Król Ryszard III (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Król Ryszard III |
Pochodzenie | Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom III |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1895 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Leon Ulrich |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Król Edw. Uczciwej dziennej dokonałem pracy;
W tej świętej zgodzie dotrwajcie, panowie.
Ja codzień posła wyglądam od Pana,
Który mnie z ziemskich wybawi kłopotów.
Spokojniej dusza ma ku niebu wzięci,
Gdym wrócił pokój wśród moich przyjaciół.
Riversie, podaj rękę Hastingsowi;
Przysiężcie odtąd wieczną sobie miłość.
Rivers. Bóg widzi, z duszy nienawiść wyganiam,
I ręką szczerą przyjaźń pieczętuję.
Hastings. Tak szczęść mi, Bożo, jak szczerze przysięgam.
Król Edw. Strzeżcie się fałszem króla oszukiwać,
Albo król królów skarci wasze kłamstwo,
I wzajem zgubą będziecie dla siebie.
Hastings. Niech zginę, jeśli fałszywie przysięgam.
Rivers. I ja, jeżeli nie kocham Hastingsa.
Król Edw. Nie jesteś, pani, w sprawie tej bez winy,
Ni ty, Dorsecie, ni ty, Buckinghamie,
Wzajemną niechęć w sercach karmiliście.
Odtąd z Hastingsem żyj w przyjaźni, żono,
Daj mu twą rękę do pocałowania,
A bez obłudy niech pokój ten będzie.
Elżbieta. Starą nienawiść zacieram w pamięci,
Tak mi dopomóż Boże i mym dzieciom!
Król Edw. Teraz, Dorsecie, pocałuj Hastingsa.
Lordzie, bądź odtąd jego przyjacielem.
Dorset. Przysięgam, zgoda będzie ta z mej strony
Niepogwałconą.
Hastings. Ja przysięgam z mojej (całuje Dorseta).
Król Edw. Tę zgodę, książe, przypieczętuj teraz
Pocałowaniem krewnych mojej żony;
Jednością waszą zróbcie mnie szczęśliwym.
Bucking. (do królowej). Jeżeli odtąd w swem sercu Buckingham
Ku tobie, pani, rozbudzi nienawiść,
Przestanie kochać z powinną miłością
Ciebie i twoich, niechaj Bóg mnie skarze
Tych nienawiścią, na których rachuję
Najwięcej miłość; w godzinę potrzeby
Pomocnej ręki, niechaj będzie dla mnie
Ten, na którego rachowałem przyjaźń,
Zwodnym, podstępnym i fałszywym zdrajcą.
Niech mnie tak skarze Bóg, jeśli ostygnę
W szczerej miłości ku tobie i twoim.
Król Edw. Twoja przysięga, książę Buckinghamie,
Jest kordyałem dla mojego serca.
Brak tylko brata mojego Gloucestera,
By szczęśliwego dopełnić pokoju.
Bucking. Właśnie przybywa książe w dobrą porę.
Gloucest. Dzień dobry, królu, i tobie, królowo,
I wam, dostojni panowie, dzień dobry!
Król Edw. Dobry, zaprawdę, jak go spędziliśmy.
Na chrześcijańskim zbiegł nam dzień uczynku;
Wojnę na pokój, nienawiść na miłość
W tym dniu, Gloucesterze, potrafiłem zmienić.
Gloucest. Błoga to praca, wszechwładny mój panie.
Jeśli jest człowiek w tem dostojnem kole,
Który przez błędny domysł, wieść kłamliwą,
Chce we mnie widzieć zawziętego wroga;
Jeśli bezwiednie, albo w gniewu szale
Mogłem się czynu jakiego dopuścić,
Coby obraził którego z przytomnych:
Do świętej zgody powrócić z nim pragnę,
Bo śmiercią dla mnie ludzka jest nienawiść.
Wszystkich uczciwych pragnę miłość zyskać.
Najprzód o pokój ciebie błagam, pani,
Pokój ten wierną zapłacę ci służbą;
Ciebie, szlachetny kuzynie Buckingham,
Jeżeli kiedy mogłem cię obrazić,
I ciebie lordzie Rivers i Dorsecie,
Niezasłużonym tchnących ku mnie gniewem,
I was, lordowie Woodeville, Scales, was wszystkich
Tu zgromadzonych książąt, hrabiów, lordów.
Niema człowieka na angielskiej ziemi,
Którego w duszy mejbym nienawidził
Więcej niż dziecko nowonarodzone.
Dziękuję Bogu za moją pokorę.
Elżbieta. Na zawsze święty dzień to dla nas będzie.
Niech Bóg na zawsze skończy swary nasze!
A teraz, królu, błagam cię pokornie,
Brata Clarensa przywróć do swej łaski.
Gloucest. Na toż ci, pani, miłość mą przyrzekłem,
Byś mi w królewskiem urągała kole?
Bo któż tu nie wie, że Clarence nie żyje?
Krzywdzisz go ciężko, szydząc z jego trupa.
Król Edw. Kto nie wie? Spytaj raczej, kto wie o tem.
Elżbieta. Cóż to za świat ten, wszechmogący Boże!
Bucking. Czym jest tak blady jak wszyscy, Dorsecie?
Dorset. Jak wszyscy, książę, z każdego oblicza
Uciekł rumieniec.
Król Edw. Co? Clarence nie żyje?
Wszakże był wyrok śmierci odwołany.
Gloucest. Ale on umarł przez twój pierwszy wyrok,
Który skrzydlaty poniósł mu Merkury,
Gdy odwołanie niósł jakiś koślawiec
Co przybył, żeby świadkiem być pogrzebu.
Bodaj mniej wierny, mniej niż on szlachetny,
Dalszy krwią ale bliższy krwawych myśli,
Cięższej od niego nie był godny kary,
Choć dotąd wszelkich uniknął podejrzeń!
Stanley. O łaskę błagam za długie me służby!
Król Edw. Daj pokój! Dusza moja pełna smutku.
Stanley. Nie wstanę, aż mnie wysłuchasz, mój królu.
Król Edw. Więc wręcz mi powiedz, o co chcesz mnie prosić!
Stanley. O życie mego sługi, który dzisiaj
Księcia Norfolka zabił dworzanina.
Król Edw. Język, co bratu memu wydarł życie,
Niewolnikowi maż teraz przebaczyć?
Myśl nie uczynek grzechem jego była,
A tę myśl gorzką zapłacił mi śmiercią.
W mym szale gniewu kto za nim się wstawił?
Kto na kolanach o namysł zaklinał?
Kto o miłości, o braterstwie mówił?
Kto mi przypomniał, że brat ten opuścił
Warwicka stronę, aby za mnie walczyć?
O Tewksburskiej kto mówił mi bitwie?
Kiedy mnie Oxford o ziemię powalił,
On mnie wyzwolił i ratując wołał:
„Żyj, drogi bracie, i królem bądź naszym!“
Kto mówił, gdyśmy leżeli na polu
Prawie bez życia od śniegu i mrozu,
Jak on owinął mnie własnym swym płaszczem,
I nagi, długą, zimną noc przeczekał?
Zwierzęca wściekłość wszystkie te wspomnienia
Zatarła grzesznie, żaden z was ich przecie
Przez miłosierdzie w myśli mi nie zbudził!
Lecz gdy wasz sługa, albo wasz woźnica,
W karczemnej kłótni pijaną prawicą
Odkupiciela drogi zniszczy obraz,
Klęcząc wołacie: królu, przebaczenia!
A ja je muszę dać niesprawiedliwie.
Lecz nikt za bratem moim nie chciał mówić,
Ja też, niewdzięcznik, bronić go nie chciałem
Przed sobą samym; najdumniejszym nawet,
Póki żył, łaskę niejedną wyświadczył,
Żaden z was przecie nie wstawił się za nim.
Lękam się, żeby Bóg za to w swym gniewie,
Mnie, was i moich i waszych nie skarał.
Do mej komnaty, prowadź mnie, Hastingsie.
Biedny Clarensie!
Gloucest. To skutki pośpiechu!
Czyście zważali na bladość oblicza
Występnych krewnych królowej na słowa:
Clarence nie żyje? Oni, bez wytchnienia,
Naglili króla. Bóg ich za to skarze.
Idźmy, panowie, Czy chcecie wraz ze mną
Edwarda naszą cieszyć obecnością?
Bucking. Służyć ci, książę, jesteśmy gotowi. (Wychodzą).
Syn. Powiedz nam, babko, czy umarł nasz ojciec?
Księżna. Nie.
Córka. Więc dlaczego płaczesz tak żałośnie,
Bijesz się w piersi i ze łkaniem wołasz:
O mój Clarensie, nieszczęśliwy synu?
Syn. Czemu potrząsasz głową, patrząc na nas,
Imię nam dajesz sierot nieszczęśliwych,
Jeśli nasz ojciec jest jeszcze przy życiu?
Księżna. Mylny jest sąd wasz, piękne me wnuczęta;
Choroba króla te łzy mi wyciska,
Nie śmierć waszego szlachetnego ojca.
Stracony smutek płakać po straconem.
Syn. Stąd wnosisz, babko, że ojciec nasz umarł,
Umarł naszego stryja, króla winą.
Bóg śmierć tę skarze, o śmierci tej pomstę
Co dzień go będę w modlitwach mych błagał.
Córka. Ja także.
Księżna. Dosyć, dosyć tego, dzieci,
Bo król was kocha; w waszej niewinności
Kto śmierci sprawcą, nie możecie zgadnąć.
Syn. Możemy, babko; mój dobry stryj Gloucester
Mówił, że skutkiem podszeptów królowej
Król wydał rozkaz uwięzienia ojca.
A gdy to mówił dobry stryj mój płakał,
Całując nad mym ubolewał losem,
Mówił, bym liczył na niego, jak ojca,
Bo on mnie będzie kochał jakby syna.
Księżna. Czemuż obłuda taką piękną szatą
I cnoty maską kryć swe może wady!
On moim synem, to moją jest hańbą!
Lecz tej obłudy z piersi mych nie wyssał.
Syn. Więc myślisz, babko, że mój stryj mnie zwodził?
Księżna. Tak jest.
Syn. Ja, babko, nie mogę tak myśleć.
Lecz cicho! Słyszysz? Co wrzawa ta znaczy?
Elżbieta. I któż mi płakać, kto jęczeć przeszkodzi?
Los mój oskarżać, samą siebie dręczyć?
W przymierzu, przeciw mej duszy, z rozpaczą
Nieprzyjacielem sama będę sobie.
Księżna. Co znaczy dziki ten boleści wybuch?
Elżbieta. Jedną jest sceną tragicznej rozpaczy.
Mój mąż a syn twój, nasz król, Edward skonał.
Gdy korzeń usechł, czemu kwitnie gałąź?
Płacz, jeśli żyć chcesz, śpiesz się, gdy chcesz umrzeć,
By nasze dusze lotnem mogły skrzydłem
Króla dogonić, jak wierne poddanki,
Z nim do wiecznego ulecieć pokoju.
Księżna. W twojej boleści tyle mam udziału
Ilem praw miała do twojego męża.
Płacząc nad śmiercią godnego małżonka,
Żyłam widokiem jego wizerunków;
Dziś, gdy postaci jego dwa zwierciadła
Złośliwej śmierci potrzaskała ręka,
Tylko fałszywe szkło mam na pociechę,
W którem, z boleścią, wstyd mój tylko widzę.
Choć owdowiała, matką jeszcze jesteś,
W dzieciach ci twoich została pociecha;
Ale z mych objęć śmierć wydarła męża,
A z rąk dwie kule: Clarensa, Edwarda.
Gdy boleść twoja połową jest mojej,
Ileż mam przyczyn twe łzy w mych utopić!
Syn. Po ojcu naszym nie płakałaś ciotko,
Jakże dziś z tobą moglibymy płakać?
Córka. Łez odmówiłać naszemu sieroctwu,
My ich nie damy twej wdowiej boleści.
Elżbieta. W płaczu mym waszej nie żądam pomocy;
Nie jestem płonna w oznakach rozpaczy.
Do ócz mych wszystkie źródła swe ślą wody,
I z nich, pod wpływem mokrego księżyca,
Dość łez wypłynie, aby świat zatopić.
O mój małżonku, drogi mój Edwardzie!
Dzieci. O nasz rodzicu, o drogi Clarensie!
Księżna. O równie drodzy Edwardzie! Clarensie!
Elżbieta. Gdzie ma podpora, gdy mój Edward zginął?
Dzieci. A gdzie jest nasza, gdy ojciec nasz zginął?
Księżna. Gdzie ma podpora po obu ich stracie?
Elżbieta. Równej nie znała straty żadna wdowa.
Dzieci. Ani sieroty nigdy równej straty.
Księżna. Równej nie znała straty nigdy matka.
Ach! jam jest matką wszystkich tych boleści;
Wy macie smutków moich po połowie.
Ta po Edwardzie płacze, ja z nią razem,
Ona nie płacze ze mną po Clarensie;
Ja z temi dziećmi płaczę po Clarensie,
One nie płaczą ze mną po Edwardzie.
Ach! na mnie, trzykroć nieszczęśliwą, płyną
Tych łez trzy strugi; ja smutków tych matką,
Łkaniem też mojem będę je karmiła.
Dorset. Ukój się, matko. Bóg jest rozgniewany
Za twą niewdzięczność na jego wyroki.
Niewdzięcznym zowią w rzeczach tego świata,
Kto dług oddaje z uporną niechęcią,
Co mu szlachetna pożyczyła ręka;
Lecz skarżyć niebo większą niewdzięcznością,
Gdy pożyczony skarb ci odebrało.
Rivers. Pamiętaj pani, z macierzyńskiem sercem,
O twoim synu, przywołaj go śpiesznie,
Włóż mu koronę; w nim twoja pociecha.
Złóż rozpacz w grobie zmarłego Edwarda,
A na Edwarda żyjącego tronie
Posadź twą radość.
Gloucest. Siostro, ukój żale.
Wszyscy my mamy nie małe powody
Płakać zaćmienia jasnej twojej gwiazdy,
Ale łzy nasze straty nie powrócą.
Ach! matko przebacz, lecz cię nie widziałem.
Klęcząc pokornie o twoje cię proszę
Błogosławieństwo.
Księżna. Niech Bóg twemu sercu
Da litość, miłość i wierność posłuszną!
Gloucest (na stronie). Amen! Doczekać da mi się starości!
Tak, błogosławiąc, zwykły kończyć matki;
Dziwna, że o tem księżna zapomniała.
Bucking. Chmurni księżęta i smutni panowie,
Ciężką dotknięci spólną wszystkim stratą,
Szukajcie pociech w wzajemnej miłości.
Gdy w królu naszym jedno tracim żniwo,
Nowy plon dla nas w synu jego rośnie.
Gdy nienawiści waszej wzdętą wściekłość
Przyjazna ręka zdołała ukoić,
Pilnujcie wiernie przywróconej zgody.
Mem zdaniem trzeba, w nielicznym orszaku,
Z Ludlow młodego przywołać tu księcia,
I koronacyi dopełnić obrzędu.
Rivers. Dlaczego, książę, w nielicznym orszaku?
Bucking. Żeby tłum liczny nie otworzył znowu
Rany niezgody ledwo zagojonej.
Niebezpieczeństwo byłoby tem większe,
Że się rząd nowy nie ustalił jeszcze.
Gdzie każdy rumak panem jest wędzidła
I może lecieć, gdzie go myśl skieruje,
Mem zdaniem równo trzeba zapobiegać
Obawie złego, jak samemu złemu.
Gloucest. Ja myślę, że nas wszystkich król pogodził;
Co do mnie, w zgodzie jestem niezachwiany.
Rivers. Jak ja, i sądzę, jak jesteśmy wszyscy.
Lecz gdy ta zgoda jeszcze bardzo świeża,
Lepiej unikać powodów zamętu,
O co nie trudno w kole nazbyt licznem.
Zgadzam się przeto z księciem Buckinghamem,
By drobny orszak sprowadził tu króla.
Hastings. Myśl tę podzielam.
Gloucest. Niechże i tak będzie.
Trzeba nam teraz na wybór się zgodzić
Orszaku, który do Ludlow wyprawim.
Matko i siostro, chodźcie z nami razem
O tej się ważnej porozumieć sprawie.
Bucking. Ktobądż do króla będzie wyprawiony,
My tu przynajmniej nie zostaniem, książe.
Śród drogi znajdę sposób, by na prolog
Sztuki, na którą zgoda między nami,
Od księcia krewnych królowej oddalić.
Gloucest. Mój ty ja drugi, rady mej filarze,
Mój ty proroku! drogi mój kuzynie,
Jak dziecko pójdę za twoim kierunkiem.
A więc do Ludlow, nie traćmy tu czasu!
1 Obyw. Dzień dobry! Gdzież to spieszysz tak, sąsiedzie?
2 Obyw. Sam nie wiem dobrze, by ci prawdę wyznać.
Czyś słyszał wieści?
1 Obyw. Słyszałem; król umarł.
2 Obyw. Zła wieść, a trudno lepszej się spodziewać.
Bardzo się boję, by świat się nie zmącił.
3 Obyw. Szczęść Boże, zacni sąsiedzi!
1 Obyw. Dzień dobry!
3 Obyw. Czy się potwierdza wieść o śmierci króla?
2 Obyw. Aż nazbyt. Boże, zlituj się nad nami!
3 Obyw. Czekają na nas rozruchy i bieda.
1 Obyw. Nie, bo korona przechodzi na syna.
3 Obyw. Biada krajowi, gdzie króluje dziecko!
2 Obyw. Miejmy nadzieję, że w małoletności
Sprawami będzie rada kierowała,
Póki nie dojdzie sam król lat dojrzałych;
Na dobre rządy rachujmy tymczasem.
1 Obyw. Tak stały rzeczy, kiedy Henryk Szósty,
W dziewiątym roku życia, był w Paryżu
Koronowany.
3 Obyw. Czy tak stały rzeczy?
Nie tak, Bóg widzi, nie tak, przyjacielu.
Za owych czasów kraj nasz był bogaty
W mądrych statystów; cnotliwych miał stryjów
Król do obrony i do swej porady.
1 Obyw. Jak ma dzisiejszy po ojcu i matce.
3 Obyw. Byłoby lepiej, gdyby wszyscy byli
Tylko po ojcu, lub tylko po matce.
Ich spory będą dla nas wszystkich biczem,
Jeśli w dobroci swej Bóg nas nie zbawi.
O, niebezpieczny jest ten książe Gloucester;
Dumni są bracia i syny królowej;
Gdyby rządzeni byli, nie rządzili,
Chora ta ziemia przyszłaby do zdrowia.
1 Obyw. Zbyt czarno widzisz. Wszystko pójdzie dobrze.
3 Obyw. Mądry, gdy widzi chmury, płaszcz swój wdziewa;
Zima nadciąga, gdy spadają liście;
Z zachodem słońca kto nocy nie czeka?
Niewczesne burze głód zapowiadają.
Na dobre wszystko Bóg może obrócić,
Lecz to nad nasze byłoby zasługi,
Nad me nadzieje.
2 Obyw. To prawda, sąsiedzie,
Pełne są trwogi wszystkich ludzi serca.
Nie spotkasz człeka, w któregobyś twarzy
Nie czytał znaków smutku i obawy.
3 Obyw. Tak zawsze bywa w wielkich zmian przedjutrzu.
Bożem natchnieniem myśl ludzka dostrzega
Niebezpieczeństwo, jak widzimy fale
Wzdęte nim burza nadleci rycząca.
Lecz bożej woli zostawmy to wszystko.
Dokąd idziecie?
2 Obyw. Do sądu, na rozkaz.
3 Obyw. Jak ja; więc idźmy razem, jeśli chcecie. (Wychodzą).
Arcybisk. Noc w Stony Stratford spędzili ostatnią,
Dziś wieczór mają przybyć do Northampton,
A tutaj staną jutro lub pojutrze.
Księżna. Z całego serca księcia pragnę ujrzeć;
Urósł zapewne, odkąd go widziałam
Po raz ostatni.
Elżbieta. Nie, jak powiadają,
Prawie już brata przerósł syn mój York.
York. To prawda matko, choć chciałbym inaczej.
Księżna. A to dlaczego? Dobra to rzecz rosnąć.
York. Raz przy wieczerzy, babko, wuj mój Rivers
Mówił, że rosnę prędzej niźli brat mój,
Na co stryj Gloucester tak mu mu odpowiedział:
„Zwykle są wdzięku pełne drobne ziółka,
Chwast rośnie prędko“. Odtąd już nie chciałem
Róść nazbyt spiesznie, gdy śpieszą się chwasty,
A wonne kwiaty tryskają powoli.
Księżna. Wcale się jednak nie sprawdza przysłowie
Na tym, mój wnuku, co ci je powiedział,
On w swej młodości tak był niepokaźny,
Tak rósł powoli, że byćby powinien
Wcielonym wdziękiem, wedle swej reguły.
Arcybisk. Dostojna pani, jest nim też, nie wątpię.
Księżna. Tak się spodziewam; pozwól matkom wątpić.
York. Szkoda, żem wówczas nie przypomniał sobie
Lepszego żartu o wzroście stryjowskim,
Niż było jego o moim szyderstwo.
Księżna. Jakiż to żart był?
York. Powiadają ludzie,
Że stryj mój Gloucester z takim rósł pośpiechem,
Iż mógł zgryźć grzankę, gdy dwie liczył godzin,
Gdym ja ząb pierwszy po dwóch dostał latach.
Nie prawda, byłby żart to kąsający.
Księżna. A któż to o tem powiedział ci, wnuku?
York. Kto? Jego mamka.
Księżna. To rzecz niepodobna,
Ona umarła przed twem urodzeniem.
York. Jeśli nie ona to kto? wcale nie wiem.
Elżbieta. Lepiejbyś skończył; sam nie wiesz co pleciesz.
Księżna. O, dobra pani, nie łaj, proszę, dziecka.
Elżbieta. Ściana ma uszy. (Wchodzi posłaniec).
Arcybisk. Nadbiega Posłaniec.
Co nam przynosisz?
Posłaniec. Przynoszę nowiny,
O których mówić nie mogę bez smutku.
Elżbieta. Jak się ma książe?
Posłaniec. Książe zdrów jest, pani.
Księżna. Co więc chcesz mówić?
Posłaniec. Lord Grey i lord Rivers,
Z nimi sir Thomas Vaughan, są posłani
Do zamku Pomfret jak więźniowie stanu.
Księżna. Kto ich uwięził?
Posłaniec. Potężni książęta
Gloucester, Buckingham.
Arcybisk. Z jakiego powodu?
Posłaniec. Wszystko com wiedział, panie, powiedziałem,
Powód rozkazu jest mi tajemnicą.
Elżbieta. Ach! widzę domu mojego upadek!
Niewinną łanię tygrys trzyma w paszczy.
Zuchwała przemoc napaść już zaczyna
Na tron niewinny ale bez obrony.
Witaj zniszczenie i krwi i morderstwo!
Widzę wszystkiego koniec jak na karcie.
Księżna. O dnie przeklęte sporów i zatargów,
Jak już was wiele oczy me widziały!
Mój mąż sięgając po koronę zginął;
Widok mych dzieci w fortuny przemianach,
To łzy, to radość niósł mi po kolei;
Dziś, gdy domowa ucichła już burza,
Zwycięzcy wojnę sami z sobą toczą,
Brat przeciw bratu, krew przeciw krwi własnej.
Wstrzymaj twą wściekłość, przeklęta niezgodo!
Lub niechaj umrę, by na śmierć nie patrzeć!
Elżbieta. Chodź synu, szukać w świątyni schronienia.
Żegnam cię, pani.
Księżna. Czekaj, pójdę z wami.
Elżbieta. Nie masz do tego powodów.
Arcybisk. (do królowej). Idź, pani,
A zabierz z sobą wszystkie twoje skarby.
W ręce twe złożę pieczęć którą dzierżę,
A mnie samemu Bóg niech dopomoże,
Jak będę wiernie tobie i twym służył!
A teraz, pani, idźmy do świątyni. (Wychodzą).