Lwica (Krestovsky, 1901)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Lwica |
Pochodzenie | Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy |
Data wyd. | 1901 |
Druk | Drukarnia A. T. Jezierskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Wiktor Gomulicki |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Wśród pustyni, daleko,
Gdy zapadnie noc szara,
Chodzą lwice nad rzeką,
A za każdą lwów para.
Z paszczęk strugą czerwoną
Krew im z pianą się toczy;
Każdy grzywę zjeżoną
I iskrzące ma oczy.
Lwica zimnym jest głazem
Dla obydwóch rywali,
Lecz za sobą ich razem
Ciągnie dalej i dalej.
Wreszcie w gąszcz się przewala
I do boju znak daje:
Kto zagryzie rywala
Ten kochankiem zostaje.
I ja także, jak lwica,
Dwóch wodziłam za sobą,
Każdy z rodu i z lica
Mógł być lubej ozdobą.
Nie wybrałam żadnego,
Choć mi nieśli usługi;
Jeden był grand Diego,
Torreador był drugi.
Obaj mieli skry w oku,
Ach! i uśmiech miodowy;
Ale żaden o zmroku
Nie wszedł do mej alkowy.
Raz, północną godziną,
Zobaczyłam ich w dali,
Jak za bluszczów gęstwiną
Zdradziecko się chowali.
Ogniem pierś mi zawrzała
I wybiegłam z komnaty —
A noc była wspaniała,
Z drzew sypały się kwiaty..
Przy bluszczowej altanie
Odsłoniłam ramiona;
„Ten mnie — rzekłam — dostanie,
Kto drugiego pokona...
Dla mężnego obrazą
Serca dzielić się łupem,
Niech więc powie żelazo:
Kto kochankiem, kto trupem!”
Ledwiem rzekła, wnet w mroku
Skrzyżowały się szpady;
Grand płomienie miał w oku,
Torreador był blady...
Nagle grand się zatoczył
I padł w trawę bez życia —
Drugi do mnie przyskoczył...
Wtem straż wyszła z ukrycia.
„Stój! — krzyknęli — stój, gachu!”
I włożyli mu pęta.
Jam szeptała w przestrachu:
„O Madonno! o święta!...”
A nazajutrz, z balkona
Poszłam patrzeć bez krzyku,
Jak się wije i kona
Torreador na stryku.