[59]
Napoiłem cię piołunem,
nakarmiłem cię cykutą,
dałem tobie miłość moją,
miłość jadem snów otrutą.
Dałem tobie miłość moją,
przepojoną serca szałem,
więc mi wybacz, że tak gorzko
i boleśnie cię kochałem.
[60]KTOŚ MI MÓWIŁ...
Ktoś mi mówił dziś o tobie wieczorem,
ktoś z pod serca tajemnicę wydzierał,
kiedy łuną purpurową nad borem
dzień upalny w bladych zmierzchach umierał.
Ktoś rozbudził w piersi dawne marzenie
i tak żary spopielałe rozdmuchał,
żem się w oczu twych zapatrzył płomienie
i w melodyę twego głosu zasłuchał.
[61]NA PRZESMUTNE TWOJE OCZY...
Na przesmutne twoje oczy
słońce rzuca blask uroczy,
wonnem kwieciem drzewa prószą,
nad przesmutną twoją duszą —
i ja kładę czucia moje
na przesmutne serce twoje.
Za zielonym, ciemnym borem
słońce zgaśnie dziś wieczorem,
wiosna minie — jak przed laty
sady strząsną wszystkie kwiaty,
jeno w sercu twem zostanie
moje wielkie miłowanie.
[62]SZEDŁEM DO CIEBIE...
Szedłem do ciebie, szedłem do ciebie
przez mroźne wichry i znojne spieki —
gasły nade mną gwiazdy na niebie,
szumiały w borach wezbrane rzeki.
Szedłem przez bory, szedłem przez rzeki
z wiosną kwitnącą, z jesienią złotą,
ja, tułacz wieczny, pielgrzym daleki,
biegiem do ciebie przed swą tęsknotą.
[63]
Myślałem: zgubię ją na tych drogach
gdzieś za górami i za lasami,
myślałem: w obcych, dalekich progach
wreszcie będziemy zupełnie sami.
Lecz my nie sami, ach! my nie sami —
patrz — na gościniec otwarte wrota
i stoi cicha pomiędzy nami
moja tęsknota... moja tęsknota.
[64]TUBEROZY
1
Rzuciłaś na mnie o świcie
więdnących tuberoz pęk;
miłości szał miałaś w oczach,
przeczucie śmierci i lęk.
Rzuciłaś na mnie o świcie
kochania i śmierci czar...
W upojonej woni tuberoz
palił mnie oczu twych żar.
[65]
Sączyły się słodkie jady,
kamieniał na twarzach lęk...
...Rzuciłaś na mnie o świcie
więdnących tuberoz pęk.
2
I spadły kwiaty więdnące,
jak białych motyli rój,
na szarą moją codzienność,
na krwawy mój pot i znój.
I spadły kwiaty więdnące
trującą wonią, jak czad,
na młodość moją bez szałów,
na starość moją bez lat.
Zatoczył się, zawirował
dokoła nas cały świat —
[66]
te kwiaty miały w kielichach
ust twoich słodycz i jad.
W tych kwiatach był twoich oczu
liliowy płomień i żar,
z tych kwiatów spływał powoli
kochania i śmierci czar.
3
Pod sercem swojem nie czułem
krwi wrzącej twojego ciała,
tyś nigdy w mojem objęciu
w dreszczu rozkoszy nie mdlała.
Nie kładłem ust rozpalonych
na bioder tych białość cudną,
sen tylko miałem o tobie
i dziś mi zapomnieć trudno.
[67]
Więc wciąż pamiętam, jak jawę,
ten sen — i wciąż mi jest smutno
i pachną mi tuberozy
słodyczą dziwnie okrutną.
I woła mnie coś do ciebie,
i woła mnie i odpycha...
Czai się rozkosz bolesna
na dnie kwietnego kielicha.
4
Śmiertelna słodycz twych ust
pachnie, jak kwiat tuberozy,
pełno w niej żaru i krwi,
bolesnej żądzy i grozy.
Śmiertelna słodycz twych ust
upaja trującym czadem,
[68]
płomieniem wżera się w krew,
do mózgu wsysa się jadem.
Śmiertelna słodycz twych ust
do ust mych zwolna się sączy...
Nie odchodź! Niech cały świat
w tym pocałunku się skończy!
5
I nagle dzień się rozwidnił,
pierzchł szał i rozwiał się lęk,
tylko na pustej pościeli
pozostał tuberoz pęk.
[69]ŁZY
Musnęła mnie gałąź bzowa,
jak twoja kochana dłoń,
rozlała się wkrąg liliowa
oddechu, czy kwiatu woń.
Zwidziało mi się w księżycu,
że wrastam w kwitnące bzy
i nie wiem, czy mam na licu
ros krople, czy twoje łzy.
[70]
Więc jąłem szukać cię w bieli
płateczków rozkwitłych bzów,
a z pustej twojej pościeli
wstały upiory mych snów.
Rozbiegły się po księżycu
podpełzły pod białe bzy —
i teraz wiem, że na licu
mam łzy, ale swoje łzy.
[71]MGŁY
Ach, jak mi ciebie żal! Ach, jak mi żal
uśmiechów, co z twych ust na zawsze zbiegły!
Ach, jak mi żal, żeś tak odeszła w dal,
w te siwe mgły, co między nami legły.
Nie bije już, niby skrzydłami ptak
pod sercem mem twe serce i nie woła...
I jesteś tu i wciąż mi ciebie brak,
więc z każdym dniem włos bielszy zgarniam z czoła.
I patrzę w noc i myślę: — To nie ty,
mój słodki śnie pod słońcem i kwiatami! —
I płyną łzy, jak piołun gorzkie łzy
na siwe mgły, co legły między nami.
[72]ZERWANA MIŁOŚĆ
Zerwana miłość — dwa słowa,
dwa słowa i więcej nic,
a łzy wybiegły z pod powiek,
a łzy stoczyły się z lic.
Zerwana miłość... Nikt nie wie,
Bóg chyba jeden i ty,
dlaczego po tych dwóch słowach
polały się z oczu łzy!