Miłe zatrudnienia w wolnych chwilach (Stefański)/37.
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Miłe zatrudnienia w wolnych chwilach |
Wydawca | Wydawnictwo Dzieł Ludowych K. Miarki |
Data wyd. | ok. 1920 |
Miejsce wyd. | Mikołów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Do naszych miast i miasteczek zjeżdżają często rozmaici magicy, spirytyści, dający przedstawienia, które ludność w podziw wprawiają. Wszystkie ich sztuki polegają na zręczności. Nikt chyba nie uwierzy, aby z potrzaskanych w kapeluszu jaj mógł się wylądz gołąb albo kura... w
przeciągu pół minuty; są to rzeczy przeciw naturze. Tem mniej uwierzy ktokolwiek, aby ucięta głowa, a więc głowa bez korpusu, mogła słyszeć, widzieć, mówić. A jednak pokazują nam magicy takie głowy, leżące na ustawionym na stole talerzu, które na wszystkie pytania dają odpowiedzi.
Zwykle stoły, na których ową czarodziejską głowę widzimy, są tak ustawione, że tylko spostrzegamy trzy nogi. Otóż przedstawienia takie odbywają się przy przyćmionem świetle, umieszczonem zwykle z tyłu stołu. W płycie stołu, na którym stoi talerz, znajduje się otwór tak wielki, że człowiek, siedzący pod stołem, może przez niego głowę przecisnąć; talerz bywa spajany, dokoła szyję obejmujący. W ten sposób głowa siedzącego pod stołem człowieka wygląda, jakby leżała na talerzu. Pomiędzy nogami stołu, od nogi do nogi, znajdują się lustra, które owego cudownego pod stołem człowieka zasłaniają, a na widzu sprawiają wrażenie, jakoby pod stołem była próżnia.
Figiel to stary, wynaleziony przez niejakiego Robina. Kiedy Robin dawał podobne przedstawienie, ktoś z widzów, będący w dobrym humorze, rzucił na scenę pod czarodziejski stół kamyczkiem i miasto w próżnię, trafił w lustro; w ten sposób sprawa się wydała.
Następnych kilka przykładów polega więcej na zręczności jak na złudzeniu. Weźmij, szanowny czytelniku, cztery paski papieru, każdy 2 metry długi, a 4 centymetry szeroki. Końce każdego papieru sklej gumą arabską. Powstaną stąd 4 papierowe pierścienie. Następnie nożycami przetnij wzdłuż pierwszy pierścień — powstaną oczywiście dwa pierścienie. Uczyń to samo z drugim, trzecim i czwartym papierem. Przekonasz się, że z drugiego powstanie jeden długi pierścień; z trzeciego dwa papierowe ogniwa, jak u łańcucha z sobą złączone; z czwartego jeden pierścień przewiązany. Sposób sklejania papieru wyjaśnię przy końcu niniejszego rozdziału.
Mało znanym jest następujący eksperyment. Otóż znajdujemy się w towarzystwie spirytysty, na którego skinienie duchy wiążą i rozwiązują sznurki w najdziwaczniejszy sposób. Wiadomo, że aby zrobić prawowidłowy węzeł ze sznurka, musi być przynajmniej jeden koniec wolnym. Nasz spirytysta atoli kazał jednym i drugim końcem sznurka przewiązać sobie ręce w zgięciu, tak że nie może być mowy, aby mógł sznurki z rąk ściągnąć; tymczasem wzdłuż sznurka pojawia się mniej lub więcej węzełków, a w niektóre wwiązane są, nawet pierścienie. To prawda, że spirytysta wzywający pomocy duchów, chowa zwykle ręce pod stół, — wiadomo bowiem, że przy takich eksperymentach duchy najwięcej pod stołem siedzą, gdzie sznurki guźlą i na dany znak znów je rozwięzują.
Ale dajmy spokój duchom, wypędzimy ich z pod stołu na samym końcu. Każdy z czytelników takiego spirytystę niezawodnie widział i był na przedstawieniu, na którem spirytysta laską czarnoksięską wymachując, cudów z duchami dokazywał.
Publiczność zwykle nie dowierza spirytyście i posądza go, że to on zręcznie duchy wyręczać umie.
Chciałbyś się dowiedzieć, szanowny czytelniku, o ile duchy w całem przedstawieniu brały czynny udział? — Przyjmij więc na siebie rolę spirytysty. Spraw sobie dwa sznury wełniane lub konopne, kręcone, każdy 1 metr długi, a 5 milimetrów gruby. Przeznaczone są one do wiązania rąk. Nieco grubsze i dłuższe przysposób sobie do wiązania nóg. Dla uzupełnienia przyrządów miej w pogotowiu świecę, laskę laku i dwa kawałki grubego papieru, jakiego używa się do pakowania paczek pocztowych, każdy po 10 centymetrów długi i 3 centymetry szeroki.
Tak zaopatrzony, stawasz z jednym sznurem — z owych dwóch krótszych — w ręku przed publicznością. Zakładasz go sobie powyżej zgięcia ręki prawej (zob. fig. 1.), tak że pierwszy koniec a zatrzymujesz w ręce, a krótszy b zwiesza się na zewnątrz.
Poprosisz kogo z gości, aby ci rękę w zgięciu h związał. Oczywiście nie popuszczasz końca a, lecz go pociągasz, niby pomagając, aby tem lepiej rękę skrępować; możesz zauważyć nawet, że koniec a jest potrzebny do dalszego wiązania. Ów pan, którego przywołałeś, zniewolonym będzie wiązać końcem b, przez co powstaną węzełki podobne do pierścieni (zob. fig. 2.), które łatwo zesuwać się dają. Nie zaniedbuj zachęcać, aby mocno ściągał. Gdy powstanie dostateczny szereg węzełków, każ owinąć je przysposobionym papierkiem, założyć na wierzch pozostały koniec sznurka b i do papierka go przylakować. To samo powtórz z drugim sznurem z lewą ręką. Następnie podaj ręce wstecz. Dla bezpieczeństwa, aby węzła nie zrobiono zbyt wysoko, tak że zesuwanie pętlicy byłoby zbyt utrudnionem, podtrzymaj nieco sznurki (fig. 3). Po zrobieniu węzła, usiądź na krześle i każ zwieszające się końce przywiązać mocno do niego, nareszcie swoje nogi przywiązać do nóg krzesła pozostałemi dwoma sznurami, jak tylko zechcą, gdyż o nogi tu tyle nie chodzi, ile o ręce. Gdy zasłonią cię parawanem, nie trudnem ci będzie rozluźnić na rękach pętlice i z rąk je zrzucić, nie naruszając pieczęci; wyrzucać przez parawan rozmaite przedmioty, i znowu ręce w pętlicę włożyć i przyciągnąć.
Wiązania tego używają spirytyści przy rozmaitych podobnych eksperymentach, np. zniknięciu osoby — naturalnie wtajemniczonej — z miecha zasznurowanego i opieczętowanego.
Tajemnicze ręce, wznoszące się ponad namiotem, są to wypchane rękawiczki, napuszczone masą fosforową — dlatego błyszczą — nasadzone na nożycach z drzewa (zobacz fig. 4).
Duch, przed którym niejedno serce lękliwe truchleje, jest szmatą muślinu, napuszczoną również błyszczącą masą fosforową. Tak muślinowego ducha, jak i tajemnicze ręce nosi spirytysta przy sobie jako przedmioty, nie zajmujące wiele miejsca. Nareszcie winienem, szanowny czytelniku, objaśnić cię co do dwóch eksperymentów, opisanych na początku z krążkami papierowemi. Pierwszy zawsze się uda, jeżeli złożysz zupełnie zwyczajnie obydwa końce papieru i skleisz je; w drugim przypadku zrób jednym końcem papieru pół obrotu i przyklej, to jest drugą stroną, w trzecim cały obrót, a w czwartym półtora obrotu.
Pozostaje jeszcze do objaśnienia eksperyment z węzełkami. Aby go wykonać, chwytasz lewą ręką sznurek w pośrodku, przez co powstaje pętlica, którą przeciąga się pod związaniem ręki prawej, dołem od ramienia ku ręce (zob. fig. 5), przeciągasz przez rękę, przeprowadzasz znowu górą pod wiązaniem, od ręki ku ramieniu, i przeciągasz przez rękę — i węzełek gotowy. Tak samo wwiązuje się pierścień (zob. fig. 5). Aby węzełek rozwiązać, rozciągasz go, przekładasz przez niego środkiem rękę prawą, przeciągasz pod wiązaniem górą, od ramienia ku ręce, przeciągasz przez rękę — i tak węzełek rozwiązałeś.
W wolnych chwilach możesz zabawić swoich gości i przekonać ich, jakie to „duchy“ pomagają spirytystom.
Z tych kilku przykładów przekonujemy się, że tak zwany spirytyzm jest prostem oszukaństwem. Boć człowiek nie posiada siły, aby mógł cośkolwiek uczynić, coby sprzeciwiało się prawom natury. Czy widział kto, aby rzeka w górę płynęła? Nikt! bo prawem natury musi płynąć ku niżej położonemu ujściu. Gdyby rzeka o własnych siłach płynęła w górę, a nie umielibyśmy tego sobie wytłómaczyć sposobem naturalnym, nazwalibyśmy to zjawiskiem nadnaturalnem czyli cudem. A to, co spirytyści nam pokazują, robi wrażenie cudów. Oczywiście cudami ich sztuki nie są, ani oni sami cudotwórcami; lecz są spekulantami na ludzką naiwność.
Że człowiek, posiadający ciało przez drzwi zamknięte, ich nieruszając, przejść nie może, wiemy o tem bardzo dobrze. Spirytyści tymczasem pakują człowieka w miech, zawiązują, pieczętują, — a tenże po chwili wychodzi z niego, nie naruszywszy pieczęci. W jaki sposób to się dzieje, wykazałem w ustępie o wiązaniu spirytystycznem.
Zatem spamiętajmy sobie, że żaden spirytysta nie jest cudotwórcą i cudów czynić nie może; a to, co czyni, polega na zręczności, na złudzeniu zmysłów naszych i obałamuceniu naszej uwagi.