Król-Duch (Słowacki)/całość

>>> Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Król-Duch
Pochodzenie Dzieła Juliusza Słowackiego tom IV
Redaktor Henryk Biegeleisen
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Drukarnia i litografia Pillera i Spółki
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KRÓL-DUCH.
RAPSOD PIERWSZY.

PIEŚŃ PIERWSZA.
I.

Cierpienia moje i męki serdeczne
I ciągłą walkę z szatanów gromadą,
Ich bronie jasne i tarcze słoneczne,
Jamy wężową napełnione zdradą...
Powiem... wyroki wypełniając wieczne,       5
Które to na mnie dzisiaj brzemię kładą,
Abym wyśpiewał rzeczy przeminięte
I wielkie duchów świętych wojny święte.


II.

Ja Her Armeńczyk[1] leżałem na stosie
Trupem... przy niebios jasnéj błyskawicy,       10
Kaukaz w piorunów się ciągłym rozgłosie
Odzywał do ech ciemnéj okolicy.
Niebo zczerniało... ale świeciło się
Grzmotami... jak wid szatańskiéj stolicy.
A ja świecący od ciągłego grzmota       15
Leżałem. — Zbroja była na mnie złota.


III.

I duch niewyszły z umarłego ciała
Czuł jakąś dumę, że spokojnie leży;
A nad nim ziemia poruszona grzmiała,
I unosiły się duchy rycerzy. —       20
Trójca widm mój stos ogniem zapalała,
A ja czekałem aż piorun uderzy;
Tak byłem pewny! że w owe rumiane
Grzmotem powietrze, jak duch zmartwychwstanę.


IV.

Już przybliżały straszne czarownice       25
Chwast zapalony i suche piołuny,
I moje blade oświeciwszy lice,
Wrzeszcząc, posępne swe śpiewały runny:
Kiedy je trzasły aż trzy błyskawice,
I trzy siarczane ogniste pioruny;       30
I tak strzaskały płomienie czerwone
Żem je nie martwe sądził, lecz zniknione.


V.

Wtenczas to Dusza wystąpiła ze mnie,
I o swe ciało już nie utroskana,
Ale za ciałem płacząca daremnie       35
Cała poddana pod wyroki Pana;
W Styxie, w Letejskiéj wodzie, albo w Niemnie
Gotowa tracić rzeczy ludzkich miana,
Poszła: — a wiedzą tylko Wniebowzięci,
Czém jest moc czucia! a strata pamięci!       40


VI.

Tam, kędy dusze jasne jak brylanty
Swe dobrowolne czyniły wybory,
Moc utrudzona biegiem Atalanty
Szukała tylko szczęścia i pokory...
Orfeusz między ptaki muzykanty       45
Szedł umęczony i na sercu chory:
A jam pomyślał: że mu śpiewem będzie
Składać i skrzydła rozszerzać łabędzie.


VII.

Ulises poszedł w prostego oracza,
Aby odpoczął po swych wędrowaniach. —       50
Tak ludziom Pan Bóg zmęczonym wybacza!
I odpoczywać daje w zmartwychwstaniach!
Niech wyniszczony pracą nie rospacza,
Że mu na ogniach braknie i błyskaniach,
Ani też myśli, że jest upominek       55
Dla ducha, większy jaki, nad spoczynek...


VIII.

Ja sam z harmonią obeznany młodą
Własnego ciała, nie chciałem odmiany.
I siadłem smutny nad Letejską wodą
Nie usta moje myjąc — ale rany.       60
Odtąd już nigdy nad cielesną szkodą
Nie płakał mój Duch z ciała rozebrany;
Ani za wielką sobie brał wymowę
Otwierać tych ran usta purpurowe.


IX.

Wszakże Letejską przykładając wodę       65
Do ran — by pamięć boleści straciły —
Nie jedną poniósł na pamięci szkodę,
Nie jeden obraz stracił senny, miły.
Jutrzenek greckich różaną pogodę
Duchy mu nagle ręką zasłoniły,       70
A pokazały — jako świt daleki —
Umiłowaną odtąd — i na wieki!


X.

Ani gwiaździce co się w morzach palą,
A mają w świetle tęczowe kolory,
I są gwiazdami w ciemnicy pod falą       75
Tak błyszczącemi, że mórz dziwotwory
Delfiny w morzu swoje łuski skalą,
I obchodzą je cicho jak upiory:
A płynąć wierzchem nad niemi nie śmieją —
Tak mocno w morzu te gwiazdy jaśnieją!       80


XI.

Ani tych gwiaździc jasność tajemnicza
Tak nie przeraża owe pierwopłody;
Jak piękność którąm ja poznał z oblicza
We mgłach Letejskiéj zapomnienia wody.
Nad nią dźwięk — duchów girlanda słowicza; —       85
Pod nią — jakoby złote zajścia schody
Na świat daleki i zamglony wiodły —
Na kwiatki jasne pod ciemnymi jodły


XII.

Z tych łąk i z tych puszcz jakby wiatr poranny
Pieśnią zapraszał na ziemię szczęśliwą;       90
Szedłem... choć strzały Numidzkiemi ranny...
Niepewny czy śmierć? czy żywota dziwo?
Czy Irys... którą na świat znosi szklanny
Obłok?... a tęcze świecące nad niwą
Tyle kolorów i słońc tyle mają,       95
Że ją nad ziemią na światłach trzymają?


XIII.

Ona przedemną do lesistych zacisz
Weszła... a harfy śpiewały wiatrzane:
„Dobrze ją poznaj — bo wkrótce utracisz
Jak sny przez dobre duchy malowane;       100
Żywot... tysiącem żywotów zapłacisz —
A zawsze jedną tę serdeczną ranę
Przyciśniesz w piersi rękami obiema —
Tę jedną smętną ranę — że Jéj nie ma!


XIV.

Sławę ci damy... lecz tobie obrzydnie —       105
Serce ci damy... ale spustoszeje.
Przyjdzie do tego, że będziesz bezwstydnie
Urągał w Bogu mającym nadzieję“.
Na to ja: niechaj me oczy rozwidnię
Rubinem który z jéj ust światło leje —       110
A nie dbam o to co mię daléj czeka:
Żywoty ducha? czy męki człowieka?


XV.

W jednę girlandę męki me uwiążę,
Jak człowiek który za tysiące czuje
I tą girlandą jako świata xiąże       115
Czoło uwieńczę i ukoronuję;
Niechaj-że na mnie idą duchy węże!
Niech mię świat walczy otwarcie i truje!
Niech mię ognistą otoczy otchłanią...
Choćby aż w piekło wiodła — pójdę za nią.       120


XVI.

Pamiętam ten głos — i straszne zaklęcie,
Na które odwrzasł mi duch „to Królowa!“
I całe mego ducha wniebowzięcie
Upadło... A wtém jasność przyszła nowa
I w tém powietrzu jako w dyamencie       125
Ukazał się wid... Piękność.... córka Słowa,
Pani któregoś z ludów na północy,
Jaką Judejscy widzieli prorocy...


XVII.

Słońce lecące trzymała nad czołem,
A miesiąc srebrny pod nogami gniotła:       130
Szła nad lasami i leciała dołem,
Nad chaty, jako komeciana miotła;
Tęcze ją ciągłém oskrzydlały kołem;
W słońcu girlandy niby z kwiatów plotła,
I na powietrze rzucała niedbale       135
Perły jaśminy i maki korale.


XVIII.

Błękit się cały zdawał uśmiechniony,
Pełny języków złotych niby fala —
Jak atłas który bierze różne tony
I drżąc swe hafty gwiaździste zapala —       140
Tak niebo za Nią od północnéj strony
Gwiazdy swojemi łyskające zdala,
Różnym się dało gwiazdom pozłacanym
Ukazać... w ogniu od zorzy rumianym.


XIX.

Więc czego woda Letejska nie mogła,       145
To Ona swojém zrobiła zjawieniem;
Że moja dusza na nowe się wzmogła
Loty... i nowym buchnęła płomieniem.
A jako pierwszy raz ciało przemogła
I uczyniła swoim wiernym cieniem...       150
Opowiem: — Ja Her powalony grzmotem
Nagle... gdzieś w puszczy... pod wieśniaczym płotem


XX.

Budzę się. — Straszna nademną kobieta
Spiewała swoje czarodziejskie runny.
„Ojczyzna twoja — wrzeszczała — zabita...       155
Ja jedna żywa... a ty zamiast trunny
Miałeś mój żywot. — Popiołem nakryta
I zapłodniona przez proch i pioruny
Wydałam ciebie, abyś był mścicielem!
Synu popiołów nazwany Popielem...       160


XXI.

Sam jeden jesteś... ale cię przymioty
Ojców napełnią... a ja dam dwa duchy:
Na prawo stanięć jeden Anioł złoty,
Na lewo jeden z krwi i zawieruchy;
Ci dwaj... ty trzeci... i mój głos jak grzmoty       165
Pędzący w zemstę —“ To mówiąc pieluchy
Moje chwytała, i trzęsąc nad głową,
Rzucała dzieckiem jak skrą piorunową.


XXII.

Jeszczem nie dorósł a już karmem duszy
Zemsta mi była — a nauką zdrada.       170
Często bywało że ktoś włos mi ruszy,
I we śnie do mnie jak Anioł zagada:
Gdy spojrzę — liść się tylko zawieruszy
I w kształt złotego widna wstaje — pada —
Czasem na moją pierś tumanem runie —       175
Ręka mi zadrży, nóż się sam wysunie.


XXIII.

O! pierwsze mego ducha nawałnice
Jakże wy straszne wstajecie w pamięci!
Widzę tę straszną krew jak błyskawicę
W któréj się mój duch niby gołąb kręci;       180
Dziś, nieraz, kiedy w czarną okolicę
I w puszczę wejdę... to mię coś tak smęci...
Że radbym własne wyrywał wnętrzności!
Albo u bolów swych prosił litości!


XXIV.

Do gwiaździc morskich tajemniczéj jaśni,       185
Porównywałem to Ludu zjawienie,
Który żył w chatach próżen wszelkiéj waśni,
A miał z jabłoni swój napój i cienie.
Królowie jemu panowali właśni;
Cudowne jakieś Lecha pokolenie!       190
Mające w sobie całe Polski Słowo
I moc i rózgę cudów Mojżeszową.


XXV.

Teraz wiem jako duch pod ziemią widzi —
A w ślepym często ten cud ujrzysz Dziadu
Którego wiejski ci pies nienawidzi,       195
Żórawianemu gdy podobne stadu
Za nim się wleką duchy: — świat zeń szydzi,
Ale go chłopek czuje królem gadu;
I wie, że na te źrennicy blachmany
Bije świat duchów tęczą malowany.       200


XXVI.

Te oczy ręką zasłonione Bożą
Czasem pod ziemią idą złota żyłą,
Aż im się ciemne kurhany otworzą
Jak gdyby słońce pod ziemią świeciło.
Blachy się złote na wzrok ludzki srożą!       205
Proch ludzki wstaje pod wzdętą mogiłą,
I w kształt człowieka znowu się układa,
Na nogi wstaje i w proch się rozpada.


XXVII.

Oni to widzą — właśnie... gdy gromada
Urąga... śledząc zamyślone czoło. —       210
Ta Mądrość która cały świat spowiada,
Dawniéj perłową wieńczona jemiołą,
Z królem na tronie lub przy królu siada
I w płomieniste się upiorów koło
Zamyka: nie czar... nie próżna guślarka,       215
Lecz Mądrość... chorób duchowych Lekarka.


XXVIII.

Więc wkoło — wioski w wieńce kaliniane
Strojne i Roki poświęcone duchom,
Mogiły kozom i pasterzom znane,
Trzody dziwiące się ptaków rozruchom,       220
Mogiły dawne! dawno zapomniane!
Dawno oddane mgłom i zawieruchom!
Z darni odarte...


XXIX.

Czasami tylko jaki Zwyczaj dawny
Indyjski na kształt złotego upiora       225
W lasach powstanie. — Kiedy rycerz sławny
Umrze... to lud go grzebie jak Hektora:
Dwanaście koni bije i krwią spławny
Stos... gdzieś pod lasem... pod mgłami wieczora
Ubrany w rogi jelenie i w głowy       230
Zamienia w ogień... i w słup purpurowy.


XXX.

Wieszcze się jawią w ogniu i Guślarze
Przepowiadają przyszły świat nieznany.
Co w pieśni stworzą, to się wraz pokaże
Przyprowadzone na świat przez szatany.       235
Każdy wiek wielkie miał prawdy Ołtarze,
Cześć ducha, ducha namiętne Kapłany,
Którzy wyroki uprzedzając Boże,
Dla ciał... nie krzyże mieli... ale noże.


XXXI.

Wzgarda je wielka ku ciału paliła,       240
A duch upajał jak sok bachusowy.
Niejedna teraz Druidów mogiła
Którą oplata w koło krzew różowy,
Kiedy ją słońca strzała wskróś przeszyła,
I przeszył ogień zorzy brylantowy...       245
Gdy wejdziesz w ciemne granitowe bramy
Pokaże ci swe słońca: krwawe plamy —


XXXII.

A jednak ty się nie cofasz przed niemi?
A choćby miesiąc był nie czujesz trwogi?
Ale jak żóraw skrzydłami ciężkiemi       250
Próbujesz nowéj po błękitach drogi.
Między głazami dawniéj czerwonemi,
Między miesiącem i polnemi głogi,
Srebrne się ciągle jakieś wstęgi snują,
Po których myśli jak sny przylatują.       255


XXXIII.

W jakich kościołach Duch z wysokiém czołem,
Sądząc że nigdy świat się nie odmieni
Obecność wtenczas mię dręczącą kląłem,
Nogą trącałem czoła tych kamieni:
Padajcie głazy! przed ducha Aniołem!       260
Krzyczałem: — jako gromada jeleni
Przed mą niszczącą myślą uciekajcie!
Trupy grobowców tych... gińcie lub wstajcie!


XXXIV.

I nic! Urągał mi ten świat cichością
I biegiem, co jak żółw za słońcem chodzi       265
Nad południowych gdzieś łąk zielonością —
Bom przewędrował kraj który mię rodzi
Inaczej z trupów postępował kością
Lud, który palił umarłego w łodzi
I w mgieł krainę posyłał gościnną       270
Z umiłowaną kochanką niewinną...


XXXV.

Ja syn wyrżniętych ludów... ja istota
Nieznana wtenczas na ziemi nikomu...
Gdy obaczyłem jako ta łódź złota
Lepszą się zdaje do ziemskiego domu,       275
Jak płomień pod nią huczy i druzgota
Garście suchego liścia, pęki łomu,
A na te śpiące, we śnie rozkochane,
Rzuca swe straszne jutrzenki różane:


XXXVI.

Gdym to obaczył — a wysłuchał śpiewu       280
Dziewicy (grobów smętnego słowika)
Która złotemu się téj łodzi drzewu
Tak wydawała, jak kwiat słonecznika,
A już od krain zaświatnych powiewu
Brała głos nowy i światłość płomyka...       285
Już tchem — już ogniem była — już bez ciała —
Już mgłą — a jeszcze za światem śpiewała; —


XXXVII.

Gdym to obaczył... tom kupcowi temu
(Bo kupiec jakiś to był który gorzał)
Zazdrościł drogi... sam niewiedząc czemu...       290
Drżąc, abym kiedyś duchem nie zubożał,
Skrzydeł nie stracił które ku złotemu
Światowi niosą, jak lew nie zesrożał,
Nie szedł na tamten świat z szatana trwogą,
Jak duch... na czarnéj łodzi... bez nikogo...       295


XXXVIII.

Przerażon w lasy wróciłem rodzinne.
A wkrótce wziął mię Lech król za pachołka.
Jam oczy groźne miał i ręce czynne,
I uwiązany cel do wież wierzchołka.
Trucizny wlano w to serce niewinne!       300
A Zemsta, jako pierwsza Apostołka,
Ciągle kłóciła mię z ludźmi i z losem...
A głos jéj czasem nie był — ludzkim głosem.


XXXIX.

Więc ile razy posłucham jéj rady
(A rada była dla ducha fatalna)       305
To widzę, że mi na świecie zawady
Usuwa jakaś ręka niewidzialna.
Na działającą moc patrzałem blady,
Sądząc — że biała mi orlica skalna
Zlatuje na hełm... usiada na czele...       310
I drogę moją piorunami ściele.


XL.

Żądałem wodzem być... i wraz dwa wodze,
Krwi rozszalonéj piorun, w mózg uderzył.
Ja, co bywało za stadami chodzę,
Kiedym się z duchy ciemnymi sprzymierzył       315
Teraz tak straszny! — że komu Ja szkodzę!
Choćbym się tyko nań myślą zamierzył...
Choćbym oczyma uderzył po stali...
W pancerz... i w serce ruszył... wnet się wali.


XLI.

I sczerniał cały świat: a Ja syn borów       320
Patrzałem jako na las do wycięcia.
Z pod przyłbic wielkich bladość mię upiorów
Trwożyła. Byłem pierwszą ręką xięcia.
Przed sobą dalszych nie widziałem torów,
Ani dalszego już celu do wzięcia.       325
W zamku cedrowym nad Gopłową wodą
Byłem najpierwszym Złotym Wojewodą...


XLII.

Tu patrz! jak straszne są duchowe sprawy!
Jakie okropne zastawiają sidła!
Raz gdy z dalekiéj wracałem wyprawy,       330
A piorunów się różne malowidła
Przez długi deszczu włos świeciły krwawy:
Ja i rycerze ujrzeliśmy skrzydła
Orłów pobitych... w tak wielkiéj ilości
Jak na cmentarzach gdzieś Germanów kości.       335


XLIII.

Pierze leżało zmokłe... lecz niektóre
Skrzydła sterczały z piasku takiéj miary!
Że gdym na dzidę wziął i poniósł w górę
Jedno... to jako wielki upior szary
Wierzchem o ciemną kity méj purpurę       340
Dostało — wstając leniwe z moczary:
Niby wyzwany czarodziejstwem runnów
Duch śpiący w błocie przy blasku piorunów.


XLIV.

Taka w tém skrzydle była tajemnica!
I ludzkość! żem się spytał: — powiedz Sępie,       345
Czy was na wiatrach paląc błyskawica
Rzuciła w takie nic — i w takie strzępie?
Czyście się bili o państwo xiężyca
Idąc na siebie zastęp przy zastępie?...
Czyście tu jaki bój toczyli krwawy       350
O ścierw?... czy tylko gryźli się dla sławy?!


XLV.

Powiedz: jak nazwać to pamiętne pole
Dziś od błyskawic czerwone rumianych?
Gdzie tyle górnych duchów — dziś na dole!
I tyle skrzydeł leży połamanych!       355
Tom rzekł w nieszczęścia nauczony szkole
Litować się łez i mogił nieznanych.
A wtém ujrzałem, że rycerstwo bierze
Skrzydła i wtyka sobie za pancerze.


XLVI.

Widok ten nowy, wspaniały!... czas poźny!...       360
Błyskawic blaski wszędy!... wojsko w dali:
Gdzie każdy człowiek był jak upior groźny...
Skrzydlaty... w czarnéj rozświeconéj stali.
Wszystko tak straszne! żem dreszcz uczuł mroźny
I krzyknął: «Sława Bohu! — świat się wali!       365
Ja pierwszy moją piersią go roztrącę!
Ja duch! — a za mną — wojska latające.»


XLVII.

To mówiąc... skrzydło zmęczone i krwawe
Przypiąłem sobie tak, że hełm nakryło.
Ja biorąc skrzydła... za cel brałem sławę;       370
A oni chcieli sobie lotu siłą
Pomódz do domów... O! jakże ciekawe
Powody, które rządzą ciała bryłą!
O! jak są różne przed prawdy mistrzynią
Orły... choć wszystkie jeden hałas czynią!       375


XLVIII.

I lecieliśmy do domu weseli,
Mijając drzewa i sady i chaty.
Rycerze moi przed zamkiem stanęli.
Jam wszedł jak Anioł czarny i skrzydlaty.
Karmazyn, który świat od króla dzieli,       380
Cały się w gwiazdy rozleciał i w kwiaty.
Pokazał się Król w odblaskach rubinu —
Spojrzał — i berło upuścił z bursztynu.


XLIX.

Widziałem: jako Łaskawość pogodna,
Jaskółka siwych włosów Dobroć cicha       385
Znikła... A nagle twarz trupia i chłodna
Zmroziła mię tak, żem stał nakształt mnicha,
Spuściwszy oczy, patrząc w siebie do dna:
Zali zwycięstwa mego nagła pycha
Jakich tajemnych myśli nie wywiodła       390
Na jaw? i Króla w źrenice nie bodła?...


L.

A on — na moje skrzydła, na te pióra
Patrząc (które blask wieczorny zapalił
I okrwawiła tronowa purpura)
Pobladł i berłem mię wskazawszy — zwalił.       395
Wzięto mię. — Dusza ma czarna, ponura,
Już mi radziła: abym się ocalił
Wtenczas gdy tłumy stały przerażone,
Z mieczem na Króla wpadłszy i koronę.


LI.

Alem się w jedn–j błyskawicy gniewu       400
Na taki wielki czyn śmiał posunąć.
Wolałem, że mi jak wielkiemu drzewu
Przyjdzie tu głową zachwiać się i runąć;
Niż z domowego ciemn–j krwi rozlewu
Korzystać... mój miecz w łono starca wsunąć?       405
I wyjść z wyjętym na słońce orężem
Co by się zdawał nie bronią lecz wężem?!...


LII.

Wzięto mię... a ja w podziemnéj ciemnicy,
Sam, do filarów przykuty kamiennych,
Jako pający, ciemni robotnicy,       410
Zacząłem z myśli gryzących, bezsennych
Snuć długie pasma. — Widmo mi przyłbicy
Nakryte orłów skrzydłami płomiennych
Pokazywało się. Naramiennice
Osiadły blade, ścięte Meduźnice.       415


LIII.

Dusza tak była silna i bogata!
I taką wielką rządzicielką kości,
Że ciągle echem Duchowego Świata
Gadała, — ciągle z jego okropności...
Z tych głębiń... gdzie ćma niewidzialnych lata       420
Jasno czerwonych słów, sztyletowości
Szepcących... brała straszną siłę sztychu,
I tę — jak piorun ciskała po cichu.


LIV.

Kto myślał: że mnie więzieniem uciszał
I gonił burze ducha?... ten się mylił.       425
Z ducha mi ciągle szedł grzmot — a Lech słyszał
I czuł, żem ja go gryzł — do ziemi chylił.
Chociażem wtenczas tylko w sobie dyszał,
A żadnéj mocy ducha nie wysilił;
Gromadą duchów zarządzałem ciemną,       430
I te — jak sługi moje — były ze mną.


LV.

O! wy, którzy się nigdy nie spotkacie
Z prawdziwą twarzą waszego tu stróża!
Dla których żywot widzialny jest w chacie,
A Bóg w błękitach próżnych się zanurza;       435
Dla was są próżne tych czynów postacie —
Dla innych... ducha ton i straszna burza
Owiewająca moją pieśń żałobną.
Z twarzy do innych rapsodów podobną.


LVI.

Raz o północy kiedym dyszał gniewny       440
I sądził, że tu jakaś mara biała...
A tam... kształt jakiś czarny i niepewny...
Owdzie zaś gwiazda biegła i spojrzała: —
Ujrzałem lice przecudne królewny
Któréj z rąk blasku różanego strzała       445
Przez proch więzienia i przez pajęczyny
Szła — zamieniwszy jéj ręce w rubiny.


LVII.

Splecione do nóg złociste jéj włosy
Wlekły się prawie po głazów zieleni,
Gdzie zakończone jak dwa złote kłosy,       450
Kwiatkami z drogich błyszczących kamieni: —
Te kwiatki — rzekłbyś że dwa żywe Losy
Twarzą Aniołów za światłych pierścieni
Patrzą się w górę... uczepione skrycie
Do nóg idącéj falą amfitrycie.       455


LVIII.

Te kwiaty z żywych klejnotów się jawią
W pamięci mojéj przed rysy innemi.
Reszta mgłą. — A mgły moje tak ją krwawią!
Żem nie spróbował o niéj śnić na ziemi;
Lecz szaty jeden fałd wiecznie mi stawią       460
W oczach Pamięci Duchy... i z białemi
Nóżkami do mnie te kwiaty idące
Jak dwa tęczowe na ziemi miesiące.


LIX.

A ja gdzieś w głębi... do granitnéj nory
Schowany... niby kłąb piekielnych duchów       465
Wezwany światłem w ohydne kolory,
Jak zbiorowisko członków i łańcuchów,
Skrzydły zjeżony... jak piekielne twory —
(Które my znamy na ziemi z posłuchów,
Słysząc, że niegdyś rodziła natura       470
Smoki w płomienie ubrane i w pióra)...


LX.

Ja. — pomny na to: żem tronowi służył
A doznał zdrady — choć nie miałem winy;
Sądząc, że mi się Lech aż krwią zadłużył,
Dotknięty okiem królewskiéj dziewczyny,       475
Aż skrzydłam na nią moje brudne wzburzył
I z piór pokazał oczy... cały siny...
Z takiém sił moich gniewnych natężeniem,
Żem ją mógł wzrokiem spalić jak płomieniem.


LXI.

Biedne my duchy! Zawsze z jednéj schedy       480
Brać musim nasze co piękniejsze szaty.
Oto błyszczący kłem smok Andromedy!
Oto ów drugi straszny wąż skrzydlaty!
Który na słońce idzie w xięgach Edy,
I gwiazdy... niebios lazurowych kwiaty...       485
Ogonem zbiera, w swe czerwone płuca
Wchłania... i z ogniem serdecznym wyrzuca.


LXII.

Na nią ja straszny, piekielny i mocny —
A tém straszniejszy żem był nieszczęśliwy —
Wyiskrzył cały oczu blask północny,       490
Więcéj wtenczas jéj — niż wolności chciwy. —
Jak mi ów czysty duch wtenczas pomocny
Otworzył wrota? (cichością oliwy
Do zamilczenia jęków przymuszone)
Nie wiem — to wszystko poszło w mgły czerwone...       495


LXIII.

On jednak — ten Duch — nie wiedząc co czyni,
Jedném niebaczném słowem pchnął mię w górę.
Ona — ta dziwna na harfach mistrzyni,
Mająca duchów niebieskich naturę,
Czytała w jakiéjś Sybillijnéj skrzyni       500
(Może przed wieki będąca za córę
Rzymianom) że jéj koronę na głowie
Zerwą na koniach lecących orłowie.


LXIV.

A ten sen dawny tak jasno wyrzucił
Z drugiego ciała swoje dawne twarze,       505
Że ojcu rzekła: — a ojciec zasmucił
Czoła... i miał już przywołać guślarze
Sny tłómaczące. — Gdym ja nagle wrócił...
Skrzydlaty orzeł i moje husarze
Przed zamkiem rzędy długiemi ustawił       510
I sen jak w jasnéj błyskawicy zjawił...


LXV.

To mi nieszczęsna powiedziała Pani
Jakoby sama siebie winująca.
Że wtenczas śniła — gdy w skrzydła ubrani
Spełnialiśmy sen przy blasku miesiąca,       515
W ogniu piorunów. — Lecz ciemni szatani
Których moc jedno mocą ludzi trąca
Sprawili: — że snu na nią malowidła —
Na orły spadła rzeź — a na mnie skrzydła.






PIEŚŃ DRUGA.

I.

Xiężyc był pełny i gwiazdy świeczniki
Świeciły jasno na niebios lazurze,
W trawach śpiewały skrzeczki i świerszczyki,
Zamek stał cichy na piaskowéj górze;
Zimno północne i traw zapach dziki,       5
I serce smętne bijące w naturze
Dwa razy mocniéj zagadało do mnie,
Gdy ona przy mnie... i koń koło mnie.


II.

Na jednym ręku niosła swe warkocze;
A drugą, północ wskazało odludną.       10
Na to Ja rzekłem: na północ nie wkroczę
Bo tam jednemu przeciw burzom trudno;
Lecz w koniu do krwi ostrogi umoczę
I będę pędził aż drugą tak cudną
Jak ty pokażą mi ziemskie narody,       15
Choćby królowę ognia albo wody!


III.

Jeśli nie... wrócę jak straszydło krwawe.
A ty pamiętaj jaki stąd ucieka
Cień obalony miesiącem na trawę
Z konia, ze skrzydeł orlich i z człowieka.       20
Miesiąc mu daje tę straszną postawę,
Wiatr stąd wypędza, a nieszczęście wścieka;
A jeśli Pan Bóg go wichrem oszczędzi,
Może na powrót grom go tu przypędzi.


IV.

To mówiąc, ręką pogroziłem światu,       25
A tém wścieklejszy, że sam i bezsilny.
Gwiazdy na polach czystego bławatu
Oczy otwarte i słuch miały pilny.
Na wschodzie wstęga smętnego szkarłatu
Świeciła... szarym równinom omylny       30
Kształt nadawając — że pod owe zorze
Tak się zdawały płynące — jak morze.


V.

Dyanna — jak liść wierzby — już zielona,
Już jako róży liść różano-złota,
W ognistych się mgieł zanurzała łona       35
Zmienna, jak w sercu młodzieńczém tęsknota.
A jam skrzydlate obrócił ramiona
Wschodowi — chciwy nowego żywota,
I uciekałem, jak duch z bladą twarzą,
Więcéj przed myślą moją — niż przed strażą.       40


VI.

Dzisiaj przez ducha świat odkryty,
Cały wiadomy. Wtedy tajemniczy
Jak upiór złoty a we krwi umyty
Złotem cię dziwu wabił ku zdobyczy,
A krwią ochydzał wszelki czar zdobyty,       45
Krzycząc, jak dziecko przydławione krzyczy
Gdyś go uścisnął, — a tarczy błyśnieniem
Takiś wywołał strach jak objawieniem.


VII.

Po ciemnych puszczach gdziem się błąkał — gnana
Wichrami straszna przyszłości orlica!       50
Kto mię napotkał — myślał że szatana!
Bo wszystko widział wprzód, niż moje lica
Zbroję i skrzydła i młot u kolana,
I dzidę która gorzała jak świeca
Między sosnami, samych niebios blisko,       55
Miedziane mając ostrze — jak ognisko.


VIII.

Na jednym pustym śród sosen smętarzu
Spotkałem smętne i dzikie Germany...
O! duchu! dawnéj przeszłości malarzu!
Ty jeszcze widzisz te sosnowe ściany,       60
Wozy, ogniska, twarze przy rozżarzu,
I rzymskie z białych piszczeli kurhany;
A na nich orły wydarte legionom
Podobne lampom złotym i koronom.


IX.

Ty jeszcze widzisz i dziś pytasz siebie:       65
Kto ci przyczynił głosu i języka?
Liczni — krzyknąłem — jak gwiazdy na niebie!
Straszni jak piorun gdy niebo odmyka!
Przez was świat wytnę! pod wami pogrzebię!
Ja, syn popiołów — ojciec mogilnika! —       70
Urra ha!... Gwiazdę pokazałem białą
Dnia wschodzącego lasom. — Wszystko wstało!...


X.

Wszystko! — Dziesiątki całe groźnych kroci
Wstały gotowe na rzeź urahanną...
Wszystko!... Na boku tylko śród paproci       75
Białością swoją mnie zadziwił szklanną
Kształt jakiś, śpiący, cudownéj dobroci
I ciszy, zorzą oświecony ranną,
Zwalony w dzikich trawach, przy strumieniu,
Posąg... w jutrzenki światłach jak w płomieniu...       80


XI.

Rzekłem więc: Czy to jaka jest królowa
Wyrżniętych ludów? nieskalanéj bieli?
Którą tu smętnie czarujące słowa
Na fijołkowéj uśpiły pościeli? —
Wtém barbarzyniec ją tak ciął, że głowa,       85
Jak lampa która ciemność rozweseli,
Skoczyła... chwilę na błękicie trwając
Jak gwiazda... potém błysnęła spadając...


XII.

A ja zawrzawszy gniewem... i brzeszczota
Dobywszy... tego barbarzyńca w czoło       90
Tnę tak, że jako grenada się złota
Rozwali ów łeb... tu połą... tam połą...
A ja ów zegar widzący żywota
Z tajemnicami, żył czerwonych zioło.
Idące jeszcze wszystkich sprężyn ruchy:       95
Porównywałem dwie głów jak dwa duchy.


XIII.

Ledwom uczynił to.. nowe mi moce
Zaledwie statuy zwołane zemszczeniem
Przybiegły w pomoc... tak, że chociaż proce
Cisnęły na mnie za ów mord kamieniem;       100
Jam był jak piorun gdy lasy druzgoce!
I napełniłem ten lud przerażeniem,
A w przerażeniu takim wielkim żarem,
Że mię ukochał i nazwał — Kiejzarem.


XIV.

Dziś tam głęboki sen w téj puszczy lata!       105
A może jeszcze posąg biały leży!
A może jaka nad Istrowa chata
Mówi powiastkę moją — i nie wierzy! —
Ani wie, jako na zniszczenie świata
Posąg zemszczony przysłał mi rycerzy?       110
I obaczywszy mnie jako burzę ciemną...
Duchy gwiażdżące zawiesił nademną.


XV.

Nie wiedzą ludzie przez jakie ja tony,
Przez jakie czyny? przez jakie męczarnie
Zebrałem owe duchów milijony?       115
Które gdy wezwę, to mię strach ogarnie!
Bo ze słońc różnych są i z różnéj strony...
Jako girlandy w chmurach i latarnie
Pokazują się — kiedy sam nie zdołam
Czynić — a one na pomoc przywołam.       120


XVI.

Z barbarzyńcami — sam — na uroczyskach —
Człowiek... Duch... pilnie uważałem cuda
Które się jawią przy Ludów kołyskach,
A nikną, gdy się szczep na drzewie uda;
Lecz zaszczepienie przy piorunnych błyskach       125
Odbyte, a strach w powietrzu i nuda,
Które panują takim chwilom świata,
Trwożą — jak pjanie kurów u Piłata...


XVII.

Zda się: że ciągle ptaki ranne pieją...
A pjanie smutne jest jak krzyk dziecinny;       130
Przedrannym strachem niebiosa ciemnieją,
Więcéj wychodzi gwiazd na błękit siny...
Ludzie przy ogniach miast swe ręce grzeją,
I przerażeni cichością godziny
Gotowi zaprzeć się Bożego ducha,       135
Obzierają się jak zbójce — czy słucha?


XVIII.

Jam to czuł, mimo że krew moja biła
Jak piorun w żyły, że hełm od niéj dzwonił,
Kita się ogniem czerwonym paliła,
A młot skry takie jak miesiące ronił;       140
Koń gadał... dzida rosła... szabla żyła...
Wiatry dawały rady... obłok bronił...
O złym dniu wrzaski ostrzegały krucze...
O dobrym złote żórawiane klucze. —


XIX.

Przez wszystkie władze ziemskie ostrzegany       145
Wpadłem na ziemię moją nieszczęśliwą:
Lech nie żył; a lud jego zabijany
W Królewnę patrzał jako w gwiazdę żywą...
Ona też pancerz złoty, malowany
Kwiaty różnemi jak słoneczne dziwo       150
Pokazywała w strasznych walk kurzawie,
Podobna białéj Anhelicy — Sławie.


XX.

Koło niéj ciągły tabor z żywych ludzi,
Zbrój czarnych, mieczów, tarcz; nad nią sztandary.
Ilekroć wieczór mgłami się zbrudzi,       155
To jako ptaki nocne albo mary
Wstają po bagnach Wenedy i Czudzi,
Żółte Połowce, nadmorskie Tatary,
I w twarze nasze strzał tysiącem brzęczą:
A nic gdy biją — straszniejsi gdy jęczą.       160


XXI.

Jeszcze pamiętam ten wrzask i to wycie
Różnych narodów i różnych języków...
Gdy te Ludyszcza, przy Wisły korycie
Przyparłem do fal falą moich szyków.
Aż mi o jasnym wyprawili świcie       165
Najstarszych z wojska swego tysiączników
Prosząc o pokój i o ziemi bryłę
Taką... że ledwo dla nich — na mogiłę.


XXII.

Ja wtedy pod lwią skórą rudozłotą
Siedząc na prostéj powózce Germanów       170
Rzekłem: niech pierwéj dziewczęta rozplotą
Warkocze — córki najpierwszych Supanów,
Niech sama Wanda płaczem i tęsknotą
Zmiękczona przyjdzie nam do roztruchanów
Nalewać wina... Niech ją złotowłosą       175
Germany moje na tarczach podniosą:


XXIII.

A gdy przez ludy dzikie okrzykniona
Królową, z tarczy mosiężnéj xiężyca
Zaśpiewa nam pieśń na nowe plemiona!
I nasze dzikie dusze pozachwyca!       180
Ja wtenczas drżące otworzę ramiona,
Aby zleciała w nie jak gołębica
I wyprosiła usty różanemi:
Co chce!? niebiosa całe — i pół ziemi...?!


XXIV.

Z tém stary Swityn i Czerczak posłowie       185
Odeszli. A mnie jéj postać wprzód senna
Zaczęła jaśnieć jako słońce w głowie,
I coraz bardziéj jawić się płomienna.
Więc potém, kiedy ległem na wezgłowie,
Cała mi w oczach ognista Gehenna       190
Błysnęła ciągle piorunami pruta,
Ciemna, czerwona parami jak huta.


XXV.

Na piersiach darłem skórzane odzienie,
Ale do łoża byłem jak przykuty.
Wtém ona weszła w te straszne płomienie       195
Jak duch tęczami różnemi osnuty;
Nad nią niby z gwiazd grających pierścienie
Wiązały jedną pieśń na różne nuty —
Dzwoniące, cudne! jakieś gwiazdy śliczne!
Niby powietrzne narzędzia muzyczne.       200


XXVI.

Słysząc te głosy, z któremi dziewczyna
Szła na mnie, z ciała mego wyleciałem.
A ona w ogniu czerwona i sina
Obracająca powietrznym chorałem
Jako skrzydłami powietrznymi młyna       205
Kręcąc... przywiodła duch — że włosy rwałem;
Przez wszystkie jęki i tony i zmiany
Idący za nią w toń — jak zwarjowany...


XXVII.

Jeszcze noc była — a ja: hełm na głowę
Włożywszy, wsiadłem na koń... pędzę cwałem.       210
Pamiętam szare powietrze perłowe
I zamek wieży sterczący kawałem
Nad Wisłą... gdzie lud tę swoją królowę
Otoczył ludzkim i ceglanym wałem.
Tam przeleciawszy: w róg mosiężny dzwonię —       215
Grzmię aż mi wszystkie oderżały konie.


XXVIII.

Wychodzi siwy Swityn Wojewoda,
Ze snu czerwone przeciera źrenice:
Idź — rzekłem — bo mi słów wczorajszych szkoda,
Za nadto ostre pokazałem lice;       220
Niech mi królowa wasza jasna, młoda
Naleje czary, podniesie przyłbicę,
A może łatwo ten rozkaz wykona:
Pieśń mi zaśpiewać... paść w moje ramiona.


XXIX.

Nic nie rzekł Swityn: lecz mię brzegiem wody       225
Prowadził kędy stał tłum ludu mały.
Rybacy srebrne trzymali niewody:
Kilka świec (choć już ranek błyszczał biały)
Nieśli kapłani, z lutniami Rapsody
Siedli na zrębie jednéj małéj skały       230
Pod bladą wierzbą... mgłą ranną okryci.
Na wzgórzach w zmroku zapalono wici.


XXX.

Na łące dziewy i panny służebne
Ujrzałem tam i ów się krzątające.
Te niosły kwiaty, kadzielnice srebrne,       235
Dyadematów złotych półmiesiące;
Inne — bławatki do wieńca potrzebne
Zbierały się w trawach — kolorów tysiące
Rzucając w srebrne powietrze, w mgły szare,
Niby Wiślanym Duchom na ofiarę.       240


XXXI.

Dawny świat! Obraz dawny wywoływam!
Lecz ileż razy różaność przedwschodnia
I kwiaty które mgłą okryte zrywam,
I leśne ptaszki budzące się do dnia,
I tęcze których do myśli używam       245
Gdy się zapali mój duch jak pochodnia
Przypominały obraz on tak rzewny!...:
Ubranie martwéj na łąkach królewny...


XXXII.

Jak miesiąc była, kiedy z niego zetrze
Pierwszą pozłotę słońce w dzień w jesieni       250
A on się topi w błękitne powietrze
I lekko swego czoła zarumieni
I nad girlandą lasów, gdzie na wietrze
Drżą liście złote przy liściach z płomieni,
Pełny — okrągły — blady się przemienia       255
W mgłę... jak cudowna twarz srebrnego cienia...


XXXIII.

Taka jéj bladość! nieco ku błękitom
Nachylona już zgonu okropnością,
Takie ust perły! Wisły Amfitrytom
Z upiorną niby odśmiechnione złością.       260
Zresztą — spokojnie się onym kobietom
Dawała stroić modrzewiów ciemnością,
Koroną złotą, wieńcami z bursztynu —
A strach powiększał trupa w oczach gminu...


XXXIV.

A cóż dopiéro! gdy Ja groźne lice       265
Odkryłem, z hełmu spójrzałem surowo
I połamawszy miecza... w błyskawicę
Cisnąłem jego kawałki nad głową!
Nademną ducha mrok i złote świéce
Miecza nad kitą moją purpurową       270
Jak zawierucha olimpijska wstały —
Mój duch... na hełmie stanął... w ogniach cały.


XXXV.

Krzyk pierwszy, który z ust wyszedł zwierzęcy,
Już niepodobny krzykowi człowieka,
Zbudził Germanów całe sto tysięcy:       275
I szli jak morze huczące zdaleka.
Stos wystawiłem okropny! xiążęcy!
Taki wysoki! że Wiślana rzeka
Na bladych trupów zatrzymana murze
Stanęła — cała jak upiór w purpurze.       280


XXXVI.

Lecz pierwéj nim ją oddałem płomieniom,
O! ileż strasznych słyszała lamentów!
„O! włosy! nie dam ja waszym pierścieniom
W ogniu z Wiślannych oschnąć dyamentów!
Każę podziemnym zamienić się cieniom       285
W gmachy filarów pełne i zakrętów...
W alabastrowéj Cię położę trumnie
Każę strzedz wieków śpiewaczce... kolumnie.


XXXVII.

Zbalsamowaną... wieczném zdjętą spaniem
Cicho na białych atłasach położę...       290
Sam przyjdę... jak lew legnę... i wzdychaniem
Śmiertelném twój sen śmiertelny zatrwożę.
Więc może wstaniesz? i pocałowaniem
Dasz mi ocknienia światłości i zorze?
I słuch mi weźmiesz w tych podziemnych cieniach       295
Coś czytająca... wiecznie... na kamieniach?...


XXXVIII.

W kraju bez słońca, bez gwiazd i xiężyca,
Gdzie wiecznie smętno, posępnie i głucho;
Ja rycerz jako śpiąca nawałnica
Z otwartą, szklanną źrenicą i suchą:       300
A ty — jak moja smętna czytelnica,
Perła po perle, ton, lejąca w ucho,
Taka wyrazów o pieśni mistrzyni!...
Że pieśń z tysiąca lat... chwilę... uczyni!...“


XXXIX.

Tom rzekł pośmiertne przeczuwając rzeczy       305
I głosy. I znów zajęty pożarem
Chciałem ją złożyć na gwieździcach z mieczy,
Upowić krwawym rycerskim sztandarem!
I z onéj ziemi, gdzie ciało kaleczy
Słońce niewczesnym i nieludzkim skwarem,       310
Uciec w Iślandów wyspę zamrożoną,
Ogniami siedmiu wulkanów czerwoną...


XL.

Tam ją — krzyczałem — gdzieś na lodowiskach
Złożę jako kwiat ujęty w krysztale!
I przy wulkanów rubinowych błyskach       315
Opłomienioną posadzę na skale —
A sam z dzikiemi orły na urwiskach
Dzikszy niż burze! straszniejszy niż fale!
Gdy góry będą swoje ognie zionąć.
Mrozom się dam zgryść! i ogniom pochłonąć!       320


XLI.

Tak mój duch w kształty się piramidalne
Wyrzucał, dawną tryskając naturą:
Tak nowe ciała łańcuchy fatalne
Targał i piorun zawsze miał pod chmurą. —
Potém więc Roki się zabrały walne       325
I mnie okryły Lechową purpurą.
Lud cały strachem ohydnie znikczemniał.
Jam siadł na tronie, zmroczył się i ściemniał.


XLII.

I któżby to śmiał w xięgi ludzkie włożyć
Dla sławy marnéj, a nie dla spowiedzi? —       330
Postanowiłem niebiosa zatrwożyć,
Uderzyć w niebo tak jak w tarczę z miedzi,
Zbrodniami przedrzeć błękit i otworzyć,
I kolumnami praw na których siedzi
Anioł żywota zatrząść tak z posady,       335
Aż się pokaże Bóg w niebiosach — blady...


XLIII.

A nie Bóg nad tą żywota fortecą
Zgwałconą twarzy pokaże? to przecie
Komety złote na niebie przylecą
I bliżéj oblicz ukażą na świecie.       340
Nad zamkiem swoje ogony zaniecą
Jak widma — jedno — i drugie — i trzecie...
Jeśli nie zlęknę się a krew mię splami...
Kto wie!?... jak słońca przyjdą tysiącami!


XLIV.

Niebiosa pełne widziadeł i twarzy       345
Słonecznych! może z krwawemi oczyma! —
A tu koło mnie powietrze cmentarzy
I ciągła burza, wiatr, ognie i zima,
Wichry skrwawione, głos trupów z kościarzy —
Słońce poblednie, xiężyc się zatrzyma —       350
Gwiazda zajęczy jaka lub zaszczeka!
Wszystko pokaże... że dba o człowieka!...


XLV.

Jeśli nie? rzekłem — jeśli z tym motłochem
Postąpię sobie jak król zwarjowany?
A żywot jak wąż schowa się pod lochem       355
Jak gdyby nie czuł w sobie żadnéj rany?
To ludzie są proch! i ja jestem prochem
Na jeden tu dzień jak miecz ukowany!
A tém straszniejszy — że go własne siły
Nie duchów ręce z ziemi wyrzuciły.       360


XLVI.

Zaledwo ta myśl poczęła się we mnie
Wzrok zaraz wydał ją... jasny... i suchy...
Wchodzący w myśli ludzkie potajemnie
Aby tam widział w kościach czy są duchy?
Więc naprzód Czerczak u nóg mi nikczemnie       365
Prosząc o łeb pod katów obuchy
Poszedł, a za nim jacyś dwaj prorocy,
Których dziś... krwawe łby... widuję w nocy...


XLVII.

Za wojewodą cały dwór i sługi
Posłałem... niby z nim będące w zmowach.       370
I z wież patrzałem na ten łańcuch długi
Idący na śmierć z świecami w okowach.
A niebios!... niebios błękitne framugi
Jakby o zdjętych nie wiedziały głowach
Patrzały na to ciche — obojętne!       375
Mnie się wszelako zdawało: że smętne!


XLVIII.

Ogromny szereg tych wymordowanych
Poszedł. Myślałem, że duchy zobaczę
Gdzieś do łabędzi podobne rumianych,
Od których jęczy powietrze i płacze:       380
Albo że ze ścian ogniem zapisanych
Wyjdą pająki z ognia... straszne tkacze!
Na ściennych ogniach się swych zakołyszą,
I wyrok jakiś ognisty napiszą!


XLIX.

Myślałem! że me noce niespokojne?       385
A dnie jak noce bez gwiazd będą czarne?
W ciemnościach jęki? albo chrzęsty zbrojne?
Tchnienia na czoło chłodne? albo parne? —
I nic!... Ten straszny duch, któremu wojnę
Wydałem, dziecko zostawił bezkarne;       390
A ja podniosłem pierś dumną i twardą
Gotów do końca walczyć z Bożą wzgardą...


L.

Przez dawne oczy to ohydne
Pierwszego ducha dzieło z czasów onych...
Gdy stepy całe dziś w mogiłach widne       395
Wzięły u ludu nazwisko Czerwonych...
Wtenczas ujrzano mię, że w ciele brzydnę
I biorę postać duchów utrapionych.
Ludzie myśleli, że mi gniją trzewa:
A jam był senny jak wąż gdy poziewa...       400


LI.

Czasami z góry... na kolec blaszany
Wieżycy wstąpię... i tak jako owce
Najpierwsze państwa Karacze, Supany
Każę prowadzić przez różne manowce.
Tam je kładziono w skrwawione kurhany,       405
Na stos znoszono chwast, czarne jałowce.
A ja bywało z góry, jak sęp dziki
Widzę te w ogniach ruchome mrówniki.


LII.

Dziesięć czasami gwiazd i słońc czerwono
Zagore... dziesięć wrzasków razem słyszę;       410
I nie podnosi mi się duchem łono
Ani się serce strachem zakołysze...
Jako Lucyfer z błyskotną koroną
Stoję... a zbrodni mojéj towarzysze
Na większą niż te wszystkie okropności       415
Patrzą — na mą twarz śmiertelnéj bladości.


LIII.

Dziwią się wszyscy: że jak pies nie szczekam?
Jak lew nie ryczę? jak człowiek nie zgrzytam?
Nie wiedzą, że Ja duch natchnięty czekam
Gwiazd, deszczów krwawych; i znów za miecz chwytam       420
I znowu cały świat na siebie wściekam!
I znów się niebios zamroczonych pytam:
Czy mieczem, który w łono ludzkie wrażam,
Którą tam władzę niebieską przerażam?


LIV.

Co tylko mocy ten mózg napięty,       425
Tom Ja na męki wynalazek użył.
Stosy, na Wiśle spękane okręty,
Kołowrót, który ciał długość przedłużył...
Wszystko w męczeństwie ten kraj niepojęty
Swą cierpliwością wytrzymał i zużył!       430
A niebo wszystko to cierpliwie zniosło,
Póki kruszyłem duchom: łódź i wiosło...


LV.

Poszedłem daléj... i w męki wyborze
Już nic nie mogąc straszniejszego stworzyć,
Zacząłem łamać większe prawa Boże,       435
Myśląc naturę samą upokorzyć.
Matkę mi z lasu stawiono na dworze...
A ja zamiast się u nóg jéj położyć
U téj w łachmanach podartej orlicy —
Ciała użyłem za knot smolnéj świécy...       440


LVI.

Rzekłem ludowi: że mnie czarowała,
Że serce jadła, że żony mi truła. —
Z włosem palącym się jak ptak latała
I zgasła. Wtenczas twarz mi się popsuła
I pokazała zielonością ciała       445
Że się Duchowi memu szata pruła:
On jednak w ciele nie wiedział o sobie,
W letargu niby i w czarnéj chorobie.


LVII.

Raz tylko byłem tak na siebie śmiały,
Że się przejrzałem, w tarczy patrząc lice.       450
A byłem cały jako trup sczerniały
Który stoletnią miał w ziemi trumnicę,
A już robaki z niéj pouciekały,
Bojąc się oczu jasnych jak gromnice;
I czerwonemi przerażone łzami       455
Trupa... i kości spruchniałych ogniami.


LVIII.

Lecz co dziwniejsze, że tak pruchniejący!
Taki upadły! i taki zużyty!
Czasem się czułem jak Anioł gorący
Gotów ukochać świat i nieść w błękity       460
Tę ziemię jako Anioł wzlatujący
Z pieśnią... co była jako szklanne zgrzyty
Harmonik... i szła w ton coraz boleśniéj
Aż upadała w śmiech — w szaleństwo pieśni...


LIX.

Gdy mię bywało taki czar omami       465
A stoję, ręce wyłamawszy z ramion,
Choć tylko pjana toczy się ze łzami
A usta milczą — to mój duch omamion
Wszystkiemi zda się kręci xiężycami,
A gwiazdy nakształt muzykalnych znamion       470
Chwyta... i w głosach to ziemskich wyraża:
Tworząc już nie Pieśń Sen, lecz Pieśń Mocarza.


LX.

Jeden był tylko przy mnie giermek mały —
Jeden był tylko i ta pieśń go struła.
Głosy okropne w niego wlatywały,       475
Kości roztrzęsły... pierś mu się popsuła.
Chodził i przez sen gadał i drżał cały,
Jak instrumentu cedrowa szkatuła,
Która muzykant napełnił przelotem
Tonów... i zamknął napełnioną grzmotem.       480


LXI.

A tymczasem mię Wielki Pan niebieski
Ubierał w grozę i w powagę strachu.
A strach był jakiś ciemny i królewski,
Który napełnił wszystkie kąty gmachu.
Pod stopą moją suche komnat deski       485
Grzmiały jak trumny. — O komnat zapachu
Gadał po wioskach z trwogą lud ciekawy:
Że był zaduszny, tajemny i krwawy.


LXII.

Na świecie o mnie śniono. — Śród czeladzi
W podziemnych kuchniach gadano: żem blady       490
Jak miesiąc gdy się przejrzy w krwawéj kadzi,
W któréj pływają gniazdem wężo-gady,
Że gwiazda złota jakaś mię prowadzi —
(Purpurowe tu tłoczącego ślady)
W ciemny kraj — gdzie się wszelka dusza wściekła       495
Na Króla Duchów czerwonych — do piekła.


LXIII.

A co dziwniejsza... że mię ukochano
Za siłę — i za strach — i za męczarnie.
Gdym wyszedł... lud giął przedemną kolano,
Lud owiec, który się k’ pasterzom garnie!       500
Przed twarzą moja straszliwą klękano
Widząc dwa skrzydła hełmu jak latarnie!
I między niemi w śrzodku zawieszoną
Tę twarz, jak lampę trupią i zieloną.


LXIV.

W powiekach rubin i błysk dziwny gore;       505
Powieki nożem zdają się rościęte;
A przez czerwoną rubinową korę
Patrzy Duch... widmo przeszłości przeklęte!..
Przez jakież Panie męki i pokorę?!       510
Przez jakież późniéj ciała z krzyża zdjęte
Musiałem ścierać strach z mojego czoła?!
Z oczu wydzierać ciemną skrę anioła?!


LXV.

Żem wyzwał słońca Twoje i xiężyce
I meteorów ogniska i burze,
I przeciw gniewom Twoim niósł przyłbicę       515
I chciał zobaczyć sługa — komu służę?...
Żem chciał zobaczyć Panie! twoje lice.
Cztery pioruny Twoje... świata stróże...
Wszystkie potęgi Twoje o świat drżące,
I wszystkie słońca i wszystkie miesiące:       520


LXVI.

Tyś mną pogardził Panie! i ominął,
I do straszliwéj śmierci doprowadził. —
Swityn żył jeszcze. Starzec sławą słynął,
Bił wrogi moje, winy moje gładził,
Granicę mego królestwa rozwinął,       525
Na dwu srebrzystych morzach mię posadził;
Stary — a miecza do pochwy nie chował.
Jam go jak ojca — kochał — szanował...


LXVII.

Pamiętam... biła północna godzina,
O konstellacja łabędź jak krzyż złoty       530
Nad wieżą, gdziem był, leciała... jedyna
Sufitów próżnych lampa śród ciemnoty:
Wtém myśl ohydna o śmierci Swityna
W serdeczne moje wstąpiła zgryzoty
Z taką potęgą!... żem wnet ku niéj dłoni       535
Podał, jak dziecko uśmiechnął się do niéj...


LXVIII.

Potém ją chciałem zmazać, ale ona
Już jako pani mego serca była...
„Sprobuj — wołała — jeżeli ten skona...
A żadna zorza-by nie zaświeciła?       540
A żadna gwiazda z tych gwiazd przerażona
Nie przyleciała? Krwi się nie napiła?...
To wtenczas będziesz spokojny o ducha:
Ziemia proch! — człek z niéj jak wulkan wybucha.


LXIX.

Płomieniom wolno chodzić po dolinach,       545
I błyskawicom wolno bić w cnotliwe.
Za myślą twoją idź — nie myśl o czynach!
Probuj czy niebo martwe jest czy żywe?“
Tak mi ktoś szeptał. — Gdyby w stu Switynach
Stu ojców moich własnych głowy siwe       550
Patrzały na mnie z grobu jego wzrokiem —
Nie byłbym cofnął się przed krwi potokiem.


LXX.

Wysłałem katy... lecz myśl gdy się kwieci,
W coraz straszniejsze rozwija się drzewo.
Posłałem drugie... dwór — żonę — i dzieci       555
Wyciąć. — Był ciemny dzień i grad z ulewą.
Czasami słońce ponuro zaświeci
I gradem złotym jak zwichrzoną plewą
O pancerz chłośnie i z kitą się zetrze —
Bom stał... czekając tych katów — na wietrze.       560


LXXI.

U progu mego żebractwo się szare
Skupiło. Patrzą... król na progu stoi.
Przez deszczu struny widzą jakąś marę
Jęczącą, gradem bijącym po zbroi. —
Wtém wyszło do mnie suche widmo stare...       565
Żebrak.. i blisko stanąwszy podwoi...
Jak posąg, który wiecznym być zaczyna,
Skościał... i podał mi list od Swityna...





PIEŚŃ TRZECIA.

I.

Na dworach wówczas nasze Wojewody
Trzymali sobie nadwornych Gęślarzy.
Ci byli jako rycerstwa Rapsody
Zazwyczaj mądrzy, ślepi już i starzy.
Jako pancerze srebrne długie brody       5
Na piersiach mieli, a słoneczność w twarzy.
Liry nosili małe, ale sławne,
W koral lub w srebro lub bursztyn oprawne.


II.

W ręku trzymali niby pastorały
Długie, wierzbowe, ostrugane kije.       10
Tymi — bywało — chłopczyków chorały
Pędzą — i wiodą takt przez harmonije;
A kiedy w górę kij podniosą biały —
Wtenczas z choralnéj pieśni piorun bije:
A kiedy spuszczą na dół berło dziada —       15
To na kolana pieśń jak Anioła spada.


III.

O takim kiju, z lireczką u pasa
Stał stary Rapsod Swityna u proga.
Na płaszczu — pomnę — była różna krasa
I łaty różne; — zda się, że płaszcz z Boga,       20
Na którym zorza w błękitach dogasa
I różne światła płoną. — Jego noga
Bosa dziś świeci przed memi oczyma,
W obowiązkach, srebrna jak muszla pielgrzyma.


IV.

Tak z wysławioną naprzód nogą bosą       25
Podróżny żóraw, na białym kosturze
Oparty, z twarzą jasną, srebrnowłosą,
Stał w płaszczu starym jak w błękitnéj chmurze
I list podawał. — Iryda za kosą
Wlekąca tęczę, gwiaździce i róże       30
Nie jest mi piękną tak... gdy z niebios spada...
Jak to wspomnienie dawne — tego dziada!


V.

O! złote serce śpiewaka i sługi
Tak po męczeńsku cierpiące dla Pana!
Miéj grób! którego nie rozorzą pługi       35
Do zaklętego podobny kurhana;
Wiecznie tu wstawaj w pieśni! i wiek długi
(Aż znowu ta pieśń będzie zapomniana)
Przykładem ludzi do miłości znęcaj!
Śpiewaj! — a liry też czasem pokręcaj!       40


VI.

Niech mi przypomni czary tobie znane,
I słowa dobre na serc otwieranie,
Porządne, ważne i uszykowane
Rzędem, jak dźwięku anioły w organie;
A przebacz mi już tę okropną ranę       45
I to straszliwe nóg przyćwiekowanie
Któreć odjęło (to coć najboleśniéj!)
Twój najpiękniejszy czar — wędrowność pieśni!


VII.

On mi podawał list, — a ja na nodze
Jego oparłem miecz żelazny, krzywy,       50
I czułem że mu między kości wchodzę:
A on stał — jak Bóg wielki — bo cierpliwy!
Mieczem przygwożdżon w kamiennéj podłodze
Którą czerwienił krwawy koral żywy...
Stał... obwinięty ów żebrak w błękicie...       55
I tak się na mnie patrzał, jak na dziécię.


VIII.

A ja nie zdjąwszy miecza z jego rany,
Owszem głębiéj go zapędzając w koście,
Czytałem słowa, które jak szatany
Paliły mi mózg i gryzły wnętrznoście.       60
Ten list! na sercu mojém zapisany,
Nad wszystkie ducha mego okropnoście
Głębiéj swe straszne zarzuty wykował!
Bo mną ten człowiek gardził — choć miłował...


IX.

„Kacie Ojczyzny mojéj! i tyranie!       65
Mój królu wczora! (pisał Swityn stary)
Na dobrowolne poszedłem wygnanie,
Abyś przez mój zgon nie dopełnił miary...
Ty mię wyganiasz? a ja o mój Panie!
Żołnierzy wszystkich serca i sztandary       70
Zostawiam tobie, — sam znikam bez wieści —
Sam nic nie biorę z sobą — prócz boleści...


X.

A byłbym chętnie dał głowę strudzoną
Pod miecz twój; chętnie w ręce twoje złożył
Tę głowę ściętą ale uśmiechnioną       75
Któréj Bóg nigdy śmiercią nie zatrwożył:
Gdybyś ty jeszcze miał człowieka łono,
O nad kościami ludzi się nie srożył,
Gardząc miłości ostatniém spojrzeniem,
Mszcząc się nad kością — jak pies nad kamieniem.       80


XI.

Aniołowie mię dziś ostrzegli złoci
We śnie. — Twój sam duch stanął pod kotarą
Tak jak pochodnia świecąca w wilgoci,
Cały oświecon ogniami i parą.
Tyś mię sam ostrzegł!... a to nie z dobroci, —       85
Ale żeś taką dziś stał się poczwarą,
Że słychać ciebie — i czuć — choć z daleka —
Kiedy pomyślisz — o śmierci człowieka...


XII.

Duch litośniejszy twój jest Ci za szpiega,
On naprzód zgniłe twe serce wypyta,       90
A potem chodzi i ludzi ostrzega,
Gdy twoje ciało śpi — a ząb twój zgrzyta:
Duch twój wychodzi i po kraju biega
I targa włosy — jęczy jak kobieta —
Ty zmordowany jego lamentami       95
Wstajesz, nie wiedząc żeś płakał nad nami...


XIII.

Jakiś cię Anioł okropny odmienił
I przysłał dzieło wypełniać straszliwe:
Lud rozhartował — a ciebie skamienił,
I kazał ludy orać jako niwę —       100
Abyś co? — wiatry wiejące spłomienił
Duchami? które wyszły z ciał — a żywe
Wkrótce w Anielskiéj zjawią się ozdobie...
Jak wiatr na ciebie! — i przeciwko tobie!...


XIV.

Miéj więc dzień jeszcze ten jeden w zarządzie       105
Siłę która jest w mieczu i toporze...
Ja ciebie czekam na ostatnim sądzie
Z tym listem... który w mogiłę położę!
Czekam za światem ciebie! na wylądzie
Brzegu o który grzmi ogniste morze       110
Krwią twoją jasne i zafarbowane!
Czekam! — z tym listem przeciw Tobie stanę!...


XV.

Tu ci nie błyśnie więcéj moje lice,
Choć niedaleko lecę... żóraw szary.
Pobytu mego mają tajemnicę       115
Ja tylko — mój koń — i mój Rapsod stary.
Prędzéj byś zgonił letnią błyskawicę
Niż mego konia. — Człowieka zaś wiary
(Jeśli cię starość i pieśń pełna wdzięku
Nie skruszą?) spróbuj królu, masz go w ręku!“       120


XVI.

Taki był straszny starego Swityna
List... ja w nim groźbę jęczącą słyszałem,
I opór ducha, który się zaczyna
Od jęku tylko... a staje się ciałem.
Więc jak skrzydlata skoczyłem gadzina       125
Z całą wściekłością! z całym ducha szałem!
Choćby królestwo całe przyszło ruszyć!
Wszystko!... a złamać harfiarza — lub skruszyć!


XVII.

Stary był... pomnę.. Zorjan się nazywał. —
Gdy go palono, cichszy od owieczki,       130
Na lirze sobie czasami podgrywał.
I szedł przez ogień z uśmiechem piosneczki.
Ani klątw rzucał — ani wydobywał
Głosu wielkiego z maleńkiéj lireczki:
Głaskał ją tylko (wyjaśniwszy lice),       135
Niby zlęknioną, białą gołębicę.


XVIII.

Zdawał się mówić i twarzą i ręką,
Jakby nad brzegiem szemrzącego zdroja:
„Nie bój się liro! bo śmierć nie jest męką!
Ani się lękaj cielesnego zdroja!...       140
Nie bój się moja maleńka lirenko,
Nie bój się siostro! nie bój córko moja! —
A na toż by to nasza mądrość była,
Gdyby przed śmiercią skonać nie uczyła?


XIX.

Przyjmowano cię po domach i chatach,       145
Pókiś ty ze mną była wędrownicą.
Bądźże dziś wdzięczna — a nie płacz przy katach,
Bo się ucieszą i ton twój pochwycą.
Czekaj — wstaniemy oboje po latach,
Gdy błysną łuki z tęcz nad okolicą!...       150
Wstaniemy razem z wielką jaką zgrają
Harfiarzy, co jak Anioły śpiewają!


XX.

Czekajże liro!... śpij!... Błogosławiona
Ta błyskawica jasna i rumiana!“
Tu wzięty w złote ogniste ramiona       155
Zniknął. — A mój duch uczuł wtenczas Pana.
Czeluść okropna mych ust otworzona,
Suchość i jakaś pożarność gardlana...
Pierś, która wiatru się więcéj nie bierze,
Ostrzegły... że już do piekła należę...       160


XXI.

Dysząc na konia siadłem... od popiołów
Które pożarły pieśń obsypan... w szale.
A tłum siepaczy, jakby archaniołów,
Ubrany w złoto, w bursztyn, w miedź i w stale,
W skrzydła — w moc wielką tortur, gwoździ, kołów       165
Zaopatrzony;... za mną w Wisły fale
Rzucił się gotów mordować do końca.
Wszyscy na koniach jaśniejszych od słońca.


XXII.

Ja przodem. — W czerep czarny, ołowiany,
Ukrywszy głowę moją jak w kapturze,       170
Bom w sobie uczuł wstyd nieopisany (w chmurze
Twarz mieć jak gryszpan, wzrok jak ogień,
Przypadłem w zamek jeden nad Wiślany,
Który zastałem cały już w purpurze —
Że trupy swoje wyrzezane chował.       175
Duch mój przedemną tam był — i mordował.


XXIII.

I przestraszyłem się — bo mi z pamięci
Wczora wydane rozkazy wypadły. —
Katowie stali wszyscy trwogą zdjęci.
Stali blademi przedemną widziadły;       180
Jam wrzeszczał: kto tu prędzéj niż me chęci?
Niż myśli moje? kto srożéj zajadły
Na krew Swityna niż ja, wpadł w pokoje?
Kto tu wypełnił jak Bóg — myśli moje?


XXIV.

Duchowi memu to przypisać muszę,       185
Bo ziemia nie ma takich rozbójników!
Zmiękczyłyby ich te dzieciątek dusze,
Ta wyspa pełna wierzb, olch i słowików;
Te sionki z cedru... które głosem ruszę —
A one pełne ech, jęków i krzyków,       190
Swityna głosem brzmią na każdym piętrze
Jakby starego instrumentu wnętrze.


XXV.

Ja jeden... który do szaleństwa skłonność
Mam — wpadłem tutaj o jutrzenki świtach;
Ani sal cisza, ani belek wonność,       195
Ani pieśń rodu śpiewana w sufitach,
Ani mię zemsty nieudolnéj płonność,
Ani szatan tu, ani Bóg w błękitach
Nie zatrzymali. — Nic nie ma na Niebie!
Ja sam jak pan Bóg będę sądził siebie!       200


XXVI.

To mówiąc kostur wraziłem okuty
W ścianę i rzekłem do moich oprawców:
Tę noc na ucztę; jutro dzień pokuty
Dla mnie i dla was zbrodni wykonawców. —
Tu zamek cały błysnął nakształt huty       205
Ognisk czerwienią... a ja, tych bladawców
Zbrodniami bladych otoczony wieńcem,
Siadłem — trup jasny pijaka rumieńcem.


XXVII.

I ucztowaliśmy w zamku wygodnie.
Swityna własne nam służyły misy,       210
Stągwie, kobierce, czary i pochodnie,
I krwią cuchnące wonnych ław cyprysy.
Czary nam do rąk podawały Zbrodnie —
Widma... w płaszczach z krwi, z zielonemi rysy,
Stojące z boku upiory czerwone,       215
Wyraźne... a gdyś spójrzał wprost — zniknione.


XXVIII.

A wtém przyleciał giermek zadyszany
I te wyrazy z ust wyrzucił skore:
Panie! Ogromny znak jest ukazany!
Na niebie miotła płomienista gore. —       220
Jam zbladł: i kostur wyrwawszy ze ściany,
(Sądząc, że widzę ducha albo zmorę
Która mi wróżbę nieszczęśliwą szczeka)
Na wskróś przeszyłam w pierś tego człowieka.


XXIX.

A sam wybiegłem na ganek odkryty,       225
Z którego widok szedł po okolicy
Na drżące wielą gwiazdami błękity,
Poddane jednéj ogromnéj gwiaździcy...
To jako wielki miecz z pochew dobyty,
Karbunkuł miała czerwony w głowicy;       230
A ten się błyskał i mienił na zarzy
Jak oko w ducha niewidzialnéj twarzy.


XXX.

Wtenczas... w téj gwieździe oczyma usiadłem,
I mocowałem się z nią jak z szatanem;
Truciznami ją serdecznemi jadłem,       235
Trawiłem jadów duchowych gryszpanem.
Więc czasem ona — a czasem ja bladłem.
Ażem nareszcie padł... jedném kolanem
Przyklękły... dysząc... przejasnemi świty
Jak rycerz w szrankach dzidą w pierś przebity.       240


XXXI.

I obaczyłem w gwiaździe niby znamie
Ognistsze... powiek mgnięcie i błysk oka:
Wtenczas uczułem że mi ducha łamie
Na wieki jakaś moc — straszna — głęboka.
Więc obróciwszy ku ludziom przez ramię       245
Twarzy — i palcem ognistego smoka
Który w niebiosach wił jasnym ogonem
Wskazując rzekłem: Przyszła z moim zgonem


XXXII.

Kometa. — I tu, coraz bardziéj blady,
I mieszając się już, rzekłem ponuro:       250
Świat zwyciężyłem: i oto są ślady
Żem duch mający moc — nad tą naturą!
Gwiazdy tę gwiazdę wysłały na zwiady
Czym żyw? czy jeszcze okryty purpurą
Czynię rzecz króla, człowieka i zboja?       255
Niebo się zlękło o świat. — To śmierć moja.


XXXIII.

Idźcie... Już więcej nie jesteście sługi
Mojej wściekłości, lecz rycerze twardzi.
Kupiłem naród krwią... i nad jéj strugi
Podniosłem ducha który śmiercią gardzi.       260
Nie jeden sobie wieśniak wieczór długi
Umili pieśnią — i tém się rozhardzi,
Że będzie o swych ojcach przypominał,
Jak śmiało na śmierć szli — gdy król wyrzynał!


XXXIV.

Co do mnie?... jam jest bicz okropny, Boży,       265
I będę cierpiał, co mi przeznaczono.
Za chwilę jednę otchłań się otworzy!
Piorun rozerwie moje wielkie łono!
Wściekłoście... jak psy spuszczone z obroży!
Żądze.!. jak słońca ogniste rozpłoną!       270
Ogromne ze mnie na wiatr pójdą cienie —
Wszech miłość zmyta w krwi — i wszech cierpienie!


XXXV.

Duch mój odpowie. Lecz wy jak dzieciątka,
Jak białych jagniąt jesteście gromada.
Wszystko com czynił, szło z jednego wątka,       275
I cały ciężar zbrodni na mnie spada.
W kurhanach tylko zastanie pamiątka,
I w pieśni długiéj wędrownego dziada,
Żem żył. — Chwasty mi porosną na grobie...
Inny was Anioł rozmiłuje w sobie...       280


XXXVI.

Ale po latach!... — Chciałem mówić więcéj,
Wtém się zaczęła kości targanina.
Przez ołowiany kaptur sto tysięcy
Szło iskier... topniał na mnie drut i cyna.
Chciałem zachować dumny kształt xiążęcy,       285
Lecz tak pękałem się jak w ogniu glina.
Oczy się chmurą zasłoniły czarną
I duch się cały skupił w jedno ziarno.


XXXVII.

Nic więcéj. — Straszne zaćmienie i głusza!
Na sercu ręki Bożéj położenie:       290
Docisk ostatni — pod którym się dusza
Pękała w skazy, a wzrok szedł w sumnienie. —
Więc jako robak co się w ogniu rusza,
Tak ona — póki w ustach było tchnienie —
Leżała na dnie swéj serdecznéj plamy...       295
Aż Bóg otworzył jéj — wieczności bramy.


XXXVIII.

Taki był koniec mojego żywota
Śpiewany długo w kraju przez Rapsodów:
Którzy nie doszli w czém była istota
Czynów? w czém wyższość od Rzymskich Herodów?       300
Nademną była myśl słoneczna, złota,
Do niéj moc ciemnych okrwawionych wschodów
Wiodła mię prosto w złotych celów progi:
Jam szedł... jak rycerz krwawo — i bez trwogi.


XXXIX.

Życie dźwięczało w każdéj ducha strunie,       305
Moc słychać było w każdym moim kroku:
Choć być na takiéj drodze? — lepiéj w trunie!
Choć z myślą taką? — lepiéj z włócznią w boku!
Prędzéj? czy później? deszcz piorunów lunie
Na orła który słońce miał na oku:       310
Na mnie — żórawia z wyciągniętą szyją
W przyszłość — pioruny Boże jeszcze biją...


XL.

Ale przezemnie ta Ojczyzna wzrosła,
Nazwiska nawet przezemnie dostała;
I pchnięciem mego skrwawionego wiosła       315
Dotychczas idzie: Polska — na ból — skała...
Fala ją druga nieraz z drogi zniosła,
I duch jéj święty poszedł w kwiaty ciała
Bezwonne, martwe... lecz com ja wycisnął
Pod krwią?... tém zawsze zwyciężył gdy błysnął!...       320


XLI.

Śpijże mój kształcie pierwszy... z ducha zdjęty...
Świecący w dali jak xiężyc na nowiu;
Upiorny... za krew wylaną przeklęty...
W koszuli z drutów i w czepcu z ołowiu.
Klątwa na ciebie! jak na dyamenty,       325
Na bazaltowe kolumny w pustkowiu
Pierwszéj natury z ducha budowane,
W ciemność i w chmury i w piorun ubrane...


XLII.

Lecz ja na tobie nogę postawiłem,
I daléj szedłem; a jużem był Boży. —       330
Morza się cofną, góry pójdą pyłem,
I świat się komet deszczami zatrwoży,
Gdy duchem spełnię — co ciałem spełniłem;
Duch — ukazany w pierwszéj świata zorzy...
Któremu Pan Bóg swych zasłon uchyla,       335
A lat tysiące są jak jedna chwila.










  1. Obacz w Platonie pełną tajemnic ducha powieść o Herze Armeńczyku, na końcu dzieła p. t. Rzecz-pospolita.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.