[17]V.
Błyszczy sklepik grą świateł, promieni,
Takich cudów nie oglądasz co dzień,
Wszyscy w sklepie jasnością olśnieni,
Każdy staje przed sklepem przechodzeń.
Pewien człeczek, znany badacz stary,
Zjawił się tu naraz niespodzianie
I włożywszy na nos okulary
Spostrzegł klucze, ślinkę połknął na nie.
Poznał bowiem, co to jest za złoto,
Czego blaskiem niewidzianym płonie — —
W tabakierkę stuknął i z ochotą
Kupił klucze, zacierając dłonie.
Wnet staruszek nasz rozpromieniony
Do izdebki wilgotnej rad spieszy,
Tam ogląda towar z każdej strony,
Jakby dziecko zabawką się cieszy.
Gdy podziwia sztuki dzieło śliczne,
Coś mu w głowie niezwykłego tleje!
Widzi, zda się, wieże niebotyczne,
Jakiś zamek w myśli majaczeje,
[18]
Przed oczyma zjawia się wspaniały
Szereg komnat, godnych królów rodu.
Jak szalony woła na głos cały:
— „Mam was, mam was, klucze Wyszegrodu!“
W swej izdebce natychmiast zasiada
I z pospiechem pióro w rękę ima,
We dnie, w nocy czyta, pisze, bada,
Stos arkuszy rośnie przed oczyma.
Chociaż wonny maj ku sobie wabi,
O nic nie dba, nie czuje, nie słyszy,
Wciąż samotnie czas nad pracą trawi;
Kruk mu tylko wiernie towarzyszy.
Ulubieńcem jest on uczonego,
Na ramieniu zwykle przesiaduje,
Muska skrzydłem łysą głowę jego,
Skrzecząc, pióra skrzypnięciom wtóruje.
Pisze badacz o początku światów,
O bramańskich wedach, kingach chińskich,
O znaczeniu helleńskich dramatów,
O sofistach szkół aleksandryjskich,
O mogiłach, grobach i kurhanach,
O Swarogu, książęciu Igorze,
Pobratymczych z nami Polabanach,
SławnyehSławnych „wojach“, o „dziewie-potworze“.
[19]
Gdzieś popsuty znalazł zamek stary —
Złote klucze jak raz doń pasują, —
Znów drzwi jakieś — pisze, pełen wiary:
— „Okuć ślady na nich się znajdują...“
Jednem słowem, jak to z drobnej kości
Owen[1] zwierza kopalnego sklecił,
Nasz bohater, znany z uczoności,
Wyszehradzki zamek naraz wzniecił.
Niemniej klucze dodały podniety,
Zeciemniony pasmem wieków tylu,
Wskrzesić zarys sztuki z czasów Tety,
Gust i piękno Krokowego stylu[2].
— „Tak przodkowie żyli nasi sławni“ —
Kończył autor w zwycięskim ferworze,
„W czasach, kiedy Germanowie dawni
W wilczych skórach tułali się w borze“.
Wyszło dzieło iście pomnikowe,
Wnet wertować je każdy się bierze,
W krótkim czasie znów wydanie nowe,
A dla ludu na gorszym papierze,
[20]
Luksusowe dla arystokracyi,
Spięte klamrą, w bogatej oprawie,
Z mnóstwem świetnych w tekście ilustracyi
G’woli naszych rysowników sławie.
Wnet po całych Czechach rozrzucono
Rozpraw, krytyk i sprawozdań paki,
Wieszcze nasi, z miną namaszczoną,
Na skrzydlate wskakują rumaki,
W rymach pełnych siły i zapału
Klucze Kroka naraz opiewają —
Czytelnicy w sfery ideału
Na fantazyi skrzydłach ulatają...
Gdy dosięgnął badacz wiedzy szczytów,
Gdy rozbrzmiała wszędy jego sława,
Sypie się nań tysiące zaszczytów,
Z Rossyi order przysłan Stanisława.
Lecz, jak zwykle bywa na tym świecie,
Bo, niestety, zawiść na nim gości, —
Autora ktoś w niecnym pamflecie
Chłoszcze srodze, nie znając litości:
— „Są podania dawne“, woła „sądzę,
Wierzyć trzeba, co nam każde niesie,
Że zamykał się wciąż na wrzeciądze
Nasz Wyszehrad, zbudowany w lesie“.
[21]
Zamilkł wreszcie pyszałek nadęty.
Lecz znów inni, w ręku z dowodami
Głos podnieśli, wszczynając zacięty
Spór kluczystów z anti kluczystami.
Było dużo wrzawy, krzyku, śmiechu,
Od Olbrzymich gór aż do Szumawy,
Manną bowiem bożą, prawy Czechu,
Zwykle dla cię są podobne sprawy.
Szli na pięście z sobą ludzie prości,
W wyższych sferach walka słowna wrzała,
Każde pióro żgało bez litości,
Jako jadem napuszczona strzała.
Nawet pośród miasteczek i wiosek,
Tam, gdzie zwykle, w braku swego zdania
Ślepo wierzą w burmistrzowski wniosek,
Groźną walkę wszczęto bez wahania.
Sprzeczano się w nieustannej wrzawie,
Butelkami rozbijano czoła,
Po szynkowniach, klubach, na zabawie,
U każdego biesiadnego stoła.
— „Uciszcie się, swarliwe języki!
Niech komisya, woła ktoś, raz zbada
Czy brać klucze za autentyki —
A tak skończy się obmierzła zwada “.
[22]
Zatem, w szkiełka uzbroiwszy oczy,
Rada mężów, w danej rzeczy biegła,
Do izdebki uczonego kroczy — —
Lecz, słuchajcie, co tutaj spostrzegła:
W nieporządku wielkim rozrzucone,
Rękopismy, książki, druki w koło;
Zaś nad pracą mozolną schylone,
Uczonego, zmarszczek pełne, czoło.
Starzec głowę wzniósł na powitanie
A wtem szkodnik kruk oknem ulata.
— „Moje klucze, ratuj, święty Janie!
Woła badacz, gońcie go do kata!“
— „No! no!“ — każda powaga się dziwi, —
Czmycha, parska i gładzi czuprynę.
Zwłaszcza rywal dziwnie usta krzywi
— „Kruk, kruk!“ woła, drwiącą robiąc minę.
Smutnie głowę nasz uczony kłoni,
Po straconym skarbie łzy wyciska,
Nie tłómaczy się nawet, nie broni,
A wołając, pięść w złości zaciska:
„Ach ty łotrze, nie godzien żywienia,
Niech los na cię głodną śmierć sprowadzi,
Zdechnij z braku jadła i z pragnienia,
Zanim kula ze świata cię zgładzi.
[23]
„Jakimż klucze te były tematem!
Mógł z nas każdy do woli się sprzeczać,
Erudycyą chlubić się przed światem,
Podziw w całej Europie wzniecać;
„W końcu dowieść że przodkowie sławni
Sztukom pięknym dank już oddawali,
W czasach, kiedy Germanowie dawni
W lesie dziko jeszcze się tułali.
Skan zawiera grafikę.
|