Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego/Kobieta w rzeczywistości i w poezyi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego |
Podtytuł | Zarys literacki |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1886 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po raz-to trzeci w XIX wieku kobiety nasze i same głos podniosły w sprawie współudziału swego w życiu społeczném i stały się przedmiotem bardzo licznych, bardzo ożywionych a niekiedy i bardzo namiętnych dyskusyj. Każde z tych wystąpień miało swoje charakterystyczne oznaki i każde starało się posunąć choćby o krok tylko naprzód, zarówno kwestyą usposobień i uzdolnień kobiecych, jak i kwestyą praktycznego ich zastosowania w dziedzinie robót i prac ogółu.
Z początku, w chwili najżywszwéj i najrozleglejszéj działalności Klementyny Tańskiej, kobiety nie chcąc się bynajmniéj wychylać poza obręb domowego ogniska, starały się jedynie pozyskać możność i prawo systematycznego kształcenia się wedle skali jak najskromniejszéj, byleby tylko umiały i zdołały kierować rozumnie pierwszemi krokami dzieci, których były naturalnemi wychowawczyniami.
Potém w chwili rozbudzenia się namiętniejszych i szerszych pragnień, w chwili, gdy Entuzyastki z Narcyzą Żmichowską na czele rozumować i pisać zaczęły, żądały one najprzód podniesienia skali swego wykształcenia, by mogły narówni z silniejszą a brzydszą połową rodu ludzkiego pojmować wszechświat, odczuwać jego piękności, rozkoszować się tém, co praca duchowa ludziom zapewnić może; — a powtóre domagały się pewnych swobód towarzyskich jako panny, pewnéj opieki społecznéj jako żony.
Nareszcie, gdy w najnowszych już czasach podniesiono napowrót sprawę kobiecą, okazała się potrzeba dopełnienia żądań powyższych jednym z najważniejszych postulatów — postulatem rozszerzenia zakresu pracy kobiecéj. Po roku zwłaszcza 1864 nietylko spostrzeżono, (bo spostrzeżenie takie łatwem było do zrobienia i dawniéj), ale — co ważniejsza — odczuto konieczność, konieczność nieodbitą, żeby kobieta mogła samoistnie na utrzymanie swe zapracować, nie potrzebując się oglądać na pomoc ramienia męskiego. Teraz więc połączyły się razem wszystkie wymagania dawniejszych rzeczniczek emancypacyi czy równouprawnienia; i w głosach tak kobiecych jak męskich (Anastazya Dzieduszycka, Józefa Dobieszewska, Eliza Orzeszkowa, Edward Prądzyński, Aleksander Świętochowski) wymowny wyraz znalazły. A ponieważ teraz postawiono kwestyą prawdziwie na sztychu, mówiąc o samoistności kobiet, trzeba było wejść głęboko w rozsnucie i rozwikłanie wielu nastręczających się zagadnień, które natury umysłu kobiet, ich charakteru i uzdolnienia do takich czy innych rodzajów pracy dotyczą. Pod tym względem siły miejscowe nie mogły wystarczyć w zupełności; trzeba się było zwrócić do narodów praktycznych po radę w przedmiocie pracy kobiecéj, a do „narodu myślicieli“ po radę w przedmiocie psychicznego stanu niewiast: przekładano więc dzieła Wirginii Penny, Jana Stuarta Milla, Leroy-Beaulieu, Edwarda Reicha, pisano dużo artykułów celem objaśnienia i roztrząśnięcia pytań psychologicznych, z przedmiotem dyskusji związanych, spierano się o duszę kobiety i polemizowano nieraz bardzo ostro.
Ani myślę twierdzić, jakoby już przedmiot sporu został dokładnie zbadany; sądzę nawet, że dopiero wraz z istotnym wejściem kobiet na pole pracy produkcyjnéj i samoistnéj nastręczy się możność spostrzeżeń pouczających, doświadczeń mniéj-więcéj ścisłych, które sprawę umysłowości kobiecej rozwikłają i rozjaśnią. Zdaje mi się jednak, że dla osiągnięcia celu, który sobie w tym wstępnym rozdziale zamierzyłem, nie potrzeba się zapuszczać w subtelne kwestye fizyologiczno-psychologiczne, że nie potrzeba wyczekiwać przyszłych ściślejszych badań, które mogą niejednę szczegółową uwagę sprostować, ale rysów ogólnych, jakiemi dzisiejsza nauka kreśli obraz kobiety rzeczywistéj, zmienić już nie potrafią. A o takie właśnie rysy najogólniejsze chodzić nam może w zestawieniu natury kobiety, jaką jest w rzeczywistości i jaką ją przedstawiła poezya nowa, zwłaszcza romantyczna. W zarysie kobiety zarówno rzeczywistéj jak i poetyckiéj mam oczywiście na uwadze nie tyle różnice i odcienie uwydatniające się w jednostkach, a tak ważne i wpływowe w sądach ogółu o naturze niewieściéj, ile raczéj te podobieństwa rodzajowe, jakie wśród najróżnorodniejszych nawet temperamentów, uzdolnień i charakterów zawsze i stale dostrzegać się dają.
Kobieta jako człowiek ma lub mieć może te same myśli, te same uczucia, te same popędy, co i mężczyzna — jeżeli oczywiście w tych samych rozwija się warunkach. Od poważnéj i świętéj matrony, co okiem pełnem spokoju wodzi po dorastającém pokoleniu; do bezwstydnéj ulicznicy, co kłamanym uśmiechem wabi do siebie przechodniów — idzie skala wzniesień i upadków moralnych, uczuć szlachetnych i nikczemnych, pomysłów wielkich i drobnych kaprysów; skala odpowiadająca w zupełności umysłowemu i moralnemu szczeblowaniu u mężczyzn. Jeżeli wielu już powiedziało, że kobieta jest sfinksem, zagadką, tajemnicą; to zdanie podobne należy postawić na równi z tém, które mówi, że serce ludzkie jest niezgłębioną przepaścią. Przyczyna ich powstania jedna: dotąd więcéj się zachwycano lub przeklinano, a mniéj zastanawiano; więcéj powtarzano na wiarę cudzą, mniéj ufano własnéj samodzielności.
Zachwyt czy przekleństwo nie jest rzeczą złą; rozbudza duszę, podnosi ją na wyżyny; ale — przeszkadza jasno myśleć, ściśle rozumować. Kobieta nie jest czémś fenomenalném, coby się spotykało raz na wieków dziesiątki. Przypatrujemy się jéj codzień, co godzina, rozmawiamy z nią, kochamy ją, nienawidzimy lub jesteśmy względem niéj obojętni. Czasami (inni twierdzą, że po większéj części) nie rozumiemy jéj; w znacznéj liczbie wypadków dlatego, że sami siebie dobrze nie znamy; w niektórych dlatego, że nas miłość własna zaślepia; w innych wreszcie dlatego, że nas zwodzi forma objawów jéj duszy. Dwie pierwsze przyczyny pomijamy; są one zbyt rozległe i zbyt powszechne, ażeby w krótkich słowach naturę ich dokładnie określić można; trzecia natomiast wiąże się ściśle z przedmiotem obecnego studyum — musimy się więc w niéj rozejrzeć.
W zwykłym trybie życia niepodobna nam inaczéj zbadać głębi duchowéj człowieka, jak obserwując zewnętrzne jego objawy w giestach i w mowie. Nie możemy jego serca i głowy jak rękawiczki na obie strony wywrócić. Forma objawów warunkuje się wychowaniem. Inaczéj wyraża się dziki, inaczéj wykształcony. Dotąd różnica w wychowaniu mężczyzny i kobiety była przepaścista; nic więc dziwnego, że forma objawiania ich uczuć i myśli jest bardzo różna. Co więcéj utrzymuję, że cała różnica (nie mówiąc na teraz o względach fizyologicznych) wewnętrznéj ich istoty na téj właśnie różnicy formy polega. Złudzeni pozorem, bierzemy kształty zewnętrzne za treść najistotniejszą. Pomaga w tém sama natura rzeczy. Forma raz przybrana, zamieniona w przyzwyczajenie, w nałóg, wpływa na treść objawów, zaprowadzając w niéj modyfikacye, których źródła szukać wypada nie w głębi duszy, ale pozewnątrz niéj. Tworzy się w ten sposób siatka nader misternie spleciona, w któréj nasz umysł się gubi, nie mogąc pojedynczych jej oczek rozwikłać. Rozwikłać jednakże można, trzeba się tylko zastanawiać i mieć cierpliwość. Dla wyjaśnienia rzeczy weźmy najprostszy, codzienny przykład. Miłość uczuwa zarówno mężczyzna jak i kobieta. Odmienne atoli wychowanie przyzwyczaiło ich do odmiennego jéj objawiania. Mężczyzna mówi o swém uczuciu śmiało, wyznaje je pierwszy, rozrządza niejako i panuje nad sercem ukochanéj; objawy u niego nie są dwuznaczne. Przeciwnie kobieta. Jeżeli kocha, nie może naturalnie stłumić słodkiego porywu do tego stopnia, ażeby żadnym nie zdradzić się znakiem. To téż musi wybierać takie, któreby można sobie rozmaicie tłómaczyć. Rumieniec i bladość — jakby u rośliny — oto podwójne okna, przez które dusza kobiety wygląda. Rumieniec przecież zmęczeniem, bladość przestrachem da się nader wygodnie wyjaśnić, nie potrzebując się kompromitować wyznaniem miłości. Możnaby stąd zawnioskować, że kobieta wstydzi się własnego swego serca, kiedy do jego popędów przyznać się otwarcie nie pragnie. Znane są nieporozumienia kochanków z powodu téj dwulicowości w zewnętrznéj uczuć formie. Wiadomo, że to fałsz. Brak śmiałości, brak inicyatywy jest skutkiem cieplarnianego wychowania kobiety a nie — jéj wewnętrznej natury. Wmawiając w nią od dzieciństwa, że jest istotą słabą, niezdolną samoistnie ruszyć krokiem, potrzebującą nieustannéj opieki i nadzoru, łatwo wreszcie przemienić ją w piękną — roślinę.
Takich fałszów psychicznych jest mnóstwo; One są powodem, że kobietę uważają za kobietę tylko, a nie za człowieka. Stąd to pochodzą owe zawzięte krzyki, chcące powstrzymać rozwój równouprawnienia. Jeżeli zaś przyjmiemy za prawdę to, co powyżéj o naturze kobiecéj powiedziałem, możemy być pewni, że ze zmianą wychowania, zniknie ta przepaść, która odgranicza jedne połowę rodu ludzkiego od drugiéj, z tem tylko zastrzeżeniem, że wtedy fizyologiczne różnice muszą otrzymać głos przeważny w sprawie zajęć kobiety, a ściśle z temi różnicami złączone usposobienia duchowe wyznaczą jéj właściwy obręb i stopień wykształcenia. W ich zakresie ona do wszystkiego jest zdolna i wszystkiém być może. Wiele przykładów z dzisiejszego i historycznego życia potwierdza ten pogląd. W każdym zaś razie, mamy prawo uważania kobiety za istotę wszechstronną...
Poezya przedstawia ją ułamkowo. Dla niéj kobieta jest sercem tylko. Namiętność, ożywiająca poetę, przenosi się na przedmioty jego obrazowania. Oświetlona wybuchem wulkanu, niekiedy obryzgana jego lawą, kobieta olbrzymieje: jest anielicą albo jędzą, Dyaną albo Eumenidą.
Wyrazistość jest koniecznym warunkiem powodzenia poezyi. Zdanie to zamieniło się w pewnik estetyczny. Słowo mniéj przyjazne staje się tu ukąszeniem żmii, uśmiech zwykły, pospolity — promieniem słońca, roznoszącym światło po całym wszechświecie... Mówić obojętnie niepodobna; trzeba grzmieć piorunami albo szeptać ciszéj od szmeru lilii, gdy głowę swą ku ziemi skłania. Chcąc zrozumieć poetę, musimy oddychać całą piersią, kochać jego miłością chociażby najszaleńszą, krwawić się jego bólami, rozpaczać całą słabością swéj duszy, dobywać z serca zarówno skarby uczuć najszlachetniejszych jak i najbardziéj wstrętnych, byle tylko dorównać téj skali natężenia umysłowego, jakiéj się od nas piewca domaga...
Kobieta jest punktem środkowym poezyi nowożytnéj. Bez kobiety poezya stałaby się bladą jak suchotnica; niktby się o nią nie troszczył. Odgrywając tak ważną rolę, musi się kobieta przedewszystkiém dostroić do kamertonu wymagań poetycznych. Przez łzy rozpatrywana jest Ofelią ze zwiędłemi kwiaty na głowie; przez różowy pryzmat miłości — Juliettą żegnającą kochanka przy śpiewie słowika; przez powiększające szkło ambicyi — lady Macbeth z ręką skrwawioną, na któréj czerwona plama wiecznie pozostanie... Czy w sercu kobiety drgają spółcześnie rozmaite struny uczuć, czy w głowie jéj są inne kombinacye myśli oprócz tych, które się do przedmiotu jedynego wyłącznego ukochania odnoszą — nie pytajmy; — dla niéj wszystkiem jest świat, zakreślony wzrokiem ukochanego; w nim żyje, w nim kocha, w nim nienawidzi.
Poezya bierze kobietę nie w zwyczajnych warunkach życia, lecz albo w chwili roślinnie niewinnego rozkwitu, albo téż w chwili namiętnego szału. Odrazu stawia ją na wierzchołkowych punktach: kończącéj się wegietacyi lub rozwiniętego życia. Przejścia są tu rzeczą małoważną. Kobieta jest wielką, kiedy rozkoszuje się pączkiem pierwszego żywiéj rozbudzonego w niéj uczucia — bo wtedy kłębek życia się rozsnuwa; i kiedy zawiedziona przeklina i siebie i świat i ukochanego — bo wtedy jest najwymowniejszą, wtedy nabiera głosu człowieka. Powabny jest również smutek dumający pod drzew cieniami przy blasku księżyca; — ale nie przejmuje nas zachwytem: jesteśmy melancholiczni, szyderscy lub obojętni. Kobieta wówczas jest echem tylko słów i myśli ukochanego — o samoistności mówić niepodobna.
Dusza w tym kierunku rozbudzona nie może stawiać odmiennych ideałów. W poezyi są sny złote, przejmujące rozkoszą; ale — niepochwytne. Gonimy je okiem, sięgamy dłonią, przywołujemy sercem — napróżno! Marzymy więc daléj.
Kobieta jest służebnicą, żebraczką miłości, jak ktoś powiedział. Gdy kto jéj uczucia podepce, — kamienieje. Odtąd świat przestaje istnieć dla niéj: albo myśli swe w szalonym śmiechu zamyka, albo grób sobie kopie za życia. Dopóki jeszcze nie utraci zupełnie nadziei, może się stać nikczemną — ale tylko w miłości. Nic ją nie obchodzi godność własna, gadanina ludzi obojętnych, napomnienia spowiednika, łzy matki, rady przyjaciółek. Heloiza idzie do klasztoru, kiedy jéj Abelard rozkaże. Wszystko przebaczy, nawet swoje upodlenie; o wszystkiém zapomni — oprócz o swojém uczuciu. Ono nigdy nie maleje; znika tylko wraz z jéj życiem. We wszystkiém, co mówi, jest natchnienie, we wszystkiém, co czuje, jest potęga. Czyny tylko nie od niéj zależą. Ona jest cieniem ukochanego; jako cień, nie może mieć ruchów dowolnych... Razem z nim skacze w przepaść lub wznosi się na wyżyny; szanuje lub pogardza, zawisa na chmurach idealizmu lub tonie w kałuży zmysłowości.
Wola jej pozostaje zawsze w stanie zarodkowym. Kieruje nią ten, komu się odda. Sama dla siebie sławy nie pragnie, o zaszczyty się nie ubiega; chce być królową tylko jednego małego kraiku — serca. Ubiega się natomiast o kochanka, który jakimkolwiek sposobem stał się znakomitym: kocha oczywiście — trudno nawet czego innego wymagać — natury poetyczne; rozkoszuje się w wierszach, dla niéj pisanych...
Albo — inny obraz. Kobieta cierpi. Cierpienie, męczeństwo jest jej heroizmem. Jedyną jéj bronią są łzy. Niekiedy nawet nie płacze. Smutna, zrezygnowana, staje się ofiarą — bez jęku, bez narzekania. Posągowo biała przesuwa się po ziemi jak zjawisko pozaświatowe. Oczy jéj mgłą zasłonięte; w duszy — spokój grobowy. Kobieta umie się poświęcić. Walki, jakie z sobą stacza, po większéj części są dla nas niewidzialne: kryją się w sanktuaryum jéj serca; na jaw wychodzi już fakt spełniony. Przedstawia się to w sposób bardzo tajemniczy, stokrotnie potęgujący wrażenie. Kobieta chwyta się za serce i pada martwa. Jakaż nas boleść przejmuje na widok tragiedyi bez słów!..
Jeszcze inny obraz. Kobieta została znieważoną w najświętszych uczuciach swoich. Rzuca się wtedy jak pantera (wyrażenie zwykłe w takich razach), chcąc rozszarpać nikczemnika. Sztyletem ze stali lub, co częściéj, sztyletem słowa mści się zniewagi; piorunowém spojrzeniem przybija do ziemi... Nic jéj wtedy nie powstrzyma — przemieniła się w zemstę. Nieubłagana, nieulękła, z rozwianym włosem, targa pęta zwykłéj nieśmiałości, trucizną zaprawia swoje wyrazy, uśmiechem pogardy krzywi swe usta, dokąd wszystkie uczucia się zbiegły, — jest wymowniejszą od najsławniejszych oratorów, wzmiankowanych przez dzieje... Ani jeden odcień namiętności, ani jedno drgnienie serca nie przejdzie napróżno: kobieta je pochwyci i wypowie. Dopóki milczała, łatwo było mniemać, że przebaczy; kiedy myśl swą a raczéj uczucie zaczęła objawiać, trzeba się nawet ze sprawiedliwością pożegnać...
Możnaby przytoczyć jeszcze kilkanaście lub kilkadziesiąt podobnych przykładów, podobnych mianowicie w tém, że główną ich cechą byłaby najzupełniejsza przewaga namiętności we wszystkich słowach, poglądach i sposobach postępowania.
Rzecz naturalna, że poezya, cała przejęta uczuciem, musi bardzo silnie oddziaływać na natury uczuciowe, a zatém głównie téż na kobiety. Przenikając do głębi ich duszy, potrafi poruszać struny najczulsze, wzbudzać w nich pewne wyobrażenia i pragnienia, któreby choć w części odpowiadały idealnym wizerunkom, odmalowanym przez poetów. W pewnych zwłaszcza epokach rozbudzonego życia, do którego wprowadzono nowe żywioły, wpływ ten objawia się w sposób bardzo wyraźny. Nastaje naśladownictwo ideałów poetycznych, posunięte do drobiazgów, nawet do śmieszności. Taką epokę stanowi romantyzm nietylko u nas, ale i w całéj Europie. Wówczas młodzież chciała przemienić rzeczywistość na poezyą: zaczynała reformę od siebie; nastrajała się do tonu opiewanych bohaterów i bohaterek, ubierała się fantastycznie, gorzała niewygasłą miłością do urojonych kochanek i t. p.[1]. Potém znów fakta, zebrane z życia rzeczywistego, stawały się tematem poetycznych utworów, nadając barwę prawdy — marzeniom... To wzajemne oddziaływanie życia na poezyą i poezyi na życie wytwarza naturalnie pewien stan umysłowy, w którym uwydatniają się dążenia danéj chwili. Niepodobna więc lekceważyć owych ideałów poetyckich; owszem należy sumiennie je analizować i wskazywać zarówno dobre strony, które powinny się stać pobudką do odpowiedniego odtwarzania ich w życiu; jak i ujemne, ażeby przed niemi społeczeństwo ochronić. W ten jedynie sposób może się rozwijać zdrowo każdy organizm społeczny, jeżeli nie chcemy, ażeby się rozrósł nad miarę w jednym kierunku, a wykoszlawił w innych.
Zbierając w jednę całość to, cośmy powiedzieli o stanowisku, jakie kobieta zajmuje lub może zająć w rzeczywistości, a jakie naznacza jéj powszechnie poezya, przychodzimy do następujących rezultatów:
Ogólne wrażenie, jakiego doznajemy przy odczytywaniu utworów poezyi, zwłaszcza romantycznéj, jest takie: Treść kobiety sprowadza się do serca: ono jest jedynym motorem, pobudzającym ją do życia umysłowomoralnego, jedynym sądem, wydającym ostateczne i niecofnione wyroki we wszelkich sprawach życiowych, jedynym przedmiotem, który o chwale lub hańbie kobiety stanowi. Poza sferą serca, kobieta staje się łupem prostaczéj prozy...
Czy na tém poezya poprzestać może, czy poprzestać powinna? Jeżeli poezya ma być artystyczném odbiciem rzeczywistości; jeżeli ma wchodzić w skład czynników życia społecznego — o czém zapewne nikt nie wątpi — to musi oczywiście dawać obraz całkowitéj działalności kobiety, wszystkich dążeń, wszystkich usiłowań, jakie ona przedsiębierze w celu zrównania się z mężczyzną... Uczucie samo, jakkolwiekbyśmy wielki wpływ mu przyznali, nie jest przecież w rzeczywistości całością natury niewieściéj — nie powinno nią być i w poezyi. Szerszy i wspanialszy obejmując zakres, poezya stanie się wszechstronniejszą i żywotniejszą: bo przyczyni się do wyrobienia odpowiednich postawionym ideałom charakterów w rzeczywistości i spełni tym sposobem najwznioślejsze swoje posłannictwo, które od samego początku zawsze jéj przyświecało.
Jakie stanowisko zajmują trzej najwięksi nasi poeci wobec kwestyj dopiero co poruszonych; jakie ideały kobiece sercem ich władały, zmuszając do wyrzeźbienia ich w czarodziejskiém słowie; o ile ideały te dzisiaj nam wystarczają: — oto pytania, które w obecnym komentarzu do znanych i czytanych poematów starałem się, jeżeli nie rozwiązać, to przynajmniéj — bliżéj określić.
- ↑ Szczegóły zob. u Blepońskiego: „Bigos hultajski“ tom IV — u L. Siemieńskiego: „Religijność i mistyka w życiu i poezyach Adama Mickiewicza“, str. 16.