Lekarz swojego honoru (Calderón, 1896)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Pedro Calderón de la Barca
Tytuł Lekarz swojego honoru
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1896
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Porębowicz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

2. Lekarz swojego honoru.
Infant Don Henryk zrzucony przez konia na ziemię i potłuczony, znajduje chwilowy przytułek w domu Don Gutierra i w nowo-poślubionej jego żonie poznaje z zadziwieniem Mencyę, której był wielbicielem. Mencya, lubo nie jest dla niego obojętna, pomna na cześć swoją i obowiązki, tłumi głos serca i powstrzymuje Infanta od niewłaściwych wynurzeń. Zrażony tem Don Henryk odjeżdża do poblizkiej Sewilli, a Don Gutierre żegna czule żonę i towarzyszy poturbowanemu księciu do miasta. Tu król Pedro każe Gutierrowi usprawiedliwić się, dlaczego porzucił swoją narzeczoną Leonorę i ożenił się z inną. Dyskretny Gutierre daje do zrozumienia, że zerwał z nią, bo miał powody podejrzywać ją o zdradę. Obecny temu dworzanin Don Arias, mimowolny winowajca niesłusznych podejrzeń, występuje w obronie posądzonej i żąda pojedynku. Podrażnieni przeciwnicy, niepomni na obecność króla, dobywają szpad i za to zostają na jego rozkaz monarszy uwięzieni. Korzysta z tego lekkomyślny Infant i wkrada się wieczorem do ogrodu Gutierra, gdzie w altanie znajduje się właśnie Mencya, i przerażonej jego napaścią zaczyna czynić wyrzuty. Tymczasem najniespodziewaniej przybywa Gutierre, któremu strażnik więzienny pozwolił na słowo wymknąć się na parę godzin do domu. Usłyszawszy głos męża za sceną, Mencya, nie życząc sobie obudzić w nim podejrzeń, zmusza Infanta do ukrycia się w mieszkaniu. Żeby następnie wyprowadzić księcia, po przywitaniu się z mężem udaje się do domu pod pozorem, żeby przyrządzić wieczerzę; i po chwili wybiega niby wystraszona obecnością jakiegoś zamaskowanego mężczyzny i jednocześnie gasi i upuszcza świecę. Zaniepokojony Gutierre wchodzi do domu jednemi drzwiami, a tymczasem drugiemi służąca wyprowadza Don Henryka. Gutierre nie znajduje więc w mieszkaniu nikogo, tylko jakiś uroniony sztylet, który zabiera i pod płaszczem ukrywa; wróciwszy zaś do ogrodu, uspakaja żonę:

Gutierre.  Jakie mary, jakie cienie
Fantazyi ci opętały?
Pilnie dom obszedłem cały,
Nie znalazłem w całym gmachu
Ani Siadu z twego strachu.
(Na stronie).
Przebóg! z twarzy mojej białéj
Pozna łacno, że jej kłamię,
Bo znalazłem ten puginał,
Co się odtąd będzie wrzynał
W serce me, aż je wyłamie.
Na teraz niech milczy ramię.
(Do Mencyi).
Mencyo, droga moja żono,
Już noc swoje chmurne łono
Pod ponury płaszcz ukrywa
I ucieka bojaźliwa
Przed jutrzenką przebudzoną.
Boleję i z żalu ginę,
Że znów samą cię zostawię
I opuszczę w tej obawie;
Lecz na spóźnioną godzinę
Bacz.
Mencya.  Niech szyję twą obwinę,
Ręce, jak bluszcz, cię oplotą.
Gutierre.  Luba moja...
Meneya  (spostrzegając sztylet).
Mężu, co to?
Na mnie wznosisz to żelazo?
Jakąż nieznaną obrazą
Zasłużyłam? Ha! tyś po to
Przyszedł... Łaski!...
Gutierre.  Co się stało,
Mencyo? Mówisz dziś, jak we śmie.
Mencya.  Nie wiem.. Coś tknęło boleśnie...
Przeczucie... Już mi się zdało,
Że tu moje blade ciało
We krwi...
Gutierre.  Wziąłem dla obrony,
Gdybym został zaskoczony.
Mencya.  Wyobraźnia moja żywa...
Gutierre.  (na stronie),
Jezu! jaka myśl straszliwa!
Mencya.  Szukając w myśli obrazy...
Gutierre.  Jakie to dziwne wyrazy! (na str.)
Tylko kiedy się odzywa
Wina, sny takie myśl trwożą.
Mencya.  Moje smutki, ma tęsknota,
Rozdrażnienie, bezochota
Ciągłe strachy we mnie mnożą.
Gutierre.  Dziś w nocy z pomocą bożą,
Jeśli stróż puści, przybędę.
Mencya.  A ja tu smutna zasiędę
Czekać. Idź! (Na stronie). O smutne zorze!
Gutierre.  (na stronie),
Ha! mam ja z tobą, honorze,
Treści na długą gawędę (wychodzą).

Tegoż samego dnia na wstawienie się Infanta obaj uwięzieni odzyskują wolność. Gutierre, dziękując za to Henrykowi, spostrzega, że jego szpada jest tej samej roboty, co znaleziony sztylet... To go naprowadza na domysł, że owym zamaskowanym mężczyzną był Infant. Ale czy z wiedzą Mencyi?... Ażeby się o tem przekonać, wraca do domu dopiero wieczorem i niepostrzeżony dostaje się do ogrodu.

Gutierre.  Śród martwoty milczenia,
Co błogosławię, choć mi noc odmienia
W cmentarz, na nędzną głowę
Kładąc się cieniem, jak niebo grobowe,
Jak złodziej, tu pod płotem
Czając się, wracam do domu z powrotem
W podłem upokorzeniu.
Mencya nic nie wie o mem uwolnieniu.
Chcę ją nieuprzedzoną
Zejść o domysłach, co mi trują łono.

Gdy się lekarzem zowę
Swego honoru, niechże mu surowe
Lekarstwo przyłagodzę.
Pacyenta mego odwiedzić przychodzę
W ten sam czas, co i wczora,
Czy też powtórzy mi cześć moja chora
Ów paroksyzm zazdrości?...
Boleść mi drogę ku prawdzie umości:
Przez ten mur ogrodowy
Przeszedłem, nie chcąc do bramy wchodowej
Pukać. Mój Boże! co za świat plugawy,
Aby w nim nie śmiał swej obelgi krwawéj
I krzywdy szukać człowiek,
By mu strach wstydu nie zamrażał powiek!
Kto wstydem zwał to — skłamał,
Bo niepodobna, by się nie wyłamał
We łzach ten ból mozolny.
Kto mówi, że czuł zazdrość i był zdolny
Zamilczeć — kłamie, lub jej nie czuł szczerze.
Czuć zazdrość w łonie i milczeć?... nie wierzę
W owej oto altanie
Zwykle wieczorem siada na dumanie.
Więc zlekka, moja części,
Od echa kroków niech liść nie szeleści;
Choć wściekłość ją popycha,
Zazdrość się skrada, niby złodziej, cicha.
(Patrzy na śpiącą Mencyę).
Piękna, jak senne mary.
O Mencyo! tak mi dochowujesz wiary?
Nie, nie mogę; — powrócę;
Wszakże mój honor cały: po co kłócę
Spokój tą podłą wojną?
Wszak ją oglądam samą i spokojną.
Lecz dlaczego przy śpiącej, —
Gdy jest z nią zawsze, — nie widzę służącej?
Szpieguje!... Myśli podła,
Już się buntujesz, jużeś mię powiodła
Na nowe podejrzenia!
Stało się; nie chcę ich mieć ani cienia.
Do reszty z nich oczyszczę
Duszę, choćbym w niej pozostawił zgliszcze.
Zagaszę najprzód świecę. (Gasi światło).
Bez światła i bez rozumu w dół lecę,
Ślepiec, ślepiec dwa razy.
By nie poznała, przytłumię wyrazy.
Mencyo! (Budzi ją).
Mencya.  Ha!
Gutierre.  Cicho, nie zdradź się szelestem.

Mencya.  Kto to?
Gutierre.  Czy nie znasz mię, luba? Ja jestem.
Mencya.  Poznaję: czyjaż inna
Stopa śmiałaby...
Gutierre.  (na stronie).Oddycham! — niewinna.
Mencya.  (na stronie). Wszedł tutaj pokryjomu. (Głośno).
Wstąpić do tego domu?
Innemu jużbym w mojej czci obronie
I dotąd nieskalanej
Cnoty ten sztylet utopiła w łonie.
Gutierre.  (na stronie). Dzięki, dzięki! Świt rany
W czeluściach duszy mej zapalił głównie. (Głośno).
Przebacz mi, Mencyo, wszedłem tak gwałtownie.
Mencya.  (na stronie). Serce mi bije; — jakie przelęknienie!...
Gutierre.  Odwagę twoją i roztropność cenię.
Mencya.  Czem zawiniłam?...
Gutierre.  Już niczem!
Mencya.  Że wasza
Wysokość w mej mię samotni przestrasza?
Gutierre.  (na stronie). Wasza wysokość? więc nie ja? Co słyszę?
Znowu w ciemnościach wiszę.
Męczarnia, piekło, walcie na mnie góry!
Mencya.  Chcesz mię narazić na śmierć po raz wtóry?
Myślisz, że każdej nocy...
Gutierre.  (na stronie).O wściekłości!
Mencya.  Zdołasz się ukryć...
Gutierre.  O niebieskie mocy!
Mencya.  Zgasiwszy światło...
Gutierre.  Ha! zabij, zazdrości!
Mencya.  I wyjść po takiej próbie
Wobec Gutierra?
Gutierre.  (na stronie).Hamulce pogubię!
Jaż-to, ten sam, co byłem?
Jeszcze oddechem swym jej nie zabiłem?
Więc drzwi nie zapewniła,
By nie wszedł; nawet przed nim się nie kryła
I tylko ją przeraża
Niebezpieczeństwo, co znowu zagraża
Tej ukochanej głowie?
Więc tak. Mej krzywdzie zemsta ma odpowie.

Dalszą rozmowę przerywa wejście służącej Hiacynty.

Mencya.  Co to? Ktoś nadchodzi.
Gutierre.  Co zrobię?
Mencya.  Skryć się trzeba.
Nie do mych komnat; tutaj... wielkie nieba!
(Don Gutierre kryje się za drzewo).
Hej!

Hiacynta.  Pani?...
Mencya.  Patrzaj, wiatr, co nakształt ducha
W fałdach zielonych tych firanek dmucha,
Podczas kiedy ja zdrzemnęłam się nieco,
Zagasił światło. Kai tu przyjść ze świecą.
Gutierre  (na stronie). W mym ogniu się zapali
Ta świeca; nie wiem, co mam począć daléj.
Jeżeli tu zostanę,
Dowie się Mencya, że wszystko mi znane,
A tak doznam dwa razy
Hańby: jednej z obrazy,
Drugiej stąd, że ją zdziwię,
Że wiem o wszystkiem, znoszę cierpliwie,
Patrzę i nie zabiję.
Oto, co zrobię, że się nie wykryje:
(Przebiega na drugą stronę i woła głośno swoim głosem).
Hola! czemu się światło tu nie pali?
Mencya.  To Gutier; nowy cios na mnie się wali!

Odrzuciwszy teraz udawanie, nie mówi wprawdzie żonie, czego się dowiedział, nie może wszakże zapanować nad swojem wzburzeniem i zdradza się różnemi aluzyami.

Mencya.  W tym sposobie
Mówisz; jesteś nieznośny
Rzekłabym — że zazdrośny.
Gutierre  (na stronie). Dość tej męki okropnéj;
Zduszę; — w zazdrości nikt nie był roztropny. (Głośno).
Zazdrośny? Wiesz ty, co to zazdrość? Wiesz ty?
Bo ja — ja nie wiem. — Zwaryuję do reszty!
Bo gdybym się dowiedział,
Gdybym...
Mencya.  Ach!
Gutierre  Spytał siebie i powiedział:
Czuję zazdrość... co zazdrość!
Gdyby zazdrości był atom, cień, mara,
Ot, tyle, ile wydała ust para
Mojego niewolnika: —
To porwałbym nędznika,
Temi rękoma ducha-bym mu zdławił
I serce mu wykrwawił
I ogniem i krwią żądzę mą zabawił,
Podłe ciało rozdeptał,
Serce zębami darł i krew mu chłeptał
I wyrwałbym mu duszę
I — na Bóg żywy — oddał na katusze,
Gdyby czuć mogła dusza tak, jak ciało!...
Jak dziwnie mówię... Ha!.. Co mi się stało?...
Mencya.  Jak straszny jesteś, mężu! Ja się boję.
Gutierre  Com mówił, życie moje?...

Tyś moje dobro, niebo, moja chluba,
Mencyo moja luba,
Przebacz, moje kochanie,
Ten wybuch śmieszny. Myśli wyuzdanie
Stworzyło wyobraźni
Jakiejś gwałtownej uczucie bojaźni.
Przysięgam i powtarzam:
Że cię uwielbiam, kocham i poważam,
Za słowa me się wstydzę.
Jezu! co mi się stało? Sam nie widzę.
Mencya  (na stronie). Strach, przerażenie wstrząsają mem łonem.
Czuję po ciele dreszcze, jak przed skonem.
Gutierre  (na stronie). Skoro się zowę honoru lekarzem,
Hańbę mą dzisiaj pokryję cmentarzem.

Przeniósłszy się do mieszkania w Sewilli, Gutierre udaje się do króla ze skargą na Infanta, a na dowód składa mu jego sztylet. Król chcąc go uspokoić, każe mu ukryć się za kotarą i wysłuchać usprawiedliwienia księcia. Na nieszczęście, zeznania Henryka okazują, że spodziewa się on z czasem pozyskać Mencyę. Nie dość na tem: unikając gniewu króla, Infant postanawia opuścić Sewillę i przesyła o tem wiadomość Mencyi z nadmienieniem, że dla niej naraził się na niełaskę monarchy. Mencya obawia się, żeby nagły odjazd Infanta nie dał powodu do uwłaczających jej plotek, postanawia listownie prosić go, aby pozostał w Sewilli. Na pisaniu listu schodzi ją Gutierre i wydziera z rąk papier.

Mencya.  Boże mój miłościwy! (Mdleje).
Gutierre.  Zakrzepła z lęku, niby posąg żywy. (Czyta).
„Wasza wysokość"... Ha! wysokość owa
Mój honor w otchłań grobową pochowa.
„Niech nie wyjeżdża".. — Dosyć!
Czyż nie wystarcza mi, że śmie go prosić?
Kroczę po nieszczęść zbyt stromej drabinie.
Tu zaraz śmierć jej zadam...
Nie. Gdzież roztropność? — Oto, co układam:
Z domu oddalę sługi,
Niedola jeno zostanie, — ja drugi.
A że mimo odkrycie
Straszne, Mencyę mą kochałem nad życie,
Uświęcę to kochanie
I na ostatnie rzewne pożegnanie
W ostatecznym podrzucie
Śmierci, jeszcze jej zjawię me uczucie.
Skoro mię. użyć takich leków zmusza,
Ciało niech ginie — lecz niech nie mrze dusza.
(Pisze i wychodzi).
Mencya  (budząc się). Panie mój! co chcesz czynić?
Nie chciej, nie chciej mię winić!
W niewinność moją samo niebo wierzy.
Twa dłoń okrutna, twe żelazo mierzy
W pierś moją? Łaski, ach, łaski! kobiecie
Niewinnej życia nie chcesz wydrzeć przecie.

Lecz co to ? Czy tu w własnej swej postaci
Nie stał Gutierre? W mej imaginacji
Nie oglądam ciała mego w fali
Wykąpanego koloru korali?
Jaki lęk mię ogarnia!
To prób śmiertelnych ostatnia męczarnia.
Złudzenie!... A jam jawą ją sądziła!
List podrę. Na com się też ośmieliła!...
Co to jest? Męża list!... Mój wyrok skonu!
Wyrazy straszne, niby jęki dzwonu. (Czyta).

„Miłość cię wielbi, honor cię nienawidzi; jeden cię zabija, druga ostrzega. Dwie godziny-ć życia daję; chrześcianka, ocal duszę, bo życie jest niemożebne“.

Co czytam! Nieba! Hiacynto, do mnie!
Nie odpowiada? Zginęłam. — Już po mnie!
Gdzie jest służba? — O, święte
Niebiosa; te drzwi — i te drzwi — zamknięte,
Bez echa głos przepada.
Jaka potworność — okrucieństwo — zdrada!
U okien grube i żelazne sztaby,
Próżny jęk... przez mur głos nie przejdzie słaby.
Przez okno wołać? Wychodzi w ogrody.
Kto się zlituje mnie nędznej i młodéj?
Gdzie pójdę? kędy stąpię?
Już chłód śmiertelny członki moje kąpie!

Nocą Gutierre krępuje Mencyę i układa na marach, poczem sprowadza chirurga i, grożąc sztyletem, zmusza go do otworzenia jej żył.

Gutierre.  Rozważne są plany moje.
Wszak mi trzeba, będąc katem,
Hańby dowód skryć przed światem.
Trucizna? — ta się wykryje;
Niepodobna ukryć rany,
Gdy żelazem cios zadany.
Tak zaś powiem, że umarła
Mimo troskliwe leczenie.
Konieczne było puszczenie
Krwi, a nikt mi nie zaprzeczy, —
Bo to są codzienne rzeczy —
Że w gorączce bandaż zdarła.
Potrzebne też było i to,
Żem go tu przywiódł z zakrytą
Do samego końca twarzą,
Bacząc, że komu tak każą
Krew puszczać zdrowej kobiecie
I gwałtem, — pośpieszy zdradzić.
Teraz w swojej opowieści
Nie zdoła na trop wprowadzić
Tego cmentarza mej części;
Ani domu nie odkryje,
Tem bardziej, że go zabiję,
Wywiódłszy w ulicę daléj.
(Edward Porębowicz).

Tajemnica wszakże wychodzi na jaw: gdy bowiem z powrotem wyprowadza zamaskowanego chirurga w ulicę, trafia na króla, który w towarzystwie dworzanina obchodzi miasto. Chirurg, przejęty zgrozą, opowiada królowi, do czego był zmuszony. Król radzi Gutierrowi, ażeby po stracie żony szukał pociechy w małżeństwie z pokrzywdzoną Leonorą, a gdy ten wzdraga się z obawy, aby go i ona nie zdradzała,daje mu do zrozumienia, że będzie mógł z nią postąpić tak samo, jak z Mencyą. Gutierre zgadza się, a Leonora bez wahania oddaje mu swą rękę.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Pedro Calderón de la Barca i tłumacza: Edward Porębowicz.