Mohikanowie paryscy/Tom XVII/Rozdział XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Mohikanowie paryscy
Podtytuł Powieść w ośmnastu tomach
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1903
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mohicans de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom XVII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.
Rozmowa nocna hrabiego i hrabiny Rappt.

— Mów pan! zawołała księżna, spuściwszy portjerę na drzwi sypialnego pokoju i rzucając się na fotel.
— Smutna to rozmowa, którą mamy mieć z sobą, powiedział pan Rappt, udając głębokie zmartwienie.
— Jakąkolwiek ona będzie, przerwała księżniczka, bądź pan łaskaw i zacznij mówić, jestem zdecydowaną wszystko usłyszeć.
— Będę się bił, tak, jak to powiedziałaś, zaczął hrabia Rappt, pojutrze z marszałkiem de Lamothe-Houdan.
Biedna Regina zadrżała na całem ciele.
Pan Rappt mówił dalej, nie zdając się uważać wzruszenia księżniczki.
— Jaki rezultat, sądzisz, może mieć ten pojedynek?
— Panie, zawołała księżniczka bledniejąc, pańskie pytanie jest straszne, nie odpowiem na nie.
— Jednakże, ciągnął dalej hrabia, patrząc na nią z najzłośliwszym uśmiechem, ponieważ dowiedzioną jest konieczna potrzeba tej walki, powinnaś uczynić życzenie dla jednego albo dla drugiego z obu potykających się.
— Potrzeba tego pojedynku nie jest dla mnie dowiedzioną, powiedziała księżniczka Regina, zakrywając twarz.
— Widząc, jak się zarumieniłaś, Regino, jestem przeciwnego zdania. Ja ciebie znam, znam całą szlachetność twojego serca, wiem, iż nic z tego, co się tyczy honoru, nie jest ci obce i że na mojem miejscu tak samobyś postąpiła.
— O wstydzie! szepnęła z cicha biedna kobieta.
— Nie przechodźmy do przyczyn, powiedział pan Rappt, i mówmy o skutkach. Będę się bił z marszałkiem. Za kim składasz życzenia? Taką była kwestja, którą miałem zaszczyt postawić pani.
— Panie, odmawiam stanowczo odpowiedzi.
— Trzeba jednak żebyś ją dała, gdyż od twej odpowiedzi zależeć będzie szczęście lub nieszczęście twojego życia.
— Co chcesz pan przez to powiedzieć?
— Nie będę się tlómaczył, za nim usłyszę odpowiedź twoją.
— Panie, twoja natarczywość jest okrutną, muszę ci przypomnieć, że matka moja dziś umarła.
— Nie zapominam o tem, myśląc zarazem, że biję się pojutrze.
— Co ja mam począć? zawołała zrozpaczona księżniczka. Chcesz pan, żebym poszła do marszałka, rzuciła mu się do nóg, żebym błagała go, iżby zaniechał tej walki?
— Nie rozumiesz mnie, księżniczko, odparł hrabia Rappt, spoglądając wyniośle na biedną kobietę. Czy dałem ci powody, żebyś wątpiła o mojej odwadze i czy sądzisz mnie już tak podłym, że proszę kobietę, iżby załatwiła osobiście moją sprawę honorową? Poprostu zapytuję ciebie o życzenie.
— Milcz! zawołała Regina, zadrżawszy.
— Ja ciebie proszę jednem słowem, żebyś mi powiedziała, którego wolisz widzieć na marach, twojego ojca, czy też męża twej matki?
— To niegodne! szeptała płacząc księżniczka.
— To niegodne! powtórzył zimno hrabia, przyznaję, ale co chcesz? Tak się już stało. Odpowiedz więc.
— Panie, powiedziała księżniczka, błagalnie składając ręce, w imię mej matki, zaklinam cię, nie żądaj odemnie odpowiedzi w tym przedmiocie.
— Powtarzam ci, Regino, iż życie twoje i moje zależą od odpowiedzi, jaką mi dasz. Nalegam więc.
— Chcesz tego? zawołała młoda kobieta, patrząc mu bystro w oczy i podnosząc się zwolna, żeby podejść ku niemu.
— Żądam tego, Regino! przepraszam, błagam cię o to!
— Niech więc będzie, wyrzekła księżniczka, zbliżając się do hrabiego ze skrzyżowanemi rękoma. Oto jest moja odpowiedź: nienawidzę cię...
— Regino! Regino!
— Nienawidzę cię! mówiła wciąż księżniczka, o tyle, o ile serce może nienawidzieć.
— Regino! Regino! powtórzył hrabia, czerwieniejąc, Regino, strzeż się!
— Niczego się nie obawiam, powiedziała Regina, gdyż tylko ciebie mogłabym się lękać, a wiesz oddawna, czego się masz trzymać w tym względzie.
— Regino! cierpliwość ma swoje granice!
— Komu to mówisz, panie? Czyż to ja nie znam granic cierpliwości, kiedy ty jesteś u mnie i ja ciebie słucham!
— Regino, ja mogę cię zgubić, albo też ocalić!
— Masz tylko jeden sposób ocalenia mnie, wyrzekła dumnie młoda kobieta, umrzeć.
— Regino! wykrzyknął hrabia, przyskakując do księżniczki, jakby ją chciał zadławić.
Ale ona, patrząc mu chłodno w oczy, powstrzymała go, mówiąc:
— No i cóż tam takiego, mój ojcze?
Hrabia Rappt cofnął się.
— Posłuchaj mnie, powiedział.
— Nie chcę cię już słuchać.
— Trzeba jednakże.
Regina skoczyła do taśmy od dzwonka.
— Nie wołaj nikogo, wyrzekł hrabia siniejąc, odchodzę.
Lecz wyszedłszy ztąd, pójdę, wyspowiadam się przed marszałkiem.
— Co mówisz? spytała księżniczka, zbliżając się do niego.
— Marszałek, sądzi, że jesteś jego córką, powiedział hrabia, pójdę go wywieść z błędu.
— Panie! zawołała biedna kobieta, jeżeli kiedykolwiek miałeś jakie pojęcie dobrego i złego, nie zrobisz tego.
— Zrobię, jak to miałem zaszczyt pani powiedzieć, wyrzekł hrabia, odwracając się i kierując ku drzwiom.
— Panie, wołała Regina, idąc do niego, co chcesz, czego żądasz odemnie w zamian za spokój tego człowieka?
Hrabia odwrócił się, uśmiechając nieznacznie.
— Widzisz więc sama, powiedział, iż trzeba, żebyśmy się rozmówili.
— Słucham.
— Nie wracam już do kwestji twoich życzeń, podjął hrabia z miną drwiącą, zbudowałaś mnie dostatecznie pod tym względem; chciałbym wiedzieć, dodał, zanim umrę, bo możesz się domyśleć, że nie będę się bronił przeciwko temu starcowi, chciałbym wiedzieć, powiadam, czy nie będziesz miała po mojej śmierci odrobiny pobłażania dla moich błędów, widząc, jak je odważnie odpokutowałem. Chciałbym pod tym względem właśnie wiedzieć twoje zdanie pogrobowe! Człowiek, który do ciebie przemawia, Regino, jakimkolwiek jest on zbrodniarzem, dał ci życie. Chciałbym wiedzieć nie to, czy będziesz żałować twego ojca (niestety! nie zasługuję na twój żal), lecz czy się nad nim użalisz! czy go rozgrzeszysz z głębi twojej duszy! Chciałbym jeszcze wiedzieć w chwili śmierci, czy nie przyjdzie ci na myśl, iż byłem więcej nieszczęśliwy, więcej nędzny, jeżeli chcesz, aniżeli zły, i czy nie zasłużyłem przez śmierć na przebaczenie za życie. Taki był mój cel, Regino! Wybacz, jeżeli ci go nie wytłómaczyłem jaśniej.
Te słowa, wydeklamowane więcej z emfazą, niżeli z uczuciem wzruszyły jednak księżniczkę Reginę.
I tu, jeżeli nigdy, to teraz nadarza się sposobność, kochani czytelnicy, spostrzeżenia dobroci kobiet a złości mężczyzn. Oto istota dobra, uczciwa, gruntownie uczciwa, szczera aż do okrucieństwa, prawa aż do szorstkości; oto kobieta, która tylko co wyrzekła te straszne słowa: „Masz tylko jeden sposób ocalenia mi życia: umrzeć“. Otóż ta kobieta wzrusza się nad tym człowiekiem! Rozrzewnia się, słysząc odegraną rolę przez aktora, rozpatruje w sobie, zapytuje siebie: czy nie była surową, twardą, niesprawiedliwą względem tego człowieka, który z tem wszystkiem jest jej ojcem? Takiem było wzruszenie, którego doznała, słysząc zwrotkę śpiewaną przez tego histrjona.
— Panie hrabio, powiedziała, przebacz mi ostrość moich słów. Jestem śmiertelną i nie mam wcale życzeń. Odnoszę się i poddaję sprawiedliwości Bożej.
Uśmiech zadowolenia zajaśniał na twarzy hrabiego.
— Regino, wyrzekł, dziękuję ci za dobre słowa, ale bądź pewną, godzien ich jestem! Słowo człowieka, który idzie na śmierć, jest święte: Regino, przebacz mi i ulituj się mojej śmierci.
— Co sobie odemnie życzysz, panie? spytała księżniczka.
— Coś bardzo zwyczajnego Regino, twojego szczęścia.
— Nie rozumiem, wyrzekła, rumieniąc się ukochana Petrusa.
— Regino, podjął hrabia uprzejmie, jakikolwiek błąd popełniłem, zawszem cię kochał jak córkę, i jeżeliś wątpiła o tem czasami, moja to wina więcej niż twoja. Myślę więc już tylko o tobie w tej uroczystej chwili i chcę zapewnić twoje szczęście.
— Wytłómacz się, panie, rzekła księżniczka, która przeczuwała cel pana Rappta.
— Ty kochasz, powiedział tenże, człowieka szlachetnego, o ile wiem. Od czasu ostatniej naszej rozmowy wywiadywałem się o niego i dowiedziałem się, że miłość twoja nie może być lepiej umieszczoną.
— Panie! zawołała księżniczka, im dłużej cię słucham, tem mniej rozumiem do czego to wszystko prowadzi.
— Zaraz się dowiesz, odpowiedział hrabia. Proszę cię za ofiarę życia mego, ułatwij mi sposobność rozmówienia się z tym młodzieńcem.
— Nie zastanowiłeś się pan, przerwała Regina.
— Przepraszam księżniczko, o niczem więcej nie myślę, jak tylko o tem, od czasu, jak mam zaszczyt z tobą rozmawiać.
— Czego chcesz od niego? Wyzwać go może?
— Na twą matkę, Regino, przysięgam ci, że go nie wyzwę.
— A więc co masz mu do powiedzenia?
— To moja tajemnica, Regino! Lecz bądź przekonaną, iż jedynie dla ciebie chcę działać w tej chwili. Niedola, w którą cię jako ofiarę wtrąciłem, nie daje mi spokoju, chcę naprawić zbrodnię moją.
— Jeżeli tak, panie, to dlaczego nie pójdziesz do niego, chociaż nie mogę wytłómaczyć sobie celu twojego postępowania.
— Niepodobna, Regino. Widzianoby mnie jakbym wchodził i jakążbym rolę wtedy odgrywał? Pytam się? Nie! moja propozycja jest prostsza: proszę, abyś mi ułatwiła z nim rozmowę jutro, o godzinie, która ci się będzie wydawać dogodniejszą, wieczorem naprzykład.
— Panie, powiedziała księżniczka Regina, patrząc mu bystro i długo w oczy, nie wiem jaki jest twój cel, ale znam prawość charakteru pana Petrusa Herbela. Cokolwiekbądź sobie o nim myślisz, jutro o piątej będzie on tutaj.
— Nie! wyrzekł hrabia Rappt, o godzinie piątej będą tu goście, cała służba by go widziała jakby wchodził, a jabym chciał, żeby nikt nie wiedział, iż on przyszedł do pałacu. Powinnaś zrozumieć całą subtelność podobnego widzenia się. Prawie codzień wieczorem widujesz się z nim w ogrodzie. A więc pozwól mi przyjąć go w ten sam sposób, tajemniczo, incognito; jest to kaprys zapewne, ale przedśmiertny, błagam cię, uszanuj go!...
— Dlaczego w ogrodzie? zauważyła księżniczka. Dlaczego nie tu albo w oranżerj?
— Dlatego, powtarzam ci, księżniczko, że mogliby go spostrzedz, a to nie jest ani w twoim ani w moim interesie. Dowodem, że widujesz go prawie codzień wieczorem w ogrodzie; co, mówiąc nawiasem, jest prawdziwą nieroztropnością, nieusprawiedliwioną ze względu na twoją delikatną budowę...
— Lecz... przerwała żywo księżniczka.
— Lecz... przerwał jeszcze żywiej hrabia, nie rozumiem twoich uwag, chyba, że może masz do mnie jaką nieufność, na ten raz nieuzasadnioną.
Mógł był bardzo dobrze sformułować brak ufności księżniczki; dość była zrozumiałą.
Młoda kobieta myślała w samej rzeczy: „Kiedy chce się z nim widzieć wieczorem, to dlatego, że przygotowuje zasadzkę“.
— A gdybym też nieufała? wyrzekła.
— Uspokoiłbym cię, Regino, odpowiedział hrabia, mówiąc, że możesz być obecną naszej rozmowie, z daleka lub z bliska, jak zechcesz.
— Niech się więc stanie, wyrzekła Regina po chwili namysłu, jutro wieczorem o dziesiątej zobaczysz się z nim.
— W ogrodzie?
— W ogrodzie.
— W jaki sposób go uprzedzisz?
— Oczekuję na niego.
— A gdyby nie przyszedł?
— Przyjdzie.
— Otóż to jest odpowiedź kobiety zakochanej! wyrzekł lekkim tonem hrabia Rappt.
Biedna Regina zarumieniła się aż po białka.
Hrabia Rappt mówił dalej:
— Mogłoby wypaść, że nie przyjdzie właśnie tego dnia, w którym najwięcej potrzebujesz się z nim widzieć; trzeba wszystko przewidzieć. Bądź więc tak dobrą i napisz do niego.
— Dobrze! powiedziała księżniczka stanowczo, napiszę.
— Wszystko ci jedno, jeżeli zaraz do niego napiszesz, nieprawdaż?
— Napiszę zaraz po twojem odejściu.
— Nie, odparł hrabia gniewnie, nie byłbym spokojny. Napisz mu te słowa: „Nieomieszkaj za nic w świecie przyjść jutro“. Dasz mi list, a ja podejmuję się reszty.
Księżniczka Regina spojrzała na niego z rodzajem przestrachu.
— Nigdy! zawołała.
— Dobrze! powiedział hrabia, zwracając się po drugi raz w stronę drzwi, wiem, co mi pozostaje do zrobienia.
— Panie! zawołała biedna kobieta, zrozumiawszy myśl jego, napiszę.
— To co innego! mruknął głucho hrabia, któremu oczy zaświeciły radością złowrogą.
Księżniczka wzięła ćwiartkę papieru, napisała słowa podyktowane przez hrabiego, włożyła list w kopertę nie pieczętując i dała mu go, mówiąc:
— Jeżeli zdrada ukrywa się pod tem, biada ci panie hrabio!
— Jesteś dzieckiem, Regino, powiedział hrabia Rappt, biorąc list, gdy ja zajmuję się twem szczęściem, ty zanadto zapominasz, że jestem twoim ojcem.
Hrabia wyszedł skłoniwszy się z szacunkiem księżniczce, lecz zaledwie drzwi zamknął za sobą, biedna Regina tonąc we łzach i składając ręce do bolesnej modlitwy, zawołała:
— O! moja biedna matko, moja biedna matko!

Koniec tomu siedmnastego.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.