Męczennica na tronie/Część III/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Męczennica na tronie
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V.

Do istot wyjątkowych, siłą nadzwyczajną obdarzonych, które walka życia podnosi i wyrabia do rozmiarów zdumiewających, należała wyśmiewana w początkach Poisson, która pod imieniem margrabiny Pompadour gra rolę tak wszechmocną w panowaniu Ludwika XV. Rozpoczyna ona od rzucenia znudzonego pana w wir nieustających rozrywek, opanowuje zmysły jego, zawładuje umysłem, nie daje spoczynku, staje się upajającym trunkiem nałogowym, bez którego wkrótce Ludwik XV obejść się nie może... Starczy na wszystko, chwyta i zagarnia wszystko, zmusza nieprzyjaciół do poddania się, nieprzejednanych wypędza, zastępuje obojętnych, wkońcu zastępuje ministrów, rządzi polityką, staje się wszechwładną.
Marja Teresa zmuszona jest jednać ją sobie słodkiem pochlebstwem, aby zyskać z Francją przymierze.
W życiu jej niema minuty straconej, nic zaniedbanego i pominiętego, czegoby nie tknęła i nie starała się sobie przyswoić.
Bawi ona człowieka, którego nic w świecie rozerwać już nie może, ale zarazem zabawia siebie po królewsku: buduje pałace, tworzy ogrody, proteguje sztukę, zajmuje się literaturą, nie spuszczając z oczu polityki, kieruje myślami Ludwika XV bez jego wiedzy.
Narada z ministrami nie przeszkadza jej dobierać wstążek do sukni, rysować na blasze, ryć na kamieniach, grać w amatorskim teatrze, pisać tysiące listów, a w Rzymie nalegać na obalenie najpobożniejszego w świecie zakonu. Wszystko to w niej godzi się, zszeregowuje, łączy tak, aby sobie nie przeszkadzało, i na przemiany porywa ją całą.
Nie należy zapominać, że ma ciągle pod bokiem nieprzyjazną sobie królową, nienawidzącego ją delfina, zajadłą Adelajdę i mnogich nieprzyjaciół, mniej więcej skrytych lub jawnych. Ale dla niej niema tajemnic, ona i król codziennie mają wyciągi z rozpieczętowywanych listów.
Począwszy od tego, że sobie uniżeniem się i łagodnością pozyskała królową, której względność dla siebie ciągle się starała utrzymać, Pompadour nie oszczędzała nikogo z rodziny, ale unikała z nią bezpośredniego zetknięcia. Nie widziała, gdy jej delfin język pokazywał, nie słyszała, gdy coś kolącego powiedział, ale wywracała to wszystko, co on i pobożny dwór starał się utrzymać. Jeżeli on wstawiał się za arcybiskupem Paryża, ona go skazywała na wygnanie; jeżeli on podtrzymywał jezuitów, ona im zagładę poprzysięgała.
Z królową, nie drażniąc jej, umiała tak postępować, że nawet w swoją pobożność rodzącą się wierzyć jej kazała. Gdy było potrzeba, szła do spowiedzi, zrywała z królem grzeszne stosunki i wyrabiała sobie tem zrzeczeniem się dostojeństwo damy pałacowej.
Przestawała być kochanką, aby objąć kierownictwo wszechwładne myśli i czynów. Zleniwiały król chętnie już na nią zdawał wszystko, a Pompadour pozwalała mu dogadzać wszelkim zachciankom, uwodzić napatrzone i podsuwane dziewczęta, z któremi miłostki szły na karb Polaków, dworzan Leszczyńskiego.
Obdarzone bogato, chwaliły się stosunkami temi, z cudzoziemcem, który choć znikał potem, powrócić obiecywał. Nie zawsze zalecana dochowywała się tajemnica, rozchodziły się o tem wieści, a że z Polaków Leszczyńskiego w Paryżu najlepiej znany był Włodek, podejrzewano go jako uwodziciela.
W ten sposób dochodząc rzuconej nań potwarzy, Włodek wpadł na trop miłostek królewskich, któremi Pompadour zabawić go usiłowała; i dobadawszy się tajemnicy małych domków, w których ukrywano uwiedzione ofiary, przejęty zgrozą i wzburzony, ze zmartwienia i upokorzenia popadł w ciężką chorobę.
Zdawało mu się, że ta rozpusta gromy z niebios na nową Sodomę i Gomorę ściągnąć musi. Ocieranie się o takie brudy rodziny ukochanego króla Leszczyńskiego, węzeł, który świętą niewiastę łączył z rozpustnikiem nieuleczonym nawet latami, zgrozą go przejęły. Nienawiść jego ku tej kobiecie, która nietylko pobłażała złemu, ale je na swoją korzyść wyzyskiwała, wzrosła do najwyższego stopnia. Ale cóż Włodek mógł przeciwko tej sile nieczystej, która tu panowała coraz samowolniej?! Chciał jechać rady i pociechy szukać w Luneville’u, lecz po namyśle przekonał się, że nicby tam zaczerpnąć nie mógł, a to coby zawiózł, starcaby nadaremnie przygnębiło i znękało.
Zamknął więc w sobie boleść, starając się tylko, aby ohydnej rozpusty tajemnica na świat nie wyszła. Rozumiał teraz, co dla drugich mogło pozostać niezrozumiałem: wszechmocność faworyty, która okupowała swoją władzę ustępstwami, na jakie żadnaby inna się nie zdobyła.
W istocie rosła potęga faworyty, i na jej skinienie wyrósł z niczego, z drobnego dyplomaty, ten, który miał nagle zostać książęciem, parem i wziąć tekę prezesa ministrów, razem z imieniem Choiseula.
W wyborze człowieka, który doskonale powołaniu i jego obowiązkom odpowiadać umiał, Pompadour dała razem dowód i trafności sądu, i szczęścia, które jej sprzyjało. Zjawienie się Choiseula i siostry jego księżny de Gramont, stanowi epokę w panowaniu Ludwika i jego polityce. Występuje on odrazu jako człowiek swojego czasu, oglądający się, oprócz łaski pańskiej, na głos opinji publicznej, na pochwałę ludzi nią kierujących, na panów filozofów i encyklopedystów. Nie potrzeba już nawet mówić, jakie przez to stanowisko zajmuje względem królowej, delfina i obozu, który ich otaczał. Jezuici znajdują w nim nieubłaganego wroga.
Przeczuwający to delfin, nie czekając, aby Choiseul oświadczył mu po czyjej stanie stronie, sam powołał go do siebie.
Historja zachowała nam rozmowę, którą delfin rozpoczął pytaniem: kiedy sprawa jezuitów na radę wniesioną zostanie?
— Mam nadzieję, że pojutrze to nastąpi — odparł Choiseul.
— Mówiono mi o tem — odezwał się delfin. — Jesteś więc pan przygotowany! Nie wątpię, żeś rzecz zbadał gruntownie.
— O ile zdołałem.
— Nie badając pana o przekonanie, jakie sobie wyrobiłeś, dodam tylko, iż mnie to najżywiej obchodzi.
— Nie wiem, jak to mam rozumieć? — odparł Choiseul odważnie. Jestem ministrem zaszczyconym zaufaniem j. król. mości i nie będę taił przed synem wielkiego monarchy mojego sposobu myślenia. Jestem stanowczo przeciwnikiem zgromadzenia.
— Mam sobie za obowiązek oświadczyć mu, że się temu całą siłą przeciwić będę.
— Jakto! w. król. wysokość byłbyś do nich tak przywiązany, iżbyś im chciał poświęcić największej wagi interesa?
— Tak jest, — odparł Delfin z żywością wielką — i gdyby potrzeba było poświęcić połowę królestwa dla utrzymania ich, uczyniłbym z niego ofiarę.
— Jakto! Najpoważniejszy z mężów kraju, następca tronu, hołduje takim przesądom? — odparł Choiseul i z niezmierną gorącością oświadczył, że gotów głową przypłacić swoją prawdomówność, ale nie powstrzyma się z objawieniem swojej myśli.
Jak delfin, tak i on w spotkaniu tem znaleźli się na krańcach przeciwnych. Wojnę wypowiedziano.
Wiadomo z dziejów, kto odniósł zwycięstwo. Pompadour przygotowywała je powoli, zbliżając się do parlamentu i potajemnie z nim zawierając przymierze, oparte na zapewnieniu, że zgromadzenie jezuitów skasowane będzie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.