Księga duchów/Księga druga/Rozdział V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Księga duchów |
Część | Księga druga |
Wydawca | Franciszek Głodziński |
Data wyd. | 1870 |
Druk | I. Związkowa Drukarnia |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Livre des Esprits |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała Księga duchów |
Indeks stron |
222. Powiadają niektórzy, że dogmat powtórnego wcielenia nie jest nowym; wskrzeszono go niby z Pitageresa. Nigdy nie mówiliśmy, że umiejętność duchownicza jest wynalazkiem
nowożytnym, duchownictwo leżące w prawach natury, musiało istnieć od początku świata, a nasza usilność skierowaną będzie właśnie ku temu, aby wykazać jej głęboką starożytność. Jak wiadomo, Pitagores nie jest twórcą systematu metampsychozy; przyjął on ją od filozofów indyjskich i od Egipcjan, u których istniał od czasów niepamiętnych. Pojęcie o przechodzeniu dusz było wiarą pospolitą, którą wyznawali ludzie najznakomitsi. — Jaką drogą doszła do nich? czy za pomocą objawienia czy w skutek intuicji? o tem nic nie wiemy; jednak bądź co bądź idea ta, gdyby nie była poważną w gruncie, nie mogłaby przetrwać wieków i zajmować sobą umysły wyborowe. Starożytność tego dogmatu nie przeczy, lecz służy na jego poparcie. W każdym razie, pomiędzy właściwą metampsychozą, a nowożytną nauką o powtórnem wcieleniu, zachodzi ta wielka różnica, że Duchy odrzucają zupełnie możność przechodzenia duszy ludzkiej w zwierzę, i odwrotnie.
Duchy ucząc nas dogmatu wielorakości żywotów cielesnych» podnoszą starożytną naukę, która istniała w pierwszych wiekach ludzkości, i dotąd zachowała, się w pamięci wewnętrznej wielu osób; tylko że dzisiaj przedstawiają nam takową ze stanowiska daleko więcej racjonalnego, zgodniejszego z ogólnem prawem postępu w naturze, i z pojęciem o mądrości Stwórcy, z odrzuceniem wszakże wszelkich zabobonnych naleciałości. Godnem jest jednak zastanowienia, że w ostatnich czasach nauczały one tego nietylko w tej księdze: przed jej ogłoszeniem, było już mnóstwo jednoczesnych udzieleń, zawierających nauki tej samej treści, a które powtarzały się we wszystkich krajach, coraz to mnożąc się od owego czasu. Tutaj byłoby stosownem rozważyć, dla czego Duchy zdają się nie zgadzać w niektórych punktach tej teorji; powrócimy do tego później.
Rozważmy tę rzecz z innego stanowiska, odrzucając zupełnie pośrednictwo Duchów; na chwilę usuńmy to wszystko na bok, przypuśćmy, że ta teorja nie jest ich dziełem: przypuśćmy nawet, że o nich mowy nie było. Chwilowo stańmy na gruncie pośrednim, przypuszczając w jednakim stopniu prawdopodobieństwo tak jednej jak drugiej hipotezy, mianowicie: o wielorakim i jedynym żywocie cielesnym, i zobaczmy, gdzie nas zaprowadzi rozsądek i interes osobisty.
Niektóre osoby odrzucają idee powtórnego wcielenia, dla tego że się im nie podoba; mówią, że mają dosyć jednego istnienia, i nie chciałyby rozpoczynać go na nowo; znamy takie, które na jedną, myśl o tem, unoszą się gwałtownie. Zapytujemy je przeto, jak się im zdaje, czy Bóg potrzebował ich zdania, albo radził się ich gustów, gdy ustanawiał harmonję wszechświata? Otóż z dwóch rzeczy jedna, albo powtórne wcielenie istnieje lub nie; gdy istnieje, na nic nie zdadzą się ich dąsy, trzeba będzie uledz, bo Bóg nie będzie ich pytał o pozwolenie. Zdaje się, jak gdybyśmy słyszeli chorego, który powiada: cierpiałem dzisiaj dosyć, jutro już więcej nie chcę cierpieć. Jakimby nie był jego zły humor, nie zważając na to, przyjdzie mu niemniej cierpieć nazajutrz i dni następnych, dopóty aż go choroba nie opuści; owóż gdy mamy powtórnie ożyć cieleśnie, odżyją i one; na nic się nie zda opieranie się na kształt dziecka, nie chcącego iść do szkoły lub przestępcę skazanego do więzienia; obaj rozkaz będą musieli spełnić. Zarzuty podobne są zanadto dziecinne, by zasługiwały na poważniejsze roztrząsanie. Dla ich uspokojenia, powiemy jednak, że nauka o powtórnem wcieleniu wcale nie jest tak okrutną, jak się im zdaje, i gdyby chciały poznać ją głębiej, wcaleby się nie przerażały; wiedziałyby, że warunki przyszłego istnienia zależą od nich samych; będzie ono szczęśliwem lub nieszczęśliwem, stosownie do tego, jak się zachowywały podczas życia ziemskiego, i mogą jeszcze tutaj wznieść się tak wysoko, że nie mają czego obawiać się popaść znowu w kałużę.
Mówiąc o tem, przypuszczamy, że mówimy do osób wierzących w życie przyszłe, lecz nie do tych, które obrały sobie za przedmiot nicość, albo chcących zanurzyć swą duszę, w całości powszechnej, bez osobistości, jako kroplę w oceanie, co mniej więcej na jedno wyjdzie. Gdy wierzysz w przyszłość jakąś, zapewne nie przypuszczasz, by mogła ona być jednaką, dla wszystkich, inaczej cóżby za znaczenie miało dobro? Po co się mamy ścieśniać? czemu nie mamy nasycać naszych namiętności, naszych chuci, nawet z krzywdą bliźniego, ponieważ na tem nic nie zależy? Wierzysz w to, że przyszłość ta wypadnie mniej więcej szczęśliwą lub nieszczęśliwą, stosownie do uczynków jakie za życia popełniłeś; pragniesz tedy być tam jak najszczęśliwszym, albowiem będzie to trwać przez całą wieczność. Przypadkiem czy nie rościsz sobie prawa, żeś człowiekiem najdoskonalszym na ziemi, i czy nie chcesz od razu dostąpić najwyższego szczęścia wybranych? Nie. Takim sposobem musisz zgodzić się, że istnieją na ziemi lepsze od ciebie istoty, zasługujące na lepsze miejsca, chociaż zkądinąd nie masz potrzeby zaliczać siebie do istot potępionych. Otóż postaw się myślą na chwilę w tej twojej pośredniej pozycji, i przypuść, że ktoś przychodzi do ciebie, i mówi: cierpisz, nie jesteś na tyle szczęśliwym, o ilebyś nim mógł być, a tu tymczasem masz przed sobą istoty cieszące się szczęściem niezakłóconem, czy chcesz zmienić twój na ich byt? — Bez wątpienia, odpowiesz, ale jak z tem począć? — Bardzo łatwo; rozpocznij na nowo, coś źle zrobił, i staraj się lepiej zrobić. — Czy wahałbyś się to przyjąć, chociażby z warunkiem przebycia prób kilkakrotnego wcielenia? Użyjmy porównania więcej prozaicznego. Gdyby do człowieka, który chociaż nie zostaje w ostatniej nędzy, lecz cierpi ciągły niedostatek, przyszedł ktoś proponując następną rzecz: oto masz skarby nieprzeliczone, możesz to wszystko posiąść, z warunkiem jednak, że musisz za to pracować ciężko jedną minutę. Gdyby to był największy próżniak na ziemi, słysząc coś podobnego, powiedziałby zapewne: nie tylko minutę, lecz godzinę, chociażby nawet i dzień cały będę tak pracował; co mi to znaczy, gdy resztę życia spędzę w dostatku?! Owóż czemże jest życie nasze cielesne w porównaniu do wieczności? — mniej jak minutą, mniej jak sekundą nawet.
Słyszeliśmy innego rodzaju rozumowanie; Bóg wszechmocnie dobry, nie może wkładać na człowieka ciężaru powtarzania całego ciągu nędzy i męczarni. A więc byłoby może więcej sprawiedliwem i więcej zgodnem z dobrocią, potępiać człowieka na wieczne męki za chwilowo popełniony błąd, prędzej jak mu dać sposób do naprawy takowego w przyszłości? — Dwaj fabrykanci mieli każdy po robotniku, z których każdy mógł ubiegać się o spółkę ze swym pryncypałem. Owóż zdarzyło się dnia pewnego, że dwaj ci robotnicy, bardzo źle się sprawili, za co zasłużyli na oddalenie z obowiązku. Jeden z dwojga fabrykantów odpędził bez litości swego nierzetelnego robotnika, tak, że ten nie mogąc znaleźć roboty, umarł z nędzy. Drugi zaś powiedział: straciłem przez ciebie dzień jeden, musisz mi za to dzień jeden odrobić; zrobiłeś źle robotę, powinieneś ją poprawić; pozwalam ci ją na nowo rozpocząć; staraj się tylko dobrze zrobić, a ja cię przy miejscu utrzymam, i będziesz mógł zawsze ubiegać się o wyższe stanowisko, jakie ci przyobiecałem. Czy potrzeba pytać, który z dwojga fabrykantów okazał się więcej ludzkim? Bóg, miłosierdzie samo, czyżby miał być więcej nieubłaganym od ludzi? Myśl o tem, że los nasz na zawsze jest rozstrzyganym, za próby odbyte w małej ilości lat, a to wtedy nawet, gdy nie od nas zależało doścignąć najwyższej doskonałości na ziemi, ma w sobie coś rozdzierającego, przeciwnie zaś, pojęcie odmienne, ma w sobie wiele pocieszającego: powraca nam ono nadzieję. Takim sposobem nie wypowiadając się za lub przeciw wielorakości żywotów, nie przyznając żadnej hypotezie pierwszeństwa, powiadamy, że gdyby od nas wybór zależał, to nie znalazłoby się ani jednej osoby, któraby pisała się na sąd bez odwołania. Pewien filozof powiedział, że w razie gdyby Bóg nie istniał, to dla szczęścia ludzkości, trzebaby Go było koniecznie wynaleźć; to samo da się powiedzieć i o wielorakości żywotów. Mówiliśmy atoli, że Bóg nie potrzebuje naszego przyzwolenia; nie radzi się naszych upodobań; tak jest, lub tak być nie może; zobaczmy teraz po której stronie są prawdopodobieństwa, i rozważmy rzeczy z innego stanowiska, usuwając zawsze na bok naukę Duchów, a kierując się tylko dowodami filozoficznemi.
Jeśli powtórne wcielenie nie istnieje, zatem musi być tylko jedno istnienie cielesne jest to widocznem; gdy nasze istnienie cielesne jest jedynem, dusza tedy każdego człowieka byłaby tworzoną przy jego narodzeniu, chybabyśmy musieli jej przyznać byt popoprzedzający obecnemu, a w takim razie musielibyśmy zapytać siebie, czem mogła być dusza przed narodzeniem, i czy nie tworzyła jakiegokolwiek rodzaju istoty? Środek jest tu niemożebnym, dusza istniała lub nie istniała przed ciałem; gdy istniała, jakie jej było położenie? czy posiadała samowiedzę; gdyby nie posiadała samowiedzy, wychodziłoby na to, jak gdyby istotnie nie istniała; kiedy posiadała swą osobistość, musiała tedy być postępową albo bierną; tak w jednym jak w drugim wypadku, jaki będzie stopień, do którego mogła była ona dojrzeć w ciele? Zgodnie z upowszechnioną wiarą, przypuśćmy, że dusza bierze swój początek razem z narodzeniem się ciała, albo co na jedno wychodzi, że przed jej wcieleniem się, posiadała tylko same przymioty przeczące; wychodząc ztąd, postawimy następujące pytania:
1. Dla czego dusza okazuje tyle zdolności tak różnych i niepodległych od pojęć, które w niej zaszczepione zostały przez wychowanie?
2. Zkąd pochodzą nadzwyczajne zdolności u niektórych dzieci, w młodym jeszcze wieku, do pewnej jakiej sztuki lub nauki, gdy tymczasem inne pozostają w stanie mierności albo niższości przez całe życie?
3. Zkąd pochodzą u niektórych, tak zwane pojęcia wrodzone lub wewnętrzne, gdy takowrych u innych dopatrzyć nie można?
4. Zkąd pochodzą u niektórych dzieci instynkta wrcześne do cnót lub zbrodni, wrodzone pojęcie o godności lub służalstwie, sprzeciwiające się zaszczepionym pojęciom?
5. Dla czego, pomijając wychowanie, niektórzy ludzie więcej postępują od innych?
6. Dla czego mamy dzikich i ucywilizowanych ludzi? Gdybyś wziął dziecko Hotentota od piersi, i wychował je w najpierwszem liceum, zdaje się, że z niego nigdy nie potrafisz stworzyć takiego Laplace’a lub Newtona?
Pytamy, gdzie jest filozolja lub teozofja, któraby nam potrafiła rostrzygnąć te pytania? Dusze są sobie równe przy narodzeniu albo nierówne, jest to niewątpliwem. Gdyby były równe, po co zdolności tak nierówne? Zapewne, powiedzą niektórzy, zależy to od organizmu? ależ byłoby to najmonstrualniejsze i najniemoralniejsze zdanie! Człowiek staje się wtedy maszyną, igraszką materji; nie jest już odpowiedzialnym za swe czyny i wszystko może złożyć na karb swej natury ułomnej. Gdy są nierówne, a więc Bóg je takiemi stworzył; lecz po co wtedy ta wyższość wrodzona, jaką niektóre z nich zostały obdarzone? Ta stronniczość czy da się pogodzić z Jego sprawiedliwością i miłością stworzenia?
Przeciwnie, przypuszczając cały szereg istnień poprzednich, postępowych, wszystko zostaje rozwiązanem. Ludzie wnoszą przy narodzeniu wewnętrzny popęd ku wszystkiemu, co już dawniej nabyli; postąpili o tyle, o ile im na to pozwoliły: ilość przebytych wcieleń cielesnych i droga wydoskonalenia, o ile na niej ubiedz potrafili od swego początku; zupełnie to jak w towarzystwie złożonem z rozmaitych wieków, gdzie każdego rozwój mniej więcej stosuje się do ilości lat, które takowemu poświęcali; istnienia następujące po sobie będą dla duszy tem, czem są lata w życiu cielesnem. Proszę zgromadzić w jednym dniu tysiąc osób, od jednego do ośmdziesięciu lat, i przypuśćmy, że zasłona została rzuconą na ich całe życie; wtedy przy nieświadomości, możnaby sądzić, że się one porodziły wszystkie w dniu jednym, a przezto naturalnem będzie pytanie — jak się to stało, że jedne z nich są duże a drugie małe, jedne stare, drugie młode, jedne uczone drugie bez nauki? gdyby jednak obłok osłaniający ich przeszłość naraz się usunął, i dowiedziano się, że one żyły dłuższy lub krótszy przeciąg czasu, natenczas wszystko stałoby się jasnem i pojętnem. Bóg w swej sprawiedliwości nie mógł tworzyć dusz różnej doskonałości; a z wielorakością żywotów nierówność, dająca się spostrzegać pomiędzy niemi, zupełnie zgadza się z najściślejszą sprawiedliwością; widzimy tylko obecność, a przeszłości nie widzimy. To rozumowanie czy się opiera na jakim systemacie lub tylko na luźnem przypuszczeniu? Nie; wychodzimy z zasady oczywistej, niezbitej, z nierówności zdolności i rozwoju umysłowego, które nie mogą być rozwiązane przez żadną ze znanych teoryj; tymczasem za pomocą innej teorji, wytłómaczenie tego jest proste, naturalne, loiczne. Czy słusznie tedy przekładać takie, co tego objaśnić nie mogą, nad tę, która wszystko objaśnia?
Co do szóstego pytania, zapewne powiedzą, że Hotentot należy do ras niższych: ależ Hotentot jest lub nie jest człowiekiem? Gdy jest człowiekiem, dla czego go Bóg i jego rasę wydziedziczył z przywilejów rasy kaukaskiej. Gdy nie jest człowiekiem, po co go robić chrześcijaninem? Nauka duchownicza jest szerszą po nad to wszystko, dla niej nie istnieje kilka ras odrębnych ludzi, lecz tylko ludzie, których duch jest mniej lub więcej zacofanym, co wszakże nie pozbawia ich prawa postępu: czy nie jest to więcej zgodnem z pojęciem o sprawiedliwości Boga?
Widzieliśmy duszę w jej przeszłości i W jej obecnym stanie; gdybyśmy zechcieli ją rozważyć pod względem jej przyszłości, natrafilibyśmy na podobneż trudności.
1. Ponieważ nasze istnienie obecne ma rozstrzygać o losach przyszłych, jaki też może byś stosunek w życiu przyszłem człowieka dzikiego do ucywilizowanego? Czy staną oni na jednym poziomie albo jest pomiędzy nimi przedział co do stopnia szczęścia wiekuistego?
2. Człowiek, co pracował całe życie nad ulepszeniem siebie czy jest na równym stopniu z tymi, co w tyle za nimi pozostali, nie przez swe błędy, lecz iż na to czasu nie mieli i sposobności?
3. Człowiek, co źle czyni, dla braku oświaty, czy jest zdolnym pojmować rzeczy zupełnie niezależne od niego?
4. Pracujemy nad oświatą ludzi, umoralnieniem i ucywilizowaniem, wszakże na jednego oświeconego, mamy miljony takich, co nie zajrzeli światła umysłowego, jakiż jest ich los? Czy się obchodzą z nimi jak z potępionymi? W przeciwnym razie, zkąd mieliby zasługę stawać z innemi na równi?
5. Jaki jest los dzieci umierających w niemowlęctwie, gdy jeszcze nic dobrego ani złego zrobić nie potrafiły? Gdyby znalazły się one pomiędzy wybranymi, za co to pierwszeństwo, niczem bowiem jeszcze na to nie zasłużyły? Na mocy jakiego to przywileju zostały one uwolnione od udręczeń żywota na tym padole?
Czy jest jaka doktryna, któraby te pytania rozwiązała? Przyjmijmy tylko istnienia następujące po sobie, a wszystko ujrzymy wytłómaczonem zgodnie ze sprawiedliwością boską. To czego nie można było zrobić w jednem istnieniu, dokonywa się w innem; w ten sposób nikt nie uchyla się od prawa postępu, każdy bywa wynagrodzony podług jego zasług istotnych, i nikt nie jest wyjęty z pod prawa cieszenia się wieczną szczęśliwością, której może się domagać, nie zważając na zawady jakieby spotkał na swej drodze.
Pytania te mogłyby być pomnożone do nieskończoności, ponieważ zadania psychologiczne i moralne, nigdzie indziej rozwiązania znaleźć nie mogą jak tylko w teorji powtórnego wcielenia; zastanawialiśmy się tutaj nad temi, które są najwięcej upowszechnione. Bądź co bądź, powiedzą niektórzy, nauka o powtórnem wcieleniu nie jest przyjętą jednak przez kościół; byłoby to burzenie uznanej religji i kościoła. W tej chwili nie mamy zamiaru zastanawiać się nad tą kwestją; wystarcza nam, gdyśmy wykazali wysoką jej moralność i racjonalność. Owóż co jest moralne i racjonalne nie powinnoby sprzeciwiać się i z religją, która przedewszystkiem powinna widzieć w Bogu samą mądrość i dobroć nieskończoną. Pytamy, coby stało się z religją, gdyby uparła się przeciwko zdaniu całego świata, oraz nauki i odepchnęła tych wszystkich, co odrzucili wiarę w obrót słońca i sześciu dni stworzenia? Na jaką wiarę i na jaki szacunek mogłaby zasłużyć religja u narodów oświeconych, gdyby się chciała opierać na błędach widocznych, podawanych za dogmat wiary? Gdy oczywistość została wykazaną, kościół uważał za stosowne stanąć po stronie prawdy. Gdy dowiedziono, że istnienie niektórych rzeczy jest niemożebne bez powtórnego wcielenia, gdy niektóre części dogmatu nie mogą być objaśnione inaczej, trzeba wtedy uznać i przyjąć, że współzawodnictwo tej umiejętności z dogmatami religji jest tylko pozornem. W ciągu dalszym potrafimy wykazać, że religją nie tak bardzo od niej się oddala jak powszechnie myślą, i że ne tem nie ucierpi więcej jak na odkryciu ruchu ziemi i geologicznych perjodów, które na pierwszy rzut oka zdawały się zbijać tekst święty. Zasada powtórnego wcielenia pokazuje się w wielu ustępach Pisma Św. i szczególniej została wyrażoną w sposób dotykalny w Ewangielji:
„A gdy zstępowali z góry (po przemienieniu) przykazał im Jezus, mówiąc: Nikomu nie powiadajcie tego widzenia, aż Syn człowieczy zmartwychwstanie. I pytali go uczniowie, mówiąc: cóż tedy nauczeni w piśmie powiadają, że ma Eljasz pierwej przyjść? A Jezus odpowiadając, rzekł im: „Eliasz ci pierwej przyjdzie i naprawi wszystko; ale wam powiadam: iż Eliasz już przyszedł, wszakże nie poznali go, ale uczynili cokolwiek chcieli; takci i Syn człowieczy ma ucierpieć za nich. Tedy zrozumieli uczniowie, że o Janie Chrzcicielu mówił do nich.“ (S. Mat., roz. XVII).
Ponieważ Jan Chrzciciel jest Eliaszem, a zatem widocznie mowa tutaj o powtórnem wcieleniu Ducha Eliasza w ciało Jana Chrzciciela.
Zresztą jakiebyśmy sobie nie urobili pojęcie o powtórnem wcieleniu, czy zostanie ono przyjętem lub odrzuconem, zawsze jednak będziemy zmuszeni uledz mu w końcu, skoro istotnie istnieje; nie naruszy to bynajmniej głównej cechy całej nauki Duchów, która pozostanie głęboko chrześcijańską; opartą jest bowiem na nieśmiertelności duszy, na karze i nagrodzie w przyszłości, na sprawiedliwości Bożej, na swobodnej woli człowieka, na moralności nauki Chrystusa, — nie jest więc antyreligijną.
Rozprawialiśmy tutaj z zupełnem pominięciem nauki duchowniczej, która dla niektórych osób nie może służyć za powagę. Jeśli przyjęliśmy z innymi zdanie o wielorakości żywotów, to wcale nie dla tego, iż zostało udzielonem przez Duchy, lecz że się okazało najloiczniejszem, i że ono jedno tylko rozwiązuje zadawalająco zadania, dotąd uważane za nierozwiązalne. Gdyby teorja ta pochodziła nawet od zwykłego śmiertelnika, zawsze przyjęlibyśmy ją jednakowo, i bez wahania wyrzeklibyśmy się własnego zdania; gdy błąd został wykryty, miłość własna nawet więcej ma do wygrania, skoro przestaje upierać się przy fałszywem zdaniu. Z innej strony gdyby nawet pochodziła od Duchów, odepchnęlibyśmy ją od siebie jak i wiele innych, skorobyśmy widzieli, że jest nierozsądną, z doświadczenia bowiem poznaliśmy, że nie koniecznie wszystko jest prawdą, co od nich pochodzi, zupełnie tak jak się to spotyka i między ludźmi. Jej pierwszą zaletą w oczach naszych, że jest przedewszystkiem loiczną; prócz tego jest opartą całkowicie na faktach: faktach pewnych, materjalnych, które mogą być każdemu dostępne i widzialne, kto się tylko tym badaniom z uwagą i zastanowieniem zechce oddawać, a w obec których każda wątpliwość ustąpić powinnaby. Gdy się te fakta rozpowszechnią, podobnie obrotu ziemi i geologicznych perjodów, każdy będzie musiał wtedy uchylić się przed oczywistością, a ci wszyscy co byli jej przeciwni, znajdą, swe wynagrodzenie w dawniejszych zaprzeczeniach.
Streszczając się, przyznajemy, że nauka o wielorakości istnień objaśnia nas o wszystkiem, co bez niej nie daje się wcale wytłumaczyć; że jest wysoko pocieszającą, oraz zgodną ze sprawiedliwością najsurowszą, i jest dla człowieka kotwicą zbawienia, którą Bóg zesłał w swem miłosierdziu nieprzebranem.
Słowa samego Chrystusa nie pozostawiają pod tym względem żadnej wątpliwości. Oto co czytamy w Ewangielji podług św. Jana, rozdz. III.
3. Odpowiedział Jezus i rzekł mu: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: jeźli się kto nie narodzi znowu, nie może widzieć królestwa Bożego.
4. Rzekł do niego Nikodem: jakoż się może człowiek narodzić będąc stary? Iżali powtóre może wniść w żywot matki swojej, i narodzić się?
5. Odpowiedział Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Jeźliby się kto nie narodził z wody i z ducha, nie może wniść do królestwa Bożego.
6. Co się narodziło z ciała ciało jest, a co się narodziło z ducha, Duch jest.
7. Nie dziwuj się, żem ci powiedział: Musicie (bowiem) się znowu narodzić. (Patrz poniżej, ustęp Zmartwychwstanie ciał, n. 1010.)