Mgła (Unamuno)/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mgła |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Rój” |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia artystyczna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Tytuł orygin. | Niebla |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Gdy służący otworzył drzwi...
August po śmierci matki, która umarła przed kilku miesiącami, pozostawiając mu znaczny majątek, mieszkał wraz z kucharką i lokajem. którzy służyli oddawna w domu rodziców Augusta. Augusta łączyły ze służbą patryjarchalne i przyjacielskie stosunki. Kucharka wyszła za mąż za lokaja. Małżeństwo było bezdzietne.
Gdy więc służący otworzy swemu panu drzwi, August zapytał, czy podczas jego nieobecności nie było nikogo?
— Nie proszę pana!
Były to zapytania i odpowiedzi stereotypowe i sakramentalne, ponieważ do Augusta rzadko kto zachodził.
August wszedł do gabinetu i napisał na kartce papieru: „Wielmożna pani Eugenja Domingo del Arco“, Później wziął głowę w ręce, oparł łokcie na biurku i przymknął oczy.
„Pomyślmy najpierw o niej“ — rzekł.
Starał się odszukać w mroku blask tych oczu, które go urzekły. Chciał ożywić postać Eugenji — ale ponieważ widział ją tylko przelotnie — więc musiał dopomóc sobie wyobraźnią. Dzięki czarnoksięskim zaklęciom, wyłoniła się z jego fantazji, jakaś bliżej nieokreślona postać, otoczona mgłą marzenia. Usnął. Usnął, ponieważ ostatniej nocy cierpiał na bezsenność.
— Proszę pana...
— Ha... zawołał, budząc się!
— Podałem do stołu.
Czy to był istotnie głos służącej czy nakaz apetytu, nakaz, którego echem były tylko słowa Liduviny? Tajemnice psychologiczne! Tak myślał August, przechodząc do jadalni. Ach z tą psychologją!
Zjadł ze smakiem obiad, złożony z jajek sadzonych, befsztyku z kartoflami i kawałka sera Gruyéere. Wypił kawę i usiadł w fotelu. Zapalił cygaro i paląc myślał:
„Moja Eugenja, tak, moja Eugenja, ta, którą tworzę w samotności — nie ta z krwi i ciała, spotkana przeze mnie na ulicy, którą zna także stróżka Małgorzata: zjawisko nieistotne i przelotne. Przelotne? A jakież zjawisko takiem nie jest. Jaka jest logika zjawisk? Przypadek! Przypadek: najgłębszy rytm świata, przypadek: dusza poezji, Moje codzienne skromne życie jest odą pindaryczną, utkaną z drobnostek każdego powszedniego dnia! Życie powszednie! Chleba naszego powszedniego daj mi panie. Daj mi panie także tysiąc drobiazgów codziennych. Jeżeli ludzie nie upadają pod brzmieniem wielkich radości i wielkich smutków, to tylko dlatego, że zarówno wielkie szczęście, jak i wielkie nieszczęście otoczone jest nieskończoną mgławicą malutkich zdarzeń.
Życie jest mgłą. Terz z tej mgły wyłania się Eugenja. A kto to jest Eugenja? Zaczynam zdawać sobie sprawę, że szukałem jej oddawna. I oto gdy jej tak szukam, ona zjawia się przedemną. To tak, jakbym znalazł jakąś rzecz. Gdy się spotyka kogoś, lub znajduje coś, czy to nie dzieje się przypadkiem dlatego, że zjawiska, zdarzenia i przedmioty, współczujące temu, który szuka — wychodzą mu na spotkanie?
Czy Ameryka nie wyszła na spotkanie Kolumba? Czy Eugenja nie wyszła na moje spotkanie?
Eugenja, Eugenja, Eugenja...“
August zdziwił się, usłyszawszy dźwięk swego głosu. Wypowiedział to imię tak głośno. Służący, który w tej chwili przechodził obok jadalni, zapytał:
— Czy pan sobie czego życzy?
— Nie wołałem ciebie wcale.. Czy się nazywasz Dominik?
— Tak panie — odparł Dominik z olimpijskim spokojem.
— A dlaczego nazywasz się Dominik?
— Dlatego, że mnie tak nazywają.
— To prawda — rzekł August — nazywamy się tak, jak nas nazywają. Za czasów Homera rzeczy i ludzie mieli po dwie nazwy; jedną nadawali im ludzie, drugą bogowie. A mnie jak Bóg nazwie? Dlaczegóż nie miałbym się nazwać inaczej, niż mnie świat nazywa? Dlaczegóżbym nie mógł nazwać Eugenji inaczej, niż ją nazywa stróżka Małgorzata. Jakże nazwę Eugenję?
August wstał z fotelu, udał się do gabinetu i zaczął pisać:
„Pani! Dzisiejszego rana, gdy niebo płakało rzęsistemi łzami, spotkałem panią koło bramy domu, który jest coprawda moim demem, lecz nie ogniskiem domowem. Jak we śnie poszedłem za panią i stanąłem wkrótce przed bramą, w której pani zniknęła. Oczy pani zawiodły mnie tam, oczy pani, dwie gwiazdy bliźniacze, jarzące się w mgławicy mojego świata! Wybacz mi Eugenjo, wybacz mi, że ośmielam się nazywać cię tak poufale, tem słodkiem imieniem, wybacz mi mój liryzm. Znajduje się w stanie wiecznego liryzmu!“
— Nie wiem, co pisać dalej? Ależ tak, tak, wiem! Chociaż mam jej tyle do powiedzenia, że byłoby lepiej odłożyć zwierzenia, do chwili osobistego zobaczenia się. Mojem największem pragnieniem jest, abyśmy się poznali i pomówili swobodnie ze sobą. Później zaczną mówić nasze serca.
„Czy mnie wysłuchasz Eugenjo, czarowna istoto, spotkana na codziennej drodze życia — czy mnie wysłuchasz?
Zatracony we mgle życia, czekam na pani odpowiedź“.
I parafrazował, mówiąc: „Ten zwyczaj parafrazowania podoba mi się, ponieważ jest zupełnie niepotrzebny“.
Zakleił kopertę i wyszedł na ulicę.
— „Chwała Bogu — myślał, idąc po alei Alameda, Chwała Bogu, oto wiem już gdzie mam iść. Ta Eugenja, to prawdziwe dobrodziejstwo. Bóg dał cel mojej włóczędze! Istnieje dom, który muszę zdobyć. Mam także stróżkę, jako powiernicę.
Gdy tak maszerował, monologując pod nosem, natknął się raptem ma Eugenję. Nie dostrzegł jednak blasku jej oczu. Duchowa mgła była zbyt gęsta. Ale Eugenja ze swej strony zauważyła go.
„Kto to jest ten młody — człowiek? Przedstawia się nienajgorzej. Nie mogę powiedzieć, aby mi się nie podobał“.
Eugenja nie zdając sobie jasno sprawy, odgadła intuicyjnie, że to właśnie on prześladował ją na ulicy dzisiejszego rana. Kobiety wiedzą, nie patrząc, że ktoś patrzy na nie. Umieją także patrzeć, nie widząc.
I oboje, August i Eugenja podążyli w przeciwnych kierunkach, przedzierając się myślami przez duchową sieć pajęczą, utkaną na warsztacie ulicy. Pajęczyna ta jest delikatną, tajemniczą zasłoną, otaczającą dusze przechodniów ze wszech stron, zasłoną, na której krzyżuje się spojrzenia, pełne nienawiści, miłości, gniewu, współczucia, pożądania lub wzgardy.
August ocknął się znowu przed uśmiechniętą stróżką, Małgorzatą. Ujrzawszy Augusta, wyciągnęła prędko ręce z pod fartucha.
— Dobry wieczór, Małgorzato!
— Dobry wieczór panu!
Nie wszystkich mężczyzn na świecie nazywa się panami, moja droga. Między Augustem, a panem Augustem jest przepaść, podobna, jak naprzykład między Janem, a panem Janem. Ale to zresztą nie należy do rzeczy. Czy panienka wyszła?
— Tak, wyszła niedawno.
— A w którym kierunku poszła?
— Tam.
August zawrócił na pięcie i udał się w tę samą stronę. Lecz po chwili był już z powrotem.
— Zapomniałem oddać list.
— Proszę mi zrobić grzeczność Małgorzato i oddać ten list do rąk własnych...
— Z największą chęcią.
— Ale do rąk własnych, do tych rączek, tak bielutkich, jak klawisze pianina, których dotykają.
— Doskonale! Mam już wprawę. Oddawna doręczam listy.
— Jakto oddawna? Nie rozumiem was Małgorzato!?
— Czy pan sądzi że jest to pierwszy list tego rodzaju?
— Tego rodzaju? A czy znacie rodzaj mego listu?
— List jest taki, jak wszystkie inne. Poznałam to odrazu.
— Jakie inne?
— O Boże! Panience, chwalić Boga nie brak starających.
— Ach tak?? Lecz teraz panna Eugenja jest chyba wolna?
Hm... wolna, wolna!!? Ma niby narzeczonego, albo raczej kandydata na narzeczonego. Może go jeszcze chce poddać próbie, może... może.. czy ja wiem zresztą?!
— Dlaczego mi Małgorzata nie powiedziała o tem?
— Ponieważ się pan nie pytał.
— Racja! Tem nie mniej proszę oddać list panience. Zaczniemy walczyć! Weźcie jeszcze dura.
— Dziękuję panu serdecznie.
August odszedł z żalem, gdyż te chaotyczne, codzienne rozmówki ze stróżką zaczęły mu się podobać.
„Będziemy walczyć — mówił August, idąc wdół ulicy Alameda, tak będziemv walczyli. Ma zatem narzeczonego, czy też konkurenta? Będziemy walczyli! Militia est vita hominis super terram! Moje życie ma wreszcie cel. Eugenja musi należeć do mnie! Moja Eugenja ta, którą stworzyłem sobie, ujrzawszy przelotnie jej świetliste oczy, czy też ta, o której opowiada stróżka, Małgorzata. Wszystko jedno jaka, ale musi być moja! Będziemy walczyli! Będziemy walczyli, a ja zwyciężę! Posiadłem tajemnicę zwycięstwa! Ach, Eugenjo, Eugenjo!
August znalazł się przed wejściem do kasyna. Jego przyjaciel, Wiktor, oczekiwał go już przy szachownicy.