Kościół a Rzeczpospolita/Rozdział pierwszy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Anatole France
Tytuł Kościół a Rzeczpospolita
Wydawca „Życie“
Wydanie wznowione
Data powstania 1904
Data wyd. cop. 1911
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Aleksander Sulkiewicz
Tytuł orygin. L’Église et la République
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozstrzygajcie wasze spory według
rozumienia waszego (Act., XVIII, 15).
ROZDZIAŁ PIERWSZY.
O kościele rzymskim i jego stosunku do państw.

Kościół rzymski jest mocarstwem zarazem duchownym i świeckim. Opiera swe prawa do panowania nad światem na ewangieljach kanonicznych, na tradycji kościoła pierwotnego, na donacji Konstantyna, na świętych kanonach i świętych dekretaljach.
Bez względu na to, czy posiada terytorjum, czy też włada jednym tylko pałacem, kościół rzymski jest państwem. Jest to mocarstwo świeckie, różniące się od innych, z któremi znajduje się w stosunkach, tym, że te ostatnie zakreślają granice swemu władztwu, gdy kościół nie mógłby uznać żadnych dla swego, nie zadając kłamu swemu pochodzeniu, nie zmieniając swego charakteru, nie zdradzając i nie wyrzekając się siebie samego. Naprzekór innym mocarstwom, które, tkwiąc korzeniami w ludzkości, przyjmują warunki, do jakich je zmuszają człowiek i natura, i naginają swą wolę, odwagę i prawa do mocy rzeczy, kościół nie może uronić nic ze swej władzy, która, zgodnie z jego doktryną niezmienną, była mu powierzona, jako skarb święty, ani wyrzec się praw, które, jak twierdzi, nadało mu Niebo.
Instytucja jego, taka, jaką nam wykłada, nadaje mu władzę cywilną i polityczną nad całym światem. Jest potęgą świecką, albowiem jest potęgą duchowną. Żąda posłuszeństwa od ciał, aby istotnie były mu poddane dusze, i faktem jest, że nie da się pomyśleć panowanie nad duchem bez panowania nad ciałem. Prawdą jest, że wznosi się on ponad wszystkie rzeczy tego świata; prawdą jest również, że obejmuje je i przenika. Włada ziemią, lecz jest z tej ziemi. I gdy nasi mężowie stanu i nasi prawodawcy żądają od niego, by zamknął się w swej dziedzinie duchownej, i gdy nas zapewniają, że to niewątpliwie uczyni i że uzna to za dobre, jasnym jest, że kpią z nas lub z niego, o ile nie są istotnie zbyt naiwni. W epoce dekretów Artur Ranc, który nie uchodzi za naiwnego i nie kpi nigdy z Rzeczypospolitej, rozmawiał pewnego dnia przed wielkim kominkiem pałacu Luksemburskiego z jednym ze swych przyszłych kolegów, duszą najżarliwszą i twarzą najbardziej otwartą stronnictwa katolickiego, senatorem Chesnelong’iem.
— Zgódź się pan ze mną — powiedział mu Ranc — że religja jest sprawą prywatną, rzeczą sumienia indywidualnego, a porozumiemy się z łatwością co do reszty.
Na tę propozycję, senator katolicki wyprostował się i odparł gorąco:
— Nigdy! słyszy pan? nigdy! Religja katolicka — sprawą prywatną? Nie! Jest to sprawa społeczna, mój panie, sprawa społeczna i państwowa.
Stary Chesnelong pod wielkim kominem Luksemburgu mówił zgodnie z nauką rzymską. I gdy usłyszymy jakiegokolwiek ministra wyznań, oświadczającego, że biskupi winni są ograniczyć się do wykonywania swej świętej służby, pomyślimy sobie, że nie wie, co to jest biskup katolicki, lub, że udaje, iż tego nie wie.
Kościół ma pretensje do wskazywania ludzkości jej celów i do prowadzenia jej ku nim; powołaniem swym czyni zbawienie świata i w tym celu określił formuły i rytuał szczególny, ustanowił prawidła życiowe, dotyczące związku płci, używania pokarmów, dni wypoczynku, świąt, wychowania dzieci, prawa pisania, mówienia, myślenia. Aby zabezpieczyć wykonywanie takich prawideł, które bynajmniej nie wszystkie należą do rzędu duchowych, lecz odnoszą się przeważnie do policji państwowej, potrzeba mu prawa kontroli nad zarządem wszystkich krajów i miejsca w rządach wszystkich narodów.
Biskup z Séez w liście pasterskim w sierpniu roku 1904 doskonale określił to położenie kościoła, tak wysokie i szczególne:
„Kościół posiada prawa nigdy nie przedawnione do człowieka, a zarówno i do społeczności. Ma je od Boga i nikt nie może mu ich odebrać... Jest on władzą boską na ziemi, i władza ta powinna stosować się do dusz, które należą do jego państwa, do ciał — we wszystkich sprawach, dotyczących sumienia, do wszystkich rzeczy społecznych, które odnoszą się do dziedziny ducha“.
Każdemu obowiązkowi odpowiada pewne prawo. Posiadając jedynie prawdę, bierze na siebie obowiązek rozpowszechniania jej i zwalczania błędu przeciwnego. Jest to zadanie, którego nie mógłby spełniać, nie posiłkując się władzami świeckiemi i, że użyjemy jego sposobu wyrażania się, nie odwołując się do ramienia świeckiego.
Nie należy mówić, że niegdyś kościół nakazywał sprawiedliwości świeckiej spełnianie swych wyroków, lecz że wyrzekł się tego. Nie wyrzeka się nigdy i niczego. Nie należy mówić, że zmienił się. Nie zmienia się nigdy. Wszystko się porusza; kościół pozostaje niewzruszony, i gdy dziwią się temu, odpowiada, że jest cudem. Dziś, jak i ongi, przypisuje sobie władzę świecką bezpośrednią i pośrednią, to, co zwie właściwie prawem karania politycznym i cielesnym. Ciekawym jest poznać, za pomocą kilku tekstów nowszych, doktrynę jego pod tym względem. Roku 1864 jezuita Gerhard Schneemann dowodzi w Civilta Catolica, organie swego zakonu, że odpowiednim i koniecznym jest dla kościoła zmusić do posłuszeństwa niepokornych, za pomocą kar dotkliwych, takich, jak kary pieniężne, posty, więzienie prywatne, biczowanie. „Jeśli kościół, co jest prawdą, — mówi, — posiada jurysdykcję zewnętrzną, wolno mu jest skazywać na kary świeckie“. I zakonnik ten dowodzi, że kościół nie tylko może, lecz również powinien to czynić. „W istocie, miłość rzeczy ziemskich, która obraża ustanowiony przezeń porządek, nie może być skutecznie wstrzymana w rozwoju i zduszona przez kary czysto duchowe i przez pozbawienie dóbr duszy, albowiem właśnie kary tego rodzaju są najmniej skuteczne, gdy chodzi o winowajców największych, skąd wynika, że jest niezbędnym, aby oblubienica Jezusowa stosowała kary świeckie i dotkliwe, jeśli ma być przywrócony porządek wszędzie, gdzie był naruszony, i jeśli ten, który unurzał się w grzechu, ma odpokutować i cierpieć“.
Bez tej zewnętrznej władzy przymuszania, kościół, według mniemania O. Schneemanna, nie dotrwa nigdy do końca świata. Co dotyczy granic jego jurysdykcji, to on tylko ma prawo je określić, a ktokolwiek mu tego prawa zaprzecza, jest buntownikiem wobec Boga. Ojciec Schneemann stwierdza nie bez boleści, że świat współczesny nie posiada rozumienia dla tych prawd zbawiennych i że jest niepomiernie daleki od stosowania do nich swego trybu życia. „Widzimy, powiada, że państwo nie zawsze spełnia swój obowiązek względem kościoła zgodnie z myślą boską. Złość ludzi stoi mu na przeszkodzie. To też prawo kościoła do karania winnych i do posiłkowania się siłą materjalną zostało nędznie sprowadzone do zera. Zakonnik ten wiernie wyraża myśl przywódców katolicyzmu. Kościół jeszcze wciąż uważa, że ramię świeckie ma obowiązek palenia heretyków, i że złość ludzka jest jedynym powodem, iż ono tego więcej nie czyni. Papieże dzisiejsi myślą o Świętym Officjum zupełnie to samo, co myśleli o nim ich poprzednicy — Innocenty III i Paweł III. W połowie wieku XIX (r. 1853) ten sam Civilta Catolica, organ Bractwa Jezusowego, przedstawiał Inkwizycję, jako uwieńczenie wszelkiej doskonałości społecznej. I w tym samym czasie L’Univers Ludwika Veuillot’a podziwiał jej „wysoką sprawiedliwość“ i sławił ją, jako „cud istotny“. Wzywał wszystkiemi swemi pragnieniami szczęsnego jej wznowienia, stwierdzając w charakterze dobrego kanonisty prawo papieża do przywrócenia jej w łonie wszystkich narodów. Z prawa tego kurja rzymska korzystała w zupełności roku 1862. W konkordacie, zawartym w tym czasie między papieżem a Rzecząpospolitą Equador, postanowione zostało w ośmiu artykułach, że władze świeckie są obowiązane spełniać bez prawa odmowy wszelkie wyroki, wydane przez trybunały kościelne. Niema wątpliwości, że kościół byłby skłonny do wznowienia inkwizycji również w państwach europejskich. Lecz, jak powiada dziennik Veuillot’a, nie są one tego godne.
Temu lat dwadzieścia, znajdując się pewnego dnia w pałacu Burbońskim[1], usłyszałem przypadkiem, jak pewien deputowany z prawicy odsłaniał na trybunie skandal publiczny. Ujrzawszy na jakiejś budzie jarmarcznej napis głoszący Okropności Inkwizycji, zażądał od ministra, by surowo skarcił tak jawną obrazę religji katolickiej. Minister odparł, że wypisując na swym baraku słowa Okropności Inkwizycji, właściciel budy korzystał z wolności, zapewnionej przez prawo, i że wolno było innemu hecarzowi wypisać na innym baraku: Dobrodziejstwa Inkwizycji. Ministrem tym był Waldeck-Rousseau. Odpowiedział tonem poważnym, bezczelnym i lodowatym. Zgromadzenie wybuchło śmiechem. Gdyby nuncjusz był obecny na posiedzeniu, prawdopodobnie nie uznałby za śmieszne ani pytania, ani odpowiedzi.
Papież jest władcą; królowie, cesarzowie są jego wikarjuszami. Papież, zgodnie z orzeczeniem Innocentego, jest tym dla cesarza, czym słońce dla księżyca. Jak kościół myślał temu dziesięć wieków, tak samo myśli jeszcze dziś. Mówiąc wzorem swego dawnego poprzednika świętego Leona Wielkiego, Pius IX w encyklice Quanta Cura powiedział: „Władza została dana cesarstwom nie tylko dla rządzenia światem, lecz przedewszystkim dlatego, by niosła pomoc kościołowi. Podziwiać należy stałość, z jaką papieże zwalczają rządy, które nie okazują im zupełnego posłuszeństwa, i pozostawiają pewną wolność ludom. Innocenty III potępił wielką „Kartę“ angielską. Innocenty X odmówił sankcji pokojowi Westfalskiemu, który zapewniał protestantom wolne wyznawanie wiary. Grzegorz XVI powitał konstytucję belgijską r. 1832 encykliką, w której oświadczył, że absurdem jest wolność sumienia i zarazą wolność prasy. Rzym piorunował przeciwko prawom hiszpańskim o wolności wyznań i nawet przeciwko konstytucji katolickiej Austrji, którą nazwał obmierzłą — abominalis, albowiem pozwala protestantom i Izraelitom otwierać dla siebie uczelnie i zakłady wychowawcze. Rzym potępia wreszcie wszystkie państwa współczesne Europy — z wyjątkiem Rosji. Syllabus powiada w § 80: „Pogrążeni są w błędzie występnym ci, którzy twierdzą, że papież może i powinien pogodzić się i wchodzić w układy z postępem, liberalizmem i cywilizacją współczesną, cum progresso, cum liberalismo et cum recenti civilitate se reconciliare et componere“.
Wszelka władza, niezależna od papieża, jest władzą bezprawną, wszelka władza, która mu nie jest posłuszna, jest władzą zbrodniczą. W walce niedawnej mnichów przeciw Rzeczypospolitej francuskiej, gdy dominikanin Didon uprzedzał w imieniu kościoła jenerałów, że władze zbyt pobłażliwe powinny być złożone z urzędu, gdy groził upadkiem litościwemu Feliksowi Faure’owi i jego ministrom, winnym pobłażania w stosunku do ludzi nienawistnych, którzy propagowali ideę sprawiedliwości, mnich ten był w zgodzie z tradycją kościelną i trzymał się ściśle 23-go artykułu Syllabusa, który twierdzi, że papieże mogą dziś, jak niegdyś, dowolnie pozbawiać tronu królów i darować, komu im się podoba, narody i królestwa. Jak Grzegorz VII, Pius X może i powinien powiedzieć: „Chrystus dał koronę Piotrowi, a Piotr ją daje Rudolfowi“.
Ewangielja mówi o grzechu tajemniczym, który nigdy nie będzie odpuszczony, a teologowie uczą, że tą zbrodnią nieprzebaczalną jest rozpacz. Kościół strzeże się, by jej nie popełnić: nie rozpacza nigdy. Nie zmieniając się nigdy i widząc, jak wszystko zmienia się dokoła niego, czeka cierpliwie, aby dobro nastąpiło po złym, i by narody, zaćmione przez wiedzę i myśl, znowu zostały oświecone przez wiarę. Oto jak przemawia ustami Bractwa Jezusowego:
„Państwa chrześcijańskie przestały istnieć; społeczeństwo człowiecze powróciło do pogaństwa i podobne jest do bryły glinianej, która czeka na tchnienie boskie. Lecz z pomocą bożą niema nic niemożliwego. Dzięki widzeniu proroczemu Ezechjela wiemy, że ożywia ono zbielałe kości. Te kości zbielałe to władze polityczne, parlamenty, głosowanie powszechne, śluby cywilne, rady miejskie. Co się zaś tyczy uniwersytetów, to nie są to kości wyschłe; są są to kości gnijące, i wielką jest zaraza, którą dyszy ich nauczanie, znieprawiające i niosące tchnienie dżumy. Lecz kości te mogą być powołane do życia, gdy słuchać będą słowa bożego, czyli gdy poddadzą się prawu boskiemu, głoszonemu przez doktora najwyższego i nieomylnego, Papieża“[2].
Lecz dopóki narody nie poddadzą się, jakie będzie stanowisko kościoła w stosunku do nich? Jakie mogłoby nastąpić porozumienie między Rzymem katolickim a państwami współczesnemi? On jest dobro — one są zło. On jest życie i prawda — one są kłamstwo i śmierć. W jaki sposób prawda może wchodzić w układy z kłamstwem, życie podpisywać pakty ze śmiercią, Rzym układać się z Rzecząpospolitą francuską? Tu właśnie należy rozróżniać. Tu niezbędnemi nam są nauki kanonistów, by rozważać władzę cywilną w tym, co czyni, i w tym, czym jest. Władza cywilna, gdy ją sądzimy podług jej czynów, może być zła, nienawistna, obmierzła. Lecz gdy ją rozważamy samą w sobie, jest boska.
Jest ona z Boga i zawsze z Boga, albowiem wszelka władza od Boga pochodzi. I Papież Leon XIII w Encyklice swej roku 1892 uznał, że rząd p. Carnot’a jest pochodzenia boskiego. Źli książęta, zarówno jak dobrzy, są skutkiem prawa boskiego, i Rzym może dowolnie wchodzić w układy zarówno z pierwszemi, jak i z drugiemi. To też widzimy, że dyplomacja jego jest powszechna, jak on sam.
Jego doradcy i ministrowie są doświadczeni w sprawach publicznych, często niezmiernie zręczni i czasem niepozbawieni chytrości. Rzym nie zawsze im zaleca zupełne odsłanianie myśli, albowiem ludzki zarazem i boski, pochodzący z nieba i z ziemi, jeśli cele ma duchowe, posiłkuje się środkami naturalnemi. Kuszeniem Boga jest, powiadają jego teologje, działanie nieostrożne. Zgodnie ze zdaniem O.O. Jezuitów, których kilkakrotnie już przytaczałem, powinien on brać na uwagę fakty dokonane, mieć wzgląd na okoliczności, cierpieć zło, by uniknąć gorszego.
Powie nam to zaraz biskup z Séez: Władzy tej, otrzymanej od Boga, „gdy okoliczności szczególne (cytuję dosłownie) na to mu pozwalają, a nawet zobowiązują do ustąpienia pewnych cząstek dla większego dobra, uczyni to chętnie. Będąc autorytetem najwyższym w sprawach religijnych i w tych, które przez naturę swą zależą od porządku moralnego i materjalnego zarazem, wchodzi w układy z władzami ustanowionemi, jak równy z równym“.
Lecz nim postaramy się dociec, o ile ma pozostawać wiernym traktatom, musimy wprzódy rozważyć rodzaj tych traktatów i przekonać się, czy istotnie są one zawierane tak, jak mocarstwo zawiera je z mocarstwem, lub też, czy nie są to prędzej ustępstwa, dające się wciąż odwoływać, jakie władca absolutny czyni swemu ludowi. Będąc powszechnym, kościół nie może mieć właściwie stosunków zewnętrznych. Sprawy jego z państwami sprowadzają się do spraw prowincjonalnych.
Oczywiście układa się z władzami ustanowionemi, jak równy z równym. Lecz jest słaby i nagi, jest ubogi. Z pokorą wytrzymuje próby najokrutniejsze. Cierpliwie znosi poniżenia. Ustępuje przed gwałtem. Zawsze będzie miał prawo odwołać ustępstwa, wydarte jego słabości. Zawsze może powiedzieć, że podpisał pod gwałtem i przymusem. Wszelka władza, która wchodzi z nim w układy, zadaje mu gwałt i przymus już przez to samo, że układa się z nim, zamiast go słuchać, i spiera się ze swą ze wszystkiego odartą królową, gdy powinna byłaby całować proch jej stóp. Zawsze będzie miał on prawo wołać, że nie był wolny. Dopóty nie jest wolny, póki nie rozkazuje.
Twierdzić będzie, że ustąpił w tym, w czym nie wolno mu było ustępować, że nie miał prawa wyzbywać się najmniejszej cząstki swych posiadłości i swej władzy, że dobrze wiedziano o tym i że nie należało z nim układać się, — co jest prawdą.









  1. „Palais Bourbon“ — gmach Izby Deputowanych.Przyp. tłum.
  2. Civilta, 1868, III, str. 265. Przytaczam Civilta podług La Papauté, son origine au moyen âge et son développement jusqu‘au 1870 („Papiestwo, jego pochodzenie w wiekach średnich i jego rozwój aż do roku 1870“) przez Ignacego von Doellingera z uwagami J. Friedricha, przekł. franc. A. Giraud-Teulon’a, 1904.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jacques Anatole Thibault i tłumacza: Aleksander Sulkiewicz.