Krytyka (Lemański 1906)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lemański
Tytuł Krytyka
Pochodzenie Nowenna
Wydawca Książnica Polska
Data wyd. 1906
Druk Piotr Laskauer i Sp.
Miejsce wyd. Warszawa — Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LXXVI.



Jeden tworzy, drugi krzyka.
Na to głównie jest krytyka,
Że nie czyniąc, w czyny wnika.

Ogólnik do ogólnika,
Pisarzy się style styka:
Tak powstaje stylistyka.

Dzieła męzkie i kobiece
Ma się w swojej bibliotece,
Na policach, w biurku, w tece.

Jak takt każe i taktyka.
Etyka i gramatyka —
Chwali się, lub zło wytyka.

Autor — papierośnicę;
Autorka — wdzięczne lice
Okazują tej krytyce.

A krytyk pisze stronice,
I rozwija wciąż granice...
W dochodowej swej rubryce.





LXXVII.



Autor życie swe przepala,
A krytyka życie — gala,
Bo krytyk w życiu mądrala.

Autor życie ma zepsute,
Powichrzone, zżarte, strute.
Ja na inną zagram nutę.

Wybrałem ja fach krytyczny,
Społeczniczy i etyczny,
Zyskonośny, łatwy, śliczny.

Takiej trzymam się wytycznej,
By w profesyi mej krytycznej
Nie zejść z drogi kanonicznej.

Takim rządzę się statutem:
Czapkuję przed dóbr atutem,
Bo „dobro“ jest absolutem.

Takich zapatrywań skala
Ku mnie skłania i zniewala
Fawory bożka Baala.





LXXVIII.



Bez rymów, (to dochód kurczy),
Lecz w sposób moneto­‑twórczy,
Piszę krytyki, aż furczy.

Życia prywatne ziarenka
Na studyów niżę krosienka.
Należy mi się podzięka.

Stwierdzam, że autor ćmi, pluje,
Chodzi, je, pije, miłuje —
Słowem, jak zwykli burżuje.

Rzucam poglądy te zdrowe,
Bo czytelniczki gotowe
Za autora dać głowę.

Dla takiej entuzyastki
Zda się, że autor powiastki
To z nieba chwyta już gwiazdki.

Tymczasem, poznać ich bliżej —
Tych pięknych rymów szlifierzy —
Nie lepiej żyją od zwierzy.





LXXIX.



Twórz pan, twórcze przechodź burze;
Bunty knuj przeciw naturze;
Śpiewaj, maluj, rzeźb w marmurze!

Że się bawisz rymem­‑cackiem,
Mam przed tobą padać plackiem
W sprawozdaniu literackiem?

My, krytycy, dobrze znamy
Wszystkie wasze twórcze kłamy,
Stylów szychy, rymów kramy.

Bo i myśmy się — bywało —
Twórczym dawali nieść szałom.
Tylko jakoś to skapiało.

Opatrzyliśmy się w porę,
Że to jest niezdrowe, chore,
I dziś poszlim krytyk torem.

Kierujemy na was oko,
Patrzym: czy nie za wysoko
Wyfruwacie ku obłokom.





LXXX.



Raz artykulik ukułem
Twórczy, dzielny, z tym tytułem:
„Sztuka wyższa nad szkatułę.“

Napisałem, do kaduka,
Że treścią życia jest... sztuka.
(Czasem człowiek guza szuka).

Redaktor zrazu przeoczył,
Ale później coś się boczył,
Gdy artykuł się wytłoczył.

— Pan mi się rozapostola
O sztuce tu? — mówi — Hola!
Masz pan dbać o dóbr zapola!

— Nie?.. Ha, łatam w szpaltach lukę
I artykuł drugi tłukę:
„Szkatuła wyższa nad sztukę.“

Lepiej mijać niezgód rafy
Z redaktorem, panem lafy.
(Takie to z drukiem są trafy).





LXXXI.



Co tam wszelkie idej sploty!
Światem rządzą, panie złoty,
Nie idee, lecz — przedmioty.

Choćby lśnił, jak złota wstążka,
Styl twój, ale zawsze książka
Mniej jest warta od pieniążka.

Ktoś dochrapał się książczyny,
Myśli, że to wielkie czyny,
Że świat wykoleją z szyny.

Proszę pana dobrodzieja,
Świat, w którego leżę dnie ja,
Żadna myśl nie wykoleja.

Drwię z ideowych pobudek.
Mam realny swój ogródek,
Pełen wygód i wygódek.

Jak rozsądny ogół, żyję.
Teoryjki, teorye —
Lećcie na złamaną szyję!





LXXXII.



Autor cóż jest? — gladyator,
A ja krytyk? — gry taksator.
Autorze, wychodź na tor.

Tyś amor, a ja — amator;
Tyś opus, ja — operator;
Ty jesteś zdrój, a ja — zator.

Twoja dola trudna, kręta,
A moja prosto wytknięta:
Otamowywać talenta.

Tyś niwa, jam — niwelator;
Tyś bóg form, jam informator;
Tyś wizya, jam — wizytator.

Autorzy, niebożęta —
Nieraz to chodzi bez centa:
A ja — składam na procenta.

Czem być? Gdzie większa ponęta?
Kto ma w życiu więcej święta?
Chyba kwestya rozstrzygnięta.





LXXXIII.



Ze czci dla belfrów już wystygł;
Już nie czytuje stylistyk;
Na byt realny plwa — mistyk!

Poetą został. To znaczy
Nas wszystkich ma za smarkaczy...
On nam coś stworzy inaczej!

— Wy ciemni! — woła nam, — więc ja
Wskażę, gdzie bytu esencya...
He, he, he, he!.. Dekadencya!

Być z cnót społecznych wyzutym,
I w sobie grzęznąć, o — póty:
To są te ich absoluty!

Zresztą, nie nowe odkrycie.
Wiem. Lecz wprowadzać je w życie —
To jest herezya w zenicie!

Wiedz! Czytaj! Myśl po anielsku,
Lecz i pamiętaj o cielsku,
Żyjąc po obywatelsku!





LXXXIV.



Znałem jednego autora.
Dusza dziwaczna, czy chora.
Badałem tego potwora.

Analityczne szydełko
Tkałem weń i w jego dziełko;
Poznałem każde ździebełko.

Lecz mimo tych‘em metodek
Nie dociekł, gdzie ten wyrodek
Miał swój talentu ośrodek?

My, inni: ten przy kobiécie;
Ten sport uprawia; ten picie:
On — nic, nic... Nudzi go życie.

Opętała go chimera;
Samotny, w siebie się wżera;
Nas ma, krytyków, za zera.

Żył, jednem słowem, szkaradnie!
Lecz talent miał. Ha, któż zgadnie
Poetyczności wykładnię?





LXXXV.



Poetyczny los ubogi?
W dusznej izbie dzieł połogi?
Samotniczość?.. Boże drogi!

Poetyczność odszczepieńcza!
Nierozumna i szaleńcza!
Zdrowie szarpie, dech wycieńcza!

Muza staje się wampirem!
Strofy zalatują kirem!
Wreszcie śmierć rozstraja lirę.

Dosyć! Wskrześnij! Rzuć odludność!
Pójdź w balową gwarność, ludność!
Pij oddechem ciał przecudność!

Nad sonety, nad eklogi,
Milsze życia są rozłogi!
Szkoda psuć ich na satyrę!

Życie nie jest monastyrem.
Świeci tyle ócz szafirem...
Ah, s‘ily a lieu d‘écrire?




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lemański.