Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/074

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 73. Nieład w łonie rokoszu. — Ugoda w Janowie. — Wskrzeszenie rokoszu. 1606—1607.

Kiedy Skarga zastawiał się tak wspaniale o całość i sławę zakonu, zdawał się już chylić do upadku „świętobliwy rokosz“[1], który, jak zwykle w Polsce wszystkie z szumem i trzaskiem podjęte przedsięwzięcia, buchnął w połowie sierpnia jak garść słomy płomieniem, „a już w połowie września ledwie szczypta popiołu z niego została. Zwlekło się pod Sandomierz od 6—12 sierpnia jakie 50.000 szlachty konno i zbrojno, koło 20 sierpnia było jej może jeszcze raz tyle. Było to istotnie zjechanie się „kupą“, bez ładu i składu, bez programu akcyi i przewodniej myśli. Sam Zebrzydowski, który jeszcze przed 6-tym sierpnia stanął w Pokrzywnicy, nie wiedział, czego właściwie chce i co z tą „kupą“ począć. Wreszcie dnia 12 sierpnia, „kupa“ odbyła pierwsze walne zebranie. Wybrano przez aklamacyę marszałkiem ks. Janusza Radziwiłła i deputatów porządkowych; spisano akt „kaptura czyli konfederacyi“, zawierający 16 artykułów regulaminu rokoszowego.
Obok jeneralnej konfederacyi zawiązały się, jak niósł zwyczaj, konfederacye wojewódzkie, przyczem nie obeszło się bez sporów, przymówek, a nawet gróźb, zrywania się do korda; 20 sierpnia ustanowiono sądy kapturowe, które dopiero 22-go funkcye swe rozpoczęły, i komisyę 12-tu, potem 24-ech, do spisania „utrat“, czyli grawaminów rzpltej wybrano.
Całych więc dwóch tygodni czasu potrzeba było do uorganizowania jako tako rokoszu, i to dzięki energii Stadnickiego, który na wszystkie tony i nuty krzyczał „cnej braci“ w uszy: „ej, mości panowie, nie traćcie czasu darmo, czynić trzeba, a czynić, nie mówić, bo jeżeli nie dla siebie, ale wżdy dla potomstwa czyńmy to, jako dla nas przodkowie uczynili“[2]. Oprócz „kupy szlachty“ były i zaciężne wojska z Siedmiogrodu i Węgier, 1.100 przywiódł Herburt, dwa razy tyle Stadnicki z Zebrzydowskim; ten ostatni obrany hetmanem wojsk rokoszowych. Nagabywany ze wszech stron wołaniami szlachty, aby odkrył wreszcie to „coś więcej“, co wie o praktykach króla z Austryakami na zgubę wolności polskich, wił się jak piskorz. „Powiem i każdemu, tylko niech wiem, kto nasz, kto nie nasz. Ponieważeście się WM. w kupę zwołali, trzeba pierwej wiedzieć, kto nasz, kto nie nasz, potem mogę powiedzieć. Niechaj się ci, co odmiany (króla) nie chcą, deklarują, a ja się nie będę wzbraniał powiedzieć“.
Zrozumiała szlachta, że Zebrzydowski nic więcej o królu nie wie nad to, co i na poprzednich zjazdach powiedział, więc zniecierpliwiona pytała: „po co nas tu zegnano do kupy?“ On zaś, spychając rewelacye na plan drugi, odpowiadał, że „dla naprawy rzpltej“. Wyraźniej nieco tłumaczył się w kole, że chce to dwoje: odsunięcia grożącego absoluti dominii i asekuracyi wolności, a naprawy egzorbitancyi. Ale jak to dwoje osiągnąć? Partya radykalna Stadnickiego wołała: „chcemy naprawy zmianą pana“ (króla), umiarkowana domagała się „naprawy bez zmiany pana“, a do tej przychylał się, jak wnosić ze wszystkiego, Zebrzydowski. Nie brakło wreszcie i takich, którzy, jak Janusz książę Ostrogski, na dwóch stołkach siedzieli, mając ochotę zabawić się w rozjemców i pośredników między „kupą“ rokoszową a królem i sejmem; rokosz, o ile przeciw królowi i senatowi powstawał, był im wstrętny, za to zjazd wiślicki „przy królu“’ sympatyczny.
Przy takiej różnicy zdań rokoszowej „kupy“, gdy i sam jej herszt oświadczał, „że nie zwykłem nigdy na swym się rozumie sadzić, ale zdaniu WM. sam applaudo“ (przyklaskuję), trudno było co mądrego uradzić, co stanowczego uchwalić. Schodził więc na niczem czas drogi sierpniowy, czas żniw, orki i zasiewów; szlachta, wykrzyczawszy się, nahałasiwszy dowoli na króla i „na jego złą radę“, niekontenta z Zebrzydowskiego, od którego niczego się nie dowiedziała, głodna zresztą, bo wzięte z domu zapasy się wyczerpały, a cała wzdłuż i wszerz okolica ogołoconą była z żywności dla ludzi i koni, zaczęła się w pierwszych dniach września tłumnie rozjeżdżać do domów. Powstrzymać jej nie było sposobu, zresztą hersztom rokoszu wygodniej było bez tej „kupy“, więc ją rozpuścili bez trudności, żądając tylko, aby województwo każde delegatów swych dla dalszych robót rokoszu zostawiło. Stało się tak, ale tym sposobem rokosz stał się prawie bezbronny, pozostało mu ledwo 3.500 zaciężnych.
Do króla tymczasem pod Wiślicę doprowadzono razem z kwarcianem wojskiem pod hetmanem polnym Żółkiewskim 11.000 bitnego żołnierza. Podczas więc kiedy rokoszanie układali wśród swarów i kłótni gravamina i poselstwo z niemi do króla wyprawiali, gorętsi regaliści z marszałkiem Myszkowskim pchali króla do pokonania rokoszu orężem a był to jedyny sposób: przeciąć żelazem ten wrzód brzydki na ciele rzpltej; gdy znów umiarkowani przez wstręt do „wojny bratniej“ radzili straszyć bitwą, ale jej nie staczać. Zebrzydowski też, który przez swoich tentował Żółkiewskiego i wojsko, był przekonany, że kwarciani bić się z „cną bracią“ nie będą. Więc pomimo listu nuncyusza Rangoni z d. 25 września, którym go w imieniu papieża upominał, „ażeby przecie nie doprowadzał do tego, iżby siły zbrojne królestwa, które przeciw najzawziętszym nieprzyjaciołom Tatarom, jego i wszystkich zdaniem, obrócone być powinny, zwrócone zostały, czego nie daj Boże, w własne wnętrzności“[3], pomimo nierównych sił, postanowił stawić czoło wojskom królewskim.
Wiemy, że w decydującej chwili, 4 października, pod Janowcem, zuchwały w mowie, nie tęgi w czynie Herburt z hufcem 1.100 swoich, cofając się przed królewskimi, wpław przepłynął Wisłę, i tym sposobem stał się do bitwy nieużyteczny; że hetman rokoszowy, Zebrzydowski z Stadnickim, we 2.000 wojska osaczony z trzech stron od królewskich, z czwartej mając Wisłę za sobą, przez którą dla braku statków i czasu, salwować się nie mógł, szedł ku niechybnej śmierci, ale przemogło u króla wstawienie się umiarkowanych senatorów. Było to miłosierdzie okrutne, sentymentalizm urągający rozumowi, błąd nie do darowania[4].
Zebrzydowski i Radziwiłł przeprosili wrzekomo króla, rozpuścili zaciągi, pisemnie oświadczyli, że „na sejm blizko przyszły da Pan Bóg, jeśli na nim będziem, bez wojsk i przyjmowania ludzi nad wszystek zwyczaj, ad pacta consilia staniemy i o wszech sprawach rzpltej życzliwie i wiernie JKM. radzić będziemy“[5]; ale jeszcze nie przebrzmiało dziękczynne Te Deum, które z polecenia biskupów w całej Polsce śpiewano, a już pojawiły się pisma krytykujące ugodę janowską, niektóre wykazujące jej nielegalność, Zebrzydowski polemizował z Myszkowskim, zwalając nań część winy swojej i mentorował senatorów; szlachta krakowska w styczniu 1607 r. obesłała króla zuchwałem pismem[6]; Wielkopolska na samowolnym zjeździe w Kole wydaje 14 lutego podburzający uniwersał, który obiega kraj cały[7]. W wielu województwach szlachta nie pozwoliła na roki ziemskie, bo nie chce uznawać króla, który nie spełnił żądań rokoszu i przyrzeczeń janowskich. Król zwyczajem swoim zwlekał ze zwołaniem sejmu[8], tłumacząc zwłokę niezgrabnie, nareszcie przyparty krzykami zjazdu kolskiego, zwołał sejmiki na 27 marca, sejm na 7 maja, a ostrzegał naród przed wichrzycielami, co zwołują zjazdy i mieszają Rzeczpospolitą. Nic to nie pomogło.
Drugi samowolny zjazd złożyli Wielkopolanie i Małopolanie w Jędrzejowie w kwietniu, zaprosili nań obydwóch hersztów; przybył tylko Janusz Radziwiłł i długim listem pouczał i upominał króla, w jaki sposób powinien ukontentować naród. Dwa uniwersały z Jędrzejowa, 6 i 26 kwietnia wydane, wznowiły sandomirski rokosz z większem jeszcze zuchwalstwem. Nie ufamy królowi — wołała niesforna „kupa“ — bo zwlekał z zwołaniem sejmu, bo o artykułach rokoszowych nic słyszeć nie chce, o wiślickich tylko wspomina; nie ufamy sejmowi, bo ten nieszczerze, pod presyą naszą zwołany, z kreatur królewskich złożony, nieszczerze do naprawy rzpltej przystępuje. „My innego celu nie mamy, jeno, abyśmy praktykom szkodliwym gruntownie zabieżawszy, a przywiódłszy tandem do skutku to, czego przez tyle sejmów otrzymać się nie mogło, koniec tym mieszaninom, suspiciom, nieufnościom i kłótniom domowym uczynili“[9].
Rzuciwszy uniwersałami płomień rokoszu w rzpltą całą wezwali szlachtę stawić się „kupą“ pod Warszawę i „nasłuchiwać, co za pociechę to tam zgromadzenie (sejm) ojczyźnie przyniesie“.
Sejm otwarto 8 maja. Skarga na kazaniu wprowadziwszy św. Stanisława, wołającego do zgody braterskiej, sam wołał: „Patronie nasz, cudowny Stanisławie, użal się nad narodem twoim, a w tem zamieszaniu i rozterkach tych lat nieszczęśliwych, uproś królestwu temu pokój kościelny, domowy i postronny, aby w nim fałszywe nauki i niezgody upadły a pobożność wszelaka i ona staropolska uprzejmość i cnota kwitnęła“. Król niewidzianym przykładem, opuściwszy salę sejmową, senatowi i izbie śledztwo i sąd nad sobą, nad swemi praktykami i absolutum dominium zostawiwszy, sejmowi powierzył uspokojenie rzpltej.
Był to nowy błąd, to uznanie supremacyi rzpltej nad królewskością w chwili, gdy podczas trwania sejmu, za zgodą samychże naczelników rokoszu, Radziwiłła i Zebrzydowskiego zwołanego, „kupa“ szlachty pod tymże marszałkiem Radziwiłłem, prawa i majestat rzpltej sobie uzurpowała. Ale stało się; król zrezygnował chwilowo ze swej władzy, więc senat i izba zapraszają Zebrzydowskiego, który dopiero 20 maja był w drodze do rokoszan, bo dotąd siedział w Zamościu, aby się raczył zjawić w sejmie i przed nim odkrył raz przecie wszystko i jasno, co wie o praktykach króla i absolutum dominium, do czego się ugodą janowską zobowiązał, a bez czego uspokojenia rzpltej osiągnąć niepodobna. On w długich dwóch listach jął dowodzić sejmowi, że co miał odkryć, to już odkrył, sejm wie to dobrze, niech więc nie nalega o nowe rewelacye, ale niech się szczerze zabierze do naprawy rzpltej i znagli króla do wprowadzenia w czyn tego, co w 67 grawaminach rokoszowych podano.[10]
Zuchwałej jeszcze poczęli sobie rokoszanie, bo z pod Wąchocka wyprawili posłów na sejm (11 maja) z pismem, redagowanem widocznie przez Stadnickiego, wzywając sejmujące stany, aby razem z rokoszem, nie marnując czasu, nie oglądając się się „na cudzoziemskich rad dependencye i ciekawość praktykantów“[11], zabrali się szczerze do wykonania artykułów sandomirskich, bo te jedne naprawią rzpltą[12]. Ale król i sejm trwali, i słusznie, przy tem, że raz przecie wykryte być muszą owe wrzekome praktyki królewskie, które od tylu lat niepokojąc rzpltą, aż do rokoszu doprowadziły.
Więc król, uniwersałem 28 maja do wszystkich obywateli koronnych, ogłosił „Asekuracyę na odkrycie praktyk cudzoziemskich“, wzywając wszech i wobec każdego, aby wszyscy, którzy cokolwiek wiedzą o tych „praktykach“ albo o złe rady do absolutum dominium kogokolwiek winią, aby „najdalej do środy (do 5 czerwca) przed osobnym sądem sejmowym się stawili i te rzeczy odkryli. Jeżeliby się kto na ten sąd nie stawił, a „dalej rzpltą turbował i ludzi kupił, na tymże sejmie zaraz postąpimy, jakoby rzpltą koniecznie od takowych mieszanin uchwałą sejmową uspokojoną była[13].
Rokoszanie na „asekuracyę“ odpowiedzieli uniwersałem z pod Sieciechowa 30 maja, w którym sąd sejmowy na praktyki zagraniczne i złych doradców nazwali „oczywistem rzpltej szyderstwem... gwałtem żałosnym“; potrzeba więc „kupy i potęgi jak największej stanu rycerskiego do konkludowania już tandem tego rokoszu“. Z pod Czerska zaś wyprawili do sejmu posłów z pismem, gdzie „asekuracya“ nazwana absurdissimum edictum, a rozłożywszy się obozem pod Zabieńcem, zapraszali sejm do wspólnych narad nad naprawą rzpltej przez wprowadzenie w życie artykułów sandomierskich.
Sejm tymczasem (od 15 czerwca) wraz z królem obradował dalej i powziął kilkanaście uchwał co do wolnej elekcyi, rezydencyi senatorów przy królu, o cudzoziemcach, zamkach, ekonomiach i t. d., które istotnie zadość czyniły główniejszym grawaminom rokoszowym. Widząc jednak rosnące z dniem każdym zbrojne „kupy“ pod Zabieńcem, gdy już i termin sześciotygodniowy wychodził, sejm zamknął prace swoje „konkluzyą“, w której sformułowawszy jaśniej i dokładniej artykuł de non praestanda obedientia, znosi i kasuje „teraźniejsze zjazdy, które uciążają rzpltą“, rozkazuje, aby rokoszanie „zaraz arma deponant (broń złożyli) i ze zjazdów i z kup tych do domów się swych rozjechali, a w nich spokojnie żyjąc, kontentowali się prawem pospolitem, rozruchów żadnych nie czyniąc“ i wyznacza przy królu komisyę pacyfikacyjną z 12 senatorów i 24 postów złożoną[14].
Na tę bardzo umiarkowaną i słuszną „konkluzyę sejmu“ odpowiedziedzili rokoszanie „konkluzyą rokoszu“. Dzień 16 czerwca naznaczyli, aby każdy, kto co wie o praktykach króla i o zgubnych radach, przed kołem stanął i śmiele wyjawił. Stawił się Zebrzydowski, który sejmowi odpowiadać nie chciał i stare, zapomniane już z 1592 i 1595 r. wywlekał na króla inkryminacye[15]; pomagali mu Łaszcz, Kazimirski, Herburt. Osobna komisya rokoszowa przejrzała te oskarżenia i wydobyła z nich 10 dowodów, „że król JM. domowemi sposoby na nas idzie, chcąc nam wolność naszą odjąć“, i nimi umotywowała dekret wypowiedzenia posłuszeństwa Zygmuntowi III, czyli detronizacyi. Herburt był referentem. Trudno coś banalniejszego i mniej mądrego znaleść w historyach detronizacyj, jak to wrzekomo prawne umotywowanie Herburta i komisyi[16].
O Jezuitach, jak w całym tym okresie rokoszu, tak i w referacie Herburta, żadnej wyraźnej wzmianki niema; domagając się ryczałtem wykonania 67 grawaminów sandomirskich, domagali się tem samem wykonania także 28 go artykułu przeciw Jezuitom. Atoli 10-ty „dowód zamiaru gwałtownego panowania przez pisma przeciwników i kazania ich publiczne, w których to tylko radzą, aby monarchię postanowić, która najbliższą jest tyraństwa“, widocznie przymawia ks. Skardze, chociaż go nie wymienia.
„Konkluzyą“ rokoszu, rozpoczęta 16 czerwca pod Czerskiem, skończyła się pod Jezierną 24 czerwca ogłoszeniem detronizcyi Zygmunta III. Powtórzywszy wszystkie znane dawno już zarzuty, zwaliwszy wszystkie klęski i niepowodzenia ostatnich lat 20 na króla wyłącznie, uznawszy tego króla za niepoprawnego, oświadczają, że „w takim ostatnim gwałcie, do ostatniej też obrony swobód naszych, do prawa de non praestanda obedientia ucieceśmy się musieli i Zygmuntowi III., panu dotąd naszemu, będąc po tak wielu napomnieniach od niej wedle prawa i wolności naszej wolni, posłuszeństwośmy wypowiedzieli, jakoż i teraz tem teraźniejszem pismem wypowiadamy, o dalszych wolnościach za pomocą Bożą radzić chcemy[17].
Nie było już czasu na te „rady za pomocą Bożą“. Król bowiem, uniwersałami 26 i 28 czerwca wykazawszy przewrotność i zuchwalstwo rokoszan, wezwawszy raz jeszcze „kupy“ zbrojne do złożenia broni i rozejścia się do domów, ogłosił buntownikami i nieprzyjaciółmi ojczyzny wszystkich, którzy wezwania natychmiast nie usłuchają, siebie oddał w opiekę senatu i rycerstwa, a wszystkich obywateli koronnych upomniał do wierności wybranemu i uznanemu przez senat, rycerstwo i naród królowi[18]. Poparł króla prymas kardynał Maciejowski uniwersałem z 28 czerwca, podobnym treścią do królewskiego, „oświadczając się ojczyźnie, WM. braci swej i potomnym czasom, że przy władzy, zwierzchności i dostojeństwie Króla JM., pana mego, oddając mu zwykłe i wierne poddaństwo, przy prawach i wolnościach, którym się gwałt za takim postępkiem (detronizacyą) dzieje, z drugimi Ichmościami cale stoję i opowiadam się“[19].
Z prymasem stało przy królu jak mąż jeden 40 senatorów, stali hetmani Żółkiewski i Chodkiewicz z wojskami rzpltej, przyzwani przez króla jeszcze przed rozpoczęciem sejmu, zostawiając niestety południowe i zachodnio-północne kresy ogołocone z obrony; stały liczne poczty zbrojnych, które przywiedli wierni królowi panowie. Uchwalono na radzie królewskiej nie czekać, aż się większe „kupy cnej braci“ zgromadzą pod Jezierną, jeno natychmiast wrzód od lat prawie 20 nabierający przeciąć ostrzem miecza. Zebrzydowski zamiast „radzić o wolnościach“, musiał rad nie rad „sprawiać szyki bojowe“, a tu go „pomoc Boża“ zawiodła, zawiedli podkomendni jego, najwięksi krzykacze, Łaszcz i Herburt. W bratobójczej bitwie d. 5 lipca pod Guzowem, guz rokoszowy przecięty, rana jego jednak ropiała jeszcze długo, zabliźniła się dopiero w lutym 1609 r. na sejmie pacyfikacyjnym powszechną amnestyą[20].
Przez całe dwa lata rokoszu, od 24 czerwca 1606 r. do 9 czerwca 1608, tak jak w całej Polsce z rozporządzenia biskupów, odbywały się publiczne suplikacye, pobożne do miejsc cudownych, zwłaszcza do Częstochowy, pielgrzymki, tak z ordynacyi prowincyała Strivera we wszystkich kościołach, domowych kaplicach jezuickich odprawiano ekspiacyjne nabożeństwa 40-godzinne i inne procesye pokutnicze, zakończone biczowaniem; przez sierpień zaś i wrzesień 1606 r. przepisany był wszystkim trzechrazowy post co tydzień i inne umartwienia, a suplikacye w niedziele i święta „na odwrócenie nieszczęść od rzpltej, od króla JM. i od zakonu“. Podczas samej bitwy guzowskiej, na początku której król znajdował się w rzeczywistem niebezpieczeństwie i zwycięstwo przychylało się na stronę rokoszan, kapelan obozowy królewski, O. Bartcz, ofiarował króla do Matki Boskiej Częstochowskiej. Król, dowiedziawszy się o tym ślubie, przyjął go chętnie i odbył ex voto pobożną pielgrzymkę do Częstochowy[21].





  1. Tak go nazwał w kole rokoszowem wojewoda lubelski, Gabryel Tenczyński.
  2. Teka Batowskiego I. 41.
  3. Archiv. Vatic. Borghesiana, I, 230.
  4. Trwano w tym błędzie i po bitwie guzowskiej. Włos z głowy nie spadł uzurpatorom królewskiej i sejmowej władzy, intrygantom na wielką skalę. Za całą zemstę starczyła regalistom satyra na rokoszan, wnet po porażce pod Janowcem obiegająca Polskę całą p. t. Passio Domini nostri Sigismundi III, Regis Poloniae et Sueciae secundum servum et fidelem subditum Domino suo compatientem. Naśladując styl i ton ewangelii o Męce Pańskiej, opowiada autor satyry dosyć wiernie i nie bez dowcipu roboty rokoszan, krzywdy króla, podwójną rolę księcia Janusza Ostrogskiego, zdradę Dyabła Stadnickiego częste poselstwa pojmanie hersztów rokoszu, naigrawania z nich w obozie, cytacye przed sejm, wreszcie powrót króla do Krakowa. Satyra kończy się: Qui tot passus est ab ipsis Rokoszanis, Rex pientissime miserere nobis.
    Nie dziwić się senatorom. Sam papież Paweł V, winszując królowi 3 czerwca 1606 r. (trochę przedwcześnie) „poskromienia namiętności burzliwych na sejmie, zachowania godności królewskiej i obrony wiary, radzi z Zebrzydowskim jeszcze niespokojnym“ zażyć tyle wychwalonej łagodności, „pozwól, aby ogień zadusił się własnym popiołem“. (Mon Reg. Pol., III, 292). Wisiała więc wówczas w powietrzu ta laudabilis conniventia, która tolerowała uzurpatorstwo, rozzuchwalała uzurpatorów, a która miała źródło w obałamuconem sumieniu publicznem paktami henrykowemi, zwłaszcza artykułem de non praestanda obedientia.
  5. Teka Batowskiego, I. 41.
  6. Ms. bibl. Ossol I. 168. str. 528.
  7. Tamże str. 532.
  8. Na to marudztwo króla powszechne narzekania doszły one aż do kuryi rzymskiej. Kardynał Maciejowski w cyfrowanym liście do kardynała Borghese z dnia 25 lutego 1607 r. pisze: „król jest ociężały (e tardo) w zdecydowaniu się, a więcej jeszcze w wykonaniu; nie ma doradców sympatycznych (grati) w królestwie, a co gorsza, nie ma sił, gdy przyjdzie do rzeczy“ (se non lontane). (Archiv. Vat. Borghesiana. II, 241). Nuncyusze Rangoni i Simonetti w relacyach do kard. Borghese opisali bardzo szczegółowo rokosz. (Borghesiana, II).
  9. Teka Batowskiego I. 94.
  10. Teka Batowskiego I. 105.
  11. Aluzya do regalistów, którzy przypierali do muru Zebrzydowskiego i rokoszan, ażeby przecie raz wyśpiewali te „praktyki“ rakuskie, któremi król do absolutum dominium dąży, boć przecie od nich i z nich Zebrzydowski snuć począł swe rokoszowe roboty. Było to bardzo nie na rękę i Zebrzydowskiemu i rokoszanom, bo nic szczególnego a pewnego wykryć i dowieść nie byli w stanie. Więc sprawę „praktyk“ odsuwali na bok, a wołali już tylko o naprawę rzpltej przez zaspokojenie 67 grawaminów sandomierskich.
  12. Teka Batowskiego I. 112.
  13. Vol. leg. II, 432.
  14. Vol. leg., II, 452.
  15. Ms. bibl. Ossol. 168. str. 536—539.
  16. Dla próbki rozumu i logiki przytaczam: „Dowód 9-ty. Zabawy domowe króla jakie? Tylko próżnowania. Wielka okazała się jego niedbałość i niebiegłość w sprawach statutów, nieczytanie i nieumiejętność. Król ma się bawić wielkiemi zabawami, albo wojnami, a jako przestanie o tem myśleć i zawiadywać, to zawsze Polacy mniemali, że im wolność chce łamać, a zatem zaraz myśleli o wypowiedzeniu posłuszeństwa“. (Teka Batowskiego I. 111).
  17. Teka Batorego I. 119.
    Ogłosiwszy detronizacyę, musieli przecie rokoszanie mieć gotowego do korony kandydata. Otóż jeszcze 1606 r. rozpuścili regaliści wieść, że rokoszanie znoszą się potajemnie z księciem siedmiogrodzkim, srogim kalwinem, Gabryelem Batorym, wieść nie pozbawioną podstawy. W papierach pojmanego w bitwie Herburta znaleziono listy Gabryela Batorego, w których mowa o warunkach, pod jakimi gotów polską koronę przyjąć. (Łubieński 132). Zebrzydowski wszelako na radzie rokoszan (20 września 1606 r.) proponował, w razie detronizacyi, wybór Piasta, jak to opowiada dobrze poinformowany Wielewicki. (II, 214). Szujski domyśla się, że rokoszanie forytowali zrazu na tron polski Dymitra Samozwańca, który, jak wiemy, przebąkiwał, że stutysięczną armię, którą ma gotową na Tatarów, „może gdzieindziej“ obróci. Śmierć Dymitra popsuła szyki, ale cofnąć się już było zapóźno. (Hist. pol. w skróceniu, str. 242, 243). Hirschberg twierdzi na pewno, że sekretarze Dymitra, Słoński i Buczyński, układali się z rokoszanami o detronizacyę Zygmunta. (Dymitr Samozwaniec str. 172—8, 256). To pewna, że obiegała po kraju wieść, że Dymitr 100.000 rubli przysłał Zabrzydowskiemu na zaciągi wojska rokoszowego. (Łubieński, 72).
    Zdaje się jednak, że oprócz szaleńca Stadnickiego i jego nie tak znów licznych zwolenników, ogół rokoszan i sam Zebrzydowski aż do czerwca 1607 r. nie myśleli na seryo o detronizacyi, a nawet ogłosiwszy ją, nie wierzyli, aby ją wykonać mieli, tak jak nie wierzyli, że wojsko kwarciane bić się z nimi będzie. Nastraszyć chcieli króla, rozumiejąc niemądrze, że się on nastraszyć da. Szczypty rozumu politycznego u rokoszan trudno znaleść, a jednak oni znaleźli apologetę swego w demokratycznym historyku Schmitcie.
  18. Teka Batorowskiego I. 119.
  19. Tamże, I. 122.
  20. Po przegranej guzowskiej, Zebrzydowski zebrał znaczne zawsze jeszcze niedobitki i trzymał pod bronią, aż do maja 1608 r., sam zaś rezydował w obronnym Zamościu (jako opiekun młodego Tomasza Zamojskiego) i rozpisywał stamtąd listy do wielu senatorów, radząc się, ażali ma przyjąć warunki przeproszenia, podane przez króla, i pokutę za rokosz. Trwały te targi całą jesień i zimę. Senatorowie nakłaniali króla do łagodności, książę Ostrogski, kasztelan krakowski, tak wyraźnie stawał w obronie rokoszu i Zebrzydowskiego, że aż król przypomnieć mu musiał obowiązki pierwszego senatora. Żółkiewski znów obrabiał Zebrzydowskiego, aby się nie certował, jeno króla przeprosił, bo na wiosnę nowa wojna domowa wybuchnie.
    Tymczasem uganiały się za rokoszanami wojska Żółkiewskiego. W jednej takiej potyczce Herburt pojmany, osadzony w więzieniu, wyszedł z niego dopiero w maju 1608 r., przeprosiwszy bardzo pokornie króla za swe „złości i uniesienia“. Szlachta też rokoszowa po wielu miejscach zwoływała zjazdy. Na Litwie ks. Janusz Radziwiłł otoczył się zbrojnym ludem i ciągle swe poczty pomnażał pod pozorem, że niechętny mu Chodkiewicz na wolność jego nastaje i w „sieci łowi“.
    Po długiem ociąganiu się, król nareszcie zwołał radę senatu w maju 1608 r. do Krakowa. Ta ułożyła łagodniejsze punkta przeproszenia Zebrzydowskiemu i zawezwała go do aktu przeprosin na dzień 16 maja. Złamany dwuletnią gorączkową agitacyą, klęską guzowską, upokorzeniem i chorobą, zwlókł się z łóżka i z Zamościa stawił się w Krakowie przed królem i senatem. Przeprosiwszy pierw senatorów, przepraszał według przepisanej sobie roty króla. Ten, dawszy mu przez kanclerza Pstrokońskiego w grzecznej formie zasłużoną admonicyę, oznajmił mu przebaczenie i przypuścił do ucałowania ręki. Za Zebrzydowskim przepraszali króla powoli inni hersztowie rokoszu. Także Janusz Radziwiłł za wdaniem się senatu, listownie prosił i otrzymał przebaczenie królewskie. Król uniwersałem z dnia 9 czerwca 1608 r., obwieściwszy przyjęcie do łaski Zebrzydowskiego, przyrzeka tęż łaskę przebaczenia wszystkim rokoszanom, którzy o nią poproszą, przeciw upornym zaś i niepokojącym zaciągami i zjazdami rzpltą, grozi całym rygorem prawa. Dopiero jednak na lutowym sejmie 1609 r. nastąpiła, na prośbę senatu, powszechna amnestya i uspokojenie rzpltej potrzebne do prowadzenia wojny z Moskwą. (Łubieński, De motu civ., lib. III i IV).
    Podziwiano w kraju i za granicą łaskawość i łagodność króla, ale nie chwalono, ćwierćwiekowe dalsze panowanie Zygmunta nie przywróciło królewskości tej władzy, powagi i poszanowania, którą sponiewierał, osłabił i z której ją odarł rokosz.
    Błędy i wady Zygmunta: kunktatorstwo, brak decyzyi, wysuwanie bezpotrzebne naprzód senatu, paktyzowanie z rokoszanami, których od razu należało ogłosić za buntowników, nieprzyjaciół ojczyzny i orężem ścigać, przyczyniły się bezwątpienia do rozwinięcia się i prawie dwuletniego trwania rokoszu. Niektóre żądania czyli gravamina rokoszan były przecie słuszne, sejm 1606 r. przedłożył ich 23 królowi, te należało bez zwłoki zaspokoić, ale równocześnie zwołujących zjazdy bez zwłoki i to przykładnie ukarać. Król jednak upierał się, słuszności tych niektórych grawaminów nie uznawał, uznawszy wreszcie, z wykonaniem zwlekał, a za to herszta rokoszu traktował jakby legalną udzielną potęgę. Królowi pomagał w tem senat, z wyjątkiem może Myszkowskiego.
    Zebrzydowski był pierwszym możnowładcą, który do swej osoby, swych ambicyj i interesów, pod płaszczykiem wolności rzpltej. przywiązał tłumy szlachty i wodził je, dokąd mu się podobało. Gdyby był chciał, na wiosną 1608 r. mielibyśmy drugą wojnę domową. Zaprzysiągłszy on i Herburt (ten 20 maja 1608 przed grobem św. Stanisława) obietnicę, że nigdy rzpltej nie zakłócą, dochowali przysięgi: Zebrzydowski oddał się dewocyi, wybudował Kalwaryę, kościół farny i udotował kilka szpitali; Herburt założył w Dobromilu drukarnię, w której pod kierunkiem Jana Szeligi od r. 1611—1616 drukował dzieła historyków polskich i udotował tamże klasztor bazyliański 1613 r., acz zawsze w nim pokutowały „rokoszowe humory“.
  21. Wielewicki, II, 166, 179, 243. Królowa Konstancya, oprócz wielu nabożeństw w Krakowie, zamówiła mszę św. przez cały kwartał w Częstochowie, a po zwycięstwie guzowskiem, spowiednika swego, O. Fredlera, wyprawiła do tegoż miejsca, aby przez ośm dni msze św. dziękczynne przed ołtarzem Matki Boskiej odprawiał. (Tamże 245).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.