Krach na giełdzie/Lata nędzy w Polsce

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Łukasiewicz
Tytuł Krach na giełdzie
Podtytuł Zarys historii kryzysów ekonomicznych
Wydawca Wiedza Powszechna
Data wyd. 1967
Druk Katowicka Drukarnia Dziełowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Lata nędzy w Polsce

W Polsce kryzys rozpoczął się równie wcześnie jak w Niemczech. Oznaki zbliżającej się katastrofy wystąpiły już w drugiej połowie roku 1928. Dotknęła ona w pierwszym rzędzie przemysłu włókienniczego i skórzanego, następnie niektórych gałęzi przemysłu hutniczego i metalowego. Stan zamówień w fabrykach zaczął się zmniejszać na wiosnę 1928 r., a spadek cen hurtowych od maja tegoż roku. Obniżka kursów akcji wystąpiła we wrześniu 1928 r., w tymże miesiącu zanotowano wzrost liczby protestów wekslowych.
W 1929 r. więc ogólna sytuacja gospodarcza w Polsce kształtowała się znacznie gorzej niż w innych państwach. I ożywienie gospodarcze w Polsce nie było tak intensywne jak w innych krajach kapitalistycznych, przez cały okres 1918—1929 produkcja nie osiągnęła poziomu z roku 1913. Poza tym wartość produkcji przemysłowej na 1 mieszkańca w 1929 r. wynosiła w Polsce 200 zł, we Włoszech natomiast 560 zł, a w Niemczech, Francji czy Anglii ponad 1200, a nawet 1800.
Spadek kursów akcji przemysłowych osiągnął w Polsce w 1929 r. stopień w żadnym kraju nie spotykany. Gdy globalna produkcja przemysłowa we wszystkich w zasadzie państwach była w 1929 r. wyższa niż w roku 1928, to w Polsce nie wykazywała prawie żadnego rozwoju, a nawet w niektórych dziedzinach zmniejszyła się. Tak więc kryzys w Polsce wystąpił właściwie najwcześniej i rozpoczął się od najniższego punktu wyjściowego w porównaniu z innymi krajami.

Spadek produkcji w Polsce
podczas kryzysu
Rodzaj produkcji Procent
spadku
Energia elektryczna — 26
Węgiel kamienny — 38
Gaz ziemny — 11
Sól — 21
Rudy żelaza — 89
Rudy cynku — 84
Surówka żelaza — 72
Stal — 61
Wyroby walcowane — 61
Cynk — 51
Cement — 65
Kwas siarkowy — 58
Superfosfaty — 17
Papier — 39
Cukier — 54
Spirytus — 61
Przędza bawełniana
i wełniana
— 23
Tkaniny wszelkie — 42

Spadek produkcji przemysłowej w Polsce należał do najwyższych na świecie. W 1932 r. była ona niższa niż w 1929 r. aż o 41% (oceny wahają się od 46 do 37%). Poszczególnych gałęzi przemysłu polskiego dotknął kryzys w niejednakowym stopniu. O 20% spadło wydobycie soli, soli potasowych, ropy naftowej i gazu ziemnego. Większe było zmniejszenie wytwarzania energii elektrycznej, wydobycia węgla oraz spadek w przemyśle tekstylnym i papierniczym. W innych dziedzinach obniżenie produkcji sięgało co najmniej 50%. Tak jak wszędzie, bardzo ucierpiało hutnictwo. Wytop stali zmniejszył się o 61%. Najciężej kryzys przeżyło górnictwo związane z hutnictwem; zarówno wydobycie rud żelaza, jak i rud cynku zmniejszyło się ponad czterokrotnie. Produkcja środków wytwarzania ogółem obniżyła się o 59%, a konsumpcyjnych o 38%.
Ustał niemal całkowicie ruch inwestycyjny. Prawie wszystkie gałęzie przemysłu nie tylko ograniczyły produkcję, lecz — na skutek nieinstalowania nowych urządzeń na miejsce zużywających się — zmniejszyły swoją zdolność produkcyjną. Jedyny wyjątek stanowił przemysł elektromagnetyczny, gdzie moc zainstalowanych turbin wzrosła. W całym okresie kryzysu zdolność produkcyjna przemysłu polskiego zmalała o ponad 9%. Uwzględniając fakt, że w tym czasie ludność Polski wzrosła o 3 miliony osób, można stwierdzić, iż spadek zdolności produkcyjnej na 1 mieszkańca wynosił około 15%.
Kryzys odbił się na całym życiu gospodarczym kraju. Kurczyły się przewozy kolejowe, które na bliższych odległościach prawie zupełnie wyparł tańszy transport konny. Ogólne przewozy kolejowe zmniejszyły się o 44%. Eksport polski obniżył się o 33%, a import do 25% stanu poprzedniego. Według wartości obrotów handlu zagranicznego, przypadającej na 1 mieszkańca, Polska znajdowała się w 1934 r. na samym końcu plejady państw europejskich.
Zmniejszenie produkcji i obrotów handlowych wpłynęło na bardzo znaczne zmniejszenie dochodowości całego przemysłu polskiego. Według oficjalnych danych zyski towarzystw akcyjnych w 1928 r. osiągnęły kwotę 164 000 000 zł. Natomiast w latach 1930—1935 przynosiły straty, które w 1932 r. sięgały 142 000 000 zł. Emisja kapitałów akcyjnych tak bardzo spadła, że w roku 1934 była ona blisko 15 razy niższa niż w 1928 r. Słabsze przedsiębiorstwa bankrutowały. W latach 1929—1932 ogłosiło upadłość blisko 2700 przedsiębiorstw.
Kryzys nie ominął także systemu kredytowego. W latach 1930—1935 zbankrutowało 111 instytucji kredytowych. Z banków tych wycofano 938 000 000 zł wkładów i kredytów. Wkłady w bankach prywatnych zmniejszyły się ponad dwukrotnie, podobnie — wkłady w Banku Polskim. Nastąpiło znaczne zmniejszenie liczby przedsiębiorstw przemysłowych i handlowych. Wiele zakładów przemysłowych stanęło. W Zawierciu unieruchomiono całkowicie jedną z największych fabryk włókienniczych w Polsce, zatrudniającą w normalnych czasach 6500 robotników. Przerwała produkcję wielka huta „Pokój”, dająca 25% ogólnopolskiej produkcji żelaza i zatrudniająca 15 tysięcy robotników oraz tysiąc pracowników technicznych i biurowych.
Liczba świadectw przemysłowych wykupionych dla zakładów przemysłowych (w kategoriach od I do VII) była w 1933 r. mniejsza niż w 1929 r. o 27%, a dla zakładów handlowych o 17%.
Aby zneutralizować wpływ kryzysu na swe dochody, kapitaliści coraz częściej wchodzili w porozumienia mające na celu takie ustalanie warunków produkcji i cen, które by mimo spadku wielkości produkcji zapewniły możliwie wysokie zyski. Stąd też w tym okresie nastąpiło znaczne przyspieszenie rozwoju wszelkich form zrzeszeń monopolistycznych: karteli, syndykatów, biur zbytu, konwencji itp. Na początku roku 1928 istniało w Polsce 77 porozumień kartelowych, w 7 lat później aż 268. Równocześnie rosła liczba karteli międzynarodowych, w których brał udział polski przemysł; w ciągu wspomnianych 7 lat ilość tych powiązań zwiększyła się z 23 do 104.
Skartelizowany przemysł w 1934 r. obejmował według danych oficjalnych 37% całej produkcji. Kartele regulowały wytwórczość i zbyt większości kluczowych artykułów przemysłowych. Ogólnopolska Konwencja Węglowa ogarniała blisko 99% produkcji węgla, Syndykat Polskich Hut Żelaznych — 100% produkcji hutniczej, kartel Banku Cukrownictwa — 90% zbytu cukru na rynku krajowym i 100% eksportu.
By zgarnąć wysokie zyski, kartele starały się utrzymać wysokie ceny na produkowane artykuły. Dlatego 1 tonę węgla (gatunek kostka I) sprzedawały kopalnie należące do Ogólnopolskiej Konwencji Węglowej za 40,5 zł, nieskartelizowane zaś — za 30,5 zł. Faktyczny koszt własny wydobycia wahał się w zagłębiu górnośląskim od 11 do 16 zł. Cena węgla w czasie kryzysu, w przeciwieństwie do zdecydowanej większości towarów, wzrosła o 11%, mimo znacznego spadku zapotrzebowania i zmniejszenia kosztów produkcji w związku z obniżką płac górników. Również cena cukru na rynku krajowym podniosła się w tych latach ze 135 do 141 zł za 100 kg. Kartel cukrowniczy natomiast faworyzował eksport; cena cukru w transakcjach eksportowych obniżyła się z 53,8 zł do 17,3 zł za 100 kg. Straty przy eksporcie musiał pokrywać polski konsument.
Klasycznym przykładem wyśrubowania ceny przez związki monopolistyczne była cena cementu. W okresie istnienia kartelu cementowego wahała się od 64 zł do 74 zł za 1 tonę. Po przymusowym rozwiązaniu kartelu w 1934 r. cena tego produktu jeszcze w ciągu tegoż roku spadła do 12,5 zł za 1 tonę. Podobną politykę cen prowadziły również inne organizacje monopolistyczne.
Ceny więc artykułów produkowanych przez przemysł skartelizowany lub w oparciu o „skartelizowane” surowce i półfabrykaty były wyższe. Poziom cen tych towarów, stanowiących znaczną część ogólnej produkcji, wpływał naturalnie na obniżenie popytu na nie i na powstawanie znacznych zapasów oraz powodował dalsze ograniczanie produkcji i zwalnianie części załóg, co z kolei pociągało za sobą dalszy spadek zapotrzebowania mas na wyroby przemysłowe. To swoiste błędne koło utrudniało w znacznym stopniu, wbrew zamiarom kapitalistów, wyjście z kryzysu.
By zapewnić sobie zyski, kapitaliści, zrzeszeni w organizacjach monopolistycznych, dążyli sami do ograniczenia produkcji i skoncentrowania jej w zakładach wytwarzających najtaniej. Inne zakłady zamykano; ich właściciele otrzymywali za to odszkodowania. Tak m.in. w 1935 r. około 80 fabryk otrzymywało tzw. postojowe, czyli opłatę za zaniechanie produkcji. Państwowa Fabryka Związków Azotowych w Chorzowie zawarła umowę z kartelem karbidowym, na mocy której zobowiązała się do przerwania produkcji karbidu. W zamian za to otrzymywała ona około 1 000 000 zł odszkodowania, kartel zaś dyktował monopolistyczne ceny zbytu tego produktu.
Ważną rolę w polskich związkach monopolistycznych odgrywał kapitał zagraniczny. Kontrolował on około 45% spółek akcyjnych istniejących w 1934 r. w Polsce, przy czym spółki owe dysponowały ponad 75% kapitałów wszystkich towarzystw akcyjnych; 51% kapitałów posiadanych przez wszystkie spółki akcyjne w 1934 r. należało do kapitału zagranicznego! Głównymi dziedzinami, którymi zawładnął ten kapitał w naszym kraju, były: górnictwo, hutnictwo, przemysł chemiczny, elektroenergetyczny i elektrotechniczny. W tych gałęziach przemysłu obce kapitały stanowiły aż 73% ogólnych kapitałów, którymi rozporządzały spółki akcyjne, przy czym kapitaliści zagraniczni kontrolowali 65% największych. Tak więc przemysł ciężki, decydujący dla rozwoju kraju, znajdował się w ręku kapitalistów zagranicznych.
Kryzys przemysłowy pociągał za sobą ogromne pogorszenie sytuacji klasy robotniczej w Polsce. Zmniejszenie produkcji łączyło się bowiem bezpośrednio ze spadkiem zatrudnienia w przemyśle. Ogółem w górnictwie, hutnictwie oraz w wielkim i średnim przemyśle przetwórczym liczba zatrudnionych zmniejszyła się z 858 tysięcy do 543 tysięcy. Dla porównania warto podać, że był to jeden z najwyższych spadków zatrudnienia na świecie, równy spadkowi zatrudnienia w USA. Najbardziej zmniejszyło się zatrudnienie w budownictwie, gdzie w 1933 r. pracowało blisko 4 razy mniej osób niż w 1928 r., bardzo znacznie (dwukrotnie) w przemyśle hutniczym, mineralnym i drzewnym oraz elektrotechnicznym.
Spadek zatrudnienia powodował wzrost bezrobocia. Liczba oficjalnie zarejestrowanych bezrobotnych wzrosła ze 126 tysięcy w końcu roku 1928 do 343 tysięcy osób w końcu roku 1933. Jednak dane te zaledwie w małym stopniu odzwierciedlają rzeczywisty wzrost bezrobocia. Tylko w przemyśle średnim i wielkim liczba robotników zmalała o 315 tysięcy osób, a przecież tracili pracę również pracownicy handlu, banków, robotnicy rolni, urzędnicy, rzemieślnicy, chałupnicy itd., przy tym co roku wchodziło na rynek pracy kilkaset tysięcy dorastającej młodzieży.
Pewną orientację o zasięgu bezrobocia daje nam narodowy spis powszechny z grudnia 1931 r., a więc z okresu kiedy nie nabrało ono jeszcze największego nasilenia. Według danych tego spisu było już 603 tysiące bezrobotnych robotników poza rolnictwem, co stanowiło 21,5% ich ogółu, poza tym nie miało pracy 78 tysięcy pracowników umysłowych, czyli ponad 12% ogólnej ich liczby. W tym samym czasie oficjalna statystyka zarejestrowała tylko 313 tysięcy bezrobotnych.
Niezależnie od wzrostu liczby całkowicie bezrobotnych, bardzo poważnie wzrosło tzw. bezrobocie częściowe. Liczba zatrudnionych w przemyśle przetwórczym w pełnym wymiarze dni obniżyła się z 87% w 1928 r. do 61% w 1932 r., przy tym 12% pracowało tylko od 1 do 3 dni w tygodniu. Częściowe bezrobocie najdotkliwiej dało się odczuć w przemyśle włókienniczym, w którym objęło przeszło 50% zatrudnionych, a także w przemysłach: metalowym, spożywczym i odzieżowym (40%). Ogólne wyobrażenie o tym problemie może dać liczba przepracowanych robotniko-godzin: w latach 1929—1933 spadła o blisko połowę, przy czym w hutnictwie i w przemyśle metalowym była ona największa.
Wzrost bezrobocia umożliwiał również przedsiębiorstwom obniżanie płac zatrudnionym robotnikom oraz intensyfikację pracy. Kapitaliści w całej pełni wykorzystywali warunki, jakie wytworzył fakt, że na każde zwolnione miejsce zgłaszały się dziesiątki bezrobotnych, gotowe podjąć się pracy za najniższą nawet opłatę. Nominalne płace godzinowe spadły w okresie kryzysu o ponad 20%. Ale szczęśliwców, których dochody pieniężne zmalały tylko o 20%, było niewielu. Nawet tym, którzy pracowali pełny tydzień, zmniejszano liczbę przepracowanych godzin. Ponieważ robotników opłacano albo od akordu, albo według stawek godzinowych, skrócenie tygodnia pracy oznaczało zmniejszenie przeciętnych zarobków. Z drugiej strony, wobec rozszerzania się bezrobocia, stale wzrastała liczba osób, które musiały utrzymać siebie i niepracujących członków rodzin z malejącej sumy zarobków. Dobitnym wyrazem spadku dochodów robotniczych był fakt, że sumy wypłacone robotnikom w wielkim oraz średnim przemyśle były w 1933 r. mniejsze o 60% niż w 1929 r. i chociaż ceny artykułów żywnościowych obniżyły się, realna wartość wypłaconych kwot zmniejszyła się aż o ponad 42%.
Ogólny spadek dochodów realnych świadczył o znacznym i szybko postępującym zubożeniu proletariatu, a więc i obniżaniu poziomu życia. Najbardziej tragiczne było położenie bezrobotnych. Zasiłek otrzymywali oni tylko od 13 do 17 tygodni w ciągu roku i tylko pod warunkiem uprzedniego przepracowania 20, a później 26 tygodni. A przecież w okresie kryzysu o pracę było bardzo trudno! Ponadto pomoc taką mogli otrzymać tylko robotnicy pracujący w zakładach zatrudniających ponad 5 robotników, gdyż jedynie w tej kategorii przedsiębiorstw istniało przymusowe ubezpieczenie na wypadek bezrobocia. Stąd też liczba otrzymujących zasiłki była niewielka i stale malała, w latach 1931—1933 ze 150 tysięcy do 65 tysięcy osób. Oznaczało to, że procent oficjalnie zarejestrowanych bezrobotnych otrzymujących zasiłki wynosił w 1931 r. blisko 48%, a już w 1933 r. spadł do niecałych 19%!
Około 80% tych nieszczęśników wegetowało, korzystając z pomocy społecznej i żebraniny, chwytając się najprzeróżniejszych zajęć dorywczych. Bardzo wielu musiała wystarczyć pomoc społecznego Funduszu Pomocy Bezrobotnym: zupa na obiad i 25 dkg chleba na dzień, czasem dla kilkuosobowej rodziny.
Znany przedwojenny dziennikarz, Konrad Wrzos, pisał: „W kolejce do kuchni, która wydaje obiady bezrobotnym, już od południa jest rojno i gwarno. Ludzie śpieszą z kubełkami, wiadrami, garnkami i bańkami (widziałem także bańki po oliwie samochodowej) po swoje obiady. Byłem w kolejce dwa razy. Raz wydawano krupnik i kromkę białego chleba, kiedy indziej grochówkę z kromką chleba sitkowego. Skarżono się na małe racje.”[1]
Gdzie indziej wydawano suchy prowiant: 75 dkg słoniny, 18 kg mąki żytniej i 9 kg mąki pszennej miesięcznie dla bezrobotnego. Obliczano, że przeciętne wydatki miesięczne na 1 osobę w rodzinie bezrobotnego wynosiły wówczas 19 zł, gdy tymczasem analogicznie w rodzinie urzędniczej w Warszawie — 128 zł. W tym samym czasie 1 kg chleba żytniego kosztował 42 gr, a 1 kg masła — 4 zł. Trzeba przy tym pamiętać, że owych 19 zł na miesiąc wydawał bezrobotny na: utrzymanie, odzież, obuwie, na bardzo wysokie wówczas komorne i oświetlenie.
Za najskromniejszy lokal jednoizbowy trzeba było płacić w Warszawie co najmniej 14 zł miesięcznie. Bezrobotni więc nie mogli często zapłacić komornego, nierzadko usuwano ich z mieszkań na ulicę. Wrzos pisze, że tylko w Warszawie „ostatniej zimy [1932/1933] usunięto z mieszkań na podstawie wyroków eksmisyjnych blisko 3 tysiące osób. Byli to lokatorzy przeważnie małych mieszkań”[2]. Wszyscy biedniejsi ludzie mieszkali w bardzo ciężkich warunkach lokalowych. W 1933 r. w Polsce przeciętnie na 1 izbę przypadało aż 4,4 osoby. W Warszawie aż 66% mieszkań stanowiły jedno- i dwuizbowe (39% jednoizbowe).
Ankieta Instytutu Gospodarstwa Społecznego, która objęła w 1932 r. 100 rodzin bezrobotnych w Warszawie, stwierdziła, że w 95% na 1 izbę przypadało co najmniej 4 osoby, przy tym w 57% jedną izbę zamieszkiwało 6 osób i więcej, a średnio aż 6,5 osoby.[3]
Na podstawie ankiety Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej natomiast stwierdzono, jak spali bezrobotni zimą 1931/1932 r. w Warszawie. Tylko 17% osób spało w łóżku w pojedynkę, 40% w dwie osoby, 34% osób spało w łóżku co najmniej w 3 osoby, a reszta, 9%, nie spała w łóżkach, lecz na siennikach, krzesłach, kufrach itp.[4] Oto wypowiedź jednej z tych najgorzej mieszkających osób: „Mieszkanie nasze ma 3 m długości i 2,5 m szerokości; babka z synem i wnuczkiem, ja z mężem i 3 dzieci i jeszcze 2 lokatorów. Gnieździmy się z mężem i dziećmi w jednym łóżku, a co cierpimy, sam Bóg wie. Dzieci wyglądają, jak gdyby z martwych powstały, niczym jak te śledzie powyjmowane z beczki.”[5]
W Warszawie powstało 11 domów noclegowych, gdzie biedacy mogli za niską opłatą otrzymać miejsce do spania, lecz wkrótce nastąpiło ich przepełnienie. W domu noclegowym przy ulicy Dzikiej w dwóch wielkich salach, które normalnie mogły zmieścić 300 osób, na wiosnę 1933 r. „spało na drewnianych narach w trzech kondygnacjach, na pryczach, na podłodze, na parapetach okien około tysiąca osób”. W kwietniu 1933 r. „w bramach domów, wśród nocy, pod łodziami nad brzegami Wisły, na przystaniach i w kabinach plażowych śpią bezdomni. Można ich spotkać na ławkach w Alejach albo we wnękach domów i na klatkach schodowych, na strychach i w piwnicach, do których zakradali się przed zamknięciem bram”[6].
Wstrząsający obraz sytuacji bezrobotnych przedstawiają ich pamiętniki, wydane w 1933 r. Oto wyjątek z nich; dotyczy robotnika ze Śląska: „Żyję, więc jeść muszę, i oto moje pobory dyrektorskie za rok 1931: 6 razy (miesięcznie) po złotych polskich 10, więc 60, 4 razy po złotych 5, więc 80, raz po złotych 3, więc razem 83! Dwunasty miesiąc uciekł cioci Dobroczynności z kalendarza, suma — — zł 83 bez groszy na dni 365!!! Jestem też wobec tego odpowiednio syty i gruby, ważę coś około 100 funtów. Mam więc nieźle i brakuje mi tylko karabinu, by się sam zastrzelić.”[7]
Bezrobocie koncentrowało się naturalnie głównie w okręgach przemysłowych. W Sosnowcu około 25% ludności musiało żyć z pomocy opieki społecznej. W najgorszej chyba sytuacji znalazło się Zawiercie. W lutym 1933 r. było tam oficjalnie zarejestrowanych blisko 8 tysięcy bezrobotnych, co wraz z rodzinami czyniło 24 tysiące osób, a oznacza to, że 75% całej ludności Zawiercia pozostawało na utrzymaniu opieki społecznej. Był to przede wszystkim rezultat całkowitego unieruchomienia wspomnianych już zakładów włókienniczych towarzystwa akcyjnego „Zawiercie”. Podobna sytuacja istniała w innych fabrykach. Symbolem kryzysu w Zawierciu stało się zamknięcie sklepu spożywczego i otwarcie w tym samym lokalu sklepu z trumnami, jedynym artykułem, na który wzrosło zapotrzebowanie.
Wrzos, który odwiedził Zawiercie właśnie w lutym 1933 r., pisał: „34 obwód jest jedną z najsmutniejszych dzielnic Zawiercia. Dzielnica ta nazywa się Argentyna. Jak Warszawa ma Pragę i Annopol, tak Zawiercie ma swoją Argentynę. Ale żadne chyba miasto w Polsce, poza Łodzią, która ma swoje Bałuty, nie ma takiej drugiej Argentyny...
Chcieliśmy zobaczyć jeden z domków w Argentynie. Opiekun 34 obwodu zaprowadził nas do jednego z domków przy ul. Polskiej. W domu tym mieszka 9 rodzin. Odwiedzamy wszystkie po kolei. Na parterze mieszka duża rodzina, rodzice z córkami, zięciami i wnukami. Zajmuje pokój i przedpokój. W jednym pokoju śpi 11 osób. Stoi tu 3 łóżka i kołyska. W kołysce tej śpi dziecko zięcia gospodarza. Dziecko to ma 5 miesięcy. Maleńka kruszyna domaga się pokarmu. Matka nie może go dać. Jej pożywienie składa się z kartofli i wody...
Na drewnianym półpiętrze, którego podłoga i sufit zrobione są z desek, mieszka p. Stanisław. Duży pokój, do którego wchodzimy, zamieszkuje 8 osób; p. Stanisław z żoną z sześciorgiem dzieci; dwoje jest dorosłych. P. Stanisław pracował na robotach publicznych. Wszystko, co oszczędził, wydał. Dziś nie ma nawet za co kupić butów dzieciom. Właśnie stoi przed nami dwóch małych chłopców bez butów... [jego 4-letni synek] Kazio wielu rzeczy nie widział jeszcze. Nie widział na przykład cukru.”[8]
W innym mieszkaniu „żona p. Juliana mówi, że z sześciorga dzieci, pięcioro gdy się tylko podchowało, to umarło. Pozostał tylko mały [6-letni] Adamek. Adamek też powinien się dobrze odżywiać...
— A mleko kiedy piłeś? — pytam małego rozmówcę.
— Nie pamiętam.
— Przypomnij sobie.
Adamek zastanawia się, widać, że jego myśl pracuje.
— Chyba od zeszłego lata — odpowiada.”[9]
Kryzys w Polsce był dla klasy robotniczej bardziej dotkliwy niż na zachodzie Europy czy w Ameryce Północnej, ponieważ spadały jej dochody, które już przed tym były o wiele niższe niż w tamtych krajach. Według danych Międzynarodowego Biura Pracy w 1929 r. zarobki robotników polskich, mimo ich statystycznego zawyżenia, kształtowały się zdecydowanie gorzej niż w innych krajach. Płace robotników w Niemczech były wyższe niż w naszym kraju o ponad 60%, w Holandii — o 70%, w Anglii — o 200%, w Szwecji i Danii — o blisko 250%, w Kanadzie — o 400%, a w Stanach Zjednoczonych robotnicy zarabiali 500% więcej. Jak więc widać nawet większy spadek płacy w tych krajach nie spychał robotnika do takiego poziomu, jaki istniał w Polsce i podobnych jej krajach. Jeżeli chodzi o spożycie Polska również zajmowała jedno z ostatnich miejsc w Europie, natomiast — niestety — pierwsze, jeżeli chodzi o tempo spadku owego spożycia w okresie kryzysu.

Przeciętne roczne spożycie artykułów żywnościowych 1 dorosłego mężczyzny
w rodzinach robotniczych (w kg) w latach poprzedzających kryzys
Artykuł żywnościowy Polska Niemcy Belgia
Chleb żytni 159,2 85,8 1,2
Mąka, kasza i strączkowe 44,5 24,5 15,1
Okopowe i jarzyny wszelkie 243,3 191,5 270,2
w tym kapusta 23,3 15,7 11,0
Mięso i wyroby mięsne 36,2 42,6 42,4
Cukier i słodycze 21,3 24,4 24,8
Tłuszcze wszelkie 16,3 25,9 38,0
w tym masło 2,4 5,9 18,1
Ryby 4,6 6,6 9,2
Mleko 83,5 154,2 154,1
Ser 1,8 4,8 5,5
Jaja 3,2 8,7 11,3
Chleb pszenny 19,3 20,2 201,7
Owoce wszelkie 9,2 32,0 22,3
Herbata, kawa, kakao 0,6 1,9 6,9

Polski robotnik spożywał rocznie przeciętnie 21,3 kg tłuszczów, sera i jaj, gdy w Niemczech 39,4 kg, a w Belgii 54,8, a samego masła, sera i jaj tylko 7,4 kg, gdy w wymienionych krajach odpowiednio — 19,4 i 34,9. Natomiast chleba żytniego, ziemniaków, kapusty, mąki, kasz i strączkowych robotnik w Polsce spożywał 429,5 kg, w Niemczech 279,6, w Belgii 254,5 kg.
O poziomie konsumpcji artykułów przemysłowych najlepiej świadczy fakt, że średnie zużycie roczne prądu elektrycznego w latach 1927—1931 wynosiło w Polsce 84 kWh na 1 mieszkańca, gdy w Niemczech 441, w Belgii 490, a w Szwecji 773 kWh, przy czym w Polsce to nawet tak niskie spożycie w latach kryzysu znacznie spadło. Roczna konsumpcja cukru na 1 mieszkańca obniżyła się w latach 1929—1933 z 11,9 do — 8,6 kg (w województwach wschodnich — z 5,9 do 4,0 kg), zapałek z 1127 sztuk do 466 sztuk (niewiele ponad 1 zapałkę dziennie! dlatego je dzielono), sprzedaż węgla kamiennego na opał domowy spadła ponad dwukrotnie.

Dochód społeczny na 1 mieszkańca[10]
Państwo Rok 1929 Rok 1932 Spadek
dochodu
w złotych w stosunku
do Polski
w złotych w stosunku
do Polski
Polska 830 100 472 100 — 43% 
Łotwa 1043 126 674 143 — 35% 
Norwegia 1870 225 1102 234 — 41% 
Dania 2501 301 1586 336 — 35% 
Francja 2081 251 1727 366 — 17% 
Niemcy 2552 308 1515 321 — 41% 
Wielka
Brytania
4577 551 2876 609 — 37% 
USA 5700 687 3426 729 — 40% 

Najdobitniejszym wyrazem nędzy polskich mas pracujących w ogóle, a w czasie kryzysu w szczególności, jest dochód narodowy przypadający na 1 mieszkańca. Może on służyć za skondensowany miernik dobrobytu społeczeństwa. Podczas gdy w roku 1929 dochód narodowy w Polsce wynosił 26 000 000 000 zł, to do roku 1935 obniżył się do 12 500 000 000, a przecież ludność Polski się zwiększyła. Już przed kryzysem społeczny dochód przypadający na 1 mieszkańca kształtował się w Polsce bardzo nisko; był 3 razy mniejszy niż w Niemczech czy Danii, 5 i pół raza niższy niż w Anglii. W czasie kryzysu spadek dochodu społecznego w Polsce był jednym z najwyższych na świecie! Stąd też przepaść, dzieląca pod tym względem Polskę od krajów Zachodu, zwiększyła się jeszcze. W 1932 r. dochód ten był w Polsce już 6 razy niższy niż w Anglii; kiedy w 1929 r. dochód społeczny na 1 mieszkańca był na Łotwie o 24% większy niż w Polsce, to w 1932 r. już o 44%.
Pamiętać musimy, że spadek dochodu społecznego odbił się głównie na masach pracujących. Nastąpiły dalsze niekorzystne dla nich przesunięcia w podziale dochodu narodowego, co jeszcze bardziej pogłębiło rozpiętość między bogactwem a nędzą. Jeżeli w 1929 r. wydatki miesięczne czteroosobowej rodziny robotniczej wynosiły przeciętnie 265 zł, to 4 lata później już tylko 135 zł, czyli około 50%. Natomiast konsumpcja czteroosobowej rodziny z grupy „żyjących z wolnych zawodów” spadła w tym samym czasie z 1300 do 800 zł, czyli o niecałe 40%. Oznacza to, że gdy przed kryzysem konsumpcja rodziny robotniczej kształtowała się na poziomie blisko 5 razy niższym, to w końcu kryzysu była niemal 6 razy niższa niż konsumpcja rodzin z grupy „żyjących z zysku” i „wolnych zawodów”.
Urzędnikom na wysokich stanowiskach kryzys niewiele zaszkodził. Dyrektor naczelny „Huty Pokój”, Lewalski, otrzymujący 116 000 zł pensji miesięcznej, czyli tyle co tysiąc robotników, po zamknięciu huty dostał setki tysięcy odszkodowania. „Przy 165 stołach »Adrii«, przy »Złotym Barze« i przejściach siedziała i stała publiczność, tamując drogę 60 rozbieganym kelnerom, 18 co najlepszych muzyków na 2 zmiany, od wczesnego wieczoru do białego rana dmie bez przerwy w klarnety i trąby, wali w bębny i 2 fortepiany.”[11]
Tymczasem nędza dokonywała coraz większych spustoszeń wśród głodujących bezrobotnych. W miastach szerzyła się gruźlica i inne choroby, samobójstwa, kradzieże i napady. W Zawierciu i na łódzkich Bałutach 90% ludności cierpiało na niedomogę płuc. Rosła prostytucja. W Łodzi w styczniu 1929 r. pod kontrolą sanitarną znajdowało się 174, a 4 lata później już 498 kobiet. Większość w tej liczbie stanowiły kobiety od 16—19 lat, zwolnione z pracy służące i zredukowane inne pracownice.
Równocześnie wzrosła ilość przestępstw. Tylko w latach 1929—1932 liczba tzw. przestępstw pospolitych na terenie Polski zwiększyła się o ponad 23%, przy tym liczba kradzieży z włamaniem o blisko 50%! Na terenie województwa łódzkiego ilość popełnionych przestępstw pospolitych podniosła się w tym samym czasie o blisko 33%. Zapełniały się więzienia. W dniu 1 stycznia 1929 r. znajdowało się w nich 25 tysięcy osób, a 1 stycznia 1935 r. blisko 56 tysięcy. Duża ilość tych przestępstw wynikała po prostu z nędzy. Sądzona za kradzież robotnica z Zawiercia powiedziała w sądzie: „Wszystko mi jedno, jaki zapadnie wyrok, to tylko wiem, że po wyjściu z tej sali czy też z więzienia znowu będę kradła węgiel i będę go sprzedawała, aby żyć i przy życiu utrzymać rodzinę, gdyż fabryka zamknięta, pracy nigdzie dostać nie mogę.”[12]
Kryzys uderzył też mocno w rzemieślników i drobnych kupców. Pauperyzacja robotników i chłopów poderwała bezpośrednio rzemiosło i drobny handel. Pozbawieni pracy robotnicy i urzędnicy nieraz wkładali w drobny handel resztki swych oszczędności i sumy uzyskane ze sprzedaży niewielkiego dobytku. Położenie materialne rzemieślników i drobnych kupców zbliżone było podczas kryzysu do stanu bezrobotnych. Według oficjalnych danych najczęstszy tygodniowy zarobek rzemieślnika wynosił w 1933 r. zaledwie 12 zł, a robotnika pracującego w przemyśle przetwórczym około 18 zł. Sprawa to istotna, gdyż zatrudnienie w rzemiośle było większe niż w całym wielkim i średnim przemyśle. Ogólne dochody rzemiosła w czasie kryzysu spadły ponad dwukrotnie.
Istniało bardzo znaczne bezrobocie wśród pracowników rzemiosła. Już w końcu 1931 r. ponad połowa pracowników szewskich, blacharskich, kapeluszniczych, kotlarskich, brązownictwa, fotografii, kołodziejstwa, tapicerstwa, zegarmistrzostwa, czapnictwa i kuśnierstwa nie miała pracy. Sytuację ich pogarszał fakt, iż rzemiosła, podobnie zresztą jak handlu, nie obejmowały zorganizowane ubezpieczenia na wypadek bezrobocia.

Kryzys dotknął także nauczycieli i urzędników. W dużej mierze wiązało się to z sytuacją, w jakiej znalazł się skarb państwa. Dochody budżetowe państwa skurczyły się znacznie wskutek spadku obrotów w przemyśle i handlu, a także dużego wzrostu zaległości podatkowych. Wpływy zmalały znacznie bardziej niż wydatki. Już od roku 1931 trwał deficyt budżetowy, który stale się powiększał. Wyrazem ciężkiej sytuacji finansowej państwa było także zmniejszenie się o 37% zapasów złota monetarnego w Banku Polskim. Jeszcze bardziej zmalały zapasy walut zagranicznych, bo aż dwudziestopięciokrotnie. Te fakty zmuszały do
Spadek produkcji przemysłowej świata kapitalistycznego podczas kryzysów w latach 1873—1959
zmniejszenia wydatków. Zaledwie w niewielkim stopniu ograniczono wydatki na armię; w roku budżetowym 1933/1934 były mniejsze niż w roku 1928/1929 tylko o 10%, gdy wszelkie inne — o blisko 26%.

Zaczęto systematycznie obniżać pensje urzędnikom i nauczycielom. Przeciętne pobory pracownika umysłowego obniżyły się z 352 zł do 261 zł miesięcznie, a najczęstsza pensja spadła z 260 do 145 zł. W tym samym czasie najczęstsza płaca ogółu robotników obniżyła się do 60 zł. Gdy w 1930 r. tylko 24% pracowników umysłowych otrzymywało pensję niższą niż 180 zł miesięcznie, to w 1934 r. takich pracowników było aż 45% (wśród robotników 53% zarabiało na miesiąc mniej niż 75 zł).
Znacznie ograniczono wydatki na oświatę. Doprowadziło to do poważnego wzrostu liczby dzieci pozostających poza szkołą powszechną. Gdy w roku szkolnym 1928/1929 liczba tych dzieci wynosiła 5% w stosunku do ogółu dzieci, to w 1934/1935 aż 11% (w województwach wschodnich — ponad 25%). Równocześnie liczba uczniów średnich szkół ogólnokształcących i szkół kształcenia nauczycieli spadła aż o 27%.
Kryzys w Polsce miał więc szczególnie niszczycielski charakter. Wybuchł bardzo wcześnie, trwał szczególnie długo, był bardzo głęboki. Przy tym rozpoczął się od najniższego punktu wyjściowego w porównaniu z innymi krajami, dlatego pogłębił zacofanie i nędzę. Fakt, że w 1932 r. produkcja przemysłowa w naszym kraju wynosiła tylko niewiele więcej niż połowę produkcji z 1913 r. (na tym samym obszarze), stanowi najdobitniejszy tego dowód.
Tak przebiegał największy i najdłuższy kryzys ekonomiczny w dziejach świata. Był nieporównanie głębszy niż wszystkie poprzedzające go. W czasie jego trwania światowa produkcja przemysłowa (bez ZSRR) spadła o ponad 36%, a największy dotychczasowy spadek, w czasie kryzysu 1921 r., wynosił „zaledwie” 11,5%. Wytop stali zmniejszył się aż o 61% (w 1921 r. — 39%) i cofnął się do poziomu z 1905 r. Wytop surówki zmalał do poziomu z 1898 r. W przededniu kryzysu było 6 milionów bezrobotnych. Liczba ta, powiększona o robotników nie mających stałego zarobku, doszła w czasie kryzysu do 30 milionów.
Po wielkim i długotrwałym kryzysie rozpoczęła się w świecie kapitalistycznym przewlekła depresja. Ciągnęła się przez lata 1933, 1934 i 1935. Ogólna produkcja przemysłowa świata kapitalistycznego rosła w tych latach powoli i dopiero w 1935 r. doszła do poziomu z 1930 r. Obroty handlu zagranicznego osiągnęły dno w 1934 r., a w rok później były niewiele wyższe. Stan zatrudnienia nie wrócił do poziomu przedkryzysowego. Światowy wskaźnik zatrudnienia jeszcze w 1935 r. był niższy o 12% od poziomu z roku 1929 r., wskaźnik ogólny bezrobocia natomiast w końcu 1935 r. przewyższał dwukrotnie wskaźnik z roku 1929.
Do krajów, które z trudem przezwyciężały kryzys, należały państwa całej Ameryki. W Stanach Zjednoczonych produkcja przemysłowa w 1935 r. była niższa o ponad 24% niż w 1929 r., w Ameryce Południowej i środkowej zaś produkcja podstawowych artykułów nierolniczych pozostawała wciąż jeszcze o ponad 19% w tyle w porównaniu z 1929 r. Bezrobocie też zmalało tylko w niewielkim stopniu. W Stanach Zjednoczonych odsetek całkowicie bezrobotnych wśród członków związków zawodowych zmniejszył się tylko z 24 do 18%, a odsetek częściowo bezrobotnych nawet wzrósł z 21 do 22%.
O wiele niższą produkcję przemysłową w 1935 r. niż w 1929 r. miały niektóre kraje Europy zachodniej: Francja, Holandia i Belgia, a w Europie środkowej Polska, Czechosłowacja i Austria. We Francji na rok 1935 przypadło dno kryzysu. W Holandii przez lata 1932—1935 produkcja i zatrudnienie utrzymywały się prawie na jednakowym poziomie. O sytuacji w Polsce świadczy fakt, że do 1935 r. włącznie zatrudnienie wzrosło zaledwie o 5% w porównaniu z 1933 r., kiedy jego poziom był najniższy i było o 22% mniejsze niż w 1929 r. Według oficjalnych danych liczba bezrobotnych nadal rosła, przy tym blisko 31% zatrudnionych pracowało niepełny tydzień.
Jedynym wielkim europejskim krajem przemysłowym, w którym uzyskano w 1935 r. wyższy niż w 1929 r. wskaźnik produkcji przemysłowej i zatrudnienia, była Wielka Brytania, ale poziom z 1929 r. nie należał do specjalnie wysokich. Dość znaczny natomiast wzrost produkcji przemysłowej wykazywała Japonia. Ogólnie — obie Ameryki i Europa nie osiągnęły w 1935 r. poziomu przedkryzysowego.





  1. K. Wrzos, Oko w oko z kryzysem, Warszawa 1933, s. 24.
  2. Tamże, s. 324.
  3. A. Minkowska, Rodzina bezrobotna, Warszawa 1935, s. 77.
  4. M. M. Balsigerowa, Społeczne skutki bezrobocia wśród pracowników fizycznych m. st. Warszawy, Warszawa 1932, s. 34.
  5. A. Minkowska, Rodzina bezrobotna, s. 82.
  6. K. Wrzos, Oko w oko..., s. 323.
  7. Pamiętniki bezrobotnych, Warszawa 1933, s. 485.
  8. K. Wrzos, Oko w oko..., s. 167—170.
  9. Tamże, s. 164—165.
  10. Cz. Klarner, Dochód społeczny wsi i miast w Polsce w okresie kryzysu gospodarczego 1929—1933, Lwów 1937, s. 40.
  11. K. Wrzos, Oko w oko..., s. 322.
  12. Cyt. za „Robotnik” z dnia 27 I 1932 r.





Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.