Lelewel (Wyspiański)/Akt V
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Lelewel |
Podtytuł | Dramat w 5 aktach, osnuty na tle wypadków sierpniowych w Warszawie 1831 roku |
Data wyd. | 1899 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
DEMBIŃSKI.
Pana więc pośród zgrai schwytać muszę.
LELEWEL.
Wziąłeś mocą.
DEMBIŃSKI.
Pan tę hałastrę całą wiódł, pan duszę
gubisz —
poznałem pański głos nad inne głosy!
— — — Ha zacny prezezie!
LELEWEL.
Czekam sądu spokojny.
DEMBIŃSKI.
Sąd uczynię doraźny, jako czasu wojny!
LELEWEL.
Wojna domowa, — wikłają się losy,
bratnie dłonie na siebie uderzają wzajem,
pan chcesz być kat,
pan nie masz litości nad krajem.
DEMBIŃSKI.
Nie znajdę jej dla ciebie panie, coś zawichrzył rząd,
stając mu wiecznie przeciw, i teraz na księcia
sprowadziłeś sam zgraję, —
spadnie pańska głowa!
Niechaj spadnie —
generale, jest dusza moja pójść gotowa
w dal nieznaną — precz, precz od waśni, zawiści!
Kiedyś, — po latach mnogich — wiem już, jak się ziści,
co dziś dla mnie marzeniem....
DEMBIŃSKI.
Pan jesteś, jak obłędny!
LELEWEL,
Pan obłędno działasz!
DEMBIŃSKI.
Jeźli książe zginie
tej nocy — ha prezesie, ty jesteś jedynie
winny....
LELEWEL.
Jestem winny.... lecz moje winy już się myją,
już szarzeją, już głuchną, milkną w oddaleniu
tych chwil, co teraz szybko biegą,
........
— — — — pan jesteś szalony,
bawiąc się tutaj ze mną.
DEMBIŃSKI (chodzi niespokojny po sali)
Nikogo do tej pory!
LELEWEL.
Rzucać się marnie tu, to jest stracony
czas. — Gdybyś na mieście był, wiedziałbyś rzeczy
inne, — —
że tej chwili, jako miasta gubernator,
wystąpił Krukowiecki.
DEMBIŃSKI.
Pan jesteś w mem ręku!
LELEWEL.
Równie jako waść w moich i stoję bez lęku.
DEMBIŃSKI.
Pan śmiesz mnie grozić.
Rozpoznaję w panu
zdolności, których będę wiedział, jak mam zużyć. —
Pan chcesz być pierwszy!
DEMBIŃSKI.
Będę!
LELEWEL.
Zobaczymy! —
Książe jest nieobecny — a jest ocalony —
do Warszawy nie wróci...
DEMBIŃSKI.
Pan mnie chcesz omamić.
LELEWEL.
Ja księcia ocaliłem sam.
DEMBIŃSKI.
Kłamstwo!
LELEWEL.
Bóg osądzi.
DEMBIŃSKI.
........
O panie — jeden z nas tu straszno błądzi, —
pan ocaliłeś księcia?! — Pan któryś nastawał
z klubem na nas? — — Pan klub w szachu trzyma?
Panżebyś swoich zdradzał?...
LELEWEL.
Dla mnie moich niema!!
........
Zdradzam tych, którzy czystość dusz swoich zkazili.
Bóg, co mi serce dał, zdradzić mi każe; —
jeno nie zdradzam Polski! — Przyjmuję potwarze; —
klnijcie mnie wy,
co Polski jesteście grabarze!
........
Więc mają się odrzucić precz serca i dłonie,
co są zdolne do działań, a nie mają steru?
Najgorsze złe, co u nas żywie, nam należy!
Ja szedłem do najgorszych wśród, — ja tych przymierzy
nie odpychałem — bo ja mogę ich wieść, ich kierować
i powstrzymać w zapędzie złym — a to znaczy ofiarować
olbrzymie hekatomby ludów — —
— — Ja duchem silny!
Ja rządzę! — Ja w swych sądach jestem nieomylny,
bo kocham, — —
a mych wrogów widzę jeno w dali,
nie tutaj; — — od tych wrogów niechaj nas ocali
Bóg i rycerskie dłonie....
........
Wiedz pan, że tej chwili
pod miastem stutysięczna armija jest
tych naszych wrogów
że się na miasto rusza, — że stanie u progów
jutro świtem....
........
Pan zamiast sprawować żołnierze,
mnie samowolnie tutaj na sąd bierze.
DEMBIŃSKI.
Jutro świtem?! — — —
Któż sprawił, że się korpus drugi
oddalił! Że połowa wojsk wczora odeszła!!
........
Wreszcie stanowcza bitwa! — ha możeby przeszła
burza!
Bylebyśmy się bili!
LELEWEL.
Ha! teraz pan czuje,
co stanie się. — Oto czeka nas tu oblężenie!
Walka tu, — tu w okopach, na szańcach Warszawy,
ha wiesz — rozumiesz teraz wszystkie sprawy:
— ci ludzie, co szaleją po ulicach, gawiedź,
co? oni źli są teraz, sprzeciwni, żółć trują? —
oni okopy będą sypać, — w lot zbudują!
Całe się miasto rwie do pracy, rwie do czynów;
słyszę też, że się w wojsku żołnierze buntują,
chcą bitwy — tu ją będą mieć, tutaj wawrzynów
będzie dość....
.... oto księcia osobisty,
czy tam rezydent... hej Waść, słuchaj Waść, cóż książe?!
DRUZIEWICZ (wraca)
Pan jesteś człowiek straszny.
DEMBIŃSKI.
Książe żyw?!!
DRUZIEWICZ.
Uszedł —
zdala za nim strzelono dwa razy —
........
ręce ziomków,
co w przeszlachetne to godziły serce,
niechaj będą przeklęte! — W takiej poniewierce
Polak, co Polski całej dźwigać miał sztandary!
O panie!....
(na gest Lelewela)
milczę już — strzeż Pan się kary
Bożej — — —
LELEWEL.
No, no kochasz Waść księcia.
Nic się księciu nie stało, bo strzały poszły mimo.
DRUZIEWICZ.
Myślę uszedł szczęśliwie, — bo rogatki Wolskie
mijał w mych oczach; — w ciżbę się wmięszałem,
straciłem z oczu księcia — łza mi się na oku ulągła,
DEMBIŃSKI.
Asan wracał przez miasto?!
DRUZIEWICZ.
Bodaj mi był oszczędził Bóg tego widoku!
Gdym wracał, mijam plac zamkowy,
pod kolumną Zygmunta ciecze krew —
Boże odpuść! — Słyszałem komendę:
»ognia!« —
........
gdy wypalono, jak łan się pokładli —
to wtedy ludzie zaraz wszyscy tak pobladli
i stanęli jak wryci — — tak naraz odgadli,
że się dzieje straszliwa rzecz, potworna, podła.
LELEWEL.
No, Waść wróciłeś cało.
DRUZIEWICZ.
A pana ubodła
moja powieść.
DEMBINSKI.
Więc książe ocalony! — Pan, panie Lelewel,
dziwny mąż. — — —
(w kombinacyach)
Zaraz w obóz za księciem pospieszę —
o świcie go dopędzę w kwaterze —
a Warszawiaków jutro wezmę szturmem, —
nie wierzę, by tak nagle nas tu oblegano.
Bunt stłumię, zdławię — dość już pohulano.
Pana żegnam, prezesie klubu, —
pan Sfinks!....
Do jutra! — Klub i rząd rozbity.
Jutro nie będzie rządu.
LELEWEL.
Nowy jutro będzie!
Znajdą się nowi ludzie!
Nie pan, to wiem pewno —
Pan tak głowami igra temi, co wyrosły
nad pański rozum żołnierza,
że ja pana — nie widzę — w myśli.
DEMBIŃSKI.
A tak wiem, pan zmierza
drogą najprostszą nowe kreować osoby; —
może Prądzyński....
LELEWEL.
Właśnie!!
DEMBIŃSKI.
O pan masz zasoby
coraz to nowych ludzi.
LELEWEL.
Los nam ich dostarcza.
DEMBIŃSKI.
Mógłby nam ich oszczędzić, bo zbyt nas obarcza
brzemieniem zbrodni.
LELEWEL.
Zresztą jutro rano
odbędę głosowanie. — Zobaczym, kto jutro
z urny się zlęgnie jako wódz
........
(po chwili)
Enfin, uwalnia mnie pan dumny panie.
DEMBIŃSKI (zbity z tropu milczy).
LELEWEL (po chwili)
Był już ktoś, co się na mnie targnął —
zwał się Dyktator — upadł
................
................
Ja wiem wszystkie tajnie serc,
ja wskróś dusze odgaduję, niemi władnę
........
Kiedy naród w sobie się szamoce,
gdy nad narodem ciemne rozwlekły się noce,
budzi się prorok-duch — co go powiedzie.
Ten, sam ze się zapłonie, jako słup ognisty
i będzie przed szeregiem zwartym szedł na przedzie!
Temu Bóg odda dusz jedynowładztwo!
........
Biesiada dusz!,
poznajesz Waść to duszne bractwo —
........
Jest wyższa Wola, Siła, co obala męże
a nowe wskrzesza. Wstaną i świetne pawęże
wzniosą na blank, od kędy blask zabłyśnie nowy.
Czas będzie, — przyjść ma On — wróż-piorunowy,
co w nas odrodzi czystość serc — precz my do trumny!
W walkach się naród skrzepi; nadto dumny —
przeleje strugi krwi... krew się oczyści!
........
Jest Przeznaczenie, które nami rządzi... aż się ziści
tajnych wyroków czas... jest tajemnica,
która te waśnie nasze i obłędy
stłumi....
Jest czyn,
który umysły roztargnione zwiąże,
co najbardziej zaważy na wydarzeń szali....
............
pan jeszcze nie rozumie....
.... dokąd w słowach dążę
........
Już to, — .... już....
..... oto słowa!!!
DEMBIŃSKI (w przerażeniu)
.... Armaty Moskali!!!
................
................
KRAKÓW, LUTY 1899.