Maja Liza/Proroczy placek

<<< Dane tekstu >>>
Autor Selma Lagerlöf
Tytuł Maja Liza
Podtytuł Romans
Rozdział Proroczy placek
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1925
Druk Drukarnia Concordia Sp. akc.
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. Liljecronas hemland
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PROROCZY PLACEK.

W wieczór sylwestrowy udała się pastorówna o późnej godzinie ku budynkowi browarni, gdzie mieszkała na facjatce od lat babunia, Beata Spaak. Maja Liza wiodła za rękę małą Norę i zdaleka można już było słyszeć, że idą, bowiem ile razy zeszły z drogi i zapadły w głęboki śnieg, obie krzyczały na całe gardło.
Mgła zaległa ciężka i było ciemno, że oko wykol, bo na niebie nie świecił ni księżyc, ni gwiazdy. Nie mogłyby też w żaden sposób trafić do browarni, gdyby nie odblask światła, dobywający się szparami okiennic mieszkania babki.
W okresie świąt Bożego Narodzenia odbywało się tyle przyjęć towarzyskich, zarówno po domach wieśniaczych jak i pańskich, że czasu nie starczyło i pastorostwo musieli składać wizyty aż poza Sylwestra i Nowy Rok. Maję Lizę zostawiano z reguły w domu. Dzisiaj nie pojechała pod pozorem, że musi pilnować, by czeladź dostała porządną kolację z rybą i kaszą, zupełnie jak na wigilję. Rzeczy tej mogła również dobrze dokonać klucznica.
Mimo to pastorówna nie straciła wcale doskonałego humoru, jaki miała od rana. Przed południem opowiadała małej dziewczynce bajki i śpiewała z nią kolędy, tak, że Nora nigdy może jeszcze weselszą nie była.
Po wieczerzy oświadczyła Maja Liza, że nie myśli jeszcze kłaść się spać i dziś, w noc sylwestrową, zamierza dowiedzieć się czegoś o przyszłości swojej. Spytała małej, czy chce z nią piec proroczy placek.
Nora nie miała pojęcia o proroczym placku, mimo to jednak zgodziła się bez chwili wahania. Byłaby uczyniła oczywiście to samo, gdyby pastorówna spytała, czy chce gotować zupę ze żmij.
— Nie wolno ci przez cały czas pieczenia placka ani śmiać się, ani mówić! — przykazała Maja Liza — Nie wolno też upuścić na ziemię odrobinki mąki, soli, ni kropli wody.
Małej wydało się to drobnostką, jeśli rzecz od tego jeno zależy, mogła milczeć i pozostać poważną, jak długo kto chce.
Zaraz ukazały się atoli trudności, bo proroczy placek winien być robiony przez trzy osoby, inaczej wszystko na nic, zaś Maja Liza nie wiedziała, skąd wziąć tę trzecią osobę.
Weszły do kuchni i spytały, czy któraś ze służebnych nie chciałaby wziąć udziału. Ale dziewczęta załamywały ręce nad głowami i odmówiły jedna po drugiej stanowczo, dowiedziawszy się, o co idzie. Próbowały tego już; ale przekonały się, że po zjedzeniu takiego placka nie można ani spać, ani o niczem śnić. Za skarby świata nie chciała żadna próbować tego specjału.
Pastorówna pomyślała chwilę, potem zaś rzekła:
— Musimy udać się do babuni z prośbą, by nam pomogła.
Z tego to powodu wędrowały teraz obie razem, pośród ciemnej nocy noworocznej, starając się odnaleźć drogę, przekopaną pośród wałów śniegu.
Maja Liza powiedziała, że noc sylwestrowa powinna być właśnie taka, jak dzisiejsza, a więc ciemna i niezbadana, niby przyszłość, której przeniknąć niesposób.
Babka mieszkała na pięterku browarni. Bardzo trudną rzeczą, grożącą niemal niebezpieczeństwem, było wdrapanie się po ciemku wąskiemi, wydeptanemi, stromemi i pokrytemi śniegiem schodami zewnętrznemu biegnącemi po murze. Wszyscy w Löwdali chodzili omackiem, gdyż z wyjątkiem do latarń stajennych, pastorowa świec nigdy nie wydawała.
Ale babka pewnie usłyszała, że idą goście,, bo w chwili, gdy znaleźli się w połowie schodów, otworzyła drzwi. W pokoju staruszki świecił jasno trójramienny kandelaber, a na kominku trzaskał wesoło ogień.
Babunia była to osoba wysoka, chuda i zgoła niepodobna do Maji Lizy. Inaczej też być nie mogło, bowiem była ona jeno macochą, matki pastorówny, ale kochała przybraną wnuczkę miłością taką, jakby była częścią jej krwi i ciała.
Niezawodnie znała się pani Beata na jakichś sztuczkach szatańskich, bo jakkolwiekby stały sprawy na plebanji, w jej mieszkaniu było zawsze widno, ciepło i niezmiernie czysto. Gotowała i spała w jednej jeno stancyjce. Ale niewiadomo, co stanowiło stancji ozdobę, czy łóżko, o kryte białą firanką, zwisającą u pozłacanego pręta, czy błyszczące jak srebro i złoto naczynia i porcelanowe talerze, ustawione na półkach.
Sama też wyglądała powabnie i wykwintnie, tylko ręce jej nadwerężył tak reumatyzm, że nie mogła zginać pokrzywionych palców. Trudno jej było podać rękę, gdyż nikt nie wiedział, jak ją trzymać.
Gdy pastorówna wyraziła swą prośbę, wyśmiała ją zrazu trochę, zaraz potem jednak przystała na współdziałanie i dodała, że sama czeka z roku na rok na kogoś, a rada by się dowiedzieć, czy się w tym roku zjawi.
Najlepiej było tedy zostać u babuni i wziąć się tu do pieczenia proroczego placka.
Przedewszystkiem dobyto miskę z za pieca. Wszystkie trzy ujęty miskę za brzeg i postawiły ją na małym stoliku kuchennym.
Potem musiały mieć łyżkę drewnianą. Wszystkie trzy razem, udały się do szafki w rogu, służącej babuni za spiżarnię, i dobyły łyżkę. Wracają do stołu, trzymały wszystkie łyżkę, a potem włożyły do miski.
W ten sam sposób wlały do miski trzy łyżki wody, zaczerpniętej z miedzianego dzbana, a przez cały czas żadna nie rzekła ni słowa i nie roześmiała się wcale.
Gdy tego dokonały, wsypały trzy łyżki mąki, czerpiąc ją wspólnemi siłami. Niosły mąkę razem i każdy ruch wykonywały wspólnie. Żadna nie puściła łyżki, żadna nie uśmiechnęła się, żadna też nie uroniła ni pruszynki mąki.
Potem wsypały trzy łyżki soli.
I teraz nie padło słowo, nie zjawił się uśmiech i nie wysypało się najdrobniejsze ziarnko soli.
Trudno atoli uwierzyć! Gdy już sprawa została tak daleko posunięta, nagłe spytała babunia, czy daje się smalcu do proroczego placka.
W tejże samej chwili, gdy wypowiedziała te słowa, pastorówna puściła łyżkę, padła na krzesło i wybuchła głośnym śmiechem. Nora nie puściła wprawdzie łyżki, ale napadł ją tak straszliwy śmiech, że nie mogąc się utrzymać na nogach, stoczyła się na ziemię i zwinęła w kłąbek.
Babuni trochę jeno zadrgały usta. Może nie miała potrzeby mówić, wiedziała jednak z dawnych czasów, że nie warte nic pieczenie proroczego placka, jeśli przy robocie nie zdarzy się małe niepowodzenie.
Bardzo też była rada, widząc, że Maja Liza śmieje się, zapominając swych trosk powszednich.
Uspokoiwszy się, postanowiły zacząć na nowo, bo to, co zrobiły dotąd, nie miało żadnej wartości i musiało być zniszczone.
Teraz nie szło im już jednak tak łatwo, bowiem wpadły w dobry humor.
Wlały znowu do miski trzy łyżki wody.
Ale nie doszły dalej, bo roześmiały się mimowoli. Pastorówna śmiała się najmocniej i blisko pięć minut, Nora zdołała się jakoś powstrzymać.
Mija Liza oświadczyła, że teraz muszą zapanować nad sobą, gdyż inaczej nie skończą roboty do północy.
— Wszystko pójdzie doskonale, — powiedziała babka — byleś ty się nie śmiała.
I znowu wlały wodę, mąkę i sól i wymieszały wszystko dobrze. Wszystkie trzy trzymały przy mieszaniu łyżkę, a żadna nie zaśmiała się, ani nie odezwała, ani nie upuściła niczego na ziemię.
Gdy ciasto zostało dobrze wymięszane, położyły je na patelni. Ale nie wyglądało zgoła apetycznie, przeciwnie przypominało braję, dawaną kurom, lub świniom. Było przytem twarde i połyskiwało kryształkami soli, jaką zawierało w nadmiarze.
Postawiły patelnię na ogniu i przypiekły placek po jednej stronie, potem zaś obróciły go na drugą. Ciągle wszystkie trzy trzymały łyżkę i pomagały przewracać placek.
Nareszcie był gotowy i należało go zjeść.
Nora i Maja Liza rozgorzały teraz wielkim zapałem i nie istniało już niebezpieczeństwo, by miały się śmiać, lub mówić. Myślały o tem, że danem im będzie spojrzeć w przyszłość, a tej sposobności nie chciały żadną miarą lekkomyślnie tracić.
Proroczy placek błyszczał od soli i dużo trzeba było odwagi, by go wziąć w usta. Podzielono go jednak sumiennie na trzy części i każda zabrała się mężnie do dzieła.
Nora zjadła wszystko, bo rozumiała, że tak być musi, a chciała ściśle spełnić wszystkie przepisy. Babka wzięła w usta kawałeczek mały, a i to niepewne, czy go połknęła. Maja Liza ugryzła spory kęs, ale mimo że pragnęła dowiedzieć się swej przyszłości, nie była w stanie przełknąć drugiego.
Obie dziewczęta doznały czegoś w rodzaju rozczarowania z powodu smaku placka, żadna atoli nie wyrzekła słowa. Gestem pożegnały babkę, a ona milcząc stała w progu i świeciła im, gdy szły po schodach.
Krótką drogę przez podwórze przebiegły cwałem i już teraz wydawało im się, że noc nie jest tak ciemna i nieprzenikniona. Gotowała się do zdjęcia z oblicza zasłony i ukazania im tajemnic krytych w łonie. Ale nie śmiały przystanąć i obejrzyć się.
Gdy się znalazły w kuchni, wszystkie służebne leżały już w łóżkach. Spytały je oczywiście zaraz, czy jadły placek, czy im się co śniło i co za sny miały. Ale żadna, ani Maja Liza ani Nora nie pisnęły słówka.
Nora zasnęła natychmiast, gdy tylko położyła, głowę na poduszce i nie zbudziła się aż rano, z nieznośnem pieczeniem w ustach. Ale mimo, że się wyleżała by sobie sen przypomnieć, nie była w stanie dojść, czy jej się coś śniło.
Babunia nie spała przez całą noc, ale w ciągu obchodu święta Nowego Roku była tak cicha i zadumana i jakby w śnie pogrążona, że chyba musiała się czegoś dowiedzieć.
Maja Liza długo zasnąć nie mogła i cierpiała straszliwe pragnienie. Oczywiście, nie napiła się wody, gdyż picie wody przed spaniem byłoby unicestwiło całe proroctwo.
Zbudziwszy się rano, zrazu nie mogła sobie przypomnieć, by o czemś śniła. Ale potem, w ciągu dnia wyszła raz przypadkiem za próg i stanęła pod podjazdem. W tej samej chwili drgnęła, przypomniała sobie bowiem, że we śnie stała na tem miejscu. Widziała przed sobą zjawionych w marzeniach dwu obcych ludzi, zbliżających, się do plebanji, starego i młodego. Stary rzekł, że jest pastorem Liljecrona i przyprowadza syna, który pyta, czy ma pragnienie i czy jej może podać szklankę wody.
Młodzieniec zbliżył się natychmiast z szklanką wody w ręku.
Przypomniawszy sobie, przeraziła się. Jest to bowiem rzecz pewna i nieulegająca wątpliwości, że ten, kto się zjawi dziewczynie po zjedzeniu proroczego placka i poda wodę, ten zostać musi jej małżonkiem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Selma Lagerlöf i tłumacza: Franciszek Mirandola.