<<< Dane tekstu >>>
Autor Svatopluk Čech
Tytuł Klucze Piotrowe
Podtytuł Bajka
Wydawca T. Paprocki i Spółka; Wilhelm Zukerkandl
Data wyd. 1896
Druk Wilhelm Zukerkandl
Miejsce wyd. Warszawa, Złoczów
Tłumacz Konrad Zaleski
Tytuł orygin. Petrklíče
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V.

Błyszczy sklepik grą świateł, promieni,
Takich cudów nie oglądasz co dzień,
Wszyscy w sklepie jasnością olśnieni,
Każdy staje przed sklepem przechodzeń.

Pewien człeczek, znany badacz stary,
Zjawił się tu naraz niespodzianie
I włożywszy na nos okulary
Spostrzegł klucze, ślinkę połknął na nie.

Poznał bowiem, co to jest za złoto,
Czego blaskiem niewidzianym płonie — —
W tabakierkę stuknął i z ochotą
Kupił klucze, zacierając dłonie.

Wnet staruszek nasz rozpromieniony
Do izdebki wilgotnej rad spieszy,
Tam ogląda towar z każdej strony,
Jakby dziecko zabawką się cieszy.

Gdy podziwia sztuki dzieło śliczne,
Coś mu w głowie niezwykłego tleje!
Widzi, zda się, wieże niebotyczne,
Jakiś zamek w myśli majaczeje,


Przed oczyma zjawia się wspaniały
Szereg komnat, godnych królów rodu.
Jak szalony woła na głos cały:
— „Mam was, mam was, klucze Wyszegrodu!“

W swej izdebce natychmiast zasiada
I z pospiechem pióro w rękę ima,
We dnie, w nocy czyta, pisze, bada,
Stos arkuszy rośnie przed oczyma.

Chociaż wonny maj ku sobie wabi,
O nic nie dba, nie czuje, nie słyszy,
Wciąż samotnie czas nad pracą trawi;
Kruk mu tylko wiernie towarzyszy.

Ulubieńcem jest on uczonego,
Na ramieniu zwykle przesiaduje,
Muska skrzydłem łysą głowę jego,
Skrzecząc, pióra skrzypnięciom wtóruje.

Pisze badacz o początku światów,
O bramańskich wedach, kingach chińskich,
O znaczeniu helleńskich dramatów,
O sofistach szkół aleksandryjskich,

O mogiłach, grobach i kurhanach,
O Swarogu, książęciu Igorze,
Pobratymczych z nami Polabanach,
Sławnych „wojach“, o „dziewie-potworze“.


Gdzieś popsuty znalazł zamek stary —
Złote klucze jak raz doń pasują, —
Znów drzwi jakieś — pisze, pełen wiary:
— „Okuć ślady na nich się znajdują...“

Jednem słowem, jak to z drobnej kości
Owen[1] zwierza kopalnego sklecił,
Nasz bohater, znany z uczoności,
Wyszehradzki zamek naraz wzniecił.

Niemniej klucze dodały podniety,
Zeciemniony pasmem wieków tylu,
Wskrzesić zarys sztuki z czasów Tety,
Gust i piękno Krokowego stylu[2].

— „Tak przodkowie żyli nasi sławni“ —
Kończył autor w zwycięskim ferworze,
„W czasach, kiedy Germanowie dawni
W wilczych skórach tułali się w borze“.

Wyszło dzieło iście pomnikowe,
Wnet wertować je każdy się bierze,
W krótkim czasie znów wydanie nowe,
A dla ludu na gorszym papierze,


Luksusowe dla arystokracyi,
Spięte klamrą, w bogatej oprawie,
Z mnóstwem świetnych w tekście ilustracyi
G’woli naszych rysowników sławie.

Wnet po całych Czechach rozrzucono
Rozpraw, krytyk i sprawozdań paki,
Wieszcze nasi, z miną namaszczoną,
Na skrzydlate wskakują rumaki,

W rymach pełnych siły i zapału
Klucze Kroka naraz opiewają —
Czytelnicy w sfery ideału
Na fantazyi skrzydłach ulatają...

Gdy dosięgnął badacz wiedzy szczytów,
Gdy rozbrzmiała wszędy jego sława,
Sypie się nań tysiące zaszczytów,
Z Rossyi order przysłan Stanisława.

Lecz, jak zwykle bywa na tym świecie,
Bo, niestety, zawiść na nim gości, —
Autora ktoś w niecnym pamflecie
Chłoszcze srodze, nie znając litości:

— „Są podania dawne“, woła „sądzę,
Wierzyć trzeba, co nam każde niesie,
Że zamykał się wciąż na wrzeciądze
Nasz Wyszehrad, zbudowany w lesie“.


Zamilkł wreszcie pyszałek nadęty.
Lecz znów inni, w ręku z dowodami
Głos podnieśli, wszczynając zacięty
Spór kluczystów z anti kluczystami.

Było dużo wrzawy, krzyku, śmiechu,
Od Olbrzymich gór aż do Szumawy,
Manną bowiem bożą, prawy Czechu,
Zwykle dla cię są podobne sprawy.

Szli na pięście z sobą ludzie prości,
W wyższych sferach walka słowna wrzała,
Każde pióro żgało bez litości,
Jako jadem napuszczona strzała.

Nawet pośród miasteczek i wiosek,
Tam, gdzie zwykle, w braku swego zdania
Ślepo wierzą w burmistrzowski wniosek,
Groźną walkę wszczęto bez wahania.

Sprzeczano się w nieustannej wrzawie,
Butelkami rozbijano czoła,
Po szynkowniach, klubach, na zabawie,
U każdego biesiadnego stoła.

— „Uciszcie się, swarliwe języki!
Niech komisya, woła ktoś, raz zbada
Czy brać klucze za autentyki —
A tak skończy się obmierzła zwada “.


Zatem, w szkiełka uzbroiwszy oczy,
Rada mężów, w danej rzeczy biegła,
Do izdebki uczonego kroczy — —
Lecz, słuchajcie, co tutaj spostrzegła:

W nieporządku wielkim rozrzucone,
Rękopismy, książki, druki w koło;
Zaś nad pracą mozolną schylone,
Uczonego, zmarszczek pełne, czoło.

Starzec głowę wzniósł na powitanie
A wtem szkodnik kruk oknem ulata.
— „Moje klucze, ratuj, święty Janie!
Woła badacz, gońcie go do kata!“

— „No! no!“ — każda powaga się dziwi, —
Czmycha, parska i gładzi czuprynę.
Zwłaszcza rywal dziwnie usta krzywi
— „Kruk, kruk!“ woła, drwiącą robiąc minę.

Smutnie głowę nasz uczony kłoni,
Po straconym skarbie łzy wyciska,
Nie tłómaczy się nawet, nie broni,
A wołając, pięść w złości zaciska:

„Ach ty łotrze, nie godzien żywienia,
Niech los na cię głodną śmierć sprowadzi,
Zdechnij z braku jadła i z pragnienia,
Zanim kula ze świata cię zgładzi.


„Jakimż klucze te były tematem!
Mógł z nas każdy do woli się sprzeczać,
Erudycyą chlubić się przed światem,
Podziw w całej Europie wzniecać;

„W końcu dowieść że przodkowie sławni
Sztukom pięknym dank już oddawali,
W czasach, kiedy Germanowie dawni
W lesie dziko jeszcze się tułali.







  1. Mowa tu o Ryszardzie Owenie, sławnym naturaliście angielskim, profesorze anatomii i fizyologii roślin, urodzonym 1504 r.
  2. Krok albo Krak, według podania narodowego nazywał się mąż niezwykłego rozgłosu, który pod nazwą sędziego władał nad ziemią czeską po Samonie (621). Krok miał zostawić trzy córki: Kaszę, Tetę i Libuszę, z których ostatnią Czesi na tron powołali.Przyp. tłómacza.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Svatopluk Čech i tłumacza: Konrad Zaleski.