Krzyżacy (Samsonowicz, 1988)/Biała i czarna legenda Krzyżaków
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Krzyżacy |
Rozdział | Biała i czarna legenda Krzyżaków |
Wydawca | Polskie Towarzystwo Historyczne; Agencja Omnipress |
Data wyd. | 1988 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W dziejach świata mało kto budził tak rozbieżne emocje i tak różne opinie wśród współczesnych i potomnych jak Fratres Hospitalis sanctae Mariae Theotonicorum Ierosolimitanorum zwani Ordo Theotonicorum, czyli zakonem krzyżackim. Przez 300 lat (od początku XIII w. do początku XVI w.) byli obecni w życiu politycznym i gospodarczym Europy. Skutki ich działalności okazały się jednak trwalsze. Legenda o nich stała się częścią składową świadomości narodowej Niemców, Polaków, Litwinów. Stworzyła stałe stereotypy historiografii różnych krajów Europy. Do dziś niemal – acz historycy Niemiec i Polski wiele robią dla przezwyciężenia tych sądów – termin „Krzyżacy” wywołuje różne skojarzenia. Bądź jest symbolem walki o wyższe idee, misji cywilizacyjnej, znakomitej organizacji państwowej, bądź symbolem zła, nienawiści, zaborczości, pychy i obłudy, przy czym niekiedy podziały te biegną w poprzek granic etnicznych, jak to miało i ma miejsce na terenie Niemiec.
Jak każde ważne zjawisko historyczne, legenda Krzyżaków miała dwie fazy. Pierwsza powstała w czasach, kiedy bieżąca działalność Zakonu wywoływała rozbieżne sądy. Druga, trwająca do chwili obecnej, stanowi skutek spoglądania na historię przez pryzmat dnia dzisiejszego. Legenda Krzyżaków w tym przypadku staje się źródłem wiedzy nie o wydarzeniach dawnych, lecz współczesnych, świadczy o potrzebach ludzi, szukających w historii potwierdzenia swoich działań.
Opinie rozbieżne na temat Krzyżaków zaczęły się kształtować niemal od momentu powstania tego nowego niemieckiego zgromadzenia zakonnego na terenie Królestwa Jerozolimskiego podczas III wyprawy krzyżowej (1189–1192). Już w czasie jej trwania pojawiły się różne sądy o krzyżowcach mające swe przedłużenie w późniejszej historiografii.
Czy krucjaty były efektem entuzjazmu religijnego mieszkańców Europy, czy skutkiem chciwości połączonej z fanatyzmem? – Jak wszystkie krańcowe oceny, tak i te nie wydają się trafne. Różnorodne przemiany gospodarcze i społeczne doprowadziły do wzrostu ruchliwości ludzi szukających czy zmuszonych do poszukiwania nowych form działalności. Nie jest przypadkiem, że znaczna część ich energii skierowała się ku celom związanym z wartościami wyższymi (prawdą, dobrem, sprawiedliwością), ukształtowanym zgodnie z przekonaniami religijnymi. Nie jest też niczym dziwnym, że pod hasłami krucjat podpisywali się ludzie najróżniejszego autoramentu, którzy szukali rozlicznych możliwości zabezpieczenia swego losu.
Cechą charakterystyczną tego okresu była rosnąca w Europie rola rycerstwa. Wchodziły w jego zakres różne grupy: książąt, większych i mniejszych właścicieli ziemskich, drobnych wolnych posiadaczy. Liczną grupę stanowili ubodzy rycerze, włodycy, panosze – nierzadko będący w służbie potężniejszych monarchii czy wielkich seniorów, pauperyzujący się i za wszelką cenę zmierzający do utrzymania swego statusu życiowego. W pierwszej połowie XII w. największy autorytet moralny epoki – Bernard z Clairvaux, wielki propagator krucjat, w zakonach rycerskich dostrzegł możliwość ujęcia tej grupy, żyjącej w dużym stopniu z przelewu krwi i zdobywania łupów – w ramy instytucji kościelnych. Jego traktat De laude novae militiae ukazywał wzór nowego rycerstwa, którego celem była aktywna walka o wartości chrześcijańskie.
Czy rzeczywiście powstało nowe społeczeństwo? – Zbieżność teorii z praktyką była tu niewielka. Zarówno poziom intelektualny „rycerzyków”, jak i cele im przyświecające na ogół nie pasowały do głoszonych idei. O samych Krzyżakach też już w początkach XIII w. krążyły wieści rozpuszczane przez ich konkurentów – templariuszy i joannitów, że są przekupni i chciwi. Szczególnie podejmowane przez nowy zakon próby uzyskania władztwa terytorialnego na obszarze Królestwa Jerozolimskiego koło Toronu powodowały pomówienia o intrygi i malwersacje. Nie doprowadziło to do większych konsekwencji. Podobne sądy wypowiadano o innych zakonach rycerskich, a propaganda krzyżacka kształtowała opinie o rycerzach Chrystusowych jako awangardzie bojowników o wiarę. Większe rozbieżności w sądach przyniósł konflikt z Węgrami. W 1211 r. Krzyżacy uzyskali nadanie od króla węgierskiego Andrzeja II, ziemi Borza (Borsa, Burzenland) w Siedmiogrodzie. Był to krok wielkiej wagi. Wschodnia granica królestwa Węgier narażona była na niszczące najazdy koczowniczych Kumanów, plemienia pogańskiego. Niemieccy rycerze krzyżowi okazali się bardziej elastyczni od innych zakonów i rozszerzyli formułę swej działalności. Mieli bronić rubieży chrześcijaństwa w Europie, zapewniać rozwój osadnictwa w granicznych krajach katolickich, opiekować się biednymi. Kiedy w 1221 r. po załamaniu się V krucjaty beznadziejność dalszych wypraw na wschód stała się dość oczywista, Herman von Salza, ówczesny wielki mistrz krzyżacki, podjął kroki, które zmierzały do stworzenia szerszej płaszczyzny działalności Zakonu. Poczynając od 1220 r. wyjednał on od papieża Honoriusza III i od cesarza Fryderyka II przywileje, które dotyczyły różnych świadczeń majątkowych i co ważniejsze – zabezpieczały niezależność Zakonu od władzy świeckiej. Jednocześnie zaczął rozbudowywać władztwo krzyżackie w Siedmiogrodzie, zakładając miasta i budując zamki, których resztki do dziś mogą wzbudzać podziw swoją wielkością. W porozumieniu z książętami Rzeszy, Herman podjął też szeroko zakrojoną akcję zmierzającą do sprowadzenia osadników niemieckich. Problem korzystania z dochodów tego obszaru stał się natychmiast punktem zapalnym stosunków węgiersko-krzyżackich, tym bardziej widocznym, że Zakon starał się nie dopuszczać urzędników Korony do egzekwowania świadczeń i powinności. Cel Krzyżaków był zresztą jasny – stworzenie z kraju Borza władztwa terytorialnego, zależnego tylko od władz zakonnych.
W 1224 r. Herman von Salza wystąpił do papieża z prośbą o wzięcie siedmiogrodzkich posiadłości zakonnych pod bezpośrednią opiekę kurii rzymskiej. Rzym poparł ten projekt. Krzyżacy zaczęli działać w Siedmiogrodzie jako siła suwerenna. Spotkało się to jednak ze zdecydowaną przeciwakcją następcy tronu – Beli, w owym czasie współrządcy Węgier. Mimo protestów i głośnych skarg krzyżackich podjął on działania zbrojne, które w roku 1225 doprowadziły do usunięcia siłą załóg krzyżackich z Siedmiogrodu. Wielkie plany Zakonu pozostały nie zrealizowane, pod znakiem zapytania stanęła jego przyszłość. Węgrzy rozpoczęli kampanię propagandową podważającą podstawowe założenia i reguły Krzyżaków, oskarżając ich o „rycerską nieuczciwość”. Krzyżacy odpowiedzieli zarzutami, że Węgrzy prześladują rycerzy Chrystusowych i krzywdzą Kościół powszechny. Rozbieżne opinie narastały, ale doświadczenia wynikające z epizodu węgierskiego miały być przydatne w dalszych poczynaniach Krzyżaków. Okazało się bowiem, że istnieje w Rzeszy wielu chętnych, którzy gotowi są przybywać na nowe obszary kolonizacyjne.
Następne dziesięciolecia przyniosły rozkwit wielkiej propagandy sprzyjającej rozwojowi białej legendy krzyżackiej. Wiązała się ona z budową państwa zakonnego nad Bałtykiem, między Wisłą i Niemnem, na obszarach zajmowanych przez bałtyckie plemiona Prusów. Krzyżacy, zainteresowani ściąganiem nowych osadników i uzyskiwaniem pomocy rycerstwa zachodnioeuropejskiego, rozwinęli wówczas swą propagandę, która była wdzięcznie przyjmowana przez liczne rzesze poszukiwaczy kariery, sławy, awansu społecznego. Trzeba zresztą przyznać, że kształtowany obraz Zakonu mniej wiązał się z wzorem kościelnym, a znacznie bardziej z realizacją potrzeb rycerskich i zapewnianiem lepszego życia przybyszom z Niemiec. Ówczesna agitacja skierowana była do niższych i średnich warstw społecznych: drobnych wolnych posiadaczy, ministeriałów, kupców, rzemieślników. Zachęcała ona: „Przybywajcie wszyscy – Sasi, Lotaryńczycy, Frankowie – tam gdzie ziemia urodzajna, gdzie obfitość zwierzyny, ryb, bogactw rozmaitych”. Tak (z niewątpliwą przesadą) głosiły listy biskupów i żywoty świętych o krajach nadbałtyckich. Budowa nowego państwa dawała możliwości awansu zagrożonym w swej pozycji, pauperyzującym się rycerzom i mieszczanom poszukującym lepszych warunków dla swej działalności, formowała nowe stanowiska kościelne. Wersja Prus krzyżackich, jako kraju nowych możliwości, stwarzającego szanse ludziom przedsiębiorczym, wiązała się z poszukiwaniem przez rozradzające się społeczeństwa krajów rozwiniętych takich obszarów, które by otwierały nowe perspektywy działania. Europa potrzebowała wówczas swego Dzikiego Zachodu lub swej bogatej Syberii.
W XIV w. rozpoczął się nowy etap legendy krzyżackiej, przeznaczonej tym razem dla elit rycerskich w Europie Zachodniej. Niezbyt długa, w miarę kosztowna wyprawa do Prus umożliwiała wzięcie udziału w krucjacie przeciw pogańskiej Litwie. Rycerz uzyskiwał zasługę przed Bogiem, uczył się wojennego kunsztu, nawiązywał znajomości, które profitowały w następnych latach. Zapewne nie bez znaczenia były też nadzieje na łupy lub korzyści ze zdobycia jeńców, za których można otrzymać sowitą zapłatę. Litwa nie była już wówczas dzikim, ubogim krajem. Atakowana przez krzyżowców z zachodu, w błyskawicznym tempie rozrastała się na wschód, zagarniając zdobycz z bogatych grodów, klasztorów i cerkwi ruskich.
Ogólnie rzecz biorąc – szanujący się rycerz powinien mieć w swym życiorysie wyprawę do Prus. I to wcale nie tylko rycerz niemiecki. Do Krzyżaków przyjeżdżali Holendrzy, Lotaryńczycy, Flamandowie, Włosi, Francuzi z Artois, Akwitanii czy Burgundii, Anglicy, Szkoci, Skandynawowie, Czesi, a także – przynajmniej do czasu – Polacy. Jak świadczą o tym chociażby strofy pióra Geoffreya Chaucera z Opowieści kanterberyjskich, do dobrego tonu należało „być w Prusach”. Dotyczyło to nie tylko możnych, ale i niższego rycerstwa, które na ucztach wydawanych przez Krzyżaków, podczas turniejów, uroczystości pasowania na rycerza, wypraw wojennych znajdowało wszystkie zanikające już atrybuty swojego etosu.
W czasie, kiedy zakon krzyżacki w wielu odległych krajach stał się symbolem instytucji realizującej idee życia rycerskiego, blisko terenu jego działania miał miejsce proces odwrotny. Przede wszystkim wiązał się on z polityką zewnętrzną Krzyżaków, szczególnie wobec sąsiadów. Spór z jednoczącą się wówczas Polską w 1308–1309 r. o Pomorze nadwiślańskie i Gdańsk zakończył się sukcesem strony silniejszej, tj. Zakonu. W warunkach odbudowy państwa, w okresie coraz silniejszych napięć między przybyszami z Niemiec i Polakami, akcentowanych wzajemną pogardą i konfliktami politycznymi, wojna o Pomorze stała się wydarzeniem jednoczącym wszystkie dzielnice Korony Polskiej. Toczyła się ona przy stałej przewadze militarnej Zakonu, który ośmieszał Piastowiczów proszących o zaniechanie podbojów, unieważniał lub lekceważył wyroki sądowe, głosił światu (skądinąd słusznie), że Łokietek walczy wspólnie z poganami. Pod koniec panowania króla Władysława sytuacja zaczęła być katastrofalna: utracone Pomorze, utracone Kujawy, zniszczone i zrabowane miasta Wielkopolski, ziemi łęczyckiej i sieradzkiej, sugestie krzyżackie wobec czeskich Luksemburgów dotyczące opanowania Krakowa – zdawały się wróżyć rychły rozpad z trudem jednoczonej Polski. Polityka Kazimierza Wielkiego zapobiegła nieszczęściu, ale świadomość upokorzeń, ponoszonych porażek, bezsiły pozostała. Spowodowało to zresztą istotne skutki: żywiołową, ogólnonarodową nienawiść do Krzyżaków, poszukiwania swej tożsamości w historycznych wydarzeniach wojny z Krzyżakami. Ogólnie rzecz biorąc, w świadomości narodowej Polaków – i to wszystkich, bez względu na stan i dzielnice – zaszczepiona została tradycja walki z największym nieprzyjacielem – Zakonem.
Proces warszawski w 1339 r. ukazał, jak dalece wydarzenia z lat 1308–1332 ukształtowały patriotyzm książąt, rycerzy, plebanów, mieszczan. One wprowadziły do arsenału przysłów potoczne powiedzenie: „Królu Kazimierzu nigdy nie żyj w mirze z Krzyżakami”. One też zaowocowały fobią antyniemiecką. Sądzić można, że przypisywane częściej bitwie grunwaldzkiej strofy ludowej poezji śpiewanej pochodzą z tamtych czasów, kiedy to „Bito Niemce jak cielce, a Niemkinie jak świnie, a Niemczęta jako psięta”. Treść tego utworu przepojonego nienawiścią wiązała się pewnie z sukcesem pod Płowcami, który bez żadnych pozytywnych skutków operacyjnych czy politycznych odegrał ogromną rolę w procesie „krzepienia serc” i kształtowania dumy narodowej w wyjątkowo ciężkim dla kraju okresie.
Wojna z Polską i zabór Pomorza nie przysporzyły Krzyżakom zbyt dobrej sławy i w skali europejskiej. Strona polska oskarżała Zakon o wymordowanie 10 tysięcy gdańszczan – przecież chrześcijan. Władze krzyżackie broniły się, przyznając się jedynie do egzekucji kilku złodziei i łotrów. Trudno powiedzieć, komu wierzyli współcześni, ale sam spór nie przyniósł Krzyżakom zaszczytu. W dodatku złą opinię wyrabiał im rywal do władztwa terytorialnego w Inflantach – arcybiskup Rygi, a także, później, sąsiedzi ze Skandynawii. Krzyżackie intrygi, matactwa polityczne powodowały, że wśród elity intelektualnej sąsiadów nie cieszyli się uznaniem. Największy polski historiograf średniowiecza, Jan Długosz, nazwał ich „łotrami znaczonymi krzyżem”. Brygida, arystokratka szwedzka zaliczona w poczet świętych, w swych objawieniach z końca XIV w. wkładała w usta Jezusa słowa: „Nie dbając o dusze, nie współczują ciałom nawróconych na wiarę katolicką… walczą też jedynie, by swoją pychę pomnożyli i powiększyli chciwość”. Momentem zwrotnym opinii o Zakonie była wielka wojna stoczona w latach 1409–1411 między Krzyżakami a Polską zjednoczoną z Litwą. W wojsku krzyżackim było wielu znakomitych rycerzy zachodniej Europy. Bitwa grunwaldzka, jedna z największych w średniowiecznej Europie, stała się wydarzeniem powszechnie znanym w ówczesnym świecie. Słusznie głosił wiersz z około 1427 r., że „słyszano to w królestwie francuskim, czeskim, węgierskim, angielskim i także duńskim”. Bezprzykładna klęska Zakonu ukazywała siłę Polski i Litwy i przyniosła sławę panującej dynastii, która w ciągu XV w. miała objąć jeszcze inne trony europejskie. Z jednej strony, Grunwald znakomicie rozładował kompleksy niższości Polaków wobec Niemców i w ogóle nieprzyjaciół Korony. Z drugiej, wprowadził nas do grona narodów liczących się na mapie politycznej kontynentu.
Nastąpił rzeczywiście moment zwrotny w dziejach Zakonu. Jego byt został zagrożony. Jeśli do owego czasu był on niejako instytucją całego zachodniego rycerstwa, to pobity, bez możliwości organizowania „krucjat”, otoczony przez państwa silne – i chrześcijańskie, co stało się powszechniej wiadome – stał się jedynie organizacją polityczną o znacznie mniejszym zasięgu oddziaływania. Przestał być atrakcyjny dla Zachodu.
Siła państw jagiellońskich ukazywała się także w życiu intelektualnym i dyplomatycznym. Zaraz po Grunwaldzie strona polska rozwinęła intensywną propagandę zmierzającą do podważenia celu istnienia Zakonu. Delegacja polska na sobór w Konstancji z rektorem Uniwersytetu Krakowskiego Pawłem Włodkowicem wysunęła kwestię, czy istnieje prawo papieża i cesarza do rozporządzania ziemią pogan. W obszernym traktacie Włodkowic uzasadniał prawo ludzi innej wiary do własnej organizacji i występował przeciwko nawracaniu mieczem na wiarę chrześcijańską. Polemika Zakonu, kierowana przez prokuratora Jana z Ornety, zmierzała do podważenia tych tez, ale bardziej znany stał się paszkwil dominikanina Jana Falkenberga, który przeprowadzał tezę o pogaństwie wiarołomnych Litwinów, nikczemności Władysława Jagiełły i Polaków oraz głosił zasługę tych, którzy mieczem będą tępić te ludy. Replika strony polskiej określiła Zakon jako sektę heretycką, domagając się nawet przeniesienia Krzyżaków na granicę z Turcją. Polacy, podobnie jak podczas procesów prowadzonych po utracie Pomorza, wysuwali zarzuty, iż Krzyżacy mordowali chrześcijan, grabili kościoły, palili miasta, gwałcili kobiety. Zakon replikował, przedstawiając swe zasługi przy budowie wzorowego państwa w Prusach. Pismo o dokonaniach Zakonu przedłożone soborowi, przetłumaczone na niemiecki stało się częścią późniejszej białej legendy Krzyżaków. Mowa tam była o tym, że pod władzą Zakonu kraj pruski stał się terenem pokoju i sprawiedliwości, gdzie wszyscy cieszyli się wolnością i dostatkiem, gdzie wybudowano wspaniałe zamki, piękne miasta, silne twierdze, gdzie ludzie o swej ojczyźnie śpiewają, że panuje tam cześć, pokój, prawo, porządek i sprawiedliwość.
Czasy jednak nie były korzystne dla przyjmowania takiej propagandy. Polska i Litwa stawały się bardziej atrakcyjne dla przybyszów, zajmowały coraz silniejszą pozycję międzynarodową, a co ważniejsze – konflikty między Zakonem i jego poddanymi podważały wiarygodność krzyżackiej propagandy. Kiedy w 1454 r. wybuchło powstanie stanów pruskich przeciwko władzy wielkiego mistrza, Zakon nie mógł już liczyć na zbyt dużą pomoc z zachodu. Tym bardziej że załamanie jego gospodarki szło w parze z próbami coraz bardziej bezwzględnego wyciągania zysków od przybyszów i miejscowych. Jeśli w XIV w. Zakon miał złą opinię głównie u sąsiadów: Polaków, Szwedów, mieszkańców Rusi, to na przełomie XV i XVI w. nielepszą miał u swych niemieckich współziomków. Szczególnie stało się to widoczne, kiedy w XV i XVI w. wraz z postępującym kryzysem Kościoła rzymskiego zaczęto tropić występujące w nim zło. Krzyżacy uważani byli za dobry przykład przywar duchowieństwa i wypaczeń zasad ewangelii. Już Jan Hus gratulował Jagielle poskromienia „fałszywych sług Kościoła”. Jeszcze ostrzej piętnował Zakon sam Marcin Luter, który pisał o Krzyżakach jako o „fałszywych panach”, z wrodzonym sobie temperamentem polemicznym nie szczędząc im ostrych słów wypominających wszystkie możliwe wady.
Pozornie, wraz z sekularyzacją państwa krzyżackiego w XVI w., problem krzyżacki przestał odgrywać rolę w Europie. W rzeczywistości epoka rozwoju i czarnej, i białej legendy miała się dopiero zacząć.
Poczynając od XV w. pamięć o Grunwaldzie w Polsce – a więc i o Krzyżakach – stała się częścią składową tradycji ogólnonarodowej i państwowej, a dzień 15 lipca dniem pierwszego polskiego święta narodowego obchodzonego uroczyście aż do XVIII w. Już zresztą w 100 lat po bitwie mniej istotne było rozładowywanie kompleksów. W Bellum Prutenum, poemacie Jana z Wiślicy o wojnie z Krzyżakami i bitwie pod Grunwaldem, bitwa jest wydarzeniem godnym dzieła bogów, wielkim triumfem potężnego kraju. Grunwald to miejsce starcia dwóch wielkich potęg, walka przypominająca swą skalą, znaczeniem, dramaturgią przebiegu epopeje czczonego podówczas antyku. Kiedy zaś w XVIII w.
przyszły czasy upadku, zaczęto odwoływać się do wydarzeń, które ukazywały nasze możliwości i sukcesy. Przyćmiony sławą Chocimia czy Wiednia, Grunwald był jednak też przywoływany jako przykład zwycięstwa, uzyskania rozstrzygnięcia z bronią w ręku. Tak też jest ukazywany na freskach historycznych z Opatowa, a że Krzyżacy przypominają tam bardziej antycznych wojowników niż rycerzy z XV w., nie miało większego znaczenia. W oderwaniu od rzeczywistości czarna legenda Krzyżaków rozwijała się w Polsce nadal po utracie niepodległości, także bez troski o realia historyczne. Krzyżacy stali się synonimem Zła, które (szczególnie w wersji mesjanizmu Mickiewicza i Słowackiego) zostało pokonane przez Dobro, czyli Polskę. Ten pogląd, podtrzymany w pewnym sensie przez ówczesnych historyków, stał się bliski wielu naszym rodakom z dwóch powodów: po pierwsze – krzepił serca, po drugie – stawał się aktualny wobec białej legendy w krajach niemieckich.
Osławiony Kulturkampf – walka o laicyzację i germanizację, acz nie miał nic wspólnego ze średniowieczem, przecież też nawiązywał do historycznej „misji cywilizacyjnej”. Krzyżacy byli tu dobrym punktem odniesienia. Nie przypadkiem zwycięstwo marszałka Paula von Hindenburga odniesione w 1914 r. nad jeziorami mazurskimi zostało potraktowane jako rewanż – po 500 latach – za klęskę pod Tannenbergiem, czyli Grunwaldem, co głosiła i oficjalna propaganda, i stosowny napis na pomniku wzniesionym na polu bitwy.
Równolegle strona polska – a i rosyjska także – rozwijała czarną legendę Krzyżaków. Nie chodziło już tu o sprawy zaboru Pomorza z Gdańskiem pół tysiąca lat temu, zapomnieniu uległy urazy i kompleksy z XIV wieku. Krzyżacy stali się symbolem parcia niemieckiego na wschód (Drang nach Osten) dotyczącego wydarzeń jak najbardziej współczesnych. Polityka Prus na wcielonych do nich obszarach polskich stwarzała coraz większą groźbę wynarodowienia. Szczególnie w drugiej połowie XIX w. i pierwszych latach naszego stulecia mnożyły się konflikty związane z zakazem używania w szkole języka polskiego, z nauką religii, z prawem posiadania gospodarstw rolnych. Jednocześnie wzmagał się napływ kolonistów na obszary dawnej Polski. W raz z rozwojem świadomości narodowej wzrastało znaczenie wielkiej przeszłości. Krzyżacy stanowili dobry przykład historyczny ekspansji niemieckiej, którą udało się skutecznie powstrzymać. W czasach niewoli literatura, malarstwo, studia historyczne miały służyć pokrzepieniu serc. Dzieje konfliktów polsko-krzyżackich były punktem wyjścia do ukazania dobrych, łatwowiernych Słowian, złych, przebiegłych Germanów, walki zdradzieckiej i początkowych klęsk, zakończonych jednak triumfalnym zwycięstwem słusznej sprawy. Z takim obrazem łączył się jeszcze czynnik odwołania się do przeszłości związanej z unią zawartą pomiędzy Polską i Litwą. Grunwald, symbol triumfu, był jednocześnie symbolem związku dwóch narodów i początku ich złotego okresu dziejów.
Niekiedy do tradycji walk z Krzyżakami dołączali się i Rosjanie. Walka Nowogrodu Wielkiego z Krzyżakami i zwycięstwo Aleksandra Newskiego stały się ważną częścią składową świadomości narodowej Rosji, szczególnie w czasach zmagań podczas wojny światowej. W 1914 r. manifest wodza rosyjskiego do Polaków odwoływał się do wspólnych tradycji walk z Krzyżakami, wyrażając nadzieję, że „miecz Grunwaldu jeszcze nie zardzewiał”. Ten miecz, a raczej dwa miecze ofiarowane Polakom przez Wielkiego Mistrza przed bitwą grunwaldzką, by nie unikali boju otwartego, stały się powszechnie zrozumiałym symbolem i zwycięstwa zbrojnego, i pychy najeźdźcy, słusznie i sprawiedliwie ukaranej. Odsłonięcie pomnika grunwaldzkiego w Krakowie w 500-lecie bitwy stało się okazją do patriotycznej manifestacji. Podobnie zresztą zniszczenie pomnika przez Niemców w 1940 r. miało charakter symboliczny, tak jak jego kolejna odbudowa w 1976 r.
Tak w białej, jak i w czarnej legendzie, sami Krzyżacy stawali się pretekstem do ukazywania i argumentowania spraw innych. Oczywiście, wykorzystywanie w propagandzie XX w. kroniki Piotra z Dusburga, mówiącej o tym, że Krzyżacy bili się z poganami jak lwy formalnie dotyczyło przeszłości, ale w gruncie rzeczy nawiązywało do odwagi potrzebnej Niemcom wobec nadchodzącej I wojny światowej. Niemniej aktualne stały się w polityce odwołania do legendy Krzyżaków w okresie II wojny. Dla hitlerowców budowa państw zakonnych nad Wisłą, Niemnem i Dźwiną była przykładem znakomicie ilustrującym i uzasadniającym ich plany ekspansji na wschód. Nie jest przypadkiem, że symbole wojenne III Rzeszy nawiązywały do krzyżackich znaków bojowych. Wbrew rzeczywistości podkreślano świadome tendencje germanizacyjne Zakonu i jego działalność „wielkoniemiecką”. Wykorzystywano też hasła o misji cywilizacyjnej Krzyżaków. Dla sojuszników walczących z Niemcami ożyła legenda czarna. Polacy, Rosjanie, Litwini, Czesi – wspólnie, ramię w ramię, zadają klęskę najeźdźcy niemieckiemu, tak jak za Aleksandra Newskiego czy Jagiełły. Czy potrzeba lepszego odwołania do historii dla potrzeb związanych z walką z hitleryzmem i tworzeniem nowego systemu w Europie Wschodniej? Jeśli poszukuje się wspólnych tradycji dla wojsk państw Układu Warszawskiego, Grunwald jest pojęciem niezastąpionym.
Trzeba przyznać, że kiedy umilkły największe emocje związane z II wojną światową, historycy i niemieccy, i polscy podjęli próbę rozładowania istniejących mitów. Ale nie jest to łatwe. Zbyt wiele nagromadziło się wzajemnych urazów, zbyt wiele lat termin „Krzyżak” był synonimem zła, podobnie jak dla drugiej strony określenie „Słowianin”. Nie ulega też wątpliwości, że sprzeczności między Krzyżakami a Polską były zbyt duże, by można było łatwo przejść nad nimi do porządku. Obie wersje legendy wrosły w świadomość zbiorową narodów, stając się treścią edukacji integrującej liczne pokolenia. Nie rezygnując z wartości, jakie przynoszą wyobrażenia o przeszłości, z wymowy symbolicznych i realnych wydarzeń i pojęć, obowiązkiem naszym jest również odtwarzanie przeszłości sine ira et studio. W tym bowiem jedynie mieści się nadzieja na lepsze zrozumienie wzajemne.