniu 1595 i Wilnie 1599 r. przyszli oni z swemi grawaminami na sejm 1601 r., a zwłaszcza deputaci miast pruskich i różnemi sposoby kaptowali posłów dla swej sprawy. Pierw jednak 3 stycznia przedłożyli swe skargi kanclerzowi Zamojskiemu, opierając się nie tyle na swych przywilejach, jak na konfederacyi warszawskiej 1573 r. Torunianie skarżyli się nadto na wprowadzenie Jezuitów do kościoła św. Jana. Na to im kanclerz: „Duszę i ciało oddałbym, żebyśmy wszyscy byli dobrymi Katolikami, ale nie przemocą krzewi się religia, jeno upominaniem, nauczaniem, przekonywaniem i dobrymi przykłady“. Na konfederacyi 1573 r. niech się dysydenci bardzo nie opierają, bo ona była dziełem mniejszości, nie uznała jej większość, nie uznało nigdy duchowieństwo, i tylko na jego (Zamojskiego) przedstawienia, przyrzekło dla dobra powszechnego, konfederacyi tej connwentiam quandam pobłażliwość pewną okazać. Upewniał, że ze swej strony czynił wszelkie u króla i duchowieństwa zabiegi, aby ich „od tych przykrości“ uwolnić, zwłaszcza, że część posłów sejmowych domaga się wykonania konstytucyi 1573 i ponownego jej przez sejm zatwierdzenia, że więc i teraz gravamina ich przedłoży królowi, a co do toruńskich Jezuitów, pomówi z biskupem Tylickim.
Jakoż dnia 22 lutego wezwał ich kanclerz i taką dał odpowiedź króla JM.: „Król nic nie wie o prześladowaniu jakiemkolwiem dyssydentów. Duchowieństwo wcale nie myśli naruszać pokoju religijnego, ale też nie może zatwierdzać pisemnie deklaracyi religijnej, bo to się sprzeciwia jego sumieniu, zwłaszcza Stolicy św. i dawałoby do zrozumienia, jakoby ono extra professionem suam po za wyznaniem swojem, pochwalało inne religie“. Deputaci, zwłaszcza toruńscy i elblągscy nalegali o wyraźną deklaracyą króla, mianowicie co do Jezuitów, w przeciwnym razie obawiać się należy rozruchów w ich miastach. Kanclerz na to: „podajcie wasze gravamina na piśmie królowi JM., on je przekaże komisyi dla spraw religijnych, w której ja zasiadam, ta je zbada“. Treść grawaminów ta:
1. Biskupi i kler odbierają kościoły w miastach pruskich wbrew królewskim przywilejom i dawnym umowom z biskupami i proboszczami, i to pod grozą vadii grzywny wielu tysięcy i wygnania. Tam, gdzie brama kościelna przytyka do bramy miejskiej, zabierają klucze od tej ostatniej. To samo dzieje się po wsiach będących własnością miast[8].
2. Z kościołami zabierają szkoły, chociaż te z funduszów miejskich założone, bo mówią: „szkoła jest córką kościoła“.
3. Zabierają i szpitale fundowane dla akatolików[9].
4. W Gdańsku odebrano magistratowi administracją dóbr klasztoru św. Brygity i to za dekretem królewskim pod vadium 20.000 złp.[10].
5. Dekretem króla odebrano miastom srebra kościelne i oddać kazano przez biskupów plebanom[11].
6. Dekretem króla odebrano place, ogrody wraz z dochodami z nich, nietylko te, które z fundacyi do kościołów należały, ale i inne, które były własnością miejską; a co „najniegodziwsze“ — duchowni rewindykują od miasta dobra kościelne, które już dawno przeszły w prywatne ręce, za nic mając umowy i kontrakty.[12].
7. Domagają się dawnych rachunków od opiekunów (a vitricis) kościelnych, dziesięcin i ofiar (offertoralia) od akatolików. Dla wygrzebania dawnych a wymyślenia nowych dochodów kościelnych, sprowadzają komisye wbrew przywilejom miast pruskich, a komisarze domagają się od magistratów ksiąg rachunkowych i różnych wyjaśnień, pod grzywną wielu tysięcy i pod przysięgą[13].
8. Oficyałowie biskupi naruszają jurysdykcyą miejską i pod pozorem spraw małżeńskich w kryminalne sądy się mieszają. Plebani uwalniają rewindykowane wsie od ciężarów miejskich, osadzają w nich rzemieślników, mechaników, karczmarzy, kramarzy wbrew konstytucyom ziem pruskich, zarzucają magistraty podaniami niesłusznemi, protestacyami obelżywemi[14].
9. Duchowni autoritate mandati regii, na mocy dekretu królewskiego, odebrawszy różnowiercom dawne kościoły, nie pozwalają im budować nowych, ale każą po dawnemu uczęszczać do katolickich kościołów ewangielikom odebranych. Ze szpitali wyganiają ubogich akatolików, jeżeli ci nie chcą przyjąć katolicyzmu. W miastach, będących własnością biskupów i klasztorów odsuwają ewangielików od urzędów miejskich, a nawet od prawa miejskiego. Ciała nieboszczyków wyrzucają z grobowców kościelnych, z cmentarzy i całego swego terytorium; raz nawet wyrzuciwszy trupa z grobu, psom go na pożarcie zostawili[15].
10. Ministry ewangelickie bywają cytowani przed sąd biskupi, aby zdali sprawę z swej wiary i nauczania; nigdzie nie są bezpieczni, ani w domu ani na ulicy, wszędzie szykany, obelgi od księży i pospólstwa; jednego pastora opadnięto zbrojno w jego własnym domu, ledwo go sąsiedzi obronili[16].
11. Dzieci zmarłych ministrów uważane są za nieprawego łoża, a dziedziczne ich dobra przekazane fiskusowi królewskiemu[17].
12. Jezuici wciskają się do miast pruskich, świeżo teraz do Torunia, zajęli tam probostwo i szkołę; „wbrew umowie miasta z biskupem zawartej i wbrew najdawniejszym prawom miasta, ukazują przywilej wiecznej darowizny praw patronatu tego kościoła, które przecie w części i do miasta należą“; zamierzają otworzyć szkoły „z największem tego miasta niebezpieczeństwem[18].
13. Ponieważ te krzywdy dzieją się ze szkodą miast, grożą zakłóceniem publicznego porządku (czy aż tak?), przeto proszą też miasta, aby „król JM. zawiesił wszelkie przeciw nim procesy, zwrócić kazał kościoły z przyległościami wszystkiemi, które w pewnych miastach odebrano, inne miasta zachował w spokojnem posiadaniu kościołów i praw i w swobodnem używaniu religii ewangielickiej, a to na podstawie publicznej konfederacyi i swoich przywilejów[19]“. To znaczy, żeby król JM. ulegalizował ich półwiekowe czyny samowoli i bezprawia.
Zatrzymałem się dłużej nad grawaninami dyssydentów, aby każdy bezstronny osądzić mógł, do jak drobnych rozmiarów redukuje się okrzyczane przez naszych literatów „prześladowanie różnowierców przez Zygmunta i Jezuitów“.
Dnia 20 marca 1601 rozpoczęto w sejmie czytać uchwalone konstytucye; sprawa konfederacyi 1573 i grawaminów miast pruskich poszła w reces Król odpowiedział deputatom, że dziwi się, iż pod koniec sejmu z grawaminami przychodzą i gdy o zabezpieczeniu rzpltej radzić trzeba, to oni sprawami religijnemi czas drogi zabierać chcą; odłożył więc rzecz do przyszłego sejmu, upewniając, że jako „głowa i opiekun rzpltej wszystkiem dobrze pokieruje. Kanclerz z swej strony upomniał biskupów, aby względem różnowierców zażyli umiarkowania.
Na styczniowy sejm 1603 zjawili się znów deputaci z grawaminami miast pruskich. „Już nam nie o kościoły, ale o sumienia i wolności osobiste chodzi“, skarżą się 22 stycz. przed kanclerzem Zamojskim, szlachta bowiem pruska, prawie wszystka już katolicka, domagała się na tym sejmie, ażeby w miastach królewskich nie wolno było dyssydentom utrzymywać na własny koszt ministrów, którym dawne kościoły i probostwa odebrano. Torunianie w szczególności rozwodzili żale na Jezuitów, że „wabią, ściągają ludzi dziwnemi sztuczkami i sposobami, zamierzają otworzyć szkoły, z ambon piorunują na magistrat z okazyi przekręconego kazania Skargi przez jakiegoś Toruńczyka. Elblążanie uteskują, że im Katolicy odbierają kościół farny, oni go wydać nie chcą i w banicyę królewską popadli. Gdańszczanie protestują, że im kościół Panny Maryi, który oni nie zabrali Katolikom, jeno zostawszy Lutrami jako własność swoją zatrzymali, oddać sejm rozkazał, a król grozi grzywną i banicyą. Żądali więc wolnego wyznania wiary ewangelickiej, roboracyi warszawskiej konfederacyi 1573 i powściągnięcia (ut coerceantur) Jezuitów. Za radą Zamojskiego sprawę tę odłożono znów do następnego sejmu.
Odbył on się 1605 r. burzliwie i rozlazł na niczem. Deputaci miast pruskich do dawnych grawaminów dodali nowy, że księża podburzają Kalwinów przeciw Lutrom, że z ich to namowy „pod pretekstem augsburskiego wyznania dzieją się rozmaite zmiany i perturbacye przeciw władzy miejskiej“, jak to było w Malborgu, gdzie „pospolity człowiek kalwin komisyą królewską za pomocą Jezuitów (sic) przeciw luterskiemu magistratowi sprowadził i ta odebrała Lutrom kościół i oddała Kalwinom. Skarżyli się przed kanc. Zamojskim, wdą krak. Jerzym Zasławskim, kasztelanem krak. Firlejem, wdą wil. Krzysztofem Radziwiłłem, wdą brzesk. Leszczyńskim, szukając protekcyi, która się wobec niedojścia sejmu na nic nieprzydała.
Więc na następny sejm 1606 te same grawamina, te same dreptania o protekcyę u senatorów. Na Jezuitów toruńskich wnieśli osobną skargę do kanclerza Pstrokońskiego, bo Zamojski już nie żył. Kanclerz nie dał im odpowiedzi, na sejmie o grawaminach cicho, nawet nie włożono ich w reces.
Dlaczego? Dzięki staraniom Grudzińskiego, Łaszcza i Radziwiłła, którzy posłów małopolskich, część litewskich i wielkopolskich pozyskali dla sprawy dyssydentów, ułożono już i podsunięto królowi do podpisania uchwałę liberalniejszą jeszcze jak konfederacya warszawska 1573, bo nietylko zapewniającą dyssydentom wolność religijną, ale obowiązującą Katolików, aby tej wolności bronili. Uchwała ta zredagowaną była tak zręcznie, że istotnego jej sensu nawet biskupi się nie domacali i już już na nią przyzwalali. Królowi jednak, który ją raz i drugi uważnie odczytał, wydała się ona podejrzaną; nie chcąc obciążyć sumienia, prawie w ostatniej chwili przesłał ją poufnie nadwornym Jezuitom Skardze i Bartczowi do zbadania, zapytując, czy jako król katolicki spokojnie zatwierdzić ją może? Oni zbadali i fortel heretycki wykryli, a nazajutrz skoro świt Skarga obszedł biskupów i po katolicku myślących posłów, przedstawiając im dowodnie niegodziwość podobnej konstytucyi, więc powstali przeciw niej na sejmie, dowodząc, żeby to znaczyło destruere religionem zniszczyć religią katolicką, i projekt uchwały tej upadł niepowrotnie[20].
Nie wskórawszy na sejmach, dyssydenci rzucili się do rokoszu Zebrzydowskiego, jako ostatniej deski ratunku. Jakoż pomiędzy grawaminami rokoszowego zjazdu lubelskiego 1606 r. znajduje się i ten, „że dyssydentów i dysunitów, którzy dotąd w pokoju zostawali, stało się wielkie rozdrażnienie“. Zjazd zaś sandomierski 1606 aż dwa artykuły (26 i 29) poświęcił obronie różnowierców. Jeden domaga się od króla „równej sprawiedliwości, równych nagród i zaszczytów dla różnowierców jak Katolików, bo wszyscy równe ciężary rzpltej ponoszą“; drugi żąda, aby konstytucya sejmu z r. 1593 „o tumultach“ wskrzeszoną i zastosowaną została do tych, którzy kościoły i klasztory katolickie, zbory różnowiercze, cerkwie greckie, szpitale, cmentarze napadają, palą, burzą, albo osoby jakiegokolwiek stanu więżą, lżą i biją“[21]. Rozbierano je jak inne artykuły rokoszowe na sejmie 1607, ale nietylko do żadnej uchwały na korzyść dyssydentów nie przyszło, lecz owszem, nakazano Toruniowi i miastom pruskim przyjąć Jezuitów i ich szkoły w swe mury[22].
Nie był dla nich łaskawszym sejm pacyfikacyjny 1609 r. Król wprawdzie przyrzekł „ukontentować“ dyssydentów, ale byłoż to w jego mocy?
Deputaci miast pruskich byli zarazem rzecznikami u króla i sejmów wszystkiego różnowierstwa w Polsce. Przerzedziły się jego szeregi znacznie nawet w większych miastach królewskich, jak Kraków, Lwów, Poznań, Wilno, Lublin, dzięki kazaniom i szkołom jezuickim, jako też i pracy innych zakonów i parafialnego kleru. Już przed edyktem 1592 nawrócenia niemieckich mieszczan bądź pojedyńczo, bądź rodzinami całemi powtarzały się często, jak świadczą kroniki kolegiów i domów, o których będzie mowa w tomie IV. Po onym edykcie biskupi zabrali się do odbierania różnowiercom kościołów i klasztorów, które oni w latach 1550—1577 katolikom wydarli; wojewodowie zaś, kasztelani, starostowie królewscy, katolicy, albo świeżo do katolicyzmu nawróceni, wezwani przez biskupów lub z własnej ochoty, na podstawie konstytucyi warszawskiej 1573, rugowali ich z zborami i szkołami po za mury miejskie, tak że już z początkiem XVII w., w żadnem mieście „heretyckiej synagogi“ nie ujrzałeś. Magistraty miejskie pod naciskiem biskupa, wojewody, lub starosty, wnet się oczyściły z heretyków i rdzennie katolickie, usuwały ich troskliwie od urzędów, ograniczały ich handel i zarobek, utrudniały lub nie dozwalały nabywania domów i osiedlania się, a gmin miejski polski niecierpiał ich mało co mniej od Żydów i razem z żakami szkolnymi od czasu do czasu wyrządzał psoty. Nie było to dobrze. Jezuici nie pochwalali rozruchów, napaści i szykan, wstrzymywali od nich studentów i karali surowo za każdy wybryk, ale chętnie widzieli i sami nieraz zachęcali nawet z ambony, aby magistraty rugowały herezyą z miasta, jako religijnie i politycznie zgubną, bo i o tem wspominają kroniki kolegiów.
Cóż więc dziwnego, że różnowierstwo pozbawione wewnętrznej siły, bo niezgodne i anarchiczne, pozbawione potężnych patronów, bo ci zostawali katolikami, a mając przeciw sobie zorganizowaną siłę biskupów i duchowieństwa i co najważniejsze niechęć i prawie pogardę całego katolickiego społeczeństwa, topniało z dniem każdym, ginęło.





  1. Archiwum miasta Torunia, Urkunden 3008.
  2. Tamże. Urkunden nr. 3019.
  3. Damit die grossen obgedachten Staedte erstlich bei ihrer Religion, also nemblichen der Augsburgischen Confession, wie die jetzt in ihren Kirchen gebrauchet sowohl inner- ais ausserhalb der Städten ohne alle Verhinderunge und Irrunge gelassen. Also dass alle pfar und andere Kirchen, in welchen die loeblichen Königen von Polen sich, das jus patronatus reservirt bei denen Gebrauchen und Ceremonien welche der Augustanischen Confesion gemäss, dero sie sich bis anhero und nach gebrauchet, weiter ruhig gestattet, damitt keine Person oder einiger Mensch, für was Standes oder Wessens er immermehr wolle, der Religion halber angefochten oder belcommert (werde). (Urkunden nr. 3028).
  4. Tamże. Urkunden nr. 3029.
  5. Relacve nuncyuszów I, 219 — 221.
  6. Archiv. Eppale Pelplini tom III, p. 103.
  7. Archiv. Eppale Pelplini III, 103.
  8. Widzieliśmy, że biskupi odbierali kościoły na podstawie prawnej, mając dekreta Zygmunta Aug. i Zygmunta III za sobą.
  9. To nieprawda, bo dawne fundacye szpitalne wyłącznie dla katolików były czynione.; te podczas reformacyi zagarnęły magistraty w swą administracyą. Tak samo robiły z klasztorami.
  10. Bardzo słusznie, bo magistrat pomimo że zakonnice mieszkały w klasztorze, objął nieprawnie administracyę dóbr klasztornych i na swe cele dochody z nich obracał.
  11. Najsłusznej, boć srebra te dane były katolickim kościołom do katolickiej służby bożej od prywatnych Katolików, a nie dla miast i nie przez miasta.
  12. To także najsłuszniej. Magistraty zabrawszy kościoły klasztory ich domy i dobra, posprzedawały prywatnym ludziom część tych domostw i dóbr. Gdy więc przyszło do rewindykacyi, plebanie i komisarze królewscy domagali się oddania domów i dóbr według aktu fundacyi a nie według kontraktów sprzedaży, która jako sprzedaż cudzej własności była nieprawną, a więc i kontrakt nie mógł być prawomocny.
  13. Naiwne te Lutry. Zabrali, rozdrapali, zmarnowali mienie kościelne; gdy przyszło do oddania, chcieli, aby Katolicy przyjęli dawne swe mienie nie w tym stanie, w jakim im je zabrano, ale w stanie zniszczenia i zmarnowania i gniewają się, że komisya, która ma obowiązek przeprowadzić tę rewindykacyą, domaga się od nich rachunków, kwitów, wyjaśnień. To czelna naiwność.
  14. I to gravamen niesłuszny. Dobra duchowne i w Prusiech miały jus exemtionis, wolne więc były od ponoszenia wszelkich ciężarów, a więc i miejskich.
  15. To samo i stokroć gorzej czynili protestanci Katolikom w Prusiech, Danii, Szwecyi, Anglii i t. d. a w Polsce luterskie magistraty i dziedzice i gorzej, bo „batami“ zapędzali lud katolicki do kościołów zabranych Katolikom w zbór zamienionych, psuli i wyrzucali grobowce nawet fundatorów katolickich, usuwali Katolików od urzędów miejskich, nie pozwalali się im osiedlać, wypędzali ze szpitali, z miasta. Wtenczas to się nazywało „wolność czystej ewanjelii“, teraz nieznośny ucisk, gravamen.
    A jednak biskupi, opaci, klasztory, katoliccy dziedzice byli w prawie odbierać w swych miastach i dobrach heretykom kościoły, nie pozwalać budowy nowych zborów, wyrzucać kości nieboszczyków z grobowców, a chorych heretyków z szpitali. Jakto, przecie się to sprzeciwia Chrystusowemu prawu o miłości bliźniego, uczuciu ludzkości! Nie uszanowali tego prawa i uczucia pierwsi różnowiercy, więc nie mogli apelować do niego. A nadto konstytucya warszawska 1573, jak to zaznaczyłem w rozdz. IV, dawała panom i dziedzicom najzupełniejsze prawo etiam in spiritualibus w swych dobrach, i to różnowiercom zarówno jak Katolikom. Korzystali z tego prawa bardzo często różnowiercy, nie powinni się więc gniewać i skarżyć, gdy korzystać z niego chcieli Katolicy. Konstytucya ta to miecz obosieczny, ranił Katolików, ale mógł zranić i różnowierców.
  16. Było kilka wypadków zacytowania pastorów do kuryi biskupiej, wchodziło to w zakres przywróconej jurysdykcji duchownej, ale zacytowani nie stanęli i na tem się zwykle kończyło. Pastorzy z ambon napadali na katolicką wiarę i lżyli Katolików, za to ich spotykał odwet ludności katolickiej, u której herezye coraz bardziej szły w pogardę i nienawiść, a ta jest złym doradcą.
  17. Były to dzieci ministrów, ex-księży i ex-mnichów, którzy przecie prawowitych żon i dzieci mieć nie mogli, więc je też słusznie od prawa dziedziczenia wykluczono. Na takie zgodne z kanonami kościelnemi i prawem polskiem pojmowanie małżeństw ex-księży, dyssydenci się zgodzić nie chcieli, stąd ich gravamen.
  18. Wyborne to! To gdy król i biskupi lub magistraty niepozwalają w swych miastach osiedlać się ewanjelikom i budować kościoły, to ucisk, gravamen, gdy magistrat luterski niepozwala Jezuitom osiedlić się i szkół otwierać, to przywilej, jus antiquissimum. Inna miara dla Katolików inna dla Lutrów.
  19. Archiv. Torun. dział XIII, tom X, str. 143. Gravamina Civitatum Prussie quibus ob Evangelicae religionis professionem afficiantur, jussu Cancellarii Zamojski conscripta et Serenissimo Regi oblata 1601.
  20. Wielewicki II, 116.
  21. Wielewicki II, 198, 199. Vol. leg. II, 342.
  22. Restytucya Expulsionis Patrum S. J. Vol. leg. II, 440.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.