Nasi okupanci/Łopatologja

<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Nasi okupanci
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1932
Druk Drukarnia T-wa Polskiej Macierzy Szkolnej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


»Łopatologja«

WPADŁ mi w rękę fachowy artykuł p. Henryka Jasieńskiego w Przeglądzie Współczesnym p. t. Na marginesie nastrojów kryzysowych, trwałe wnioski z przemijających doświadczeń, poświęcony »regulacji urodzeń«. Autor z tak sympatycznem uznaniem powołuje się na moje artykuły w tej sprawie, że przypomniało mi to ją i dodało bodźca aby powrócić do niej raz jeszcze.
Czemu w Wiadomościach Literackich? — zapyta ktoś. Właśnie w Wiadomościach Literackich jest dla niej miejsce. Dla dwóch przyczyn. Po pierwsze, jak słusznie podnosi autor wspomnianej rozprawki, najważniejsze tu jest poruszenie opinji, zmiana nastawienia i nastrojów, oczyszczenie gruntu z zastarzałych narowów myślowych, z narosłych wiekami całemi fałszów i komunałów. I gdzież to robić przedewszystkiem, jeżeli nie w piśmie literackiem, organie tych, którzy powinni być najczulsi na objawy życia, których zadaniem jest tworzenie opinji.
A drugi powód, czemu miejsce dla tej sprawy jest w piśmie literacko-artystycznem, to że zagadnienie populacji wiąże się najściślej z kulturą kraju. Bez usunięcia tej bolączki, tak jak tkwimy po uszy w owej »pauperyzacji materjalnej«, o której mówi prof. Adam Krzyżanowski (Pauperyzacja Polski współczesnej), tak będziemy się osuwali coraz głębiej w pauperyzację duchową.
Mimo że wypowiadałem się nieraz w tej kwestji i mimo że p. Jasieński parę razy cytuje moje formuły, pozwolę sobie znów ja cytować jego. W ten sposób będzie poważniej.
Otóż, zdaniem p. Jasieńskiego, zarówno w kwestji mieszkaniowej jak w kwestji rolnej, jak w wielu innych wreszcie, wszelkie środki zaradcze, których się szuka, będą złudne, dopóki się omija to co jest główną przyczyną złego, t. j. nadmierną produkcję ludności w Polsce. Mimo że tę »horrendalnie« — jak mówi — wysoką ilość urodzeń reguluje poniekąd wysoka śmiertelność niemowląt, i tak jest ona ogromna. Powoduje to nędzę i zbrodnię. W tym polskim przyroście ludności, którym dudki tak się chełpią, szukają nasi uczeni głównego źródła różnic przestępczości, która np. w całej Szwecji daje sześćset spraw karnych rocznie, a u nas dziesięć tysięcy w samej tylko Warszawie.
Jedynie tedy — wywodzi p. Jasieński — ograniczenie przyrostu może być lekarstwem, wszystko inne jest okłamywaniem samych siebie. Pierwszem zadaniem jest uświadamiać w tej mierze ogół, wciąż o tem przypominać:

»Uporczywe przypominanie i powtarzanie przy każdej sposobności jest tu tem bardziej konieczne, że chodzi o pewne wnioski oczywiste i zgodne z elementarnie logicznem rozumowaniem, ale sprzeczne z głęboko zakorzenionemi nałogami myślowemi, a wskutek tego niepopularne, niechętnie słuchane, skwapliwie usuwane poza obręb świadomości, albo też zbywane, nawet przez ludzi nieraz pozatem rozsądnych, zapomocą tanich sofizmatów albo zdumiewających swą niefrasobliwością koziołków myślowych«.

Wszystko się zmieniło; to co było niegdyś siłą — stało się słabością; co było bogactwem — stało się nędzą; co było błogosławieństwem — stało się przekleństwem; ale, mimo zupełnej zmiany okoliczności, zabobon płodności trwa.

»Dowodzi to — mówi p. Jasieński — iście zdumiewającej bezwładności ludzkiego umysłu, który do pojęć raz wytworzonych w jakichś długo działających warunkach odnosi się już nadal jako do czegoś raz na zawsze ustalonego i słusznego, choćby te pojęcia w warunkach zmienionych stały się już dawno całkowicie zbędne i w skutkach swoich najoczywiściej szkodliwe«.

Religja — największy wróg regulacji urodzeń — częściowo ustąpiła z tego stanowiska. Niedawny zjazd anglikańskich biskupów w Londynie[1] oświadczył się za regulacją. Mimo to, powtarza się bezmyślnie, że jest ona sprzeczna z etyką chrześcijańską. Poglądów religji niepodobna zresztą dyskutować, ponieważ przesuwa ona cele człowieka i sens jego życia w inną sferę; nie dobro ludzi na ziemi jest jej przedmiotem. Dlatego trudną bywa nieraz współpraca państwa z religją, gdyż zadaniem państwa jest, bądź co bądź, ułatwiać ludziom życie — na tym świecie.
Stąd też te rozbieżności w interpretowaniu »etyki«. Dużo tu komu o etykę chodzi! Regulacja urodzeń oddawna uznana za sprawę użyteczności publicznej w Holandji, oddawna najszerzej praktykowana w Skandynawji, świeżo popierana przez najkonserwatywniejszą Izbę Lordów w Anglji, tępiona jest w liberalnej Francji. Uznaje ją zjazd biskupów anglikańskich, a bojkotują ją protestanckie Niemcy. Imperjalizm niemiecki i włoski, lęk Francji przed mnożnością sąsiadów, są przyczyną różnic w poglądach, które po staremu przemyca się pod flagą etyki; podczas gdy jest to sprawa przedewszystkiem militaryzmu, fałszywie zresztą pojętego, bo więcej z tej płodności mają więzienia, szpitale i cmentarze niż ministerstwa wojny.
Gdy chodzi o uświadamianie naszego ogółu w tej mierze, nastręcza się parę uwag. Regulacja urodzeń — mimo że ma odrębne swoje znaczenie i doniosłość — jest tylko fragmentem wielkiego ruchu, jaki dokonywa się w świecie pod znakiem reformy życia płciowego. Istnieje światowa liga tej reformy, odbywają się kongresy, biorą w ich pracach udział najwięksi pisarze. U nas prawie nic się o tem nie wie, nie mówi się o tem, nie pisze. Nietylko niema żadnej organizacji, ale niema żadnych informacyj. Dzienniki nasze, pochłonięte walkami politycznemi, nie zdają sobie sprawy z tego, że sprawy obyczajowe ważniejsze są może nawet od formy rządu i od brzmienia konstytucji.
Niema dziś w Polsce sprawy gwałtowniejszej, ważniejszej. Powinno się o niej mówić wciąż, krzyczeć, uświadamiać, działać. Powinnoby się sporządzić rodzaj katechizmu i rozrzucać go w miljonach egzemplarzy. Trzeba tam uczyć, że:
1) Płodność, którą lubimy się chełpić, jest blichtrem i klęską; jest w znacznej mierze złudna, ponieważ konsekwencją jej jest równoczesne zwiększenie śmiertelności dzieci. Otóż dziewięciomiesięczna ciąża, karmienie i hodowanie dziecka skazanego na śmierć jest olbrzymim ubytkiem kapitału, nieszczęściem rodziny, ruiną sił matki.
2) Nadmierna ilość dzieci chowanych w ciasnem mieszkaniu, bez powietrza i słońca, najczęściej niedożywionych, stale zmniejsza wartość materjału ludzkiego. Nadmiar umiera, upośledzenie zostaje.
3) Niemniej odbija się to na stronie moralnej. Ojciec zapracowany dla zbyt licznej rodziny, matka zajęta wciąż nowem rodzeniem, nie mogą się oddać wychowaniu dzieci, które chowają się same jak mogą — często w rynsztoku.
4) Zapobieganie ciąży jest najskuteczniejszym środkiem przeciw pladze poronień, których roczna liczba dochodzi wielukroć tysięcy.
5) Regulacja urodzeń jest najskuteczniejszym środkiem zmniejszenia statystyki dzieciobójstwa, samobójstw, nieślubnych dzieci, małoletnich zbrodniarzy i wreszcie — nędzy!
6) Zgodne porozumienie się celem ograniczenia ilości urodzeń jest rozwiązaniem współżycia narodów.
7) Zwalczanie akcji regulacyjnej jest typową podwójną moralnością, bo ci, co zbożnie zachwalają płodność, sami, chociaż lepiej sytuowani materjalnie, strzegą się licznych rodzin i korzystają z wszelkich zdobyczy nauki w tej mierze.
8) Regulacja urodzeń, ograniczając bezmyślną mnożność proletarjatu podnosząc tem siłę ekonomiczną kraju, może dodatnio wpłynąć na dzietność tej części inteligencji, która dziś, spauperyzowana a lepiej uświadomiona, chroni się przed dzieckiem ile może.
Szkicuję tutaj tylko kilka punktów, które należałoby dopełnić i rozpowszechniać wszystkiemi sposobami. Tymczasem odbywa się zacięta propaganda, ale w duchu wprost przeciwnym. Straszliwym faktom, głosowi nauki, koniecznościom życia, przeciwstawia się puste słowa.
Mówi się o pobudkach religijnych, wzbraniających zapobiegania ciąży. To chyba żarty! Niema tak pobożnej kobiety, któraby to brała serjo. (Druzgocących dowodów na to dostarczył świeży spis ludności. Okazało się, że w Poznańskiem, tej ostoi klerykalizmu, przyrost wynosi zaledwie 2%, podczas gdy są dzielnice, w których dochodzi 30%. Nie religja zatem, ale poprostu wyższy lub niższy stopień kultury jest tu decydujący). Naogół wszystkie robią co mogą aby uniknąć niepożądanej ciąży. Ożywają licho wie czego. Rzecz tylko w tem, że nie znają sposobów, lub używają ich źle; że mimo ich używania, zachodzą w ciążę, i wówczas, o ile warunki nie pozwalają im na urodzenie dziecka, poprostu ronią, »psują się«, jak to nazywa straszliwie obrazowy język ludu.
Agitacja za regulacją urodzeń w Niemczech, w Anglji, w Ameryce, trwa od dziesiątków lat. W wielu krajach zwyciężyła całkowicie, w innych częściowo; w niektórych zahamowana jest przemocą. U nas nie robiło się w tej mierze nic, mimo że żadne prawo tego nie zabrania. Na szczęście, zaczyna się robić. Sekcja regulacji urodzeń przy Robotniczem Tow. Służby Społecznej otwarła pierwszą poradnię; urządziła pierwszy wieczór dyskusyjny na ten temat; wydała broszurę napisaną przez lekarza p. t. Skuteczne i nieszkodliwe środki zapobiegania ciąży. Lada dzień ma być otwarta poradnia samorządowa w Łodzi.
Pisałem zresztą o tej sprawie[2] nieraz; a z faktów, które zestawiłem, nie trudno chyba ocenić znaczenie regulacji urodzeń dla poziomu kulturalnego naszego kraju. Weźmy dwie rodziny: jedna ma, w ciągu pewnej ilości lat, troje dzieci; druga, w ciągu tej samej ilości lat, ośmioro dzieci, z których pięcioro odumrze a troje się wychowa. Jasne jest, że choroby, ciąże, porody, karmienie, grzebanie, troski, bieda, pochłoną całą nadwyżkę materjalnego i moralnego budżetu, która mogłaby pójść na jakiekolwiek potrzeby duchowe.
Sądzę tedy, że dostatecznie wylegitymowałem się z przyczyn, dla których pozwoliłem sobie czytelników pisma literackiego zająć kwestją, o której zresztą teraz będzie coraz głośniej; — jestem tego pewny. Obowiązkiem każdego jest zapoznać się z nią, przemyśleć ją, a jeżeli dojdzie do przeświadczenia o jej ważności, powinien współdziałać w dążeniu do naprawy. A działać tu może każdy, gdyż, jak zaznaczyłem, chodzi przedewszystkiem o przemianę pojęć; o to aby akcja podjęta w tym kierunku spotkała się ze zrozumieniem. Skoro to nastąpi, w ciągu jednego czy dwóch pokoleń, Polska może inaczej wyglądać.





  1. Biskup Liverpoola, dr. David, ogłosił świeżo książkę pt. Małżeństwo a regulacja urodzeń, przeznaczoną — wedle jego słów — na to, »aby myślącym ludziom dopomóc, jak chrześcijańską naukę we właściwym sensie stosować i jak ją dostosować do współczesnych zagadnień życia oraz osobistych problemów«.
    »Obie wersje angielskiego modlitewnika stwierdzają — powiada biskup — że małżeńskie obcowanie płci ma, obok rozmnażania się, jeszcze inne cele. Rodzice mają nietylko prawo ale i obowiązek regulować przyrost dzieci i liczbę ich utrzymywać w możliwych granicach. Z odpowiedzialnością za nadmiar ilość dzieci rodzice nie mogą załatwić się słowami: »Dzieci Bóg zsyła«. Skoro małżeństwo uznaje równe prawa obu stron, tedy żądanie, aby kobietę chronić od zajścia w ciążę, musi być uznane. Zdobycze regulacji urodzeń dały nam moc, której nie powinniśmy odtrącać. Trzeba tylko tę siłę dobrze stosować«.
  2. »Zmysły, zmysły«... i broszura »Jak skończyć z piekłem kobiet?«





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.