<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Tarnowski
Tytuł Karlinscy
Podtytuł Tragedya w pięciu odsłonach
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1874
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skan na commons
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


ODSŁONA V.




Noc — u szczytu baszty dwóch żołnierzy przywiązuje Izydora — do baszty przypiera mur wysoki gubiący się za sceną — nad wiążącemi stoi Franz Still — księżyc rzuca światło jaśniejsze to ciemniejsze.


FRANZ STILL.

Dobrze przykuty — tam, naprzeciw działo
Z murów Olsztyna chybić doń nie może. —
No! Prometeju mały! zdrów mi bywaj,
O twej wolności marzeń nie przerywaj!

(schodzi z żołnierzami z baszty.)

STARY ŻOŁNIERZ (zostając się.)

Panie — ty mi tak syna przypominasz,
Uwolnić cię nie mogę — a żal mi cię,
Bądź zdrów!... mnie ciężko!...

IZYDOR.

O dobry człowiecze
Mnie lekko!! miło w ostatniej godzinie,
Uścisnąć rękę człowieka — wśród wrogów. —
Tyś mi dał wody, gdym pragnął — o dzięki!
Za to pociechę znajdziesz w twoim synu,
Ja błogosławię mu!... choć mi nie znany. —
Jeżeli możeż, powiedz memu ojcu,
Żem zginął mężnie — jak na jego syna
Przystało — matce, nie mów nic, bo słowa
Nie ma — i ona za mną tam! poleci...
Kochance mojej — także nic — idź teraz —
Czekaj — ten pierścień daj jej — zdejm go z ręki,
Bom ja przykuty — łez mych jej nie mogę
Przesłać, noc przejdzie już wkrótce, idź teraz.
Niedługo księżyc zblednieje... mnie trzeba
W godzinie takiej, być samemu z Bogiem!
Bądź zdrów....

(Żołnierz łkając całuje długo jego rękę i odchodzi.)

IZYDOR (sam.)

A! co za otchłań! orły tu siadają
I patrzą na dół... tylko mgły na dole
Widzę rozsnute — żegnaj ziemio droga!
O ziemio święta, coś mnie wykarmiła,
Za miłość, przyjmij mnie nazad do łona!
Chryste! coś wisiał na zhańbienia krzyżu,
Ty mnie nie opuść w ostatniej godzinie!
Siły i wiary daj mi niegodnemu!...

(milczy chwilę — ptak nocny przelatuje)

Zawcześnie jeszcze puszczyku smętarny,
Coś pod mem oknem krzyczał w noc ostatnią,
Więcej mi złego nie zrobisz od ludzi!..
Czy chcesz mi oczy wydrzeć — niezadługo!...
Są rzeczy w świecie, z powodu którychby
Najlepiej byłoby ślepym się rodzić!... (ptak przelatuje.)
Skąd mi ten spokój! jakaś jasność we mnie,
Swoboda — od dni dzieciństwa nie czuta...
Modlić się trzeba w ostatniej godzinie. —
Ojcze nasz któryś...! o ty, coś te gwiazdy
Rzucił w przestrzeniach bez końca i końca!...
I pozapalał wszech serca! wszech słońca!
Patrz! o to ginę sam, i bez człowieka
Młody, do szczęścia stworzony, a szczęsny,
Że zginąć mogę dla tak wielkiej sprawy —
Zginąć — inaczej jak tysiące ludzi!...
Lecz stwórco mój! któremu tyle razy
W życiu modliłem się! o ty ostatniej
Modlitwy mojej wysłuchasz: ja ginę,
Lecz jeźli kiedyś upadłaby Polska,
Nie mając mężów coby poświęcili
Wszystko tu dla niej!... o! daj w takiej chwili
O Boże! wtedy daj Polsce człowieka,
Co ją wyzwoli — własnem poświęceniem!
A wszelka smętność będzie mnie daleka!
Wierzę! że dasz go!... ginę z dziękczynieniem!
O szczęście! marne życie! skonu chwało!
Tych mi żal tylko, co serce kochało!

(po murze łączącym się z szczytem baszty stąpa z głębi sceny Marya w śnie magnetycznym — staje nad Izydorem mówiąc:)

MARYA.

Chodź ze mną! razem polecim do Boga!...

IZYDOR (spostrzega ją, z rozdzierającym krzykiem.)

Maryo!...

MARYA.

A!!!

(obudzona chwieje się, traci równowagę i spada z muru,)

IZYDOR.

Zabita!... (po chwili szamotania się w łańcuchach)
Amen!... o prędzej! o chyżej!...
O mój aniele, my ulecim wyżej,
Ha! ha!... Płacz dziecka — czuję pod źrenicą...
Tam gwiazdy płaczą ze mną! a nie świecą...
O ciemny grobie! dziś żądzą kochanka
Czekam cię! spiesz się światłości poranka!...
(gwałtownie) Maryo! o Maryo moja! (opuszcza głowę)

(Zasłona z obłoków zsuwa się z wolna i zasłania cały głąb sceny z basztą.)

ZMIANA — wielka komnata sklepiona w Olsztynie — u sklepień chorągwie i bronie — w głębi działo utkwione w murze — nad niem stoi lont zapalony — poczyna świtać — Karlinska siedzi na ziemi jak skamieniała — Karlinski stoi w oknie i trzyma rękę nad czołem patrząc w odległą przestrzeń.)

KARLINSKI.

Nie — to nie może być — pogróżka tylko

Szatańska, a nie ludzka. —
KARLINSKA.

Nie pogróżka — (wskazując pierś)
Tutaj jest prawda!

(dość długa chwila ciszy — Karlinski przechadza się po komnacie w milczeniu, znowu staje i patrzy w okno.)

KARLINSKI.

Nie widać odsieczy!
Dziś dzień ostatni! na to jedno działo
Prochu zostało!

KARLINSKA.

Jest głos co ryknie potężniej nad spiże!...

(uderza pięścią w ziemię)

Głos od którego drzą kości w mogiłach!

(po chwili spokojnie wciąż na ziemi siedząc)

Marya gdzieś znikła — w nocy gdym usnęła
W blaskach księżyca wyszła przez to okno!
Bo wszystkie były zamknięte podwoje!
Oknem po murach twierdzy! serce moje!
Ciągle mówiła, że chce wraz z nim zginąć
I nie wróciła... biedne moje dziecko!...

(ukrywa twarz w szaty)

KARLINSKI (grobowo.)

Dzisiaj — o ludziach najmilszych mi słyszeć
Jedno — bo w piersi mieszka naród cały!!

(słychać strzały dalekie)

KARLINSKA (do siebie.)

Iście nie człowiek — posąg skamieniały!

RYCERZ (wchodzi.)

Posłowie Niemców raz jeszcze przybyli —

KARLINSKA (zrywa się z dzikim głosem.)

Trąba anioła!!!

KARLINSKI.

O bądź mi spokojna!

(Karlinska usiada znowu na ziemi i milczy ze strasznym spokojem.)


KARLINSKI.

Częgo[1] chcą?

RYCERZ.

Zamku!

KARLINSKI.

Niech tutaj nie wchodzą!

RYCERZ.

Już są — na murach tych każ mnie rozstrzelać,
Puszczam ich — bo wiem, że zamek upadnie
A twego syna żal mi!... Twego syna!...
On mnie w ostatniej bitwie uratował! Panie!!!

KARLINSKA.

Cha! cha! cha! syna!... mój dobry rycerzu,
Gdy spotkasz matkę jaką — proś odemnie,
By tylko syna nie miała — bo pewno
Świat jej go wydrze i więcej nie odda!...

KARLINSKI.

Niech mi niekażą przybytku świętego,
Gdy ofiaruję Bogu syna mego!...

FRANZ STILL (wchodzi i kilku Niemców.)

Jakto rycerzu!.. i ty byś był w stanie
Oddać go!? tam jest — na murze naprzeciw
Działa!...

(Karlinska pada o ziemię i leży twarzą do ziemi z załamanemi rękoma.)

KARLINSKI.

Precz synu Niemca! poganinie!

KARLINSKA (wstaje i rozdziera szatę na piersi.)

Widzisz potworze — rozdarła się szata!
Tak się rozedrze pierś na strasznym sądzie,
Gdzie cię przed Boga czekam majestatem,
Przed tym w którego nie wierzysz o zwierzę!...
Idź! bo zabiję!...

(Still z Niemcami odchodzi.)


KARLINSKI (do rycerza.)

Jak rozstawiłem, niechaj murów strzegą —
Tylko na blizką metę niech strzelają,
Bo kul zabraknie — a jeźli spostrzegą
Hufiec nasz — hasło: piorun!... (słychać strzały.)

RYCERZ.

Zaczynają! (wychodzi.)

KARLINSKI.

Duchu mój! teraz skrzydły nadziemskiemi
Do Boga wznieś się wśród sieci piorunów!
Bo co masz spełnić — tylko nadludzkiemi
Siły!

KARLINSKA.

Ach! odwróć ten kielich piołunów!...

(Strzały coraz częstsze.)

KARLINSKI.

Walka poczęta —

KARLINSKA (z rosnącym zachwytem.)

A!... widzisz mogiłę!...
Wielka!... olbrzymia nad góry urosła!...
Przy niej karleją ludzie — grody — miasta!
Mogiła z ciał poległych w Polski sprawie!
Obecnych czasów i przeszłych! i przyszłych!
Za ludzkość legli — a za to im ludzkość
Oddała tylko niewdzięczność bez granic!...
Patrz! po tej wielkiej trupów piramidzie
Co sięga nieba — Bóg świat sądzić idzie! (strzały.)
Tam! u jej szczytu dziecię moje! dziecię!
Kona — i rękę wyciąga do góry,
Nią przebudziło grom — spiący z pod chmury!..
Patrz! ręką skutą — ale wyciągniętą
Woła o prawdę ze globu zepchniętą!
Cha! cha! sam Bóg drgnął i takim piorunem
Na świat ten cisnął,
Że jeden — wielki płomień na globie zawisnął!...
Od końca do końca!...
O morze płomieni!...
Patrz jak się czerwieni,
Za świat co rumieniec stracił,
Co krzywdą krzywd się zbogacił!...
Od końca do końca!...
Patrz! padają gwiazdy! słońca!
A w ognistej zawierusze
Płyną dwie świetlane dusze!...
O ja z wami! śnieżne dzieci!...
Koniec męki! Polska świeci!...
Już cierpienia
Przemienione
W arf natchnienia!...
W blaskach tonę!...

(upada na działo, które obejmuje.)

KARLINSKI.

Niewiasto — idźmy do końca w spokoju!

KARLINSKA.

O moje działo! złote! możeś lepsze
Od ludzi! działo nie zabij mi syna!
Matka do ciebie modli się — o syna!
Ja z ciebie każe dzwon ulać, na wieży,
Będziesz wysoko... o spiżu! litości!
O nie zabijaj mego dziecka!... (po chwili.)
Boże!
Ja zmysły tracę — nie, to być nie może!..
Nie tak me matki szły w Polski zakonie,
Zakon żelazny! — w Chrystusa koronie!...

(coraz częstsze strzały.)

RYCERZ (wchodzi).

Panie! już wrogi na wał się wdzierają,
Kul brakło — kolbą biją i spychają,
Ukropem leją — walą kamieniami —
I w otchłań z muru zranieni, ciałami
Lecą w powietrzu z czaszki rozbitemi
O mur — nim jeszcze dolatują ziemi...
Ciała w powietrzu jak gwiazdy lecące
Kołują — razem dwóch w walce zaciętej
Zleciało z baszty w objęciu morderczem —
Zlecieli — razem skonali w uścisku
I oczy pełne śmierci — gasły w błysku
Strzałów... Giniemy — chorąży z chorągwią
Leży we dłoni!... ratuj — albo poddaj —

KARLINSKI.

Nie poddam — albo mnie zabijcie sami,
Albo ostatni padnę nad trupami!
Idź!

RYCERZ.

Męztwo nowe zapalam od Ciebie!...
Jako pochodnię od słońca co w niebie!
O wodzu cześć Ci!... (wychodzi.)

(Zgiełk i wrzawa rosną za sceną — szczęk szabel i jęki po strzałach.)

KARLINSKI.
(Klęka obok działa twarz w ręce kryjąc i wstaje.)

Gdy Polska syna załaknie w niewoli,
Ty jej go oddasz Panie!...

KARLINSKA.
(Przy słowach męża z natchnieniem patrząc w górę — strasznie pasując się z sobą — kilku krokami zbliża się do płonącego lontu — bierze i podaje mężowi.)

To nie boli!!!

KARLINSKI.

Niewiasto wielka! przyszła twa godzina:
Więc w imię ojca! i ducha! i syna!

(przykłada lont — huk działa.)

KARLINSKA.

Amen!!! (pada bez życia pod działem.)


KARLINSKI (spokojnie.)

Nie moja — Twoja wola wszak się stała,
Dwie ofiar padło od jednego działa —

(uklęka przy żonie)

Spoczywaj cicho aż głos sądu zbudzi —
O matko Polko! wtedy oskarz ludzi!...
Synu! błogosław! synu! synu! synu!!
Ja nie mam syna!... (strzały tenże rycerz wpada.)

RYCERZ.

„Piorun!!“

KARLINSKI.

O! za późno!
Aż do tej chwili czekałem napróżno —
Zamkum nie poddał — i kraj ocalony —
Tam ciało syna — tu zwłoki mej żony!...

(Rycerz klęka n[2] nóg jego, dwaj inni wynoszą zwłoki Karlinskiej.)

RYCERZ.

Victoria! pierzchli! uciekają w trwodze;
Oddział krakowski smaga ich po drodze,
Posoką droga rumieni się wściekle
Franz Still złapany! skąpiemy go w piekle!...

(Wchodzi dowódzca oddziału polskiego z rycerstwem i chorągwią zdobytą — za niemi jeńcy, skrępowany Still i Zborowski — na noszach stawią ciała Izydora i Maryi czarno pokryte.

KARLINSKI.
(Uchyla zasłony — pokrywa ich znowu i rzuca się na nich z niemą boleścią.)

DOWÓDZCA.

Biada nam! wam cześć! zapóźnośmy przyszli,
Płaczemy wszyscy! tak było znaczone!
Spieszyłem, co sił miałem, w zamku stronę!
Ja wam te wieści niosę po mej służbie:
Na wszystkie strony pierzchają już wrogi,
Przybyły goniec nową wieść przynosi
Że hetman rozbił Niemców pod Byczyną!


KARLINSKI (zrywa się.)

A chwała Boga!... Vivat rex Sigismundus!

RYCERSTWO.

Vivat rex Sigismundus.

DOWÓDZCA.

Sam Maksymilian w niewoli hetmana!
Wszystkiemi drogi uciekają Niemcy,
A już król Zygmunt wylądował ano
I hetman polną buławę waszmości
W imieniu króla rokuje z poczczeniem![3]

MĘZKI CHÓR (za sceną.)
(Karlinski przy spiewie żałobnym na nowo zwraca się ku ciałom — wyciąga ku nim ramiona i rzuca się na nich kryjąc głowę w czarnej zasłonie.)

Grzebmy, grzebmy, zmarłych kości,
Za nas legli w swej miłości
Co dziś nam — jutro wam!...

CHÓR KOBIECY.

Jako ścięte młode kwiaty,
Świeże róże i bławaty,
Co dziś nam — jutro wam!

KARLINSKI (klęcząc przy ciałach.)

Do jednej trumny złożę wasze kości,
By jako żyły usnęły w miłości!...

CHÓR MĘZKI.

Padły bujne pełne kłosy,
Ale powiał duch w niebiosy,
Co dziś nam — jutro wam!...

CHÓR KOBIECY.

Przyjdzie pora strasznej doby,
Gdzie przemówią nieme groby!...
Co dziś nam — jutro wam!


KARLINSKI (zawsze klęcząc.)

I sam się przy was położę w Karlinie...
Zbuduję klasztor — i tam wiek mój minie.

CHÓR WSPÓLNY (oddalając się.)

Z martwych wstanie z ciała duch!...
Uciśniony wstanie lud!...
Wszelki wzrok — wszelki słuch
Będzie witał niebios cud!...
I przemówi wszelki grób
Prawdą błyśnie próba prób!
Co dziś nam — jutro wam!

KARLINSKI (klęcząc).

Tu zaręczeni — zaślubieni w niebie,
Ojczyznę więcej kochali — jak siebie!...

DOWÓDZCA.

O! powstań ojcze! to umarłych grzebią,
A ty należysz do nas wszystkich razem (podnosi go.)

JEDEN z ŻOŁNIERZY.
(Trzymając za kołnierz Franza Still.)

Teraz go wodzu! obwiesim za nogi!

KARLINSKI (uwalnia go.)

Ja ci przebaczam! i uwalniam! odejdź!
Karlinski dzisiaj mścić się nie potrafi!
Chyba Bóg takie może mścić boleści!...
Niech mu włos z głowy nie spadnie! (do żołnierza.)
Rozumiesz?
Dajcie im żywność w drogę! wszystkim jeńcom!!

(rycerstwo mruczy)

KARLINSKI.

Żal wam? w tej chwili zemsty nie mam w sercu —
Sumienie własne wszystkich zemst królową!
Ono niech toczy naród i człowieka,
Niech żre i pali od wieka do wieka!
Franz Still! poczujesz na śmiertelnem łożu,
Coś mi uczynił — teraz — precz mi z oczu!

(Still i jeńcy odchodzą.)

ZBOROWSKI (przed nim spuszcza się na kolana.)

Tyś mąż nad męże!...

KARLINSKI.

Bracie podaj dłonie!
Ta już nie żyje, którąśmy kochali...

ZBOROWSKI.

Dłoni nie podam — bo cię nienawidzę,
Choć muszę klęczeć — nienawiść mocniejsza!...

KARLINSKI.

Tęskno do grobu wam o kości moje!
Spełniłem wszystko!...

DOWÓDZCA.

Wodzu zostań z nami!..
My cię przed króla na rękach poniesiem!...
Za tobą radzi broń nosić będziemy,
Ty żyć w narodzie będziesz nieśmiertelnie!

KARLINSKI.

„O! taką sławą co boli piekielnie!“

JEDEN z RYCERZY.

Pieśń będzie chwałą twą! ty chwałą pieśni!...
O Panie nikną przy tobie rówieśni,
Tyś wart być królem!... gdyby król już nie był!..

KARLINSKI.

Wobec cierniowej korony — to śmiecie!
Szczęśliwy, czyje lica może zrosić
Łza... już spełniona powinność jedyna!

ZBOROWSKI.
(Zrywa się z ziemi z szatańską radością woła.)

Twej dumie — twego poświęciłeś syna!...

KARLINSKI (cofając się z przerażeniem)

Na tom zaprawdę nie był przygotowan!...
Dumie? o Boże! patrz w otchłanie morza,
Przez słone fale łez! skąd wstaje zorza!...
Ja dumie — teraz skończyłem ze światem —
Życie się łamie tak — (łamie szablę i miota o ziemię)
A gdy złamane,
Czemuś je złamał — sądzą — tam jest sędzia!
Nie tu! tu tylko jest bez granic nędza!
I nic niezrówna tej wzgardzie bez granic,
Którą dla ludzi czuję tu!... pod sercem!

(do Zborowskiego).

Biedny człowiecze — z ciebie dzika jędza
Jadami podłej nienawiści żyga —
Nie tem się będę w grobie moim smucił,
Że Bóg odemnie tych czar nie odwrócił,
Ale że takie są głowy na ziemi,
W których się takie myśli czarne lęgną!
I serca w których się tych żmij kołtuny
Płodzą — szyderco! z rzeczy co są święte!
Precz ztąd! szyderstwo z męczeństwa przeklęte!!!
Precz mówię!..

ZBOROWSKI (wychodząc do Karlinskiego.)

Wieczna nienawiść do końca!...

KARLINSKI.

Nad moją niechaj niezajdzie twarz słońca —

(ozywa się dzwon wieczorny.)

Mnie dzwon ten woła — jak mój duch ponury —
Tam kędy czarna zakonnika szata
I głosy dzwonu jako ja samotne!
Niechaj mi grają, niech nikt nie odwiedza! —
Człowiek rzekł — dumie poświęciłem syna!!!
Pługiem boleści zaorana miedza,
Co już od ludzi odgraniczy serce...
Rycerze! bądźcie zdrowi — i szyderce!..
Może się ozwie głos Polski potomnie —

(po chwili milczenia i zadumy nagle.)

Potępcie mnie — i zapomnijcie o mnie!... (odchodzi.)

Zasłona spada.

KONIEC.





  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Czego.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – u.
  3. Przypis własny Wikiźródeł Rokuje z poczczeniem — szykuje, planuje powierzyć z szacunkiem, wyrazami czci..





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.