Królewska miłośnica/Część III/Rozdział II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Królewska miłośnica |
Podtytuł | Dalsze losy pani Dubarry |
Rozdział | 14 Lipca roku 1789 |
Pochodzenie | Od kolebki do gilotyny |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance“ |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Zakłady Graficzne E. i D-ra K. Koziańskich |
Miejsce wyd. | Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Od strony Paryża raz po raz dochodził huk wystrzałów...
Pani Dubarry po każdym odgłosie, przynoszonym przez wiatr, wzdrygała się...
Huczały armaty ludu, zdobywającego Bastylję. Odpowiadały działa forteczne — coraz słabiej i słabiej. Szanse obrony wobec wyczerpywania się skromnych zapasów amunicji malały. Któż kiedy myślał o tem, że... „motłoch Paryski“, popchnięty przez „Kanalję burżuazyjną“, waży się targnąć na symbol absolutyzmu — w samem sercu Francji — w stolicy!
Służba z pałacu Luciennes wyległa od rana przed bramy. Tężyła uszy w stronę Paryża. Śledziła ruch wojsk, które wezwane przez sztafetę, przeciągały po szosie w szalonem tempie na ratunek monarchji, gdyż oddziały gwardji, ulokowanej w stolicy, bądź były niepewne, bądź już zdradziły, łącząc się z ludem przy oblężeniu więzienia-twierdzy.
Wiedziano już tutaj dzięki gońcom, rozlatującym się na wszystkie strony, co się dzieje w Paryżu.
— Spokojniej, spokojniej, Joanno! — mitygowała malarka pani Lebrun. Bo portret twój nie wypadnie tak, jak powinien wypaść dla mojej sławy!
Pani Dubarry pozowała malarce, która przybyła rankiem do Luciennes i nie godziła się na to, aby odłożyć malowanie portretu. Nie był to kaprys wielkiej artystki, lecz zimna krew mądrej kobiety, pragnącej uspokoić nerwową przyjaciółkę własnym spokojem.
— Nie pojmuję, jak możesz w tej chwili tak pewnie wodzić pędzlem, kiedy tam w Paryżu zachodzi bunt — rzekła pani Dubarry.
Mimowoli trafiła na to samo określenie, które wydarło się współcześnie z ust zdumionego wypadkami tego dnia Ludwika XVI. Tak samo zresztą sądzili wszyscy krótkowidze na szczytach władzy i w otoczeniu dworskiem monarchy.
Znowu odgłos wystrzałów dobiegł w dłużących się i wielokrotnie powtórzonych hukach, niby warczenie gromów zbliżającej się zdaleka burzy i wstrząsnął szybami.
A pani Lebrun — tak przewidująca, jak wyjątkowo przenikliwy mistrz ceremonji u dworu, książę de Liancourt — odparła pani Dubarry podobnie, jak ów zaślepionemu monarsze:
— Nie! to nie bunt... to rewolucja!
— Tembardziej! — zauważyła pani Dubarry. I w takiej chwili każesz mi pozować!
— Ach! moja droga — nie każę ci, ale proszę — a to z wielu przyczyn. Czy sądzisz, że cały nasz wiek nie przyjmuje pozy „oswobodziciela ludzkości?“ Mirabeau — margrabia i Sieyès — biskup, pozują na ludzi trzeciego stanu, którzy bez pomocy arystokraty i księdza nigdy nie domyśliliby się, że są „wszystkiem“ i trwaliby w swojej nicości. Burżuazja pozuje na opiekunkę ludu. Lud... pozuje na miłośnika ideału wolności, ale robi to kiepsko, bo nie ma dość talentu, i właściwie jest tylko niewolnikiem, wrzeszczącym: „chleba!“ i pożądającym krwi przez zemstę, którą mu narzucono — gdyż był nawet na to zbyt ciemny i głupi. Będą zań pozowali na idealistów inni, podając się za jego opiekunów, a właściwie rozkochani we frazesach i systematyzujący przelew krwi... Nawet król...
Znowu dał się słyszeć huk, który wywołał wzdrygnięcie pani Dubarry, ale nie zmącił myśli chłodno rozumującej, jakkolwiek czułej skrycie malarki. Kończyła:
— ...nawet król, który pozował zawsze, tak samo jak jego poprzednicy — pozował na absolutnego monarchę, lecz wytrącony został z tej pozy przez pustkę w skarbie, pozuje teraz w nowej roli: ojca narodu, zwołując Stany Generalne, celem opodatkowania magnatów i duchowieństwa dla ulżenia wyssanemu do cna chłopstwu w opłatach na utrzymanie rządu i... dworu!
Więc może najmniej w tej chwili pozujemy my obie. Boć ja jestem szczerą artystką, a ty, hrabino, jesteś naprawdę piękna...“
I zapatrzyła się z zachwytem w uroczą twarz i wdzięczną postać swego modelu. A zawsze skłonna do figlarności i czuła na wrażenie, jakie czyniła na otoczeniu, Joanna mimowoli uśmiechnęła się i zapytała:
— No!... a inne przyczyny... twojej obojętności na sprawy wyższej wagi, niźli moja osóbka i twój pędzel?
— Inne?!... Ba, poprostu nie widzę, aby tamte były wyższe. Żaden przewrót nie doprowadzi do ideału — to żarcie się społeczne trwać będzie bez kresu; rewolucje nigdy się nie udają, bo zawsze wymagają poprawek... przez nowe, lub przez cofnięcie się wstecz. A twoje piękno, Joanno, jest idealne i portret mego pędzla będzie idealny, jeżeli... nie będziesz mi tak przeszkadzała twojem nerwowem wzdryganiem się.
Pani Dubarry poprawiła fałdy swojej szerokiej jedwabnej sukni, starając się siedzieć spokojnie w fotelu. A malarka, uczyniwszy kilka rzutów pędzla — mówiła dalej:
— Jakże śmiesznym jest pogląd pospolity, że... ruch mas znaczy cośkolwiek poza ruchem wybitnych jednostek. Masa to tylko chmara statystów — akompaniament. Bohaterami są indywidualności, odgrywające pierwsze role, choćby to nie były sprężyny kierownicze wypadków, lecz zajmujące ofiary — one to dają ton melodji i sens dramie. Zresztą morze ludzkie składa się z kropel i jego skład chemiczny jest tylko pomnożeniem składu każdej z osobna... Doprawdy, Joanno, nie wyobrażam sobie, aby to, co czyni obecnie „szalejąca rozumem“ Francja było nieśmiertelniejsze, niźli ty i ja... twój urok, o którym mówić będą pokolenia, i moja sztuka, która zapewni mi sławę, bo przekażę cię potomności taką, jaką jesteś!... Siedź spokojnie, Joanno — przykro mi, że zwracasz więcej uwagi na ryk głupich dział, niż na moje mądre słowa!...
Dubarry uśmiechnęła się zlekka. Ten huk nie ustawał, rozstrajając ją, budził jakieś nieokreślone złowróżbne przeczucie.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
A kiedy ku wieczorowi nadeszły wieści, że symboliczna twierdza despotyzmu runęła — że wściekły radością triumfu lud rozbiera jej głazy i zapowiada, że kamienia na kamieniu nie zostawi z historycznej ciemnicy; kiedy nadto przyniesiono do Luciennes wiadomość, iż lud rozszarpał kilku nienawistnych mu ludzi — winowajców uciemiężenia i drożyzny zboża, a głowy ich obnosi na pikach — pani Dubarry smętnie pokiwała głową i ozwała się cicho:
— Gdyby żył nieboszczyk Ludwik XV nie doszłoby do tego!
I żywa pani Lebrun parsknęła śmiechem...
Ten śmiech podchwyciła nadsłuchująca z przyzwyczajenia garderobiana, pani Picard-Roussel, mimowoli odpowiedziała nań chichotem i, przerażona zdradzeniem swego stanowiska za parawanem, pomknęła do kuchni, zanosząc zebranej tam służbie wyrazy oryginalnego sądu swojej pani.
W kuchni zastała wielką zmianę. Cała kompanja, która rankiem tego dnia z przerażeniem nasłuchiwała gromów, nadchodzących z Paryża, teraz miała twarze rozjaśnione i zalewała się absyntem. Na wielkim stole kuchennym stal lokaj Salenave i, zapomniawszy o tem, iż rano wyraził się: „Czego chce to tałałajstwo? Król powinien to wystrzelać, posiekać i rozpędzić na cztery wiatry“ — teraz ogłaszał krzykliwie.
„Lud zwyciężył! Myśmy zwyciężyli!“
A murzyn Zamore oblewał kędzierzawą głowę perfumami swej pani, układał śnieżno-biały żabot u czarnej szyi i radośnie kłapał lśniącemi zębami.
— Już nie wytrzymam — wołał — ja tam polecę omnibusem!
— Przecież bałeś się tam iść rano.
— Rano strzelali — odparł. Teraz tylko niszczą. Zamore musi to zobaczyć.
I widać było z podrygów całej postaci i z niecierpliwego przebierania nogami, jakoby w tańcu, że owo „niszczenie“ sprawia jego dzikiej naturze niesamowitą uciechę.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Tego wieczora Ludwik XVI, który przedsięwziął sobie zabijać własnoręcznie co roku 10000 sztuk dziczy i prowadził dziennik, w którym zapisywał rezultaty polowań, lub wyraz „nic“, jeżeli nie położył w danym dniu żadnego lisa, zająca, jelenia, czy borsuka — zapisał:
„Nic“.
Dzień wzięcia Bastylji dla tego dobrodusznego myśliwca na tronie był... niczem! — zauważa złośliwie pewien historyk.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wychodząc za ramy mojej powieści, zaznaczę jeszcze dla satysfakcji zawodowych wzmiankarzy i krytyków, którzy przyznają mi, że „mimo braku techniki powieściowej, daję czytelnikowi pożyteczne informacje“, iż portret pani Dubarry pędzla pani Lebrun przetrwał Rewolucję i Rzeczpospolita odmówiła niedawno sprzedania go miljarderowi amerykańskiemu, proponującemu zań bajońskie sumy. Wisi, dotąd w Luwrze — na prawo od moich krytyków z lewicy i na lewo od moich krytyków z prawicy.